Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą James Franco. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą James Franco. Pokaż wszystkie posty
Film "Disaster Artist" opowiada prawdziwą, tragikomiczną historię początkującego twórcy filmowego i niesławnego wyrzutka Hollywoodu, Tommy’ego Wiseau — artysty, który realizował swoją pasję w co najmniej dyskusyjny sposób. Reżyser James Franco uczynił z niej afirmację przyjaźni, ekspresji artystycznej i pogoni za marzeniami na przekór przeciwnościom losu. Komediodramat "Disaster Artist" oparty jest na bestsellerze Grega Sestero opisującym proces powstawania kultowego „najgorszego filmu na świecie” Tommy’ego Wiseau "The Room". Ta niesamowita i przezabawna historia udowadnia, że legendą można zostać z różnych powodów. Nawet nie mając pojęcia o tym, co się robi, można zajść bardzo daleko.

gatunek: Dramat, Biograficzny, Komedia
produkcja: USA
reżyseria: James Franco
scenariusz: Scott Neustadter, Michael H. Weber
czas: 1 godz. 43 min.
muzyka: Dave Porter
zdjęcia: Brandon Trost
rok produkcji: 2017
budżet: 10 milionów $
ocena: 7,5/10












Tragiczny artysta


Sława, pieniądze i wielka kariera. Któż z nas chociaż przez chwilę nie zapragnął choć jednej z tych trzech rzeczy? Zapewne niewielu się takich osób znajdzie, albowiem głęboko we wnętrzu każdego z nas jest takie pragnienie. Taka chęć, by zostać kimś i coś osiągnąć. Niestety świat nie sprzyja nam w dążeniu do naszych pragnień. Ciągle tylko rzuca nam kłody pod nogi i sprawia, że nasze marzenia zamiast być coraz bliżej jeszcze bardziej się od nas oddalają. A co jeśli wyjdziemy światu naprzeciw i zaskoczymy go tak, że nawet on nie będzie w stanie nas powstrzymać? Tak właśnie stało się w przypadku Tommy'ego Wiseau i Grega Sestero, którzy zamiast wystąpić w kogoś filmie, postanowili nakręcić własny.

Greg marzy o karierze aktorskie, jednakże wstydzi się występować. Pewnego dnia spotyka na swojej drodze Tommy'ego, który nie tylko pomaga mu przezwyciężyć strach, ale także zachęca go do wyjazdu do Los Angeles, by ziścić marzenia o karierze. Niestety obydwoje szybko się przekonują, że nie jest łatwo o rolę. Znużeni i wyzbyci nadziei wpadają na pomysł nakręcenia własnego filmu. Czy uda im się odnieść sukces i czy ich bezgraniczna przyjaźń przetrwa? Są takie filmy, które usilnie próbują opowiedzieć jakąś prawdziwą historię. Niestety bardzo często się okazuje, że daleko im do prawdy, albowiem większość scen to fikcja. My Polacy dobrze to wiemy, albowiem nie kot inny niż sam Patryk Vega serwuje nam takie puste frazesy. Jednakże w przypadku "Disaster Artist" jest inaczej. Tutaj, choć nieważne jak bardzo bym się starał napisać, że to nie jest prawda to i tak polegnę, albowiem ta historia naprawdę, wydarzyła się naprawdę. Mam nadzieję, że jak jeszcze nie dostrzegacie kuriozalności mojego wyrażenia, to w bardzo krótkim czasie zrozumiecie, co miałem na myśli. Albowiem historii Tommy'ego i Grega nie da się opisać w innych słowach. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, film opowiada o powstawaniu najgorszego filmu w dziejach kinematografii, który mimo swojej ubogiej wartości zyskał miano filmu kultowego. Scenariusz powstał na podstawie książki tego Grega Sestero, który opowiedział w niej, jak powstawał ten koszmarny klasyk. A teraz James Franco nakręcił na podstawie tegoż skryptu film. Efekt jest porażający. Sam pomysł, żeby nakręcić film o tym, jak powstawał najgorszy film w historii, z samego początku mogłoby się wydawać nietrafionym zagraniem. Tak naprawdę okazuje się, że za tym koszmarkiem kryje się naprawdę niesamowita opowieść. I piszę to bez cienia ironii. Produkcja już od samego początku potrafi nas wciągnąć i zaintrygować, dzięki czemu twórcom z marszu udaje się zaangażować nas w opowiadaną przez nich historię. Nie tracą czasu na niepotrzebne dyrdymały i zdecydowanie przechodzą do konkretów. Nim się obejrzymy, a nasi bohaterowie są w drodze do Los Angeles. I choć przyjaźń naszych postaci zakiełkowała w San Francisco, to ich prawdziwa przygoda rozpoczyna się w LA. Dopiero od tego momentu obraz nabiera tempa, ukazując nam kulisy powstawania "The Room". Fabuła ciekawi, zaskakuje, wzrusza, szokuje i śmieszy jednocześnie. Jest niczym kulminacja wszystkiego, co nam znane w jednym. Tak jak te wszystkie reklamy mówiące, że kupując jeden produkt, tak naprawdę otrzymujemy 5w1. To właśnie coś w tym stylu. Istna mieszanka wybuchowa, która teoretycznie nie powinna się udać, a jednak okazuje się całkiem zjadliwa. Twórcom wybornie udało się połączyć komediową naturę obrazu z licznymi wstawkami dramatycznymi, które odzwierciedlają nastoje bohaterów. Będąc po seansie, nie da się im odmówić geniuszu, albowiem inaczej nie dało się opowiedzieć tej historii. Gdyby to zrobiono na poważnie, nie dałoby się tego oglądać. Tak to dzięki świetnemu wyczuciu mamy możliwość oglądać komedie i dramat jednocześnie, które o dziwo bronią się pod obydwoma względami. Komedia ukazuje nam kuriozalne kulisy produkcji, a dramat pokazuje desperacką chęć i determinacje, by stworzyć coś swojego i odnieść sukces. Chcąc czy nie chcąc Tommy i Greg nieświadomie napisali jedną z najlepszych tragikomicznych historii. Dopiero teraz wraz z premierą "Disaster Artist" mamy okazję dostrzec jej niezwykłość. James Franco jako reżyser zaskakująco dobrze prowadzi tę opowieść i jest w stanie konsekwentnie doprowadzić całość do celu. Jest spójnie, przejrzyście i ciekawie. Biorąc pod uwagę jego wkład jako reżyser, producent i aktor muszę przyznać, że spisał się na medal. Szczególnie jeśli chodzi o popis aktorski. Jednakże w filmie zdarzają się sporadyczne przestoje, które potrafią wytrącić nas z płynności obrazu. Na szczęście twórcy potrafią równie szybko zaintrygować nas z powrotem fabułą obrazu, przez co wspomniane przeze mnie dziury nie są tak drażniące, jak zwykle to bywa. Ponadto oglądając produkcję, oprócz wątku głównego da się dostrzec kilka pobocznych historii, które zostały, albo zbyt szybko porzucone, albo nie do końca wyjaśnione. Niekiedy poszczególnym scenom brak odpowiedniego wydźwięku, przez co prezentują się dobrze, ale nie wywołują w nas jakiś większych emocji. I to jest chyba mój największy zarzut wobec tego filmu. Pomimo jego uniwersalności i możliwości utożsamienia się z bohaterami produkcji, niestety film okazuje się całkiem sterylny. Być może to moje widzimisię, ale będąc po seansie, właśnie tak się czuję. Zadowolony, ale rozczarowany jednocześnie tym, że nie otrzymałem czegoś więcej, z większymi emocjami i głębią.

Warstwa aktorska nie tylko prezentuje się najlepiej z całej produkcji, ale także wywołuje najwięcej uśmiechów na naszej twarzy. Wszystko to dzięki brawurowej grze aktorskiej, która jest sporą częścią fundamentów obrazu. Oczywiście najwięcej reflektorów skupionych jest na Jamesie Franco, który wciela się w słynnego Tommy'ego Wiseau. Postać niesamowicie złożoną, nieoczywistą i na wskroś kontrowersyjną. Ściślej mówiąc, nie do pomylenia z nikim innym. Franko dzięki rewelacyjnej charakteryzacji dosłownie wchodzi w ciało Tommy'ego i pokazuje nam najwyższą jakość swoich aktorskich wyczynów. Jest na swój sposób hipnotyczny, ale także odpychający. Potrafi rozśmieszyć praktycznie każdym tekstem, ale kiedy chce, potrafi być poważny. Jednakże pod jego maską pełnej odwagi i pewności siebie kryje się skryta i samotna osoba, która nie tyle, co pragnie sukcesu, ale bycia zaakceptowaną i lubianą. Drugą najważniejszą osobą w filmie jest Greg, którego rewelacyjnie odgrywa Dave Franco – brat Jamesa. Jego postać w równym stopniu jest spragniona kariery, a Tommy jest poniekąd do niej przepustką. Film w dużym stopniu skupia się również na relacji między nimi. Nakreślona zostaje ich przyjaźń, ale także konflikty, które ich podzieliły. W obsadzie znaleźli się także: Seth Rogen, Alison Brie, Jacki Weaver oraz Ari Graynor. W epizodycznych rolach pojawili się również: Zac Efron, Josh Hutcherson oraz Brian Cranston. Strona techniczna również wypada na plus. Mamy dobre scenografie, kostiumy oraz klimatyczną muzykę. Dodatkowo film posiada niesamowity klimat oraz całą masę humoru.

Kto by pomyślał, że kulisy powstawania najgorszego filmu w dziejach okażą się tak intrygujące. "The Room" przeszedł do historii. "Disaster Artist" również ma taką szansę ze względu na sam temat, jaki obiera. Nie da się jednak zaprzeczyć, że sam film potrafi się obronić. Jest ciekawy, wciągający, pełen humoru i lekkości. Wsparty świetnym scenariuszem, doborową obsadą i fenomenalnym aktorstwem zdecydowanie zapadnie wam w pamięć. Choć prezentuje się nieco sterylnie, jest naprawdę płynny i przejrzysty. Ponadto opowiada o pięknej przyjaźni, niezłomnej wierze w marzenia oraz o tym, że amerykański sen nadal żyje. Jest jeszcze jedno. Od filmu jak zarazem jego przekazu bije czysta i najprawdziwsza szczerość intencji naszych bohaterów. Ta szczerość natomiast okazuje się nie tyle, co budująca, jak dająca nadzieję, że marzenia naprawdę mogą się spełnić. Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że ich efekt nie zawsze może nas zadowolić, jak to było w przypadku naszych bohaterów.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jake Epping czuje się wypalony i zagubiony. Jego była żona ułożyła sobie życie, jego uczniowie są zawsze rozkojarzeni, a powieść, którą planował napisać okazuje się fiaskiem. Wtedy właśnie jeden z jego najlepszy przyjaciół, Al Templeton, pokazuje mu króliczą norę, sekretny portal czasowy, który prowadzi do 1960 roku. Al prosi Jake'a o udanie się w przeszłość i stworzenie lepszego świata poprzez zapobieżenie zamachowi na życie prezydenta Kennedy'ego. Jake wchodzi do króliczej nory, by rozpocząć swoją misję, ale odkrywa, że zmiana przeszłości jest o wiele bardziej niebezpieczna niż mógłby to sobie wyobrazić.

twórca: Bridget Carpenter
oryginalny tytuł: 11.22.63
na podstawie: powieści "Dallas '63" Stephena Kinga
gatunek: Thriller, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 8
sezonów: 1
muzyka: Alex Heffes
zdjęcia: David Katznelson, Adam Suschitzky
produkcja: hulu
średnia ocena: 7,9/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Pokonać przeszłość

Co byście zrobili jeśli mielibyście okazję zmienić przeszłość? Zastanówcie się! Pobudźcie wyobraźnię! Znajdujecie na przykład w szafie portal czasowy, który przenosi was przykładowo do roku 1946 roku. Po wizycie w przeszłości dostrzegacie liczne możliwości polepszenia przyszłości. W tym przypadku największą z nich prawdopodobnie byłoby zabójstwo Adolfa Hitlera. Czy mając taką moc zdecydowalibyście się na ocalenie milionów ludzi przed niepotrzebną śmiercią oraz zapobiegli powstaniu tak niechlubnego wątku w dziejach ludzkości? Zadajcie sobie to pytanie i skonfrontujcie je z wyborem Jakea Eppinga, który posiadając taką  moc przenoszącą go do roku 1960 postanowił zapobiec zamachowi na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Jednakże jak się okazuje walka z przeszłością bywa niebezpieczna.

Stephen King to niemalże niewyczerpalne źródło adaptacji filmowych. Do tej pory mieliśmy okazję oglądać ponad trzydzieści ekranizacji jego powieści, a w następnych latach ma pojawić się ich jeszcze więcej. W czym tkwi sukces pisarza każdy wie, ale jak jest z filmami na podstawie jego książek? Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że różnie. Raz lepiej, a raz gorzej co oczywiście jest całkiem normalne w przemyśle filmowym. Nie da się zawsze stworzyć dobrego filmu nawet jeśli się tego bardzo pragnie. Poza tym autor powieści zawsze jest jedynym twórcą swego dzieła, a w przypadku filmów jest całkiem na odwrót. Albowiem dany obraz tworzy sztab ludzi z reżyserem i scenarzystą na czele. Jednakże jeśli za przedsięwzięcie weźmie się ktoś w miarę kompetentny możemy otrzymać całkiem ciekawą produkcję. Czy właśnie tak jest z serialem stacji hulu "22.11.63"? Produkcja serwisu internetowego powstała na podstawie powieści wyżej wymienionego autora o tytule "Dallas '63". Tak jak filmowa adaptacja opowiada o postaci Jakea, który cofa się w czasie i próbuje zapobiec zabójstwu na prezydencie Kennedym. Brzmi intrygująco? Zapewne, albowiem w istocie "22.11.63" to serial z bardzo ciekawym pomysłem. Oczywiście nie mówię tu o jego powiązaniach z książką tylko o sposobie ukazania nam całej opowieści. Ten zaś jest bardzo świeży, lekki oraz pełen innowacji, które nieco inaczej ukazują nam niektóre zdarzenia znane z książki. Owe zmiany bardzo dobrze wpływają zarówno na odbiór jak i całkowity wydźwięk produkcji. Ale skupmy się już na samym serialu. Opowieść rozpoczyna się w obecnych czasach i momentalnie wciąga nas w wir wydarzeń zapoczątkowanych przekroczeniem przez Jakea tunelu czasowego. W mgnieniu oka uruchomiona zostaje lawina zdarzeń, która pochłania zarówno nas jak i naszego bohatera. Tak samo jak on jesteśmy nowi i nie wiemy co robić. To uczucie pozwala na jeszcze większą więź z serialowymi potyczkami naszej postaci, która musi pokonać przeszłość by naprawić przyszłość. Premierowy epizod to istna kwintesencja tego czym seria powinna być oraz czym po części była. Świetnie napisany, pełen napięcia, dramatu, akcji, zaskakujących zwrotów akcji oraz lekkości w sposobie prowadzenia opowieści. Oprócz tego diabelnie inteligenty, piekielnie zagmatwany i nieziemsko wciągający. Te wszystkie cechy są kwintesencją zarówno pierwszego jak i ostatniego epizodu. Co zatem z rozwinięciem serialu? Na tym polu ewidentnie można zauważyć spadek akcji, napięcia czy dramaturgii. Już drugi odcinek dostarcza dużo mniej emocji niż jego poprzednik, a dalej jest podobnie, albo nawet gorzej. Wydarzenia ekranowe lubią na zmianę niesamowicie nas ciekawić, albo okropnie nas nudzić. W środku sezonu produkcja ewidentnie straciła na głównym wątku, który strasznie mozolnie posuwa się na przód i nie jest w stanie przykuć naszej uwagi. Na ekranie panuje przestój, a my zaczynamy popadać w lekki manieryzm, albowiem to co wcześniej nas zachwyciło niemalże bezpowrotnie znikło. Fabuła zaczęła być strasznie rozleziona, a co za tym idzie w wielu przypadkach twórcy niepotrzebnie lali wodę, aby uzbierać odpowiedni czas ekranowy. To wszystko spowodowało, że ostatecznie rzecz biorą dla niektórych postaci zabrakło czasu, a ten z kolei przydałby im się do lepszego rozwinięcia ich wątków. Tak to postawiono na pierwszoplanowe postacie, a te będące nieco z boku jedynie lekko nakreślono i wrzucono do produkcji. Ja na przykład chętnie bym poznał ich losy, albowiem było w nich widać potencjał, który dobrze wykorzystany mógłby jeszcze wyżej wznieść serię. Nie pociesza nas również fakt, że od pewnego momentu serial zaczyna bardziej przypominać dramat miłosny, a nie thriller, albowiem nagromadzenie wątków miłosnych w niektórych momentach wręcz przytłacza główny wątek, który znika pod grubą powłoką romasu. Jeśli zaś chodzi o pierwszoplanową intrygę to trzeba przyznać, że została świetnie wykreowana. Jest bardzo drobiazgowa, rewelacyjnie rozplanowana krok po kroku oraz pełna niesamowitych zwrotów akcji, które potrafią napędzić produkcję nawet w momentach przestoju. Ukazuje nam szczegółowo zaplanowaną odsiecz dla prezydenta Kennedy'ego by ocalić jego życie. Widzimy jak wszystko zostało zaplanowane oraz jak szczegółowo możemy wejść w wydarzenia lat 60. dzięki rozmaitym badaniom na temat tej tragedii. No, ale żeby ocalić prezydenta trzeba wiedzieć kto to zrobił. Jak się nie ma pewności to trzeba ją zdobyć. Na tym właśnie polega cały haczyk, że do końca nic nie jest pewne, a my musimy zbadać każdy nawet najmniejszy trop by mieć 100% pewność. Do tego dochodzi jeszcze sam fakt, że przeszłość nie chce być zmieniana i robi wszystko, aby utrudnić nam to zadanie. Niespotykane dotąd tego rodzaju zagranie okazało się strzałem w dziesiątkę, albowiem nic nie powinno udawać się tak po prostu, a więc czemu przeszłość miałaby dać się zmienić tak łatwo? Ciekawie prezentują się również liczne koniunkcje bohaterów oraz przypadkowość w ich spotkaniach, które okazują się być czymś więcej niż przepadkiem, a nawet więcej niż przeznaczeniem. Fabułę cechuje wiele pozytywnych aspektów, ale niestety znajdą się również te negatywne, które nieco przyćmiewają tą lepszą stronę produkcji. Szkoda czasu poświęconego na nie to co trzeba oraz rozwodnienia fabuły, która zasługiwała na znacznie ciekawsze poprowadzenie. Na szczęście wielkiej tragedii nie ma, ale niesmak pozostaje.

Bohaterowie to jeden z mocniejszych elementów produkcji. Dzięki świetnie napisanym i zagranym postaciom serial wiele zyskuje. Jest bardziej wiarygodny, intrygujący oraz pełen zaskakujących zwrotów fabularnych. Nigdy nie wiadomo do czego posunie się jedna z naszych postaci, ani jaki będzie jej następny ruch. Cechuje je tajemniczość oraz ciekawość związana z Jakem – główną postacią, która wyraźnie odstaje od całej reszty i nie do końca wpisuje się w realia lat 60-tych. Na pierwszym planie mamy świetnego Jamesa Franco, któremu bardzo dobrze udaje się ukazać rozdartego wewnętrznie nauczyciela pomiędzy zleconym zadaniem, a kwitnącą miłością. Zaraz obok niego znajduje się Sarah Gadon jako przepiękna Sadie Dunhill, George MacKay jako Bill Turcotte oraz Daniel Webber jako Lee Harvey Oswald. W obsadzie znaleźli się również: Chris Cooper, Cherry Jones, Kevin J. O'Connor, Lucy Fry, Jonny CoyneNick Searcy, T.R. Knight, Josh Duhamel oraz Tonya Pinkins. Wszyscy świetnie się spisali.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia, ciekawą muzykę, dobre efekty oraz oryginalny klimat. Nie brakuje w opowieści napięcia, dramatu czy też miłości. Oprócz tego mamy świetne kostiumy, rewelacyjne scenografie oraz zapadającą w pamięć wyjątkową aurę lat 60. które potrafią nas niesamowicie urzec.

Serial "22.11.63" na podstawie prozy Stephena Kinga zapowiadał się naprawdę obiecująco. Niestety nie wszystko twórcom wyszło jak należy. Przede wszystkim są to: ciągle zmieniająca się akcja produkcji, nieco rozwleczona fabuła oraz brak poszanowania dla drugoplanowych postaci.  Na szczęście główna intryga ratuje serial tak samo jak postacie, wykończenie oraz pierwszy i ostatni odcinek, które kumulując w sobie to co w serii najlepsze dostarczają nam wybornych emocji oraz poruszającego zakończenia całej opowieści, podczas którego naprawdę można uronić kilka łez. Głównie za te elementy moja ocena rośnie, w górę, ale niestety nie zapomnę o tym co można było zrobić lepiej.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.