Snippet

Londyn, koniec XIX wieku. W mieście coraz częściej pojawiają się doniesienia o bestialskich zbrodniach. Sprawcy pozostają nieznani, a gorączkowo poszukująca ich policja jest bezradna. Jedynie znany i ceniony podróżnik sir Malcolm Murray, którego córka zaginęła w niejasnych okolicznościach, oraz tajemnicza, obdarzona niezwykłym wdziękiem spirytystka Vanessa Ives są przekonani, że za morderstwa odpowiedzialne są nadprzyrodzone moce. Rozpoczynają więc własne śledztwo, a do ich zespołu dołączają także pochodzący ze Stanów Zjednoczonych rewolwerowiec Ethan Chandler oraz zafascynowany granicą pomiędzy życiem a śmiercią doktor Victor Frankenstein.
 
oryginalny tytuł: Penny Dreadful
twórca: John Logan
gatunek: Dramat, Horror 
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 27
sezonów: 3
muzyka: Abel Korzeniowski
zdjęcia: Xavi Giménez, Owen McPolin, P.J. Dillon, John Conroy
produkcja: Showtime
średnia ocena: 8,5/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






"Penny Dreadful" w wolnym tłumaczeniu mogłoby brzmieć jak: "Groza za grosza", "Grozy za grosz", "Za grosz grozy" lub "Groza za pensa" (z ang. penny – to grosz, dreadful – to coś strasznego, przerażającego). Tytuł odnosi się do wiktoriańskiego Londynu, w którym to sprzedawano pewnego rodzaju straszne historyjki w formie gazety, a kupić je można było za jednego grosza. Stąd właśnie wziął się ten tajemniczy tytuł.



Sezon 1
Coś jest nie tak z nami wszystkimi



Ocena sezonu: 7,8

Po tym jak dosłownie "napaliłem" się na produkcję i wreszcie znalazłem czas na zapoznanie się z jej treścią udało mi się ją obejrzeć w dwa dni. Niesamowicie mnie wciągnęła i zaintrygowała, ale niestety doznałem także lekkiego rozczarowania. Dlaczego? Już wyjaśniam.

Na sam początek należy wspomnieć, że już sam pomysł na "Dom Grozy" zasługuje na jakąś nagrodę. Umieszczenie wszystkich postaci z literatury grozy takich jak: Dr Frankenstein, Wilkołak, Dorian Grey, potwór Frankensteina i Dracula w jednej opowieści jest niezwykle ciekawym i śmiałym projektem. John Logan, twórca serialu zaproponował nam opowieść wykorzystującą tych znanych nam już dobrze bohaterów, których następnie umieścił w tym samym miejscu i tym samym czasie tak, aby losy ich wszystkich przeplatały się ze sobą nawzajem. Istny geniusz. Wracając jednak to fabuły produkcji należy powiedzieć, że jest ona wartka i intrygująca. Choć w akcji często zdarzają się przestoje, twórcy co chwila zaskakują nas czymś nieoczekiwanym i tajemniczym przez co wybaczamy im wszystkie wpadki. Historia jest bardzo rozbudowana i wyczerpująco opowiada nam o każdej z postaci tyle ile powinniśmy o niej wiedzieć. Oczywiście poza wyjątkiem Vanessy Ives, która jako pierwszoplanowa bohaterka dostała cały odcinek poświęcony jej trudnemu życiu. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy tutaj do czynienia z ciekawie zarysowanymi jak i sportretowanymi postaciami. Psychologia naszych bohaterów jest niezwykle złożona i mroczna dzięki czemu nigdy nie jesteśmy w stanie przeczuć ich toku rozumowania czy działania. Tak samo zresztą jest z wydarzeniami ukazywanymi na ekranie, które nie sposób jest przewidzieć. Niestety choć intryga skonstruowana przez twórców prezentuje się naprawdę dobrze to jest ona trochę rozciągnięta na te osiem odcinków. Mam wrażenie jakby czegoś jej jeszcze brakowało przez co jej potencjał nie został maksymalnie wykorzystany.

Pod względem aktorskim produkcji nie można absolutnie nic zarzucić ponieważ gra każdego z artystów jest rewelacyjna, a to wszystko dzięki świetnym doborze aktorów do swoich ról.  Nie da się jednak ukryć, że Eva Green to dosłownie perełka serialu, gdyż po raz kolejny udowodniła ona jak wielki talent posiada. Szczególnie radzę zwrócić na nią swoją uwagę przy 2 i 7 odcinku. Reszta obsady wcale nie prezentuje się z gorsza. Mamy świetnego Josha Hartnett'a w roli tajemniczego Ethana Chandler'a,  Timothyego Dalton'a jako równie skrytego Sir Malcolma oraz Billie Piper jako wybrankę serca jednego z bohaterów. Oprócz nich rewelacyjnie prezentują się: Harry Treadaway (Dr Frankenstein), Rory Kinnear (Potwór Frankensteina) i Reeve Carney (Dorian Grey).

Produkcja posiada nieziemski klimat, niczym z oldschoolowych horrorów, dzięki któremu Londyn staje się jeszcze bardziej mroczniejszy niż kiedykolwiek. Z racji, że za serial odpowiada nam stacja Showtime, mamy do czynienia również ze świetnymi efektami specjalnymi, stworzoną z wielkim rozmachem scenografią oraz rewelacyjnym wykończeniem. Do tego dochodzą jeszcze bardzo dobre zdjęcia i fenomenalna muzyka Abla Korzeniowskiego – autora soundtracku do "Ziarna Prawdy".
 

Pierwszy sezon "Penny Dreadful" okazał się całkiem nowym i ciekawym doświadczeniem, które na pewno zapadnie w mojej pamięci. Gdyby nie lekko rozwleczona intryga i świadomość, że twórcy nie wykorzystali maksymalnego potencjału opowieści zapewne byłby to rewelacyjny serial. Tak to ze smutkiem muszę mu przyznać taką, a nie inną ocenę choć wiem, że mógłby zasługiwać na znacznie większą. Może drugi sezon dostarczy mi tego czego brakowało mi tym razem? Kto wie? Wkrótce się przekonamy.





Sezon 2
Nie ma spoczynku dla przeklętych



Ocena sezonu: 8,5

Po prawie rocznej przerwie Vanessa Ives, Sir Malcolm, Ethan Chandler oraz cała reszta bohaterów serialu "Penny Dreadful" powróciła w drugim sezonie. Muszę przyznać, że ucieszył mnie ten fakt gdyż z chęcią powróciłbym do świata pełnego tajemnic, mrocznych przygód i oczywiście demonów. Zatem co takiego ma nam do zaoferowania kolejny sezon serii?

Po emocjonującej, ale niestety lekko rozczarowującej końcówce poprzedniego sezonu kolejny zaczyna się z wielkim przytupem i daje nadzieję na lepsze. Historia bez problemu potrafi nas zaintrygować i prędko wciągnąć w wir akcji. Tempo zdarzeń wyraźnie przyspieszyło w stosunku do pierwszego sezonu. Wydarzenia są znacznie ciekawsze, mroczniejsze i bardziej krwawe. Szokują, wzruszają i przyprawiają o dreszcze. Opowieść jest bardzo płynna i spójna. Dzięki rewelacyjnemu scenariuszowi Johna Logana całość ponownie sprawia wrażenie kompletnej i dopiętej na ostatni guzik opowieści z zaplanowanymi w najdrobniejszych szczegółach intrygami. Powiększenie sezonu o dodatkowe dwa odcinki otworzyło twórcy większe pole do popisu, a historia tylko z tego skorzystała. Podczas oglądania drugiego sezonu wielokrotnie doznamy zdziwienia czy też szoku, ponieważ wiele rzeczy w trakcie akcji ulega drastycznym zmianom. To, co do tej pory wiedzieliśmy na dany temat, może okazać się nic niewartym wspomnieniem, które uświadamia nas tylko, jak bardzo się myliliśmy. Dotyczy to zarówno postaci, jak i wydarzeń ekranowych. Nasi bohaterowie muszą przezwyciężyć swoje lęki, zapomnieć dawne dzieje oraz zaakceptować swoją inność, aby być w stanie stanąć do walki. Niestety mroczne siły wcale nie odpuszczają. Sprawa jest coraz bardziej skomplikowana, przeszłość jeszcze bardziej tajemnicza, a stawka niesamowicie wysoka.

W drugim sezonie powracają starzy bohaterowie, ale pojawiają się również nowi. Na pierwszym planie jednak nadal bryluje świetna Eva Green, której tajemnicza Vanessa Ives zaczęła stawać się mniej zagadkowa, niż to miało miejsce wcześniej. Wszystko to dzięki kolejnemu odcinkowi poświęconemu wyłącznie jej, który rozwiewa pewne niewiadome. Zaraz za nią jest Josh Hartnett, którego Ethan Chandler nabrał w serialu znacznie większej wagi. To samo tyczy się Timothy’ego Daltona – Sir Malcolma. Więcej czasu ekranowego, jak i ciekawszą opowieść dostają także Victor Frankenstein (Harry Treadaway), potwór Frankensteina (Rory Kinnear) oraz Dorian Grey (Reeve Carney), którego udział w pierwszym sezonie był wręcz niepotrzebny. W bardzo dobrej roli powraca Billie Piper po niezbyt przekonującej Bronie Croft. Świetnie poradziła ona sobie ze zbudowaniem od zera całkiem nowej bohaterki, która z Broną nie ma nic wspólnego. Świetna robota. Na ekran powracają także z pierwszej serii madame Kali/Poole (Helen McCrory) oraz groteskowy pan Ferdinand Lyle (Simon Russell Beale). Cała obsada spisała się świetnie i nie ma sobie kompletnie nic do zarzucenia.

Efekty specjalne stoją na bardzo wysokim poziomie, tak jak przygotowana z wielkim rozmachem scenografia. Mamy także okazję podziwiać piękne kostiumy oraz rewelacyjną charakteryzację postaci. Nie należy oczywiście zapomnieć o wyjątkowo mrocznym klimacie produkcji niczym z klasyków kina grozy i świetnie podkreślającą to muzyką Abla Korzeniowskiego. Wszystko to składa się na świetne wykończenie, którym nie każdy serial może się poszczycić.

Takim oto sposobem po nie do końca satysfakcjonującym pierwszym sezonie otrzymujemy drugi, który prezentuje się o wiele lepiej niż poprzednik. Ma wszystko to, czego brakowało mi w pierwszej serii, i dostarcza nam rozrywki na znacznie lepszym poziomie. Aczkolwiek mam wrażenie, że pan Logan jest w stanie wycisnąć jeszcze więcej ze swojej opowieści. Ma ona znacznie większy potencjał, niż można by sądzić. Na razie twórca grał ostrożnie i z rozwagą odkrywał przed nami kolejne karty, ale końcówka sugeruje nam, że czas powściągliwości minął i nadeszła pora, aby ukazać większy arsenał. Sądzę, że właśnie w taką stronę pójdzie "Dom Grozy" i wręcz olśni nas w trzecim sezonie. Już nie mogę się doczekać!






Sezon 3
Obejmij swoją ciemną stronę



Ocena sezonu: 9,2

Od ostatniego starcia pomiędzy siłami dobra i zła minął już prawie rok. Wtedy to Vanessa Ives, Sir Malcolm, Ethan Chandler oraz doktor Frankenstein musieli zmierzyć się mroczną stroną. Jedni stanęli naprzeciwko samego szatana, natomiast inni musieli się zmierzyć z własnymi demonami. Emocjonująca końcówka przyniosła kilka istotnych zmian. Pożegnaliśmy niektórych bohaterów jak i dotychczasowego wroga. Jednakże siły zła nie zamierzają odpuścić przez co na horyzoncie pojawia się nowy przeciwnik, który nie da spokoju Vanessie oraz jej towarzyszom. Czy nasi bohaterowie pokonają również tego wroga?

Po istotnie emocjonującej końcówce poprzedniego sezonu w "Domie Grozy" zaszło sporo znaczących zmian. Przede wszystkim pod względem postaci głównej bohaterki Vanessy Ives, na której ostatnio stoczona walka zostawiła nieodwracalne ślady. Oprócz tego drogi naszych postaci się rozeszły. Każdy z naszych bohaterów ruszył własną ścieżką zostając przy okazji zdanym na samego siebie. Wszyscy dobrze wiemy, że gdy grupa się rozdziela dużo łatwiej jest ją wyeliminować. Osoba za osobą... Już po pierwszych zapowiedziach nowego sezonu dało się wyczuć, że nadchodząca seria będzie wyjątkowa. Już w pierwszym odcinku twórca serii nam pokazał klasę samą w sobie udowadniając wszystkim, że w istocie sezon trzeci będzie niczym objawienie. Co ciekawe w istocie tak jest, albowiem ten sezon nie dość, że wyróżnia się na tle pozostałych, to jest również najlepszym z całej serii (tak jak przepowiadałem). Gotowi na ekstremalne doświadczenia? Omawianie sezonu należy rozpocząć od pierwszego epizodu, który w najnowszej serii jest niezwykle istotnym elementem napędowym dla całej produkcji. Tym razem John Logan odważnie wkracza w nową serię i serwuje nam rozpoczęcie jakiego do tej pory nie widzieliśmy. Historia nie tyle co ukazuje nam nowe postacie, ale również ukazuje losy pozostałych bohaterów przez co prawie nikt nie zostaje pominięty. Wartka akcja, szokujące wydarzenia ekranowe oraz świetnie ukazana opowieść tylko wzmacniają nam apetyt na więcej, a historia prezentuje ogromny potencjał. Jednakże czy twórca go nie zmarnował? Ci co oglądali już "Dom Grozy" wiedzą, że John Logan nigdy nie zawodzi, a w tym przypadku również nie zrobił wyjątku. Fabuła najnowszej serii jest nieziemsko intrygująca, zabójczo wciągająca oraz niewyobrażalnie uzależniająca. Wydarzenia ekranowe jeszcze nigdy przedtem nie były tak ciekawe i zajmujące, a akcja serialu tak wartka i świetnie przemyślana. Historia ekranowa jest niezwykle dopracowana dzięki czemu nie ma mowy o nudzie wiejącej z ekranu ani prze chwilę. W "Penny Dreadful" nawet sceny pozbawione jakiejkolwiek akcji są niezwykle emocjonujące, albowiem wartkie tempo zdarzeń zastępują rewelacyjnie napisane kwestie dialogowe, które tworzą niezapomniane konwersacje pomiędzy naszymi bohaterami. Twórca nie wciska w serial na siłę akcji, która miałaby przyspieszyć bieg zdarzeń, albowiem jest on w stanie nadrobić jej brak wciągającą fabułą oraz niezwykle konsekwentnym tonem prowadzenia opowieści, który jest unikatowy dla tej serii. Zaskakujące jest również to, że pomimo tak dużego rozbicia postaci, które rozjechały się dosłownie we wszystkie strony świata twórca jest w stanie bez zgrzytów i do tego z niezwykłą lekkością opowiedzieć nam ich historię. Nie ma czegoś takiego jak niewystarczająca ilość czasu dla jakiejkolwiek postaci. W nowym sezonie każdy z bohaterów dostaje tyle czasu ile potrzebuje, aby jego wątek był kompletny, a postać w pełni wyeksploatowana. Dzięki niezwykłej umiejętności scenopisarskiej John Logan był w stanie pogodzić to wszystko nie zapominając przy okazji o wątku głównym, który w istocie jest kluczowy dla całej serii. Co ciekawe losy Vanessy w trzecim sezonie również są znacznie ciekawsze niż wcześniej, albowiem tym razem niczego nie jesteśmy pewni. Nowa seria jest jeszcze bardziej owiana mrokiem i tajemnicą niż wcześniejsze, przez co coraz trudniej nam wyczytać intencje niektórych postaci, a w szczególności Vanessy. Całość jest przykryta gruba warstwą mgły, która przysłania prawdę oraz ogranicza nam do niej dostęp. Informacje podawane są z niezwykłym umiarem, tak aby nie powiedzieć na za dużo, ale żeby zrobić nam niesamowity apetyt na to co ma nastąpić. Nie obędzie się bez wielu szokujących zwrotów, akcji, które tylko podkreślają tajemniczość serii oraz potwierdzają, że niczego nie możemy być pewni. Nawet wtedy gdy myślimy, że już wszystko wiemy i sądzimy, że nic nas nie zaskoczy. Wtedy właśnie twórcy zwalają nas z nóg kolejnymi szokującymi wydarzeniami. A całość jest podana w niezwykle lekkiej i jak nigdy przystępnej formie. Historia jest tak pasjonująca, że dosłownie ciężko się od niej oderwać, a nowi bohaterowie wnoszą do niej świeży powiew jak również wiele nowych i ekscytujących możliwości. Pan Logan nie boi się ich wszystkich użyć dzięki czemu maksymalnie wykorzystuje potencjał całej fabuły praktycznie nie zostawiając nic w zanadrzu. No może za wyjątkiem postaci Jekylla jak i pani Hartdegen, których losy naprawdę ciekawie się zapowiadają, ale z wiadomych powodów nie doczekamy się ich realizacji. Niemniej jednak ich udział w historii jest kluczowy przez co konieczne było ich wprowadzenie. Tak czy siak nie zdziwię nikogo mówiąc, że pod względem fabularnym trzeci sezon to istna perełka. Aż trudno w to uwierzyć mając na uwadze poprzednie serie, ale w istocie John Logan przeszedł samego siebie.

Drugą najważniejszą rzeczą w "Penny Dreadful" po fabule są oczywiście nietuzinkowe postacie. Już w pierwszym sezonie to zbiorowisko odznaczało się niespotykaną wyjątkowością, a teraz wszystko mamy o zdwojonej sile. Bohaterowie choć udają silnych w gruncie rzeczy są rozdarci pomiędzy tym co słuszne i konieczne, a tym co dla nich najlepsze. Co ciekawe ich intencji nie da się poznać w łatwy sposób, albowiem skrywają się oni pod maskami usilnie starając się zatuszować swoje prawdziwe przekonania. Jednakże ich ochrona jest również swego rodzaju okazją do namysłu. Czy to co do tej pory robili było dobre, czy chcą to nadal robić, a może porzucić te plany i zacząć robić coś od nowa? Te pytania nieustannie będą dręczyć naszych ulubieńców. Relacje pomiędzy niektórymi postaciami są niezwykle toksyczne, a zdobyte już zaufanie jest dane z dużym dystansem. Nigdy tak naprawdę nie wiemy i nie możemy się spodziewać co uczynią nasi bohaterowie, albowiem są oni nieprzewidywalni. Każdy ich ruch to zagadka jak i pewien schemat działania, według którego działają. Jednakże największą zagadką dla nas jest oczywiście postać Vanessy Ives. Tym razem twórcy ukazują nam drastyczne zmiany jakie zachodzą w naszej bohaterce oraz w jej postrzeganiu świata jak i samej siebie. Dzięki kolejnemu i najlepszemu odcinkowi poświęconemu wyłącznie tej sylwetce dowiadujemy się ostatnich brakujących informacji na temat jej przeszłości jak i demona, który ją prześladuje. W tej iście wybitnej kreacji mamy fenomenalną Evę Green, która po raz kolejny udowadnia nam jak dobrą jest aktorką. W tym sezonie zaraz obok niej mamy całkiem nową postać, a mianowicie Dr Seward w wykonaniu fenomenalnej Patti LuPone znanej nam z zeszłego sezonu jako Wycinaczkę żon. Dzięki panu Loganowi ta fenomenalna aktorka powróciła do serii i już od pierwszego ujęcia była w stanie zahipnotyzować nas swoją obecnością. Jej postać jest niezwykle wyrazista oraz bardzo intrygująca przez co prędko nawiązuje więź z Vanessą. Albowiem Dr Seward jest jej lekarką i stara się pomóc Vanessie przezwyciężyć przeszłość jak i przyszłość. Ciekawymi losami może pochwalić się również Ethan Chandler, którego postać została dokładnie omówiona w tym sezonie. W tej roli świetnie zaprezentował się Josh Hartnett. Na potyczki Sir Malcolma (bardzo dobry Timothy Dalton) również należy zwrócić uwagę tak samo jak na poczynania Lili (fenomenalna Bellie Piper) i Doriana (również dobry Reeve Carney), którzy również dostają więcej czasu ekranowego niż wcześniej. Jednakże postacią, która drastycznie wyewoluowała jest Potwór Frankensteina, który tym razem jest już pewnego rodzaju jedną z głównych postaci. Bardzo spodobała mi się jego historia oraz to jak twórca wynagrodził tego bohatera w tym sezonie. Brawa dla świetnego Roryego Kinneara. Nie należy również zapominać o samym Victorze Frankensteine (jak zawsze zjawiskowy Harrry Treadaway), który również nieco namiesza. Jak już wcześniej wspomniałem do grona nowych postaci dołączył Dr Jekyll grany przez Shazada Latifa. Jest on przyjacielem Victora z okresu studiów i aktualnie pomaga mu nad jego nowym lekarstwem. Do obsady dołączył również  Christian Camargo jako tajemniczy pan Sweet – kustosz Muzeum Historii Naturalnej w Londynie oraz Perdita Weeks jako Catriona Hartdegen. Niestety potencjał zarówno postaci Dr Jekylla jak i Catriona Hartdegen nie zostały w pełni wykorzystane co oczywiście nieco mnie smuci, ale ich pojawienie się było znaczące i nie można mówić, że niepotrzebne. Ogólnie rzecz biorąc ciekawie jest spojrzeć pod sam koniec na naszych bohaterów, albowiem od razu udaje nam się dostrzec zmiany jakich każdy doznał. Zarówno Sir Malcolm, Victor Frankenstein, Potwór, Lili, Etha i oczywiście Vanessa. Dopiero teraz nasi bohaterowie uświadomili sobie co jest w życiu tak naprawdę ważne i jak należy żyć. Bardzo piękna jest ta końcowa refleksja, która urzeka nas przekazem, że kiedyś każdy z nas zrozumie swoje błędy i będzie starał się je naprawić.

Pod względem technicznym "Dom Grozy" znowu nie zawodzi. Fenomenalne scenografie, przepiękne kostiumy, bardzo dobre zdjęcia i ujmująca muzyka Abla Korzeniowskiego. Te wysokie standardy towarzyszyły nam już od pierwszego sezonu co oznacza, że staja Showtime przywiązuje wielką wagę do swoich produkcji i stara się uczynić je jak najlepszymi. Jednakże każdy z nas wie, że w "Penny Dreadful" tak naprawdę najważniejszy jest ten nietuzinkowy klimat, którego nie da się pomylić z żadną inną produkcja telewizyjną. Jeszcze nigdy nie oglądałem serialu z tak wyrazistą, gęstą, a zarazem urzekającą atmosferą.

Niestety nic nie trwa wiecznie tak więc "Dom Grozy" również nie mógł. Po trzech wspaniałych sezonach twórca oficjalnie pożegnał się z fanami jak i serialem na dobre. John Logan wyznał, że jego zamiarem było skończenie serialu na trzech sezonach i zamknięciem losów naszych bohaterów. Muszę przyznać, że nasz scenarzysta wykonał zadanie fenomenalnie. Zakończenie serii jest idealnym zwieńczeniem tej wspaniałej serii, które na zawsze zostanie w mojej pamięci. Pełne emocji, miłości, oddania, ale też smutku i bólu. Niezwykle piękna i wymowna końcówka potrafi niesamowicie nas wzruszyć, że aż łzy napłyną do oczu. Jednakże z drugiej strony pozostawia po sobie pewnego rodzaju pustkę, która jest niczym dziura po zadanym ciosie. Przykro, że jeden z oryginalniejszych seriali ostatnich lat skończył się i już do nas nie powróci, ale z drugiej strony cieszę, że John Logan miał pomysł jak zakończyć losy wszystkich bohaterów i że nie ciągnął opowieści na siłę przez kolejne pięć sezonów. Zakończenie serialu w takim miejscu i na takim poziomie również jest sztuką. Dziękuje panu Loganowi z stworzenie tak unikatowego świata, zebraniu tylu rewelacyjnych aktorów w jednej produkcji oraz ukazaniu nam przejmujących zmagań z demonami, swoją wiarą jak i samym sobą. Albowiem w "Domie Grozy" to najbardziej pokrzywdzone zawsze były postacie, którym nie dane było żyć normalnie. Gorąco polecam serial wszystkim zainteresowanym, a sezon trzeci uważam za najlepszy ze wszystkich. Co jak co, ale twórca wiedział, ze jak odejść to z tarczą, a nie na tarczy.
 
Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Dorastanie bywa trudne, także dla Riley. Jak każdym z nas, bohaterką kierują uczucia: Radość, Strach, Gniew, Odraza i Smutek. Kiedy dziewczyna jest zmuszona porzucić swoje dotychczasowe życie na środkowym zachodzie USA, ponieważ jej ojciec dostał pracę w San Francisco, usiłuje dostosować się do nowej sytuacji. Chociaż Radość, najważniejsze uczucie, robi wszystko, by utrzymać pozytywną atmosferę, Riley nie jest łatwo odnaleźć się w nowym mieście, domu i szkole…

gatunek: Animacja, Fantasy, Komedia
produkcja: USA
reżyser: Pete Docter
scenariusz: Michael Arndt
czas: 2 godz. 4 min.
muzyka:  Michael Giacchino
rok produkcji: 2015
budżet: 175 milionów $
ocena: 9,0/10










 
Co nam tam w głowie siedzi?



Studio PIXAR znane jest ze swoich słynnych animacji, które wpisały się już na stałe w kanon filmów animowany. Niestety ostatnie lata dla wytwórni nie były łatwe. Po wielkim sukcesie jakim było "Toy Story 3" zdawało się, że dobra passa minęła. "Auta 2"  będące kontynuacją produkcji z 2006 roku nie do końca sprostowały wszystkim oczekiwaniom. Później pojawiła się "Merida Waleczna", która była chyba jeszcze większym rozczarowaniem, a sequel "Potworów i Spółka" czyli "Uniwersytet Potworny" okazał się po prostu dobry. Po pewnym czasie w końcu pojawił się zwiastun nowego filmu wytwórni i od pierwszego momentu kiedy go zobaczyłem wiedziałem, że będzie to hit! Jak się teraz okazało miałem rację.

Fabuła produkcji nie tyle co opowiada o życiu Riley, ale głównym jej trzonem są emocje wewnątrz głowy bohaterki, które odpowiednio kierują nią i podpowiadają jej jak należy postąpić w danej sytuacji. To właśnie one są głównymi postaciami filmu ponieważ to od nich zależy charakter naszej Riley. Takim oto sposobem mamy: Radość, Smutek, Odrazę, Strach i Gniew, które napędzają akcję produkcji. Ta zaś jest bardzo wartka i niesamowicie wciągająca. Historia, którą opowiadają nam twórcy okazuje się być niezwykle intrygującą i kreatywną opowieścią o przemianach jakie zachodzą w nas podczas ciągłego dorastania oraz jak na nasze emocje wpływają czynniki zewnętrzne. Poprzez błyskotliwe podejście do sprawy zaserwowano nam animację nafaszerowaną mnóstwem niuansów i odnośników do życia codziennego. Oprócz tego bajka jest świetnie wyważona i posiada zarówno humor jak i elementy dramatu. Potrafi zaskoczyć i wzruszyć, ale zawsze w granicach rozsądku. Kończąc się Happy End'em dostarczy niezwykłego morału, który na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Jak już wcześniej wspominałem na pierwszym planie mamy emocje, które siedzą w głowie naszej bohaterki. Są to postacie ciekawie nakreślone, które bez problemu od razu polubimy. W polskiej wersji językowej głosu im użyczyli: Małgorzata Socha, Kinga Pries, Maja Ostaszewska, Cezary Pazura i Szymon Kuśmider. Dubbing jak zawsze przy animacjach wypadł świetnie i nie można mu niczego zarzucić.

Grafika także nie ma czego sobie zarzucić ponieważ jest to najwyższej klasy animacja, w której postacie wyglądają bardzo realistycznie, a ich oglądanie to czysta przyjemność. To samo tyczy się niezwykle barwnego świata wspomnień Riley, którego konstrukcja zakrawa o geniusz. Kolejnym smaczkiem produkcji jest świetna muzyka Michaela Giacchino – zdobywcy Oscara® za soundtrack do bajki "Odlot".

Temat jaki twórcy wzięli na warsztat nie był łatwy. Musieli oni wykazać się niezwykłą kreatywnością i intelektem przy tworzeniu "W głowie się nie mieści" gdyż, tak naprawdę ich celem było pokazanie reakcji człowieka na dane emocje. Do tego wybrali okres przemiany dziecka w nastolatka co wiązało się z kompletną zmianą w życiu emocjonalnym. Efekt ten można zaobserwować nawet po zmianach panelu kontrolnego, który z prymitywnego zmienia się w coraz to bardziej rozbudowany. Świadczy to o tym, że człowiek jest bardzo złożoną istotą i ciągle się rozwija. Zresztą to nie wszystko. Podczas prawie dwu-godzinnej przygody z animacją zobaczymy także jak twórcy w bardzo pomysłowy sposób podeszli do zagadnienia snów, pamięci długotrwałej czy też podświadomości.

Wniosek jest jeden. Jeśli PIXAR w ogóle miał kiedykolwiek złą passę to ona właśnie minęła. "W głowie się nie mieści" jest seansem dopracowanym na ostatni guzik, w którym wykorzystano niezwykle kreatywne rozwiązania wraz ze świetnym pomysłem i życiowym przekazem. Tak mądrej bajki jeszcze nie widzieliście – zapewniam ;). Jedyne "ale" jakie mogę wystosować przeciwko tej produkcji to fakt, że jest ona głównie dla dorosłych. Oczywiście nie zastrzegam, że dzieciom nie będzie się ona podobać. Jestem wręcz pewien, że nasze pociechy świetnie będą się na niej bawić, ale jej sens, przesłanie, dialogi i mnóstwo innych niuansów pozostaną dla nich nieodkryte. Dopiero jak będą starsze i do niej powrócą to wtedy odkryją te wszystkie rzeczy, na które nie zwróciły wcześniej uwagi i zrozumieją co straciły.

Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

 

Każdego roku do Parku Jurajskiego na Isla Nublar przybywają miliony turystów, by z bliska podziwiać odtworzone genetycznie dinozaury. Tymczasem w laboratoriach trwają prace nad kolejnymi mutacjami genetycznymi, w wyniku których naukowcy powołują do życia dinozaura o cechach tyranozaura, karnotaura i welociraptora. Monstrum jest większe, groźniejsze, inteligentniejsze i… wymyka się spod kontroli.

gatunek: Przygodowy, Sci-Fi 
produkcja: USA
reżyser: Colin Trevorrow
scenariusz: Derek Connolly, Colin Trevorrow, Rick Jaffa, Amanda Silver
czas: 2 godz. 4 min.
muzyka:  Michael Giacchino
zdjęcia: John Schwartzman
rok produkcji: 2015
budżet: 150 milionów $
ocena: 7,8/10











 
Nie ma to jak stary dobry T-Rex


Ostatnio nastała pewna moda związana z przywracaniem do życia klasyków kina poprzedniego wieku. Widzieliśmy już jak George Miller reaktywował swoją serię "Mad Max" za sprawą nowego filmu, a teraz swoich sił w branży próbuje Colin Trevorrow z kontynuacją "Parku Jurajskiego" w reżyserii Stevena Spielberg'a. Od premiery oryginału minęły 22 lata, ale zafascynowanie niesamowitymi stworzeniami jakimi w istocie były dinozaury wcale nie słabnie. Można by powiedzieć, że owe stwory nieprzerwanie fascynują nie tylko naukowców, ale także zacne grono pasjonatów gatunku. Niemniej jednak powrót do klasyki zawsze budzi obawy związane z klęską produkcji. Czy w takim przypadku "Jurassic World" będzie  porażką czy sukcesem na miarę "Mad Maxa: Na drodze gniewu"?

Colin Trevorrow wyszedł z podobnego założenia co twórcy pierwszej części i też postanowił  przedstawić nam park tematyczny poświęcony dinozaurom. Jednakże tym razem nie jest to tylko marzenie, ale istotnie fakt. Reżyser wykreował świat w którym wizja Hammond'a ziściła się, a potwierdzeniem tego są tłumy turystów odwiedzających park każdego dnia. Wszystko jest świetnie stworzone i pokazuje miejsce w takim stopniu realistyczne, że mogło by istnieć naprawdę. Twórcy udało się z niezwykłą dokładnością ukazać wyspę oraz park jako świetnie zorganizowany obiekt, w którym każde posunięcie jest rejestrowane za pomocą najnowszej technologii. I już na tym etapie pojawia się pierwsze z nawiązań do oryginału. Takich "smaczków" będzie jeszcze dużo, dużo więcej i nie okażą się one tylko nic nieznaczącymi połączeniami z oryginałem, ale istotnie dodadzą produkcji wiarygodności.

Historia przedstawiona w filmie już od samego początku potrafi nas zaintrygować. Dostarcza ciekawego wstępu, który błyskawicznie przenosi nas w wir akcji spowodowany przez jedną z najnowszych atrakcji parku. Oprócz tego fabuła posiada liczne wątki poboczne, które świetnie dopełniają opowieść. Reżyser dobrze wie kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić, aby nie przeładować obrazu samą akcją. Dzięki temu dzieło jest świetnie stonowane i znajduje czas zarówno dla bohaterów jak i pełnych adrenaliny potyczek. Zdarzenia ekranowe potrafią wywołać przyspieszone bicie serca i zgrozę, ale mogą także zaskoczyć lub wzruszyć. Wartka akcja pozwala nam zapomnieć o bożym świecie przez co dosłownie nas "pochłania", a seans mija wręcz niepostrzeżenie.

W składzie aktorskim znalazły się same gwiazdy, a wśród nich Chris Pratt znany ze "Strażników Galaktyki". Zaraz obok niego Bryce Dallas Howard i Irrfan Khan. Na dalszym planie mamy ekranowe rodzeństwo czyli Ty Simpkins'a i Nicka Robinson'a. Pojawia się także Vincent D'Onofrio, Oar Sy i BD Wong jako Dr Henry Wu. Świetne aktorstwo i rewelacyjnie wykreowane postacie podnoszą tylko rangę produkcji.

Całość dopełniają rewelacyjne efekty specjalne oraz świetne zdjęcia. Do tego mamy jeszcze bardzo energiczną oprawę muzyczną Michaela Giacchino i lekki humor, który z pewnością nas rozśmieszy. Nie da się jednak ukryć, że film głównie opowiada o tym jak niebezpieczne są eksperymenty genetyczne oraz, że prehistoryczne stwory to nie zwykłe zwierzęta, które można trzymać w zamknięciu. Oprócz tego twórcom udaje się stworzyć kilka ciekawych wątków związanych z wykorzystaniem tych prehistorycznych stworzeń do rozmaitych celów.

Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że kontynuacja takiego hitu jak "Park Jurajski" naprawdę się uda i że będzie to film na poziomie. Głównie przy tego typu produkcjach brakuje twórcom pomysłu, a tutaj on jest i prezentuje się świetnie!


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Urodzona na początku XX wieku piękna Adaline jako dwudziestolatka ulega wypadkowi, na skutek którego przestaje się starzeć. To co wydaje się spełnieniem marzeń o nieśmiertelności, z czasem przynosi dramatyczne konsekwencje. Adaline musi się ukrywać przed władzami, które chcą poddać ją eksperymentom. Wciąż podróżując, zmieniając tożsamość traci kontakt z najbliższymi, którzy starzeją się na jej oczach. W końcu Adaline znajduje miłość, dla której warto wyrzec się nawet nieśmiertelności. Ale czy to możliwe?

gatunek: Melodramat
produkcja: USA
reżyser:Lee Toland Kriger
scenariusz: J. Mills Goodloe, Salvador Paskowitz
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka:  Rob Simonsen
zdjęcia: David Lanzenberg
rok produkcji: 2015
budżet: 25 milionów $
ocena: 7,2/10











 
Uciekając przed miłością


Z produkcjami typu melodramat zawsze jest problem ponieważ z reguły każda z takowych produkcji bazuje na podobnych schematach. On przystojny ona piękna. Zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia (to akurat nie zawsze występuje), zbliżają się do siebie i "kochają". Następnie pojawiają się konflikty i problemy, które doprowadzają do momentu kiedy jedna ze stron (z reguły jest nią kobieta) odpycha od siebie partnera i wszystko zadaje się być skończone. Dopiero pod koniec filmu okazuje się jednak, ze istnieje wybaczenie, a to co łączyło parę naszych bohaterów to prawdziwa miłość. Jakież to piękne i smutne zarazem. Patrząc się na "Wiek Adaline" z góry dostrzeżemy mnóstwo takich podobieństw, ale tym razem produkcja może pochwalić się czymś innym.

Fabuła produkcji jak już wspomniałem we wstępie nie charakteryzuje się niczym szczególnie godnym uwagi. Wątek głównych bohaterów jest bardzo schematyczny, przewidywalny i prosty. Nie ma w nim nic nadzwyczajnego. Trzeba jednak przyznać, że twórcy bardzo starannie podeszli do sprawy i stworzyli obraz składający się ze schematów i podobieństw, które tak nie rażą jak w innych tego typu produkcjach. Są świetnie zakamuflowane pod piękną otoczką tła oraz wątków pobocznych. Dzięki temu całość jest bardzo lekka i przyjemna w odbiorze. Natomiast największym atutem produkcji jest jej niekonwencjonalne podejście do miłości poprzez wzgląd na niestarzejącą się bohaterkę. Reżyser opowiada nam historię z pogranicza faktów i fikcji. Do dopełnienia opowieści wyjaśnia przyczyny stanu głównej bohaterki i trzeba przyznać, że niezwykle lekko i bezboleśnie idzie nam przyswajanie tych informacji choć definitywnie są one irracjonalne. Oprócz tego ciekawym zabiegiem okazują się tutaj retrospekcje ukazujące życie naszej postaci na przestrzeni wieku.

W skład obsady produkcji wchodzi piękna Blake Lively, która świetnie poradziła sobie z przedstawieniem swojej bohaterki.  Oprócz niej oczywiście na ekranie pojawia się Michiel Hiusman w roli tego jedynego, Ellen Burstyn jako córka Adaline, Katy Baker, Harrison Ford jako miłość Adaline sprzed lat oraz Anthony Ingruber czyli młodsza wersja (dosłownie) Harrisona Forda.

Całość prezentuje się naprawdę dobrze jeżeli by patrząc na efekt końcowy. W jego skład wchodzi jeszcze klimatyczna muzyka oraz ciekawe plenery. Twórcy oprócz tego poruszają w filmie wiele ciekawych kwestii związanych z ciągłym upływem czasu, który najwidoczniej zapomniał o jednej z osób. Dlatego też dochodzi do niezwykle poruszających i niecodziennych konwersacji matki z córką, z których ta druga jest staruszką, a pierwsza nadal piękną młodą kobietą. Bohaterowie poruszają także kwestie miłości i zakochania się, które nie działają w świecie, w którym nie można zestarzeć się wspólnie.

Pomimo tego, że wątek główny "Wieku Adaline" jest utartym do bólu schematem film nadrabia całkiem sporo innymi ciekawymi zabiegami jak i pomysłami dzięki którym historia okazuje się być przyjemnym i bezproblemowym seansem. Nie da się jednak ukryć, że gdyby nie wyjątkowa kreatywność twórców, historia byłaby po prostu kolejnym melodramatem bez polotu.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Prześladowany przez demony przeszłości Mad Max uważa, że najlepszym sposobem na przeżycie jest samotna wędrówka po świecie. Zostaje jednak wciągnięty do grupy uciekinierów przemierzających tereny spustoszone przez wojnę nuklearną w pojeździe zwanym War Rig, prowadzonym przez Imperatorkę Furiosę. Uciekają z Cytadeli sterroryzowanej przez Wiecznego Joe’ego, któremu odebrano coś wyjątkowego. Rozwścieczony watażka zwołuje wszystkie swoje bandy i wytrwale ściga buntowników, podczas gdy na drogach toczy się wysokooktanowa wojna.

gatunek: Seansacyjny, Sci-Fi
produkcja: USA, Australia
reżyser:George Miller
scenariusz: Nick Lathouris, Brendan McCarthy, George Miller
czas: 2 godz.
muzyka: Junkie XL
zdjęcia: John Seale
rok produkcji: 2015
budżet: 150 milionów $
ocena: 9,5/10









 
Z impetem do Valhalli



Najnowszy film Georgea Miller'a pt: "Mad Max: Na drodze gniewu" przez długi czas znajdywał się poza kręgiem moich zainteresowań. Trylogii nie widziałem, a kolejno ukazujące się zwiastuny jakoś nie wywierały na mnie specjalnego wrażenia. Później jednak wszystko uległo zmianie za sprawą amerykańskiej premiery filmu, która wywołała niemałe zamieszanie. Tydzień później produkcja trafiła do polskich kin również zbierając same pozytywne recenzje. W końcu postanowiłem, że wybiorę się na obraz do kina. Prędko nadrobiłem starą trylogię z Melem Gibson'em, która prawdę rzecz biorąc kompletnie mnie nie zachwyciła i wybrałem się na czwartą część z serii z nadzieją na jakąkolwiek poprawę. Jak się później okazało reżyser istotnie poprawił swój obraz... i to jeszcze jak.

Co takiego więc Miller zmienił w nowym "Mad Maxie"? Po pierwsze ton opowieści historii, który nie jest już nudny i wolno rozkręcający się. Mamy błyskawiczne wprowadzenie do akcji i nie ma mowy o nudzie. Obraz jest dosłownie wypchany po brzegi nie tylko adrenaliną i zapierającymi dech w piersiach sekwencjami pościgów, ale również intrygującą, niezwykle wciągającą, ale prostą fabułą. Nie ma co ukrywać, że opowieść jest bardzo przeciętna i z początku słabo rozbudowana ponieważ tutaj nastawiamy się na mrożące krew w żyłach sceny gonitwy po bezludnym pustkowiu, a nie na skomplikowaną treść. Jednakże twórcy wraz z trwaniem obrazu ciągle starają się rozbudowywać opowieść, aby była jeszcze bardziej zajmująca. Tworzą nowe wątki, posługują się licznymi nawiązaniami do starej trylogii oraz dodają kilka "smaczków" dla prawdziwych fanów Maxa. Prawda jest jednak taka, że historia nie odgrywa tutaj jakiejś znaczącej roli ponieważ niczym specjalnym się nie wyróżnia. Na pierwszym planie brylują natomiast fenomenalne pościgi, których oglądanie to czysta przyjemność. Nadają one produkcji niezwykłej werwy oraz lekkości. Potrafią naładować pozytywną dawką adrenaliny, wywołać ciary na plecach oraz spowodować, że cali zlejemy się potem (na nieszczęście to akurat działa w moim przypadku ;) ). Reżyser świetnie radzi sobie także z budowaniem niezwykle intrygującego post apokaliptycznego klimatu pustynnego bezludzia, który urzeka swoją oryginalnością i tworzy świetne tło do głównej intrygi. Aż ciężko uwierzyć, że ogląda się to tak lekko i z tak ogromnym przejęciem.

Oczywiście w najnowszej produkcji Miller'a nie mogło zabraknąć światowej sławy gwiazd. W roli tytułowej mamy Toma Hardy'iego, który w jako Max sprawdza się świetnie. Teoretycznie zaraz za nim, a w praktyce trochę inaczej to się ma Charlize Theron jako tajemnicza i nieustraszona Furiosa. Równie świetnie prezentuje się Nicolas Hoult znany fanom serii X-Men. W skład obsady wchodzi jeszcze Hugh Keays-Byrne jako Wieczny Joe oraz Zoë Kravitz i Rosie Huntington-Whiteley jako rodzicielki Joego. Ogólnie rzecz biorąc aktorstwo produkcji stoi na bardzo wysokim poziomie.

Kolejnym elementem godnym uwagi są widowiskowe i spektakularne efekty specjalne. Oprócz nich dochodzą jeszcze rewelacyjne zdjęcia Johna Seale'a, który rewelacyjnie uchwycił w nich dynamiczność i zwariowaną naturę pościgów oraz świetnie wkomponowująca się w obraz muzyka Junkie XL'a. To wszystko składa się w iście wybuchową mieszankę.

Podczas premiery "Na drodze gniewu" dużo mówiło się o tym, że jest to wręcz feministyczny obraz. Oczywiście można odnieść takie wrażenie podczas seansu, ale to nie prawda. Produkcja opowiada po prostu o silnych (na duchu) i wytrwałych kobietach nie bojących się stawić czoła niebezpieczeństwu i gotowych zaryzykować, aby uwolnić się od ciemiężcy. Stawiają wszystko na jedną kartę i nie boją się konsekwencji. Z reguły w tego typu filmach płeć piękna była bezradna, bezsilna i często zależna od czyjejś ochrony. Teraz wszystko uległo zmianie przez co i panie są pokazywane od tej mocniejszej i waleczniejszej strony. I bardzo dobrze!

Zaskakujące jest to, że George Miller po niezbyt zadowalającej trylogii z Melem Gibsonem w roli głównej stworzył po latach kontynuację, która jest dziesięć razy lepsza od oryginału. Ciągle zadaje sobie pytanie jak to możliwe. Na razie jest to dla mnie nieodkryty fenomen reżysera. Czyżby w ciągu tych lat coś wpłynęło na twórcę, aby powrócić do swojego kultowego obrazu? Nie wiadomo, ale jedno jest pewne, że "Mad Max: Na drodze gniewu" jest rozrywką w czystej postaci nie zapominając oczywiście o wciągającej fabule, zaskakujących akcjach oraz nieoczywistych zdarzeniach. Wypełniony potężną dawką adrenaliny, zapierającymi dech w piersiach sekwencjami pościgów oraz genialną muzyką i zdjęciami wywołuje dreszczyk emocji i przyspieszone bicie serca. Czego chcieć więcej? Nie mam pojęcia, ale muszę przyznać, że pan Miller na prawdę mnie zaskoczył, ponieważ nie spodziewałem się, że nowa odsłona hitu sprzed lat okaże się tak udana. Gratuluję sukcesu i modlę się, aby dalsze części były równie dobre.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

 

Policjant Kung Fury wybiera się w przeszłość do nazistowskich Niemiec, aby powstrzymać raz na zawszę Adolfa Hitlera.

gatunek: Komedia, Akcja, Krótkometrażowy
produkcja: Szwecja
reżyser: Dawid Sandberg
scenariusz: Dawid Sandberg
czas: 30 min.
muzyka: Mitch Murder
zdjęcia: Linus Andersson, Mattias Andersson, Jonas Ernhill, Martin Gärdemalm, Henning Sandström
rok produkcji: 2015
budżet: 630 tysięcy $
ocena: 7,4/10












Fhrer też Kung Fuje


"Kung Fury" w reżyserii Davida Sandberg'a był projektem długo przez wszystkich oczekiwanym. Ponoć każdy o nim słyszał i z niecierpliwością wyczekiwał dnia, w którym twórca uchyli rąbka tajemnicy i pokaże zwiastun, a następnie trzydziesto minutową produkcję. Prawie wszyscy czekali na ten projekt z wyjątkiem mnie. Nie wiem jak to się stało, ale o filmie usłyszałem dopiero w momencie jego pojawienia się w sieci. Czym prędzej zatem postanowiłem przekonać się czym jest "Kung Fury", albo raczej kim?

Otóż "Kung Fury" opowiada historię Kung Fury'ego – byłego policjanta, który obdarzony niezwykłymi umiejętnościami kung-fu postanawia cofnąć się w czasie i zabić Hitlera – najgroźniejszego przestępcę w historii. Co tu dużo mówić o fabule. Nic specjalnego, jednakże tutaj nie liczy się zarys historii, ale to jak ją opowiemy. Na tym polu Sandberg przechodzi samego siebie. Zafascynowany dawnymi dziejami kreuje świat lat '80 i świetnie ukazuje jego rozmach, przepych oraz komiczność. Poprzez efekty specjalne tworzy unikatowy klimat tamtych lat co sprawia wrażenie jakbyśmy rzeczywiście oglądali produkcję stworzoną w tamtym okresie. Nie straszne mu są prawa fizyki, ograniczenia ludzkiego ciała czy irracjonalne zdarzenia. Tutaj wszystko jest nastawione na maksymalna rozrywkę w komediowym stylu. Akcja jest bardzo płynna wartka oraz nie da się ukryć intrygująca. Bardzo optymalny czas filmu nie pozwala nam się nudzić, ani przez chwilę ponieważ reżyser nieustannie prezentuje nam mnóstwo zaskakujących wydarzeń. Innymi słowy dzieje się.

W składzie aktorskim znalazł się sam twórca czyli David Sandberg w roli tytułowej czyli legendarnego mistrza Kung Fury'iego. Oprócz niego zobaczymy na ekranie Joannę Häggblom jako dziewczynę wiking, Leopolda Nilsson'a jako hakera, Andreasa Cahling'a grającego boga Thora i Jorma Taccone'a w roli Adolfa Hitlera. Oczywiście w filmie zostało jeszcze miejsce dla Erika Hörnqvist'a jako Triceratopsa, gadającego dinozaura, smoka, a nawet samego Davida Hasselhoff'a.

Główną zaletą produkcji jest kicz, irracjonalność oraz masa nawiązań do znanych filmów akcji lat '80. Wszystko to świetnie zostało ze sobą poskładane dzięki czemu nie pojawiają się zgrzyty. Oczywiście efekty specjalne nie są jakieś porażające, ale takie właśnie miały być. Całe to zafascynowanie reżysera starym kinem doprowadziło nawet do stworzenia kilku scen imitujących zużytą już w niektórych miejscach kasetę VHS. O aktorstwie lepiej nie pisać, ale za to można napomknąć o drętwych tekstach głównej postaci. Na pochwałę natomiast zasługuje zespół zdjęciowy za świetnie odwaloną robotę oraz Mitch Murder za niezwykle klimatyczną muzykę.

Całość może wygląda kiczowato i tandetnie, ale przynajmniej ton opowieści jest cały czas taki sam co tylko świadczy o tym, że twórcom nie zależało na arcydziele. Jeżeli lubicie absurd i jesteście w stanie podejść do produkcji z dystansem to nie widzę przeszkód czemu nie mielibyście po nią sięgnąć. Jest to z pewnością jeden z najoryginalniejszych odmóżdżaczy jakie dotąd widziałem.

A wy widzieliście już "Kung Fury"? Nie? Jeśli zatem jesteście ciekawi produkcji możecie ją zobaczyć tutaj na YT za darmo. W końcu to ponoć hit internetu. ;)

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Stalinowska Rosja. Lew Stiepanowicz Demidow to młody funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego sprawnie pnący się po szczeblach kariery. Jest posłusznym sługą systemu, jednak pewnego dnia jego wiara w ideały Partii zostaje zachwiana. Przełożeni każą mu zatuszować sprawę okrutnego morderstwa czteroletniego chłopca. Gdy zaczynają ginąć kolejne dzieci, narażając się na gniew zwierzchników, Demidow rozpoczyna śledztwo na własną rękę. 

gatunek: Dramat, Thriller
produkcja: USA, Wielka Brytania, Czechy, Rumunia
reżyser: Daniel Espinosa
scenariusz: Richard Price
czas: 2 godz. 17 min.
muzyka: Jon Ekstrand
zdjęcia: Oliver Wood
rok produkcji: 2015
budżet: 50 milionów $
ocena: 5,9/10










Szprechać po Rusku


Ridley Scoot ma coś ostatnio złą passę ponieważ każdy jego film, albo każda produkcja jaką współfinansuje okazuje się, albo box officeową klapą, albo tą artystyczną porażką. Choć z drugiej strony jak hajs się zgadza to krytyka nie musi. Niestety w przypadku nowego filmu Daniela Espinosy ani jedno ani drugie się nie zgadza, a szkoda ponieważ "System" miał zadatki na dobry kryminał ze świetnym klimatem. Co poszło nie tak?

Najlepiej chyba zacząć od samej fabuły, która choć z początku bardzo szybko się rozkręca, intryguje i potrafi skupić naszą uwagę na przedstawianych wydarzeniach to później okropnie się wlecze. Jest nudna i strasznie się dłuży. Jest bardzo chaotyczna i nijaka. Zamiast zagłębiać się w tajemnicze morderstwa jesteśmy zadręczani trudnymi relacjami bohaterów, które choć są dobrze skonstruowane to jednak nie trzymają się kupy bez głównego wątku. Sama intryga kryminalna polegająca na poszukiwaniu mordercy dzieci jest tak źle przedstawiona, że aż na płacz się zbiera. Wieje nudą z ekranu, a wręcz głupotą. Cały proces szukania poszlak, lokacji itp. jest strasznie zagmatwany i niespójny. Twórcy przedstawiają nam bohaterów, którzy teoretycznie rozpracowują zagadkę, ale tak naprawdę nic nie robią. Później nagle na końcu (nawet nie wiadomo jakim cudem) wpadają na genialną wskazówkę, która doprowadza ich prawie do samego mordercy. Nawet nie zauważymy kiedy zagadka sama się rozwiązała. Równie absurdalne są motywy głównego bohatera, który nie wiadomo po co grzebie się w tych morderstwach. Odpowiedź – bo tak trzeba, jest na poziomie przedszkolaka i w tego typu produkcjach jest nie do przyjęcia.

Na ogromną pochwałę zasługują aktorzy, którzy fenomenalne poradzili sobie ze sportretowaniem postaci. Na pierwszym planie nieustannie figurują Tom Hardy oraz Naomi Rampce. Drugoplanowa rola Garyego Oldman'a już sama w sobie podwyższa średnią filmu. Oprócz znanego aktora mamy świetnego Joela Kinnaman'a, niezłego Vincenta Cassel'a oraz Fares Fares'a i polski akcent czyli Agnieszkę Grochowską w niedużej roli. W filmie pojawia się również Paddy Considine jako zabójca dzieci, którego postać została całkiem zaniedbana przez twórców.

Pierwsze co uderza nas w filmie to akcent jakim posługują się aktorzy. Kaleczony angielski stylizowany na mowę rosyjską, aby stworzyć odpowiedni klimat.  Do tego niebywale śmiałego jak i zbędnego zabiegu można by się jeszcze przyzwyczaić gdyby wszyscy się do niego zastosowali. Byłoby to przynajmniej spójne i w miarę strawne. Na pochwałę z pewnością zasługuje Oliver Wood za ciekawe zdjęcia oraz Jon Ekstrand za klimatyczną muzykę. Książki nie czytałem (mam taki zamiar), ale z tego co słyszałem produkcja znacznie różni się od papierowego pierwowzoru. Co więcej jest napisana na faktach o mordercy z przydomkiem - "wampir z Rostowa".

Czego by nie powiedzieć o "Systemie" to i tak jest to produkcja, która mocno wszystkich rozczarowała. Miało być mocne kino gatunkowe dodatkowo osadzone w stalinowskiej Rosji, a wyszło takie nie wiadomo co. Choć film ma dobry start jak zarówno koniec oraz parę innych godnych uwagi elementów nie jest w stanie obronić się przed nudną i niewciągającą fabułą.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.