Snippet

Bohater wojenny Tom Sherbourne przyjmuje posadę latarnika na bezludnej wyspie u wybrzeży Australii. Wkrótce przybywa do niego ukochana żona Isabel. Zakochani żyją tu szczęśliwie w rytmie przypływów i odpływów oceanu. Ich największym, niespełnionym pragnieniem jest dziecko. Miesiące bezowocnych starań, dwa poronienia i pogłębiające się uczucie oddalenia zaczyna wpędzać Isabel w depresję. I wtedy zdarza się cud: do wybrzeży wyspy dobija mała łódź, na której pokładzie Tom znajduje martwego mężczyznę i żywe niemowlę. Pod namową Isabel, wiedziony odruchem serca, Tom łamie swoje surowe zasady i godzi się przyjąć dziecko jako własne. Szczęście świeżo upieczonych rodziców wkrótce zaczyna blaknąć, gdy okazuje się, że w okolicy od miesięcy zrozpaczona matka poszukuje zaginionego męża i maleńkiego dziecka.

gatunek: Dramat
produkcja: Nowa Zelandia, USA
reżyser: Derek Cianfrance
scenariusz: Derek Cianfrance
czas: 2 godz. 10 min.
muzyka: Aleksandre Desplat
zdjęcia: Adam Akapaw
rok produkcji: 2016
budżet: 20 milionów $
ocena: 7,0/10







 
W blasku latarni morskiej

Skomplikowane intrygi miłosne to bardzo popularny temat zarówno wielu powieści jak i filmów. Przeważnie prezentują nam one rozdartych bohaterów, którzy nie wiedzą czego dokładnie chcą oraz jaką decyzję powinni podjąć. Ten z pozoru lekki gatunek dramato-romansu ma na celu wycisnąć z nas łzy oraz sprawić, że będziemy współczuć naszym postaciom. Jakie to żałosne nieprawdaż? Albowiem wbrew pozorom mało jest książek oraz produkcji filmowych, które ukazują nam prawdziwe uczucia. Takie, w które uwierzymy czytając bądź oglądając. Na ekranach kin pojawił się właśnie kolejny film o podobnym zamyśle. Jak myślicie czy "Światło między ocenami" również jest jedynie imitacją prawdziwych emocji?

Tom Sherbourne to weteran wojenny, który po traumatycznych przeżyciach chce zasmakować odrobiny spokoju. Przyjmuje więc pracę latarnika na bezludnej wyspie przy wybrzeżach Australii. W krótkim czasie udaje mu się również zakochać i poślubić piękną Isabel, z którą pragnie mieć dzieci. Niestety po nieudanej próbie jego ukochana załamuje się i popada w depresję. Kiedy wydawać by się mogło, że już nic jej nie pocieszy nagle do brzegu wyspy dopływa łódka z niemowlęciem. Tom za namową ukochanej postanawia nie zgłaszać tego incydentu, ale niedługo później sprawy zaczynają się komplikować... Reżyser produkcji bardzo zgrabnie wprowadza nas w świat dwójki naszych bohaterów dzięki czemu z łatwością udaje mu się zaciekawić nas jego opowieścią. Wstęp do głównego wątku produkcji jest zaskakująco ciekawy oraz niezwykle wciągający. Pomimo, że do właściwych wydarzeń pozostało jeszcze sporo czasu twórca bardzo dobrze radzi sobie z opowiedzeniem początków miłości naszych bohaterów. Nie śpieszy się przy tym, ani nie wybiera drogi na skróty dzięki czemu udaje mu się zachować wiarygodność. Zarówno miłość naszych postaci jak i ich codzienne życie jest tak prawdziwe i tak przekonujące, że z niezwykłym zaciekawieniem ogląda się każde ich kolejne posunięcie. To zaskakujące z jaką łatwością reżyserowi udało się zaciekawić nas już samym wstępem, który dopiero ukaże nam główny wątek produkcji. To całe odkrywanie naszych bohaterów oraz coraz dłuższe obcowanie z nimi niezwykle fascynuje oraz pozwala na spojrzenie na ich życie jeszcze sprzed głównego zwrotu fabularnego. Ale jak wiadomo film nie miał sensu by istnieć gdyby nie ten jedyny w swoim rodzaju zwrot akcji, który namiesza w życiu tej dwójki. A więc kiedy opowieść w końcu dochodzi do tego momentu nieodwracalnie zmienia ton narracji. Albowiem z jednej strony mamy szczęście odnośnie pojawienia się dziecka, a z drugiej strony zaś wątpliwości i ciągłą walkę z własnym sumieniem odnośnie podjętej decyzji o nie zgłaszaniu zdarzenia i zatrzymaniu dziecka. Od tego momentu fabuła jest na zmianę pełna szczęścia oraz rozpaczy, które o dziwo bardzo zgrabnie się przeplatają. Niestety już z samego początku wiadomo, że ta historia nie skończy się dobrze. Widać to również po sposobie narracji oraz kolejno ukazywanych wydarzeniach, które odpowiednio stopniując napięcie kierują nas ku wielkiemu finałowi. Co po chwila zostają przed nami ujawniane coraz to ciekawsze i bardziej szokujące wiadomości odnośnie pochodzenia przywłaszczonego przez naszych bohaterów dziecka oraz jego prawdziwej rodziny. Jednakże reżyser nie ogranicza się jedynie do samych zajawek bądź strzępów informacji, ale stara się przedstawić całe zajście równie dogłębnie od całkiem innej perspektywy. Matki, która straciła niegdyś dziecko by ponownie je odzyskać. Historia rozgrywa się na kilku płaszczyznach i na każdej wypada bardzo przekonująco. Oprócz tego reżyser potrafi nas niejednokrotnie zaskoczyć niespodziewanym zwrotem akcji, który dodatkowo komplikuje zdarzenia ekranowe. To pozwala mu na jeszcze większe budowanie napięcia oraz dramaturgii, które są kluczowymi składnikami obrazu. Jednakże twórca nie przesadza z ich dawkowaniem dzięki czemu jego opowieść jest świetnie zbalansowana oraz nie nastawiona na emocjonalny szantaż jak to często bywa. Niestety nie odbyło się bez paru schematycznych zagrań oraz braku emocji w niektórych scenach. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale niestety taka jest prawda. Tam gdzie powinniśmy czuć silne emocje poprzez nagromadzone napięcie oraz natłok zdarzeń po prostu nie czujemy nic. Idealne zrównoważenie wydarzeń ekranowych doprowadziło do pewnego zgrzytu narracyjnego, który jest problemem całej produkcji. Albowiem cała opowieść jest rozegrana na podobnym poziomie co automatycznie uniemożliwia jej "chwycenie nas za serce" bądź "wgniecenie w fotel" przy wybranych zdarzeniach lub scenach. Emocje zostały w nich zbyt przyćmione.

Produkcja może pochwalić się gwiazdorską obsadą, która czuwa nad odpowiednim ukazaniem nam naszych postaci. Każdy z bohaterów to całkiem inna i wyjątkowa sylwetka, która ma nam wiele do zaoferowania. Jednakże pomimo tych swoistych różnic jest jeden element, który ich wszystkich łączy. Jest nim miłość do dziecka, które w niefortunnych okolicznościach zostało rozdarte pomiędzy dwie rodziny. I choć każda z nich kocha je tak samo to niestety tylko jedna może je mieć. W tym ujmującym tercecie mamy rewelacyjnego Michaela Fassbendera jako Toma, świetną Alicię Vikander jako Isabel oraz równie dobrą Rachel Weisz jako Hannę. Obsadę dopełnia niezwykle urocza Florence Clery jako Lucy-Grace.

Produkcja posiada również wyśmienite wykończenie w postaci genialnych zdjęć Adama Arkapawa oraz niezwykle urzekającej muzyki Alexandre Desplata. Na uwagę zasługują również kostiumy, charakteryzacja oraz przepiękne krajobrazy.

"Światło między ocenami" nakręcone na podstawie powieści M. L. Stedmana to bardzo ciekawa, wciągająca oraz zaskakująca opowieść. Potrafi nas urzec swoją prostotą, urokiem oraz niewymuszonym klimatem. Niestety historia nie ustrzegła się kilku klisz oraz zbyt powściągliwego stylu narracji, który ukazuje nam cały film na jednym poziomie. Z jednej strony to dobrze, a z drugiej zaś nie, albowiem takim filmom potrzeba tego typu zabiegów. Niekoniecznie musi być ich dużo. Wystarczy odrobina, aby w pełni nas usatysfakcjonować. Być może wtedy końcówka produkcji nie wypadła by tak strasznie niemrawo i nie zostawiłaby nas z uczuciem lekkiego rozczarowania. Niemniej jednak film ten jest przede wszystkim świetnie napisany i całkiem poprawnie zrealizowany dzięki czemu bardzo przyjemnie się go ogląda.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Susan jest właścicielką galerii i szczęśliwą małżonką. Jednakże pewnego dnia otrzymuje od Edwarda - byłego męża, rękopis jego pierwszej książki, brutalnego thrillera. Poznajemy w niej koleje losu Tony’ego Hastingsa i jego rodziny. Hipnotyczna, tajemnicza, przerażająca i mroczna historia z kart powieści zmusza Susan do zmierzenia się z ciemnością, jaka kryje się w jej sercu i przeszłości…

gatunek: Thriller
produkcja: USA
reżyser: Tom Ford
scenariusz: Tom Ford
czas: 2 godz. 13 min.
muzyka: Abel Korzeniowski
zdjęcia: Seamus McGarvey
rok produkcji: 2016
budżet: 22,5 milionów $
ocena: 7,6/10










 
Za grzechy trzeba płacić

Kiedy w 2009 roku projektant mody Tom Ford zaprezentował światu swój pierwszy film zarówno krytycy jak i widzowie nie mogli przestać się nim zachwycać. Nic w tym dziwnego, albowiem "Samotny mężczyzna" to rzeczywiście świetne dzieło. Zrobione z ogromnym rozmachem ukazuje nam bardzo przejmującą historię miłości głównego bohatera, która urzeka nas gracją oraz niesamowitą wrażliwością. To również niezwykle przejmujący i bardzo klimatyczny film, który dogłębnie nas przenika. Teraz projektant ponownie wraca do świata produkcji filmowych z całkiem nowym obrazem. Tym razem to już nie dramat, a thriller. Czy i w tym przypadku Tom Ford dał sobie radę?

Susan ma wszystko. Ma świetną pracę, piękny dom, przystojnego i bogatego męża oraz luksusowe życie. Wszystko czego potrzeba do życiowego spełnienia. Niestety ona sama nie czuje się ani spełniona ani szczęśliwa. Wydawać by się mogło, że nic nie przerwie monotonii jej życia, kiedy nagle otrzymuje paczkę wraz z książką jej byłego męża pt: "Zwierzęta nocy". Kiedy nasza bohaterka zagłębia się w mroczny świat powieści zaczyna rozpamiętywać swoje przeszłe decyzje oraz to jaki miały wpływ na jej obecne życie. Produkcja rozpoczyna się w bardzo podobny sposób jak poprzednie dzieło reżysera. Króluje w nim rewelacyjna muzyka Abla Korzeniowskiego oraz niezwykle szokujące napisy początkowe. Ich wyjątkowość, a zarazem groteska bierze się stąd, że twórca ukazuje nam na wstępie taniec kilku kompletnie nagich oraz posiadających nadwagę kobiet. Niezależnie od tego jak sobie to wyobrazicie efekt końcowy zrobi na was spore wrażenie. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałem coś tak kontrowersyjnego, a zarazem bardzo intrygującego z punktu widzenia samego pomysłu. Scena ta wprowadza nas do świata głównej bohaterki, która uczestniczy właśnie w premierze nowej wystawy w swojej galerii sztuki. Jednakże w przeciwieństwie do gości owa inscenizacja nie robi na niej większego wrażenia. Bez większego zainteresowania i niewzruszenie przemieszcza się pomiędzy nagimi ciałami wystawionymi na pokaz. Czuć od niej bijący chłód oraz obojętność istnienia. Jednakże to bardzo szybko się zmieni wraz z wejściem Susan do mrocznego świata powieści. W tym świetnym wstępie reżyser nakreśla nam "perfekcyjne" życie naszej bohaterki i pokazuje jak bardzo męczy ją obecna forma. To pozwala mu niezwykle gładko przejść do głównego wątku produkcji, który koncentruje się na Susan czytającej powieść byłego męża. Wiem, że brzmi to co najmniej niezachęcająco, ale uwierzcie mi, że opowieść wiele przed nami skrywa i ma wiele do zaoferowania. Zaczynając już od niejasnych relacji naszej postaci z jej poprzednią miłością, a kończąc na stosunkach do obecnego męża. Wraz z rozpoczęciem czytania powieści reżyser na przemian ukazuje nam wydarzenia z książki oraz życia Susan, które świetnie się przeplatają. Całość dopełniona jest licznymi retrospekcjami, które pozwalają nam zrozumieć burzliwe losy pierwszego małżeństwa naszej postaci. Fabuła produkcji jest niezwykle intrygująca, bardzo wciągająca oraz niesłychanie tajemnicza. Ma w sobie hipnotyczny magnetyzm, który nas do niej przyciąga i sprawia, że nie możemy oderwać od niej oczu. Intryga jaką twórca kreuje w produkcji jest świetnie przemyślana oraz bardzo zawiła. Rozgrywa się na wielorakich płaszczyznach przez co po pewnym czasie fikcyjna fabuła powieści jak i prawdziwe życie Susan zaczynają się wzajemnie zacierać oraz nakładać na siebie. To powoduje lawinę w życiu emocjonalnym naszej bohaterki, która odbiera książkę bardzo osobiście. To sprawia, że wraz z trwaniem produkcji dowiadujemy się coraz ciekawszych rzeczy na jej temat oraz jej poprzedniego małżonka. Główny wątek obrazu odsłania przed nami jej prawdziwe oblicze oraz ukazuje nam przeszłość, która nie daje jej o sobie zapomnieć. To coś więcej niż żal po podjęciu złej decyzji. To ogromna rozpacz po niewyobrażalnym bólu jaki kiedyś spowodowała. Takich rzeczy się nie zapomina i nie wybacza. Za takie rzeczy trzepa zapłacić. Oprócz tego historia posiada kilka niespodziewanych zwrotów akcji, które dodatkowo komplikują fabułę obrazu oraz dodają jej jeszcze więcej dramaturgii. Potrafią wywołać u nas przyspieszone bicie serca oraz wprowadzić w osłupienie. Natomiast losy naszych bohaterów są tak zawiłe i skomplikowane, że doprawdy ciężko nam przewidzieć ich kolejny ruch. To z kolei sprawia, że cała opowieść jest dla nas jedną wielka zagadką, którą rozpaczliwie próbujemy rozwikłać. A rozwiązanie tej intrygi okaże się bardziej zaskakujące niż mogliśmy przypuszczać. Niestety wielowątkowa fabuła obrazu wymaga maksymalnego skupienia z naszej strony, aby nie zgubić sensu całej opowieści. Choć reżyser całkiem sprawnie radzi sobie z nawigacją pomiędzy wszystkimi wątkami produkcji to niestety nieuważnemu widzowi nie trudną będzie się zgubić. A brak naszej uwagi może zaważyć na nie zrozumieniu wydźwięku oraz przesłania filmu.  Opowieści zabrakło również przynajmniej jednej sceny, która przysłowiowo "wgniotła by nas w fotel" i pozostawiła z "rozdziawioną gębą". To z pewnością dodałoby jej takiego efektu "wow", który przypieczętował by całe dzieło.

Tom Ford po raz kolejny ukazuje nam w swojej opowieści niezwykle intrygujących, rewelacyjnie skonstruowanych oraz tajemniczych bohaterów, którzy są sercem obrazu. To co nas w nich zachwyca to awangardowy wygląd, chłodne usposobienie, czułość, obojętność oraz niezwykle stylowy, ale zarazem bardzo wydumany styl bycia. Jednakże każdy z bohaterów jest inny, aby pokazać nam różnice pomiędzy nimi. Łączy ich natomiast pewna maniera uosabiana z dzisiejszym światem. Otóż nasi bohaterowie przywdziewają maski, które zmieniają sposób w jaki je odbieramy. Każda z nich nakłada maskę, aby dopasować się do świata w jakim przyszło jej żyć. Uważają to za konieczność nie zastanawiając się nawet nad konsekwencjami. Takie zachowanie powoduje w nich wyżuty sumienia, które po pewnym czasie stają się ich własnym przekleństwem. Działanie wbrew sobie pozostawia ślady i nasi bohaterowi są tego rewelacyjnym przykładem. W szczególności niezwykle chłodna, pełna sprzeczności i bólu Amy Adams jako Susan, która perfekcyjnie oddaje nam oblicze swojej postaci grając jedynie półśrodkami. Jej przeciwieństwem jest wrażliwy, kaciałowatego ale prawdziwy Jake Gyllenhaala jako Edwar/Tony, który niekiedy aż nad ekspresyjnie prezentuje nam losy swoich bohaterów.  Na ekranie nie zabrakło również rewelacyjnego Michael Shannon, którego sylwetka jawi się jako kompletne przeciwieństwo do reszty postaci oraz zaskakująco dobry Aaron Taylor-Johnson. W filmie zachwycą nas nawet krótkie epizody gwiazd takich jak: Isla Fisher, Armie Hammer, Karl Glusman, Laura Linney, Michael Sheen czy Jena Malone, które rewelacyjnie portretują drugi plan produkcji.

Strona techniczna produkcji również nie zawodzi. Mamy świetne zdjęcia oraz fenomenalną muzykę naszego rodaka Abla Korzeniowskiego. Jego kompozycje tak jak w "Samotnym mężczyźnie" stanowią nieoderwaną cześć obrazu oprócz tego prezentując sobą niezwykle bogatą i zaskakującą treść. Niestety nie nie wiem czemu użyto muzyki podczas dialogów między bohaterami, kiedy prawie w ogóle jej nie słychać. W poprzednim obrazie Forda sprawę rozwiązano
znacznie lepiej. Natomiast jeśli chodzi o resztę to muszę pochwalić scenografię, rewelacyjną charakteryzację oraz kostiumy. Tak jak ostatnio reżyser pokazuje nam swój wdzięk oraz stylowość poprzez dopieszczanie każdego szczegółu co zdecydowanie cieszy oko. Na uwagę zasługuje jeszcze ciekawy klimat obrazu.

"Zwierzęta nocy" to drugi film w karierze reżyserskiej słynnego projektanta mody Toma Forda. Choć tym razem nie obyło się bez komplikacji koniec końców jego najnowsza produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Mamy ciekawą i wciągającą historię, niezwykle intrygujących i złożonych bohaterów oraz rewelacyjne wykończenie. Niestety należy pamiętać, że jest to ciężkie kino, którego nie da się obejrzeć w niedzielne popołudnie. Fabuła obrazu jest bardzo skomplikowana co wymaga od nas pełnego skupienia, albowiem w przeciwnym razie zgubimy wątek obrazu oraz jego ukryty przekaz. Natomiast wisienką na torcie jest niezwykle wymowny i mocny finał, który kończy opowieść z przytupem. Niemniej jednak spodziewałem się po obrazie czegoś znacznie więcej. A może miałem co do niego zbyt wygórowane oczekiwania? Trudno powiedzieć, aczkolwiek wiem jedno, że Tom Ford nie zawiódł i zaprezentował nam niezły kawałek kina zdecydowanie wartego uwagi.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W 2015 roku 40% funkcjonariuszy przyjętych do policji stanowiły kobiety. Wśród nich są Zuza i Jadźka . Na drodze świeżo upieczonych policjantek los szybko stawia starszych kolegów po fachu: Gebelsa i Majamiego. Ich doświadczenie okaże się bezcenne w starciu funkcjonariuszek ze skorumpowanymi przełożonymi, takimi jak Izabela Zych ps. Somalia oraz brutalnym, przestępczym światem mafii "paliwowej", której macki sięgają dalej niż można sobie wyobrazić… Życie prywatne bohaterek jest równie skomplikowane. Jadźka na co dzień zmaga się z nieobliczalnym mężem – pracownikiem wywiadu skarbowego, powiązanym z mafią, natomiast Zuza niefortunnie wikła się w romans z Remkiem ps. Cukier, socjopatycznym gangsterem, którego dziewczyna – Drabina właśnie wychodzi z więzienia…

gatunek: Sensacyjny
produkcja: Polska
reżyser: Patryk Vega

scenariusz: Patryk Vega
czas: 2 godz. 15 min.
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Petro Aleksowski, Przemysław Niczyporuk, Mirosław Brożek
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 5,0/10








 
Niebezpieczny film

Patryk Vega to twórca z niesamowicie kolorowym portfolio. Polska usłyszała o nim po premierze "Pitbulla" w 2005 roku, który przyniósł mu niesłychaną sławę. Jednakże później okazało się, że to na nic, albowiem reżyser woli zajmować się tanimi komediami jak "Ciacho" czy "Last Minute", albo produkcją średniej jakości remakeów jak "Hans Kloss: Stawka większa niż śmierć". Później nagle wyskoczył z filmem "Służby specjalne", który poniekąd zrobiony w stylu "Pitbulla" okazał się powrotem reżysera na szczyt. Ten sukces spowodował, że postanowił on przywrócić do życia produkcję, z którą wszyscy go kojarzą. Takim oto sposobem w kinach znalazły się "Nowe porządki", a już kilka miesięcy później "Niebezpieczne kobiety". Jednakże czy robienie z "Pitbulla" sagi ma sens?

Szczerze powiedziawszy to nie, ale żeby za szybko tej recenzji nie skończyć trochę jeszcze pomęczymy pana Vegę. "Pitbull. Nowe porządki" powstały 11 lat po premierze oryginału okazał się jednym z najbardziej kasowych polskich filmów tego roku. Wyniki sprzedaży biletów były na tyle duże, że skłoniły reżysera do stworzenia całkiem nowej opowieści, z całkiem nowymi bohaterami w przeciągu zaledwie kilku miesięcy. Biorąc pod uwagę jeszcze kasting, okres zdjęciowy oraz koszty produkcji muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem, że udało mu się to wszystko zrobić w tak krótkim czasie. Niestety cały ten pośpiech nie przekłada się na jakość obrazu. Głównym problemem filmu jest jego fabuła, która prezentuje się znacznie słabiej niż w "Nowych porządkach". Jest strasznie chaotyczna, dziurawa oraz niespójna. Na przemian ukazuje nam ciekawe oraz nieciekawe wydarzenia z życia bohaterów, których jest tak dużo, że ciężko ich wszystkich ogarnąć. Ale wracając do samej konstrukcji obrazu należy wspomnieć jeszcze słaby scenariusz, który jest niedopracowany i źle skonstruowany. Da się w nim dostrzec pośpiech (ciekawe dlaczego?) oraz amatorszczyznę, która ujawnia nam się w tanich chwytach reżysera oraz karykaturalnych zabiegach mających za zadanie poskładać całość w sensowną historię. Tak niestety się nie dzieje co ujawniają nam kolejne strasznie chaotyczne oraz niezrozumiałe sceny z filmu. Albowiem największym problemem produkcji jest zbyt duża ilość materiału, którą twórca na siłę wcisną do obrazu. Oglądając "Niebezpieczne kobiety" jesteśmy w stanie dostrzec przynajmniej pięć różnych wątków, z którym można by zrobić pięć całkiem innych filmów. Niestety wciśnięcie ich do jednego obrazu sprawia wrażenie przesytu, a nawet zdezorientowania, albowiem tak naprawdę nie wiadomo na czyjej historii tak naprawdę powinniśmy się skupić. Co ciekawe po zakończonym seansie nie wiemy nawet kto był głównym bohaterem. Jak dla mnie był nim gangster o ksywie "Cukier", albowiem wokół niego tak naprawdę wszystko się kręciło. Ale szczerze powiedziawszy pewien nie jestem. Innymi słowy jedna wielka masakra.

Analogicznie do ilości nowych wątków tyle samo mamy nowych postaci. Jak nie więcej, albowiem powciskano tutaj naprawdę cały arsenał niepotrzebnych bohaterów. Głównie kobiet no bo skoro film nazywa się "Niebezpieczne kobiety" to znaczy, że ma w nim być od grona niebezpiecznych kobiet. Tytuł zobowiązuje... Niestety jest to kolejny strzał w kolano. Zamiast dać nam ze dwie lub trzy ciekawe damskie postacie dostajemy dziesięć średnio intrygujących bohaterek, z których każda posiada niedociągnięcia przy tworzeniu jej sylwetki. Takim oto sposobem mamy świetną Joannę Kulig jako Zuzę, przeciętną Annę Dereszowską jako Jadźkę, bardzo dobrą Magdalenę Cielecką jako Izabelę Zych "Somalię" – kompletnie niepotrzebną postać oraz strasznie drewnianą Alicję Bachledę – Curuś jako "Drabinę" i fenomenalną Maję Ostaszewską jako Olkę (niestety tym razem nieco na uboczu). To samo tyczy się Majamiego Piotra Stramowskiego, który ostatnio był głównym bohaterem, a teraz gdzieś tam pojawia się na trzecim planie. Znacznie większą rolę ma natomiast Andrzej Grabowski czyli "Gebels". Najlepiej spośród męskiego grona zaprezentował się Sebastian Fabijański jako gangster "Cukier". Choć jego postać również nie do końca przekonywuje to mimo to jest rewelacyjnie zagrana. Miejsca w obsadzie znalazło się jeszcze dla Tomasza Oświęcimskiego, Agnieszki Rychlik, Zuzanny Grabowskiej, Piotra Bulcewicza oraz Andrzeja Żmijewskiego.

Co do strony technicznej nie mam większych zastrzeżeń. Całkiem dynamiczne zdjęcia, ciekawa muzyka Łukasza Targosza, dobre scenografie, przyzwoity montaż oraz charakteryzacja. Oczywiście nie należy zapominać jeszcze o unikalnym klimacie filmu oraz humorze, który głównie dostarcza bohater Tomasza Oświecimskiego.

Po świetnym powrocie w "Nowych porządkach" Patryk Vega znowu obiera kurs dna za sprawą "Niebezpiecznych kobiet". Zbyt wiele rzeczy w tym filmie po prostu nie wyszło. Gdyby tak poświęcić więcej czasu na dopracowanie scenariusza oraz na zdecydowanie się o czym tak naprawdę ma opowiadać film może całość wyszłaby dużo lepiej. Jest źle, ale nie najgorzej. Koniec końców pomimo wszystkich problemów "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" całkiem bezproblemowo się ogląda. Niby trąci tandetą i kiczem, ale do końca obrazu dotrwać nietrudno. W końcu wszystkie części sagi są robione są w podobnym stylu dresiarskiego kino.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Akcja filmu rozpoczyna się w 1926 roku. Newt Scamander wraca z wielkiej wyprawy, której celem było odnalezienie i opisanie szeregu fantastycznych zwierząt. Jego krótki pobyt w Nowym Jorku mógłby przejść niezauważony, gdyby nie pewien nie-czar (tj. amerykański mugol) o imieniu Jakub, źle skierowany magiczny przypadek oraz ucieczka kilku fantastycznych zwierząt Newta. Wszystko to może spowodować nie lada kłopoty, zarówno dla świata magicznego, jak i nie-czarów.

gatunek: Familijny, Fantasy, Przygodowy
produkcja: USA, Wielka Brytania
reżyser: David Yates
scenariusz: J.K. Rowling
czas: 2 godz. 13 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Philippe Rousselot
rok produkcji: 2016
budżet: 180 milionów $
ocena: 7,8/10







 
Magia powróciła!

Kiedy J.K. Rowling napisała pierwszą część Harryego Pottera żadne wydawnictwo nie chciało wydać jej rękopisu. Kiedy w końcu jej książka trafiła na księgarniane pułki z momentu stała się światowym bestsellerem. A wraz z publikacją kolejnych tomów grono jej fanów ciągle rosło. Niestety w 2011 pożegnaliśmy ten niezwykły świat wraz z premierą ostatniej części filmu. Jednakże studio Warner Bros najwyraźniej nie zrezygnowało ze świata Harryego Pottera, albowiem zdecydowało się nakręcić kolejną sagę o czarodziejach będącą spin-offem popularnej na cały świat serii. Takim oto sposobem na ekrany kin trafiają "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć". Jednakże pojawia się pytanie czy warto ponownie zanurzyć się w ten pełen magii świat?

Produkcja "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć" już z samego początku budziła wielkie wątpliwości. Przede wszystkim ze względu na to, że studio chce do oporu wykorzystać uniwersum stworzone przez J.K. Rowling które tak wielu ludzi pokochało. Później pojawił się problem głównego bohatera oraz miejsca akcji produkcji, która będzie się działa dużo wcześniej niż wydarzenia z "Kamienia Filozoficznego". A na koniec jeszcze pojawiła się informacja, że zamiast trylogii będzie pentalogia. Teraz pozostaje pytanie co z tego wszystkiego wyszło?

Newt Skamander to magizoolog, który zajmuje się badaniem istot magicznego świata. Wszędzie gdzie pójdzie zabiera ze sobą walizkę, w której trzyma całą masę magicznych stworzeń. Kiedy nasz bohater przebywa w Nowym Jorku kilku jego podopiecznym udaje się uciec z walizki co powoduje niemałe zamieszanie wśród mieszkańców metropolii. Jednakże miasto dręczy coś jeszcze. Mroczna siła, która siejąc spustoszenie naraża wykrycie magicznej społeczności przed zwykłymi ludźmi. Rozpoczyna się walka z czasem od której zależą losy Ameryki. Produkcja rozpoczyna się tradycyjnym wstępem znanym z poprzednich filmów z uniwersum. Pojawia się logo studia, a nasze uszy słyszą charakterystyczny motyw przewodni z Harryego Pottera. Nasze ciało przeszywają ciarki, albowiem przypominamy sobie jak bardzo brakowało nam tego świata. Jednakże później twórcy uświadamiają nam, że to już nie Potter, a Fantastyczne zwierzęta. Reżyser bardzo sprawnie wprowadza nas w akcję produkcji, która rozpoczyna się zaraz po przybyciu naszego bohatera do Nowego Jorku. Fabuła produkcji ukazuje nam niezwykle intrygujące, niesamowicie wciągające oraz całkiem zwariowane przygody Newta, który próbuje odszukać zbiegłe z walizki zwierzęta. Wydarzeniom nie brak lekkości, humoru oraz werwy. Reżyser z niezwykła gracją oprowadza nas po świecie magicznych stworzeń z walizki pana Skamandera i pokazuje nam te najciekawsze z nich. Wokół nich zbudowana jest cała historia jak i akcja produkcji. Wydarzeniom nie da się odmówić niesamowitego uroku oraz magii, które sprawiają, że z zachwytem chłoniemy każdą możliwą scenę i chcemy by trwała jak najdłużej. Jednakże produkcja to nie tylko opowieść o magicznych zwierzakach i ich opiekunie, ale to również pełna mroku historia, która zdecydowanie różni się od pozostałej części obrazu. Koncentruje się wokół mrocznej siły, która nęka mieszkańców miasta i powoduje zagrożenie zarówno dla świata czarodziejów jak i nie-magów. Z początku jest potraktowana jako wątek poboczny by na samym końcu stanąć na czele i wyprzedzić tytułowe zwierzęta. Dzięki świetnemu skonstruowaniu tej intrygi twórcom udało się nas nią niezwykle zaintrygować. Bardzo pomocny okazał się również fakt, że tak naprawdę przed premierą nic o niej nie było wiadomo. To pozwoliło reżyserowi stopniowo ujawniać coraz to ciekawsze rewelacje, które zaprowadziły nas do świetnego finału. Niestety nie wszystko udało się tak dobrze rozwiązać. Główną bolączką produkcji jest jej scenariusz, który napisała sama Rowling. Choć podziwiam autorkę za niezwykłą pomysłowość i sposób w jaki udało jej się wszystko pogodzić, to niestety jej skrypt ma kilka wad. Jedną z największych jest chęć upchnięcia do filmu jak największej ilości materiału. Oglądając film momentami da się dostrzec, że opowieść gdzieś gubi sens, albowiem autorzy chcieli zbyt dużo rzeczy nam w niej przedstawić. Tak jakbyśmy byli przytłoczeni naraz zbyt dużą ilością informacji, których nie jesteśmy w stanie naraz przetworzyć. To wprowadza do opowieści chaos oraz zamieszanie, które mogą nas momentami zdezorientować. Tak samo jest z tempem produkcji, które potrafi być bardzo nierówne. Szczególnie da się to odczuć po bardzo wartkim wstępie, który przechodzi w umiarkowane rozwinięcie. Na szczęście później gdy całość zmierza ku finałowi opowieść bardzo dobrze buduje napięcie, które idzie w parze z wartką akcją. Niezwykle zaskakująca jest również dwoistość produkcji, która z jeden strony ukazuje nam mroczną, pełną tajemnic i grozy historię, a z drugiej natomiast dzięki fantastycznym zwierzętom mamy lekką, niezwykle magiczną i pogodną opowieść. Ta niecodzienna mieszanka całkiem nieźle się prezentuje i daje nam możliwość zapoznania się z obydwoma aspektami obrazu. W ostatnich częściach Harryego Pottera było coraz mniej magii, a coraz więcej mroku. Tym razem mamy wszystkiego po trochu co powinno zadowolić każdego.

Głównym bohaterem produkcji jest oczywiście nie kto inny jak Newt Skamander czyli magizoolog, który przybył z wizytą do Nowego Jorku. Jest on niezwykle pogodną, mądra, nieco dziwaczną, ale bardzo oddaną wobec swoich zwierząt postacią, którą bez problemu polubimy. Ma bardzo przyjazne usposobienie oraz duże pokłady energii jak i pasji w stosunku do tego czym się zajmuje. Widać to już od pierwszych ujęć. W tej roli rewelacyjnie sprawdza się Eddie Redmaine, który idealnie portretuje rezolutnego maga. W jego podroży po Nowym Jorku towarzyszą mu: przezabawny Dan Folger jako Jacob Kowalski - nie-mag, który niejeden raz nas rozbawi swoim sposobem bycia, Katherine Waterson jako Porpetnia Goldstein – pracowniczka MACUSY (Magicznego Stoważyszenia Stanów Zjednoczonych Ameryki) oraz przeurocza Alison Sudol jako Queenie Goldstein – siostra Porpetiny. Na ekranie często pojawiają się również: Erza Miller jako Credence – członek stowarzyszenia Salem, które wierzy w obecność sił nadprzyrodzonych, Samantha Morton jako Mery Lou – lider stowarzyszenia Salem, Carmen Ejogo jako Seraphina Picquery – prezydent MACUSY oraz świetny Colin Farrel jako Percival Graves – dyrektor Bezpieczeństwa Magicznego. Na dalszym planie mamy: Ronana Raftery, Jona Voighta, Josha Crowdeya oraz Rona Perlmana, który użyczył swojego głosu Garlakowi – gangsterowi goblinie. No i oczywiście największe zaskoczenie czyli Johnny Depp jako Gellert Grindenvald! Choć postaci jest bardzo dużo twórcom udało się je wszystkie tak podzielić, aby każda z nich dostał tyle czasu ile jej było trzeba. Obsada natomiast spisała się świetnie.

Z kolei strona techniczna filmu prezentuje się na bardzo wysokim poziomie. Mamy świetne zdjęcia, ciekawą i pełną uroku muzykę oraz fenomenalne efekty specjalne, które zapierają dech w piersiach. Szczególnie polecam seans w IMAX 3D, który dosłownie umiejscowi nas w środku akcji. Oczywiście mamy również świetne kostiumy, ciekawą charakteryzację oraz zgrabny montaż. Jednakże największe wrażenie robi oczywiście na nas rewelacyjny klimat produkcji, który momentalnie nas urzeka i potrafi zahipnotyzować.

Za sprawą "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć" po pięciu latach ponownie wracamy do niezwykłego świata wykreowanego przez J.K. Rowling. Choć to inna historia i inni bohaterowie, to jednak magia nadal ta sama. I tak naprawdę to jest w tym wszystkim najlepsze. Możliwość powrócenia do krainy, którą tak wielu z nas pokochało, a niektórzy wraz z nią się wychowali. To szalenie fascynujące uczucie, kiedy się do niej powraca i nadal czuje ten sam dreszczyk emocji. Nic nie może się równać
z tym uczuciem. A twórcy produkcji tylko je potęgują poprzez odkrywanie przed nami całkiem nowych wątków związanych ze światem czarodziejów. Aż chciałoby się w tym trwać bez końca! Reżyser zabiera nas do niezwykle intrygującej i wciągającej opowieści, która bezgranicznie nas pochłania. Choć ma swoje problemy w postaci zbyt dużego natłoku informacji oraz nierównego tempa akcji to i tak ogląda się ją rewelacyjnie. Jest niezwykle lekka, przyjemna w odbiorze no i co najważniejsze pełna magii oraz mroku, które pokochaliśmy oglądając Harryego Pottera. Tak więc z niecierpliwością czekam na kolejną cześć "Fantastycznych zwierząt", aby ponownie wrócić do tego magicznego świata. Dla fanów Pottera  seans ten jest obowiązkowy, a co do reszty to myślę, że z pewnością znajdą w nim coś dla siebie.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Wybitna lingwistka Louise Banks zostaje wezwana przez siły obronne kraju, by spróbować porozumieć się z wysłannikami innej cywilizacji po tym, jak gigantyczny obiekt zawisł nieruchomo tuż nad Ziemią. Nikt tak naprawdę nie wie, czy obcy przybyli na Ziemię w celach pokojowych czy może są zwiastunem inwazji. W zespole badawczym wspomagają ją pułkownik Weber i wybitny fizyk Ian Donnelly. Pełna napięcia metaforyczna opowieść o płynności czasu, tajemnicy, zdarzeniach, których ludzki umysł nie potrafi objąć intelektualnie.

gatunek: Thriller, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Denis Villeneuve

scenariusz: Eric Heisserer
czas: 1 godz. 56 min.
muzyka: Jóhann Jóhannsson
zdjęcia: Bradford Young
rok produkcji: 2016
budżet: 47 milionów $
ocena: 7,4/10










 
Kmrane ci-i¿

Wszyscy dobrze znamy ideę przyświecającym filmom z gatunku science fiction. To z reguły osadzone w kosmosie, alternatywnej rzeczywistości, albo dalekiej przyszłości produkcje, które lubią poruszać rozmaite tematy - od tych technologicznych, aż po egzystencjalne. Wszystkie z nich cechuje, jednak zawarta w nazwie tego gatunku fikcja, która niewiele ma wspólnego z nauką. To jedynie wymysły twórców jak i scenarzystów. Produkcje te cechują się wysokim budżetem, wielkim rozmachem oraz masą wybuchów, międzygalaktycznych pościgów, albo poznawania nowych form życia. Denis Villeneuve w swoim nowym filmie odwołuje się właśnie do pierwszego kontakt ziemian z obcymi formami życia. Jednakże robi to całkiem inaczej niż mogliśmy przypuszczać. Postanawia zwrócić swoją opowieść w całkiem nową stronę. Teraz rodzi się pytanie: Czy da się zrobić kameralne science fiction?

Louise to wybitna lingwistka, która po serii lądowań tajemniczych obiektów nad powierzchnią ziemi zostaje wezwana przez wojsko by nawiązać kontakt z tajemniczymi przybyszami. Zadanie okazuje się niezwykle trudne, ale nasza bohaterka nie poddaje się by, w końcu zdać sobie sprawę z ich prawdziwego celu przybycia. Czy to pozwoli jej zapobiec katastrofie? Reżyser obrazu czyli twórca "Labiryntu" i "Sicario" wraz z premierą swojego najnowszego filmu zabiera nas w niezwykłą podróż, która na zawsze zmieni to jak postrzegamy pewne rzeczy. Zaczynając od jednej z największych rewolucji czyli próbie przedstawienia historii science fiction jako bardzo kameralnego dramatu. Muszę przyznać, że pomysł ten niezwykle mnie zaintrygował, albowiem wyczułem w nim pewnego rodzaju powiew świeżości. Uwielbiam mieszanie gatunków przez co seans "Nowego początku" nie mógł umknąć mojej uwadze. Produkcja rozpoczyna się niezwykle lekkim i czułym wstępem ukazującym nam życie naszej bohaterki. Poznajemy wtedy z jaką osobą mamy do czynienia, a zarazem dowiadujemy się czego zdołała już w swoim życiu doświadczyć. Po tej całkiem szczegółowej analizie postaci przechodzimy do aktualnych wydarzeń czyli tytułowego przybycia obcych, a raczej tajemniczych dwunastu statków w kształcie muszelki. Od tego momentu produkcja znacząco przyspiesza i wciąga nas w tajemniczy świat obcych, który okazuje się niezwykle intrygujący i absorbujący. Dzięki wypracowanym w poprzednich filmach zabiegom reżyser świetnie radzi sobie z budowaniem tajemniczej aury, kształtowaniu uczucia niepewności oraz wrażenia nieustannie rosnącego napięcia. Szczególnie to widać i czuć przy pierwszym kontakcie jak również w wielu innych momentach. Niestety później dzieje się coś bardzo niedobrego, albowiem mamy wrażenie jakby cały urok filmu w jednej chwili zniknął, a nam ukazał się nieciekawy i nudny twór. Po zapoznaniu nas z głównym wątkiem fabuły oraz pozaziemskimi istotami opowieść zaskakująco zwalnia i momentalnie staje się mało atrakcyjna. Całe napięcie, które wcześniej zbudowano wyparowało, a nam zostało monotonne posuwanie się do przodu. Historia okazuje się być wtedy strasznie nijaka i mało intrygująca co wprowadza duży zastój w całej produkcji. Później reżyser stara się nadrobić stracony czas poprzez wprowadzenie do opowieści narracji, która w skrócie streszcza nam dalsze wydarzenia. W tym posunięciu widać pośpiech oraz chęć ponownego zaintrygowania nas obrazem, którą twórcy zaskakująco szybko utracili. Niestety poprzez zastosowanie tego zabiegu ucierpiała cała reszta. A w szczególności fabuła, która po tak wielkim przeskoku kompletnie straciła sens oraz wiarygodność. Przede wszystkim historia nabawiał się strasznych dziur oraz nieścisłości, które wychodzą w trakcie dalszego oglądania obrazu. Wygląda to tak jakby pominięto najciekawsze elementy opowieści zastępując je tymi mniej intrygującymi, ale dużo lepiej się prezentującymi. Sypie się również narracja, która ma problem ze zbudowaniem odpowiedniego napięcia, które wgniotłoby nas w fotel jak na zeszłorocznym "Sicario". Niestety, ale tego już w "Nowym początku" nie doświadczymy. Tak więc o ile fabuła obrazu zapowiadała się niezwykle obiecująco to niestety w trakcie trwania filmu cała jego magia gdzieś powoli się ulatnia zostawiając same resztki. Pierwszoplanową intrygę ratuje jedynie rewelacyjny zwrot fabularny, który wprowadza nas w konsternację oraz sprawia, że cała opowieść nabiera całkiem nowego znaczenia oraz wydźwięku. Niestety to za mało by ostatecznie wyjść na prostą. Na niekorzyść dzieła działa również niekonsekwencja reżysera co do stylu w jakim ukazana zostaje nam cała opowieść. Z jednej strony Denis Villeneuve kieruje się w stronę ambitnego sci-fi, ale o wydźwięku kameralnego dramatu, a zaś kiedy indziej powiela utarte hollywoodzkie schematy produkcji science fiction, gdzie wszystko ma być wielkie, potężne i dosadnie pokazane (kosmici). Niestety te dwa światy strasznie się kłócą co ostatecznie wprowadza straszny nieład do opowieści.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się już znacznie lepiej. Przede wszystkim mamy ciekawie zarysowaną główną bohaterkę – Louise, która posiadawszy niezwykłe zdolności językowe jest poproszona o nawiązanie kontaktu z obcymi. Zdecydowanie cieszy wiadomość, że jedyną osobą będącą w tym przypadku coś zrobić jest osoba z wykształceniem humanistycznym, a nie matematycznym jak to z reguły bywa. Ta odmiana wprowadza wiele świeżości do gatunku i sprawia, że możemy postrzegać całe zdarzenie od całkiem innej strony. Albowiem tym razem najważniejsze jest, aby się z nimi porozumieć. Dowiedzieć się po co przybyli i czego od nas chcą. A nasza bohaterka wydaje się być najlepsza w swojej dziedzinie. To niezwykle bystra, zdecydowana i młoda specjalistka, która nie boi się podejmować ryzyka. Niestety sama zmaga się również ze swoim życiem, które nie daje jej spokoju. W tej roli mamy świetną Amy Adams, która rewelacyjnie ukazuje nam wszystkie rozterki naszej postaci i udowadnia, że jej postać łączy z bohaterką "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" jedynie imię. Jednakże Adams jako jedyna jest na pierwszym planie. Wśród osób zapełniających dalsze wątki pojawiają się: bardzo dobry Jeremy Renner, poprawny Forest Wihtaker oraz Michael Stuhlbarg i Mark O'Brien. Obsada spisał się całkiem dobrze, aczkolwiek jedynie postać Adams jest tak bardzo wyeksponowana. Reszta pozostaje raczej w jej tyle.

Strona techniczna produkcji prezentuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, bardzo dobrą muzykę Jóhanna Jóhannssona oraz oczywiście efekty specjalne. Na uwagę z pewnością zasługuje wizualna koncepcja statku obcych, sposób w jaki się porozumiewają oraz wygląd przybyszy. Aczkolwiek z tym by się już kłócił. Odnośnie tłumaczenia tytułu filmu muszę przyznać, że pomimo iż polski odpowiednik nie ma nic wspólnego z jego oryginalną wersją, to jednak ostatecznie wydaje się być dużo lepszym rozwiązaniem. Jak obejrzycie film to zrozumiecie.

"Nowy początek" zapowiadał się na przełomowe dzieło, ale niestety nie wszystko wyszło tak jak twórcy tego chcieli. Przede wszystkim zawiodła strasznie chaotyczna linia dramatyczna produkcji, dziurawy scenariusz oraz mało emocjonująca końcówka obrazu. Na plus natomiast zdecydowanie pierwsza część filmu, główny zamysł produkcji oraz jeden wyjątkowy zwrot fabularny. Niestety najbardziej boli to, że filmowi brak konsekwencji w tonie prowadzenia akcji. Po seansie tak naprawdę nie wiadomo czy to miało być kameralne sci-fi czy kolejny hollywodzko podobny produkt? Albowiem twórca nieustannie balansuje pomiędzy obydwoma tymi stylami wprowadzając do opowieści niezłe zamieszanie. A przecież wszystko zapowiadało się tak dobrze. No nic, może w przyszłości ktoś zdecyduje się na bardziej drastyczne kroki, a jak na razie mamy możliwość oglądać sci-fi jakiego jeszcze nie było. I pomimo wszystkiego co tutaj napisałem film oglądało mi się bardzo przyjemnie. Być może dlatego, że lubię gdy ktoś łamie ustalane bariery i całkiem nieźle sobie z tym radzi. Koniec końców źle nie jest, ale mogło być znacznie lepiej.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Tytułowe trolle to przepełnione radością życia, rozśpiewane stworki, które obdarzono bajecznie kolorowymi włosami, układającymi się w niezwykłe fryzury. Magiczna kraina trolli zmieni się na zawsze, gdy jedna z jej mieszkanek, Poppy, wyruszy z misją ratunkową, która zaprowadzi ją w szeroki, nieznany dotąd świat.

gatunek: Animacja, Familijny, Fantasy
produkcja: USA
reżyser: Mike Mitchell

scenariusz: Jonathan Aibel, Glenn Berger
czas: 1 godz. 32 min.
muzyka: Christophe Beck
zdjęcia: Yong Duk Jhun
rok produkcji: 2016
budżet: 125 milionów $
ocena: 7,5/10









 
Jak posiąść szczęście?

Kiedy słyszymy nazwę Troll to przed naszymi oczami z pewnością pojawia się obrazek niezwykle obleśnego, wielkiego, pełnego gniewu oraz niezwykle głupiego zwierzęcia, którego zapewne nikt nie chciałby spotkać na swojej drodze. Taki wizerunek na przestrzeni lat wykreowały rozmaite filmy gatunku fantasy jak "Harry Potter", "Władca Pierścieni", "Hobbit" czy chociażby "Królewna Śnieżka i Łowca". Wszystkie uparcie twierdziły, że z trollami lepiej nie zadzierać bo są niebezpieczne. A co jeśli twórcy wszystkich tych filmów się pomylili? Co jeśli trolle to tak naprawdę przesłodkie, przeurocze i kulturalne stworki, które uwielbiają tańczyć i śpiewać i tańczyć i śpiewać i... i tak w nieskończoność? A więc? Co wy na to?

W najnowszej animacji studia Dreamworks trolle są ukazane nam z całkiem innej, nowej perspektywy. Przede wszystkim to niezwykle urocze, słodkie, niewielkie oraz zawsze szczęśliwe stworzonka, które jak już wcześniej wspomniałem zajmują się jedynie śpiewaniem oraz tańczeniem. Ich świat jednak nie jest całkiem idealny ponieważ od pokoleń są prześladowane przez Bergenów, którzy chcą je zjeść, aby posiąść ich szczęście i nie żyć już do końca życia w smutku. Kiedy kilkoro mieszkańców doliny Trolli zostaje porwanych przez jednego z Bergenów, księżniczka Poppy wyrusza im na pomoc z misją ratunkową. Pomaga jej Mruk, który w odróżnieniu od innych trolli nie śpiewa i nie tańczy. Czy tej dwójce uda się uratować porwanych przyjaciół, no i przede wszystkim czy nie dadzą się zjeść? Nie wprowadzając was w zbędną konsternację odpowiem, że wszystko skończy się szczęśliwie i nikt nie zginie. No prawie..., ale nie zaprzątajcie sobie tym głowy. Nie warto gdy tak naprawdę całość jest do przewidzenia. Tak samo jak fabuła tej animacji. Nie będę ukrywać, że filmowa opowieść jest niezwykle prosta, szablonowa oraz bardzo przewidywalna. Tak naprawdę nie ma sobą wiele do zaoferowania. W gruncie rzeczy wszystko to mogliśmy zobaczyć już dużo wcześniej. Twórcy nie serwują nam więc niczego odkrywczego, ani przełomowego. Po prostu lecą sprawdzonymi schematami, które choć dobrze się prezentują nie są w stanie zbytnio nas zachwycić, albowiem już je wcześniej widzieliśmy. Czym więc wyróżnia się ta bajka od innych? Powiem wam. Klimatem. Otóż okazuje się, że najważniejszą rzeczą podczas oglądania animacji jest jej nietuzinkowa atmosfera, która wypełniona po brzegi brokatem, lukrem oraz masą tańców i śpiewów okazuje się zaskakująco urzekająca. A więc o ile fabuła nie ukazuje nam nic odkrywczego, tak jesteśmy w stanie zachwycić się czymś całkiem innym co z reguły można by uznać za wręcz marginalną sprawę. Albowiem "Trolle" tak naprawdę bazują wyłącznie na całej tej otoczce. Czasami nawet zbyt karykaturalnej, ale w istocie taki jest jej urok. Nawet gdy historia okazuje się być nieskomplikowaną i szablonową opowieścią my jesteśmy w stanie zachwycić się pogodnym klimatem animacji, ciągłym tańczeniem, śpiewaniem oraz nieustannie wylewającą się z ekranu radością. Aż sami chcielibyśmy sobie coś zaśpiewać lub potańczyć.

Jeśli zaś chodzi o naszych uroczych bohaterów to są to całkiem zgrabnie skonstruowane postacie, które bez problemu polubimy. Wśród nich znajdą się te niepoprawnie optymistyczne, zbyt przesądne, całkiem pokręcone i te bardzo rozsądne. Wszystkie te zachowania są przedstawione bardzo dosadnie, aby każe dziecko bez problemu mogło zrozumieć charakter naszych bohaterów. Oczywiście dokonano tego, aby następnie nakreślić ich przemianę w trakcie trwania produkcji, podczas której nasze pociechy nauczą się, że nigdy nie należy popadać w skrajności, a kluczem do szczęścia jest równowaga pomiędzy każdym z uczuć. Czy to radość, miłość, gniew, szaleństwo, rozsądek oraz odwaga. Jednakże przez ekran przewija się również kilka wątków postaci Bergów, które również okazują się być kluczowe dla całej opowieści.

Strona techniczna produkcji prezentuje się bez zarzutów. Pierwszorzędny polski dubbing, zgrabne animacje, podkolorowany obraz, cukierkowy wydźwięk bajki oraz masa humoru. Oprócz tego pragnę zwrócić uwagę na fenomenalne tłumaczenia oraz wykonania zagranicznych piosenek w języku polskim. Odpowiedzialne za to osoby wykonały kawał dobrej roboty dzięki czemu w trakcie oglądania filmu możemy usłyszeć polskie wersje piosenek: True Color – Cyndi Lauper, Hello – Lionela Richie czy Can't Stop The Felling – Justina Timberlakea!

"Trolle" to nie jest wybitna bajka. Świadczy o tym przede wszystkim prosta i strasznie szablonowa opowieść, która praktycznie nie ma nam nic nowego do zaoferowania. Jednakże wszystkie te braki animacja nadrabia rewelacyjnym, przerysowanym do bólu słodkości klimatem, który poprawi nastrój nawet największej marudzie. To również zwariowana przygoda pełna roztańczonych i przeuroczych trolli, które umilą nam seans oraz pokażą, że nie wszystko da się rozwiązać tańcem oraz śpiewem. Nauczą nas o braterstwie, przyjaźni, ale również o zdradzie i rozczarowaniu. Pokażą, że praca zespołowa popłaca oraz, że szczęście jest w każdym z nas i wystarczy się na nie jedynie otworzyć. Tak więc pomimo wielu uproszczeń na polu fabularnym "Trolle" ogląda się zaskakująco lekko i przyjemnie. Choć animacja jest skierowana przeważnie do mniejszych dzieci, dorośli również nie powinni wyjść z seansu niezadowoleni, albo przynajmniej nieuśmiechnięci.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami. 
 

Korea, lata 30. XX wieku. Oszust z nizin społecznych postanawia podstępem rozkochać w sobie piękną Japonkę – dziedziczkę wielkiej fortuny – aby przejąć jej majątek. W tym celu umieszcza w jej najbliższym otoczeniu tytułową służącą – posłuszną sobie naciągaczkę, która ma zaskarbić względy milionerki i stać się jej zaufaną powiernicą. „Służąca” to opowieść o trójkącie miłosnym, pożądaniu, seksualnych fantazjach i wyrafinowanej zemście. Widziana z różnych perspektyw intryga z minuty na minutę diametralnie się zmienia, zmierzając ku przewrotnemu finałowi.

gatunek: Dramat, Thriller, Erotyczny
produkcja: Korea Południowa
reżyser: Chan-wook Park

scenariusz: Seo-Gyeong Jeong, Chan-wook Park
czas: 2 godz. 24 min.
muzyka: Yeong-wook Jo
zdjęcia: Chung-hoon Chung
rok produkcji: 2016
budżet: 8,8 milionów $
ocena: 9,0/10














Służba nie drużba


"Złodziejka" to powieść z 2002 roku napisana przez Sarę Waters. Osadzona w realiach wiktoriańskiej Anglii opowiada złożoną historię niezwykle intrygującego trójkąta miłosnego, który wymyka się spod kontroli. Książka doczekała się ekranizacji telewizyjnej oraz przedstawienia teatralnego. Jednakże sztuka Sary Waters posiada znacznie większy potencjał, który postanowił wykorzystać twórca "Oldboya" oraz amerykańskiego "Stokera" czyli Parka Chan-wooka.

Sook-hee to młoda złodziejka, która dostaje specjalne zadanie od swojego znajomego – Hrabiego Fujiwara. Ma przyjąć pracę służącej u panny Hideko, która mieszka w ogromnym dworze wraz ze wszystkimi możliwymi udogodnieniami. Jej zadaniem jest pchnąć ją do małżeństwa z hrabią, aby ten mógł przejąć jej niewyobrażalnie wielki majątek. Z początku wszystko idzie zgodnie z planem. Niestety kiedy całość zaczyna się coraz bardziej komplikować sprawy wymykają się spod kontroli. Wtedy już niczego nie można być pewnym... Pierwsza rzecz która zdecydowanie nas zachwyci podczas oglądania obrazu to zaskakująco dobrze przeniesiony klimat wiktoriańskiej Anglii w realia lat 30. XX wieku w Korei. Wydawać by się mogło, że zabieg tego typu okaże się niemożliwy do zrealizowania, ale ku naszemu zaskoczeniu reżyser świetnie sobie radzi z podmienianiem tła historycznego. Co ciekawe wyszło mu to tak dobrze, że w istocie można by pomyśleć, że całość została w oryginale stworzona pod filmową adaptację. Z kolei fabuła obrazu Parka Chan-wooka to istna orgia w trzech aktach. Już z samego początku reżyser z niezwykłą gracją oraz wdziękiem wprowadza nas w tę szalenie wciągającą opowieść i bez najmniejszego problemu udaje mu się nas uwieść zgrabną narracją, rozwijająca się intrygą, tajemnicą oraz niezwykle ciekawymi bohaterami. Ale to dopiero początek. Im dłużej film trwa tym coraz ciekawszy się staje. Główna w tym zasługa iście wybornego scenariusza, który w rewelacyjny sposób przeprowadza nas przez kolejne epizody opowieści. Jest niesamowicie szczegółowy, bardzo złożony oraz dopracowany na ostatni guzik. Wszystko w nim jest od początku do końca precyzyjnie przemyślane oraz zaplanowane. Oglądając produkcję bardzo łatwo to dostrzec, albowiem gdyby nie jego staranność i drobiazgowość cała opowieść posypałaby się już w drugim akcie. Dzięki niemu fabuła obrazu jest tak intrygująca, tak zaskakująco wciągająca oraz tak niesamowicie zagmatwana. Wydarzenia ekranowe zostały podzielone na trzy części, z których każda posiada osobną i całkowicie różniącą się narrację. Tym zabiegiem reżyser daje nam możliwość obejrzenia wcześniejszych zdarzeń z całkiem innej, niezwykle świeżej perspektywy. Ale to nie wszystko. Niezwykle ujmująca okazuje się jeszcze tajemnica oraz mrok opowieści, które wprowadzają do niej niepokój oraz grozę. Wiele rzeczy przez długi czas pozostaje dla nas tajemnicą przez co historia staje się jeszcze ciekawsza i bardziej wciągająca, albowiem chęć poznania prawdy jest dla nas niesłychanie ważna. Dzięki umiarkowanemu odkrywaniu przed nami kolejnych informacji produkcja dosłownie przykuwa nas do fotela kinowego i nie pozwala nam się ruszyć  ani a krok, aż do samiutkiego końca. Duża w tym zasługa rewelacyjnie napisanych postaci, które równie mocno są w stanie przyciągnąć naszą uwagę oraz sprawić, że z wypiekami na twarzy będziemy śledzić ich kolejne poczynania. Oprócz tego należy również zwrócić uwagę na niezwykle śmiały oraz kontrowersyjny wydźwięk produkcji, która nie stroni od ukazywania nagości, odważnych scen erotycznych, poruszania zagadnień homoseksualności oraz sprośnych obrazów bądź tekstów. Muszę pochwalić reżysera, że udało mu się zachować niesłychaną równowagę pomiędzy tymi wszystkimi aspektami dzięki czemu to opowieść jest w filmie najważniejsza, a nie cała ta erotyczna otoczka, która owszem jest ważnym elementem fabuły, ale nie na tyle by być wyniesiona ponad wszystko. A trzeba przyznać, że do przekroczenia tej granicy niewiele brakowało, albowiem nagromadzenie oraz siła z jaką reżyser ukazuje nam kontakt fizyczny pomiędzy postaciami mógł przeważyć nad znacznie ważniejszą oraz delikatniejszą rzeczą jaką jest fabuła obrazu. Niemniej jednak trzeba przyznać, że sceny dodają historii odrobinę charyzmy oraz pikanterii dzięki czemu jest w stanie wywołać na nas niemałe wrażenie. Warto również zawrócić uwagę na niesłychanie lekką oraz zgrabną narrację, która sprawia, że oglądanie produkcji to istna przyjemność. Park Chan-wook urzeka nas swoją gracją oraz wyrafinowaniem dzięki czemu jego film jest niezwykle emocjonalny. Do tego wszystkiego jest również filmem zaskakująco prostym i bezproblemowym w odbiorze co z pewnością niejednego zdziwi.

Jednakże "Służąca" to również niezwykle dopracowana opowieść pod względem charakteryzacji postaci. Przede wszystkim mamy fenomenalnie nakreślonych bohaterów, którzy następnie są bezbłędnie sportretowani przez wyśmienitych aktorów. Filmowe sylwetki to niezwykle intrygujące oraz tajemnicze osobowości, które na pierwszy rzut oka wydają się być niezwykle prostolinijne, kiedy tak naprawdę skrywają swoje drugi oblicze. Ich dwoistość jest niesłychanie pociągająca dzięki czemu im bardziej zagłębiamy się w opowieść tym coraz lepiej poznajemy naszych bohaterów  i uświadamiamy sobie, że tak naprawdę nic o nich nie wiemy. To ciągłe odkrywanie jest niezwykle fascynujące oraz niesamowicie pochłaniające. Na pierwszym planie mamy fenomenalną Min-hie Kim jako Hideko, rewelacyjną Tae-ri Kim jako Sook-hee oraz świetnego Junga-woo Ha jako Hrabię Fujiwara. Postacie te tworzą zaskakujący nas na każdym kroku trójkąt, który z czasem zaczyna być niezwykle toksyczny. Na ekranie pojawiają się również Jin-woong Jo jako wujek Kouzuki oraz Hae-suk Kim jako panią Sasaki. Obsada spisał się fenomenalnie i nie można jej absolutnie niczego zarzucić.

Niesamowite wrażenie wywołuje na nas również niesłychany rozmach z jakim wykonano produkcję. Świetna muzyka, ciekawe zdjęcia, przepiękne krajobrazy, świetny montaż oraz efekty specjalne. Nie należy zapominać również o rewelacyjnych kostiumach, wybornej charakteryzacji oraz przepięknej scenografii. Urzekający jest również wyjątkowy klimat produkcji. W opowieści oprócz grozy, tajemnicy oraz mroku nie zabraknie również lekkości, wyrafinowania oraz odrobiny humoru.

"Służąca" Parka Chan-wooka to doprawdy wybitne dzieło, obok którego nie można przejść obojętnie. Przede wszystkim ze względu na fenomenalną fabułę, genialnie zarysowaną pierwszoplanową intrygę, perfekcyjne nakreślone postaci, wybitne aktorstwo oraz rewelacyjne wykończenie. Do tego dochodzi jeszcze niezwykle mocny i emocjonalny przekaz oraz liczne poruszanie kontrowersyjnych tematów. Natomiast sam obraz ku naszemu zdziwieniu jest niezwykle delikatny, wyrafinowany oraz zaskakująco przyjemny w odbiorze. Choć reżyseria "Służącej" przyczyniła się do znalezienia się Parka Chan-wooka na czarnej liście reżyserów prezydenta Korei Południowej, to sądzę jednak, że twórca niczego nie żałuje, albowiem jego najnowszy obraz dosłownie zwala z nóg.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70-tych. Główny bohater filmu, Janusz Jasiński, jest młodym porucznikiem milicji. Po kolejnych niepowodzeniach śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet, zostaje mianowany nowym szefem grupy dochodzeniowej. Stara się zrobić wszystko, by wykorzystać życiową szansę i złapać seryjnego mordercę. Jak wiele będzie w stanie poświęcić dla śledztwa? 

gatunek: Kryminał, Thriller, Psychologiczny
produkcja: Polska
reżyser: Maciej Pieprzyca

scenariusz: Maciej Pieprzyca
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Paweł Dyllus 
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 7,5/10












Jak to jest być Wampirem?


Ostatnimi czasy na ekranach naszych kin pojawiło się całkiem sporo polskich produkcji kryminalnych. W zasadzie nie powinno być w tym nic dziwnego. Kryminał to bardzo popularny i zawsze na czasie gatunek tak więc nigdy się nikomu nie znudzi. Jednakże zastanawiam się teraz czy to jego uniwersalność czy najzwyklejszy w świecie kaprys sprawił, że przez Polskę przewija się właśnie fala niosąca całe mnóstwo filmów z tego gatunku. Nie tak dawno przecież mieliśmy możliwość oglądać "Prostą historię o morderstwie". Ale wbrew moim wcześniejszym wątpliwościom wychodzi na to, że to nie kaprys, a raczej świadome działanie, albowiem tylko takie kojarzy nam się z produkcją na poziomie.

Maciej Pieprzyca w swoim autorskim filmie zabiera nas w świat Wampira z Zagłębia, który terroryzował Polskę od lat 70-tych mordując kobiety. W różnym wieku, rozmaitej budowy oraz o odmiennym wyglądzie. Poprzez swoje czyny stał się zmorą policji, która pomimo usilnych starań nie była w stanie go złapać. Teraz dochodzenie przejmuje młody i niedoświadczony Janusz Jasiński. Ku zaskoczeniu wszystkich udaje mu się zmotywować zespół i wprowadzić wiele nowych i niekonwencjonalnych metod, które według niego pomogą mu złapać zabójcę. Jednakże z czasem okazuje się, że cała ta sprawa zdaje się przerastać naszego bohatera. Czy uda mu się doprowadzić śledztwo do szczęśliwego końca? To pytanie pozostanie z nami, aż do samego końca omawianej produkcji, albowiem tak naprawdę reżyser ciągle odmawia nam ukazania prawdziwego oblicza śledztwa co w rezultacie czyni je jeszcze ciekawszym. Jednakże zaczynając od samego początku muszę przyznać, że reżyser z niezwykłą gracją oraz wdziękiem wprowadza nas w fabułę swojego filmu. Nie ma znaczenia czy jest się ekspertem w sprawie wampira czy może tak jak ja nie ma się o nim żadnego pojęcia. To bez znaczenia, albowiem twórca na wstępie całkiem sprytnie i bezboleśnie wyposaża nas w całą masę wartościowych informacji, które pomagają nam z łatwością zagłębić się w fabułę obrazu. Choć z czasem dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę to była całkiem zbyteczna wiedza to i tak nie ma to dla nas znaczenia, albowiem przyswoiliśmy ją bez większych problemów. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się sylwetki naszych bohaterów, które okazują się być szalenie fascynujące. Oczywiście nie oznacza to, że reżyser potraktował jedno z najsłynniejszych śledztw w kraju po macoszemu. Wręcz przeciwnie. To właśnie nasi bohaterowie są głównym katalizatorem przebiegu całego dochodzenia co czyni oba te aspekty szalenie ważnymi dla zrozumienia całości. Fabuła obrazu ukazuje nam niezwykle intrygującą, bardzo wciągającą oraz niezwykle zaskakującą historię, która momentalnie nas pochłania. Przede wszystkim ze względu na bardzo zawiłą i skomplikowaną intrygę wiążąca się ze złapaniem wampira. Twórca bardzo profesjonalnie podchodzi do całej sprawy dzięki czemu ukazuje nam całość w najdrobniejszych szczegółach, abyśmy mogli przeanalizować każdy skrawek informacji w poszukiwaniu prawdy. Jednej i najważniejszej informacji, która naprowadzi nas na jakikolwiek ślad naszego przestępcy. Z samego początku jest dosyć łatwo. Choć może wam się to wydawać dziwne to w istocie tak jest. Choć tropienie mordercy nie idzie naszemu bohaterowi najlepiej to i tak w porównaniu do tego co ma nastąpić później wydaje się być bułką z masłem.  Albowiem w tym przypadku mamy do czynienia z całkiem innym modelem przebiegu śledztwa. Z reguły początek jest najtrudniejszy, albowiem od czegoś trzeba zacząć. Później jest coraz łatwiej, albowiem zbliżamy się coraz bliżej do prawdy i całość zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu końcowi. Jednakże w naszym przypadku jest całkiem odwrotnie. Im dłużej trwa śledztwo tym coraz bardziej zawiłe i nieoczywiste się staje. Sprawy nie polepsza również podejrzany w tej sprawie, który budzi poważne wątpliwości. Wszystko sprowadza się do tego, że zamiast czynić postępy całe dochodzenie tak naprawdę cofa się do tyłu i pokazuje jak bardzo zboczyło z zawczasu ustalonego kierunku. Ukazane nam zostają nie tylko mechanizmy jakie wtedy funkcjonowały, ale również obyczaje PRL-u, który tak jak nasi bohaterowie jest prawowitą postacią całej opowieści. Twórca ukazuje nam również, że wprawiona w ruch machineria nie da się tak łatwo zatrzymać przez co jedyną możliwą opcją jest za nią podążać. Na dobre i na złe. Wbrew wszelkim przeciwnościom. Tylko wtedy da się uniknąć katastrofy. Co ciekawe owa metoda działa, ale jak się później okazuje ma swoje skutki uboczne, które zdają się przeważać nad jej wszystkimi zaletami. Trzeba przyznać, że reżyser w iście rewelacyjny sposób przedstawił nam przebieg całego dochodzenia wraz ze szczegółowym nakreśleniem postaci oraz niezwykle intrygującym i szokującym procesem sądowym, który powinien położyć kres całej tej szopce. To właśnie w filmie cenię najbardziej. Jego niezwykły przekaz, masę szokujących zwrotów akcji, grozę, niepewność oraz nieodstępujące nas na krok uczucie wątpliwości co do całego dochodzenia jak i sugerowaną przez twórcę potrzebę kwestionowania wszystkiego co widzimy. Zastanowić się nad tym podwójnie, aby rozważyć wszystkie za i przeciw. Niestety opowieść posiada również kilka pobocznych wątków, które nie zawsze są w takim stopniu intrygujące jak pierwszoplanowa intryga. Oprócz tego lubią nieco spowalniać tempo obrazu oraz odwracać od niej naszą uwagę. Jednakże koniec końców nie stanowią większego problemu dla świetnie skonstruowanej i ukazanej fabuły.

Jednym z najważniejszych elementów produkcji są jej bohaterowie, albowiem tak naprawdę na nich opiera się cała opowieść jak i pierwszoplanowa intryga. To oni są katalizatorem wszystkich wydarzeń ekranowych i to oni są sprawcami całego zamieszania związanego ze śledztwem w sprawie wampira. Kluczowa dla opowieści jest postać Janusza, na której barkach spoczywa cała historia. Ten młody i pełen pomysłów człowiek cechuje się wielkim zaangażowaniem, kreatywnością oraz oddaniem dla sprawy, które okazują się kluczowe na samym początku. Jednakże im dalej nasza postać zagłębiała się w sprawę tym bardziej się w niej zatraca. Owe dochodzenie dosłownie ją pochłania co powoduje wiele niepożądanych skutków ubocznych. Ale nie tylko to jest fascynujące. Zagadką również pozostaje niecodzienna więź pomiędzy detektywem, a jego głównym podejrzanym. Ta niezwykła anomalia nie miała prawa istnieć, a jednak jakoś utworzyła się pomiędzy tą dwójką. Takich niuansów w opowieści jest znacznie więcej, gdyż jest to niezwykle rozbudowana opowieść. W pierwszoplanowych rolach mamy rewelacyjnego Mirosława Haniszewskiego, który po prostu został stworzony do roli Janusza. Zaraz obok niego pojawia się rewelacyjny Michał Żurawski, bardzo dobry Tomasz Włosok, całkiem niezły Piotr Adamczyk, świetna Magdalena Popławska oraz fenomenalna Agata Kulesza, która pomimo roli drugoplanowej jest w stanie w kilka sekund skraść dla siebie cały ekran. Oprócz nich pojawili się również: Cezary Kosiński, Ryszard Zapała oraz Karolina Staniec. Oczywiście mamy jeszcze Arkadiusza Jakubika, aczkolwiek jego rola w filmie jest raczej trzeciorzędna. Tak czy siak obsada spisała się rewelacyjnie dzięki czemu opowieść jest taka wiarygodna.

Strona techniczna produkcji również prezentuje się całkiem dobrze, aczkolwiek do niej mam poważniejsze zastrzeżenia. Zaczynając jednak od pozytywów wymienię ciekawe zdjęcia, rewelacyjne kostiumy, genialną scenografię, charakteryzację itp. które sprawiły, że oglądając obraz mamy wrażenie obcowania z prawdziwym obrazem PRL-owskiej Polski. Natomiast moje zastrzeżenia kieruję w stronę topornego montażu, nie zawsze wpasowującej się w aurę obrazu muzyki oraz nie dokładnie nakreślonego klimatu produkcji.


"Jestem mordercą" to świetnie napisany, zekranizowany oraz zagrany kryminał, który się bardzo dobrze ogląda. Nawet nie spostrzeżemy kiedy minęły nam dwie godziny podczas oglądania seansu. To wszystko za sprawą wciągającej opowieści, intrygującego i nietuzinkowego dochodzenia oraz fenomenalnie napisanych postaci. Niestety obraz ma problem z wątkami pobocznymi oraz nie do końca przekonującym wykończeniem. Ale niestety największym problemem obrazu jest jego toporny wydźwięk. Produkcji często brakuje lekkości, gracji oraz tak zwanego wyluzowania. Większość zdarzeń rozgrywa się raczej w gęstej i napiętej atmosferze, która źle wpływa na odbiór obrazu. Niestety, ale jest to również wina topornego montażu, jak i nie zawsze dopasowanej muzyki. Szkoda, że poprzez niedopracowanie pewnych szczegółów obraz sporo na tym traci, ale dzięki świetnemu scenariuszowi i reżyserii Macieja Pieprzycy bez problemu jest w stanie się obronić.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.