Jest
79 rok naszej ery. Rzymskie miasto Pompeje znajduje się w rozkwicie
i na pozór nic nie zapowiada nadchodzącej katastrofy. Milo,
niewolnik i gladiator, przybywa do miasta, by stoczyć walkę, która
może dać mu wolność i prawo do ubiegania się o rękę ukochanej
Flavii. Jego szanse są nikłe, bo dziewczyna została już
przeznaczona skorumpowanemu rzymskiemu generałowi. Wkrótce jednak
potęga natury odmieni losy wszystkich mieszkańców Pompei.
gatunek: Dramat, Akcja
produkcja: Kanada, Niemcy, USA
reżyser: Paul W.S. Anderson
scenariusz: Janet Scott Batchler, Lee Batchler,
Julian Fellowes, Michael Robert Johnson
czas: 1 godz. 42 min
muzyka: Clinton Shorter
zdjęcia: Glen MacPherson rok produkcji: 2014 budżet: 80 milionów $ ocena: 6/10
Dwa
oblicza
Wszystko w tym filmie ma dwa oblicza. Jak
przeciwieństwa, które się przyciągają i tworzą w filmie w miarę spójną
całość. Jednak nie wszystko się klei tak jak powinno. Dlaczego do tego
doszło? Cóż, możemy spekulować.
Reżyser Paul.W.S.Anderson
przedstawia nam historię rzymskiego niewolnika Milo, który zakochuje się
w Cassii, córce bogatego rządcy Pompeii. Drogi wszystkich bohaterów
spotykają się w Pompejach (nie w Rzymie). Mimo iż pochodzą z różnych
sfer ciągle na siebie "wpadają". Wszystko toczy się w cieniu ogromnej
góry – Wezuwiusza. Wydawać by się mogło, że koncepcja jest dość
interesująca, jednak wyszło jak zawsze. Historia mogłaby być intrygująca
gdyby nie luki w scenariuszu. Wszystko dzieje się powoli. Czemu by nie
przyspieszyć akcji? Pokazać jeszcze więcej, aby zachwycić nas czymś
nowym? Szczerze powiedziawszy był to mój pierwszy film od niepamiętnych
czasów, który trwa niewiele ponad półtorej godziny. Jest to
rozczarowujące gdyż uświadamiamy sobie po seansie, że w "Pompejach" było
strasznie mało Pompeii. Zabrakło miasta w filmie, przedstawienia jego
potęgi i niezależności od Rzymu. Sekretów, mrocznego oblicza, czy czegoś
innego, co naprowadziło by nas na trop prowadzący do rozszyfrowania
idei scenarzystów. W filmie pojawiają się znikome kadry z metropolii
(pomijając destrukcję). Widać, że próbowano coś zdziałać na tym polu
wstawiając koncepcję rozbudowy. Jednak to za mało. My (widzowie)
zasługujemy na bardziej sprecyzowany obraz miasta. Jakie było? Co się w
nim działo? Powinniśmy mieć przedstawione czy było dobre (warte
istnienia) a może złe, pełne korupcji itp. (proszące się o zagładę). Z
filmu wynika, że jego głównym wątkiem jest wybuch wulkanu, który jako
jeden z niewielu rzeczy w tym obrazie został dopracowany, a wszystkie
inne historie są doklejone, aby załatać dziurę w scenariuszu. Jest to
smutne gdyż opowieść o takim temacie ma ogromny potencjał, który aż się
prosi o wykorzystanie. Próbowano, ale nie wyszło. Nie wiadomo, kogo za
to winić. Reżysera, scenarzystów czy może producentów? Tak czy inaczej
obwinianie nie pomoże filmowi stać się lepszym.
Pomimo wielu wad
film ma też sporo pozytywów. To właśnie są te dwa oblicza, o których
pisałem na początku. Pierwsze oblicze to: bardzo dobre efekty specjalne
(wulkan wybuchł realistycznie), dobrze dobrani i lubiani aktorzy (Jared
Harris, Carrie-Anne Moss czy chociażby Kit Harington - jedna z gwiazd
Gry o Tron), dobre ujęcia, ładne widoki (Wezuwiusz i miasto), ciekawe i
widowiskowe sceny walki oraz bardzo fajna muzyka filmowa Clinton'a
Shorter'a. Drugie to: niczym nie wyróżniająca się schematyczna opowieść
co się równa z kiepskim scenariuszem. Od początku seansu dostrzegamy, iż
reżyser chciał nam pokazać coś więcej i zrobić ze swojego obrazu pomnik
upamiętniający dramatyczną zagładę miasta. Świadczą o tym pojawiające
się na początku i na końcu filmu zastygnięte obrazy ciał ludzi oraz
cytat Pliniusza Młodszego, który opisał katastrofę metropolii. Widać
wyraźnie, że próbowano pokazać nam iż film ma głęboki przekaz i opowiada
o okropnej tragedii. Może odniesiono by sukces gdyby historia
mieszkańców i miasta była ciekawiej i bardziej szczegółowo opowiedziana.
Wniosek
jest krótki: Najwidoczniej nie dopracowano filmu pod kątem scenariusza,
bo jeśli chodzi o erupcję wulkanu to wyczytałem, iż ekipa
przeanalizowała wybuchy wulkanów z 10 lat wstecz i zrobiła odpowiednie
symulacje. Sięgnięto rady wulkanologa z NASA, który sekwencję erupcji
określił mianem "realistycznej". Wygląda więc na to, że wybuchu już nie
powinniśmy się czepiać. Moja ocena to 6 (za dobre rzeczy w tym filmie).
Przymknąłem jedno oko na scenariusz gdyż w obrazie jest dużo pozytywów,
które są wspaniałe i naprawdę zasługują na pochwałę. Z jednym okiem
otwartym 6, z dwoma byłoby 5.