Snippet
Serial "Wataha" rozpoczyna się od zamachu bombowego, w którym giną oficerowie jednej z jednostek straży granicznej w Bieszczadach. Tylko jednemu z nich uda się przeżyć. Kapitan SG Wiktor Rebrow w wyniku zamachu traci nie tylko swoich przyjaciół, ale przede wszystkim ukochaną Ewę. Zagubiony, próbuje dociec, co się wydarzyło i kto za tym wszystkim stoi. Oficjalne śledztwo prowadzi prokuratura. Poznaniem prawdy są zainteresowani również jego przełożeni.

oryginalny tytuł: Wataha
gatunek: Sensacyjny, Thriller
kraj: Polska
czas trwania odcinka: 45 min.
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Tomasz Augustynek
produkcja: HBO Polska
średnia ocena: 8,0/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)











Serial "Wataha" wyprodukowany przez HBO Polska już od samej premiery mnie intrygował. Produkcja zbierała pochlebne recenzje i cieszyła się dużym uznaniem co oczywiście jeszcze bardziej motywowało mnie do jej obejrzenia. Niestety jak to u mnie często bywa odciągnąłem wszystko w czasie na znacznie późniejszy okres. Na szczęście w końcu udało mi się nadrobić zaległy serial i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że było warto.

Zamieszanie w Bieszczadach

Premiera "Watahy" odbyła się w podobnym okresie co AXN'nowska "Zbrodnia". Jednakże zamiast oglądać ten sześcioodcinkowy serial od HBO postanowiłem sięgnąć po tę drugą propozycję, która niestety nie okazała się zbyt szczęśliwa. Straciłem tylko czas oraz wiarę w polskie seriale. Normalnie jakby nikt nie był w stanie stworzyć czegoś nowego i w miarę ciekawego co udowodniłoby, że nie jest tak źle z naszą telewizją. Po tak wielkim rozczarowaniu do kupy poskładała mnie produkcja o Straży Granicznej, która okazała się miłym zaskoczeniem.

Na samym początku należy powiedzieć, że "Wataha" to jeden z niewielu seriali, który został w pełni stworzony przez polaków. Produkcja posiada własną, oryginalną i nie skopiowaną od innych fabułę, która bez problemu jest w stanie dorównać obrazom z zagranicy. Jest to duży plus, który od razu podnosi u mnie ocenę serialu. Mam już po dziurki w nosie seriali tworzonych na podstawie czyjegoś pomysłu. No bo jak można oglądać polską wersję amerykańskiego przeboju, która na start wiadomo, że będzie gorsza od pierwowzoru. Tak czy inaczej cieszy mnie fakt, że stać nas na jakieś przebłyski kreatywność.

Fabuła serialu jest bardzo ciekawa i wciągająca. Dosłownie już od pierwszego momentu twórcom udaje się błyskawicznie wprowadzić nas w akcję serii i zaintrygować przedstawianymi wydarzeniami. Główna intryga produkcji choć jest niezwykle tajemnicza i zagmatwana, to jednak solidnie skonstruowana. Nie ma mowy o jakichkolwiek niedomówieniach czy lukach w opowieści. Oczywiście oprócz głównego motywu mamy także do czynienia z dosyć pokaźną ilością wątków pobocznych, które również prezentują się na wysokim poziomie i potrafią zaintrygować w takim sam stopniu co reszta. Niestety twórcy nie do końca opowiedzieli nam kompletną historię. Pod koniec sezonu wiele pytań pozostaje bez odpowiedzi i tak naprawdę nie wiadomo czy kiedykolwiek je usłyszymy. Albowiem HBO zrezygnowało z produkcji drugiego sezonu "Watahy", co jest dosyć dziwne w szczególności, że wyniki oglądalności serii były rekordowo wysokie. Czy boli mnie ta decyzja? Owszem, ponieważ jest to wielki cios dla produkcji, która miała szansę wyróżniać się na tle wszystkich innych.

Jedną z głównych zalet produkcji są świetni aktorzy. Na pierwszym planie mamy rewelacyjnego Leszka Lichotę, którego rola w serialu okazała się jedną z najlepszych. Nieustannie na ekranie towarzyszą mu Bartłomiej Topa, Aleksandra Popławska i Andrzej Zieliński w równie dobrych rolach. Oprócz nich pojawiają się Maciej Mikołajczyk, Marian Dziędziel, Magdalena Popławska oraz Jacek Koman.

Na pochwałę zasługuje także dobry montaż, ciekawa muzyka Łukasza Targosza oraz świetne zdjęcia Tomasza Augustyniaka. Oprócz tego mamy do czynienia z pięknymi krajobrazami górskimi, rewelacyjnym tajemniczym klimatem oraz niewielką dawką humoru.

Serial "Wataha" od HBO okazał się jednym z najciekawszych zaskoczeń zeszłego roku i muszę przyznać, że produkcja naprawdę trzyma poziom. Posiada intrygującą, tajemniczą fabułę, w miarę wartką akcję, świetne postaci oraz dobre wykończenie. Wiele z tych rzeczy kuleje w większości polskich produkcji, ale nie w tej. Gorąco polecam.

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Amy

Dokumentalna opowieść o zmarłej w 2011 roku w wieku 27 lat brytyjskiej wokalistce Amy Winehouse. Historia dziewczyny obdarzonej fenomenalnym talentem, która w bardzo krótkim czasie stała się światową gwiazdą. Film zrealizowany z nieznanych do tej pory materiałów archiwalnych, z bardzo bliska pokazujący jej zawrotną karierę, presję globalnego sukcesu, potrzebę ryzykownego życia i trudne związki z mężczyznami.

gatunek: Biograficzny, Dokumentalny, Muzyczny
produkcja: Wielka Brytania
reżyser: Asif Kapadia
czas: 2 godz.7 min.
muzyka: Antonio Pinto
rok produkcji: 2015
budżet: 3,1 miliona $
ocena: 8,0/10











 
O dziewczynie, której sława zapędziła ja do grobu

Dokument jest bardzo specyficznym gatunkiem w kinematografii. Ewidentnie rożni się od wszystkich innych. W większości cechuje je sztywność, bierność i brak płynności w przedstawianych zdarzeniach. Wszystkie fakty podawane są nam surowo na tacy bez jakichkolwiek emocji. Oprócz tego często pojawiają się postacie w różnych miejscach, które wypowiadają się na dany temat. Z reguły dokument jest czymś co ciężko nam się ogląda, ale czy zawsze tak musi być? Asif Kapadia zdaje się znać rozwiązanie na ten problem.

Pomijając na razie tytułową Amy należy wspomnieć, że sam film jest swego rodzaju nową wersją czegoś co dawno stworzono. Reżyser podchodzi bardzo poważnie do sprawy przez co jego obraz prezentuje się jak na razie najlepiej wśród znanych mi dotąd filmów tego gatunku. Wprowadza pewien powiew świeżości i wykorzystuje ciekawe pomysły, które świetnie uzupełniają archiwalne materiały. Sama ilość oraz różnorodność prezentowanych nam fragmentów jest zdumiewająca. Twórcy naprawdę wykonali kawał dobrej roboty, gdyż w "Amy" znajdziemy nie tylko jej prywatne nagrania i zdjęcia, czy oficjalne wystąpienia, wywiady i gale, ale także filmiki nagrywane przez paparazzich, jej fanów, przechodniów na ulicy itp. Zestawiając ze sobą wszystkie materiały uzyskano zaskakujący efekt, który robi niemałe wrażenie. Kolejnym ciekawym elementem okazało się całkowite wyzbycie portretów wypowiadających się osób na rzecz wyłącznie ich głosów. Zabieg ten rewelacyjnie się sprawdził przez co dodał obrazowi lekkości i płynności.

Fabuła produkcji jest ciekawa i wciągająca. Nawet dla takich osób jak ja, które nie znały bohaterki, ani jakoś szczególnie jej nie lubiły film może okazać się naprawdę ciekawym doświadczeniem. Kapadia niezwykle szczegółowo opowiada o życiu gwiazdy dzięki czemu jesteśmy w stanie dogłębnie ją poznać i zrozumieć jej życie. Choć obraz w większości ukazuje nam dramatyczne chwile z życia piosenkarki to nie można zaprzeczyć, że ogląda się go niezwykle lekko i przyjemnie. Zdarzenia ekranowe prezentują sobą niespotykaną dotąd płynność oraz delikatność, które mają znaczny wpływ na odbiór dokumentu. Oprócz tego "Amy" jest bardzo nacechowana emocjonalnie. Potrafi rozśmieszyć, wzruszyć, a nawet wywołać odrobinę grozy.

Ważną rolę w produkcji odgrywa świetna muzyka skomponowana przez Antonio Pintę, oraz świetny dobór piosenek wokalistki, które rewelacyjnie uzupełniają obraz. Na uwagę zasługuje także genialny montaż oraz cyfrowa obróbka zdjęć czy filmów tak, aby zawsze do siebie pasowały.

Koniec końców wybierając się na "Amy" będziemy mieć do czynienia z niezwykle kompletnym, intrygującym i świetnie wykonanym dziełem, które urzeka swoją lekkością oraz daje nam pełen obraz na życie artystyczne jak i prywatne wokalistki. Zdawać by się mogło, że dokument Kapadia przeznaczony będzie wyłącznie dla fanów Wainhouse, ale tak nie jest. Każdy bez problemu może sięgnąć po produkcję, a na pewno się nie zawiedzie. Nawet jeśli nie do końca przekona go historia bohaterki to będzie musiał przyznać, że jest to świetnie zrobiony dokument.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Perypetie pary gejów, Freddiego i Stuarta, żyjących ze sobą od blisko półwiecza, jak stare "dobre" małżeństwo. Kolejne dni mijają im na organizowaniu spotkań ze znajomymi oraz nieustannych przytykach. Ustabilizowane i dość monotonne życie pary przerywa pojawienie się nowego sąsiada, Asha.

oryginalny tytuł: Vicious
twórca: Mark Ravenhill, Gary Janetti
gatunek: Komedia
kraje: Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 25 min.
odcinków: 7
sezonów: 1
reżyseria: Ed Bye
scenariusz: Gary Janetti
muzyka: Clifton Davis
produkcja: ITV
średnia ocena: 8,0/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj)
wiek: -











Na serial wpadłem całkiem przez przypadek w trakcie przeglądania filmografii Iana McKellen'a. Już po pierwszym zapoznaniu się z fabułą i niezwykle doborowa obsadą postanowiłem sięgnąć po produkcję opowiadającą o perypetiach dwóch gejów. Nie spodziewałem się jednak, że owe postaci okażą się tak przebojowe!

 
Kto się lubi ten się czubi


Fabuła serialu opowiada o perypetiach pary homoseksualnej. Tyle. Po co się wysilać skoro całą produkcję można zbudować na prawie jednym wątku. Z początku obawiałem się, że to nie wystarczy, aby zbudować sensowną historię, jednakże twórcy zaskoczyli mnie pozytywnie. Oprócz historii dwóch gejów dostajemy także świetnie w to wplecione postacie drugoplanowe, które potrafią niezwykle urozmaicić seans. Odcinki kręcone w studiu trwają max 25 min., aczkolwiek pomimo tego krótkiego czasu trwania epizodu stosunkowo dużo dzieje się na ekranie. Każdy odcinek opowiada inną perypetię z życia pary, które jak można by się spodziewać nie będą się ze sobą łączyć. Jednakowoż i tym razem pomysłodawcy sitcomu zaskakują nas, albowiem tworzą oni niewielkie połączenia między każdym z odcinków dzięki czemu można powiedzieć, że tworzą spójną i chronologiczną całość. Nie czarujmy się jednak, że fabuła jest tutaj najsłabszą częścią produkcji. Rangę serialu zdecydowanie podnoszą aktorzy.

Takim oto sposobem w rolach dwóch gejów mamy dwóch gejów. Zarówno Ian McKellen jak i Derek Jacobi wypadają fenomenalnie w swoich kreacjach i oglądanie ich to czysta przyjemność. Potrafią tak świetnie się bawić swoimi bohaterami, że prawie zapominamy o całej reszcie. Niemniej jednak pozostała część obsady wypada również rewelacyjnie. Kapitalna Frances de la Tour oraz Marcia Warren, a oprócz nich jest jeszcze Iwan Rheon i Philip Voss. Każde z nich stworzyło barwną i niezwykle zajmującą postać, które momentalnie zaskarbiają naszą uwagę i nie pozwalaj nam się z nimi rozstać.

Jak by się mogło zdawać, doborowa obsada nie jest jednak kluczem do sukcesu. Bohaterowie grani przez tak wspaniałych aktorów nie byliby w stanie się wykazać, gdyby nie rewelacyjnie napisane kwestie oraz nietuzinkowy humor. To właśnie dzięki nim produkcja przestaje być dla nas całkiem obojętna. Oglądając serial można się nieźle uśmiać i to nie tylko ze względu na bezkompromisowe gagi, ale także z powodu wyśmienitego komizmu postaci. Oczywiście obraz jest typowym telewizyjnym sitcomem co oznacza, że mamy do czynienia z podłożonym śmiechem publiczności, który w gorszych produkcjach tego typu mówi nam kiedy mamy się śmiać, gdy humor jest suchy. Tutaj na szczęście nie ma tego problemu, gdyż mamy do czynienia z zabawą na najwyższym poziomie.

W efekcie końcowym produkcja okazuje się być jak najbardziej udanym serialem, który pomimo niezbyt wyszukanej fabuły potrafi nas do siebie przekonać. I to jest właśnie największy plus serialu, gdyż cały jego sens polega na rozśmieszeniu nas i zapewnieniu dobrej zabawy. Jednakże oprócz tego twórcy  przedstawiają nam rewelacyjnie sportretowane postaci oraz ich nieziemskie perypetie, które wcale nie są tak głupie jak można by się spodziewać. Wszystko to oczywiście sprowadza się do kontynuacji, która prawdopodobnie pojawi się już w 2015 roku. Nie mogę się doczekać!

P.S. Podczas oglądania serialu sięgnijcie też po świąteczny odcinek specjalny, który jest świetnym podsumowaniem pierwszej serii.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Claire i Laura to najlepsze przyjaciółki od dzieciństwa. Są nierozłączne i dzielą ze sobą wszystkie najważniejsze momenty życia. Pewnego dnia Laura zapada na ciężką chorobę i wkrótce potem umiera. Claire popada w depresję. Chcąc sobie poradzić ze stratą, zaczyna pomagać Davidowi – mężowi przyjaciółki, który samotnie wychowuje niemowlę. Kobieta nie wie jednak, że mężczyzna ukrywa przed światem mroczny sekret.

gatunek: Dramat
produkcja: Francja
reżyser: François Ozon
scenariusz: François Ozon
czas: 1 godz. 45 min.
muzyka: Philippe Rombi
zdjęcia: Pascal Marti
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,5/10











 
Zabawa konwencją


Najnowszy film François Ozon jest jednym z tych po których nie wiadomo czego się spodziewać. Nawet wiedząc o czym opowiada nie jesteśmy w stanie przewidzieć jego przebiegu zdarzeń, gdyż fabuła jest strasznie zakręcona. Nawet po tym jak cała tajemnica się rozwiązuje nadal nie wiadomo co twórcy wymyślą. Oczywiście piszę o tym w pozytywnym znaczeniu gdyż "Nowa dziewczyna" jest niezwykle śmiałą i szokującą  produkcją.

Prawdę powiedziawszy ciężko jest odebrać film jednoznacznie. Wszystko to za sprawą niezwykle kreatywnej żonglerki jakiej dokonuje reżyser filmu. Opowiadając nam jedną i tę samą historię posługuje się rozmaitymi gatunkami opowieści, aby stworzyć niezwykle oryginalne połączenie. Z dramatycznego i smutnego początku jest w stanie przejść w tajemniczą i dziwną intrygę po czym jest w stanie przerzucić się na komediową aurę, a następnie sentymentalną podróż. I tak w kółko. Co ciekawe bardzo zgrabnie wychodzi mu zmienianie owych gatunków, a efekt całościowy budzi respekt. Sama fabuła filmu jest ciekawą i wciągającą opowieścią, która oprócz tego jest wartka i niezwykle pojemna w treść. Wydarzenia ekranowe potrafią szokować, rozśmieszyć do łez, a nawet wzruszyć. Ze względu na problematyczną tematykę obrazu nie jesteśmy w stanie przejść obok przedstawianych zdarzeń obojętnie. Nakłaniają nas one do własnych refleksji na temat poruszanych na ekranie wątków. Choć z początku twórcy zaserwowali nam mocny start, który odpowiednio napędził całą historię, to jednak niestety w pewnym momencie przedobrzyli. Tak około trzy czwarte produkcji przebieg akcji drastycznie się zmienia co wcale nie wychodzi jej na dobre. Zdarzenia zaczynają robić się zawiłe i męczące, a całość zaczyna wyzbywać się jakiegokolwiek sensu. Oprócz tego opowieść przenosi się w erotyczną strefę fantazji, która pozostawia wiele do myślenia jeśli chodzi o jej umieszczenie w obrazie.

Jeśli chodzi o aktorstwo w filmie François Ozon to nie mamy na co narzekać gdyż stoi ono na wysokim poziomie. Głównie jest to zasługa dwojga aktorów, którzy stoją na czele obsady czyli rewelacyjny Romain Duris oraz równie dobra Anaïs Demoustier. Cała reszta jest odsunięta na dalszy plan co wcale nie oznacza, że nie są w stanie grać równie przekonująco.

Jak już wcześniej wspomniałem produkcja jest w stanie pochwalić się oryginalnym klimatem, który ma w sobie swój urok. Oprócz tego mamy także świetnie wpasowującą się w obraz muzykę oraz rewelacyjny humor, który niejeden raz nas rozśmieszy.

"Nowa dziewczyna" pomimo niezbyt udanej końcówki, film francuskiego reżysera niespodziewanie przypadł mi do gustu. Nie wiem jak to się stało, ale historia urzekła mnie swoją niecodziennością i nie żałuję, że wybrałem się na seans. Oczywiście nie wspominając już o tym, że reżyser wyraźnie lubi szokować swoimi dziełami to warto jednak zwrócić uwagę na problematykę jaką porusza obraz. Nie mam na myśli zakończenia, ale sam problem dotyczący osób z takimi skłonnościami. Kto widział ten wie o co mi chodzi ;)


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja filmu Kryptonim U.N.C.L.E. rozgrywa się w latach 60. XX wieku, w kulminacyjnym okresie zimnej wojny. Skupia się na postaciach agenta CIA Napoleona Solo oraz agenta KGB Illyi Kuryakina. Agenci, zmuszeni odłożyć na bok wzajemne animozje, łączą siły, aby powstrzymać tajemniczą międzynarodową organizację przestępczą, której celem jest zburzenie równowagi sił poprzez rozprzestrzenianie broni i technologii nuklearnej. Jedyny trop, do jakiego udało im się dotrzeć, to córka zaginionego niemieckiego profesora, który jako jedyny jest w stanie przeniknąć do organizacji przestępczej. Agenci muszą ścigać się z czasem, aby go odnaleźć i zapobiec ogólnoświatowej katastrofie.

gatunek: Akcja, Komedia
produkcja: USA
reżyser: Guy Ritchie
scenariusz: Guy RitchieLionel Wigram
czas: 2 godz.
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: John Mathieson
rok produkcji: 2015
budżet: 75 milionów $
ocena: 7,4/10








 
Z wdziękiem na ratunek światu


Kiedy do kin weszła druga część przygód "Sherlocka Holmesa" w reżyserii Guy Rittchie'go ciekaw byłem jaki będzie jego kolejny projekt. Skrycie liczyłem, że będzie to trzecia część przygód wybitnego londyńskiego detektywa, którego wprost uwielbiam, ale reżyser na razie postanowił zając się czymś innym. Wziął pod swoje skrzydła wielokrotnie odrzucany projekt stworzenia filmowej wersji kultowego serialu z 1964 roku o tytule "Kryptonim U.N.C.L.E.". Dziewiętnastowieczny Londyn zamienił na powojenną aurę Zimnej wojny, a charyzmatycznego Holmesa i stonowanego Watsona na całkiem do nich podobnych Solo i Kuryakina. Czy i tym razem reżyser odniósł sukces?

Ogólnie rzecz biorąc tak, ale zawsze jest jakieś "ale". Fabuła produkcji skupia się na potyczkach dwóch agentów agencji wywiadowczych: CIA i KGB – Napoleona Solo i Illya Kuryakin'a, którzy nie mają wyjścia i muszą pracować razem, na rzecz wspólnego dobra. Ich zadaniem jest wyśledzić tajną organizację będącą w posiadaniu bomby atomowej. Jak widać główna oś fabuły nie jest zbytnio skomplikowana. Przedstawia oklepaną już historię dotyczącą ratowania świata itd. Jednakże u Ritchie'go to nie opowieść jest najważniejsza, ale jej sposób opowiedzenia. No bo ile już razy mieliśmy styczność z filmami przedstawiającymi tajnych szpiegów ratujących świat? Pierwszą myślą jest oczywiście Bond i jego wieloletnia kariera. Super szpiegów mamy także w "Kingsman: Tajne służby" tyle, że Matthew Vaugn w swoim najnowszym filmie pokazał nam coś znacznie więcej niż opowieść o ratowaniu świata. Jak na razie wiedzie prym, ale Ritchie wcale nie jest gorszy. Choć ukazuje znaną nam już historię, to jednak potrafi sprawić, żeby była ciekawa, wartka i wciągająca. Oprócz tego jest niezwykle lekka i bardzo przyjemna w odbiorze. Nie musimy podczas jej oglądania wytężać umysłu ponieważ opowieść jest nastawiona na rozrywkę. Oczywiście nie oznacza to, że wyzbyto się ciekawych zabiegów fabularnych czy też zaskakujących zwrotów akcji. Całość została wykonana z wielkim rozmachem i gracją typową dla stylu reżysera. Jednakże w "Kryptonim U.N.C.L.E." wyzbyto się wielkich i widowiskowych scen z użyciem masy efektów specjalnych. Jedną z zalet produkcji jest właśnie jej odpowiednie stonowanie przez co nie mamy wrażenia, że oglądamy kolejny blockbuster nastawiony na rozpierduchę. W filmie mamy wiele ciekawych scen, które zawdzięczają swój urok dobremu pomysłowi, świetnemu montażowi oraz  oryginalnemu wykończeniu jak np.: pościg trabantów, włamanie się do placówki badawczej Vinciguerr'ów, czy pościg na wyspie gdzie przetrzymywano bombę. Na uwagę zasługuje także zakończenie, które zdaje się przeczyć nowomodnemu zwyczajowi, że im większy wybuch na koniec tym lepiej. Końcówkę można prawie porównać do tej z najnowszej "Mission: Impossible".

Jedną z większych zalet produkcji są jej oryginalni oraz charyzmatyczni bohaterowie, którzy od początku zdobywają naszą sympatię. Są to postacie ciekawie napisane, dobrze zagrane oraz posiadające bogatą przeszłość. Na pierwszym planie mamy oczywiście niezwykle spontaniczny duet Cavill-Hammer, którzy swoją postawą na ekranie prezentują zespół całkiem niedobrany. Ma to oczywiście swój urok. Obaj są stworzeni na bazie przeciwieństw: Solo to przystojny agent w stylu starych Bondów – szarmancki, dowcipny i przede wszystkim kobieciarz, natomiast Kuryakin to stonowany, szorstki i peny siebie szpieg . Oprócz tych dwóch panów w obsadzie pojawili się także Alicia Vikander, Elizabeth Debicki, Hugh Grant, Luca Calvani i Jared Harris, którzy równie świetnie sobie poradzili.

Z racji, że za film odpowiada nie kto inny jak Guy Ritchie możemy liczyć na świetne wykończenie jego produkcji. Mamy rewelacyjną, trzymającą w napięciu, oryginalną i niezwykle klimatyczną muzykę Daniela Pamberton'a oraz dynamiczne i żywe zdjęcia Johna Mathieson'a. Oprócz tego na uwagę zasługuje nieziemski klimat produkcji, który momentalnie przenosi nas w czasy Zimnej wojny oraz niezastąpiony humor.

Choć "Kryptonim U.N.C.L.E." ma wiele pozytywnych cech w postaci charyzmatycznych bohaterów, dobrze stworzonych scen akcji, świetnego montażu oraz humoru, to jednak nie da się ukryć, że mogło być lepiej. Spodziewałem się czegoś więcej po tym filmie. Zawiedziony nie jestem ponieważ jest to zgrabnie opowiedziana historia, ale czuję, że można było znacznie więcej z niej wycisnąć. Szczególnie mam na myśli scenariusz, który mógłby być jeszcze bardziej dopracowany, aby sprawiał wrażenie, że opowiada większą i lepiej skonstruowaną intrygę niż ta tu. Niemniej jednak produkcja idealnie wpisuje się w wakacyjną aurę dzieł rozrywkowych, które wyróżniają się solidnym wykonaniem oraz lekkością, a oglądanie ich to czysta przyjemność.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Atrakcyjna prawniczka, Agnieszka Lubczyńska, która wraz z rodziną wypoczywa nad polskim morzem, odkrywa zwłoki topielca. Śledztwo w tej sprawie prowadzi komisarz „z przeszłością”, Tomek Nowiński, który zna Agnieszkę jeszcze z liceum. Ponowne spotkanie bohaterów po latach i sprawa zagadkowych morderstw spowodują, że ich dotychczasowe życie odmieni się diametralnie. Śledztwo komplikuje się, kiedy policja odnajduje kolejne ofiary. Kiedy między dawnymi znajomymi zaczyna rodzić się uczucie, małżeństwo Agnieszki z apodyktycznym mężem zaczyna przeżywać kryzys.

oryginalny tytuł: Zbrodnia
na podstawie: "Morden i Sandhamn" - serial
gatunek: Kryminał, Sensacyjny
kraj: Polska
czas trwania odcinka: 40 min.
odcinków: 6
sezonów: 2
muzyka: Mikołaj Stroiński
zdjęcia: Witold Płóciennik
produkcja: AXN
średnia ocena: 3,8/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)





 
"Zbrodnia" niepotrzebna


Ocena sezonu: 3,3

Po długim wyczekiwaniu na premierę produkcji w końcu nadszedł ten dzień. Nie będę ukrywać, że pokładałem ogromne nadzieje w serii gdyż uważałem, że będzie to coś znacznie lepszego niż seriale TVP, Polsatu czy TVN. Już od dawna uważam, że polskie produkcje telewizyjne są niezwykle głupie, nieprzemyślane i tworzone dla mas. No bo poco mamy oglądać kolejną polską wersję jakichś zagranicznych produkcji jak "Chicago Fire" – "Strażacy", "Don Matteo" – "Ojciec Mateusz" czy "Les Parent" – "Rodzinka.pl". Nie wspominając już oczywiście o "Trudnych sprawach", "Szkole" itp. Kto to ogląda? Mam już szczerze dosyć tego typu seriali. Rzygam wręcz nimi. Nie wiem czemu nie jesteśmy w stanie wymyślić czegoś nowego co będzie dobre i zaskarbi serca widzów. Nie, bo lepiej odgrzewać stare kotlety i robić milion odcinków "Ojca Mateusza", który jest schematyczny do bólu, przewidywalny i nudny już po drugim sezonie. Dlatego tak wielkie nadziei pokładałem w "Zbrodni" gdyż myślałem, że w końcu dostanę coś dobrego. Choć ona także powstała na podstawie innego serialu to myślałem, że będzie to chociaż na poziomie. Niestety gorzko się rozczarowałem.

Mój poziom entuzjazmu co do serii można bardzo łatwo zobrazować na równi pochyłej, która od pierwszego odcinka ciągle spada i spada na samo dno. Albowiem już pierwszy epizod potrafi nas nieźle zrazić do serii. Niestety później jest już tylko gorzej. Fabuła produkcji jest przede wszystkim nudna, głupia i nad wyraz przewidywalna. Mam wrażenie, że twórcy stworzyli całą historię na "odwal się". Scenariusz jest okropnie rozpisany, ma mnóstwo dziur, niedomówień i przeskoków w akcji. Kompletnie nie jest w stanie zaintrygować nas swoją treścią przez co jest nam wszystko jedno co się stanie. Serial jest wyzbyty jakichkolwiek emocji. Nie potrafi stworzyć momentów zaskoczenia, grozy, a nawet elementów dramatu. Cała intryga polegająca na prowadzeniu śledztwa w sprawie morderstwa jest bardzo źle skonstruowana. Już dawno nie widziałem tak wyssanej z palca opowieści. Dochodzenie jest nudne, bezsensowne, do bólu przewidywalne oraz niezwykle chaotyczne. Oprócz tego wyjaśnienie całej zbrodni jest niczym "z dupy wzięte" i kompletnie nie trzyma się kupy. Nawet nie wiadomo jak szanowni detektywi wpadli na trop mordercy. Całość wypada niezwykle infantylnie i miałko. Do tego jeszcze dochodzą okropne i przeźroczyste postacie, które zamiast zaskarbić nasze serca to odrzucają nas swoją bezpłciowością. Ich motywy są niezwykle płytkie i nijakie przez co nie ma szans nawiązać jakichkolwiek więzi z bohaterami. Niestety płytą grobową serialu jest jego trzyodcinkowa forma. Nie miał bym nic do zarzucenia gdyby to były odcinki półtoragodzinne jak w "Sherlock'u", gdzie scenarzyście mieli wystarczająco czasu na stworzenie ciekawej opowieści, ale gdy mam styczność z trzema odcinkami po czterdzieści minut każdy, które w pełni zamykają sezon pierwszy no to przepraszam, ale to jest jakieś nieporozumienie.

Jeśli chodzi o aktorstwo w "Zbrodni" to wypada całkiem przyzwoicie, ale szału nie ma. Pomijając już fatalnie rozpisane postacie to aktorzy i tak zbytnio się nie wysilili. Po prostu bez większego wysiłku odegrali to co mieli odegrać i przysłowiowo poszli do domu. Takim oto sposobem w obsadzie znaleźli się: Wojciech Zieliński, chyba najlepsza ze wszysktkich Magdalena Boczarska, niezbyt przekonująca Joanna Kulig, po prostu dobra Dorota Kolak, drętwy Rarosław Pazura oraz Małożata Różniaowska.

Jeśli cokolwiek w tym serialu zasługuje na pochwałę to z pewnością będzie to niezwykle klimatyczna i ciekawa muzyka Mikołaja Stroińskiego, piękne krajobrazy półwyspu Helskiego oraz dobre zdjęcia Witolda Płóciennika.

Niestety dobra oprawa serialu to za mało, żeby mógł cokolwiek zwojować. Zbyt wiele rzeczy w tej serii ewidentnie ze sobą nie współgra i nie chce przez to tworzyć spójnej całości. Okropny scenariusz, nieciekawe śledztwo, bezbarwne postaci itd. Szkoda potencjału historii, który gdzieś był, ale twórcy nie wysilili się nawet żeby za nim podążać. Z wielką gracją zboczyli z utartej ścieżki i wylądowali na samym dnie jak ich serial. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że AXN wcale się nie zraziło porażką i nadal ryje w głąb mułu zalegającego na samym dole. Oczywiście ciężko mi stwierdzić czy druga seria będzie równie słaba jak ta, ale mam już co do niej poważne obawy.






Zabójczy Hel


Ocena sezonu: 4,4

Dwa lata temu premierę miała polska miniseria o tytule "Zbrodnia", która opowiadała o tajemniczych morderstwach na półwyspie Helskim. Seria ta powstała na zlecenie kanału AXN i w moich oczach była pewnego rodzaju nadzieją na polepszenie jakości polskich produkcji telewizyjnych. Nie ukrywajmy, że ostatnimi czasy bardzo ciężko jest natrafić na dobry polski serial, który nie posiada formy paradokumentu. Dlatego właśnie tak spore nadzieje pokładałem w "Zbrodni", która niestety mocno mnie rozczarowała. Choć jej twórcy mieli dobre zamiary, to niestety na nich ich kompetencje się kończyły. Słaby scenariusz, nudna historia, słabe postaci, no i jeszcze miałka zagadka. To wszystko sprawiło, że produkcja sięgnęła samego dna. Ale najwyraźniej dno to za mało dla twórców serialu, albowiem zdecydowali się kontynuować tę parodię produkując drugi sezon. Pytanie: Warto było?

Jeśli mam być z wami szczery od początku do końca to już teraz wyznam, że decyzja o stworzeniu kolejnego sezonu "Zbrodni" była złym wyborem, a całe przedsięwzięcie nie było warte zachodu. Ale żeby nie kończyć recenzji tymi słowami uwypuklę wady i niewielkie zalety produkcji, aby być fair w stosunku co do recenzowanego obrazu. Fabuła serialu koncentruje się na tajemniczym morderstwie cenionego obywatela Trójmiasta, który zostaje zastrzelony podczas wyścigu konnego na oczach wszystkich gapiów. Sprawą znowu zajmuje się Tomasz Nowiński, który podczas trwania śledztwa znowu napotka na swojej drodze dawną znajomą Agnieszkę. Nie zabraknie intrygi, romasu itd. Tyle jeśli chodzi o bajeczny opis produkcji, a teraz skupmy się na tym co tak naprawdę z tego wszystkiego wyszło. Jak już wcześniej wspominałem pierwszy sezon mocno ostudził mój entuzjazm co do serii przez co moje nastawienie do drugiej było bardzo negatywne. Niestety, ale żaden argument nie był w stanie mnie przekonać, że serial ma jakiekolwiek szanse na odbudowanie swojego wizerunku. Koniec końców okazało się, że druga seria prezentuje się nie gorzej niż pierwsza, ale szału i tak nie robi. Przede wszystkim pierwszy odcinek drugiego sezonu prezentuje się znacznie lepiej niż ostatnio. Jest dużo ciekawszy, bardziej wciągający i lepiej skonstruowany. Morderstwo prezentuje się dużo ciekawiej jak i samo śledztwo, które jest prowadzone w związku z zabójstwem. Choć najnowszy epizod nie jest wyraźnym przełomem w serii, to jednak okazuje się być pewnego rodzaju zwiastunem dobrej zmiany. Szkoda tylko, że nie trwa ona zbyt długo, albowiem już w kolejnym odcinku twórcy skutecznie wszystko niszczą i niepotrzebnie komplikują. Fabuła z momentu zaczyna się coraz bardziej ciągnąć. Jest nieciekawa, pełna niezrozumiałych potyczek oraz  bezsensownych zdarzeń. Śledztwo zaczyna się niezrozumiale komplikować, a całość zaczyna nas męczyć niepotrzebnymi tajemnicami, które
donikąd prowadzą. W dodatku determinacja mordercy by ponownie zabić jest bezsensowna i płytka co tylko potwierdza jak bardzo intryga jest źle skonstruowana. Jego motywy są mało przekonujące, a cały proces śledczy tak jak ostatnio sprowadza się niemalże do zgadywanki, kto gdzie kiedy i jak. Tajemnica ponownie rozwiązuje się prawie sama, a potwierdzeniem tego ją nikłe poszlaki w śledztwie i marna dedukcja. Niestety, ale całość sprawia wrażenie źle napisanej, skonstruowanej oraz opowiedzianej historii, która tylko momentami posiada przebłyski przyzwoitości. Nie należy zapominać również o całkiem poprawnym pierwszym odcinku, który niestety blednie przy głupocie pozostałych.

W obsadzie oprócz dobrze nam znanych twarzy pojawiają się nowi bohaterowie, którzy próbują nieco urozmaicić produkcję. Niestety poprzez trzy odcinkowy format nie ma szans, aby w miarę sensownie zarysować ich bohaterów dlatego na tym polu również bez zmian. Jedyny postęp czynią znane nam z poprzedniej serii postacie, aczkolwiek one również nie powalają. Przede wszystkim mamy kiepski romans pomiędzy Tomkiem i Agnieszką oraz bezsensowną próbę odbudowania związku Agnieszki i Cezarego. Wszystko to sprawia, że bohaterowie po raz kolejny są niemalże nieobecni, nierzeczywiści i mało przekonujący co w efekcie sprowadza się do tego, że ciężko jest brać ich potyczki na serio. Zbyt wiele w nich jest przypadkowości oraz bezmyślnych działań co sprawia, że raz po raz załamujemy ręce przed ekranem. W obsadzie znaleźli się: Magdalena Boczarska, Wojciech Zieliński, Joanna Kulig, Dorota Kolak, Radosław Pazura, Tamara Arciuch, Rafał Cieszyński, Łukasz Nowicki, Aleksandra Popławska oraz Karolina Kominek. Aktorsko serial wypada całkiem przeciętnie. Natomiast wykończenie serii prezentuje się nie najgorzej. Mamy przyzwoitą muzykę, dobre zdjęcia oraz przepiękne krajobrazy.

Niestety wykończenie oraz pierwszy odcinek nie uratują tej produkcji przed totalną porażką. Choć seria prezentuje się nieco lepiej niż poprzednia to niestety nie możemy tutaj mówić o kolosalnym postępie. Nie pozwala nam na to słaba, nieciekawa i wolna fabuła, która ukazuje nam pełne sprzeczności perypetie bohaterów. Oprócz tego wątek główny jest słabo nakreślony, pełen nielogicznych zabiegów, niewyjaśnionych motywów oraz zagadkowego rozwiązania, które przyprawia o litość. Niestety, ale "Zbrodnia" kanału AXN nie powinna być kontynuowana. Radzę, aby stacja wzięła się za tworzenie czegoś innego, ale tym razem porządnie. Nie ma sensu tworzyć dziesięciu byle jakich seriali kiedy można zrobić jeden bardzo dobry. Taka rada na przyszłość. ;)


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja tego 7-odcinkowego serialu rozgrywa się na nowozelandzkiej prowincji, w położonym nad olbrzymim jeziorem miasteczku Lake Top, w otoczeniu lasów i skalistych zboczy. Na tle bajkowego krajobrazu dochodzi do tragedii - 12-letnia Tui Mitcham próbuje utopić się w jeziorze. W ostatniej chwili zostaje odratowana i zawieziona do lekarza, który z przerażeniem odkrywa, że dziewczynka jest w piątym miesiącu ciąży. Rozpoczyna się śledztwo, które prowadzi detektyw Robin Griffin. Dziewczynka nie chce zdradzić, kto jest ojcem dziecka, a po przesłuchaniu znika. Detektyw Robin chce ją odnaleźć za wszelką cenę. Poszukiwania poprowadzą policjantkę do mrocznych tajemnic skrywanych przez mieszkańców Lake Top.

oryginalny tytuł: Top of the Lake
twórca: Jane Campion, Gerard Lee
gatunek: Dramat, Kryminał
kraje: Australia, USA, Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 50 min.
odcinków: 7
sezonów: 1
muzyka: Mark Bradshaw
zdjęcia: Adam Arkapaw
produkcja: Sundance Channel
średnia ocena: 7,2/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj)
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)












O produkcji kanału Sundance Channel dowiedziałem się dopiero gdy pojawiła się na polskim rynku pod tym samym tytułem na Ale Kino+. Poszperałem więc co nieco i okazało się, ze serial zbiera bardzo pochlebne opinie. Postanowiłem więc przekonać się czy serial rzeczywiście jest dobry. Niestety nie załapałem się na jego emisję w Ale Kino+ więc całość zobaczyłem znacznie później ponad rok od premiery.

 
Dramat nad jeziorem


Miniseria ma miejsce w Nowej Zelandii w fikcyjnym mieście o nazwie Laketop. Cała fabuła skupia się na zaginionej 12-latce z wieloma wątkami pobocznymi opierającymi się na głównych bohaterach. Akcja jest umiarkowana i tylko niekiedy nabiera tempa. Dochodzenie, które jest prowadzone przez panią detektyw okazuje się być całkiem intrygujące, ale do czasu. Po którymś odcinku jesteśmy w stanie domyślić się kto stoi za "zbrodnią", jednakże jak się później okazuje nie jest to rozwiązaniem całej zagadki. Intryga jest bardzo solidnie skonstruowana i sukcesywnie odsłania kolejne poszlaki, dzięki którym coraz bliżej do odgadnięcia tajemnicy. Niestety wszystko jest strasznie rozciągnięte w czasie przez co nie zawsze wykażemy zainteresowanie serialem. W śledztwie wielokrotnie brakuje poszlak co powoduje zastój w prowadzeniu właściwej akcji.  Kiedy nie dzieje się nic na horyzoncie pałeczkę przejmują ciekawe, dobrze rozpisane i zagrane postacie. Nie da się ukryć, że "Top od the Lake" to przeważnie opowieść o bohaterach, którzy próbują poukładać sobie życie po ciężkiej i burzliwej przyszłości. Całą lawinę zdarzeń wywołuje nie kto inny jak detektyw Robin Griffin, która po wielu latach powraca do rodzinnego miasteczka, aby zaopiekować się umierającą matką. Jej przybycie okazuje się niezwykle bolesnym powrotem do tego czego już nigdy nie miała zobaczyć W serialu postawiono na wysoce rozbudowane relacje postaci, których głównym trzonem okazuje się przeszłość. Nasza bohatera wiele przeszła, ale żeby ruszyć na przód musi zwalczyć traumę minionych lat. Zrozumiecie kiedy sięgniecie po serię. Zresztą nie tylko przeszłość okazuje się być tajemnicza. Zdziwicie się ile jeszcze innych zagadek może skrywać tak niewielka mieścina.

Pod względem aktorskim serial wypada rewelacyjnie. Nie tylko pierwszoplanowi bohaterowie grani przez Elizabeth Moss, Davida Wenham'a, Thomasa M. Wright'a czy Petera Mullan'a zasługują na uwagę, ale także  drugoplanowe postacie jak Holly Hunter, Jaya Ryan'a, Jacqueline Joe, Lukeaa Buchanan'a oraz Kipa Chapman'a również wypadają świetnie. Produkcja posiada także polski akcent w postaci Jacka Komana jako Wolfganga Zanic'a.

W rytm skandynawskich kryminałów klimat serialu jest mroczny i tajemniczy. Miasteczko choć małe to skrywa liczne sekrety i zbrodnie. Muzyka niespecjalna pomijając oczywiście motyw przewodni. Zdjęcia prezentują się bardzo dobrze. Całość jest wypełniona dużą ilością scen erotycznych.

Całościowo produkcja wypada całkiem nieźle. Ma dobrze zbudowaną fabułę z ciekawym dochodzeniem oraz bardzo rozbudowaną psychologią postaci, jednakże ma kłopot z całkowitym zainteresowaniem nas. Czasem miałem wręcz wrażenie, że więcej czasu poświęcono sprawom całkiem odbiegającym od głównego wątku. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na miniserię od Sundance Channel. Może nie okaże się arcydziełem, ale na pewno nie będzie to czas zmarnowany. Słyszałem nawet, że kanał postanowił przedłużyć serial o kolejny sezon. Kiedy to się jednak stanie nie wiadomo.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Mieszkający w Paryżu Lea i Adrian są typowymi nastolatkami – nieco zagubieni, zbuntowani, nierozłączni ze swoimi tabletami i smartfonami. Gdy okazuje się, że małżeństwo ich rodziców wisi na włosku, zostają wysłani z młodszym braciszkiem na południe Francji, do dziadka, którego nie wiedzieli od lat. Paul okazuje się dziarskim, choć nieco zrzędliwym starszym panem. Dziadek zafunduje wnukom-mieszczuchom twardą lekcję życia, organizując im niezwykłe wakacje, których nigdy nie zapomną.

gatunek: Komedia, Dramat
produkcja: Francja
reżyser: Rose Bosch
scenariusz: Rose Bosch
czas: 1 godz. 45 min
zdjęcia: Stéphane Le Parc
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,0/10











 
Najlepsze/najgorsze wakacje


Ostatnimi czasy panuje dosyć duża ekspansja filmów francuskich na rynek polski. Wśród sprowadzanych z zagranicy produkcji są dobre oraz złe obrazy, aczkolwiek muszę przyznać, że w większości są to produkcje na poziomie. Chociażby jak "Porwanie Michela Houellebecqa" czy "Dwa dni, jedna noc" z Marion Cotillard. My dzisiaj jednak przyjrzymy się filmowi Rose Bosch'a pt: "Lato w Prowansji".

Rodzeństwo spędza wakacje w Prowansji u dziadka, którego z powodu rodzinnych konfliktów nigdy wcześniej nie poznało. Krótki opis wystarczy abyśmy przeobrazili się w detektywów i wywnioskowali z tego jednego zdania całą fabułę filmu. Zadanie to jest niezwykle proste, albowiem wiele już takich filmów powstało. Konflikty rodzinne, wzajemna wrogość itd. Jednakże z czasem wszystko się wyjaśnia, waśnie gasną, a całość kończy się happy end'em. Właśnie taka jest fabuła filmu. Niezbyt skomplikowana, przewidywalna i trochę oklepana. Niestety nie da się ukryć, że podobne historie wielokrotnie mieliśmy już możliwość oglądać. Chodzi mi oczywiście o główny trzon akcji czyli zwaśnione strony. Jednakże nawet jeśli możemy przewidzieć każdy kolejny ruch postaci to nie da się ukryć, że całość jest naprawdę zgrabnie przedstawiona. Reżyser nie ucieka się do banałów lecz chce uczynić te znaną już historię bardziej wyjątkową. Poprzez zgrabne umieszczenie w fabule licznych wątków pobocznych udaje mu się  przekonać nas, że nie jest to pierwsza lepsza opowieść zrobiona na fali innej produkcji. Oczywiście jest prosta, przewidywalna itd. ale oglądając film wcale nam to nie przeszkadza. Twórcy udało się oczarować nas wspaniałą oprawą i niebanalnym wykończeniem przez co obraz jest bardzo lekki, dobrze skrojony i przede wszystkim przyjemny. Opowieść może wydać się oklepana, ale seans minie nam tak bezboleśnie, że nawet nie zauważymy podobieństw do innych dzieł.

W obsadzie produkcji znalazła się nieco podstarzała, ale z pewnością największa gwiazda francuskiego kina czyli Jean Reno. Tym razem nie jest on zabijaką, ale zrzędliwym dziadkiem, który mimo swoich wybuchów gniewu jest bardzo ciepłą postacią. Aktor zdecydowanie dał radę. Oprócz niego mamy także możliwość zobaczyć na ekranie: Annę Galiena'e, Chloé Jouannet'tę, Hugo Dessioux'a, Lukasa Pelissier'a oraz Aure Atika'ę i Toma Leeb'a.

To co przede wszystkim sprawia, że film jest taki lekki i przyjemny to z pewnością klimat obrazu. Wypełniony pozytywną energią, ciepłem i radością. Może być świetnym pocieszycielem podczas dołujących chwil. W powietrzu unosi się woń sielanki i spokoju małej wiejskiej mieścinki urzekającej swoją oryginalnością. Mamy również do czynienia z pięknymi krajobrazami oraz bardzo dobrym humorem, który wcale nie stara się na siłę nas rozśmieszyć. Na plus również świetny dobór utworów muzycznych świetnie komponujących się z obrazem.

Film Rose Bosch'a nie tylko opowiada o pogodzeniu się, ale porusza również tematy związane z przeszłością (w tym wypadku filmowych dziadków). Jest jeden z niewielu momentów podczas którego można nieźle się rozmarzyć na temat tego co my zrobimy ze swoim życiem tak, abyśmy później opowiadając o tym czuli, że nie żałujemy tego co zrobiliśmy. Pomimo prostej, przewidywalnej jak i nieco oklepanej fabuły film ogląda się naprawdę przyjemnie, a to wszystko zasługą reżysera, który umiejętnie podszedł do tematu i postanowił pokazać nam coś więcej niż historię tylko o tym jak rodzina się pogodziła.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

 
Ethan Hunt, agent elitarnej rządowej jednostki Impossible Missions Force, po raz kolejny udowodni, że nie ma dla niego misji niemożliwej. Po rozwiązaniu IMF, Ethan zostaje na lodzie, sam przeciw wysoko wyspecjalizowanej sieci agentów, Syndykatowi, który jest zdeterminowany, by zaprowadzić na świecie nowy porządek. Służyć ma temu eskalacja ataków terrorystycznych. Ethan, nie mając innego wyjścia, skrzykuje starą gwardię, by stawić czoła groźnemu Syndykatowi. Dołącza do nich zdyskredytowana agentka brytyjskiego wywiadu, która może, ale nie musi, stać po stronie IMF. Tak rozpoczyna się najbardziej nieprawdopodobna misja. Mission: Impossible.

gatunek: Sensacyjny
produkcja: USA
reżyser: Chrstopher McQuarrie
scenariusz: Chrstopher McQuarrie
czas: 2 godz. 11 min.
muzyka: Joe Kraemer
zdjęcia: Robert Elswit
rok produkcji: 2015
budżet: 150 milionów $ 
ocena: 7,2/10






 
Czas złoczyńców


Po prawie czterech latach od premiery "Ghost Protocol" - czwartej odsłony słynnej już serii, twórcy postanowili jeszcze raz pokazać nam "misję niemożliwą", która w wykonaniu agenta IMF, Ethana Hunt'a staje się jak najbardziej możliwa. Tym razem jednak stawka okazje się być jeszcze większa, a to wszystko z powodu groźnej organizacji o nazwie Syndykat. Czy Hunt ponownie odniesie sukces?

Tym razem nie ma IMF. Jest tylko Hunt i kilku jego pomocników. Działają w pojedynkę przeciwko wysoce zorganizowanej organizacji mającej na celu zaprowadzenie chaosu. Brzmi intrygująco? Owszem, jednak niech te opisy was nie zmylą. Nie ma co napalać się na olśniewające kino szpiegowskie jak to było przy pierwszej części gdyż to już jest jej piąta odsłona i tak naprawdę ciężko jest twórcom wymyślić coś nowatorskiego. Wcale nie oznacza to jednak, że nie udało im się odnieść połowicznego sukcesu. Fabuła "Rogue Nation" jest bardzo prosta i przejrzysta, ale za to dobrze opowiedziana. Dzięki umiejętnemu poprowadzeniu opowieści historia staje się intrygująca i wciągająca, ale oprócz tego jest także bardzo lekka w odbiorze. W stosunku co do "Ghost Protocol" akcja znacznie przyspieszyła co oczywiście wyszło jej na dobre. Twórcy również często zmieniają lokacje dzięki czemu nie jesteśmy znudzeni tylko jednym miejscem. Na plus zasługuje także wypełnienie akcji większą ilością zadań niemożliwych, niż w stosunku co do czwartej części, która nie miała wiele wspólnego z dewizą serii. Całość prezentuje się naprawdę zgrabnie, a film bardzo przyjemnie się ogląda. Ma to co każda dobra produkcja powinna posiadać: zgrabną, nieprzeholowaną fabułę, wartką akcję, widowiskowe potyczki i mnóstwo gadżetów. Z tym, że powinna być trochę krótsza. Miałem wrażenie, że była trochę rozciągnięta gdyż momentami można było to odczuć.

W obsadzie filmu pojawiają się aktorzy znani z "Ghost Protocol" oraz niezastąpiony Tom Cruise w roli super agenta. Czymże byłby ten film bez niego. Zaraz za głównym bohaterem figuruje postać  Simona Pegg'a ze znacznie większą rolą niż poprzednio. Dobrze, że tak się stało ponieważ Benji w jego wykonaniu jest świetny! Powracają również: znany fanom Vign Rhames oraz Jeremy Renner. Pojawiają się natomiast Rebecca Ferguson, Simon McBourney jako szef MI6 oraz Sean Harris jako Salomon Lane – dowódca Syndykatu. Co do Harissa nic nie mam gdyż jest to dobrze odegrana postać, ale trochę źle napisana. Twórcy mogli się bardziej postarać przy tworzeniu tego bohatera. Ta samo tyczy się relacji Hunt-Ilsa.

Efekty specjalne w filmie prezentuję się na bardzo dobrym poziomie co oczywiście nie powinno nikogo dziwić. Od produkcji kosztujących 150 milionów dolarów powinno wymagać się najlepszej jakości. Równie dobrze prezentują się dynamiczne zdjęcia Roberta Elswit'a oraz klimatyczna muzyka w wykonaniu Joego Kraemer'a. Twórcy wykazali się niezwykłą pomysłowością jeśli chodzi o poszczególne sceny dzięki czemu, każda z nich jest wyjątkowa i w pewnym sensie oryginalna. Na szczególną uwagę zasługuje akcja w operze oraz w zbiorniku wodnym. Mamy także do czynienia z pokaźną ilością niezwykle kreatywnych gadżetów z arsenału IMF.

"Mission: Impossible – Rogue Nation" jest filmem dobrze zrobionym, z odpowiednim rozmachem oraz gwiazdorską obsadą. Okazuje się być lepszy niż "Ghost Protocol", ale szału też nie robi. Jest on świetnym przykładem jak powinny prezentować się typowe wakacyjne produkcje. Wciągający i wartki, ale także lekki i przyjemny. Teraz nie pozostaje nam już nic innego jak tylko czekać na kolejną "misję niemożliwą".

Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
W 2046 roku Ziemia jest wyniszczona przez wojnę z obcymi, zwanymi Wotanami, którzy przybyli 30 lat wcześniej w poszukiwaniu nowego domu, po tym jak ich układ słoneczny został zniszczony w wyniku gwiezdnej kolizji. W położonym przy granicy miasteczku Defiance Wotanie koegzystują z ludźmi. Osadą rządzi Amanda Rosewater, a pomaga jej przybyły niedawno do miasta Joshua Nolan oraz jego adoptowana córka, Iratjanka Irisa. Jako nowo przybyli, muszą nauczyć się zasad panujących w mieście i poznać jego najbardziej wpływowych członków, a wśród nich właściciela największej w okolicy kopalni Rafe'a McCawleya i ambitną kastitjańską rodzinę Tarrów. Jak się później okazuje miasteczko skrywa niejedną tajemnicę...

twórca: Kevin Murphy, Michael Taylor, Rockne S. O'Bannon
gatunek: Dramat, Akcja, Sci-Fi
kraje: USA
czas trwania odcinka: 43 min.
odcinków: 26
sezonów: 2
muzyka: Bear McCreary
zdjęcia: Thomas Burstyn, Attila Szalay
produkcja: Universal Cable Productions
średnia ocena: 6,2/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj)
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)








Sezon 1
Nowa Ziemia. Nowe zasady

Ocena sezonu: 5,9

W rytm za nowym trendem, którym okazał się pomysł przedstawiania ziemi w przyszłości Universal Cable Productions postanowiło pokazać nam jak wyglądałaby ziemia po "najeździe" lub też przybyciu kosmitów. Pomysł niezbyt nowatorski no, może z wykonaniem jest lepiej?

Sama nazwa studia produkującego ten serial powinna nam dać już coś do myślenia. Nie jest to główny człon Universal Television, tylko Cable Productions. Jest to pewien odłam produkujący niszowe seriale lub po prostu z niższym budżetem. Taka kablówka. Nic dziwnego ponieważ oglądając tę 12 odcinkową produkcję da nam się we znaki pochodzenie stacji.

Pierwsze i najważniejsze co na pewno każdy z nas wyłapie i go pewnie lekko odrzuci to efekty specjalne w "Defiance". Oglądając je mamy pełną świadomość, że budżet produkcji nie był wysoki. Nie widać tego jeszcze przy plenerach czy budynkach jednak kiedy coś nie daj boże wybuchnie to po prostu kaplica. W pilocie na domiar złego mamy jeszcze bitwę! Jednakże jest pewnego rodzaju pocieszenie. Jeśli przetrwacie pierwszy odcinek to później będzie już tylko lepiej. Co ciekawe charakteryzacja kosmitów jest bardzo dobra i nie sposób dopatrzyć się w niej niedociągnięć.

Na tle zrujnowanego wojną miasta żyją wspólnie wszystkie rasy ziemi. Iratjanie (z lekko spłaszczonym czołem), Indogeni (faktura ich skóry składa się połyskujących pięciokątów), Kastitjanie (ci to w ogóle cali są biali jak albinosi, albo nawet gorzej), Liberaci (małe stworki podobne do goblinów, Sensotowie ( wielkoludy na dwóch nogach z twarzą małpy), Gulanowie (największa tajemnica rasy wotańskiej), Wolganie (przerażający wojownicy) i oczywiście ludzie. Mimo wielu sprzeczek między rasami panuje ogólny porządek i ład.

Akcja serialu jest strasznie wolna i niekiedy nudnawa. Pilot, który okazał się wielkim zaskoczeniem i pewną nadzieją, że pomimo słabych efektów serial pochwali się ciekawą fabułą już po drugim odcinku coraz bardziej maleje. Główna intryga przycicha i zostaje zastąpiona codziennymi wydarzeniami z Defiance. Nie są one specjalnie fascynujące, jednak serial ogląda się przyjemnie. Natomiast akcja wrze po stronie politycznej serialu gdzie dwie osoby walczą o władzę nad miasteczkiem. Ten wątek dość długo nie schodzi z pierwszego planu. Natomiast wątek główny rozpoczęty w odcinku pierwszym powraca dopiero w 11 i wtedy na reszcie zaczyna robić się interesująco. Niestety pomiędzy epizodem 2 a 11 jest sporo czasu. Ten czas będą wypełniać nam mniej lub bardziej zajmujące wydarzenia. Na wyróżnienie z pewnością zasługuje odcinek 7: "I just wasn't made for these times".

Aktorzy w serialu sprawdzają się świetnie pomimo faktu, że paru z nich gra kosmitów z potężną charakteryzacją na twarzy. Mamy moją ulubioną Julie Benz (Dexter),  Granta Bowler'a ( Elita Zabójców), Stephanie Leonidas, Tonyego Curran'a (Doctor Who), Jamie Murray (Dexter), Trenna Keating i Mię Krishner. Każdy z nich wkłada w swoją postać ile się da dzięki czemu ratują produkcję.

Serial do najlepszych nie należy i to już pomijając te nieszczęsne efekty. Produkcja leży jeśli chodzi o fabułę. Od drugiego odcinka nie ciekawi i ma lepsze lub gorsze momenty. Jednak przedostatni odcinek serwuje zastrzyk akcji, który natychmiast napędza serial. Koniec końców wychodzi na to, że potencjał jest, tylko dopiero na koniec go nam ukazano. To znowu sprowadza się do tego, że chcemy oglądnąć więcej. Ja sam jestem zaciekawiony dalszym rozwojem wydarzeń i z chęcią sięgnę po kolejny sezon. Mam nadzieję, że będzie lepszy. Ten kompletnie nie zachwyca jednak jeśli nie mamy kompletnie nic do roboty, a wysiłek umysłowy nie wchodzi w grę to tę propozycję polecam jak najbardziej.




Sezon 2
Każdy doświadcza przełomu

Ocena sezonu: 6,5

Z ogromnym zainteresowaniem sięgnąłem po sezon drugi serialu sci-fiction pt: "Defiance" co oczywiście wynikło z powodu intrygującej końcówki poprzedniej serii. Z przeczytanych opinii wywnioskowałem, że ta seria jest ciekawsza oraz ma lepsze efekty specjalne. Bardzo mnie to zmotywowało, aby jeszcze prędzej zanurzyć się ponownie w świecie przyszłości. Co jednak wyszło?

Fabuła serialu rzeczywiście okazała się bardziej wartka i intrygująca niż poprzednio. Wątek główny cały czas nam towarzyszy i nie opuszcza nas tak jak to było we wcześniejszym sezonie. Oczywiście nie ma się co spodziewać, że scenariusz jest wręcz genialny. Jest poprawa, ale bez fajerwerek. Wraz z pojawieniem się nowych postaci pojawiają się nowe wątki, które okazują się całkiem ciekawe. Potrafią zaskoczyć oraz wywołać dreszczyk emocji co oczywiście nasuwa pytanie czemu cała fabuła taka nie jest.

Aktorzy powracają w swoich kreacjach i ponownie podnoszą reputację serialu. Świetna Julie Benz, Grant Bowler, Tony Curran, Jamie Murray oraz Stephanie Leonidas. Większą rolę tym razem mają Nicole Muñoz, Dewshane Williams i Jesse Rath. Pojawiają się natomiast James Murray, Anna Hopkins i Kristina Pesic.

O ile fabuła zrobiła jakikolwiek postęp to efekty specjalne pozostały takie jak wcześniej czyli ogólnie złe. Nadal gdy coś wybucha itp. to jest rozpacz. Jeśli się obiera temat przyszłości to jednak powinno się pamiętać o tym, że efekty wizualne będą na pierwszym miejscu. Szczególnie gdy planuje się coś unicestwić.

Na sam koniec twórcy serwują nam kolejne ciekawe rozwiązanie, które dobrze wykorzystane mogłoby zaowocować sukcesem. Jednak czy tak się stanie dowiemy się już w 2015 roku gdyż Universal Cable Productions przedłużyła "Defiance" o trzeci sezon. Muszę przyznać, że jest to dość niespodziewana wiadomość ponieważ tak długo odkładano komentarz co do kontynuacji, że właściwie orzekłem jej śmierć. Chętnie jednak powrócę do świata przyszłości, aby przekonać się co jeszcze może tam się zdarzyć.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.