Snippet

Serial opowiada nieznaną historię Leonarda da Vinci, który to za młodu rezydował w renesansowej Florencji. Jako 25-letni artysta, wynalazca, fechmistrz, kochanek, marzyciel oraz idealista, zmaga się z życiem w trudnych czasach i rzeczywistości. Stopniowo zaczyna nie tylko widzieć, ale wręcz planować i "projektować" przyszłość.

oryginalny tytuł: Da Vinci's Demons
twórca: David S. Goyer
gatunek: Dramat historyczny, Fantasy
kraje: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 28
sezonów: 3
muzyka: Bear McCreary
zdjęcia: Julian Court, Giulio Biccari, Owen McPolin, Mike Spragg, Fabian Wagner, Ole Bratt Birkeland
produkcja: Starz
średnia ocena: 7,9/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)







Premiera "Demonów DaVinci" odbiła się głośnym echem i dotarła do Polski. Serial się dosyć dobrze zareklamował, przez co wiele osób o nim usłyszało. Ja cierpliwie czekałem na polską premierę na kanale FOX, która jak się okazało była niedługo po premierze amerykańskiej.




Sezon 1
Nie pokonasz geniusza.
  
Ocena sezonu: 7,3

Zastanawialiście się kiedyś jak by wyglądało wasze życie gdybyście byli nieprzeciętnymi geniuszami? Ludźmi, którzy nawet na najbardziej skomplikowane zagadnienia są w stanie znaleźć rozwiązanie przy okazji wyprzedzając swoim geniuszem obecne czasy? Penie nie, ale nawet jeśli musicie sobie coś uświadomić. Geniusz to dar nielicznych, który jest zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem. "Demony Da Vinci" ukazują nam życie geniusza – Leonarda Da Vinci, wielkiego umysłu, który zapisał się grubymi kreskami na kartach historii dzięki swoim osiągnięciom. Niestety posiadanie takiego tęgiego umysłu to także pewnego rodzaju zobowiązanie. Nie da się być geniuszem dla samego siebie.

Fabuła "Demonów Da Vinci" opowiada nam o nieznanej historii wielkiego artysty, który musi zmierzyć się ze światem, który go nie rozumie oraz zapobiec końcu świata. Czy podoła? Pewnie tak, skoro jest geniuszem... Opowieść wykreowana przez Davida S. Goyera jest całkiem intrygująca, wciągająca oraz ciekawie poprowadzona. Twórca ukazuje nam Leonarda na tle wielkiego miasta jakim jest Florencja i pokazuje jak bardzo różni się on od całej reszty. Jak wyprzedza swoje czasy i próbuje tworzyć piękno nawet jeśli wiele osób go nie rozumie i kwestionuje jego metody. Serial składa się w większości z odcinków poświęconych miastu oraz Leo, w których ten dowodzi swego geniuszu. Wątek główny jest zaledwie nakreślany, ale z czasem przybiera na sile i zaczyna być coraz bardziej eksponowany. Cechuje go tajemnica, liczne układy polityczne oraz chęć posiadania bogactwa i władzy nade wszystkim. Akcja serialu jest umiarkowana. Czasami można by rzec, że przyspiesza, jednakże jest to raczej sporadyczne wrażenie. Główna intryga oraz jej wątki poboczne są wciągające i dają się lubić, aczkolwiek szału nie robią. Dopiero pod koniec, wiele rzeczy układa się w całość i dopiero wtedy jesteśmy w stanie poznać koncepcje twórców na dalszy rozwój produkcji.

Serial jest również pewnego rodzaju hybrydą. Opowiada o postaci historycznej, jaką jest Leonardo DaVinci, ale zarazem ma w sobie dużo elementów fantasy, które nijak mają się do historii. To ciekawe i oryginale połączenie prezentuje się naprawdę dobrze i wprowadza pewnego rodzaju powiew świeżości. Co nie zmienia faktu, że jest to wymyślona przez twórców opowieść, która wykorzystuje autentyczne postacie takie jak: Wawrzyniec, Papież Sykstus IV, Kosma Medyceusz, czy chociażby Hrabia Riario, a następnie dobudowuje do nich wymyśloną fabułę. Pociągające, odważne, ale również bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie, albowiem bardzo łatwo można zboczyć z wyznaczonej przez siebie ścieżki i przedobrzyć z ilością oraz rozpiętością fantastycznych elementów.

Jednym z plusów serii zdecydowanie są świetnie napisane oraz zagrane postacie. Bohaterowie "Demonów Da Vinci" to silne, krnąbrne i odważne postaci, które potrafią walczyć o swoje. Każda z nich posiada swoją historię, która nie daje im o sobie zapomnieć. Oczywiście najwięcej czasu ekranowego poświęcono Da Vinciemu, kreując jego postać jako oświeconą, nieustraszoną i podążającą ścieżką nauki. Oprócz tego twórcy ukazują nam jego walkę z "systemem", który stara się przypisywać ludziom to co mogą, a czego nie. Leonardo wyraźnie się sprzeciwia takim ograniczeniom i nie zważając na nie eksperymentuje, szuka nowych rzeczy oraz łamie wszelkie bariery w postaci np.: sekcji zwłok czy orientacji seksualnej. W roli Da Vinciego mamy świetnego Toma Riley'ego, który bez problemu portretuje postać najsłynniejszego artysty w historii. Oprócz niego na ekranie pojawiają się: Laura Haddock jako Lukrecja Donati – kochanka Leonardo, Elliot Cowan jako Lorenzo Medici – władca Florencji, Gregg Hillin jako Zoroaster – przyjaciel Da Vinciego, Eros Vlahos jako Nico Machiavelli – pomocnik Vinciego, Hera Hilmar jako Vanessa – modelka pozująca do portretów, Blake Ritson jako Hrabia Girolamo Riario – główny przeciwnik Lea, Tom Bateman jako Giuliano Medici oraz James Faulkner jako Papież Sykstus IV i Lara Pulver jako Klarysa Orsini – małżonka Lorenzo Medyceusza.

Przy oglądaniu serialu warto również zwrócić uwagę na bardzo ciekawą muzykę  Beara McCreary'ego oraz dobre zdjęcia. Na pochwałę zasługują także  rewelacyjne kostiumy oraz bardzo dobre scenografie. Produkcja jest wypełniona niezlinczowaną ilością potyczek na  miecze, które bardzo dobrze się prezentują. Jest kilka drastycznych scen, ale tak naprawdę nie ma się czego obawiać. Natomiast pod dostatkiem mamy mnóstwo scen erotycznych, typu "hard" z racji czego serial jest od 18 lat. Niestety w kwestii efektów specjalnych serial nie ma się czym pochwalić. Ograniczony budżet spowodował, że ubytki w efektach kują w oczy. Szczególnie przy panoramach Florencji,  wybuchach, czy wymagających obróbki komputerowej budowlach. Dodatkowo mamy bardzo oryginalnie prezentujący się zabieg ukazujący geniusz Leonarda, kiedy coś tworzy albo szkicuje.

Stacja Starz stworzyła oryginalną, całkiem wciągającą oraz konkretną propozycję, która jest czymś nowym w świecie seriali.  Choć produkcja nie obyła się bez wad, to jednak zdecydowanie jest czymś godnym uwagi. A dzięki dobrym wynikom oglądalności za rok ponownie spotkamy DaVinci'ego na małym ekranie. Ciekaw jestem co nowego wymyślą twórcy.




Sezon 2
Ten sam geniusz. Nowy świat.


Ocena sezonu: 8,0

Po roku przerwy na ekran telewizora powracają demony Vinci'ego z nowym sezonem, z nowymi zagrożeniami oraz wielką misją do wypełnienia. A wszystko tylko po to, aby ocalić świat. Czy Leonardo wraz z przyjaciółmi wykażą się odwagą oraz pomysłowością przy wypełnianiu swojej misji? Czy dotrą do poszukiwanej przez Da Vinci'ego Księgi Liści? Co się stanie z Wawrzyńcem oraz jak tym razem Papierz Sykstus IV uprzykrzy mu życie? Wszystkie odpowiedzi na te palące pytania poznacie w drugim sezonie serialu. Czy warto było czekać?

Poprzedni sezon "Demonów Da Vinci" choć nie obył się bez wad, to jednak bardzo szybko zaskarbił sobie dość dużą publiczność. Muszę przyznać, że poniekąd także stałem się fanem serii ponieważ po całym roku oczekiwań z wielką chęcią przyszło mi ponownie powrócić do XV-wiecznej Europy i znowu zagłębić się w ciekawie wykreowany przez Davida S. Goyer'a świat. Byłem ciekaw co twórcy są jeszcze w stanie wymyślić oraz jak potoczy się historia wszystkich bohaterów. Fabuła nowego sezonu jest niezwykle warka, intrygującą i wciągająca. Teraz nie ma czasu na zastanawianie się. Trzeba działać. Wydarzenia ekranowe przemijają zaskakująco szybko a całość jest bardzo spójna. Jednakże tym razem Da Vinci oprócz ratowania Florencji będzie miał o wiele więcej na głowie. Albowiem twórcy postanowili rozdzielić losy niektórych bohaterów tworząc przy tym dwa wątki główne. Jeden opowiada o heroicznej przygodzie Leonarda na nieznany ląd w celu znalezienia Księgi Liści, natomiast drugi z nich przedstawia polityczne potyczki władców Florencji, Rzymu oraz Turcji. Obydwie historie prezentują się całkiem dobrze, aczkolwiek muszę przyznać, że cały wątek opowiadający o "nowym świecie" wypada znacznie słabiej niż ten drugi. Choć z początku prezentuje się naprawdę ciekawie to niestety już w połowie zaczyna nas nudzić. Twórcy zbyt długo zwlekają z rozwinięciem, akcji przez co całość ciągnie się niemiłosiernie. Oprócz tego wyraźnie przesadzono z nagromadzeniem „fantastycznych” elementów przez co wątek wydaje się być lekko naciągany. Poprzez zbytnie przekombinowanie stracono na werwie, płynności oraz lekkości. Twórcy ewidentnie zafiksowali się Księgą Liści i zapomnieli, że chcieli stworzyć intrygującą opowieść, a nie wiecznie ciągnącą się historię. Zdecydowanie lepiej prezentuje się watek który ma miejsce w Europie. Jest niezwykle wciągający, zaskakujący, tajemniczy oraz skomplikowany. Skupia swoją uwagę na politycznych zagrywkach Medyceusza, oraz papieża Sykstusa, którzy odwiecznie ze sobą konkurują. Sykstus chce Florencji, a Medyceusz chce za wszelką cenę ochronić swoje miasto przed niegodziwą władzą papieża. Który z nich zwycięży? Tego nie wie nikt. Szanse są wyrównane, ale prawda jest taka, że jedynie DaVinci jest w stanie coś zdziałać w tej sprawie.

Po raz kolejny "Demony..." mogą się pochwalić bardzo dobrym aktorstwem oraz ciekawym zarysowaniem postaci. Albowiem w tym sezonie wszystko ulega zmianie. Podróż Leonarda to nie lada wyzwanie, które będzie wymagało dwa razy więcej pracy niż dotychczas. Jednakże dla naszego bohatera to nie jest problem. Postać Da Vinciego nadal jest krnąbrna, genialna, niezwykle pomysłowa, a do tego lekko zabarwiona komizmem. Posiada swoje przekonania oraz często zgrywa najmądrzejszą. Choć zdawać by się mogło, że Leo zawsze ma rację, to jednak zdarza mu się popełnić błąd. Jak się później okazuje błąd ten dużo kosztuje nie tylko wielkiego mistrza. A wszystko to przez zafiksowanie się na punkcie Księgi Liści, która może doprowadzić do końca świata. Dodatkowo Leonardo nieprzerwanie poszukuje swojej zaginionej matki. Oprócz Da Vinciego ciekawie prezentują się także potyczki, Lorenzo Medyceusza, Klarysy Orsini, papieża Sykstusa, Nica, Vanessy oraz Lukrecji. Wielu z nich będzie musiało walczyć o przetrwanie, a niektórzy zaryzykują nawet zmienieniem stron walki. W obsadzie znaleźli się: Tom Riley,  Laura Haddock, Elliot Cowan, Gregg Hillin, Eros Vlahos, Hera Hilmar, Blake Ritson, oraz James Faulkner i Lara Pulver.

Tym razem stacja produkująca serial stanęła na wysokości zadania ponieważ oprócz wspaniałej muzyki Beara McCreary'ego dostajemy również świetne zdjęcia, które dodają produkcji lekkości i płynności, oraz dopracowane na ostatni guzik efekty specjalne. Już nie musimy się bać, że gdy coś wybuchnie wypowiemy nadaremno imię Pana Boga. ;)

Podsumowując sezon drugi prezentuje się o wiele lepiej niż jego poprzednik. Bardziej przykuwa naszą uwagę, buduje lepsze napięcie, ukazuje ciekawie zarysowane i zagrane sylwetki oraz posiada bardzo dobre wykończenie. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że powrót do "Demonów Da Vinci" okaże się tak dobrym pomysłem. Nie pozostaje mi więc nic innego jak powiedzieć, że z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnego sezonu, który został już potwierdzony przez stację.




Sezon 3
Destrukcja nie była jego projektem.


Ocena sezonu:  8,5

Bycie geniuszem nie jest łatwe i zapewne każdy z nas to wie. I nie chodzi tutaj o ciężkie brzemię jakim jest wiedza, którą owe tęgie umysły posiadają, ale o to jakie obowiązki na nich spoczywają. Tak właśnie jest z Leonardem Da Vinci, który nieprzerwanie walcząc ze swoimi demonami zatracił w tej walce cząstkę siebie, która definiowała osobę, którą kiedyś był. W tym sezonie Da Vinci powalczy nie tylko o resztki swojej duszy, ale także o godność i pokój w Europie. Będzie musiał także pokonać najgroźniejszego z dotychczasowych przeciwników czyli samego siebie. Czy podoła temu arcytrudnemu zadaniu?

Fabuła trzeciego, a zarazem ostatniego (ponoć) sezonu "Demonów Da Vinci" to mieszanka wybuchowa pełna akcji, humoru oraz tego co w serialu najlepsze. Zacznijmy jednak od początku. Opowieść rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym zakończył się poprzedni sezon. Już pierwszy odcinek prezentuje się naprawdę obiecująco, a im dalej tym lepiej. Historia jest intrygująca, wciągająca, pełna tajemnic, grozy oraz typowego dla serialu stylu prowadzenia akcji. Tylko, że tym razem wszystko prezentuje się jeszcze lepiej. Świetnie wykreowana fabuła prezentuje się niezwykle lekko, bardzo spójnie oraz przejrzyście. Tym razem nie ma mowy o jakichkolwiek niedociągnięciach fabularnych. Każdy z wątków jest równie ciekawy i zajmujący dzięki czemu całość ogląda się nader przyjemnie. Akcja produkcji jest niebywale wartka, a całość prezentuje się nadzwyczaj zgrabnie. Warto również zwrócić uwagę na świetnie rozplanowaną i poprowadzoną główną intrygę, która potrafi nas bezgranicznie wciągnąć. Co ciekawe niezwykle różni się od tej przedstawianej w poprzednich sezonach. Albowiem porzucono wątek Księgi Liści na rzecz ocalenia świata oraz walki z samym sobą. Skupiono się również na zemście, trudnych decyzjach, niewygodnych sprzymierzeniach oraz utracie wiary w ludzkość. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę co oczywiście zaprocentowało dla całej opowieści. Równie intrygująco prezentują się losy całej reszty bohaterów, którzy także zostaną wystawieni na próbę. Najlepiej prezentuje się wątek Hrabia Riario, który traci wiarę w siebie oraz swoje działania. Nie jest w stanie opowiedzieć się po żadnej ze stron, ani znaleźć idealnego miejsca dla siebie. To samo tyczy się Da Vinciego, który popchnięty na inne tory zmienił się nie do poznania. Tutaj warto zwrócić uwagę na wizje Leonarda, które uświadamiają go o tym kim kiedyś był, a kim jest teraz. Jak walczył o swoje, o dobro innych oraz pokój. Wszystko to przekłada się na mnóstwo zaskakujących zwrotów akcji, pełnych tajemnic i grozy wydarzeń oraz słodko gorzką końcówkę.

To co zawsze w serialu Goyer'a prezentowało się na najwyższym poziome to niezwykle prawdziwe i dobrze nakreślone postacie, które swoją charyzmą były w stanie zaskarbić naszą uwagę. Te stworzone z krwi i kości sylwetki zawsze posiadały intrygującą historię, trudne do rozwiązania konflikty oraz własne demony, które nieprzerwanie je nękały. Produkcja opowiada o tym jak każdy z bohaterów walcząc o przetrwanie, walczy także w imię wyższego celu jakim jest odpokutowanie samemu sobie swoich własnych win. A droga do odkupienia nie jest łatwa. Tak dokładne nakreślenie losów drugoplanowych postaci świadczy o dobrze skonstruowanych i niezwykle rozbudowanych wątkach pobocznych. Nie ukrywajmy jednak, że losy Da Vinciego są dużo bardziej skomplikowane. W tym sezonie tak jak w pierwszym mocno skupiono się na postaci wielkiego geniusza szczegółowo przedstawiając jego wzloty i upadki. Ta niezwykle intrygująca sylwetka zawsze przejawiała sobą zdecydowanie, optymizm oraz mądrość życiową, która dla większości była nie do pojęcia. W roli genialnego Leonarda Da Vinciego mamy świetnego Toma Railey'ego, który po raz trzeci ukazuje nam jak jago postać walczy ze swoimi demonami. W obsadzie znaleźli się także:  Laura Haddock, Elliot Cowan, Gregg Hillin, Eros Vlahos, Hera Hilmar, oraz James Faulkner i Lara Pulver. Natomiast najlepiej ze wszystkich zaprezentował się Blake Ritson jako Hrabia Riario.

Wykończenie serii również prezentuje się na najwyższym poziomie. Nie wspominając oczywiście o świetnej muzyce  Beara McCreary'ego oraz bardzo dobrych zdjęciach mamy również wyśmienity klimat, dobre efekty specjalne, lekki humor oraz rewelacyjne kostiumy i imponujące scenografie.

"Demony Da Vinci" to nietypowy serial. Zważywszy nie tylko na historię stworzoną w stylu fantasy, ale również na tematykę jak i wartościowy przekaz. Przy produkcji Goyer'a jesteśmy w stanie zauważyć niezwykły postęp jakiego dokonała seria. Jak na przestrzeni trzech lat obraz wyewoluował do całkiem nowej i lepszej formy. Od średnio ciekawej opowieści do pełnej zaangażowania intrygi, od kiepskich efektów do niepozostawiających złudzeń kreacji komputerowych, od mocnych scen seksu aż po produkcję całkiem ich wyzbytych. To zaskakujące, ale w przypadku tego serialu z sezonu na sezon produkcja prezentowała się coraz lepiej.

Nie będę ukrywał, że "Demony Da Vinci" okazały się być jednym z seriali, które bardzo lubię. Choć seria nie zawsze dawała mi tyle ile liczył jej potencjał to w efekcie co innego sprawiło, że w moim sercu znalazło się miejsce dla produkcji. Tym trudniej jest mi się z nią rozstać szczególnie teraz, gdy trzeci sezon okazał się być najlepszy ze wszystkich. Jednakże wszystko musi mieć swój koniec. Tym bardziej produkcje telewizyjne, gdyż przeciąganie ich w nieskończoność nie wychodzi im na dobre. Aczkolwiek w przypadku "Demonów..." mamy otwarte zakończenie, które sugeruje, że być może serial jeszcze powróci. Zresztą sam twórca i stacja nie zaprzeczają powrotu serii. Odkładają go jedynie w czasie. A więc jeśli czwarty sezon produkcji będzie równie dobry jak ten, to ja już nie mogę się na niego doczekać.

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Krasnoludy z Ereboru odzyskując ojczyznę, ściągają gniew smoka na Esgaroth. Miasto na jeziorze zostało zniszczone a wraz z nim zginął Samug. Wieści o skonaniu besti szybko się rozchdzą a wraz z nimi pod Samotną Górę zaczynają napływać hordy orków pod dowódctwem Saurona pragnące przejąć jej bogactwa. Wolne istoty Śródziemia łączą siły przeciwko napastnikowi.

gatunek: Fantasy, Przygoda
produkcja: USA
reżyser: Peter Jackson
scenariusz: Fran Walsh, Philippa Boyens, Guillermo del Toro, Peter Jackson
czas: 2 godz. 24 min.
zdjęcia: Andrew Lesnie
muzyka: Howard Shore
rok produkcji: 2014
budżet: 250 milionów $
ocena: 7,3/10










 
#OneLastTime


 Zawsze w dziejach każdej popularnej i lubianej serii kinowej nadchodzi taki czas, kiedy wszystko musi się zakończyć. Nic nie trwa wiecznie i Peter Jackson dobrze o tym wie. Na pewno jest mu trudno opuszczać krainę Śródziemia, z którą był związany blisko 14 lat! Na sam koniec chciał nam podarować epickie zwieńczenie trylogii "Hobbita", będące swoistym pożegnaniem z tym baśniowym światem. Niestety nie wszystko poszło po jego myśli.

Fabuła filmu rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyło się "Pustkowie Smauga". Akcja jest wartka i trzyma w napięciu do czasu zabicia smoka co dzieje się bardzo szybko. Później całkiem spowalnia i rozkręca się od nowa jednak w bardzo mozolnym tempie. Dopiero tytułowa bitwa nieznacznie ją przyspiesza. Wydarzenia pokazywane na ekranie są często nudnawe, rozwleczone i nie wywołują w nas żadnych emocji. Cała produkcja sprawia wrażenie rozciągniętej do granic możliwości, aby osiągnąć mocno nadwyrężony czas 2 godzin i 24 minut. Pomimo tego najkrótszego czasu z całej serii, film najbardziej się dłuży.

Aktorzy pozostają praktycznie niezmienni z pierwszej oraz drugiej części. Ian McKellen dalej świetnie wypada jako Gandalf Szary zresztą tak samo jak Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa. Richard Armitage miał nieznacznie większą rolę do odegrania niż machanie mieczem tak jak to miało miejsce wcześniej, dlatego tym lepiej dla niego, że udało mu się podołać zadaniu. Evangeline Lily, Orlando Bloom, Lee Pace i Luke Evans pojawiają na ekranie częściej niż w drugiej części co wychodzi im tylko na dobre. Epizodycznie pojawia się także Hugo Weaving, Cate Blanchett oraz Christopher Lee czyli postacie znane z "Władcy Pierścieni".

Jak zapewne można było przypuszczać efekty specjalne będą elementem zachwytu wielu z nas. Oczywiście tak też się staje i pod względem efektów wizualnych produkcja wypada rewelacyjnie. Wyśmienicie się ją ogląda mając pewność, że nie dojdzie do żadnych zgrzytów. Ciekawe zdjęcia Andrew Lesnie'a jak zarazem muzyka Howarda Shore'a są dobrym dopełnieniem obrazu jednak w "Pustkowiu Smauga" były lepsze. Trójwymiar jest bardziej eksponowany niż we wcześniejszych częściach jednak całkowite zrezygnowanie z niego nie okazałoby się dla nas stratne.

O ile poziom absurdu w dwóch pierwszych częściach był całkiem w granicach rozsądku i można było te zabiegi jeszcze wybaczyć Jacksonowi to tym razem miarka się przebrała. Ujeżdżanie nietoperza przez Legolasa nie było jeszcze szczytem nonsensu, ale kiedy ten sam bohater skacze po spadających kamieniach zażenowanie sięga zenitu. Nic dziwnego, że cała sala buchnęła śmiechem. Nie wymagam od tego typu produkcji 100% realizmu, ale wszystko ma swoje granice i uważam, że tym razem mocno je nadwyrężono.

Najgorsze jest jednak to, że bardzo polubiłem nową trylogię Petera Jackson'a i świetnie bawiłem się podczas jej oglądania, natomiast na długo przeze mnie wyczekiwanej "Bitwie Pięciu Armii" niesamowicie się zawiodłem. Sam nadal nie jestem wstanie w to uwierzyć, ale ostatnia część nowej trylogii o Śródziemiu okazała się najgorszą ze wszystkich. Najwidoczniej cała epickość została zawarta jedynie w zwiastunie. Film oczywiście warto zobaczyć, aby przekonać się jak twórcy domknęli każdy z wątków, oraz żeby pożegnać się ze Śródziemiem może nie na zawsze, ale z pewnością na kolejnych kilka lat.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.




Obywatel Jan Bratek. Gdziekolwiek się nie pojawi, ściąga na siebie lawinę niespodziewanych zdarzeń. Niczym Forrest Gump, Bratek bierze udział w najważniejszych wydarzeniach swojej epoki. Ma wielkie szczęście, a może raczej… pecha, że zawsze znajduje się w miejscach, gdzie historia akurat zmienia swój bieg. Los miota nim zarówno w czasach komuny, jak i w nowoczesnej, demokratycznej Polsce doprowadzając do zabawnych wpadek.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Polska
reżyser: Jerzy Stuhr
scenariusz: Jerzy Stuhr
czas: 1 godz. 48 min.
muzyka: Adrian Konarski
zdjęcia: Paweł Edelman
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 6,7/10







 
Biało czerwono

Jedni się śmieją, drudzy płaczą. Jedni widzą geniusz, drudzy zaś badziew. Jedni podziwiają, drudzy gardzą. Najnowsza produkcja Jerzego Stuhra  niewyobrażalnie podzieliła polską publiczność. Zarzuca się jej antypolskość oraz wiele innych rzeczy, jednak ile w tym prawdy? Przekonajmy się rozbierając film na czynniki pierwsze.

Fabuła obrazu Stuhra jest zaplątana niczym węzeł gordyjski. Cała jest poszatkowana na wiele fragmentów zawierających początki życia bohatera jak i czasy obecne. Ciągle się przeplata, zamienia, cofa w czasie i tak cały czas. Właściwie cała produkcja jest jedną wielką retrospekcją, która ciągle ujawnia nam nowe informacje dotyczące postaci Jana Bratka, aby wyjaśnić nam jego obecną sytuację i zrozumieć przez co przeszedł. Zdarza się wiele niedomówień, które dopiero później są wyjaśniane w ramach kolejnych retrospekcji. Akcja jest umiarkowana, a film całkiem intrygujący z racji samego bohatera.

Reżyser wybrał bardzo dobry zestaw aktorów do przedstawienia jego opowieści. Sam Jerzy Stuhr wypada bardzo dobrze zresztą tak jak jego syn, Maciej Stuhr. Obaj tworzą całkiem udany duet na przestrzeni lat. Mamy też Sonię Bohosiewicz, Violettę Arlak i Barbarę Horawinkę w bardzo dobrych rolach drugoplanowych. Oprócz nich jest oczywiście jeszcze wielu innych aktorów, ale występujących  w małych epizodach.

Jerzy Stuhr kreuje postać Jana Bratka na rasowego everymana, parającego się rozmaitą ilością zawodów, tryskającego bystrością i zdolnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Oczywiście twórcy zależało na tym aby można było się utożsamić z jego bohaterem. Zabieg byłby jak najbardziej udany gdyby nie przesadny natłok pechowych sytuacji w życiu Bratka, generujących zbyt dużą dawkę absurdu – no chyba, że taki był cel.

Muzyka tak jak i zdjęcia jakoś specjalnie się nie wyróżniają, natomiast scenografia wypada całkiem dobrze. Film z pewnością nie jest antypolski (nie wiem skąd nawet można by wyciągnąć takie wnioski). Ośmiesza czasy PRL-u, ale zarazem porusza niebezpieczny temat polskości, który być może jest powodem tego nietrafnego określenia. Prawda jest jednak taka, że jak ktoś się raz na czymś sparzy to już później do tego nie wróci i tak właśnie postępuje Jan Bratek. Produkcję wypełnia też rozmaita symbolika.

Oceniając film całkiem obiektywnie nie można powiedzieć, że jest on strasznie zły. Raczej można by mu zarzucić niedopracowanie pewnych elementów, które widocznie wadzą jednak największym problemem produkcji jest jej czas powstania. Mam wrażenie, że zbyt pośpieszono się z tego rodzaju produkcją i nie wszyscy byli jeszcze gotowi ją obejrzeć bowiem jest jeszcze wielu żyjących  polaków pamiętających choćby czasy PRL-u, którzy nie będą w stanie spojrzeć na swoją przeszłość w zabawny sposób. Być może za kilka lat podejście do filmu się trochę zmieni? Kto wie, jednak produkcja sama w sobie nie jest zapewne szczytem możliwości pana Stuhra.


"Sen o Warszawie" w reżyserii Krzysztofa Magowskiego, to pierwszy duży film biograficzny o Czesławie Niemenie, piosenkarzu, kompozytorze i multiinstrumentaliście, ikonie polskiej muzyki rozrywkowej.

gatunek: Biograficzny
produkcja:Polska
reżyser: Krzysztof Magowski
scenariusz: Krzysztof Magowski
czas: 1 godz. 44 min.
zdjęcia: Maciej Magowski
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,0/10











 
Portret artysty


Było już wiele dokumentów poświęconych życiu i karierze sławnych artystów, celebrytów, piosenkarzy, a nawet drużyn sportowych ("Drużyna"). Zawsze powstawały w okresie szczególnego zainteresowania daną postacią i były przeznaczone z reguły tylko dla fanów. W dziesiątą rocznicę śmierci Czesława Niemena, Krzysztof Magowski postanowił nakręcić film o tym sławnym piosenkarzu i pokazać jaki był naprawdę. Jednak czy o takiej Warszawie śnił Niemen?

Reżyser słusznie oparł strategię opowiedzenia historii od narodzin do śmierci, zachowując chronologię wydarzeń, często przeplataną komentarzami lub wypowiedziami, które jednocześnie uzupełniały rozpoczętą wcześniej myśl. W obrazie mamy też niewiele scen aktorskich, które imitują fabularyzację produkcji. Dokument startuje jak petarda i od początku zalewa nas masą informacji, których niezwykle ciekawie się słucha, jednak jest ich tyle, że z pewnością wszystkich nie spamiętamy. Niestety później werwa produkcji znacznie maleje i w pewnych chwilach nasze znudzenie sięga zenitu i wręcz ziewamy z tego powodu. Na szczęście końcówka ratuje film od totalnego znużenia widzów.

Każdy wypowiadający się w kwestii Czesława Niemena jest osobą mającą wiele do przekazania na temat sławnego piosenkarza. Jedni go znali, inni się nim fascynowali, ale każdy z nich widział w nim wielkiego artystę godnego podziwu.

Przy tworzeniu filmu użyto wiele ciekawych zabiegów wizualnych, które bardzo ładnie wyglądają. Szczególnie są to przetworzone i  wyretuszowane stare zdjęcia. Dokument ma bardzo ciekawe zdjęcia jak i odpowiednią niemenowską muzykę świetnie budującą klimat.

Film Krzysztofa Magowskiego jest dobrze zrobionym dokumentem, który jest w stanie nas zainteresować pomimo wielu przydługich i nudnych scen. Z obrazu możemy też wynieść wiele informacji na temat Czesława Niemena, szczególnie jeśli nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji go poznać. Uważam, że produkcja jest dobra i warta uwagi dlatego sądzę, że powinniście po nią sięgnąć i przekonać się.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Szukający desperacko pracy Louis Bloom wpada na pomysł, by filmować nocne wypadki i zbrodnie, po czym sprzedawać materiały lokalnej telewizji.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja: USA
reżyser: Dan Gilroy
scenariusz: Dan Gilroy
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Robert Elswit
rok produkcji: 2014
budżet: 8,5 miliona $
ocena: 8,0/10












Po trupach do celu


Zastanawialiście się kiedyś ile jesteście w stanie zrobić, aby osiągnąć wyznaczony przez siebie cel? Jeśli tak to pomnóżcie swoje wysiłki przez dziesięć i wtedy otrzymacie osobę desperacko dążącą do celu, która nie zważa na ludzką krzywdę, jest prawie pozbawiona emocji, a do tego nie spocznie póki nie osiągnie sukcesu. Nie podda się bez walki, którą i tak wygra. Louis Bloom wydaje się być taką postacią, a debiutancki reżyser dobrze wie jak opowiedzieć o nim historię.

Dan Gilroy postanowił opowiedzieć wypaczoną wersję amerykańskiego snu, która choć zachowuje oryginalne konwencje to jednak odbiega od oryginału pokazując desperacką drogę do osiągnięcia sukcesu. Nie można się nie zgodzić, że reżyser podołał swojemu zadaniu i na początek zabłysnął może nie genialnym, ale bardzo dobrym filmem. Fabuła produkcji systematycznie przyśpiesza przez co staje się coraz bardziej interesująca i choć ma parę przestojów to bardzo dobrze buduje napięcie. Obraz szokuje jak i zaskakuje, a to wszystko za sprawą głównego bohatera.

Jake Gyllenhaal wypada wprost rewelacyjnie w roli Louisa Bloom'a i prawda jest taka, że film wiele zyskuje dzięki jego kreacji. Nie najgorzej wybada też Riz Ahmed jako Rick, pomocnik Bloom'a. Reszta aktorów wypada na całkiem dobrym poziomie.

Produkcja posiada specyficzny klimat, który jest utrzymywany przez twórcę do końca obrazu. Trochę mroczny, tajemniczy, intrygujący oraz z dreszczykiem emocji. Wszystko się ze sobą bardzo dobrze komponuje i zostaje jeszcze trochę miejsca na humor. Wszystko prezentowane jest w dobrej oprawie muzycznej Jamesa Newtona Howard'a oraz z przyzwoitymi zdjęciami Roberta Elswit'a.

Głównym powodem, który niewiarygodnie wciąga w film jest główny bohater, który wykazuje wiele cech rasowego psychopaty. Jest uroczy, pewny siebie, niezłomny oraz perfekcyjny. Co więcej twórca wyraźnie uświadamia nas, że ten określony typ postaci jest obecnie najlepiej przystosowany do życia w ówczesnych czasach. Nie sposób się z nim nie zgodzić gdyż Louis Bloom wykazuje posiadanie tych cech co jest po części kluczem do sukcesu.

Przyszło nam żyć w dziwnych czasach lub to my nie przystosowaliśmy się jeszcze do nowych reguł gry. W każdym razie nieważne jakby to nazwać to i tak wniosek jest jeden, że powinniśmy się dostosować. Wszystko zależy od tego jak to zrobimy i czy odniesiemy sukces. Bohater Dana Gilroy'a wydaje się być skazany na sukces ponieważ jako psychopata posiada wachlarz niezwykłych cech charakteru, które mu to umożliwią jak i niezłomną wolę walki określaną mianem: "po trupach do celu". Pomimo przerw w akcji i paru innym niewielkich błędów, film robi wrażenie i jest wart zobaczenia.

Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


 

Dwie osiemnastolatki wyjeżdżają do Zabawy, by nakręcić etiudę filmową o Karolinie Kózkównie.

gatunek: Obyczajowy
produkcja: Polska
reżyser: Dariusz Regucki
scenariusz: Dariusz Regucki
czas: 1 godz. 42 min.
muzyka: Dariusz Regucki
zdjęcia: Michał Bożek
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 3,2/10















Opowieść bez postaci



Podczas omawiania dokumentu fabularyzowanego pt: "Mery's Land. Ziemia Maryi" pisałem, że tak naprawdę nie jest łatwo stworzyć dobry film dokumentalny, który nie byłby tylko dla wyznawców danej religii czy określonej grupy społecznej. To samo dotyczyło się też świadectwa świętego, które z reguły było wynoszone na najwyższy piedestał z toną ciężkiego do przełknięcia lukru. Właśnie dlatego istnienie większości tego typu produkcji mijało się z celem. Jak się okazało "Karolina" nie posiada tego typu wad, co jest dużym plusem, niestety ma za to szereg innych defektów.

Dariusz Regucki wpadł na ciekawy pomysł opowiedzenia historii dwóch osiemnastolatek, których życie zmienia się wraz z poznawaniem historii błogosławionej Karoliny Kózkówny. Niestety minął się z celem i z filmu wyszła raczej produkcja obyczajowa, a nie tak jak to dystrybutor reklamował: "przejmująca opowieść o życiu błogosławionej Karoliny Kózkównej". Samej Karoliny jest w filmie jak na lekarstwo co często nas dekoncentruje, przez to zapominamy o czym właściwie jest film. Fabuła jest mało intrygująca i bardzo powolna. Naprawdę ciężko jest znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który byłby chociaż trochę interesujący.

Pod względem aktorskim obraz Reguckiego to straszne drewno. Nawet znani i cenieni aktorzy jak Dorota Pomykała czy Maciej Słota wypadają słabo. Produkcja dostarcza nam wyjątkowo nieudanego debiutu Marleny Burian, która choć bardzo się starała to nie zawsze jej wychodziło. Podobnie jest z Barbarą Dudą odgrywającą postać Basi. Piotr Cyrwus próbujący zerwać z rutyną wyraźnie pokazał, że jeszcze nie zszedł z planu serialu "Klan". Może kiedyś...

Produkcja ma spore błędy techniczne, które okropnie przeszkadzają i świadczą o wysokim nieprofesjonalizmie operatorów. Zdeformowany dźwięk utrudnia nam znacznie odbiór dialogów bohaterów. Niektóre rozmowy słyszymy jakby były kręcone zwykłą kamerą za pięć stów. Przez cały czas towarzyszy nam ten sam, niezmienny motyw muzyczny, który tylko potwierdza nudność obrazu. Dialogi postaci są źle i bezmyślnie napisane przez co śmieszą nas z powodu ich niedorzeczności.

Na sam koniec filmu jest prezentacja owoców pracy dziewczyn nad etiudą filmową o Karolinie i choć ciężko nam w to uwierzyć to ten niewielki fragment wypada o niebo lepiej niż cały obraz pod względem aktorskim  jak i dialogowym. Jest to jedyny fragment filmu naprawdę dobrze skrojony. Gdyby cała produkcja właśnie tak wyglądała to nie miałbym jej nic do zarzucenia. Niestety pan Regucki zamiast tego opowiedział nam historię w której zaledwie 10% było samej Karoliny Kózkówny jak i wartościowej treści.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Bajkowa opowieść o spotkaniu dwóch, spragnionych miłości, osób - kobiety i dziecka.

gatunek: Dramat
produkcja: Polska
reżyser: Jan Jakub Kolski
scenariusz: Jan Jakub Kolski
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka: Dariusz Górniok
zdjęcia: Piotr Lenar
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,0/10














Smutki, smuteczki

Jan Jakub Kolski, twórca znanych i cenionych produkcji tym razem postanowił zabrać nas w podróż, która może zmienić nasze życie. Film drogi z doborową obsadą oraz o bardzo ciepłym i wartościowym przesłaniu na pewno jest jednym z tytułów wartych uwagi.

Fabuła opowiada o dwóch dziewczynach: Maszeńce i Korduli, które podróżują do Gdańska na egzamin z baletu. Sama historia skupia się jeszcze na relacjach Maszenki z ojcem oraz więzi dwóch głównych bohaterek. Akcja produkcji jest raczej umiarkowana jednak nie przeszkadza nam to zbytnio ponieważ w tym obrazie na co innego zwracamy naszą uwagę. Tutaj ważna jest przede wszystkim podróż, jakiej doświadczają bohaterowie.

Bardzo emocjonalny film potrzebuje dobrych aktorów, którzy będą w stanie wszystkie emocje oddać w idealny sposób. Pank Kolski wyśmienicie poradził sobie z tym zadaniem. Mamy świetnego Marcina Dorocińskiego w roli niezdarnego ojca oraz fenomenalną Julię Kijowską jako Kordulę na pierwszy rzut oka wyglądającą jak Rooney Mara z "Dziewczyny z tatuażem". Maria Blandzi pierwszy raz na ekranie wypada bardzo dobrze i nie odstaje umiejętnościami od innych aktorów. W produkcji nawet Borys Szyc, po wielu nieudanych rolach wypada interesująco i miejmy nadzieję, że okres "Kac Wawy" ma już za sobą.

Reżyser opowiadając historię zastosował parę lepszych lub gorszych zabiegów. Są bardzo ciekawe ujęcia, dobra muzyka, a oprócz tego jest mnóstwo humoru, który niejeden raz nas rozbawi. Pan Kolski dodał do filmu także parę rysowano-animowanych wstawek, które informują nas, że całość opowiadana jest przez Maszenkę. Prawda jest jednak taka, że nie każdemu się one spodobają. Mi akurat te fragmenty całkiem nie odpowiadały, zresztą tak samo jak piosenka na koniec filmu, ale są to rzeczy czysto osobiste.

Najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego to naprawdę porządne kino familijne, które bawi, wzrusza oraz nakłania do rozmaitych refleksji. Podczas podróży dziewczyny spotykają wielu prostych ludzi, którzy pomagając im dotrzeć do celu jednocześnie wpływają na ich życie. Jest to bardzo trafne przesłanie dotyczące tego z kim będąc i jak spędzając swój czas jesteśmy w stanie się zmienić. Wszystko kończy się bardzo ciepłym, szczęśliwym, ale nie tandetnym zakończeniem.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Policjantka z prowincjonalnej komendy prowadzi dochodzenie, które na zawsze zmieni jej świat.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja:Polska
reżyser: Michał Otłowski
scenariusz: Michał Otłowski
czas: 1 godz. 34 min.
muzyka: Cezary Skubiszewski
zdjęcia: Łukasz Gutt
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,8/10















 
Rasowość w dobrym stylu

Michał Otłowski jako niezaprzeczalny debiutant w sferze produkcji kinowych, postanowił za pierwszym razem zmierzyć się z gatunkiem mrocznym i owianym tajemnicą. Kryminał zaprezentowany przez pana Otłowskiego, który jest zarazem reżyserem jak i scenarzystą to "Jeziorak" czyli historia pani podkomisarz Izy Dereń na tropie zabójcy młodej dziewczyny.

Fabuła produkcji jest bardzo dobrze i solidnie zbudowana. Posiada wiele wątków pobocznych, które świetnie ze sobą współgrają i uzupełniają pierwszorzędny motyw filmowy. Mroczna tajemnica, nad którą dochodzenie sprawuje główna bohaterka jest bardzo dobrze skonstruowana i rozegrana. Przedstawiane zdarzenia szybko wciągają w wir akcji, której tempo coraz to bardziej przyspiesza wraz z trwaniem obrazu. Pomimo, że raz po raz twórca odsłania jakąś nową poszlakę i sukcesywnie buduje solidne dochodzenie to sprawa i tak jest wystarczająco zawiła, aby dalej drążyć  w głąb jej tajemnicy.

Postać Jowity Budnik niczym Sarah Lund niezłomnie brnie przed siebie mając na celu znalezienie zabójcy dziewczyny. Nie pomaga jej fakt, że jej partner zaginął podczas patrolu policyjnego i trwają jego poszukiwania oraz to, że jest w ciąży, która utrudnia jej śledztwo. Aktorka świetnie poradziła sobie z rozegraniem wszystkich wzlotów i upadków swojej postaci przez co wypada najlepiej ze wszystkich obecnych w filmie. W dochodzeniu naszej bohaterce pomaga aspirant Wojciech Marzec grany przez Sebastiana Fabijańskiego, którego rola może nie jest zbyt ambitna to jednak jak najbardziej przekonująca. Oprócz tego możemy na ekranie zobaczyć Łukasza Simlata, Mariusza Bonaszewskiego, Przemysława Bluszcza oraz Agatę Buzek w dwóch niewielkich epizodach.

Reżyserowi udaje się w bardzo dobry sposób połączyć obraz z bardzo klimatyczną muzyką Cezarego Skubiszewskiego. Skąpy montaż i solidne zdjęcia tylko potęgują mroczną aurę spoczywającą nad pensjonatem "Jeziorak". Choć bardzo rzadko, to jednak od czasu do czasu pojawia się mała dawka humoru.

Nieznany szerszej widowni "Jeziorak" tak naprawdę okazuje się być naprawdę dobrym kryminałem nie tylko na polskie warunki. Urzeka historią, narracją, intrygującym dochodzeniem oraz przede wszystkim główną bohaterką. Oczywiście posiada wiele nawiązań do znanych klasyków w tym gatunku, jednak nie jest niczego kopią i to właśnie udowodnił reżyser, który zgrabnie wszystko połączył i dał nam zakończenie godne uwagi.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Losy dwóch rodzin łączą się, gdy w noc przed Wigilią zostaje potrącony rowerzysta.


gatunek: Dramat
produkcja: Francja, Włochy
reżyser: Paolo Virzì
scenariusz: Paolo Virzì, Francesco Bruni, Francesco Piccolo
czas: 1 godz. 49 min.
muzyka: Carlo Virzì
zdjęcia: Jérôme Alméras
rok produkcji: 2013
budżet:
ocena: 7,2/10













 
Ile jesteś wart?


Kapitał ludzki to teoria w ekonomii, która zakłada, że człowiek jest najcenniejszym elementem zasobów przedsiębiorstwa. Wydatki na podwyższenie poziomu kapitału ludzkiego traktuje się w kategoriach czysto ekonomicznych. Inwestycje w ten czynnik, to ogół działań, które wpływają na fizyczny i pieniężny dochód oraz powiększenie zasobów w ludziach. Prowadzą one do zmiany wartości nagromadzonych zdolności pracowników i w efekcie do zmiany jakości. Inwestycje są ściśle powiązane i wzajemnie się warunkują – Prawie identyczna regułka jest elementem, który podsumowuje cały film i stara się uczynić jego wydźwięk bardziej wartościowym. Jednak jak ma się teoria w praktyce?

Film Paolo Virzì'ego jest adaptacją książki amerykańskiego autora Stephena Amidon'a. Wszystkie amerykańskie standardy zawarte w powieści zostały przeniesione na włoski grunt i na nim zbudowano całą akcję obrazu. Fabuła produkcji jest podzielona na cztery części, a przez 3/4 jej czasu skupia się na relacjonowaniu życia trzech postaci, aż do momentu potrącenia rowerzysty przez samochód. Każda z nich się wzajemnie przeplata i uzupełnia przez co do końca filmu mamy obraz przebiegu całej akcji i wyjaśnienie co kiedy się stało i dlaczego. Sposób narracji jest bardzo lekki i dobrze poprowadzony. Wydarzenia pokazywane na ekranie w  większości są interesujące i z chęcią czekamy na ich rozwinięcie.

Mocną stroną produkcji jest aktorstwo na wyjątkowo wysokim poziomie. Każdy z aktorów dobrze wie jak przedstawić swoją postać. Szczególnie dobrze wypadają Fabrizio Bentivoglio, Valeria Bruni Tedeschi, Matilde Gioli i Giovanni Anzaldo. Reszta bez zarzutów.

Film porusza tematy zdrady, ryzyka grania na giełdzie, nieszczęśliwej miłości, a także głupoty i chciwości typowo ludzkiej. Poprzez dogłębne przedstawienie głównych postaci jesteśmy w stanie zagłębić się w ich charakter i samodzielnie wyrobić sobie zdanie na ich temat. Punktem zwrotnym w całej opowieści staje się potrącenie rowerzysty, które było przyczyną wszczęcia śledztwa.  Wątek poboczny dobrze współgra  zresztą fabuły, a oprócz tego wnosi do opowieści motyw kryminalny.

Ostatni "akt" produkcji przynosi finał, każdej z opowieści i daje nam "wyjątkowy" epilog. Mówiąc "wyjątkowy" ma na myśli niestosowny do treści fabuły no bo  "Hollywoodzkie" zakończenie z wielkim Happy End'em  w  tle, które po prostu rozczarowuje na całej linii raczej nie jest tym czego oczekiwaliśmy, czyż nie? Twórcy kompletnie zmarnowali nim dramaturgię, którą tak pieczołowicie od początku budowali. Jednak pomimo tej wielkiej wpadki warto sięgnąć po film  Paolo Virzì'ego.


Młody geniusz robotyki Hiro Hamada wraz ze swoim robotem Baymaxem zostaje uwikłany w plan zniszczenia dynamicznie rozwijającego się miasta San Fransokyo. Bohaterowie dołączają do grupy niedoświadczonych śmiałków walczących z przestępczością i wspólnie podejmują się misji ratowania miasta.

gatunek: Animacja, Komedia, Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Don Hall, Chris Williams
scenariusz: Jordan Roberts, Robert L. Baird, Daniel Gerson
czas: 1 godz. 42 min.
muzyka: Henry Jackman
rok produkcji: 2014
budżet: 168 milionów $
ocena: 9,0/10











Jestem zadowolony z opieki medycznej
 
Disney uderza do kin z kolejną animacją dla dzieci, a do tego wzorowanej na komiksach Marvel'a opowiadającej o szóstce bohaterów ratujących San Fransokyo. Jest to kolejna dobra bajka, która zachwyca pod wieloma względami i w przeciwieństwie do Krainy Lodu nie ma płytkiej i nudnej fabuły. Przejdźmy jednak do konkretów.

Akcja animacji ma miejsce w prężnie rozwijającym się mieście o szczytnej nazwie San Fransokyo. To pełne kolorów i dynamiczności miejsce jest świetnym plenerem na rozegranie fabuły filmu. Ta natomiast jest niezwykle wartka i od samego początku interesująca. Przykuwa oko nie tylko dziecka, ale także dorosłego. Jest to czysta rozrywka dla całej rodziny.

Postacie bajki są bardzo dobrze nakreślone i przyjemnie się je ogląda. Każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego co przykuwa naszą uwagę. Na pierwszym planie oczywiście mamy Hirę oraz robota Baymaxa, którzy stanowią naprawdę dobraną parę i wyśmienicie się uzupełniają. Dopełnieniem postaci jest oczywiście dubbing, który prezentuje się na bardzo wysokim poziomie.

Nieustanny humor wypływający z ekranu za sprawą robota Baymaxa, a także innych rozwesela do łez. Piękne krajobrazy San Fransokyo świadczące o niezwykle wysokim standardzie animacji zachwycają nieustannie ciesząc oko. Taką pięknie wizualnie bajkę po prostu chce się oglądać.

Jeśli chodzi o psychologiczną analizę postaci to przede wszystkim skupiono się na głównym bohaterze. I dobrze, ponieważ jest rewelacyjnie nakreślony i w wiarygodny sposób oddaje naturę człowieka w obliczu straty bliskiego, czy też chęci dokonania zemsty. Baymax jako przemiły i przyjazny robot medyczny ciągle pomaga swojemu "pacjentowi" aby ponownie poczuł się  szczęśliwym. Animacja w dosadny sposób pokazuje, że życiem w pewien sposób kieruje nikomu niewyjaśnione zrządzenie losu, a szczytna pomoc może przynieść różne efekty. Niestety są to rzeczy, których nikt nie jest w stanie przewidzieć i bardzo się cieszę, że bajka była w stanie o nich powiedzieć.

Mimo mojego wieku, który powinien świadczyć już o dorosłości wyszedłem bardzo zadowolony z seansu. Jak by się mogło zdawać to wcale nie jest łatwo stworzyć dobrą animację dla wszystkich grup wiekowych, a nie tylko dla dzieci (3 - 7 lat) jak to było w przypadku Krainy Lodu. Gorąco polecam najnowszą bajkę Disney'a, ponieważ okazała się ona świetnym powrotem do czasów świetności wytwórni, a także "Zaplątanych".


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Bohaterami filmu jest młode małżeństwo Aldo i Monica, którzy wspólnie starają się przetrwać ciężkie czasy w małym kubańskim miasteczku.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Francja, Kuba, Panama
reżyser: Carlos Lechuga
scenariusz: Carlos Lechuga
czas: 1 godz. 20 min.
muzyka: Jesus Cruz
zdjęcia: Luis Franco Brantley, Ernesto Calzado
rok produkcji: 2012
budżet: -
ocena: 3,5/10












 
Raj na ziemi

Nie ma to jak Kuba. Istny raj na ziemi. Codziennie słońce zachwycające nas swą obecnością i beztroskie życie. Tak... o tym z pewnością marzą nie tylko bohaterowie filmu, ale także wszyscy Kubańczycy mający dość życia pod autorytarną władzą. Wydawać by się mogło, że to idealny materiał na produkcję filmową. Wrzucamy do jednego wora miejsce (Kuba) + miłość + bohaterowie i dostajemy film Carlosa Lechuga pt: "Melasa".

Fabuła opiera się na zmaganiach bohaterów próbujących przeżyć w jakże słonecznym i sielankowym miasteczku o nazwie Melasa. Mylnie jest napisane, że produkcja opowiada o miłości. Bardziej można by zachowania postaci nazwać wyrozumiałością i troskliwością. Niestety nie widać pomiędzy czołowymi bohaterami miłości. Uczucie promujące film siedzi głęboko w postaciach i niechętnie się ujawnia. Prawie w ogóle. Pomijając jednak wątek "poruszającej historii miłości w scenerii słonecznej Kuby" i skupiając się tym o czym fabuła mówi naprawdę, możemy się niezwykle zaciekawić obrazem, który pokazuje nieustanną walkę o przetrwanie. Ukazuje bohaterów w bardzo trudnych sytuacjach finansowych i niejeden raz nas zaskakuje pokazując determinację postaci w celu zarobienia pieniędzy.

Co ciekawe zadziwiająco dobrze wypada aktorstwo Yuliet Cruz i Armando Miguel Gomez'a wiarygodnie odgrywających rolę ludzi nawzajem siebie wspierających. Reszta oczywiście zagrała bez szwanku.

O ile zachowania postaci w sytuacjach pokazujących poświęcenie w celu zarobienia pieniędzy nas jeszcze ciekawiły, to kompletnie zawiedziemy się zakończeniem, które każde z problemów rozwiązuje w mgnieniu oka i jest wręcz nie do przełknięcia jak na taką produkcję. Wcześniejszy koniec z pewnością uratowałoby tę produkcję w moich oczach.

Nie lepiej prezentują się też relacje poszczególnych postaci. Skrzecząca staruszka poskrzeczy tylko parę razy, a córka głównej bohaterki tylko stroi miny i też niewiele mówi. Właściwie cały drugi plan jest mało interesujący. Początek filmu to seria obrazków z melancholijną muzyką w tle od której można by usnąć. Sam film zresztą też ma taki wydźwięk. Niektóre sceny wyraźnie się dłużą, a zarazem drażnią nasze oczy. Niestety, ale reżyser wyraźnie nie wiedział co chce nam pokazać. Miłość, walkę o przetrwanie czy nijak do siebie pasujące wątki z happy end'em na koniec? Można nie wiedzieć czego się chce i zrobić coś dobrego jednak w tym przypadku trzecia opcja opisuje film najlepiej.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Katniss wraz z matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym dystrykcie trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Francis Lawrence
scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
czas: 2 godz. 3 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Jo Willems
rok produkcji: 2014
budżet: 125 milionów $
ocena: 7,6/10








#JoinTheMockingjay



Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier roku będąca zarazem kontynuacją jednej z najpopularniejszych serii dla młodzieży, ale nie tylko, otwarła listopadowy weekend z wielkim impetem. Jednak jak to się ma w stosunku do dwóch wcześniejszych części i czy Kosogłos jest siebie wart?

Francis Lawrence reżyserujący drugą część sagi, tak jak i tą powiela wyznaczone przez Garryego Ross'a standardy, które zarazem świetnie się sprawdzają i wyglądają. Fabuła filmu jest raczej umiarkowana i nie dorównuje dynamicznością poprzednim częściom. Zresztą tak samo jak powieść ma mniej scen wypełnionych akcją, czy chociażby sekwencji bitewnych. W produkcji bynajmniej nie panuje przestój jednak to już nie to samo co wcześniej. Wszystko zostało idealnie skrojone do bardzo optymalnego czasu dwóch godzin. Gdyby film trwał dłużej to byłby nudny. Takim sposobem twórcom udało się zakończyć "Kosogłosa Część 1" w idealnym momencie.

Na ekranie bryluje nam cały zestaw Hollywoodzkich gwiazd z Jennifer Lawrence na czele, która w roli Katniss ponownie wypadła świetnie. Równie dobrze wypada śp. Philip Seymour Hoffman i Julianne Moore  posiadający znaczące role w filmie. Sporadycznie widujemy Donalda Sutherland'a, Woodyego Harrelson'a, Elizabeth Banks i Liama Hemsworth'a, który tak naprawdę wypadł z nich wszystkich najsłabiej. Natomiast najlepiej swoją rolę ze wszystkich aktorów zagrał Josh Hutcherson, mający niewielkie epizody.

Wiele scen Kosogłosa poświęcono propagandzie prowadzonej przez obie ze stron: prezydenta Snow'a i rebeliantów. Cały sens trzeciej części polega właśnie na takich medialnych potyczkach, wszczynaniach buntów w dystryktach i prowadzeniu do rewolucji mającej na celu utworzenie nowego Panem. Jak już wcześniej wspomniałem mała ilość scen akcji, może wielu rozczarować jednak jest to wyraźny znak, że najlepsze zostaje na sam koniec. To samo tyczy się efektów specjalnych, których nagromadzenie jest stosunkowo niewielkie i nie starają się prezentować z wielką pompą jak to było wcześniej. Tym razem mamy więcej scen nostalgii i zadumy, z odpowiednia muzyką Jamesa Newtona Howard'a w tle. Najlepszym tego przykładem jest bardzo krótka scena zburzenia tamy łącząca w sobie parę reżyserskich zabiegów, które dały świetny efekt końcowy.

Koniec końców trzecia część książki Suzanne Collins na ekranie wypada najsłabiej ze wszystkich. Nie jest zła. Jest całkiem dobra, ale wcześniejsze były lepsze. Być może wynika to z faktu, że "Kosogłos Część 1" jest całkiem inna niż jego poprzedniczki i opowiada o walce bez areny. Przez kolejny rok będziemy żywić się nadzieją, że podzielenie Kosogłosa na dwie części było dobrym zabiegiem i ostatnia część sagi będzie tym na co czekaliśmy. Jednakże mimo że film jest najsłabszy z serii to nadal jest wart zobaczenia.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.



Cztery piękne córki na wydaniu i jedno marzenie ich poukładanych, konserwatywnych rodziców – żeby dobrze wyszły za mąż. Ale co zrobić, gdy czterech zakochanych mężczyzn to Żyd, Arab, Chińczyk i wesoły chłopak z serca Czarnej Afryki? Każdy z nich pochodzi z innej kultury, ma swoje obyczaje, wierzenia, religię. Jak nie zwariować, próbując wszystkich pogodzić ze sobą?

gatunek: Komedia
produkcja: Francja
reżyser: Philippe de Chauveron
scenariusz: Philippe de Chauveron, Guy Laurent
czas: 1 godz. 37 min.
muzyka: Marc Chouarain
zdjęcia: Vincent Mathias
rok produkcji: 2014
budżet: 13 milionów $
ocena: 8,0/10








 
Jak żyć?

Dzisiejsza Francja to zlepek różnych narodowości i kultur, które napłynęły do niej z wielu różnych miejsc świata. Są Arabowie,  Żydzi, a nawet Chińczycy. Niestety wszystko jest cacy do czasu kiedy  rodowity Francuz lub Francuzka postanowi związać się z osobą innej narodowości, albo gorzej, innej religii! Ciężki orzech do zgryzienia...

Philippe de Chauveron sprytnie wykorzystuje obecną sytuację we Francji i przenosi ją na ekran za sprawą komedii. Cztery córki francuskiej rodziny i czterej zięciowie: Arab, Żyd, Chińczyk i Afrykanin. Mieszanka niecodzienna. Ciężko uwierzyć w taki zbieg okoliczności, jednak jest to komedia więc można przymknąć oko na takie niuanse. Niestety fabularnie film nie wyróżnia się zbytnio. Akcja jest przewidywalna i nie jest w stanie nas zaskoczyć czymś nowym lub niespodziewanym. Z góry przesądzone zakończenie lawiruje gdzieś pomiędzy wątkami filmu i tylko czeka na swój moment, aby zakończyć tę produkcję. Oczywiście zakończenie też jest przewidywalne.

Czego jednak nie można tej produkcji zarzucić to świetne nakreślenie postaci! Szczególnie wbija nam się w pamięć Christian Clavier jako ojciec czwórki córek, którego wybornie ogląda się na ekranie. Jego żona grana przez Chantal Lauby, zięciowie, córki i cały zespół innych aktorów w produkcji wypada równie dobrze i naprawdę niewiele można im zarzucić.

Pod względem humorystycznym produkcja naprawdę pokazała swoją klasę. Zabawa na filmie rzeczywiście jest przednia. Prawie każda scena jest komiczna, a śmieszne gagi, ciągle wywołują uśmiech na twarzy. Oczywiście nie każdemu humor komedii się spodoba. Niektórzy mogą go nawet odebrać jako rasistowski, jednak wtedy kłóciłby się z wyraźnym przesłaniem, które film ma za zadanie nam pokazać.

Jak żyć? To pytanie chociaż nie pada ani razu na ekranie to niekoniecznie oznacza, że główni bohaterowie nie mogliby sobie go zadać w myślach ponieważ nie byli w stanie się pogodzić z faktem, że wydali córki za innowierców. Właśnie Marie Verneuil i Claude Verneuil są głównymi postaciami filmu i produkcja przede wszystkim bazuje na ich relacjach. Gdyby nie naprawdę dobry humor i komizm, który sprawił, że komedia na pewno zapadnie w naszej pamięci to film byłby dla mnie na straconej pozycji. Tak to okazał się bardzo przyjemnym obrazem na jesienne wieczory.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.