Snippet

Nowy początek

Wybitna lingwistka Louise Banks zostaje wezwana przez siły obronne kraju, by spróbować porozumieć się z wysłannikami innej cywilizacji po tym, jak gigantyczny obiekt zawisł nieruchomo tuż nad Ziemią. Nikt tak naprawdę nie wie, czy obcy przybyli na Ziemię w celach pokojowych czy może są zwiastunem inwazji. W zespole badawczym wspomagają ją pułkownik Weber i wybitny fizyk Ian Donnelly. Pełna napięcia metaforyczna opowieść o płynności czasu, tajemnicy, zdarzeniach, których ludzki umysł nie potrafi objąć intelektualnie.

gatunek: Thriller, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Denis Villeneuve

scenariusz: Eric Heisserer
czas: 1 godz. 56 min.
muzyka: Jóhann Jóhannsson
zdjęcia: Bradford Young
rok produkcji: 2016
budżet: 47 milionów $
ocena: 7,4/10










 
Kmrane ci-i¿

Wszyscy dobrze znamy ideę przyświecającym filmom z gatunku science fiction. To z reguły osadzone w kosmosie, alternatywnej rzeczywistości, albo dalekiej przyszłości produkcje, które lubią poruszać rozmaite tematy - od tych technologicznych, aż po egzystencjalne. Wszystkie z nich cechuje, jednak zawarta w nazwie tego gatunku fikcja, która niewiele ma wspólnego z nauką. To jedynie wymysły twórców jak i scenarzystów. Produkcje te cechują się wysokim budżetem, wielkim rozmachem oraz masą wybuchów, międzygalaktycznych pościgów, albo poznawania nowych form życia. Denis Villeneuve w swoim nowym filmie odwołuje się właśnie do pierwszego kontakt ziemian z obcymi formami życia. Jednakże robi to całkiem inaczej niż mogliśmy przypuszczać. Postanawia zwrócić swoją opowieść w całkiem nową stronę. Teraz rodzi się pytanie: Czy da się zrobić kameralne science fiction?

Louise to wybitna lingwistka, która po serii lądowań tajemniczych obiektów nad powierzchnią ziemi zostaje wezwana przez wojsko by nawiązać kontakt z tajemniczymi przybyszami. Zadanie okazuje się niezwykle trudne, ale nasza bohaterka nie poddaje się by, w końcu zdać sobie sprawę z ich prawdziwego celu przybycia. Czy to pozwoli jej zapobiec katastrofie? Reżyser obrazu czyli twórca "Labiryntu" i "Sicario" wraz z premierą swojego najnowszego filmu zabiera nas w niezwykłą podróż, która na zawsze zmieni to jak postrzegamy pewne rzeczy. Zaczynając od jednej z największych rewolucji czyli próbie przedstawienia historii science fiction jako bardzo kameralnego dramatu. Muszę przyznać, że pomysł ten niezwykle mnie zaintrygował, albowiem wyczułem w nim pewnego rodzaju powiew świeżości. Uwielbiam mieszanie gatunków przez co seans "Nowego początku" nie mógł umknąć mojej uwadze. Produkcja rozpoczyna się niezwykle lekkim i czułym wstępem ukazującym nam życie naszej bohaterki. Poznajemy wtedy z jaką osobą mamy do czynienia, a zarazem dowiadujemy się czego zdołała już w swoim życiu doświadczyć. Po tej całkiem szczegółowej analizie postaci przechodzimy do aktualnych wydarzeń czyli tytułowego przybycia obcych, a raczej tajemniczych dwunastu statków w kształcie muszelki. Od tego momentu produkcja znacząco przyspiesza i wciąga nas w tajemniczy świat obcych, który okazuje się niezwykle intrygujący i absorbujący. Dzięki wypracowanym w poprzednich filmach zabiegom reżyser świetnie radzi sobie z budowaniem tajemniczej aury, kształtowaniu uczucia niepewności oraz wrażenia nieustannie rosnącego napięcia. Szczególnie to widać i czuć przy pierwszym kontakcie jak również w wielu innych momentach. Niestety później dzieje się coś bardzo niedobrego, albowiem mamy wrażenie jakby cały urok filmu w jednej chwili zniknął, a nam ukazał się nieciekawy i nudny twór. Po zapoznaniu nas z głównym wątkiem fabuły oraz pozaziemskimi istotami opowieść zaskakująco zwalnia i momentalnie staje się mało atrakcyjna. Całe napięcie, które wcześniej zbudowano wyparowało, a nam zostało monotonne posuwanie się do przodu. Historia okazuje się być wtedy strasznie nijaka i mało intrygująca co wprowadza duży zastój w całej produkcji. Później reżyser stara się nadrobić stracony czas poprzez wprowadzenie do opowieści narracji, która w skrócie streszcza nam dalsze wydarzenia. W tym posunięciu widać pośpiech oraz chęć ponownego zaintrygowania nas obrazem, którą twórcy zaskakująco szybko utracili. Niestety poprzez zastosowanie tego zabiegu ucierpiała cała reszta. A w szczególności fabuła, która po tak wielkim przeskoku kompletnie straciła sens oraz wiarygodność. Przede wszystkim historia nabawiał się strasznych dziur oraz nieścisłości, które wychodzą w trakcie dalszego oglądania obrazu. Wygląda to tak jakby pominięto najciekawsze elementy opowieści zastępując je tymi mniej intrygującymi, ale dużo lepiej się prezentującymi. Sypie się również narracja, która ma problem ze zbudowaniem odpowiedniego napięcia, które wgniotłoby nas w fotel jak na zeszłorocznym "Sicario". Niestety, ale tego już w "Nowym początku" nie doświadczymy. Tak więc o ile fabuła obrazu zapowiadała się niezwykle obiecująco to niestety w trakcie trwania filmu cała jego magia gdzieś powoli się ulatnia zostawiając same resztki. Pierwszoplanową intrygę ratuje jedynie rewelacyjny zwrot fabularny, który wprowadza nas w konsternację oraz sprawia, że cała opowieść nabiera całkiem nowego znaczenia oraz wydźwięku. Niestety to za mało by ostatecznie wyjść na prostą. Na niekorzyść dzieła działa również niekonsekwencja reżysera co do stylu w jakim ukazana zostaje nam cała opowieść. Z jednej strony Denis Villeneuve kieruje się w stronę ambitnego sci-fi, ale o wydźwięku kameralnego dramatu, a zaś kiedy indziej powiela utarte hollywoodzkie schematy produkcji science fiction, gdzie wszystko ma być wielkie, potężne i dosadnie pokazane (kosmici). Niestety te dwa światy strasznie się kłócą co ostatecznie wprowadza straszny nieład do opowieści.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się już znacznie lepiej. Przede wszystkim mamy ciekawie zarysowaną główną bohaterkę – Louise, która posiadawszy niezwykłe zdolności językowe jest poproszona o nawiązanie kontaktu z obcymi. Zdecydowanie cieszy wiadomość, że jedyną osobą będącą w tym przypadku coś zrobić jest osoba z wykształceniem humanistycznym, a nie matematycznym jak to z reguły bywa. Ta odmiana wprowadza wiele świeżości do gatunku i sprawia, że możemy postrzegać całe zdarzenie od całkiem innej strony. Albowiem tym razem najważniejsze jest, aby się z nimi porozumieć. Dowiedzieć się po co przybyli i czego od nas chcą. A nasza bohaterka wydaje się być najlepsza w swojej dziedzinie. To niezwykle bystra, zdecydowana i młoda specjalistka, która nie boi się podejmować ryzyka. Niestety sama zmaga się również ze swoim życiem, które nie daje jej spokoju. W tej roli mamy świetną Amy Adams, która rewelacyjnie ukazuje nam wszystkie rozterki naszej postaci i udowadnia, że jej postać łączy z bohaterką "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" jedynie imię. Jednakże Adams jako jedyna jest na pierwszym planie. Wśród osób zapełniających dalsze wątki pojawiają się: bardzo dobry Jeremy Renner, poprawny Forest Wihtaker oraz Michael Stuhlbarg i Mark O'Brien. Obsada spisał się całkiem dobrze, aczkolwiek jedynie postać Adams jest tak bardzo wyeksponowana. Reszta pozostaje raczej w jej tyle.

Strona techniczna produkcji prezentuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, bardzo dobrą muzykę Jóhanna Jóhannssona oraz oczywiście efekty specjalne. Na uwagę z pewnością zasługuje wizualna koncepcja statku obcych, sposób w jaki się porozumiewają oraz wygląd przybyszy. Aczkolwiek z tym by się już kłócił. Odnośnie tłumaczenia tytułu filmu muszę przyznać, że pomimo iż polski odpowiednik nie ma nic wspólnego z jego oryginalną wersją, to jednak ostatecznie wydaje się być dużo lepszym rozwiązaniem. Jak obejrzycie film to zrozumiecie.

"Nowy początek" zapowiadał się na przełomowe dzieło, ale niestety nie wszystko wyszło tak jak twórcy tego chcieli. Przede wszystkim zawiodła strasznie chaotyczna linia dramatyczna produkcji, dziurawy scenariusz oraz mało emocjonująca końcówka obrazu. Na plus natomiast zdecydowanie pierwsza część filmu, główny zamysł produkcji oraz jeden wyjątkowy zwrot fabularny. Niestety najbardziej boli to, że filmowi brak konsekwencji w tonie prowadzenia akcji. Po seansie tak naprawdę nie wiadomo czy to miało być kameralne sci-fi czy kolejny hollywodzko podobny produkt? Albowiem twórca nieustannie balansuje pomiędzy obydwoma tymi stylami wprowadzając do opowieści niezłe zamieszanie. A przecież wszystko zapowiadało się tak dobrze. No nic, może w przyszłości ktoś zdecyduje się na bardziej drastyczne kroki, a jak na razie mamy możliwość oglądać sci-fi jakiego jeszcze nie było. I pomimo wszystkiego co tutaj napisałem film oglądało mi się bardzo przyjemnie. Być może dlatego, że lubię gdy ktoś łamie ustalane bariery i całkiem nieźle sobie z tym radzi. Koniec końców źle nie jest, ale mogło być znacznie lepiej.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz