Igrzyska śmierci: Kosogłos Część 1
Katniss wraz z matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym dystrykcie trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.
gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Francis Lawrence
scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
czas: 2 godz. 3 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Jo Willemsrok produkcji: 2014
budżet: 125 milionów $
ocena: 7,6/10
#JoinTheMockingjay
Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier roku będąca zarazem kontynuacją jednej z najpopularniejszych serii dla młodzieży, ale nie tylko, otwarła listopadowy weekend z wielkim impetem. Jednak jak to się ma w stosunku do dwóch wcześniejszych części i czy Kosogłos jest siebie wart?
Francis Lawrence reżyserujący drugą część sagi, tak jak i tą powiela wyznaczone przez Garryego Ross'a standardy, które zarazem świetnie się sprawdzają i wyglądają. Fabuła filmu jest raczej umiarkowana i nie dorównuje dynamicznością poprzednim częściom. Zresztą tak samo jak powieść ma mniej scen wypełnionych akcją, czy chociażby sekwencji bitewnych. W produkcji bynajmniej nie panuje przestój jednak to już nie to samo co wcześniej. Wszystko zostało idealnie skrojone do bardzo optymalnego czasu dwóch godzin. Gdyby film trwał dłużej to byłby nudny. Takim sposobem twórcom udało się zakończyć "Kosogłosa Część 1" w idealnym momencie.
Na ekranie bryluje nam cały zestaw Hollywoodzkich gwiazd z Jennifer Lawrence na czele, która w roli Katniss ponownie wypadła świetnie. Równie dobrze wypada śp. Philip Seymour Hoffman i Julianne Moore posiadający znaczące role w filmie. Sporadycznie widujemy Donalda Sutherland'a, Woodyego Harrelson'a, Elizabeth Banks i Liama Hemsworth'a, który tak naprawdę wypadł z nich wszystkich najsłabiej. Natomiast najlepiej swoją rolę ze wszystkich aktorów zagrał Josh Hutcherson, mający niewielkie epizody.
Wiele scen Kosogłosa poświęcono propagandzie prowadzonej przez obie ze stron: prezydenta Snow'a i rebeliantów. Cały sens trzeciej części polega właśnie na takich medialnych potyczkach, wszczynaniach buntów w dystryktach i prowadzeniu do rewolucji mającej na celu utworzenie nowego Panem. Jak już wcześniej wspomniałem mała ilość scen akcji, może wielu rozczarować jednak jest to wyraźny znak, że najlepsze zostaje na sam koniec. To samo tyczy się efektów specjalnych, których nagromadzenie jest stosunkowo niewielkie i nie starają się prezentować z wielką pompą jak to było wcześniej. Tym razem mamy więcej scen nostalgii i zadumy, z odpowiednia muzyką Jamesa Newtona Howard'a w tle. Najlepszym tego przykładem jest bardzo krótka scena zburzenia tamy łącząca w sobie parę reżyserskich zabiegów, które dały świetny efekt końcowy.
Koniec końców trzecia część książki Suzanne Collins na ekranie wypada najsłabiej ze wszystkich. Nie jest zła. Jest całkiem dobra, ale wcześniejsze były lepsze. Być może wynika to z faktu, że "Kosogłos Część 1" jest całkiem inna niż jego poprzedniczki i opowiada o walce bez areny. Przez kolejny rok będziemy żywić się nadzieją, że podzielenie Kosogłosa na dwie części było dobrym zabiegiem i ostatnia część sagi będzie tym na co czekaliśmy. Jednakże mimo że film jest najsłabszy z serii to nadal jest wart zobaczenia.
Francis Lawrence reżyserujący drugą część sagi, tak jak i tą powiela wyznaczone przez Garryego Ross'a standardy, które zarazem świetnie się sprawdzają i wyglądają. Fabuła filmu jest raczej umiarkowana i nie dorównuje dynamicznością poprzednim częściom. Zresztą tak samo jak powieść ma mniej scen wypełnionych akcją, czy chociażby sekwencji bitewnych. W produkcji bynajmniej nie panuje przestój jednak to już nie to samo co wcześniej. Wszystko zostało idealnie skrojone do bardzo optymalnego czasu dwóch godzin. Gdyby film trwał dłużej to byłby nudny. Takim sposobem twórcom udało się zakończyć "Kosogłosa Część 1" w idealnym momencie.
Na ekranie bryluje nam cały zestaw Hollywoodzkich gwiazd z Jennifer Lawrence na czele, która w roli Katniss ponownie wypadła świetnie. Równie dobrze wypada śp. Philip Seymour Hoffman i Julianne Moore posiadający znaczące role w filmie. Sporadycznie widujemy Donalda Sutherland'a, Woodyego Harrelson'a, Elizabeth Banks i Liama Hemsworth'a, który tak naprawdę wypadł z nich wszystkich najsłabiej. Natomiast najlepiej swoją rolę ze wszystkich aktorów zagrał Josh Hutcherson, mający niewielkie epizody.
Wiele scen Kosogłosa poświęcono propagandzie prowadzonej przez obie ze stron: prezydenta Snow'a i rebeliantów. Cały sens trzeciej części polega właśnie na takich medialnych potyczkach, wszczynaniach buntów w dystryktach i prowadzeniu do rewolucji mającej na celu utworzenie nowego Panem. Jak już wcześniej wspomniałem mała ilość scen akcji, może wielu rozczarować jednak jest to wyraźny znak, że najlepsze zostaje na sam koniec. To samo tyczy się efektów specjalnych, których nagromadzenie jest stosunkowo niewielkie i nie starają się prezentować z wielką pompą jak to było wcześniej. Tym razem mamy więcej scen nostalgii i zadumy, z odpowiednia muzyką Jamesa Newtona Howard'a w tle. Najlepszym tego przykładem jest bardzo krótka scena zburzenia tamy łącząca w sobie parę reżyserskich zabiegów, które dały świetny efekt końcowy.
Koniec końców trzecia część książki Suzanne Collins na ekranie wypada najsłabiej ze wszystkich. Nie jest zła. Jest całkiem dobra, ale wcześniejsze były lepsze. Być może wynika to z faktu, że "Kosogłos Część 1" jest całkiem inna niż jego poprzedniczki i opowiada o walce bez areny. Przez kolejny rok będziemy żywić się nadzieją, że podzielenie Kosogłosa na dwie części było dobrym zabiegiem i ostatnia część sagi będzie tym na co czekaliśmy. Jednakże mimo że film jest najsłabszy z serii to nadal jest wart zobaczenia.
Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz