Snippet

Terminator Genisys

Niedaleka przyszłość. W roku 2029 John Connor stoi na czele podziemia, walcząc z zagrażającymi ludzkości cyborgami. W tej nierównej walce musi zmierzyć się z siłami przeszłości i … przyszłości. Aby zapewnić sobie życie, wysyła w przeszłość zaufanego porucznika Kyle'a Reese'a, który musi uratować matkę Connora przed śmiercią. Ale to, czego się dowiaduje, zmienia wszystko. Oprócz Ziemi A i Ziemi B istnieje jeszcze jedno uniwersum – C, które ma stać się miejscem dla ludzkości. Tymczasem SkyNet szykuje się do najpotężniejszej wojny w dziejach. Wojny, której celem jest zgładzenie gatunku ludzkiego.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Alan Taylor
scenariusz: Laeta Kalogridis, Patrick Lussier
czas: 2 godz.
muzyka: Lorne Balfe
zdjęcia: Kramer Morgenthau
rok produkcji: 2015
budżet: 155 milionów $ 
ocena: 6,7/10








 
On wrócił!

Moda na przywracanie klasyków do życia trwa w najlepsze. Powrócił już "Mad Max" – "Na drodze gniewu" oraz nowy "Park Jurajski" – "Jurassic World". No to teraz czas na "Terminatora". Fani dwóch pierwszych części Cameron'a z pewnością wyczekiwali powrotu tej kultowej postaci. Nie będę ukrywał, że ja również z ciekawością przyglądałem się kolejnym materiałom promującym produkcję, które ostatecznie przekonały mnie do tego, aby wybrać się na seans. Niestety moje oczekiwania przerosły dzieło Alana Taylor'a. Dlatego też należy jasno podkreślić, że "Genisys" nie umywa się do wcześniej wymienionych tytułów. Dlaczego?

Powodów jest wiele, ale postarajmy się ułożyć wszystko po kolei. Zacznijmy od fabuły, która w zwiastunie wyglądała naprawdę obiecująco, ale niestety na sali kinowej wypada już znacznie słabiej. Jest strasznie zagmatwana i niezwykle chaotyczna. Bohaterowie bez przerwy skaczą z jednego miejsca na drugie co oczywiście ma za zadanie podtrzymywać akcje produkcji, ale w tej morderczej gonitwie o ocalenie świata opowieść gubi sens i staje się niezwykle miałka. Nie mówiąc już oczywiście o anomaliach czasowych, które okazały się ciężkim orzechem do zgryzienia. Tyle jest tutaj podróżowania w czasie, że nawet ciężko to ogarnąć za pierwszym razem. Dopiero dokładne przedyskutowanie tematu ukazuje sens twórców, ale i tak nie gwarantuje odpowiedzi na wszystkie pytania. Wiele rzeczy nadal pozostaje owianych tajemnicą, a my możemy tylko zgadywać o co chodzi. Przypomina mi to oryginalnego "Terminatora", który też nie do końca wszystko wyjaśniał. Dopiero kontynuacja ("T2") rozwiewa wszelkie wątpliwości i nadaje całości sens. Być może w przypadku "Genisys" też tak będzie. Kto wie?

Obraz pomimo wielu wad jest w stanie zaintrygować nas swoją treścią. Posiada solidną akcję, która utrzymuje pewien poziom, ale niestety brak jej napięcia i odpowiedniej dramaturgii. Historia wbrew pozorom jest lekka i przyjemna. Choć miała ambicje na coś lepszego to prezentuje się całkiem strawnie i bez problemu można przy niej się zrelaksować (oczywiście pomijając nasze konsternacje na temat czasowych rewolucji jakie mają miejsce na ekranie ;) ). Oprócz tego twórcy serwują nam mnóstwo odniesień do starej serii (tylko T1 i T2). Niektóre sceny wyglądają nawet jak wyjęte wprost z oryginału co z pewnością fanów ucieszy.

Produkcja posiada gwiazdorską obsadę, ale dla większości jedyną gwiazdą filmu i tak pozostanie niezastąpiony Arnold Schwarzenegger, który powrócił do swojej słynnej roli. Zaraz za nim mamy Emilię Clarke, która nie do końca sprostała moim oczekiwaniom. Ma lepsze i gorsze momenty co sprawia, że jej gra jest strasznie nierówna. Przykro mi Emilia, ale nikt nie zastąpi Lindy Hamilton jako Sarah Connor. To samo tyczy się postaci Kylea Reese'a, która w "Genisys" przypadła Jaiowi Courtney'u. Jednakże wbrew pozorom aktor podołał wyzwaniu i w efekcie okazał się miłym zaskoczeniem. Choć już od pierwszej części znamy Johna Connor'a to prawda jest taka, że jeszcze nigdy postać ta (jako dorosły człowiek) nie otrzymała wystarczającej ilości czasu ekranowego. Teraz nam to wynagrodzono, a co więcej uczyniono z niego głównego antagonistę filmu. W bardzo epizodycznej (nawet niepotrzebnej) roli pojawia się J.K. Simmons oraz Matt Smith, którego bohater w końcu został nam przedstawiony. Do premiery była to tajemnica, ale teraz już wiemy, że  najprawdopodobniej będzie to postać, która otrzyma znacznie większą rolę do odegrania w kontynuacji.

Efekty specjalne prezentują się na dobrym poziomie, ale nie są w stanie chwycić za gardło. Są to po prostu sprawnie zrobione wybuchy itp. Jedyny element godny uwagi to John Connor jako całkiem nowy Terminator. Choć na ekranie wiele się dzieje to jednak produkcji brak końcowego efektu w stylu: wow! Finalna bitwa trochę rozczarowuje szczególnie po tym co widzieliśmy w "Dniu Sądu", a nawet samym "Terminatorze". Nad całością czuwają solidne zdjęcia oraz bardzo dobra oprawa muzyczna.

"Terminator Genisys" z pewnością nie jest tym czego oczekiwaliśmy. Choć posiada ciekawe zarysy fabularne w postaci samego projektu jakim jest Genisys oraz to, że chce zbudować na nim całkiem nową, inną historię odwołującą się do oryginału to i tak jest to spory zawód. Oczywiście nie można chyba mówić o całkowitej klęsce bo obraz bardzo przyjemnie się ogląda co wcale nie zmienia faktu, że twórcy powinni postarać się nieco bardziej. Byłoby 6,5 ale dodałem dwa punkty za Courtney'a i samą koncepcję związaną z uruchomieniem Genisys, która jest bardzo adekwatna do obecnych czasów.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz