Snippet

Moonlight

Chiron dorasta on w jednej z niebezpieczniejszych dzielnic Miami i stara się znaleźć swoje miejsce w świecie. Handel narkotykami na ich osiedlu kontroluje Juan, który staje się swego rodzaju zastępczym ojcem Chirona. Czysty i widny dom, w którym Juan mieszka ze swoją dziewczyną Teresą staje się dla chłopca oazą stabilności, miejscem gorących posiłków, świeżej pościeli i swobodnych rozmów. Drugim, równie bolesnym i skomplikowanym motywem przewodnim, jest związek Chirona z jego matką, Paulą, która stacza się w wyniszczający nałóg narkotykowy.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Barry Jenkins
scenariusz: Barry Jenkins
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka: Nicholas Britell
zdjęcia: James Laxton
rok produkcji: 2016
budżet: 5 milionów $
ocena: 8,7/10











Być sobą


Być sobą. Co to w ogóle znaczy? Dwa słowa, a wielu z nas tak ciężko je rozszyfrować. Zastanawialiście się czasem nad ich znaczeniem? Co reprezentują lub jaka idea się za nimi kryje? Mówi się, że w obecnym świecie, każdy może być sobą. Ale żeby wiedzieć co to znaczy trzeba najpierw zrozumieć sens tych dwóch słów - "być sobą". A kiedy w końcu uda nam się pojąć ich znaczenie szybko dojdziemy do wniosku, że nie każdy może być sobą. Choć wydawać by się mogło, że bariera ta już dawno opadła tak naprawdę w wielu kręgach nadal istnieje. Jej fundamentami są ludzie.

Chiron to ciemnoskóry chłopiec, który zamieszkuje w jednej z najniebezpieczniejszych dzielnic Miami. Jego życie wyglądałoby całkiem normalne gdyby nie napięta sytuacja w domu, skryta osobowość oraz odmienna seksualność. Jak poradzi sobie z tym nasz bohater i czy uda mu się  odnaleźć spokój?  Barry Jenkins bierze na tapetę jednego bohatera i w bardzo szczegółowy sposób stara się nakreślić jego poturbowane losy. Robi to w dość ciekawy sposób poprzez ukazanie nam naszej postaci w trzech stadiach jej "rozwoju". Jako małego chłopca, nastolatka oraz dorosłego mężczyzny. W każdym z trzech aktów mamy możliwość dostrzec człowieka na innym szczeblu rozwoju, ale mierzącego się z podobnymi problemami. Poniekąd obraz Jenkinsa przypomina "Boyhood", który ukazuje nam drogę bohatera od dzieciństwa aż do życia dorosłego. Jednakże w przypadku "Moonlight" jest nieco inaczej. Reżyser przede wszystkim stara się podejść do całej sprawy w niezwykle stonowany oraz minimalistyczny sposób. Nie pragnie ukazać nam szerszego punktu widzenia jak to miało miejsce w obrazie Linklatera. Tutaj przede wszystkim stara się jak najbardziej zawęzić nasze pole widzenia, aby interesował nas wyłącznie główny bohater. Jednostka, która samotnie mierzy się z wielkim światem. Niemniej jednak jeśli spojrzeć by na fabułę obrazu z góry bez najmniejszego zastanowienia można by powiedzieć, że to "odgrzewane kotlety". I film rzeczywiście by się takim stał gdyby nie świeże podejście reżysera do całego tematu oraz sposób w jaki zaserwował nam tę opowieść. Jedną z najważniejszych rzeczy jest wspomniany już wcześniej minimalizm, który potrafi porazić nas swoją wymownością tak jak to miało miejsce w "Manchester by the Sea". Tak naprawdę "Moonlight" w dużej mierze prezentuje się niczym film studyjny, który zamyka się w niezwykle artystycznej formie pełnej emocjonalnych uniesień. Jest to wręcz zaskakujące biorąc pod uwagę tematykę filmu jaką jest homoseksualizm. W dzisiejszych czasach to po prostu zbyt popularny temat, który stara się wykorzystać swoje pięć minut jak najlepiej. Efekt tego jest taki, że każde kolejne dzieło kojarzy nam się z krzyczącymi z ekranu sloganami oraz żądaniem opowiedzenia się po jedynej słusznej stronie. Barry Jenkins z niebywałym wdziękiem unika tego problemu i pokazuje, że da się ugryźć ten temat w dużo lepszy i wyrafinowany sposób. Kluczowa okazuje się forma, w której reżyser nie stara się na nas niczego wymusić. Jedyne co robi to pokazuje nam, że nasza rzeczywistość może być zdecydowanie lepsza jeśli każdy z nas o to zadba. Na przykładzie Chirona udowadnia do czego może doprowadzić niesłuszne uciśnienie jednostki, która swoją innością się wyróżnia na tle całej reszty. Choć jest to zobrazowane na przykładzie homoseksualizmu tak naprawdę reżyser w tej postaci zawiera uniwersalizm, który równie dobrze może dotyczyć nas samych. Zapytacie jak to możliwe? Otóż każdy z nas jest inny i swą inność powinniśmy demonstrować, albowiem to ona świadczy o tym kim jesteśmy. To ona sprawia, że jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. Jesteśmy sobą. Stan ten zawdzięczany rozmaitym czynnikom jest powszechnie uznawany za osobistą tożsamość. Jednakże nie każdy ma taki wybór. Nie każdy może pokazać prawdziwego siebie. Film Barryego Jenkinsa mówi nam o tym jak jednostka przytłoczona naporem z każdej strony w ostateczności przybrała "nieswoją" postać. Jak stała się kimś innym. Osobą, którą zawsze oczekiwano, że będzie. A to największa zbrodnia ze wszystkich. Zmusić kogoś do wpasowania się w jakiś szablon, aby nie odstawał od reszty. Tak robią social media i tak robi z nami szkoła. Każde odstępstwo powoduje krzywe spojrzenia, a przecież tak naprawdę to rozbieżności nas odróżniają. W ten sposób twórca na przykładzie jednostki ukazuje nam niekończącą się walkę o prawo do bycia sobą. Wyraźnie to podkreśla w każdym z trzech aktów swej opowieści, która ujmuje temat na różne sposoby. Jedną z kluczowych części jest wstęp, który wprowadza nas do całej opowieści w bardzo orężny sposób. Reżyser z odpowiednią dozą napięcia oraz dramaturgii rozwija akcję i bez pośpiechu przedstawia nam kolejne elementy układanki dzięki, którym niesamowicie łatwo jest nam zagłębić się w jego opowieść. Twórca wzbudza w nas ciekawość, którą następnie podsyca przeprowadzając nas przez kolejne etapy opowieści. A kiedy już wszystko wyjaśnia opowieść staje się jeszcze ciekawsza. Pozwala to reżyserowi gładko przejść do następnego aktu, który ukazuje nam już znacznie starszego bohatera. Jednakże i tym razem reżyser rewelacyjnie radzi sobie z opowiadaniem historii. Stawia naszą postać w nowych okolicznościach dzięki czemu udaje mu się ponownie ukazać bohatera w ekstremalnych sytuacjach. Natomiast finalna część jest swego rodzaju podsumowaniem dotychczasowego życia naszej postaci oraz nadzieją na zmianę na lepsze. Całość prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Opowieść pomimo przeskoków w czasie jest niebywale spójna oraz przejrzysta co pozwala nam w pełni cieszyć się opowiadaną historią. Ta zaś z kolei jest niezwykle intrygująca oraz bardzo wciągająca. I choć teoretycznie niewiele w niej się dzieje to tak naprawdę jest ona niesamowicie wartościowa oraz poruszająca. A poprzez swój minimalizm stara się podkreślić wartościowy wydźwięk, który dotyczy nas wszystkich.

Strona aktorska produkcji prezentuje sobą niezwykle wysoki poziom, który tyczy się zarówno pierwszego jak i drugiego planu. Jednakże najważniejszy dla całej opowieści jest Chiron, którego postać dzieli ze sobą aż trzech aktorów. Każdy z nich odgrywa bohatera w innym wieku oraz w innym stadium rozwoju. Każdy ma na niego inny i ciekawy sposób co nie znaczy, że wszyscy razem nie kreują niezwykle spójnego bohatera. Pierwszoplanowa postać to przede wszystkim zamknięty w sobie osobnik, który nie razi sobie z życiem w społeczeństwie. Nie bez powodu czuje się jak wyrzutek. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że nie może liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Nawet ze strony mamy, która również uważa go za odmieńca. Właśnie przez takie nastawienie nasza postać musiała sama się uporać z tym problemem. A najlepszym wyjściem okazało się przybrać inną formę. To bardzo nieszczęśliwa oraz poturbowana przez życie sylwetka, która dla swojego dobra zapomniała o wewnętrznym "ja". W rolę Chirona wcielili się: Alex r. Hibbert (dzieciak), Ashton Sander (nastlatek) oraz Trevante Rhodes (mężczyzna). Każdy z nich zaprezentował się z jak najlepszej strony i bardzo dobrze sportretował tę samą postać. W pozostałych rolach mamy fenomenalną Naomie Harrris, która dosłownie powala swoją kreacją. To niewielka rola, ale zagrana na najwyższym szczeblu. Ponadto jest to nowe oblicze aktorki, którego nie spodziewałem się u niej dostrzec. Drugi plan dopełniają Mahershala Ali, Janelle Monáe, Jaden Piner, Jharrel Jerome oraz Andre Holland.

Od strony technicznej obraz również prezentuje się zaskakująco dobrze. Przede wszystkim należy wyróżnić rewelacyjne zdjęcia oraz świetną muzykę. Niezwykle istotny okazuje się klimat produkcji, który lawiruje na pograniczu niezobowiązującej sielanki, a intensywnego napięcia.

W "Moonlight" Barry Jenkins nie tylko ukazuje nam niezwykle poturbowane życie naszego bohatera, ale również stara się pokazać, że tak nie musi być. Albowiem to co spotkało naszą postać to wyłącznie wina ludzkiej świadomości, która ustala powszechnie znane standardy i granice. To niezwykle wartościowa lekcja dla każdego z nas mówiąca nam, że to co inne nie koniecznie oznacza złe oraz, że nie należy krzywdzić kogoś za jego odmienność. To także niesamowicie intrygujący i wciągający obraz pełen wrażliwości, melancholii oraz poczucia pustki i bezradności wobec otaczającego nas świata. Jest to również niezwykle udany portret o homoseksualizmie, który nie stara się nam niczego udowodnić na siłę. Barry Jenkins z niezwykłym wyczuciem stworzył niesamowicie spełniony obraz, który potrafi dogłębnie poruszyć i zelektryzować swoją ciekawą formą.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz