Snippet

Milczenie

XVII wiek. Dwóch młodych jezuitów pokonuje tysiące kilometrów, aby potajemnie przedostać się do Japonii, gdzie toczy się bezwzględna walka z chrześcijaństwem. Misjonarze poszukują swojego nauczyciela – słynącego z odwagi kapłana, o którym krążą plotki, że wyrzekł się wiary katolickiej i został buddyjskim mnichem. To, czego doświadczą, wystawi ich umiejętności przetrwania, a także wszystko, w co wierzą, na najcięższą próbę.

gatunek: Dramat historyczny
produkcja: USA, Japonia, Meksyk, Włochy, Tajwan
reżyser: Martin Scorsese
scenariusz: Martin Scorsese, Jay Cocks
czas: 2 godz. 41 min.
muzyka: Kim Allen Kluge, Kathryn Kluge
zdjęcia: Rodrigo Prieto
rok produkcji: 2016
budżet: 40 milionów $
ocena: 8,9/10














Odgłos ciszy


Czy kiedykolwiek podczas modlitwy (jeśli jesteście osobami wierzącymi) zastanawialiście się czy ktoś was słucha? Zapewne kiedyś zdarzyło wam się o tym chociaż przez chwilę pomyśleć. No bo przecież jak się do kogoś mówi to naturalną rzeczą jest, że czeka się na odpowiedź. W tym przypadku niestety o odpowiedź ciężko. Jedyną rzeczą, którą większość z nas otrzymuje to cisza. Stąd rodzi się pytanie czy warto z kimś rozmawiać (modlić się) jeśli nie ma się żadnego potwierdzenia, że ta osoba nas słucha? Pytanie to zadaje również Martin Scorsese w swoim najnowszym filmie pt: "Milczenie".

W obecnych czasach ciężko o dobry film o religijnym wydźwięku. Gatunek ten przeważnie kojarzy nam się z serią kiczowatych tytułów, które nadają się jedynie dla osób głęboko wierzących. Albowiem tylko oni bez zgrzytu na twarzy są w stanie przyjąć kicz w najgorszej formie. Dla niech nie liczy się stylistyka obrazu oraz jego forma, a wyłącznie sam przekaz. Nawet fabuła jest na dalszym planie. Dla większości z nas takie filmidła to ciężki orzech do zgryzienia. Tandeta, prostactwo i górnolotne maksymy to ich renoma. Albowiem jak najdalej im do prawdziwego życia kosztem pięknej utopii. Być może dlatego gdy ktoś w końcu na poważnie stworzy film o tematyce religijnej odnosi tak wielki sukces jak chociażby Mel Gibson czy właśnie Martin Scorsese. Film opowiada o dwóch misjonarzach, którzy wyruszają do Japonii, aby odnaleźć ojca Ferreira – byłego misjonarza, o którym słuch zaginął. Podejmują się tego zadania wiedząc o niebezpieczeństwie jakie ich czeka na obcej ziemi nieprzyjaznej chrześcijanom. Podczas podroży zostaną wystawieni na liczne próby i przekonają się czym jest prawdziwa wiara. Reżyser otwiera swój film nieco drastyczną sceną, którą relacjonuje jeden z bohaterów. Jak się później okazuje jest to list pożegnalny od jednego z zakonników, którzy wykonywali misje szerzenia wiary chrześcijańskiej na terenie Japonii. Przedstawieni zostają nam również dwaj główni bohaterowie, którzy decydują się odnaleźć swojego mistrza. Tym niedługim, ale bardzo treściwym wstępem twórca bardzo zgrabnie wprowadza nas do swojej opowieści. Nie traci cennego czasu na zbędne konwenanse i bez zastanowienia przechodzi do konkretów. Udaje mu się tym zwrócić naszą uwagę i zaintrygować obrazem. Akcja produkcji bardzo prędko się rozkręca i rzuca nas na niebezpieczne tereny XXVII wiecznej Japonii. Wraz z bohaterami doświadczamy nieszczęśliwego losu japońskich wieśniaków oraz przeżywamy z nimi ich głębokie chrześcijańskie uniesienia. I choć akcja pierwszej części obrazu nie pędzi jak szalona bez najmniejszego problemu potrafi nas zaintrygować oraz sprawić, że z wypiekami na twarzy będziemy wyczekiwać każdej kolejnej sceny. W istocie jest na co czekać, albowiem z każdą minutą obraz staje się coraz bardziej drapieżny oraz toksyczny na swój sposób. Wydarzenia ekranowe przybierają na sile, a całość zyskuje jeszcze większe pole rażenia. Kluczowym elementem produkcji jest rozdzielenie się dwójki bohaterów, które pozostawia ich samym sobie. Prowadzi to do wielu ciekawych zwrotów akcji oraz zadawania mnóstwa pytań bez odpowiedzi. Oscylują one w kwestiach wiary, cierpienia oddania, ale również miłości. Postacie natomiast doprowadzane są niejednokrotnie do granic duchowej wytrzymałości, przez co rodzą się w nich liczne wątpliwości. Od siły ich wiary zależy jak wiele będą w stanie poświęcić. A jak się później okazuje stawka jest znacznie większa niż można by przypuszczać. Japończycy to niezwykle mądry naród, który potrafi uczyć się na błędach. Pokazuje to w szczególności dalsza część filmu ukazująca nam zmagania wiernych z wyrzeczeniem się wiary. Poraża nas ich znajomość pisma świętego oraz taktyki jakie stosują przeciw chrześcijanom. Szczególnie zależny im na naszym bohaterze, który jest nękany z niebywałą pomysłowością. I w tym tkwi cały szkopuł. Japończycy wyciągnęli wnioski ze swoich działań i obrali całkiem inny kierunek niż wiele wieków temu Rzymianie. Zamiast zabijać dawali szansę na wyrzeczenie się wiary z odpowiednią dozą zastraszania. Natomiast jeśli chodzi o samych misjonarzy to traktowali ich niezwykle okrutnie. Nie, nie torturowali ich ani nie zabijali. Wykorzystywali ich nadszarpniętą psychikę do osiągnięcia swojego własnego celu. Scorsese obrazuje to w niesamowicie przeszywający i dający do myślenia sposób przez co jego film po raz kolejny zyskuje na sile. Potrafi również dogłębnie poruszyć, ale także zmrozić krew w żyłach. Jest niesamowicie wrażliwy, a zaś z drugiej strony bardzo brutalny. Historia naszych bohaterów to niezwykle intrygująca i wciągająca opowieść, która posiada niesamowicie potężny wydźwięk. Da się to dostrzec już na samym początku, a im bliżej końca tym łatwiej nam to pojąć. Dzięki sprawnej reżyserii i rewelacyjnie napisanemu scenariuszowi, który zadbał o każdy nawet najdrobniejszy szczegół opowieść sprawia wrażenie dopiętej na ostatni guzik. Jest niezwykle spójna oraz przejrzysta dzięki czemu nawet na chwilę nie pozwala nam odwrócić wzroku od ekranu co jest prawdziwym fenomenem przy tak długim czasie trwania obrazu. To kino, które wiele mówi poprzez ukazywane obrazy, a nie same dialogi. Te oczywiście też są szalenie ważne, ale w dużej mierze to właśnie strona wizualna ma nas w tej produkcji posuszyć. Świadczy o tym niezwykle oszczędne wykorzystanie muzyki oraz wyraźne podkreślenie dźwięków otoczenia wokół nas. Nie ma nic mocniejszego niż obrazy i pojedyncze dźwięki, które na długo zapadają w naszą pamięć. Nie obyło się jednak bez niewielkich potknięć i w tym przypadku mam na myśli szczególnie końcówkę całego obrazu, w której zdarza się kilka przeciągniętych scen (nieznacznie, ale jednak) oraz zmieniony ton narracji, który może wielu z nas wprowadzić w chwilowe zakłopotanie. Przeskok ten w formie narracyjnej powinien być znacznie lepiej zaakcentowany oraz przede wszystkim z większym wyczuciem wprowadzony do całej opowieści. Tutaj niestety zabrakło wyrafinowania i niestety całość odbywa się dość gwałtownie i niespodziewanie. Niemniej jednak, kiedy kurz opada, całość odnajduje nieco zagubiony sens i serwuje nam satysfakcjonujący finał.

Aktorstwo w filmie Scorsese również stoi na wysokim poziomie. Jest to zasługa zarówno angielskiej jak i japońskiej obsady, a także świetnego scenariusza, który w dokładny sposób nakreśla każdego z bohaterów. Na pierwszym planie mamy przede wszystkim Andrew Garfielda jako ojca Rodriguesa, który zmaga się fundamentalnymi pytiami na temat swojej wiary. To bardzo intrygująca postać, której nie da się zaszufladkować. Składa się z wielu przeciwieństw co czyni ją wyjątkową i nieoczywista sylwetką po której nie można się niczego spodziewać. Potrafi zaskakiwać co niejednokrotnie czyni. Jednakże w ostatecznym rozrachunku jest to bardzo nieszczęśliwa postać, która nie miała prawa żyć do końca swoich dni w szczęściu. W tej roli fenomenalnie zaprezentował się wyżej wymieniony Andrew Garfield. To samo tyczy się Adama Drivera w roli ojca Garupe z tym, że jest to znacznie mniejsza rola. Na ekranie pojawiają się również Liam Neeson oraz Ciarán Hinds. Z obsady japońskiej mamy świetnego Issei Ogata, Tadanobu Asano oraz bardzo dobrych Shinya Tsukamoto, Yoshi Oida oraz Yôsuke Kubozuka. Ten ostatni jest niezwykle ważną oraz ciekawą postacią, na która należy zwrócić szczególną uwagę.

Strona techniczna obrazu zachwyca rozmachem, a zarazem minimalizmem. Na uwagę zasługują przede wszystkim zachwycające zdjęcia, szalenie oszczędna muzyka, której prawie w ogóle nie ma oraz rewelacyjne połączeni dźwięków z ukazywanymi obrazami. Na pochwałę zasługują również świetne kostiumy, scenografie oraz charakteryzacja. Szalenie istotny jest również klimat, który balansuje pomiędzy spokojną pustką, nerwowym niepokojem, a także swego rodzaju przeszywającą grozą.

Martin Scorsese po zatrważającym sukcesie "Wilka z Wall Street" postawił na dzieło o całkiem odmiennym wydźwięku. "Milczenie" to film o tematyce religijnej, który w fenomenalny sposób porusza kwestie wiary w Boga oraz poświęcenia w jego imię. To niezwykle piękny i przeszywający obraz, który prezentuje sobą najwyższy poziom kina. Posiada intrygującą i wciągającą fabułę, jest rewelacyjnie zagrany, może pochwalić się genialnym wykończeniem oraz niebanalnym wydźwiękiem. I nawet pomimo niewielkich wpadek jest to dzieło obok którego nie można przejść obojętnie.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz