Snippet

Zdawać by się mogło, że pełne ekscytujących przygód życie Allan Karlssona dobiegnie końca w domu spokojnej starości. Nic bardziej mylnego, bo bohater, pomimo setki na karku, wciąż cieszy się doskonałym zdrowiem. Podczas, gdy personel przygotuje dla niego wielkie przyjęcie urodzinowe, Allan wyskakuje przez okno i ucieka z ośrodka, inicjując tym samym serię przezabawnych i zaskakujących zdarzeń.

gatunek: Przygodowy, Czarna komedia
produkcja: Szwecja
reżyser: Felix Herngren
scenariusz: Felix Herngren, Hans Ingemansson
czas: 1 godz. 54 min.
muzyka: Matti Bye
zdjęcia: Göran Hallberg
rok produkcji: 2013
budżet: 63 milionów koron szwedzkich
ocena: 7,2/10








Starość nie radość



Wszystko to, co dzieje się w naszym życiu jest zachowywane w naszej pamięci lub ewentualnie pamięci naszych bliskich. Pomyślcie, że nagle mając ileś tam lat, postanawiacie opowiedzieć swoją historię ze swoistymi szczegółami, która by tak naprawdę pokazała kim jesteśmy i co przeżyliśmy. Oczywiście nasza historia byłaby  do tego zabawna, zakręcona i pełna przygód. Co wy na to? Chcielibyście posłuchać takiej historii?

Wszystko zaczyna się w domu spokojnej starości, gdzie prawie stu letni Allan Karlsson czeka na przyjęcie z okazji jego urodzin. Niestety do urodzin nie udało mu się dotrwać, gdyż postanowił wyskoczyć przez okno i zniknąć. Od początku filmu właściwie zapoznajemy się z głównym bohaterem, który w bardzo dosadny sposób opowiada nam dlaczego w domu starości w ogóle się znalazł. Takim oto sposobem wprowadza nas w akcję tego zaskakującego filmu.

Fabuła filmu, jest adaptacją powieści Jonasa Jonasson'a pod tym samym tytułem. Nie wiem jednak w jakim stopniu odzwierciedla papierowy pierwowzór, gdyż książki nie czytałem, jednak po seansie jestem pewien już, że po nią sięgnę. Scenariusz jest klarowny i bardzo interesujący. Ciągle ukazują nam się kadry z obecnego życia Allana, oraz z jego przeszłości i takim oto sposobem poznajemy praktycznie całe życie głównego bohatera w prawie dwu godzinnym filmie. Mnie szczególnie interesowała przeszłość stulatka, gdyż wydawała mi się ciekawsza niż jego "nowa" przygoda, która tak naprawdę z początku jakoś mnie nie pociągała, jednak później, gdy akcja się już rozwinęła okazała się równie ciekawa. Pojawiają się też liczne wątki poboczne, które są mniej lub bardziej ciekawe. To już zależy od was...

Aktorzy, głównie szwedzcy bardzo dobrze wypadają na ekranie i potrafią świetnie przedstawić swoje postacie. Niestety, (jak można zgadywać) faworytem jest Robert Gustafsson, który po prostu rewelacyjnie zagrał nam naszego tytułowego stulatka. Prawie całość produkcji jest też nagrana w języku szwedzkim, przez co możemy się poczuć na początku lekko nieswojo słysząc inny język niż angielski, do którego każdy już przywykł. Sam też byłem zdziwiony, że film nie jest po angielsku szczególnie jeśli na zwiastunie nie padło ani jedno słowo po szwedzku.

Jeśli chodzi o muzykę to jakoś specjalnie rewelacyjna to ona nie jest, natomiast zdjęcia wypadają już dużo lepiej. Film należy jeszcze pochwalić za dobre efekty specjalne. Z racji tego, że główny bohater uwielbiał wszystko wysadzać w powietrze mamy strasznie dużą kumulację efektownych eksplozji. Czasem coś może być lekko niedopracowane, jednak nie razi to jakoś znacznie w oczy.

Produkcja jest czarną komedią od początku do końca i z reguły to, z czego się śmiejemy, w rzeczywistości by nas w ogóle nie rozbawiło. Myślę, że niektórych mogłoby przyprawić nawet o zawał serca (patrz: scena przejażdżki samochodem małżeństwa i postój na przepięknych wzgórzach). Koniec końców mamy ubaw po pachy i nie pozostajemy sam na sam z wyrzutami sumienia, które mogłyby nas dręczyć. Niestety prawdą jest, że po rewelacyjnym zwiastunie i świetnych zapowiedziach spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego. Nie można powiedzieć, że film mnie zawiódł, jednak odczułem lekkie rozczarowanie. Być może za dużo od niego wymagałem...? Sami osądźcie.

Allan poprzez swoją przygodę uszczęśliwia wiele osób, którym tego szczęścia brakowało, ale także dopełnia siebie, gdyż człowiek, który zwiedził prawie cały świat nie usiedzi w jednym miejscu i nie będzie czekał na swoją śmierć. Jest to oczywistość oczywista. W każdym razie mimo lekkiego zawodu jestem zadowolony z seansu i na pewno film, jak i "życiowe" maksymy Allana Karsson'a pozostaną długo w mojej pamięci.

Nastoletni Thomas zostaje uwięziony w tajemniczym labiryncie, z którego próbuje się wydostać.


gatunek: Thriller, Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Wes Ball
scenariusz: Noah Oppenheim, T.S. Nowlin, Grant Pierce Myers
czas: 1 godz. 53 min.
muzyka: John Paesano
zdjęcia: Enrique Chediak
rok produkcji: 2014
budżet: 34 miliony $
ocena: 7,4/10













D.R.E.S.Z.C.Z jest dobry


Przez pewien okres czasu panował straszny nawał filmów o tematyce młodzieżowej. Niektórym udało się przebić z licznej grupy i doczekały się kontynuacji jak np. "Zmierzch", "Igrzyska śmierci" czy "Niezgodna". Niestety, większość ekranizacji powieści młodzieżowych to filmy-romanse, które bazują tylko na jednym wątku. W tym właśnie momencie pojawia się Wes Ball i jego ekranizacja książki Jamesa Dashner'a pt: "Więzień labiryntu", która w ogóle nie ma wątku miłosnego. Tak jak w powieści, reżyser stawia na czystą akcję. Jak myślicie, coś z tego wyszło?

Scenariusz produkcji jest dość ciekawy, szybki i bardzo tajemniczy. Nie przestaje nas intrygować do samego końca, nawet jeśli w akcji są niewielkie przestoje. Co prawda nie ma w sobie żadnego powiewu świeżości gdyż przedstawia świat przyszłości i zdaje się być lekko przewidywalny to i tak wypada o wiele lepiej niż konkurencja. Reżyser bardzo solidnie i sukcesywnie buduje napięcie, abyśmy się nie nudzili i czekali na rozwój wydarzeń z zaciekawieniem. Bohaterowie filmu są dobrze nakreśleni i w większości pokrywają się ze swoimi książkowymi pierwowzorami, co jest bardzo zadowalające dla bibliomana powieści.

W roli głównej mamy Dylana O'Brien'a jako Thomasa, który bez problemu daje sobie radę z interpretacją swojej postaci. Will Poulter, Ki Hong Lee oraz Blake Cooper także zasługują na uwagę. Reszta chłopaków sprawuje się nieźle i tak naprawdę nie można im niczego zarzucić. Oprócz nich na ekranie widzimy jeszcze Kayę Scodelario odgrywającą rolę Teresy, która jest "prawie" jedyną kobietą w całym filmie. Prawie, ponieważ pod koniec pojawia się jeszcze ktoś inny...

Dobre efekty specjalne są już pewnego rodzaju koniecznością w filmach z "Krainy marzeń" (oczywiście w znacznej większości) tak więc i " Więzień labiryntu" nie rozczaruje nas swoimi audio wizualnymi animacjami komputerowymi. Tak zwani Buldożercy są bardzo realistyczne przestawieni, a ich wygląd przypomina potwory z koszmarów. Na plus zasługuje też kreacja mrocznego, tajemniczego i pełnego niespodzianek labiryntu, który naprawdę jest w stanie zrobić na nas wrażenie. Muzyka jakoś specjalnie się niewyróżniania jednak współgra z obrazem i dodatkowo buduje napięcie.

Film, jako adaptacja bazuje na większości wątków z powieści i jako całość przedstawia dosyć dobrze odwzorowaną wersję pierwowzoru, jednakże nie jest to ekranizacja przez co twórcy postanowili opuścić lub zmienić kilka wątków z dzieła Dashner'a. Niektóre osoby mogą być niezadowolone z takiego rozwoju wydarzeń. Ja jako czytelnik sagi byłem zadowolony z pobytu w kinie gdyż zobaczyłem wersję reżysera, która też okazała się ciekawa.

Podsumowując, "Więzień labiryntu" jest to dobre i solidne kino akcji, które powinno usatysfakcjonować nie tylko młodzież, ale także dorosłych. Nie wyróżnia się specjalnie oryginalną fabułą, może okazać się dość przewidywalny i nie pozostawia za sobą żadnego przesłania, jednak bardzo dobrze się go ogląda i na pewno nie można się na nim znudzić. Produkcja zasługuje na takie 7,4 jednak jako fan powieści daję od siebie osiem i już nie mogę się doczekać kontynuacji, która została już potwierdzona i zapowiedziana na 18 września 2015 roku. 20th Century Fox opublikowało także pierwszą grafikę dotyczącą kontynuacji, którą możecie znaleźć poniżej.


A wy już widzieliście "Więźnia labiryntu"? Jeśli tak to zachęcam do wypowiedzi gdyż sam jestem ciekaw co inni sądzą o tej produkcji. ;)


 

Film "Miasto 44" to opowieść o młodych Polakach, którym przyszło wchodzić w dorosłość w okrutnych realiach okupacji. Mimo to są pełni życia, namiętni, niecierpliwi. Żyją tak, jakby każdy dzień miał okazać się tym ostatnim. Nie wynika to jednak z nadmiernej brawury czy młodzieńczej lekkomyślności - taka postawa jest czymś naturalnym w otaczającej ich rzeczywistości, kiedy śmierć grozi na każdym kroku.

gatunek: Dramat, Wojenny
produkcja: Polska
reżyser: Jan Komasa
scenariusz: Jan Komasa
czas: 2 godz. 10 min.
muzyka: Antoni Łazarkiewicz
zdjęcia: Marian Prokop
rok produkcji: 2014
budżet: 24,5 miliona zł
ocena: 4,9/10







 
Miasto 44 stracone


Któż by nie słyszał o jednej z największych premier roku w polskiej kinematografii czyli "Miasta 44"? Film, o którym mówiono już na długo przed premierą i, o którym na pewno jeszcze długo mówić się będzie. Gigantyczny budżet, osiem lat produkcji, trzy tysiące statystów, pięć tysięcy ton gruzu, dziesięć ekip, sześćdziesiąt trzy dni zdjęć... i tak dalej bla bla bla bla. Plotek co niemiara, a co z tego wszystkiego wyszło?

Na początek zacznijmy od fabuły filmu, która jest najgorszą rzeczą w tym filmie! Komasa pisząc scenariusz filmu chyba przeoczył pewien bardzo ważny dla fabuły element, mianowicie jej sens. Jak każda inna produkcja tak i ta potrzebowała solidnego wstępu, aby poznać większość bohaterów, jednak, to co jest w tym filmie to lekka przesada. Siedząc w tym kinie nieubłaganie czekamy aż coś się wreszcie na tym ekranie zacznie dziać. Kiedy w końcu wygląda na to, że  akcja ruszyła do przodu okazuje się, że jest tak płytka i nijaka, że aż trudno to sobie wyobrazić. Fabuła jest nudna, wolna i do tego w ogóle nas nieciekawi. Wydarzenia na ekranie mimo, że są makabryczne, jakoś nas w ogóle nie ruszają (mnie przynajmniej w ogóle nie poruszyły, ale nie wiem jak z wami?), gdyż nie czujemy więzi z bohaterami. Ich los jest dla nas całkiem obojętny. Jak dla mnie to tragedia stworzyć taką fabułę i do tego z bohaterami, na których nam w ogóle nie zależy. Albo to tylko moje spostrzeżenie...?

Zmienimy teraz trochę front i skomplementujemy produkcję, która pod względem technicznym jest perełką. Świetne kadry Warszawy i loty kamer, dodają życia obrazowi, który bez tego byłby na straconej pozycji. Rewelacyjne efekty specjalne napawają dumą, że być może odsuniemy w niepamięć włoską "Bitwę pod Wiedniem" w koprodukcji z Polską. Naprawdę wybuchy oraz kadry starej stolicy robią wrażenie. Do tego mamy bardzo dobrą muzykę Antoniego Łazarkiewicza, która odgrywa wielką rolę w tego typu produkcjach. Ogromna pochwała należy się jeszcze scenografom i charakteryzatorom, którzy swoją działkę wykonali wzorowo.

Przechodząc do postaci, należy na wstępie powiedzieć, że mamy tutaj w większości, nieznanych, młodych aktorów, których jest to pierwszy występ na dużym ekranie. Wiadomo, że jednym poszło gorzej, a innym lepiej. Dużym zawodem jest główny bohater Stefan, grany przez Józefa Pawłowskiego. Jest niczym zombie, który popatrzywszy w kamerę wygląda jakby chciał zabić widownię w kinie. Przez prawie cały film nie wyraża żadnych emocji. Snuje się tylko bezszelestnie prawie nic nie mówiąc. Można by uznać, że to szok po tym co zobaczył, jednak dlaczego od początku filmu taki jest? Dla mnie ten bohater był całkiem nijaki i gdy go widziałem to tylko chciałem aby już zniknął mi sprzed oczu. Natomiast świetnym aktorstwem może pochwalić się reszta aktorów na czele z Zofią Wichłacz – Alicja "Biedronka", która pokazała, że po prostu  potrafi grać. Kibicuje jej, aby dalej podążała tą ścieżką.

W rozmowach o tej produkcji często porusza się tematy zbędnych scen, które psują odbiór. Cóż, ciężko się z tym nie zgodzić. Mamy scenę pocałunku przy skręcających pociskach, scenę seksu przy dość nieodpowiednim podkładzie muzycznym, oraz parę scen slow-motion, które niestety nie wyszły. Ciężko jest nawet domyślić się dlaczego one w obrazie Komasy się pojawiły. Niektóre bym w ogóle usunął, a inne przerobił. Najbardziej jednak raziła mnie chyba scena w technice slow-motion na cmentarzu z muzyką Czesława Niemena – Dziwny jest ten świat. Te dwie rzeczy się tak wykluczają, że to po prostu nie mogło wyjść. Co ciekawe w "Sali samobójców" reżyser nie miał takiego problemu, a sceny w spowolnieniu wyszły jak trzeba.

Dochodzimy do wniosku, że zapowiedzi filmu po prostu przerosły produkcję i ta im nie podołała mimo, że zapowiadała się rewelacyjnie. Niestety, ale nijaka, nudna fabuła i beznadziejna główna postać to zbyt dużo by pozytywnie ocenić obraz Komasy. Do tego nie interesuje, ani nie chwyta za gardło przy wręcz makabrycznych scenach poćwiartowanych ludzi. Uważam, że reżyser zbyt samowolnie potraktował swoje stanowisko przedstawiając własną "nieutemperowaną" wizję powstania i że nie było przy nim nikogo kto by tupnął nogą i powiedział: " Nie, to do wycięcia, a tamto do zmienienia!". Takim sposobem produkcję "Miasto 44" uważam za jedno wielkie rozczarowanie tego roku.


Drugi w historii polskiego kina film o siatkówce. Premiera poprzedzi rozgrywane w Polsce po raz pierwszy Mistrzostwa Świata w piłce siatkowej mężczyzn. Polski volleyland.  Współcześni gladiatorzy, wylewający na treningach hektolitry potu, przez kilka miesięcy w roku oddaleni od najbliższych. Po drugiej stronie sponsorzy, działacze, komentatorzy, cheerleaderki, duet Kułaga-Magiera, hale pełne wiernych kibiców polskiej drużyny; gotowych przejechać setki kilometrów za swoimi idolami. Wspólna radość po wygranych, smutek po porażkach. Każdy sezon to nowe cele, nowe perspektywy, kolejne mistrzostwa do zdobycia. Co przyniesie ten sezon?

gatunek: Dokumentalny, Sportowy
produkcja:Polska
reżyser: Michał Bielawski
scenariusz: Michał Bielawski
czas: 1 godz. 20 min.
muzyka: Krzysztof Aleksander Janczak
zdjęcia: Kamil Płocki, Tomasz Naumiuk, Mateusz Wichłacz, Filip Pakuła
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 8,0/10







 
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!

Nie od dzisiaj wiadomo, że siatkówka nie jest tak popularnym sportem w Polsce jak piłka nożna. Oczywiste jest też to, że siatką zaczyna się interesować więcej osób dopiero wtedy kiedy coś osiągną, a o "nodze" mówi, każdy chcąc, nie chcąc. Właśnie dlatego postanowiono stworzyć dokument przedstawiający życie polskich siatkarzy od kuchni tuż przed mistrzostwami świata w 2014.

Bohaterami filmu są członkowie polskiej drużyny siatkarskiej jak i trener grupy oraz wiele innych osób, które są w jakimś stopniu związane z drużyną.. Z całej zgrai to jednak trener, występuje przed kamerą najczęściej. Nie jest to jednak jakiś problem gdyż mówi mądre rzeczy i chce się go słuchać.

Informacje, które otrzymujemy z wypowiedzi osób, jakiś migawek, czy chociażby materiałów archiwalnych są ciekawe i bardzo wciągające. Dostarczają nam wielu informacji o członkach drużyny, ale także o innych rzeczach, które są nieodzowne jeśli chce się tworzyć drużynę. Osoba całkiem nieobyta w temacie "siatki" dzięki temu filmowi uzyska naprawdę wiele cennych informacji, aby mogła się wypowiadać na jej temat.

Ciągle zmieniające się kadry z treningów i z meczów, ale także z hotelu, samolotu czy stołówki pokazują życie naszych siatkarzy, które trwa około 9 miesięcy, z dala od domu i rodziny.

Większość materiałów było kręconych zwykłą kamerą wysokiej rozdzielczości, jednak pojawiają się też w filmie ujęcia z kamer GoPro, które dodają produkcji dynamiczności oraz nowego spojrzenia na "siatkę". Wszystkie materiały są oczywiście rewelacyjnie zmontowane i idealnie się komponują z muzyką Krzysztofa Aleksandra Janczaka, która świetnie uzupełnia film Bielawskiego.

Produkcja bez ogródek pokazuje nam, że życie takiego sportowca nie jest takie łatwe i kolorowe jak by się mogło zdawać. Jednak wszyscy zdają sobie z tego sprawę i dzielnie przez nie brną wylewając hektolitry potu na treningach, bo jak sądzą tylko ciężką pracą da się coś osiągnąć. Talent jak wiadomo  też, jest ważny jednak w większości to dzięki treningom udaje nam się wypracować naszą formę. Film polecam, gdyż jest naprawdę wart zobaczenia.