Hiszpanka
"Hiszpanka", jak zapowiada reżyser filmu, to sensacyjna opowieść o grupie jasnowidzów i spirytystów, która u schyłku pierwszej wojny światowej, przy pomocy swoich zdolności parapsychicznych usiłuje uchronić polskiego pianistę i polityka Ignacego Jana Paderewskiego przed mentalnym atakiem wybitnego medium – Doktora Abuse, pracującego dla Pruskiej Armii. Intryga osnuta jest wokół wyzwoleńczej walki Polaków na chwilę przed wybuchem Powstania Wielkopolskiego, ale opowiedziana jest z wielkim dystansem do historii i ze świadomością gatunku. Plot tworzy mieszanka prawdy historycznej i fikcji, w której prawdziwym zdarzeniom nadane są nowe znaczenia i proweniencje.
gatunek: Historyczny, Kryminał, Akcja
produkcja: Polska
reżyser: Łukasz Barczyk
scenariusz: Łukasz Barczyk
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka: Hanna Kulenty
zdjęcia: Karina Kleszczewskarok produkcji: 2015
budżet: 25 milionów zł
ocena: 5,0/10
Czy
umiesz grać już w jojo?
Zawsze podchodziłem z odpowiednim dystansem do zuchwalstwa jakim wykazują się reżyserzy lub producenci filmowi mówiąc o jakimś obrazie, że jest "megaprodukcją" roku czy też "filmowym arcydziełem" jeszcze długo przed jego pokazem dla prasy. Niemniej jednak najnowsze dzieło Łukasza Barczyka zaintrygowało mnie na tyle dostatecznie, aby wybrać się na nie do kina. Czy było warto?
Fabuła produkcji z początku zdaje się być interesująca, wartka, płynna i tajemnicza. Niezwykły przepych z jakim rozpoczyna się dzieło Barczyka aspiruje do klimatów rodem z Hollywood. Jest napięcie, intryga oraz odpowiednie podłoże historyczne, które zostało skrupulatnie zaadaptowane do opowieści o magii i spirytystach. Czyż to nie jest fenomenalny pomysł? Uważam, że jak najbardziej, szkoda tylko, że jego potencjał został tak brutalnie niewykorzystany. Treść filmu już przed jego połową zaczyna się gmatwać i udziwniać co wprawia nas w zakłopotanie. Teoretycznie wiemy co się dzieje na ekranie i uważnie śledząc kolejne wydarzenia jesteśmy w stanie załapać postęp akcji, jednak z drugiej strony nie potrafimy zrozumieć, czemu niektóre zdarzenia miały miejsce. Są one niewytłumaczalne i dziwne. Widać w nich rys reżyserskiej wyobraźni oraz kreatywności, ale wizja artysty nie zawsze niesie ze sobą pewien przekaz. W "Hiszpance" mamy wiele razy do czynienia z takimi scenami, które oprócz wprowadzania nas w zażenowanie, jawią się niezrozumiałe i dziwne. Pomimo tego należy pochwalić autora przedsięwzięcia za niebywale oryginalne podejście do historii oraz sam koncept na jej opowiedzenie. Szkoda tylko, że na samym pomyśle się skończyło.
Aktorstwo wypada nie najgorzej, aczkolwiek jest sporym rozczarowaniem przy tak wielkim rozmachu przedsięwzięcia. Teatralne zagrywki, dziwna wymowa i sztuczność powodują, że nie jesteśmy w stanie kupić takiej gry na serio. Chyba, że tak właśnie miało być? Niemniej jednak najlepiej z całego nadobnego grona artystów wypada Crispin Glover, którego Dr. Abuse jest jedyną postacią, na którą z utęsknieniem się czeka. Oprócz niego ciekawą kreacją może pochwalić się Artur Krajewski i Sandra Korzeniak.
Pod względem audio-wizualnym w "Hiszpance" jest naprawdę bogato. Komputerowo wygenerowane panoramy olśniewają swoim dynamizmem i świeżością. Niespokojne tony utworów muzycznych Hanny Kuleny sieją zamęt i napięcie. Fenomenalne zdjęcia Kariny Kleszczewskiej zasługujące na Oscara® są czymś wręcz nie do opisania. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem. Efekty specjalne też prezentują się okazale. Co po chwila przelatujące sterowce, realistyczne eksplozje, starodawne budowle i wnętrza nieopisanie cieszą oko dając świadectwo, że w końcu możemy popisać się naszymi grafikami komputerowymi.
W produkcji najbardziej kuleje sens i przekaz, nad którym zastanawiając się godzinami można nie dojść do żadnych wniosków. Artyzm Barczyka przerósł chyba nawet i jego, przez co nie potrafi zaserwować nam w miarę składnej i wymownej opowieści. Chociaż jesteśmy w stanie dostrzec jego ideę i usilnie staramy się ją rozgryźć, to całość i tak pozostaje jedną wielką niewiadomą. To tak jakby po całym dniu nauki gry na pianinie ktoś zapytał by się nas: czy umiesz grać już w jojo?
Klęska "Hiszpanki" w box-office, ale także i w sferze artystycznej bardzo boli, ponieważ nie da się ukryć, że mogłoby to być rzeczywiście "filmowe arcydzieło". Mam wrażenie, że reżyser po prostu przedobrzył i zapędził się w „kozi róg” ze swoimi pomysłami. Liczę jednak na to, że jego kolejny projekt będzie bardziej zrozumiały i przystępny. Jednego Barczykowi nie można zarzucić gdyż jego historia rzeczywiście "przekracza granice wyobraźni" i powoduje, że z kina wychodzimy... No właśnie, jacy?
Fabuła produkcji z początku zdaje się być interesująca, wartka, płynna i tajemnicza. Niezwykły przepych z jakim rozpoczyna się dzieło Barczyka aspiruje do klimatów rodem z Hollywood. Jest napięcie, intryga oraz odpowiednie podłoże historyczne, które zostało skrupulatnie zaadaptowane do opowieści o magii i spirytystach. Czyż to nie jest fenomenalny pomysł? Uważam, że jak najbardziej, szkoda tylko, że jego potencjał został tak brutalnie niewykorzystany. Treść filmu już przed jego połową zaczyna się gmatwać i udziwniać co wprawia nas w zakłopotanie. Teoretycznie wiemy co się dzieje na ekranie i uważnie śledząc kolejne wydarzenia jesteśmy w stanie załapać postęp akcji, jednak z drugiej strony nie potrafimy zrozumieć, czemu niektóre zdarzenia miały miejsce. Są one niewytłumaczalne i dziwne. Widać w nich rys reżyserskiej wyobraźni oraz kreatywności, ale wizja artysty nie zawsze niesie ze sobą pewien przekaz. W "Hiszpance" mamy wiele razy do czynienia z takimi scenami, które oprócz wprowadzania nas w zażenowanie, jawią się niezrozumiałe i dziwne. Pomimo tego należy pochwalić autora przedsięwzięcia za niebywale oryginalne podejście do historii oraz sam koncept na jej opowiedzenie. Szkoda tylko, że na samym pomyśle się skończyło.
Aktorstwo wypada nie najgorzej, aczkolwiek jest sporym rozczarowaniem przy tak wielkim rozmachu przedsięwzięcia. Teatralne zagrywki, dziwna wymowa i sztuczność powodują, że nie jesteśmy w stanie kupić takiej gry na serio. Chyba, że tak właśnie miało być? Niemniej jednak najlepiej z całego nadobnego grona artystów wypada Crispin Glover, którego Dr. Abuse jest jedyną postacią, na którą z utęsknieniem się czeka. Oprócz niego ciekawą kreacją może pochwalić się Artur Krajewski i Sandra Korzeniak.
Pod względem audio-wizualnym w "Hiszpance" jest naprawdę bogato. Komputerowo wygenerowane panoramy olśniewają swoim dynamizmem i świeżością. Niespokojne tony utworów muzycznych Hanny Kuleny sieją zamęt i napięcie. Fenomenalne zdjęcia Kariny Kleszczewskiej zasługujące na Oscara® są czymś wręcz nie do opisania. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widziałem. Efekty specjalne też prezentują się okazale. Co po chwila przelatujące sterowce, realistyczne eksplozje, starodawne budowle i wnętrza nieopisanie cieszą oko dając świadectwo, że w końcu możemy popisać się naszymi grafikami komputerowymi.
W produkcji najbardziej kuleje sens i przekaz, nad którym zastanawiając się godzinami można nie dojść do żadnych wniosków. Artyzm Barczyka przerósł chyba nawet i jego, przez co nie potrafi zaserwować nam w miarę składnej i wymownej opowieści. Chociaż jesteśmy w stanie dostrzec jego ideę i usilnie staramy się ją rozgryźć, to całość i tak pozostaje jedną wielką niewiadomą. To tak jakby po całym dniu nauki gry na pianinie ktoś zapytał by się nas: czy umiesz grać już w jojo?
Klęska "Hiszpanki" w box-office, ale także i w sferze artystycznej bardzo boli, ponieważ nie da się ukryć, że mogłoby to być rzeczywiście "filmowe arcydzieło". Mam wrażenie, że reżyser po prostu przedobrzył i zapędził się w „kozi róg” ze swoimi pomysłami. Liczę jednak na to, że jego kolejny projekt będzie bardziej zrozumiały i przystępny. Jednego Barczykowi nie można zarzucić gdyż jego historia rzeczywiście "przekracza granice wyobraźni" i powoduje, że z kina wychodzimy... No właśnie, jacy?
Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz