Snippet

Piotr Grodecki, dziennikarz śledczy opiniotwórczego dziennika Kurier, wpada na trop dużej afery finansowej. Okazuje się, że sprawa ma dla niego osobisty wymiar. Mimo sprzeciwu redakcji, Piotrowi udaje się doprowadzić do publikacji, która wzbudza zainteresowanie opinii publicznej. Z pomocą Weroniki, agentki CBŚ, Piotr odkrywa drugie dno tej afery. Kiedy Piotrowi wydaje się, że już wyjaśnił zagadkę, nagle dostaje tajemniczą wiadomość. Sprawa zaczyna się komplikować, zataczając coraz szersze kręgi wśród ludzi polityki i wielkiego biznesu.

twórca: Marek Lechki
oryginalny tytuł: Pakt
na podstawie: serialu "Mammon"
gatunek: Sensacyjny, Thriller
kraj: Polska
czas trwania odcinka: 50 min..
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Paweł Flis
produkcja: HBO Polska
średnia ocena: 7,6/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)







 
Dla dobra sprawy

Niewiele seriali w Polsce ma jakąkolwiek szansę wybić się poza granice naszego kraju. Większość z nich to nie godne uwagi produkcje, które są tworzone dla mas. Stacje telewizyjne w naszym kraju najwyraźniej zapominały, że wśród tłumu ludzi zadowalających się średniej jakości serialami są również osoby, które szukają w produkcjach telewizyjnych czegoś więcej niż schematycznej, głupiej i bezsensownej fabuły, która zalewa ich ze wszystkich stron. W takim wypadku jedynym ratunkiem okazują się zagraniczne produkcje spośród których da się wyegzekwować te naprawdę dobre. Na ratunek polskiej telewizji przychodzą z pomocą platformy telewizyjne, które pokazują, że da się zrobić dobry serial. Tak właśnie można określić najnowszą produkcję HBO Polska o tytule "Pakt".

Po rewelacyjnej "Watasze" stacja zdecydowała się rozpocząć nowy projekt, aniżeli kontynuować bardzo dobrze przyjęty serial o straży granicznej w Bieszczadach. Choć owa decyzja bardzo mnie zasmuciła to niestety nic na to nie poradzę. Na szczęście "Pakt" okazał się zadowalającym następcą. Scenariusz produkcji powstał na podstawie norweskiego serialu o tytule "Układ" ("Mammon") emitowanego w 2014 roku na kanale NRK1. Zaledwie rok później na antenie HBO premierę miał "Pakt", który okazał się niemalże identyczną kopią oryginału. Scenarzyści dosłownie przepisali norweski serial na polskie realia, a następnie bez wyrzutów sumienia nakręcili go i wypuścili do telewizji. Ja rozumiem, że można się inspirować poszczególnymi obrazami, albo tworzyć polskie odpowiedniki zagranicznych hitów, ale nie pojmuje jak można stworzyć niemalże bliźniaczą kopię czegoś co już powstało? To tak jakby Polacy nakręcili naszą wersję "Forresta Gumpa" tyle że zmieniono by lokacje, imiona postaci oraz kilka innych rzeczy, aby wpasować obraz w nasze realia i opowiedzieć tę samą, znaną nam już historię, ale po naszemu. Doprawdy nie jestem w stanie rozgryźć logiki, która kryje się za tym przedsięwzięciem przez co ciężko mi spojrzeć na serię bez żadnych uprzedzeń. Na szczęście twórcy produkcji okazali się całkiem gramotni i nie popełnili błędów przy przepisywaniu skryptu. Serial opowiada o dziennikarzu śledczym, który dzięki anonimowym wiadomościom wpada na trop dużej afery finansowej. Niestety bardzo szybko wychodzi na jaw, że w sprawę zamieszany jest jego brat prowadzący duża firmę. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy wychodzi na jaw, że w aferę zamieszanych jest dużo więcej znanych osobowości. Nasz bohater postanawia odkryć mrożącą krew w żyłach prawdę i zakończyć spisek. Niestety zadanie to okaże się dużo trudniejsze niż początkowo przypuszczał... Produkcja telewizyjna posiada rewelacyjny start, dzięki któremu twórcom udaje się niezwykle szybko oraz bezboleśnie wprowadzić nas w świat głównego bohatera. Premierowy odcinek z przytupem otwiera całą serię i pokazuje nam, że tkwi w nim moc, groza oraz misternie uknuta intryga, czekająca na rozwiązanie. Epizod niezwykle wciąga, intryguje oraz sprawia, że chcemy sięgnąć po więcej. Niestety dalsze wydarzenia nie są już tak emocjonujące jak w pilocie. Przede wszystkim akcja serialu znacząco zwalnia, a fabuła staje się mniej atrakcyjna. Wydarzenia ekranowe serwowane są nam z pewną dozą rezerwy czy też niepewności jakby twórcy nie
do końca wiedzieli co dokładnie chcą nam zdradzić, a co nie. Całe to niezdecydowanie scenarzystów sprawia, że przez pewien okres czasu opowieść staje się strasznie pasywna, rozleziona i bez charakteru. Natomiast śledztwo naszego bohatera przez jakiś czas stoi w miejscu i nie posuwa się ani o milimetr do przodu. Dopiero w połowie produkcja znacząco przyspiesza, a całość zaczyna nabierać rumieńców. Historia zaczyna być coraz bardziej intrygująca, wydarzenia coraz bardziej wciągające, a główna intryga coraz bardziej zawiła i tajemnicza.  W opowieści nie zabraknie również wielu niespodziewanych zwrotów akcji, które wielokrotnie zmienią bieg wydarzeń. Oprócz tego należy podkreślić, że jak na tak niewielki format (6 odcinków) serial posiada bardzo dużo wątków, intryg, tajemnic oraz zdarzeń, które potrafią ze sobą świetnie współgrać. Nie czuć ich natłoku dzięki świetnie dogranemu scenariuszowi, który bardzo dokładnie i szczegółowo nakreśla każdy aspekt serialu. Niestety nie obyło się bez kilku mankamentów, które nieco utrudniają odbiór produkcji. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na cały zamysł serialu, który bazując na norweskim oryginale nie zawsze jest w 100% polski. Niekiedy czuć wylewającą się z ekranu obcość, która sprawia, że seria wydaje się wtedy mniej wiarygodna. Wszystkie te zależności tyczą się właśnie przemianowania produkcji na model polski. Oprócz tego twórcy czasami tak zagłębiają się w intrygę i tak ją komplikują, że niekiedy wręcz potrafi sprawiać wrażenie niezrozumiałej, przekombinowanej i mało przekonującej. Twórcy wpadają wtedy na zastawione przez siebie sidła, albowiem chcąc jeszcze bardziej skomplikować akcję produkcji tak naprawdę przedobrzają sprawę i wychodzi to strasznie nienaturalnie.  Koniec końców "Pakt" ukazuje nam potężną i skrupulatnie opowiedzianą historię, która niestety czasami próbuje przebić samą siebie co nie wychodzi jej na dobre.

Pod względem aktorskim produkcja HBO Polska prezentuje się naprawdę dobrze. Przede wszystkim mamy wiarygodnych, świetnie napisanych oraz prawdziwych bohaterów, dzięki którym opowieść staje się niezwykle przekonująca. Nasze postaci to mieszanka niezwykle ciekawych i rozmaitych osobowości, które świetnie się uzupełniają. Na pierwszym planie mamy oczywiście niestrudzonego dziennikarza śledczego, który stara się rozwikłać tajemnicę kryjącą się za oszustwami finansowymi. W tej roli mamy świetnego Marcina Dorocińskiego. Oprócz niego na pierwszym planie pojawiają się również: Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz, Witold Debicki oraz Anna Radwan. W pozostałych rolach występują: Edward Linde-Lubaszenko, Adam Woronowicz, Marcin Wojciechowski, Magdalena Boczarska, Marcin Perchuć oraz Alicja Dąbrowska. Dzięki doborowej obsadzie produkcja wypada bardzo dobrze pod względem aktorskim.

Od strony technicznej "Pakt" prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, rewelacyjną muzykę Łukasza Targosza oraz wyjątkowy klimat produkcji. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na efekty specjalne oraz świetną czołówkę wyjętą niczym z "Detektywa".

Reasumując "Pakt" to bardzo dobrze zrealizowany serial z rewelacyjną obsadą, świetnym wykończeniem oraz ciekawą i wciągającą historią. Niestety nie ustrzegł się błędów, które skutecznie sprawiają, że seria staje się mniej przekonująca i wiarygodna. Czasami twórcy niepotrzebnie komplikują fabułę produkcji, aby jeszcze bardziej ją zagmatwać co tylko wpływa na jej niekorzyść. Jednakże największym przewinieniem serii jest jej zamysł bazujący na norweskim oryginale. Gdyby to była historia wymyślona przez polskich twórców mógłbym przymknąć oko na niektóre rzeczy, ale gdy mam do czynienia z opowieścią w tak dużym stopniu podobną do oryginału to niestety nie mogę tego zrobić. Równie rozczarowujące okazuje się zakończenie serialu, które dosyć niemrawo i bez emocji kończy główny wątek produkcji. Koniec końców "Pakt" to dobry serial, ale nie bardzo dobry.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jeżeli ktoś myśli, że kiedy zostawia swoje ukochane zwierzaki w domu, one zajmują się wyłącznie tęsknotą za nim, cóż, jest w błędzie. Zwierzaki prowadzą swoje własne, osobne życie, pełne przygód, intryg i zabawy. A ich główne zmartwienie polega na tym, aby ludzie nie dowiedzieli się o ich sekretnych poczynaniach. Kiedy tylko zamykamy za sobą drzwi… wreszcie mogą być sobą.

gatunek: Animacja, Komedia
produkcja: USA
reżyseria: Chris Renaud, Yarrow Cheney
scenariusz: Cinco Paul, Ken Daurio, Brian Lynch
czas: 1 godz. 30 min.
muzyka: Alexandre Desplat
rok produkcji: 2016
budżet: 75 milionów $
ocena: 7,0/10










 
Kiedy nie ma nas w domu...

Zastanawialiście się kiedyś co porabiają wasze zwierzaki kiedy nie ma Was w domu? Choć to pytanie może wydawać się nieco dziwne, ale prawdę mówiąc nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać po naszych kudłatych pociechach. W końcu wychodząc do szkoły czy do pracy zostawiamy ich samych w dużym domu, który teoretycznie przez ten czas jest wyłącznie do ich dyspozycji. Jak myślicie co przez ten czas robią? Leżą spokojnie, śpią i czekają na Was czy może korzystają z wolnej chaty i urządzają dzikie imprezy? Najnowszy film twórców "Minionków" ukazuje nam co mogą porabiać nasze zwierzaki kiedy nie ma nas w domu. Jesteście ciekawi?

"Sekretne życie zwierzaków domowych" to jedna z najbardziej wyczekiwanych animacji tego roku. Taki status bajce zapewnił ciekawy pomysł oraz seria intrygujących zwiastunów, które tylko podgrzały atmosferę wokół filmu. Zarówno duzi jak i mali czekali, aż produkcja wejdzie do kin, aby przekonać się czy rzeczywiście jest taka dobra jak ją zapowiadano. Pomysł na fabułę "Sekretnego życia zwierzaków domowych" okazał się niezwykle ciekawą i kuszącą propozycją, która dodatkowo wsparta zachęcającą kampanią reklamową sprawiła, że film stał się jednym z najbardziej pożądanych. Szkoda tylko, że będąc już po seansie nie jesteśmy w stanie mówić o animacji z takim samym entuzjazmem jak przed jej projekcją. Nie zrozumcie mnie źle. Ta bajka nie jest zła, ale nie jest też całkiem dobra. Jedynym jej poważnym atutem jest wyjściowa koncepcja produkcji, której twórcy tak naprawdę, w ogóle nie eksplorują. Owe sekretne życie naszych zwierzaków domowych okazuje się jedynie punktem odniesienia do filmu o przyjaźni, miłości oraz wspieraniu się nawzajem. Tak naprawdę produkcja nie ukazuje nam niczego nowego, ani oryginalnego, albowiem motywy te są zaczerpnięte z większości dobrze znanych nam już animacji. A więc o ile twórcy mieli ciekawy pomysł na bajkę to niestety kompletnie go nie wykorzystali idąc na totalną łatwiznę. Bardzo szkoda, że właśnie tak się stało, albowiem animacja mogła rzeczywiście okazać się jedną z najlepszych ostatnich lat. Niestety nie udało się. Ale nie jest to powód do rozpaczania, albowiem film ma w zanadrzu kilka innych pozytywów. Jednym z nich z pewnością jest niezwykle wartka i wciągająca fabuła, która nie pozwala nam się nudzić. Wydarzenia ekranowe przemijają szybko i bezboleśnie, a całość prezentuje się całkiem dobrze. Oprócz tego warto również zwrócić uwagę na szalone przygody naszych bohaterów, lekki i przyjemny wydźwięk produkcji oraz całą masę ekranowych zwierzaków, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Niestety duża ilość bohaterów sprawia, że bardzo ciężko jest dokładnie ich wszystkich nakreślić. Nie pomaga również wartka akcja, w której nie ma czasu na budowanie portretów psychologicznych postaci. To wszystko sprawia, że ekranowe sylwetki nie są zbyt dokładnie nakreślone i tak naprawdę ciężko szukać wśród nich silnych charakterów. No może oprócz Gidget i Snowball'a. Tak czy siak, animacja przede wszystkim nastawiona jest na akcję i w tej kategorii prezentuje się wyśmienicie.

Co do strony technicznej należy podkreślić, że mamy do czynienia z ładnymi animacjami i przyzwoitym dubbingiem. Nasi bohaterowi choć są słabo nakreśleni bez problemu są w stanie zdobyć nasze serca i sprawić, ze z zaciekawieniem będziemy śledzić ich losy. Oprócz tego animacja wypełniona jest po brzegi świetnym humorem oraz dużą ilością gier słownych dzięki, którym animacja wiele zyskuje i jest w stanie rozbawić zarówno tych dużych jak i małych.

Koniec końców "Sekretne życie zwierzaków domowych" choć nie jest filmem, którego wszyscy oczekiwali, to jednak jest w stanie zadowolić nas w pewnym stopniu. Przede wszystkim szkoda pomysłu na opowieść, słabo nakreślonych bohaterów oraz braku oryginalności. Nawiązania do innych bajek są bardzo widoczne, ale jeśli uda nam się przymknąć na nie oko okaże się, że produkcja wypełniona jest niezwykle warką akcją, szalonymi przygodami oraz całą masą humoru, które sprawią, że czas podczas oglądania animacji minie nam szybko i bezproblemowo. A sama bajka okaże się być niezwykle lekka, urocza i przystępna w szczególności dla dzieci. Nie będę ukrywał, że produkcja jest przeznaczona głównie dla naszych pociech dlatego jeśli osobom starszym nie przypadnie ona do gustu nic na to nie poradzę. Z tego co zaobserwowałem dzieci świetnie się na niej bawiły, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. :)


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Jake Epping czuje się wypalony i zagubiony. Jego była żona ułożyła sobie życie, jego uczniowie są zawsze rozkojarzeni, a powieść, którą planował napisać okazuje się fiaskiem. Wtedy właśnie jeden z jego najlepszy przyjaciół, Al Templeton, pokazuje mu króliczą norę, sekretny portal czasowy, który prowadzi do 1960 roku. Al prosi Jake'a o udanie się w przeszłość i stworzenie lepszego świata poprzez zapobieżenie zamachowi na życie prezydenta Kennedy'ego. Jake wchodzi do króliczej nory, by rozpocząć swoją misję, ale odkrywa, że zmiana przeszłości jest o wiele bardziej niebezpieczna niż mógłby to sobie wyobrazić.

twórca: Bridget Carpenter
oryginalny tytuł: 11.22.63
na podstawie: powieści "Dallas '63" Stephena Kinga
gatunek: Thriller, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 8
sezonów: 1
muzyka: Alex Heffes
zdjęcia: David Katznelson, Adam Suschitzky
produkcja: hulu
średnia ocena: 7,9/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Pokonać przeszłość

Co byście zrobili jeśli mielibyście okazję zmienić przeszłość? Zastanówcie się! Pobudźcie wyobraźnię! Znajdujecie na przykład w szafie portal czasowy, który przenosi was przykładowo do roku 1946 roku. Po wizycie w przeszłości dostrzegacie liczne możliwości polepszenia przyszłości. W tym przypadku największą z nich prawdopodobnie byłoby zabójstwo Adolfa Hitlera. Czy mając taką moc zdecydowalibyście się na ocalenie milionów ludzi przed niepotrzebną śmiercią oraz zapobiegli powstaniu tak niechlubnego wątku w dziejach ludzkości? Zadajcie sobie to pytanie i skonfrontujcie je z wyborem Jakea Eppinga, który posiadając taką  moc przenoszącą go do roku 1960 postanowił zapobiec zamachowi na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Jednakże jak się okazuje walka z przeszłością bywa niebezpieczna.

Stephen King to niemalże niewyczerpalne źródło adaptacji filmowych. Do tej pory mieliśmy okazję oglądać ponad trzydzieści ekranizacji jego powieści, a w następnych latach ma pojawić się ich jeszcze więcej. W czym tkwi sukces pisarza każdy wie, ale jak jest z filmami na podstawie jego książek? Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że różnie. Raz lepiej, a raz gorzej co oczywiście jest całkiem normalne w przemyśle filmowym. Nie da się zawsze stworzyć dobrego filmu nawet jeśli się tego bardzo pragnie. Poza tym autor powieści zawsze jest jedynym twórcą swego dzieła, a w przypadku filmów jest całkiem na odwrót. Albowiem dany obraz tworzy sztab ludzi z reżyserem i scenarzystą na czele. Jednakże jeśli za przedsięwzięcie weźmie się ktoś w miarę kompetentny możemy otrzymać całkiem ciekawą produkcję. Czy właśnie tak jest z serialem stacji hulu "22.11.63"? Produkcja serwisu internetowego powstała na podstawie powieści wyżej wymienionego autora o tytule "Dallas '63". Tak jak filmowa adaptacja opowiada o postaci Jakea, który cofa się w czasie i próbuje zapobiec zabójstwu na prezydencie Kennedym. Brzmi intrygująco? Zapewne, albowiem w istocie "22.11.63" to serial z bardzo ciekawym pomysłem. Oczywiście nie mówię tu o jego powiązaniach z książką tylko o sposobie ukazania nam całej opowieści. Ten zaś jest bardzo świeży, lekki oraz pełen innowacji, które nieco inaczej ukazują nam niektóre zdarzenia znane z książki. Owe zmiany bardzo dobrze wpływają zarówno na odbiór jak i całkowity wydźwięk produkcji. Ale skupmy się już na samym serialu. Opowieść rozpoczyna się w obecnych czasach i momentalnie wciąga nas w wir wydarzeń zapoczątkowanych przekroczeniem przez Jakea tunelu czasowego. W mgnieniu oka uruchomiona zostaje lawina zdarzeń, która pochłania zarówno nas jak i naszego bohatera. Tak samo jak on jesteśmy nowi i nie wiemy co robić. To uczucie pozwala na jeszcze większą więź z serialowymi potyczkami naszej postaci, która musi pokonać przeszłość by naprawić przyszłość. Premierowy epizod to istna kwintesencja tego czym seria powinna być oraz czym po części była. Świetnie napisany, pełen napięcia, dramatu, akcji, zaskakujących zwrotów akcji oraz lekkości w sposobie prowadzenia opowieści. Oprócz tego diabelnie inteligenty, piekielnie zagmatwany i nieziemsko wciągający. Te wszystkie cechy są kwintesencją zarówno pierwszego jak i ostatniego epizodu. Co zatem z rozwinięciem serialu? Na tym polu ewidentnie można zauważyć spadek akcji, napięcia czy dramaturgii. Już drugi odcinek dostarcza dużo mniej emocji niż jego poprzednik, a dalej jest podobnie, albo nawet gorzej. Wydarzenia ekranowe lubią na zmianę niesamowicie nas ciekawić, albo okropnie nas nudzić. W środku sezonu produkcja ewidentnie straciła na głównym wątku, który strasznie mozolnie posuwa się na przód i nie jest w stanie przykuć naszej uwagi. Na ekranie panuje przestój, a my zaczynamy popadać w lekki manieryzm, albowiem to co wcześniej nas zachwyciło niemalże bezpowrotnie znikło. Fabuła zaczęła być strasznie rozleziona, a co za tym idzie w wielu przypadkach twórcy niepotrzebnie lali wodę, aby uzbierać odpowiedni czas ekranowy. To wszystko spowodowało, że ostatecznie rzecz biorą dla niektórych postaci zabrakło czasu, a ten z kolei przydałby im się do lepszego rozwinięcia ich wątków. Tak to postawiono na pierwszoplanowe postacie, a te będące nieco z boku jedynie lekko nakreślono i wrzucono do produkcji. Ja na przykład chętnie bym poznał ich losy, albowiem było w nich widać potencjał, który dobrze wykorzystany mógłby jeszcze wyżej wznieść serię. Nie pociesza nas również fakt, że od pewnego momentu serial zaczyna bardziej przypominać dramat miłosny, a nie thriller, albowiem nagromadzenie wątków miłosnych w niektórych momentach wręcz przytłacza główny wątek, który znika pod grubą powłoką romasu. Jeśli zaś chodzi o pierwszoplanową intrygę to trzeba przyznać, że została świetnie wykreowana. Jest bardzo drobiazgowa, rewelacyjnie rozplanowana krok po kroku oraz pełna niesamowitych zwrotów akcji, które potrafią napędzić produkcję nawet w momentach przestoju. Ukazuje nam szczegółowo zaplanowaną odsiecz dla prezydenta Kennedy'ego by ocalić jego życie. Widzimy jak wszystko zostało zaplanowane oraz jak szczegółowo możemy wejść w wydarzenia lat 60. dzięki rozmaitym badaniom na temat tej tragedii. No, ale żeby ocalić prezydenta trzeba wiedzieć kto to zrobił. Jak się nie ma pewności to trzeba ją zdobyć. Na tym właśnie polega cały haczyk, że do końca nic nie jest pewne, a my musimy zbadać każdy nawet najmniejszy trop by mieć 100% pewność. Do tego dochodzi jeszcze sam fakt, że przeszłość nie chce być zmieniana i robi wszystko, aby utrudnić nam to zadanie. Niespotykane dotąd tego rodzaju zagranie okazało się strzałem w dziesiątkę, albowiem nic nie powinno udawać się tak po prostu, a więc czemu przeszłość miałaby dać się zmienić tak łatwo? Ciekawie prezentują się również liczne koniunkcje bohaterów oraz przypadkowość w ich spotkaniach, które okazują się być czymś więcej niż przepadkiem, a nawet więcej niż przeznaczeniem. Fabułę cechuje wiele pozytywnych aspektów, ale niestety znajdą się również te negatywne, które nieco przyćmiewają tą lepszą stronę produkcji. Szkoda czasu poświęconego na nie to co trzeba oraz rozwodnienia fabuły, która zasługiwała na znacznie ciekawsze poprowadzenie. Na szczęście wielkiej tragedii nie ma, ale niesmak pozostaje.

Bohaterowie to jeden z mocniejszych elementów produkcji. Dzięki świetnie napisanym i zagranym postaciom serial wiele zyskuje. Jest bardziej wiarygodny, intrygujący oraz pełen zaskakujących zwrotów fabularnych. Nigdy nie wiadomo do czego posunie się jedna z naszych postaci, ani jaki będzie jej następny ruch. Cechuje je tajemniczość oraz ciekawość związana z Jakem – główną postacią, która wyraźnie odstaje od całej reszty i nie do końca wpisuje się w realia lat 60-tych. Na pierwszym planie mamy świetnego Jamesa Franco, któremu bardzo dobrze udaje się ukazać rozdartego wewnętrznie nauczyciela pomiędzy zleconym zadaniem, a kwitnącą miłością. Zaraz obok niego znajduje się Sarah Gadon jako przepiękna Sadie Dunhill, George MacKay jako Bill Turcotte oraz Daniel Webber jako Lee Harvey Oswald. W obsadzie znaleźli się również: Chris Cooper, Cherry Jones, Kevin J. O'Connor, Lucy Fry, Jonny CoyneNick Searcy, T.R. Knight, Josh Duhamel oraz Tonya Pinkins. Wszyscy świetnie się spisali.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia, ciekawą muzykę, dobre efekty oraz oryginalny klimat. Nie brakuje w opowieści napięcia, dramatu czy też miłości. Oprócz tego mamy świetne kostiumy, rewelacyjne scenografie oraz zapadającą w pamięć wyjątkową aurę lat 60. które potrafią nas niesamowicie urzec.

Serial "22.11.63" na podstawie prozy Stephena Kinga zapowiadał się naprawdę obiecująco. Niestety nie wszystko twórcom wyszło jak należy. Przede wszystkim są to: ciągle zmieniająca się akcja produkcji, nieco rozwleczona fabuła oraz brak poszanowania dla drugoplanowych postaci.  Na szczęście główna intryga ratuje serial tak samo jak postacie, wykończenie oraz pierwszy i ostatni odcinek, które kumulując w sobie to co w serii najlepsze dostarczają nam wybornych emocji oraz poruszającego zakończenia całej opowieści, podczas którego naprawdę można uronić kilka łez. Głównie za te elementy moja ocena rośnie, w górę, ale niestety nie zapomnę o tym co można było zrobić lepiej.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Fortitude to 700-osobowe miasteczko leżące poza kołem podbiegunowym. Otoczone dziką przyrodą i pięknymi widokami, uchodziło za najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Aż do teraz. Makabryczne morderstwo burzy spokój lokalnej społeczności. Śledztwo prowadzi szef lokalnej policji, który nigdy przedtem nie zetknął się z morderstwem. Sprawę, ku niezadowoleniu burmistrza i szeryfa, przyjechał zbadać na wniosek rodziny zmarłego, detektyw Eugene Morton. To dopiero początek problemów.

twórca: Simon Donald
oryginalny tytuł: Fortitude
gatunek: Thriller Psychologiczny, Dramat, Kryminał
kraj: Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 12
sezonów: 1
muzyka: Ben Frost
zdjęcia: Wojciech Szepel, John Conroy, Christopher Ross, Gary Shaw, David Luther
produkcja: Sky Atlantic
średnia ocena: 8,3/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)







W okowach lodu


Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby świat, w którym nie popełniono by żadnego poważniejszego przestępstwa? Mówiąc poważnego mam na myśli związanego z brutalnymi aktami przemocy, które prowadzą do morderstwa. Zapewne nikt z was nigdy nie rozważał takiej możliwości, albowiem morderstwo towarzyszy ludzkości już od samych początków. Niemniej jednak co by było gdybyście mieszkali sobie w spokojnej, niewielkiej mieścinie z dala od cywilizacji. Prowadzilibyście sobie bezproblemowe życie na uboczu, gdzie nie dochodziłoby do żadnych poważnych przewinień nie mówiąc już o zabójstwie. Aż tu nagle w tej nieskazitelnej mieścinie ginie człowiek. Dzieje się rzecz niemożliwa, a spokój miejscowości zostaje zachwiany. Ciekawe jak poradzilibyście sobie z takim zwrotem akcji gdybyście byli mieszkańcami tytułowego miasteczka o nazwie Fortidude, o którym opowiada serial brytyjskiej telewizji kablowej Sky.

Fortitude z języka angielskiego oznacza męstwo bądź hart ducha, które rzeczywiście przydadzą się mieszkańcom owej mieściny. Albowiem do ich okolicy zawitało przerażające morderstwo, które na zawsze zmieni oblicze tej lodowej krainy. Ale jak się prędko okazuje śmierć jednego z mieszkańców nie jest jedynym problemem burmistrza miasta. Wkrótce okazuje się, że zabójstwo uruchamia lawinę zdarzeń, która wprowadza niesłychane zamieszanie. Sprawy nie poprawia również przybycie specjalnego detektywa z Wysp Brytyjskich, który na wniosek rodziny zmarłego ma zbadać sprawę. Choć w miasteczku nieustannie panują minusowe temperatury, to jednak z każdą minutą rośnie napięcie, które sprawia, że mieszkańcy zaczynają się niepokoić. Atmosfera coraz to bardziej narasta i niewiele brakuje by doszło do kolejnego nieszczęścia... Po samym opisie ciężko wywnioskować co tak naprawdę dzieje się w tym odległym mieście, albowiem fabuła serialu okazuje się być dużo bardziej skomplikowana niż można by przypuszczać. A wszystko zaczyna się od całkiem niepozornego znaleziska, które okazuje się być warte morderstwa. Jednakże wracając do początku należy podkreślić, że jednym z głównych zalet produkcji jest sam pomysł na miasteczko zwane Fortitude. Twórca serii Simon Donald wykreował niezwykle intrygujące, pełne tajemnic i szokujących zwrotów akcji miejsce, które zaskakuje nas już od samego początku. Z pozoru miasteczko wydaje się być niczym innym jak odległym od cywilizacji zakątkiem, który odstrasza ujemnymi temperaturami i tylko nieliczni godzą się w nim zamieszkać. Tymczasem bardzo prędko wychodzi na jaw, że zarówno mieścina jak i jej mieszkańcy skrywają więcej tajemnic niż można by przypuszczać, które niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki zaczynają nagle wychodzić na jaw. Ale najgorsze ma dopiero nadejść... Głównym atutem serii jest niewiedza, groza, tajemnica oraz element zaskoczenia, który często pojawia się podczas oglądania serialu. Natomiast fabuła okazuje się być bardzo intrygująca, niezwykle wciągająca oraz pełna niewiadomych, które aż proszą się o wyjaśnienie. Niestety tajemnicze zajścia przez dłuższy czas pozostaną dla nas jedną wielką zagadką, która tylko rozbudzi nasz apetyt na serial i sprawi, że z wielką chęcią sięgniemy po więcej. Wydarzenia ekranowe są pełne napięcia i dynamizmu dzięki czemu nie pozwalają nam się nudzić ani przez chwilę. Nawet wtedy gdy akcja serialu nieco zwalnia, albowiem wtedy mamy do czynienia ze świetnie napisanymi dialogami, które idealnie dopełniają produkcję. Tak samo jest postaciami, których potyczki okazują się jednym z ważniejszych elementów serii, albowiem również odpowiadają za budowanie odpowiedniego napięcia. Z kolei główna intryga serialu koncentrująca się na morderstwie okazuje się być tak zawiła i tajemnicza, że nawet wam się o tym nie śniło. Twórca serialu wykazał się niezwykłą pomysłowością przy tworzeniu pierwszoplanowego wątku przez co udało mu się wprowadzić w niemałą konsternację nie tylko mieszkańców Fortitude, ale również nas widzów, albowiem to co zrobił to istny majstersztyk. Simon Donald dosyć niekonwencjonalnie podszedł do serialu dzięki czemu udało mu się stworzyć niezwykle intrygujący, bardzo tajemniczy i wręcz nieprawdopodobny zwrot akcji, którego nigdy byście się nie spodziewali. Jak się później okazuje był to jeden z lepszych pomysłów na serię, który poniekąd przeobraził ją w coś całkiem nowego. Choć było to odważne i nie do końca sprawdzone posunięcie, to jednak twórca wyszedł z niego obronną ręką i w rewelacyjny sposób połączył ze sobą dwa różne gatunki. Nie obyło się bez szalonych, a niekiedy nawet schizowych zwrotów akcji, które odpowiednio wprowadzały zamieszanie w fabule. Szkoda tylko, że na sam koniec, już po odgadnięciu wszystkich części układanki seria się nieco dłuży. Tak jakby została niepotrzebnie rozciągnięta. Gdyby tak nieco uszczuplić materiału byłoby dużo lepiej. Tak to po emocjonującym finale seria się nieco za długo kończy. Ale ogólnie rzecz biorąc tragedii nie ma.

"Fortitude" może pochwalić się również gwiazdorską obsadą, która rewelacyjnie prezentuje się na ekranie. Aktorzy świetnie poradzili sobie ze sportretowaniem swoich bohaterów dzięki czemu mamy do czynienia ze świetnie zagranymi sylwetkami. Nasze postacie są rewelacyjnie napisane, posiadają niekiedy złożone osobowości lub niecodzienną przeszłość, której nie chcą ujawniać. Są to w większości silne, zdecydowane i nieustępliwe charaktery, które nie boją się działać i dążyć do ustalonego przez siebie celu. Niestety ilość bohaterów w serialu nie pozwala na dokładne nakreślenie każdego z nich. Łatwo powiedzieć, że przydałoby się pozbyć kilku z nich, ale wtedy seria znacząco by straciłaby, albowiem koniec końców każda z postaci ma swój wkład w serię. Dlatego też rozumiem ideę ich istnienia, ale jednak wolałbym by mieli nieco większy udział w fabule oraz byli lepiej nakreśleni. W obsadzie produkcji znaleźli się: fenomenalny Stanley Tucci jako detektyw Eugene Morton, świetna Sofie Gråbøl jako burmistrz Hildur Odegard, bardzo dobry Richard Dormer jako szeryf Dan Anderssen, rewelacyjny Michale Gambon jako Henry Tyson, przedni Luke Treadawy (brat bliźniak Harryego znanego z roli dr. Frankensteina z "Domu Grozy
") jako Vincent Rattrey oraz niezły Christopher Eccleston jako profesor Charlie Stoddart, Verónica Echegui jako Elena Ladesma i Björn Hlynur Haraldsson jako oficer Eric Odegard – mąż pani burmistrz. W serialu znaleźli się również: Jessica Raine, Nicholas Pinnock, Sienna Guillory, Phoebe Nicholls, Chipo Chung, Jessica Gunning, Darren Boyd oraz Elizabeth Dormer-Phillips i Darwin Brokenbro jako przedstawiciele młodszej części obsady.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy ciekawe zdjęcia, klimatyczną muzykę, dobre efekty specjalne oraz przepiękne krajobrazy ukazujące nam mroźne oblicze koła podbiegunowego. Jednakże na duże uznanie zasługuje wręcz nieziemski klimat produkcji, który jest nas w stanie zelektryzować tajemniczą, albo wręcz schizową atmosferą, która odpowiednio buduje napięcie jak i dramaturgię. To właśnie dzięki niej serial tak dobrze się ogląda i wywołuje takie emocje.

Podróż do "Fortitude" okazała się dla mnie miłym zaskoczeniem. Choć z początku przypuszczałem, że serial skieruje się na całkiem inne tory, to jednak muszę przyznać, ze ten element zaskoczenia wręcz wybornie udał się twórcy. Tak samo jak pełna tajemnic, grozy, intrygujących i wciągających zdarzeń fabuła, świetnie nakreślone i zagrane postaci oraz doskonałe wykończenie. Oczywiście nie obyło się bez zgrzytów w postaci nieco rozciągniętego zakończania oraz zbyt dużej ilości postaci, która doprowadziła do podzielenia ich na te mniej lub bardziej ważne. Jednakże ostatecznie rzecz biorąc seria jest warta naszej uwagi jak i poświęconego czasu. Choć mroźne klimaty mogą niejednego z was odstraszyć, to jednak uwierzcie mi, że ta przygoda warta jest kilku odmrożeń. ;)


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Gra

Rok 1972. Po obu stronach żelaznej kurtyny działają agencje wywiadowcze, których zadaniem jest wzajemna infiltracja i namierzenie słabych punktów wroga. Jednym z najlepszych tajnych agentów pracujących na rzecz bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii jest Joe Lambe. Kontaktuje się z nim Arkady Malinow, zbiegły z ZSRR agent KGB i zdradza plany radzieckiej inwazji na Europę Zachodnią pod kryptonimem "Operacja Szkło".Rozpoczyna się gra, która ma na celu wykrycie radzieckiej siatki szpiegowskiej w Anglii. Wszystkie chwyty są dozwolone.

twórcy: Toby Whithouse
oryginalny tytuł: The Game
gatunek: Thriller, Szpiegowski
kraj: Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: Sam McCurdy, Urszula Pontikos
produkcja: BBC
średnia ocena: 8,7/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)







 
Prawie jak Bond

Co my byśmy zrobili gdyby nie MI6, niezastąpiony/-a M oraz niezawodny Bond. Tyle razy już uratowali świat przed szalonymi geniuszami oraz rozmaitego kalibru atakami. Dzięki serii o szarmanckim agencie brytyjska placówka wywiadowcza o intrygującej nazwie MI6 zyskała duży rozgłos i zapewne każdy z Was o niej słyszał.  A czy słyszeliście może o MI5? Niektórzy zapewne, ale ten wydział nie jest raczej tak znany jak MI6 z Bonda. A jednak wywiad ten jest równie ważny, albowiem odpowiada za bezpieczeństwo wewnętrzne kraju przed infiltracją obcych agencji. To właśnie ona jest jednym z bohaterów serialu BBC pt: "Gra".

Jak na MI5 przystało broni ona bezpieczeństwa w kraju przed inwigilacją. Dokładnie na tym opiera się główna oś fabuły oraz nasi bohaterowie, którzy w owej agencji pracują. Mamy lata 70. XX wieku. W europie panuje okres Zimnej Wojny, a co za tym idzie wyścig zbrojeń, nieustanna inwigilacja oraz próba przeniknięcia do struktur wroga. To właśnie w takiej rzeczywistości poznajemy głównego bohatera oraz całą resztę specjalnego zespołu kierowanego przez tajemniczego mężczyznę o przezwisku Tatuś. Jednakże dlaczego serial "Gra" miałby być lepszy od podobnych produkcji tego typu? Pomyślmy... pomysł, wykonanie, intryga i klimat. Ale zacznijmy od początku. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na rewelacyjny koncept oraz misternie uknuty wątek przewodni. Twórca produkcji Toby Whithouse wyszedł do widzów z odważną, pełną ciekawych zwrotów akcji oraz niebanalnej fabuły produkcją, która potrafi niesamowicie nas urzec. Choć seria posiada jedynie sześć odcinków, to jednak koniec końców okazują się być wystarczającą ilością epizodów, aby ukazać nam pełnię szczegółowego scenariusza. Ten zaś ukazuje nam intrygujące i pełne emocji zdarzenia, które sprawiają, że bez wahania chcemy sięgnąć po więcej. Odcinki są tak świetnie skonstruowane, że dosłownie nie ma w nich czasu nawet na odrobinę nudy. Koncentrują się na głównej opowieści, perypetiach bohaterów oraz ukazują również wydarzenia z przeciwnej strony. Wszystko to świetnie zmontowane okazuje się być kompletną i niespodziewanie potężną i bogatą w treść fabułą, która już z samego początku potrafi nas niesłychanie wciągnąć. Historia jest opowiedziana w starym dobrym stylu. Bez przekombinowanych technologii czy nadzwyczajnie błyskotliwych umysłów (w końcu to lata 70. co wcale nie oznacza, że twórca nie mógłby poszaleć). To nie jest przecież rzeczywistość tylko fikcja, a twórca stara się być jak najbliżej realnego świata, aby całość miała bardzo wiarygodny wydźwięk. Czasem nawet przechodzi nas taka myśl, że może wydarzenia ukazane w "Grze" to prawda, albowiem wszystko wydaje się tak realistyczne, że aż jesteśmy skłonni uwierzyć, że serial powstał na faktach historycznych. Natomiast co do pierwszoplanowej intrygi trzeba przyznać, że jest fenomenalnie poprowadzona od samego początku, aż do końca. Twórca nie pozostawia wydarzeń, ani bohaterów samym sobie tylko bardzo precyzyjnie nimi kieruje dzięki czemu udaje mu się powiązać wszystkie aspekty produkcji i doprowadzić je do tego samego miejsca jednocześnie zaznaczając, że całość jest ze sobą połączona. Nawet te najbardziej szokujące zdarzenia okazują się być perfekcyjnie umotywowane przez co Toby Whithouse w fenomenalnym stylu ukazuje nam politykę agencji wywiadowczych oraz ich techniki działania. Wszystko jest nam ukazane zza kulis wielkich organizacji. Wchodzimy do ich wnętrza i przyglądamy się ich funkcjonowaniu co daje nam możliwość wglądu do świata w jakim żyją agenci. Nikomu nie można zbytnio ufać, albowiem każdy może być wrogiem. Zaś z kolei wróg mojego wroga może okazać się moim przyjacielem co może doprowadzić do niebezpiecznej gry, która nie zawsze musi się skończyć szczęśliwie. Dlatego właśnie każda scena, wypowiedź czy postać jest niezwykle ważna, albowiem tworzą one świetne iluzje i pozory świadczące o tym, że tak naprawdę ufać możemy tylko sobie, a czasami nawet ta opcja nie jest dobra. Całość jest tak charakterystyczna, że od razu jesteśmy w stanie wyczuć szpiegowski klimat, który rewelacyjnie buduje napięcie oraz odpowiednią dramaturgię. Nie zabraknie również pełnych akcji pościgów, emocjonujących strzelanin, zaskakujących zwrotów fabularnych oraz tajemnicy, którą owiana jest "Operacja Szkło". Innymi słowy "Gra" pod względem fabularnym wypada rewelacyjnie.

Kolejnym elementem godnym uwagi jest wyśmienite aktorstwo oraz rewelacyjnie nakreślone postaci. Każda z nich to odmienna osobowość dzięki czemu ich charakterystyki nie da się sprowadzić do banałów i oczywistości. Twórca bardzo postarał się przy tworzeniu naszych bohaterów, aby byli jak najbardziej wiarygodni. Muszę przyznać, że udało mu się dopiąć swego, albowiem zadbał nawet o najmniejsze szczegóły. Nie pozostawił oczywiście naszych bohaterów bez intrygującej, tajemniczej, a czasami wstydliwej przeszłości, która często lubi wyjść na jaw w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Takim oto sposobem mamy świetnego Toma Hudgesa jako agenta Joe Lambea, który niestrudzenie próbuje zapobiec zagrożeniu ze strony ZSRR. Oprócz niego na ekranie pojawiają się: Brian Cox jako Tatuś, Victoria Hamilton jako Sarah Montag, Jonathan Aris jako Alan Montag, Paul Ritter jako Bobby Waterhouse, Shaun Dooley jako Detektyw Jim Fenchurch, Chloe Pirrie jako Wendy Straw oraz Zana Marjanović jako Yulia i Yevgeni Sitokhin jako Odin. Obsada naprawdę się spisała i dostarczyła nam pełnokrwistych bohaterów, których, aż chce się oglądać.

Od strony wykończeniowej również należy pochwalić serial. Przede wszystkim ciekawe i dynamiczne zdjęcia, oryginalna i ciekawa muzyka Daniela Pembertona oraz rewelacyjne kostiumy i scenografie, które momentalnie przenoszą nas do lat 70. Oprócz nich niezwykle ważny jest również klimat produkcji, który emanuje tajemnicą, dreszczykiem emocji, ale również odrobiną dramatu.

Nie po raz pierwszy dostajemy od BBC miniserię, która okazuje się fenomenalnie opowiedzianą historią, z niezwykle ciekawym wątkiem głównym, wyjątkowymi i dobrze nakreślonymi bohaterami oraz z bardzo dobrym wykończeniem. Muszę przyznać, że serial "Gra" mnie niesamowicie zaskoczył, albowiem nie spodziewałem się po tym tytule tak dobrej produkcji. Szczególnie, że trafiłem na nią przez przypadek. W takim razie proszę o więcej takich przypadków.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Bobby jest wrażliwym romantykiem z Bronxu. Licząc na spełnienie marzeń o wielkiej karierze, wyrusza w podróż do Los Angeles, gdzie zaczyna pracę u swojego wujka Phila – agenta topowych gwiazd Hollywood. Na miejscu poznaje piękną sekretarkę Vonnie. Chłopak bez pamięci zakochuje się w dziewczynie, nie wiedząc jeszcze, że ta znajomość wywróci jego życie do góry nogami.

gatunek: Komedia
produkcja: USA
reżyser: Woody Allen
scenariusz: Woody Allen
czas: 1 godz. 36 min.
zdjęcia: Vittorio Storaro
rok produkcji: 2016
budżet: 30 milionów $
ocena: 7,1/10







 
Szczęście w nieszczęściu

Cóż to byłby za rok bez kolejnego filmu od Woodyego Allena? Zapewne byłby najzwyklejszym w dziejach świata okresem, który cierpi ze względu na brak corocznego Allena w swoim repertuarze. Jednakże jak na razie taka sytuacja nam nie grozi, albowiem reżyser ma się dobrze i dosłownie nic go nie powstrzyma od wypuszczania swoich nowych filmów każdego roku. Niegdyś domeną reżysera była komedia, a dziś twórca często kieruje się w stronę słodko gorzkich-opowieści, które są wypełnione sentymentem. Czy właśnie to spotkało "Śmietankę towarzyską".

Owszem, ale to nie wszystko co tym razem ma nam do zaoferowania słynny reżyser. Ostatnimi czasy twórca gustował w przeróżnych stylizacjach z dużym naciskiem na filmy umiejscowione w największych miastach świata. Jednakże ten etap pan Allen ma chyba już za sobą, albowiem po jego najnowszych produkcjach można wyczuć, że nie prędko (jeśli w ogóle) powróci do dawnego pomysłu. Niemniej jednak artysta zawsze stawia duży nacisk na wyraziste i pełne intrygujących historii miejsca tak więc i tym razem nie mogło tego zabraknąć. A więc mamy Amerykę, lata 30 i Los Angeles. Fabuła produkcji koncentruje się na młodym romantyku z Bronxu, który postanawia zmienić swoje życie i wyrusza do odległego miasta, aby zacząć pracować u swojego wuja – topowego agenta Hollywoodzkich gwiazd. Reżyserowi bardzo zgrabnie udaje się nas wprowadzić w fabułę produkcji, która z kolei jest całkiem intrygująca i wciągająca. Akcja obrazu bardzo szybko się rozkręca, a wszystko to dzięki jednej z pierwszych scen (Eisenberg z prostytutką), która jest kwintesencją wyśmienitego aktorstwa i geniuszu scenopisarskiego Allena, gdzie główną rolę odgrywają fenomenalnie napisane dialogi oraz gra aktorów. Dalej również jest dobrze, ale nie jest to jakość, którą mogliśmy zobaczyć na samym początku. Pod tym względem "Śmietanka towarzyska" na przemian prezentuje się raz rewelacyjnie, a raz przeciętnie. Wszystko to ze względu na dynamikę obrazu oraz to na jakim poziomie widnieją dialogi. Nie da się ukryć, że najnowszy film reżysera to właśnie na nich się skupia. Zresztą nie po raz pierwszy. Tak czy siak niektóre sceny wypadają po prosu raz lepiej, a raz gorzej. Do tych zdecydowanie lepszych można zaliczyć wszelakie wątki żydowsko-gangsterskie, które nota bene posiadają również najlepiej prezentujące się dialogi. Reszta choć tak dobra nie jest, to jednak stara się zbytnio nie odstawać od tych lepszych fragmentów. Historia ukazana na ekranie jest skrupulatnie opowiedziana oraz dobrze poprowadzona.  W tradycyjny dla reżysera sposób nie mogło nam zabraknąć zarówno komedii jak i odrobiny dramatu. Nie należy zapominać również o typowym dla twórcy stylu prowadzenia opowieści oraz o licznych zwrotach fabularnych, które niejeden raz namieszają w życiu naszych bohaterów. Choć wszystko to jest nam dobrze już znane to nie da się odmówić Allenowi wspaniałego kunsztu reżyserskiego, dzięki któremu udaje mu się całkiem zgrabnie ograć nawet swoje wcześniejsze nawiązania. W jego pracy widać zdecydowanie i fach dzięki, któremu "Śmietanka towarzyska" okazuje się być również pouczającą lekcją. Albowiem historia dwójki głównych bohaterów ukazuje nam, że miłość jest piękna, ale oprócz niej jest również coś jeszcze co może zadecydować o tym co tak naprawdę postawimy na pierwszym miejscu. Opowieść o Bobbym i Vonnie uczy nas, że nie zawsze liczy się to co możemy dać, a często to czego nie możemy dać. Reżyser zwraca również uwagę na dwoistość uczucia, ale również osobowości, która z czasem zmienia się. Takim oto przykładem ukazuje nam odwrócone o 180 stopni postacie, w których z czasem zaszła zmiana. Czy to na lepsze czy gorsze. Oprócz tego z historii można wyczytać gorzki posmak zrządzenia losu, który dopiero z czasem uświadamia nam jakich wyporów powinniśmy dokonać, aby nie utkwić w stagnacji jak nasi bohaterowie. Ale gdyby tego było mało wraz z takowymi refleksjami pojawia się paradoks obecnego stanu i pytanie czy kiedyś podjęta decyzja nie była słuszna, a my przygnębieni postanowieniami z przeszłości wyobrażamy sobie niemające nastąpić jutro. Zresztą takich paradoksów w najnowszej produkcji Allena jest znacznie więcej, a ich obecność obrazuje nam jedynie zawiłość życia jak i jego złośliwość. Na dalszym planie mamy również ukazany magiel towarzyski w postaci sław Hollywoodu, który zdaje się być fascynujący jedynie na krótki okres czasu. Choć film w połowie traci na dynamizmie i niemalże zmierza ku końcowi to jednak reżyser przywraca go na właściwe tory jednym ze swoich znajomych zagrań. Jest to działanie nieco na siłę, ale konieczne jeśli chce się ukazać pełnię opowieści. Pod względem fabularnym produkcja prezentuje się nieźle. Nie jest to szczyt możliwości reżysera, ale o rozczarowaniu również nie można mówić.

Aktorsko produkcja prezentuje się wyśmienicie z rewelacyjnym Jesse
Eisenbergiem na czele, który perfekcyjnie wzuł się klimat Allenowskiego dzieła. Postacie w "Śmietance towarzyskiej" są rewelacyjnie zagrane, ale przede wszystkim świetnie napisane dzięki czemu aktorzy mogą w pełni ukazać nam rozterki każdego z naszych bohaterów. To w nich tkwi siła produkcji i to oni są jej elementem napędowym. Dzięki tak dogłębnej analizie reżyser nie pozostawia pustki i niedomówień po swoich sylwetkach. Zaraz za Eisenbergiem mamy świetną Kristen Stewart, której równie dobrze udało się wpisać w Allenowski świat oraz bardzo dobrego Stevena Carella po raz kolejny w poważniejszej i stonowanej roli. I dobrze. Uwielbiam to jego nowe oblicze. Proszę o więcej. Oczywiście nie należy zapomnieć o przepięknej Blake Lively, która w filmie występuje raczej jako olśniewający dodatek, oraz o Coreyu Stoll czy Jeannie Berlin.

Od strony technicznej produkcja również zachwyca. Przede wszystkim bardzo dobrymi, rozświetlonymi zdjęciami Vittorio Storaro, które dodają filmowi ciepła oraz sprawiają, że możemy cieszyć się pełną paletą barw ukazującą nam koloryt dawnych lat. Na uwagę zasługuje również wyśmienity klimat obrazu.

"Śmietanka towarzyska" to nie dzieło sztuki, a raczej dobrze napisana i opowiedziana historia z tradycyjnymi dla Allena zagraniami, które tym razem udaje mu się całkiem sprytnie ograć. To całkiem intrygująca i pełna zawiłości opowieść o miłości, trudnych wyborach, ale także o cierpieniu oraz nieszczściu przesiąkniętym sentymentem. W końcu to opowieść mocno bazująca na świetnie napisanych i zagranych postaciach, które urzekają nas swoją charyzmą jak i autentycznością. Koniec końców najnowszy film Allena okazuje się całkiem godną uwagi historią, która ma swoje przesłanie i można z niej co nieco wyciągnąć. To pełna uroku i wyjątkowego klimatu opowieść, która pozostawia nas z głową pełną myśli dziki otwartemu zakończeniu, które świetnie wieńczy produkcję.
Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Na pustyni w Nowym Meksyku naukowiec Vera Ivanov zostaje świadkiem zderzenia z Ziemią tajemniczego obiektu. Mimo że fala uderzeniowa spowodowana kolizją zatrzymuje pracę jej serca, po kilku godzinach kobieta w cudowny sposób wraca do życia. To samo przytrafia się czwórce nieznajomych, którzy zostają połączeni ze sobą dziwną więzią. Niebawem pojawia się tajemniczy mężczyzna i oferuje Verze przywrócenie jej porwanego syna w zamian za nie do końca moralną przysługę. Wkrótce tych kilkoro wybrańców połączonych ze sobą biblijną przepowiednią odkryje, że zyskali nowe moce, a ich zadaniem jest uratować świat przed apokalipsą.

twórcy: Eoghan O'Donnell
oryginalny tytuł: The Messengers
gatunek: Dramat, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 13
sezonów: 1
muzyka: Paul Haslinger
zdjęcia: John Newby, Sidney Sidell
produkcja: cw
średnia ocena: 7,3/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Masz wiadomość...

Walka dobra ze złem to temat wielu produkcji filmowych jak i telewizyjnych. Ten bardzo popularny wątek już od dłuższego czasu raczy nas swoją niesłabnącą obecnością. Jednakże jakby się tak zastanowić to prawdę mówiąc niewiele z tych wszystkich obrazów tyczy się stricte Biblii oraz walki z szatanem. Stacja cw postanowiła nieco zmienić ten status rzeczy prezentując nam serial "Posłańcy". Choć produkcja nie zagościła zbyt długo na ekranach telewizorów, to jednak czy jest to zły obraz?

Po przeczytaniu opisu można dojść do wniosku, że "Posłańcy" to lekki i niezobowiązujący serial o walce dobra ze złem i takie tam. Nic szczególnego, a więc nie wartego uwagi. Otóż okazuje się, że produkcja jest całkowitym zaprzeczeniem owych słów. Jakim prawem? - zapewne zapytacie. A odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Pomysł. Niby nic, a znaczy więcej niż można by przypuszczać.  To właśnie pomysł odróżnia tę produkcję od całej masy innych obrazów tego typu. Twórca serii Eoghan O'Donnell wyszedł z ciekawym konceptem ukazania nam końca świata według biblijnej przepowiedni skupiającej się na Czterech Jeźdźcach Apokalipsy. Większość z was pewnie słysząc "biblijnej" ucieka na kilometr, ale okazuje się, że diabeł wcale nie taki straszny jak go malują. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość produkcji skupiających się na wydarzeniach z boskiej księgi to tanie, przelukrowane, tandetne, nijakie i sztampowe dzieła od których oglądania można dostać raka. Poważnie. Ale z "Posłańcami" jest inaczej. Największa zaletą tej produkcji jest właśnie fakt, że nie wpada w ustalone z góry schematy i nie zostaje sprowadzona do prostych i pięknych obrazków, w których widać boską moc. O nie. Przecież to jest zbyt proste, a życie właśnie nie jest proste. Tak samo jest z serialem, który nie boi się iść nową, często dłuższą, ale świeższą ścieżką niż tą sprawdzoną i wydeptaną dróżką. Dzięki ciekawemu pomysłowi i sprawnej realizacji produkcja nie wpada w schematy i nie powtarza błędów poprzedników ponieważ podąża w całkiem innym kierunku. Unika również wielu standardowych klisz przez co opowieść zdaje się być jeszcze bardziej ujmująca, a pomysłowość twórcy potrafi nas wielokrotnie zaskoczyć. Wszystko to sprawia, że fabuła produkcji to ciekawa, wciągająca i pełna przygód opowieść, którą świetnie się ogląda. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego po "Posłańcach" co sprawia mi jeszcze większą radość z tego, że serial nie okazał się całkiem zbyteczną produkcją. Wydarzenia ekranowe koncentrują się wokół grupki nieznajomych, którzy nagle stają się sobie bliscy po tym jak dostają dary od boga i stają się jego posłańcami wiary, jednocześnie będąc jedyną nadzieją ludzkości na ratunek przed apokalipsą. W tym samym czasie obserwujemy szatana, który kompletuje swoich popleczników, alby doprowadzić do końca świata. Jak już wcześniej pisałem mamy tutaj ukazaną sztandarową walkę dobra ze złem. Nic niezwykłego, ale jednak znacznie bardziej ciekawszego nisz większość obrazów tego typu. Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach co zdaje się być kluczem do rozszyfrowania serialu. Otóż w produkcji liczy się tak naprawdę cała reszta, a nie starcie dobra i zła. Zaskoczeni? Nie dziwię się, albowiem nie jest to coś czego można było się spodziewać. Ku mojemu zaskoczeniu podczas oglądania serialu okazało się, że kluczowym elementem serii jest cała ta otoczka wokół nakreślonego dużo wcześniej schematu. Eoghan O'Donnell odwalił kawał dobrej roboty adaptując na swoje potrzeby Biblię, która tak naprawdę posłużyła mu jedynie jako trzon opowieści. Cała reszta to już wyłącznie jego koncepcja, która koncentruje się na ciekawie zarysowanych bohaterach oraz ich perypetiach. To oni ukazują nam siłę opowieści oraz pokazują, że nie wszystko można sprowadzić do banałów. Oprócz tego twórca posiada bardzo precyzyjnie stworzony pomysł na to jak powinna prezentować się seria i konsekwentnie realizuje swój zamysł. Podoba mi się sposób w jaki ugryzł wiele biblijnych odnośników oraz to jaką pomysłowością wykazał się przy dostosowywaniu opowieści do obecnych czasów. Oprócz tego nie zabraknie również całej masy tajemniczych zdarzeń oraz kliku rewelacyjnych zwrotów fabularnych, które potrafią nieźle zamieszać w serialu. A na to wszystko mamy jeszcze wiele ciekawych retrospekcji, które dopełniają obraz. Koniec końców okazuje się, że fabuła serialu nie jest taka prosta i szablonowa jakiej można było się spodziewać.

Bohaterowie w "Posłańcach" to świetnie nakreślone i pełnokrwiste postacie, które przez cały serial próbują pogodzić normalne życie z ratowaniem świata w imię Boga. Oprócz tego nieustannie zmagają się z brzemieniem oznaczającym wybranie ich z całej populacji. Albowiem każdy z nich jest inny oraz wyznaje inną religię. Jedna postać jest nawet ateistką. Ale gdy przychodzi co do czego nie liczy się który bóg jest lepszy, albowiem to cały czas ten sam tylko, że pod innym imieniem. Aczkolwiek wydarzenia z serialu nawiązują stricte do Biblii. Niemniej jednak nasi bohaterowie to istna mieszanka wybuchowa co czyni z nich wyjątkowych, a zarazem niedoświadczonych i skazanych na porażkę znajomych. Jednakże ci nie poddają się  i walczą do końca. Warto również zwrócić uwagę na postać samego diabła gdyż jest ona jedną z ciekawszych sylwetek w serialu. W obsadzie znaleźli się:  Shantel Vansanten jako Vera Buckley, JD Pardo jako Raul Garcia, Sofia Black-D'Elia jako Erin Calder, Diogo Morgado jako Mężczyzna, Joel Courtney jako Peter Moore, Jon Fletcher jako Joshua Silburn Jr, Anna Diop jako Rose Arvale oraz Lane Garrison jako Ronnie. Aktorzy świetnie poradzili sobie z ukazaniem nam swoich bohaterów dzięki czemu pod względem aktorskim serial prezentuje się na całkiem dobrym poziomie.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy odpowiednią muzykę, przyzwoite zdjęcia oraz dobre efekty specjalne. Wszystko na swoim miejscu bez większych niespodzianek, ale również bez rozczarowań.

"Posłańcy" to bardzo ciekawa propozycja serialowa, która skupia się na biblijnej wersji końca świata. Choć produkcji daleko do arcydzieła, to jednak nie sposób odmówić jej niezwykłej pomysłowości twórcy oraz ciekawego przedstawienia wydarzeń biblijnych.  Eoghan O'Donnell odwalił kawał dobrej roboty przy tworzeniu tej produkcji. Jego wysiłki opłaciły się, albowiem udało mu się odświeżyć Apokalipsę oraz ukazać nam nowe spojrzenie na znany i oklepany temat. Koniec końców "Posłańcy" to wcale nie taki zły serial. Nie ma się co do niego zrażać, ani być zbytnio uprzedzonym poprzez religię czy też przekonania, albowiem byłoby to kompletnie bezsensu. Warto sięgnąć po tę produkcję i przekonać się samemu nawet jeśli drugi sezon serialu nie powstanie.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.