Snippet
Młoda instruktorka z Akademii FBI w Quantico, agentka Dana Scully, zostaje przydzielona do Archiwum X, specjalnego wydziału FBI, zajmującego się dziwnymi i trudnymi do wyjaśnienia w racjonalny sposób zjawiskami. Jej partner, Fox Mulder, który do tej pory był jedynym pracującym tam agentem, głęboko wierzy w istnienie istot pozaziemskich. Jego głównym celem jest wyjaśnienie zaginięcia siostry, która - jak twierdzi - została uprowadzona przez kosmitów. Scully, początkowo sceptycznie nastawiona do wszelkich teorii Muldera, niebawem sama staje się świadkiem niewytłumaczalnych zjawisk...

twórca: Chris Carter
oryginalny tytuł: The X Files
gatunek: Thriller, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 42 min.
odcinków: 208
sezonów: 10
muzyka: Mark Snow
zdjęcia: Dennis Hall, Thomas Del Ruth, John S. Bartley, Jon Joffin, Joel Ransom, Bill Roe, Ron Stannett
produkcja: Fox
średnia ocena: 8,4/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)






O "Z Archiwum X" słyszałem wielokrotnie jednakże nigdy nie zamierzałem po serial ten sięgnąć. Dopiero pewnego dnia gdy stacja Fox ogłosiła produkcję nowego sezonu zamyśliłem się na chwilę czy czasem nie warto byłoby skusić się na te produkcję. Po pewnym czasie nie wytrzymałem i zdecydowałem się obejrzeć pierwszy odcinek serialu pochodzący z 1993 roku. Było to w te wakacje i jak na razie ta przygoda wciąż trwa.




Czy ty wierzysz?



Ocena sezonu: 8,7

W natłoku rozmaitych produkcji telewizyjnych tworzonych w duchu sci-fiction oraz poświęconych zjawiskom nadprzyrodzonym, jeszcze żaden serial tak mi się nie spodobał, oraz tak mnie nie wciągnął jak omawiane dzisiaj "Z Archiwum X". Ten dziewięcio sezonowy klasyk jest perełką w swoim gatunku, gdyż to on nadał sens dalszym obrazom, które tworzono na wzór serialu Fox. A zatem co takiego niezwykłego czeka na nas w Archiwum X?

"Z Archiwum X" to jeden z niewielu, jak nie jedyny serial o tematyce sci-fiction z 1993 roku. Właśnie wtedy twórca serii, Chris Carter wpadł na genialny pomysł stworzenia serialu o dwójce agentów pracujących w specjalnym oddziale FBI (tytułowe "Archiwum X"), którzy nieustannie będą ścigać nadprzyrodzone zdarzenia oraz będą badać sprawy porwań jak i kontaktów ludzi z istotami pozaziemskimi. Brzmi obiecująco? To nic, dalej jest jeszcze lepiej. Struktura serialu podzielona jest na dwie części. Jedna z nich nieprzerwanie kontynuuje wątek główny całej produkcji rozpoczęty w epizodzie pierwszym, który przewija się co kilka odcinków, natomiast druga strona serialu to osobne, w ogóle nie związane z  głównym wątkiem, nadprzyrodzone przypadki i zdarzenia. To właśnie dlatego serial przypomina tasiemca, który zdaje się nie mieć końca. Nie martwcie się jednak. Odcinki poświęcone zarówno głównej intrydze jak i pozostałym sprawom są równie intrygujące i wciągające. Zresztą cały serial jest niesamowicie ciekawy i pochłaniający. Nie da się go zacząć i w połowie skończyć gdyż ukazuje nam tak fascynujące zdarzenia, że nie da się od nich oderwać wzroku. Oczywiście jest to też zasługa świetnie nakreślonych i zagranych postaci, które nieustannie urzekają nas swoim urokiem. Wracając jednak do fabuły należy podkreślić, że jest ona niezwykle wartka oraz zajmująca. Oprócz tego cała intryga jest świetnie rozplanowana i nakreślona dzięki czemu nie ma mowy o żadnych zgrzytach, ani niedomówieniach. Nawet pomimo faktu, że ciągle dowiadujemy się czegoś nowego to sprawa okazuje się być znacznie większa i misternie skomponowana przez co nigdy nie dowiadujemy się całej prawdy. Twórcy stopniowo ujawniają nam poszczególne poszlaki zostawiając sobie dużo chwytów w zanadrzu dzięki czemu my ciągle spragnieni prawdy z niezwykłym zainteresowaniem śledzimy dalsze poczynania Muldera i Scully. Całość pomimo wielosezonowej akcji zawsze sprawia wrażenie zamkniętej i odrębnej całości w obrębie sezonu. Jednakże kopiąc głębiej (znacznie głębiej – patrz sezon 7) doszukamy się odwiedzi na wszelakie pytania jakie postawiono od samego początku. Być może należy wykazać się przy tym wolą wytrwania, ale kiedy widzimy nagrodę wtedy rozumiemy, że warto było.

Serial porusza różnoraką tematykę. Znajdziemy w nim epizody stricte sci-fiction, które przeważają nad innymi, ale bardzo często pojawiają się sprawy dotyczące nadprzyrodzonych zdarzeń. Większość z nich bazuje na mitach i legendach, część wykorzystuje naukowe podstawy, a reszta jest czystą wyobraźnią. Jednakże takich epizodów na cały serial jest najmniej. Pojawiają się również odcinki mówiąc kolokwialnie "schizowe". Są one świetnie napisane, zagrane, oraz wykonane dzięki czemu świetnie się je ogląda, a niestety jak by to powiedzieć często także "ryją banię". Przepraszam z określenie, ale inaczej się tego ująć nie da. Po prostu świetnie się sprawdzają do prania mózgu.

Wracając do postaci należy powiedzieć, że są one świetnie nakreślone i przedstawione dzięki czemu od razu jesteśmy skłonni je polubić. Od początku zarażają nas swoim optymizmem, poczuciem humoru oraz lekkością z jaką ze sobą współgrają co sprawia, że nieustannie im kibicujemy. Szczególnie dwójce głównych bohaterów: Foxie Mulderze i Danie Scully. Fox to niepoprawny optymista który odpowiada na prawie każde zgłoszenie o obcych oraz wierzy w nadnaturalne zjawiska. Dana to typowa sceptyczka, zaprzeczenie Muldera, która swoje teorie pokłada w nauce. Z reguły gdy dochodzi do niewyjaśnionych zdarzeń jej nie ma w pobliżu przez co przez cały pierwszy sezon jest "niewierząca". Oczywiście z czasem się to zmienia, ale bardzo, bardzo powoli. W roli Muldera i Scully mamy rewelacyjnego Davida Duchovny'ego oraz równie fenomenalną Gillian Anderson. Oprócz nich pojawia się również William B. Davis w roli słynnego Palacza, Jerry Hardin jako "Głębokie gardło" oraz w odcinku 16 pojawiają się Samotni Strzelcy czyli: Bruce Harwood, Tom Braidwood oraz Dean Haglund.

"Z Archiwum X" posiada bardzo dobrą oprawę muzyczną, która świetnie współgra z ekranowymi zdarzeniami. Do tego dochodzą jeszcze profesjonalne zdjęcia, oraz bardzo dobre efekty specjalne jak na tamte czasy. Warto również zwrócić uwagę na niezwykły klimat, różnorodne scenerie oraz nietuzinkowy humor. Na plus na pewno należy zaliczyć lokacje w jakich kręcono serial, które niezwykle urozmaicają produkcję. Do tego dochodzi jeszcze słynne na cały świat intro z jeszcze słynniejszym motywem przewodnim.

Pierwszy sezon "Z Archiwum X" to wypełniona akcją, kosmitami oraz paranormalnymi zjawiskami produkcja, która niezwykle wciąga. Do tego mamy genialne kreacje aktorskie, świetnie zarysowane postacie, humor oraz niezwykły klimat. To wszystko sprawia, że bez dwóch zdań należy sięgnąć po "Z Archiwum X" i odkryć jego fenomen. Ale uwaga! Związek z serią zobowiązuje, dlatego nie zdziwcie się, że po pierwszej serii zapragniecie więcej. A droga na koniec niestety zajmie jeszcze osiem sezonów.






Prawda kryje się na dnie



 Ocena sezonu: 9,0

Po bardzo emocjonującym i świetnym pierwszym sezonie "Z Archiwum X", który okazał się dla mnie "objawieniem" przyszedł czas sięgnąć po kolejną część przygód dwójki agentów, którzy w poszukiwaniu prawdy przekroczą każdą znaną granicę. Nie straszne dla nich dziury czasowe, porwania UFO, nadnaturalne zjawiska, ani sam szatan w ludzkim wcieleniu. Dzieje się, oj dzieje.

W minionym sezonie twórcy postawili sobie poprzeczkę naprawdę wysoko prezentując zaskakująco spójne, intrygujące i wciągające epizody, które tworząc całą pierwszą serię okazały się czymś przełomowym i nowym w telewizji. Oczywiście mowa o roku 1993, kiedy to seria miała premierę. Teraz "Z Archiwum X" to nie tylko serial godny uwagi, ale również klasa sama w sobie. Zapracowali na to zarówno twórcy jak i aktorzy, którzy tchnęli w produkcję swego ducha. Czy może być jeszcze lepiej? Okazuje się, że może co twórcy świetnie udowodnili drugim sezonem, który okazał się lepszy niż pierwszy. Akcja serialu znacznie przyspieszyła dzięki czemu całość jest jeszcze bardziej płynniejsza. Twórcy okazali się niezwykle pomysłowi ukazując nam nowe, świeże pomysły i intrygi, które świetnie rozplanowali do najmniejszych szczegółów oraz bezbłędnie opowiedzieli. Rzucili losy postaci na nowe, nieznane wody i pokazali nam jak zachowają się one w takich niecodziennych i ekstremalnych sytuacjach. Nie dość, że z początkiem sezonu zamknięto "Archiwum X" to jeszcze w trakcie trwania produkcji dochodzi do porwania jednego z głównych bohaterów. Tyle emocji, napięcia, akcji, dramatu oraz grozy. Twórcy świetnie poradzili sobie z umieszczeniem wszystkich tych aspektów w serii dzięki czemu mamy dwa razy więcej akcji oraz niecodziennych zdarzeń niż wcześniej. Chociaż sezon składa się z aż 25 odcinków, to jednak tak jak w serii pierwszej, w ogóle nam to nie przeszkadza. Scenarzyści okazali się na tyle twórczy, że z niezwykłą lekkością i gracją udało im się poprowadzić każdy z odcinków.  Nawet te z najbardziej nieprawdopodobnymi zdarzeniami byli w stanie przedstawić w takim świetle, że bylibyśmy skłonni uwierzyć w każde ich słowo. A trzeba przyznać, że rozpiętość epizodów pod względem tematycznym jest naprawdę duża. Od najprostszych historii po te niezwykle zawiłe i skomplikowane. Nie zapominajmy również o głównej intrydze, która jest sumiennie kontynuowana przez Chrisa Cartera. Bez problemu przeplata się z innymi odcinkami nie powodując "zwarcia". Jest niezwykle intrygująca, wartka oraz szokująca. Świetnie buduje napięcie i dramaturgię. Dzięki sprytnemu zabiegowi stworzenia historii dwu-odcinkowych twórcy mogą opowiedzieć nam dwa razy więcej informacji czyniąc całość jeszcze bardziej wciągającą. Pomysł ten znacznie polepszył byt serii. Co do głównej intrygi to trzeba przyznać Carterowi, że niezwykle misternie zaplanował cały serial, skrupulatnie ujawniając nam od czasu do czasu pewną garść nowych informacji. Mulder i Scully kopiąc głębiej doszukują się coraz to nowszych i mrożących krew w żyłach faktów dotyczących porwań UFO, samego Palacza oraz jego tajnej organizacji. Niestety, mimo że poznajemy coraz to nowsze i ciekawsze szczegóły dotyczące UFO, to jednak nadal daleko jeszcze do sedna prawdy. Ta bowiem znajduje się głęboko na dnie przykryta mułem i gliną. Nasi bohaterowie będą musieli się jeszcze nieźle ubrudzić zanim dokopią się do samego dna.

Losy naszych postaci w tym sezonie będą jeszcze ciekawsze i jeszcze bardziej zaskakujące niż w pierwszym. Przyjdzie im się zmierzyć z niespotykanymi zdarzeniami oraz utratą jednego z partnerów.  Wszystko świetnie opowiedziane, z wielką dozą grozy i suspensu. W głównych rolach Mulder'a i Scully znowu powracają wyśmienici David Duchovny oraz Gillian Anderson, którzy rewelacyjnie się prezentują jako para ekranowa. Czuć między nimi specyficzną "chemię", która dodaje im uroku i lekkości sprawiając, że nigdy nam się nie znudzą. Do stałej obsady dołącza Mitch Pileggi, który wciela się w Waltera Skinner'a – zastępcę generalnego dyrektora FBI. Od czasu do czasu pojawiają się natomiast: William B. Davis jako Palacz oraz nowe postaci Alex Krycek grany przez Nicholasa Leę oraz nowy informator Muldera Pan X – Steven Williams. Oczywiście nie mogło zabraknąć Samotnych Strzelców.

Pod względem technicznym drugi sezon "Z Archiwum X" prezentuje się równie dobrze jak pierwszy. Posiada surowe zdjęcia, intrygującą muzykę oraz świetne plenery dzięki czemu produkcja stale utrzymuje niesamowity klimat, dramaturgię oraz napięcie. Szczególnie gdy dochodzi do kontaktu z obcymi.

Podsumowując muszę przyznać, że drugi sezon "Z Archiwum X" niebywale mnie zaskoczył. Ukazuje nam niezwykle ciekawe zdarzenia, świetnie wplecione w to postaci, rewelacyjny klimat oraz wykończenie, a na dodatek posiada kilka "innowacji", które zdecydowanie wpłynęły na jego korzyść. Takim oto sposobem sezon drugi okazał się być lepszy niż jego poprzednik. Jak dla mnie bomba! Już nie mogę się doczekać czym twórcy zaskoczą mnie w kolejnej serii!






Kopiąc głębiej



Ocena sezonu: 8,3

Po rewelacyjnym drugim sezonie "Z archiwum X" powraca do nas z kolejnymi przygodami, niewyjaśnionymi zdarzeniami i kolejną porcją newsów na temat kosmitów. Czego tym razem dowiedzą się Mulder i Scully i jakie tajemnicze czekają by je odkryć? Nie przeciągajmy tego dłużej. Czas zapoznać się z tym co ma do zaoferowania nam kolejny sezon hitowej serii?

Ogólnie rzecz ujmując mamy całą masę nadprzyrodzonych zdarzeń oraz wciąż ciągnącą się intrygę związaną z UFO. Zapytacie teraz pewnie czy to nie zaczyna się robić już trochę nudne? Z całą pewnością jestem w stanie odpowiedzieć, że bynajmniej, aczkolwiek widać po serii lekkie zmęczenie materiałem. O co chodzi? Już wyjaśniam. Otóż fabuła trzeciego sezonu "Z Archiwum X" to wciąż dobrze napisana, ciekawie opowiedziana i nakręcona opowieść, którą świetnie się ogląda. Intryguje, szokuje, daje do myślenia oraz sprawia, że ciarki chodzą nam po plecach. Wszystko jest opowiedziane w należyty sposób, bez ściemniania czy owijania w bawełnę. Twórcy nie boją się popuścić wodze fantazji i zaskoczyć nas nowymi, niecodziennymi sprawami, które choć niekiedy zdają się być niemożliwe, to jednak zawsze starają się bazować na przynajmniej jednej prawdziwej informacji. Czy to fakt historyczny, pochodzący z plemiennych wierzeń albo wynikający z ewolucji. Tak czy siak zabieg ten sprawia, że większość spraw z "Archiwum X" staje się dzięki niemu bardziej "przyziemne". W końcu nadnaturalne zjawiska to nie tylko UFO. Niestety na tym polu widać już pierwsze oznaki przysłowiowego "zmęczenia" się materiału, którym posługują się twórcy. Efekt ten tyczy się jedynie luźnych epizodów niepowiązanych z główną fabułą. Problem z jakim stykają się owe epizody to brak nowości, lekkości i gracji. We wcześniejszych sezonach twórcom udawało się stworzyć na tyle ciekawe i na tyle różnorodne opowieści, że dzięki temu zróżnicowaniu nie dochodziło do spłycenia linii dramatycznej serii. Tym razem niestety poprzez powielanie dobrych, sprawdzonych, ale niestety wtórnych już schematów scenarzyści nie podają nam na tacy niczego nowego, ani świeżego. Serwują nam natomiast coś w rodzaju odgrzewanego kotleta, który z pozoru jest dobry, ale tak naprawdę to jedliśmy już go wcześniej i znamy jego smak. Adekwatnie do tego porównania odcinki trzeciego sezonu to dobre i ciekawe epizody, ale widać po nich, że twórcom brak już pomysłów na coś oryginalniejszego przez co mamy wrażenie, że już takie oglądaliśmy i chcielibyśmy od nich dostać coś innego. Niemniej, jednak to wciąż ten sam dobry kotlet, tylko odgrzewany. Na szczęście problem, który powoli zaczyna dotyczyć "luźnych" epizodów "Z Archiwum X" (oczywiście nie wszystkich) nie tyczy się głównej intrygi, która jest sumiennie kontynuowana przez twórców. Dostajemy całkiem nowe watki dotyczące tajemniczych porwań kosmitów oraz eksperymentów, które przeprowadzają na ludziach. Po części zostaje nam wyjaśnione niespodziewane zniknięcie jednego z dwójki głównych bohaterów z poprzedniego sezonu oraz kilka innych faktów, które nas dręczyły. Niestety twórcy lubią sobie z nami pogrywać dlatego kolejny raz ujawniają nam kilka nowych informacji oraz pod koniec zostawiają nas z jeszcze większą ilością niewiadomych. Cóż, taki urok serii. Oprócz kilku świeżych wątków pojawia się również nowe zagrożenie, które odegra kluczową rolę w dalszych sezonach. Jest dramat, napięcie, akcja oraz tajemnica czyli podstawowe składniki serii, które świetnie się uzupełniają.

W składzie aktorskim nie nastąpiły, żadne zmiany, a w roli dwójki niepokornych agentów wciąż mamy rewelacyjnych Davida Duchovny'ego i Gillian Anderson. W tym sezonie relacje Muldera i Scully wreszcie zaczynają trochę przyspieszać. Oznacza to właściwie tyle co nic. Z jednej strony pojawiają się głębsze rozmowy i widać, że pomiędzy bohaterami istnieje specyficzna więź, która ciągle ewoluuje, ale z drugiej strony zdarzają się momenty w których mamy wrażenie, że nasze ukochane postaci to tak naprawdę nie oni. Oprócz tego powoli zaczyna drażnić nas fakt, że Scullly po prawie trzech latach w "Archiwum X" wcale się nie zmieniła. Dalej jest zagorzałą sceptyczką, która nawet widząc nadprzyrodzone zdarzenia zaprzecza nim. Oczywiście rozumiem, że z początku miała ona być przeciwieństwem Muldera, ale przecież w nieskończoność tego się ciągnąć nie da. Gdybym to ja był Scully to po tym co widziała uwierzyłbym we wszystko. Mam nadzieję, że wkrótce ulegnie to zmianie. Na ekranie pojawiają się również: Mitch Pileggi jako Walter Skinner,  William B. Davis jako Palacz oraz znani z drugiej serii:  Nicholas Lea jako Alex Krycek i  Steven Williams znowu w roli Pana X. Dodatkowo sezon trzeci może pochwalić się trzema gwiazdami światowego formatu, które przed zrobieniem kariery pojawili się w legendarnej serii. Są nimi: Jack Black, Giovanni Ribisi (obydwaj w odc. "D.P.O"), Ryan Reyndols (odc. "Syzygy") oraz B.D. Wong i Lucy Liu (obydwaj w odc. "Piekielne pieniądze").

Wykończenie "Z Archiwum X" jest równie dobre jak w poprzednich sezonach. Mamy świetne efekty specjalne, niezwykle klimatyczną muzykę Marka Snow'a i świetne scenografie. Mamy jak zawsze fenomenalny klimat, który wyróżnia serię spośród wszystkich seriali. Wprowadza on napięcie, grozę, tajemnicę i niepewność.

Koniec końców trzeci sezon "Z Archiwum X" okazuje się być jak dotąd najsłabszym. Jednakże wcale nie oznacza to, że jest zły. Wciąż ma w sobie wiele dobrego i prezentuje ciekawe potyczki bohaterów. Potrafi wciągnąć, wywołać dreszczyk emocji oraz sprawić, że zapragniemy oglądać serial dalej. A to już jest spory sukces.







Nowe zagrożenia. Stare przyzwyczajenia



Ocena sezonu: 7,5

Choć za nami już trzy sezony i 73 odcinki, to jednak ledwo zbliżamy się do połowy. "Z Archiwum X" to niezwykle rozbudowany i wielopoziomowy serial, w którym ciągle dochodzi do zaskakujących zwrotów akcji, które prezentują nam nowe zagrożenia. Tak samo jest z tym sezonem. Niestety każdemu zdarzają się wzloty i upadki. Tym razem w pewnej kwestii twórcy osiągnęli punkt krytyczny. W czym rzecz?

Czwarty sezon jest bardzo intrygujący, wciągający oraz niezwykle tajemniczy i zaskakujący. Twórcy niezwykle konsekwentnie trzymają się wątku głównego i nieprzerwanie go kontynuują. Przedstawiają nam ciąg dalszy afery związanej z UFO oraz w połowie serii prezentują nowe zagrożenie, które okazuje się równie niebezpieczne jak sami kosmici. Zagrożeniem tym okazuje się "czarny olej", albo lepiej znany pod nazwą "czarna śmierć". Jest to niezwykle niebezpieczna substancja, która została przedstawiona nam już w trzecim sezonie w odcinakach: "Piper Maru" i "Apokryf" jednakże dopiero teraz twórcy postanawiają do niej powrócić. Poprzez powrót do tego wątku twórcom udaje się równie ciekawie poprowadzić dalszą akcję. Odcinki wliczające się w "oryginalną" fabułę produkcji są dzięki temu wciągające, niezwykle wartkie oraz godne uwagi. Poprzez wprowadzenie nowego tematu udaje się trochę odświeżyć serię oraz sprawić, że staje się bardziej różnorodna. Oczywiście Chris Carter nie rezygnuje bezpowrotnie z rozpoczętej w pierwszym sezonie intrygi o czym cały czas nam przypomina. Z resztą nawet bez tego fabuła "Z Archiwum X" jest już dosyć skomplikowana i niezwykle zagmatwana. Trzeba, jednak przyznać, że w tym całym szaleństwie jest metoda na zaprowadzenie ładu i składu. Jest to jeden z nieodkrytych przeze mnie fenomenów tej serii, że pomimo tak skomplikowanej linii fabularnej da się odnaleźć sens oraz logikę. Niestety wszystko to tyczy się "głównego" wątku serialu. Należy pamiętać, że oprócz odcinków wchodzących w skład pierwszoplanowej intrygi mamy również "stand alone episodes" (luźne epizody), które nijak mają się do wątków kosmitów czy "czarnej śmierci". Już w recenzji zeszłego sezonu pisałem, że serial na tym polu zaczyna odczuwać zmęczenie materiałem poprzez prezentowanie nam podobnych stylem opowiadań. Teraz niestety jest jeszcze gorzej. Twórcy doprowadzili do stanu krytycznego, gdzie niewłaściwy ruch będzie ich dużo kosztować. Już trzeci sezon przejawiał się brakiem świeżości i lekkości co mogło doprowadzić do stanu, w którym się obecnie znajdujemy. Epizody należące do tak zwanych "luźnych odcinków" przejawiają sobą utarty już schemat, zero świeżości i kompletny brak wyczucia. To tak jakbyśmy zaserwowali komuś odgrzewany kotlet z trzeciego sezonu tylko tym razem podczas podgrzewania mięso nam się dodatkowo przysmażyło. Voila! Mamy sezon czwarty! Dla sprostowania nie uważam, że pomysły na "stand alone episodes" to nieciekawe i nic nie warte uwagi koncepcje. Nie. To nie w tym rzecz. Tutaj bardziej chodzi o sposób prowadzenia akcji, o to w jaki sposób coś przedstawiamy oraz o ogólny wydźwięk odcinka. Twórcy wyraźnie działają za sprawą jakiegoś schematu gdyż nawet jeśli pomysł na epizod jest ciekawy, to niestety ostatecznie całość jest opowiedziana nam w tak utarty już sposób, że po prostu nas to męczy. Takim oto sposobem możemy się nieźle wynudzić, a efektem tego jest brak  jakichkolwiek konkretnych wspomnień z sezonu. Szkoda, że do tego doszło gdyż "Z Archiwum X" miało to do siebie, że prawie każdy odcinek, związany czy nie z głównym wątkiem prezentował się rewelacyjnie. Tym razem niestety nie można tego powiedzieć. Dodatkowo epizodom brak lekkości i gracji w tonie prowadzenia akcji. To już nie ta sama klasa co kiedyś. Wszystko jest jakieś "nadymane", zbyt poważne i mało odkrywcze przez co cała seria sprawia wrażenie topornej  i ciężkiej w odbiorze. Jednakże na wyróżnienie zasługują odcinki: "Pole, na którym poległem", "Sanguinarium", "Papierowe serca" oraz "Kaddish".

To co w każdym sezonie zawsze prezentuje się na rewelacyjnym poziomie to oczywiście aktorstwo Davida Duchovny'ego oraz Gillian Anderson czyli dwóch głównych bohaterów serii. W czwartym sezonie aktorzy także prezentują się rewelacyjnie i nie można im niczego zarzucić. Niestety nie powiedziałbym już tego o ich postaciach. Choć Mulder i Scully znają się już prawie cztery lata to po wydarzeniach ekranowych wcale tego nie widać. Relacje bohaterów nadal są dosyć sztywne przez co nie jesteśmy w stanie odebrać ich na poważnie. Scully jest wyraźnie zmęczona Mulderem i dosadnie to pokazuje, a z kolei on zdaje się wcale tego nie zauważać. Dodatkowo całemu temu teatrzykowi nie pomaga fakt, że bohaterowie praktycznie się nie zmienili od pierwszego sezonu. Mulder nadal jest niepoprawnym marzycielem, który co odcinek wymyśla  coraz to zmyślniejsze teorie, a z kolei Scully wciąż jest zatwardziałym sceptykiem pomimo bycia świadkiem tylu niewyjaśnionych zjawisk. Najgorsze jest jeszcze to, że zawsze ma jedno i to samo wytłumaczenie, cytuję: "Nie wiem co widziałam, ale na pewno da się to jakoś wyjaśnić w naukowy sposób." Ręce opadają. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie twórcy coś z tym zrobią bo staje się to strasznie irytujące. Oprócz Duchovny'ego i Anderson na ekranie pojawia się także Mitch Pileggi jako Walter Skinner, William B. Davis jako Palacz Nicholas, Lea jako Alex Krycek oraz Samotni Strzelcy. Dodatkowo zostaje nam przedstawiona Laurie Holden jako Marita Covarrubias – nowa informatorka Muldera.

Wykończenie "Z Archiwum X" również nie zawodzi. Mamy rewelacyjną i odpowiednio dopasowaną do każdego odcinka muzykę Marka Snow'a oraz bardzo dobre scenografie. Nie zawodzą również efekty specjalne oraz fenomenalny klimat pełen napięcia, tajemnicy oraz grozy.

Ostatecznie czwarty sezon "Z Archiwum X" okazał się jak dotąd najsłabszym. Niestety, ale tym razem zbyt wiele rzeczy się nie klei. Począwszy od nieciekawej relacji bohaterów poprzez ciężki wydźwięk serii, a skończywszy na schematycznych i męczących "luźnych odcinkach". To nie to samo "Archiwum X", w którym się zakochałem od pierwszego odcinka. Twórcy definitywnie muszą coś zmienić, aby serial nie stoczył się jeszcze bardziej. A zadanie to nie jest łatwe.



 
Nowe oblicze prawdy



Ocena sezonu: 8,7

Po niezbyt udanym czwartym sezonie serialu naprawdę obawiałem się o jego przyszłość. Bałem się, że twórcy wykorzystali już wszystkie swoje pomysły na serię i będą ją kontynuować w nieciekawy i ciężki w odbiorze sposób. Oczywiście mowa tu o "luźnych odcinkach", które zajmują większą część każdego sezonu. Czy tym razem ponownie zostanie zaserwowany nam odgrzewany kotlet czy może twórcy serii stanęli na wysokości zadania i udało im się stworzyć coś "świeżego"?

Już po pierwszych pięciu odcinkach nowego sezonu widać, że twórcy się postarali. Po raz kolejny ukazują nam niezwykle intrygującą, wciągającą, pełną tajemnic, grozy oraz nadprzyrodzonych zdarzeń fabułę. Niezwykle zgrabnie kontynuują wątek rozpoczęty pod koniec czwartego sezonu i ukazują nam jego następstwa. Już na samym początku wychodzi na jaw kilka skrzętnie skrywanych tajemnic, a to dopiero początek. Jednakże na wszystkie odpowiedzi przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Główna intryga produkcji stworzona przez Cartera coraz to bardziej się rozrasta i wprowadza coraz to większe zamieszanie. Oczywiście nie ma powodów do obaw, albowiem całość jest tak zgrabnie opowiedziana, że nawet pomimo naszej niewiedzy na temat wielu rzeczy sezon ogląda się bardzo dobrze. Tym razem oprócz powrotu do starych wątków zaserwowano nam kolejny, który wiąże się z powstaniem hybrydy człowieka i kosmity. Więcej na ten temat dowiemy się w dalszych sezonach jak zarówno o przyczynie tworzenia takich hybryd. Oprócz tego mamy do czynienia ze znanym już "czarnym olejem" oraz z wprowadzającym mały zamęt wątkiem Michaela Kritschgau, który nie raz zachwieje wiarą Muldera. Niezwykle intrygująco prezentują się także potyczki Palacza, który zostaje odsunięty od władzy nad Syndykatem. Jednakże piąty sezon zdecydowanie należy do Dany Scully i jej niezwykle wzruszającego, emocjonującego i niestety smutnego wątku z odcinków "Kolęda" i "Emily". Choć agentka wiele już wycierpiała, to jednak twórcy serwują jej kolejną dawkę, która tylko potwierdza jak bardzo silną i wytrzymałą postacią jest Scully. Co jak co, ale Dana jak dotąd jest najbardziej poniewieraną postacią w tym serialu. To przez co przeszła nie może równać się z przejściami żadnego innego bohatera. Dodatkowo potwierdzeniem mojej tezy, że sezon piąty należy do Scully jest odcinek "Chinga", w którym agentka samodzielnie rozwiązuje jedną ze spraw. Jednakże oprócz niezwykle emocjonującego i pełnego tajemnic wątku głównego mamy tak zwane "luźne epizody", które opowiadają o codziennej pracy "Archiwum X". W poprzednich dwóch sezonach epizody te przechodziły kryzys, albowiem cierpiały na syndrom "odgrzewanego kotleta". Jednakże po pojawieniu się piątej serii muszę przyznać, że jestem zaskoczony postępem jakiego dokonali twórcy. Zdecydowanie spuścili z tonu dzięki czemu odcinki nie są już takie "nadymane" ani zbyt poważne. Zmieniono także styl i ton prowadzenia, akcji przez co epizody zyskały utraconą grację oraz lekkość, która gwarantowała przyjemny odbiór. Oprócz tego historie te są bardziej zróżnicowane dzięki czemu cały sezon prezentuje się znacznie ciekawiej. Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze odcinek pt: "Zła krew", który ma bardzo komediowe zabarwienie. Innymi słowy czuć powiew świeżości, a co za tym idzie całkiem nowe spojrzenie na serial. Oby tak dalej.

"Z Archiwum X” nie mogłoby istnieć gdyby nie David Duchovny oraz Gillian Anderson wcielający się w kultowe postacie telewizyjne, a mianowicie agentów Muldera i Scully. Aktorzy po raz kolejny rewelacyjnie prezentują się na ekranie tworząc niezwykle intrygujący duet. À propos postaci to warto zauważyć zmiany jakie między nimi zaszły. Relacje dójki głównych bohaterów ulegają poprawie. Nie są to już znane z czwartej serii sztywne dialogi, szablonowe podejścia do nadnaturalnych zjawisk oraz ograniczone pole widzenia postaci. Tym razem Mulder już nie będzie wszystkiego taki pewien i niejeden raz zwątpi, natomiast Scully stanie się bardziej otwarta na na niesamowite teorie partnera, a nawet sama będzie powoli tworzyć własne. Ich relacje nie są już tak toksyczne jak wcześniej. Agenci zaczynają się coraz bardziej dogadywać przez co zaczyna pomiędzy nimi powoli iskrzyć. Czy coś z tego będzie? Kto wie. Na ekranie pojawiają się także: Mitch Pileggi jako Walter Skinner, Nicholas, Lea jako Alex Krycek, Laurie Holden jako Marita Covarrubias oraz John Finn jako Michael Kritschgau i William B. Davis jako Palacz. Nie należy zapominać także o Samotnych Strzelcach, którzy tym razem dostali cały odcinek poświęcony ich działalności pt: "Wyjątkowi podejrzani".

Pod względem technicznym serial po raz kolejny prezentuje się rewelacyjnie. Wszystko to za sprawą, dobrych zdjęć oraz świetnej muzyki Marka Snowa. Oprócz tego mamy do czynienia z bardzo dobrymi efektami specjalnymi, charakteryzacją oraz scenografią. Nie należy zapomnieć także o wyjątkowym klimacie serii, który sprawi, że po plecach przejdą nam ciarki.

Podsumowując piąty sezon "Z Archiwum X" to zaskakująco dobry powrót jednego z moich ulubionych seriali. Widać wyraźnie, że twórcy wiele zmienili w stosunku do poprzedniej serii co zaowocowało poprawą. Oprócz zawsze wciągającego wątku głównego mamy również ciekawe relacje Muldera i Scully oraz świeże podejście do tak zwanych "luźnych epizodów". Lepszego powrotu nie mogłem sobie wymarzyć. Mam nadzieję, że twórcy nie popełnią już błędu z przeszłości i będą dalej tworzyć tak dobre sezony jak ten.


Przeczytaj również recenzję filmu pełnometrażowego: "Z Archiwum X: Pokonać przyszłość" będącego bezpośrednią kontynuacją piątego sezonu serii.



Cała prawda



Ocena sezonu: 8,5

Rozpoczynając przygodę z "Z Archiwum X" byłem bardzo ciekaw mitologicznego wątku serii, który notabene ciągnie się przez prawie cały serial. Przypuszczałem, że dopiero pod koniec dziewiątego sezonu zostanie ujawniona nam skrzętnie ukrywana przez twórców tajemnica odnośnie kosmitów, porwań UFO itp. Jednakże nie spodziewałem się, że już teraz dowiem się tego wszystkiego. Całej prawdy. Po co, dlaczego i jak. Jesteście gotowi poznać prawdę?

Szósty sezon "Z Archiwum X" jest bezpośrednią kontynuacją filmu pełnometrażowego pt: "Z Archiwum X: Pokonać przyszłość", który to z kolei jest kontynuacją piątej serii serialu. Jednakże film zdecydowanie różni się od produkcji telewizyjnej. Obraz kinowy skupiał w sobie więcej akcji, a jego tłem były rozmaite lokacje od Waszyngtonu, aż po Antarktykę. Wraz z powrotem serialowego "Archiwum X" my również powracamy do dobrze nam znanych miejsc, które poniekąd, tak jak serial jesteśmy w stanie darzyć sentymentem. Jednakże jak się okazuje po powrocie archiwum nie jest już takie jak kiedyś. Fabuła serii zaczyna się niedługo po wydarzeniach z filmu i w dużym stopniu się do nich również odwołuje. Z początku głównym motywem okazuje się wirus przedstawiony nam w "Pokonać przyszłość", ale ostatecznie twórcy kończą ten wątek całkiem szybko. Swoją uwagę skupili na ujawnianiu prawdy, którą to perfekcyjnie przed nami ukrywali od samego początku. Nieustannie budując napięcie, tajemnicę oraz grozę całkiem sprytnie udało im się nas wciągnąć w tą całą intrygę, która notabene świetnie się prezentowała. W tym sezonie również ukazuje nam intrygujące i wciągające zdarzenia, które poruszają tematykę porwań UFO oraz procesu kolonizacji. Jednakże twórcy nie dają nam jasnych znaków, że już za chwilę ujawnią nam całą prawdę. Biorą nas zaskoczenia i w najbardziej niespodziewanym momencie nagle wszyściutko nam wyjawiają jak na spowiedzi. A wszystko to dzieje się w tak krótkim czasie, że nie jesteśmy nawet w stanie wszystkiego załapać. Dopiero pod koniec odcinka po przetrawieniu wszystkiego dochodzi do nas wiadomość, że to koniec. I wtedy dopiero zastanawiamy się o czym opowiadać będę trzy kolejne sezony! Jakby nie patrzeć cała historia zakończyła się emocjonującym finałem, który przyniósł nam rozwiązanie całej zagadki. Co ciekawe pod koniec sezonu okazuje się jednak, że to jeszcze nie koniec tajemnicy, a twórcy mają jeszcze w zanadrzu kilka fabularnych asów. Jak widać całość ma spory potencjał co nie zmienia faktu, że tym razem jestem nieco zawiedziony "mitologicznymi" odcinkami. Po pierwsze jest ich najmniej ze wszystkich sezonów, a po drugie nie satysfakcjonują już tak jak poprzednie. Choć ujawniono nam prawie całą prawdę to niestety muszę przyznać, że czegoś mi jeszcze brakuje. Czegoś typowego dla wszystkich tego typu odcinków. Być może jest to spowodowanie wyznaniem całej tajemnicy, która nie pozostawia już takiego napięcia, grozy i niewiedzy jak dotychczas. Jednakże oprócz wątku głównego mamy również "luźne epizody", które zdają się przeżywać rozkwit. Twórcom świetnie idzie pisanie oraz kreowanie coraz to bardziej mrocznych i paranormalnych historii dzięki czemu odcinki te przypominają nam stare dobre czasy pierwszej i drugiej serii gdzie poziom "stand alone episodes" był niezwykle wysoki. W piątym sezonie udało się twórcom podreperować nadszarpniętą reputację, a teraz dosłownie udało im się powrócić w stare dobre klimaty. Już dawno nie widziałem takiego zróżnicowania wśród tylu historii. Do tego są one niezwykle intrygujące, świetnie wykonane oraz wypełnione po brzegi grozą, napięciem oraz starym dobrym "Archiwum X"! Lubię takie powroty do korzeni. Warto także zwrócić uwagę na dwa wyśmienicie prezentujące się komediowe odcinki: "Arkadia", "Nienaturalny" oraz epizod specjalny poświęcony "Samotnym strzelcom".

Aktorsko sezon szósty prezentuje się równie dobrze jak wszystkie pozostałe z rewelacyjnymi Davidem Duchovny'm oraz Gillian Anderson w rolach głównych. Między Mulderem a Scully coraz bardziej iskrzy. Twórcy ewidentnie zacieśniają więź między tą dwójką i starają się nam pokazać, że ich relacje stają się coraz mniej przyjacielskie, a coraz bardziej zaczynają przypominać prawdziwy i długo budowany związek. Niestety nie dochodzi jeszcze do żadnego zbliżenia, nawet pocałunku, do który prawie doszło w filmie pełnometrażowym. No cóż. Najwyraźniej ich relacje muszą się jeszcze bardziej zacieśnić. Jeśli chodzi o sprawy paranormalne Mulder i Scully zaczynają powoli tworzyć idealny zespół. Oczywiście wielokrotnie zdarza się, że Scully nie zgadza się ze zdaniem Muldera, ale tak to już jest, że nie zawsze musi. Niekiedy pozostaje jeszcze "nie wierzącą", ale zdarza się to coraz rzadziej. Ciekawe co z tego wyniknie... Ciekawymi potyczkami może się również pochwalić Walter Skinner, Jeffry Spedner, Palacz oraz oczywiście niezapomniani Samotni Strzelcy. Na ekranie Duchvny'emu i Anderson towarzyszą również: Mitch Pileggi jako Walter Skinner, William B. Davis jako Palacz, Chris Owens jako Jeffrey Spender oraz Mimi Rogers jako Diana Fowley – tajemnicza postać, która odgrywa rolę podwójnego agenta, Nicholas Lea jako Alex Krycek i  Laurie Holden jako Marita Covarrubias.

Pod względem technicznym "Archiwum X" po raz kolejny olśniewa. Mamy rewelacyjne efekty specjalne, tajemniczą i niespokojną muzykę Marka Snow'a oraz bardzo dobre zdjęcia. Nie zapominajmy o fenomenalnym klimacie produkcji, gwarantowanym dreszczyku emocji oraz lekkim i przystępnym humorze.

W serialu nastąpił niewyobrażalny i całkiem niespodziewany przełom. Ujawniono nam prawdę, która już od pierwszego sezonu nie dawała spać Mulderowi i nam. Choć nasza żądza prawdy została zaspokojona to jednak nadal mam świadomość, że czegoś mi w tym sezonie zabrakło. Najprawdopodobniej jest to skutek ujawnienia nam skrzętnie skrywanej tajemnicy, która dopiero po  pewnym czasie do nas dociera. Natomiast co innego mogę powiedzieć o "luźnych epizodach", które powracają do korzeni serii. Tych dobrych, klimatycznych i niezwykle intrygujących odcinków. Koniec końców sezon szósty to bardzo dobry sezon, który nadal reprezentuje wysoki poziom. Ciekaw jestem jak potoczy się ta historia dalej skoro prawie wszystko już nam ujawniono. Twórcy zdają się mieć asa w rękawie i przeczuwam, że nie jest to byle co. Co konkretnie dowiemy się już w kolejnym sezonie.


 
To jeszcze nie jest cała prawda



Ocena sezonu: 8,6

W poprzednim sezonie ujawniono nam prawie całą prawdę dotyczącą porwań kosmitów, rządowych eksperymentów itp. Jednakże jak powszechnie wiadomo, żaden sezon "Z Archiwum X" nie kończył się inaczej niż jednym wielkim zaskoczeniem. A więc czemu teraz miałoby być inaczej? Chris Carter ponownie pozostawił nas z wieloma pytaniami oraz niewiadomymi dotyczącymi kontynuacji wątku głównego, który jak się okazuje wcale nie skończył się na wyznaniu prawdy. Co więc na nas czeka tym razem i czy jest to warte uwagi?

Wyprzedzając wszelakie fakty odpowiem, że sezon jest warty uwagi. Dlaczegóż to? Zacznijmy może od początku. Po wyjawieniu prawdy naprawdę zastanawiałem się w jaką stronę ma zamiar ten serial zmierzać.  Moje wątpliwości rozwiał ostatni odcinek poprzedniej serii, który bez problemu wprowadził kolejny wątek do tej niezwykle rozbudowanej historii. Opowieść ta jest teraz kontynuowana i muszę przyznać, że prezentuje się całkiem nieźle. Fabuła intrygi jest dobrze skonstruowana, ukazuje nam niezwykle intrygujące zdarzenia oraz odnosi się w dużym stopniu do pierwszych serii. Na pierwszy plan znowu powraca wątek uprowadzeń oraz tajemniczego zaginięcia siostry Muldera. Jednakże będąc z Wami szczerym muszę wyznać, że tak naprawdę wątek mitologiczny tej serii jest bardzo okrojony. Nie w takim stopniu co w poprzednim sezonie, ale jednak to nie to samo co wcześniej. Pomimo tego, że całość jest bardzo spójna, intrygująca, jak zawsze tajemnicza oraz pełna niewiadomych, to jednak stanowi znaczącą mniejszość serii. Historia nie rozrasta się zbytnio przez co możemy czuć niedosyt spowodowany małą ilością epizodów mitologicznych. Wszystko koncentruje się wyłącznie wokół dokończenia wątku z poprzedniego sezonu oraz doprowadzenia tej właśnie serii do kolejnego szokującego zakończenia. Pomimo, że jest to naprawdę wciągające i jak już wcześniej wspomniałem koncentruje się w dużej mierze na wydarzeniach z poprzednich sezonów to jest tego stanowczo za mało. Jednakże jest to jak na razie jeden z dwóch ważnych tematów przywołanych w tym sezonie. Drugim z nich jest wątek tajemniczego zniknięcia siostry głównego bohatera. Twórcy w końcu postanowili doprowadzić tę historię do końca, aby ulżyć naszemu sercu. Albowiem pytania odnośnie Samanthy dręczyły nas już od pierwszego sezonu. Prawdę powiedziawszy w pewnym momencie straciłem wiarę, że kiedykolwiek dowiemy się co się z nią stało. Jednakże ostatecznie postanowiono opowiedzieć nam co wydarzyło się na prawdę. Niestety w moim przekonaniu to co nam pokazano jest mocno naciągane i niezwykle rozczarowujące. Może tak miało być? Ciężko stwierdzić, aczkolwiek nie jestem entuzjastą przedstawionej wersji zdarzeń. Wyczuwam w niej niespójność, odrobinę fuszery oraz zbyt dużą dawkę absurdu. Wiem, że to może brzmieć niezwykle dziwnie w szczególności, że mówimy o "Z Archiwum X", ale tak jest. Twórcy chyba sami do końca nie mieli pomysłu na dokończenie tej opowieści dlatego zaserwowali nam takie nie wiadomo co. Szkoda, że po tak długim okresie budowania tajemnicy i napięcia wokół tej historii ukazano nam nic innego jak jedno wielkie rozczarowanie, które nie dość, że jest niesatysfakcjonujące to jeszcze niezbyt przekonujące. Niestety, ale tym razem nie popisano się kreatywnością. Co innego mogę natomiast powiedzieć o "luźnych epizodach", które po raz kolejny prezentują się wyśmienicie. W siódmym sezonie mamy całą paletę niezwykle różnorodnych odcinków, z których prawie każdy zasługuje na uwagę. Są to w większości dobrze napisane, świetnie stworzone i opowiedziane historie, które rewelacyjnie się ogląda. Jak to zawsze w serialu bywało mamy te wypełnione tajemnicą i grozą epizody, pełne humoru i dystansu historyjki oraz świetnie balansujące pomiędzy nauką i paranormalnymi zjawiskami opowieści. Na szczególną uwagę zasługują odcinki takie jak: "Głodny", "Wariacja Goldbergowska", "Z Archiwum policji", "Strzelanka" czy "Hollywood naszej ery", które jest świetnym pastiszem całego serialu. Kluczowy dla serii jest również epizod pt: "Millenium", który ostatecznie kończy inną serię Cartera o tytule "Millenium".

Jeśli zaś chodzi o aktorstwo to w rolach głównych mamy niezastąpionych Duchovny'ego i Anderson jako najsłynniejszych agentów FBI na świecie czyli Muldera i Scully. Z sezonu na sezon mieliśmy możliwość oglądać tę dwójkę na ekranie, jednakże taka prawda, że dopiero w ostatnich sezonach twórcy odważyli się na powolną, ale zdecydowanie przynoszącą plusy zmianę postaci oraz ich relacji.  Zarówno Mulder jak i Scully zostali odpowiednio zmienieni jednakże to chyba Dana przeszła największą przemianę. I dobrze. Nie mogła przecież po wieloletniej pracy w archiwum wciąż być sceptyczką. To by po prostu nie miało sensu. Dlatego też zaczęto ewolucję tej bohaterki, która właśnie dobiegła końca. Dana Scully choć nadal nie jest na tyle otwarta co Mulder to jednak ma już dużo dystansu i swobody w dzieleniu się nieprawdopodobnymi teoriami. Zdarza się jej przytakiwać partnerowi, a nawet żartować z jego pomysłów. To zupełna nowość. Zawsze uchodziła za tą sztywną i niewierzącą. Teraz to się zmieniło. Naprawdę miło jest oglądać taką nowa Scully. Relacje dwójki głównych bohaterów również uległy zmianie. Dystans pomiędzy nimi zdecydowanie zmalał dzięki czemu są tak blisko siebie jak nigdy dotąd. Świetnie się dogadują oraz sprawiają wrażenie perfekcyjnej pary. Właśnie w odcinku 4 pt: "Millenium" miał miejsce ich pierwszy, oficjalny pocałunek. Nareszcie, bo już myślałem, że to nigdy nie nastąpi. Co ciekawe pod koniec sezonu twórcy zaserwowali nam kolejną niespodziankę, która podwójnie sprawi nam radość. Nie będę na razie zdradzać, aby utrzymać to jak najdłużej w tajemnicy. ;) Na ekranie pojawili się również: Mitch Pileggi jako Walter Skinner, John Finn jako Michael Kritschgau oraz Mimi Rogers jako Diana Fowley, Nicholas, Lea jako Alex Krycek, Laurie Holden jako Marita Covarrubias i William B. Davis jako niezastąpiony Palacz. W jednym z epizodów pojawił się również Bryan Cranston.

Pod względem technicznym serial prezentuje się jak zawsze na wysokim poziomie. Rozmaite lokacje, zdjęcia, muzyka oraz efekty. Do tego dochodzi jeszcze jedyny w swoim rodzaju klimat jakiego nigdzie indziej nie znajdziecie.

Na koniec twórcy znowu serwują nam zaskakujące i pozostawiające w napięciu zakończenie, które sprawi, że bez zastanowienia sięgniemy po kolejny sezon. Taki jest właśnie urok "Z Archiwum X", że nie ważne co by się działo, zawsze końcówka tak nas zaskoczy, że będziemy chcieli sięgnąć po dalsze odcinki. Pomimo słabo nakreślonej głównej intrygi i niezbyt wydarzonego wątku związanego z siostrą Muldera sezon wciąż rewelacyjnie się ogląda. Duża w tym zasługa "luźnych odcinków", które poniekąd ratują całość. Na plus również trzeba zaliczyć przemianę Scully oraz jej relację z Mulderem, która w końcu nabrała rumieńców. Ostatecznie sezon prezentuje się bardzo dobrze, albowiem pomimo niewielkich braków jest w stanie nas usatysfakcjonować oraz zapewnić rozrywkę na poziomie.




 Nowa perspektywa



Ocena: 8,7

Wraz z końcem siódmego sezonu twórcy definitywnie zapowiedzieli nam, że jeśli powstanie kolejny to będzie się w nim dużo działo. Serwując nam zaskakujące i pozostawiające w napięciu zakończenie zagrali na naszych emocjach. Pomimo kilku wpadek poprzedniego sezonu zakończenie znowu zaostrzyło nam apetyt na kolejny sezon. Nic więc dziwnego, że bez zastanowienia sięgnąłem po ósmą już serię. Ciekawi jesteście co się w niej wydarzy i jak potoczą się losy naszych bohaterów?

Jak już wspomniałem we wstępie twórcy standardowo zostawili nas na lodzie ukazując nam zakończenie poprzedniego sezonu. Widocznie Chris Carter ma już po prostu taki styl, którego się nie pozbędzie. Niemniej jednak zawsze uważałem, że takie zakończenie każdej serii było w efekcie jej elementem napędowym. Właśnie dzięki takim zabiegom zawsze łatwo i bezproblemowo udawało nam się przysłowiowo wejść w każdy kolejny sezon. Jeśli chodzi o ósmy to nic w tym przypadku się nie zmieniło. Seria jak zawsze kontynuuje poprzedni wątek oraz go znacznie rozwija. Akcja przybiera tempa, a wydarzenia ekranowe przemijają z zatrważająca prędkością. Jednakże to dopiero początek. Co dalej? Fabuła tego sezonu skupia się w dużej mierze na Scully, ale również na postaci Muldera. Trzeba jednak przyznać, że nasza rudowłosa bohaterka tym razem wiedzie prym w całej opowieści. Mulder zostaje nieco zepchnięty z pierwszego planu, a na jego miejsce pojawia się nowy agent – John Dogget. Teraz ta dwójka odpowiada za Archiwum X. Główny trzon fabuły koncentruje się wokół poszukiwań Muldera, który rzekomo został uprowadzony przez kosmitów. Wątek ten jest ciekawy oraz bardzo wciągający. Podczas owego dochodzenia agenci mają styczność ze znanymi z poprzednich sezonów zagrożeniami, które utrudniają im dotarcie do prawdy. Intryga jest niezwykle wartka, dobrze poprowadzona oraz pełna niespodzianek jak i niespodziewanych zwrotów akcji. W końcu to "Z Archiwum X"! Niczego nie możemy być pewni, a w szczególności tego co się wkrótce wydarzy na ekranie. Symultanicznie prowadzony jest wątek związany z kolejnym tajemniczym rządowym projektem, którego celem było stworzenie "super żołnierzy". Owi żołnierze mieli stać się nieśmiertelni dzięki modyfikacjom genetycznym oraz wszczepionym pierwiastku pozaziemskim. Z początku był to pewien dodatek do całego sezonu, ale z czasem intryga związana z super żołnierzami gwałtownie zaczęła się rozwijać. Zobaczymy co z tego wyjdzie i czy w kolejnej serii również natkniemy się na te postacie. Kolejnym wątkiem godnym uwagi jest sytuacja Scully, która musi uporać się zarówno z pracą w FBI jak i z problemami zdrowotnym. Wszystko to nakładając się na siebie sprawia, że nasza bohaterka jest u kresu sił jak i wytrzymałości psychicznej. Jednakże twórcy po raz kolejny udowadniają nam, że Dana to silna, odważna i nieustępliwa kobieta, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Nawet jeśli problem, z którym ma się zmierzyć znacząco ją przerasta. Podczas oglądania ósmego sezonu warto również zwrócić uwagę na "luźne epizody", które już od jakiegoś czasu prezentują się na bardzo dobrym poziomie. Tym razem również nie pozostawiono nam cienia wątpliwości, że warto również sięgnąć i po te odcinki. Twórcy zaprezentowali nam całą masę nowych, intrygujących, wciągających oraz nieco dziwnych jak i przerażających opowieści, które stanowią świetny przerywnik od głównej intrygi. Nie brakuje  wśród nich opowieści zaczerpniętych z legend oraz mitów, które opatrzone odpowiednim mrocznym klimatem stają się rozpoznawalnymi znakami całego serialu. Nie obędzie się również bez tych trochę "schizowych" historii oraz zabarwionych humorem epizodów. Jednym słowem dostajemy to co w "Z Archiwum X" najlepsze! Na specjalne wyróżnienie zasługują odcinki pt: "Pędziwiatr", "Wezwanie", "Pewna śmierć", "Ocalenie" z ciekawym nawiązaniem do serii Jamesa Camerona pt: "Terminator" oraz "Dar" i "Zemsta".

Pod względem aktorskim "Z Archiwum X" po raz kolejny prezentuje się rewelacyjnie. Mamy świetną Gillian Anderson jako Danę Scully oraz Roberta Patrick'a jako Johna Dogget'a. Ze względu na brak Muldera (David Duchovny) przez większość serii właśnie wymieniona wyżej dwójka sprawuje władzę w Archiwum X. Relacje dwójki agentów są dosyć skomplikowane. Z początku każde z nich pała do siebie niechęcią i nieufnością. Szczególnie Scully, która boi się komukolwiek zaufać. Jednakże z czasem bohaterowie zaczynają ufać sobie bardziej, a ich perypetie stają się coraz to ciekawsze i mniej "sztywne" niż z samego początku. Po pewnym czasie okazuje się, że Scully i Dogget tworzą całkiem dobrą drużynę. Co ciekawe obowiązujące wcześniej role odwróciły się. Tym razem to Scully jest "wierząca" i ma otwarty umysł na nadnaturalne zjawiska, a Dogget jest takim samym niedowiarkiem jak z początku jego partnerka gdy zaczynał pracę w FBI. Jest to niezwykle pomysłowa i ciekawa zamiana, która w dużym stopniu wpływa na urozmaicenie całej serii. W obsadzie serialu znaleźli się również: Mitch Pileggi jako Walter Skinner, Nicholas, Lea jako Alex Krycek oraz niezastąpieni Samotni Strzelcy. Dodatkowo w połowie sezonu zostaje nam przedstawiona agentka Monica Reyes, w którą wcieliła się Annabeth Gish.

To co zawsze wyróżnia "Z Archiwum X" na tle innych produkcji to nieziemski i niepowtarzalny klimat. Trochę z pogranicza kina grozy, horroru, ale również dramatu psychologicznego czy też fantasy albo science fiction. Tutaj główną rolę odgrywa również muzyka Marka Snowa, która w dużej mierze odpowiada za budowę owej tajemniczej aury. Bardzo dobrze prezentują się również efekty specjalne, zdjęcia oraz scenografie.

Podsumowując ósmy sezon "Z Archiwum X" pomimo znaczącego braku Muldera prezentuje się bardzo dobrze. Mamy ciekawą fabułę, dobrze zarysowane postaci oraz łączące ich relacje, nowy wątek mitologiczny oraz profesjonalne wykończenie. Warto również zwrócić uwagę, że akcja serialu znacznie przyspieszyła, wydarzenia okazały się ciekawsze i bardziej wciągające niż w siódmym sezonie oraz całość została świetnie dopełniona "luźnymi epizodami". Zakończenie znowu pełne jest emocji, napięcia i znowu zostawia nas w niewiedzy w oczekiwaniu na kolejną serię. Ciekawe jest to, że seria wcale nie męczy, a wręcz odwrotnie sprawia, że oglądanie jej to czysta przyjemność. Jeśli wziąć jeszcze pod uwagę jej dość długi staż mogę otwarcie powiedzieć, że jest to niezwykły sukces nie tylko Chrisa Cartera, ale również współpracujących z nim twórców. Ciekawe co pokarzą nam w kolejnym sezonie.




Prawda i spisek



Ocena: 7,9

Podczas całej mojej przygody z serialem cały czas zastanawiałem się nad tym jakie zakończenie czeka na mnie wraz z końcem dziewiątego sezonu. Jak to wszystko się zakończy? To pytanie nieustannie mnie prześladowało przez prawie pół roku od rozpoczęcia pierwszej serii. Już z samego początku twórcy zaserwowali nam mnóstwo tajemniczych i nieprawdopodobnych wątków, które zawsze rodziły więcej pytań niż odpowiedzi. Każde kolejne posunięcie agentów Muldera i Scully zamiast przybliżać nas do prawdy, to jeszcze bardziej nas od niej oddalało. I w końcu zakończenie każdego z sezonów rodziło jeszcze więcej pytań niż można było się spodziewać. Do tego jeszcze za każdym razem zostawiało nas w niewiedzy po niezwykle emocjonującej końcówce. Z kolejnymi pytaniami bez odpowiedzi. Teraz kończąc moją przygodę z serialem po prostu nie chce uwierzyć w to, że twórcy tak po prostu nam wyjawią całą prawdę. Dla przypomnienia w sezonie szóstym ujawniono nam już znaczą część rządowej intrygi, która była tematem pierwszych sezonów. Jednakże im dalej tym wszystko się jeszcze bardziej zapętliło i teraz tak naprawdę ciężko mi stwierdzić co tak naprawdę wydarzyło się w "Z Archiwum X". Czy dziewiąty sezon dostarczy nam takowych informacji?

W myśl tradycji jaką stało się kończenie każdego z sezonów wielkim napięciem, jeszcze większą ilością tajemnic oraz pozostawieniem widzów w niewiedzy Chris Carter zakończył ósmy sezon właśnie w ten znany nam wszystkim sposób. A więc aby poznać zakończenie intrygi rozpoczętej w poprzednim sezonie musimy sięgnąć po kolejny albowiem to w nim otrzymamy chociaż część odpowiedzi na zadawane przez nas pytania. Sezon dziewiąty rozpoczyna się nie długo po zakończeniu poprzedniej serii. Jednakże wyraźnie widać, że upłynęło trochę czasu od momentu kiedy po raz ostatni widzieliśmy się z naszymi postaciami. Być może dlatego też dziewiąta seria nie rozpoczyna się już z takim impetem i werwą jak to było w przypadku wcześniejszych sezonów. Ewidentnie jesteśmy w stanie zaobserwować spadek akcji, który powoduje, że ciężej jest nam się wdrożyć w fabułę nowej serii. Jednakże pomimo tych małych komplikacji początek możemy uznać za całkiem udany. Przedstawiona zostaje nam nowa intryga rządowa, kolejne wątki fabularne oraz nasze postacie w całkiem nowych sytuacjach. Fabuła produkcji skupia się przede wszystkim na wątku Scully, która z pewnych względów zrezygnowała z pracy w FBI, a co za tym idzie w Archiwum X. Pieczę na wydziałem przejmuje John Dogget, którego poznaliśmy w poprzednim sezonie oraz Monica Reyes, która została nam przedstawiona podczas poszukiwań Muldera. Jednakże zmiany oprócz w Archiwum X zaszły również w budowie całego serialu. O ile wątek główny fabuły będzie się tyczyć Scully tak z kolei "luźne epizody" będą przede wszystkim należały do Doggeta i Reyes. I choć Scully również będzie się w nich pojawiać, to jednak jej rola w nich będzie raczej drugoplanowa. Tak potężnych zmian w konstrukcji całej serii jeszcze nie było. Czy wyjdzie jej to na dobre? No nie wiem. Jeśli chodzi o wątek Scully to mogę śmiało powiedzieć, że jest to ciekawy, pełen napięcia, tajemnic i nowych zagrożeń motyw, który z pewnością nie zawodzi. Jako, że jest ściśle połączony z główną intrygą serialu posiada wiele koniunkcji z poprzednimi sezonami. Twórcy nie boją się nawet powrócić do wydarzeń z drugiej serii kiedy to jeden z naszych agentów został porwany przez kosmitów. Dzięki tym wszystkim połączeniom udaje im się rzetelnie i drobiazgowo zbudować fundamenty pod obecnie ukazywany nam wątek. Całość jest pełna akcji, napięcia oraz niewyjaśnionych zjawisk. Nie zabraknie w nich również grozy, dramatu i chwil słabości oraz bezsilności. Głównie ze strony Scully, ale o tym powiemy sobie później. Z kolei zaś "luźne epizody", które koncentrują się na sprawach nie związanych z głównym wątkiem serii okazują się ciekawym przerywnikiem głównych wydarzeń. Zapewne zapytacie się dlaczego są  zaledwie ciekawe skoro od kilu sezonów raczyłem się nimi nieziemsko zachwycać. Wasze pytanie nie tyle co będzie ciekawe, a niezwykle trafne, albowiem ja sam się zdziwiłem, że "stan alone episodes" nie przemawiają do mnie już tak jak kiedyś. A więc gdzie leży ich problem? Myślę, że główną rzeczą, która zawsze napędzała takie odcinki był duet Mulder-Scully, który niczym mieszanka wybuchowa niezwykle nas przyciągał. I choć w ósmym sezonie Muldera zabrakło twórcom udało się stworzyć podobną więź pomiędzy Scully a Doggetem. Jednakże teraz kiedy obydwojga zabrakło na pierwszym planie odcinki zdają się nie przyciągać już naszej uwagi tak bardzo jak to miało miejsce wcześniej. Dogget i Reyes to dobry i zgrany zespół, ale za żadne skarby nie zastąpi duetu Mulder-Scully. Kolejną przyczyną, która doprowadziła do tego, że "luźne epizody" nie są już tak intrygujące jak wcześniej jest ich fabuła. Niestety, ale na tym polu odcinki wyraźnie zubożały. Brak im napięcia, werwy, akcji, dramatu, tajemnicy, humoru oraz grozy które były dla nich charakterystyczne. Oczywiście nie oznacza to, że tych składniowych pierwiastków, w ogóle nie spotkamy podczas oglądania tych epizodów. Sprawy mają się całkowicie inaczej. Ich problem polega na tym, że występowanie owych elementów jest bardzo niewielkie. To tak jakbyśmy pili niedosłodzoną herbatę. Choć posłodziliśmy ją już dwoma łyżeczkami cukru to i tak wciąż jest dla nas gorzka, a my nie jesteśmy z tego faktu zadowoleni. Dopiero trzecia łyżeczka cukru sprawi, że napój będzie dla nas dobry w smaku. "Luźne epizody" cierpią właśnie na taki niedobór co sprawia, że nie są one do końca satysfakcjonujące. Nawet wtedy kiedy widzimy drzemiący w nich potencjał w postaci ciekawej historii. Na większe wyróżnienie zasługują epizody: "Demoniczny", "Czwarty wymiar" i "Wyzwolenie". Jednakże wszystkie niedociągnięcia zostają nam wynagrodzone dzięki dwu odcinkowemu zakończeniu, które rozwiewa nam wszelakie wątpliwości co do całego serialu. Tak, twórcy wyjawiają nam wtedy całą prawdę. Od samego początku czyli uprowadzeń przez kosmitów, poprzez czarną śmierć, ludzkie hybrydy, film pełnometrażowy, aż po super żołnierzy, których wątek w tym sezonie zostaje dogłębniej rozwinięty. Całość odbywa się w formie procesu sądowego, który ma udowodnić istnienie paranormalnych zjawisk. W owej sprawie zeznają znane nam z poprzednich sezonów postacie. W ten sposób twórcy bardzo szybko i łatwo wyjaśniają nam co, jak, gdzie i kiedy miało miejsce oraz dlaczego. Także jeśli cokolwiek umknęło waszej uwadze to pod koniec dziewiątego sezonu zostanie wam wyjaśnione.

Pod względem postaci dziewiąty sezon nie zawodzi. Na pierwszym planie mamy pasjonujące potyczki Scully, natomiast drugi plan bardzo dobrze ukazuje nam losy Doggeta i Reyes. Losy agentki Scully, która opuściła FBI są dużo ciekawsze niż przypadki pozostałej dwójki w Archiwum X. Dana od samego początku była wyjątkową postacią, a twórcy po raz kolejny udowadniają nam, że tak jest. Po raz kolejny musi sama radzić sobie z wieloma problemami, albowiem Mulder znowu znika i zostawia naszą bohaterkę samą sobie. Choć to wszystko dla jego bezpieczeństwa nie da się ukryć, że nasza agentka ma ciężki orzech do zgryzienia. Albowiem to właśnie w tym sezonie Scully podejmuje jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu. I choć decyzja ta nie będzie łatwa okaże się być jedynym rozwiązaniem, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. A w szczególności jej dziecku. Potyczki Doggeta i Reyes również ukazują nam ciekawe historie, które warto poznać. John nieustannie zmaga się z morderstwem sprzed lat, które nie daje mu spokoju, natomiast Monica staje się świadkiem wielu niewyjaśnionych zjawisk, które odbijają na niej piętno. W dziewiątym sezonie pojawia się jeszcze Skinner oraz Samotni strzelcy, których wątek zostaje oficjalnie zakończony w odcinku pt: "Skok przez rekina". W obsadzie znaleźli się rewelacyjna Gillian Anderson (Scully), bardzo dobry Robert Patrick (Dogget) oraz równie dobra Annabeth Gish (Reyes). Oprócz nich na ekranie pojawiają się: Mitch Pileggi (Skinner), David Duchovny (Mulder) oraz Bruce Harwood, Tom Braidwood i Dean Haglund (samotni strzelcy). Niewielkimi wystąpieniami w zakończeniu mogą się pochwalić również: Laurie Holden (Marita Covarrubias), Nicholas Lea (Alex Krycek), William B. Davis (Palacz) oraz Chris Owens (Jeffrey Spender).

Pod względem technicznym "Z Archiwum X" po raz kolejny prezentuje się od najlepszej strony. Zarówno zdjęcia jak i muzyka Marka Snowa są swoistym dopełnieniem całego serialu. Jednakże nie należy zapominać również o scenografiach, rozmaitych lokacjach gdzie kręcono serial oraz o bardzo dobrych efektach specjalnych. To co zawsze wyróżniało i nadal będzie wyróżniać serial to niezwykły i niezastąpiony klimat, groza oraz zjawiska paranormalne.

Od momentu pojawienia się "Z Archiwum X" na antenie kanału Fox telewizja rozpoczęła drastyczną ewolucję, która trwa nadal. To właśnie serial stworzony przez Chrisa Cartera wyznaczył nowe standardy, które obowiązywały przez kolejne lata. To właśnie "Z Archiwum X" zerwało z jednoodcinkową akcją na rzecz kilku odcinkowej intrygi. Choć nam wydaje się to oczywiste w 1993 roku było to całkiem odważne posunięcie. Na przestrzeni lat produkcja Cartera nieustannie ewoluowała. Raz w dobrą, a raz w złą stronę. Jednakże najważniejsze jest to, że koniec końców seria okazała się jedną z najlepszych, a z pewnością jedną z najbardziej znanych w historii. Obecnie o "Z Archiwum X" mówi się jak o klasyku telewizji. Nic w tym dziwnego. Serial ma do tego pełne prawo. A ja jestem wniebowzięty, że miałem okazję obejrzeć wszystkie odcinki tego klasyku. Było warto! Nawet pomimo tego, że sezon dziewiąty nie jest tym czego oczekiwałem i że troszeczkę mnie zawiódł. Liczyłem na coś lepszego, jeszcze bardziej angażującego na sam koniec. I choć całościowo sezon nie tyle co rozczarowuje, a raczej nie sprostowuje naszym oczekiwaniom, to jednak ostatnie dwa odcinki są w stanie nam to wszystko wynagrodzić, tak samo jak zakończenie całego sezonu. Moja przygoda z serialem trwała pół roku, jednakże dla mnie to wszystko minęło prawie jak jeden dzień. Bardzo dobrze wspominam ten okres i będę tęsknić za ulubionymi postaciami. No może nie będę rozpaczać tak bardzo ze względu na powrót serialu, ale gdyby na tym się seria skończyła to właśnie tak bym ją pożegnał. Prawda istnieje, a ja wciąż chcę wierzyć.




Przeczytaj również recenzję filmu pełnometrażowego: "Z Archiwum X: Chcę wierzyć" będącego bezpośrednią kontynuacją piątego sezonu serii.




Reaktywacja prawdy



Ocena sezonu: 8,3

Rozstając się z "Z Archiwum X" po dziewięciu sezonach trudno było liczyć na jakiekolwiek nadzieje, że ta kultowa seria, która zrewolucjonizowała telewizję jeszcze kiedykolwiek powróci. Ku naszemu zaskoczeniu zespół Cartera postanowił w 2008 roku przywrócić pamięć o Archiwum X prezentując nam na ekranach kin drugi film kinowy o tytule "Chcę wierzyć". Niestety produkcja nie została dobrze przyjęta zarówno przez krytyków jak i widzów. A w szczególności fanów, którzy nie tak wyobrażali sobie powrót naszych ukochanych bohaterów. Musiało minąć jeszcze kilka lat, a Chris Carter i jego drużyna najwyraźniej odrobili zaległe lekcje, albowiem po 14 latach "Z Archiwum X" powróciło z wielkim impetem do telewizji. Jeszcze żaden powrót klasyku nie zrobił takiego szumu. Jednakże czy było warto?

Od 1993 roku kiedy to "Z Archiwum X" pojawiło się na ekranach telewizorów rynek telewizyjny zaczął drastycznie ewaluować. Serial stworzony przez Chrisa Cartera nie tyle co bił rekordy oglądalności, ale również nieustannie pokonywał kolejne bariery telewizyjne, które definiowały produkcje oglądane na srebrnym ekranie. Dzięki temu posunięciu ewolucja telewizji znacznie przyspieszyła, a my obecnie możemy cieszyć się serialami na najwyższym poziomie, które coraz częściej prezentują się znacznie lepiej niż niejedna produkcja kinowa. Jednakże dzisiaj mamy rok 2016 czyli 23 lata po zrewolucjonizowaniu telewizji. Czy dla kultowego "Z Archiwum X" jest jeszcze miejsce na rynku? Najwidoczniej jest, albowiem niewiele premier telewizyjnych może cieszyć się tak wysoką popularnością jak dzieło Cartera. W czym tkwi ten fenomen? W rewelacyjnie poprowadzonej intrydze, nieziemskim klimacie, rewelacyjnie nakreślonym bohaterom oraz zjawiskom paranormalnym, które nigdy nie wyjdą z mody. Te składniowe części serii sprawiły, że już zawsze będzie się wyróżniać ponad wszystkie inne. Oczywiście w nowym sezonie nie mogło tego wszystkiego zabraknąć. Twórcy powracają z wielkim impetem, niezwykle potężną historią i nowymi pokładami energii. A widać to już po pierwszych kadrach, które ukazują nam z wielkim rozmachem słynną na cały świat katastrofę statku kosmitów w Roswell, od której wszystko się zaczęło. A to dopiero początek. W najnowszym sezonie tak jak to miało miejsce wcześniej ukazane nam zostały wątki mitologiczne (o UFO) oraz tak zwane "luźne epizody", które koncentrują się stricte na badaniu spraw paranormalnych z ramienia Archiwum X. Choć całość liczy zaledwie sześć epizodów nie oznacza to wcale, że twórcom nie udało się przywrócić blasku tej niezwykłej serii. Zaczynając od wątku mitologicznego opierającego się w głównej mierze na katastrofie w Roswell muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiej bomby fabularnej. To zaskakujące w jak, krótkim czasie Chris Carter kompletnie zniszczył wszystko co do tej pory wiedzieliśmy o rządowym spisku z kosmitami. A wszystko to zostało ukazane nam w niezwykle ciekawym, lekko chaotycznym, ale bardzo obiecującym pierwszym epizodzie, który okazał się być zwiastunem przyszłości całej serii. Twórcy odważnie weszli w nową rzeczywistość w jakiej się znajdujemy i bardzo sprawnie dopasowali całą opowieść do naszych czasów. Sama historia zaś jest niesamowicie intrygująca, zabójczo wciągająca oraz mocno uzależniająca. Twórcy wiedzą co muszą nam pokazać abyśmy z dreszczykiem emocji wyczekiwali każdej kolejnej sceny mającej przynieść nową garść informacji. Jeśli chodzi o ten sezon to są to bardzo duże wiadra informacji. Twórcy bez owijania w bawełnę i zbędnego tracenia czasu wrzucają nas w środek akcji i serwują przyspieszone bicie serca. A wszystko to za sprawą tajemniczej postaci Tada O' Malley'a, który nawiązuje kontakt z byłymi agentami FBI, aby zasięgnąć informacji na temat porwań przez kosmitów. Z pozoru wszystko wydaje się być niewinną zabawą w "stare dzieje" jednakże szybko okazuje się, że nasi agenci wplątują się w kolejną tajemniczą intrygę, która drastycznie zmienia ich dotychczasowe obcowanie z istotami pozaziemskimi. Odkrycie to okazuje się być tak szokujące, że aż trudno w nie będzie uwierzyć. Czy zdobędziemy się na odwagę, aby stanąć twarzą twarz z tak wywracającą nam światopogląd teorią? W każdym bądź razie jedno jest pewne, że Carter przeszedł samego siebie, albowiem w życiu nie przypuszczałbym, że odważy się na tak śmiałe posunięcie. Jak widać pomysłów mu nie brakuje co dobrze rokuje na przyszłość. Całość oprócz wartkiej akcji, wyjątkowego klimatu i napięcia posiada również całe mnóstwo zaskakujących zwrotów akcji, które napędzają całą serię. Jednakże nie zapomniano o korzeniach serii dzięki czemu gdzie nie gdzie jesteśmy w stanie wyczuć styl starszych odcinków, który przypomina nam jak ogromne zaplecze posiada cała historia. W opowieści ważne jest również zakończenie, które oczywiście znowu pozostawia nas w niewiedzy oraz wielkich emocjach. Jednakowoż posiada ono również bardzo rozbudowane pole do popisu i doprawdy ciężko nam zgadywać w którym kierunku podąży ta historia. Znając stare zakończenia jestem w stanie śmiało rzec, że określenie "w nieznane" pasuje tutaj najlepiej. Jednakże oprócz wątku mitologicznego twórcy serwują nam sprawy rodem z Archiwum X, które od samego początku były nieodzowną częścią tej serii. W dziesiątym sezonie na sześć odcinków przypadają nam aż cztery "luźne epizody". Zawsze było ich dużo więcej w stosunku do mitologicznych tak więc tym razem nie zrobiono wyjątku. Jednakże odcinki te znacznie różnią się od tych znanych nam już wcześniej z serialu. Przede wszystkim nie są one całkiem oddzielnymi historiami, które w żaden sposób nie łączą się z głównym wątkiem jak to miało miejsce kiedyś. Teraz w każdym z "luźnych epizodów" mamy nawiązanie do mitologii serii oraz wspomnienie starych bohaterów czy bardzo częste przywoływanie pamięci o Williamie – dziecku Muldera i Scully. Przez te zabiegi konieczne jest sięgnięcie po wszystkie odcinki z nowego sezonu, a nie zaledwie po kilka wybranych jak to można było czynić w przeszłości. Teraz wszystko stanowi jedną całość. Nie ukrywajmy jednak, że te cztery odcinki są ucieleśnieniem tego co w "Z Archiwum X" najlepsze i najpopularniejsze. A więc dostajemy historie z nadprzyrodzonymi mocami, genetycznymi eksperymentami, badaniu własnych granic świadomości oraz typowo komediową historię, która z dużą dozą rezerwy traktuje cały serial jak i jego tematykę. Jednakże wśród tych wszystkich opowieści znajdą się lepsze jak i gorsze. Niestety, ale twórcom nie udało się osiągnąć złotego środka przez co raz są na wyżynach, a raz w dolinach. Wyżyny zdecydowanie prezentują epizody takie jak: "Mutacja" i "Potwór" natomiast pośrodku plasuje się "Babilon", a na samym dole mamy "Z powrotem w domu" (gdyby nie wątek Scully ten epizod kompletnie by leżał). Jednakże koniec końców pomimo swoich bolączek sezon pod względem fabularnym prezentuje się całkiem dobrze. Choć brak mu niektórych czynników oryginału całość jest na dobrej drodze.

W serialu pojawiają się kultowe i dobrze znane nam postaci takie jak Fox Mulder, Dana Scully czy Walter Skinner. W przeciwieństwie do "Chcę wierzyć" ich ponowne pojawienie się na ekranie wywołuje dreszczyk emocji. Nasze postacie są również dużo ciekawiej ukazane pod względem tego czym się na co dzień zajmują. Nasi bohaterowie zdają się nie rozpamiętywać przeszłości i z podniesioną głową idą przed siebie nie zważając na swoje dawne dzieje. Niestety ich nowy znajomy wskrzesza stare wspomnienia i rany przez co na nawo zaczynają zastanawiać się nad tym co wspólnie robili. W serialu pojawia się wiele retrospekcji jak i nawiązań do poprzednich serii co automatycznie sprawia, że ich znajomość jest obowiązkowa. Ukazani zostają nam Mulder i Scully, którzy pomimo różnic nadal coś do siebie czują i nawet nie starają się temu zaprzeczać. Ewidentnie czuć chemię pomiędzy nimi co sprawia, że ich perypetie ogląda się z niebywałą lekkością, a ich duet nadal nie ma sobie równych. Zarówno Mulder jak i Scully zmienili się od ostatniego serialowego i filmowego spotkania jednakże to Dana wydaje się być tą znaczącą postacią. Po pierwsze nie jest już tak humorzasta i nie do zniesienia jak w "Chcę wierzyć" oraz ewidentnie ukazuje swoje silne i zdecydowane oblicze takie jak kiedyś. Nie rozumiem czemu w drugim filmie tak pokrzywdzono tą postać. Na szczęście nasza Scully wróciła! Co ciekawe twórcy w końcu uczynili z niej prawie "wierzącą" osobę w zjawiska paranormalne i UFO. To jest coś całkiem nowego. Choć z początku jak wiadomo Dana znowu się waha, to jednak szybko zawraca na dobre tory i nie popełnia błędów z przeszłości. Dopiero teraz doszło to do mnie, że jest ona postacią, która po prostu chce zapomnieć o tych wszystkich strasznych przeżyciach dlatego stara się zaprzeczać wszystkiemu póki może, aby zapomnieć. W końcu jednak godzi się z prawdą i pragnie stawić czoła zagrożeniu. Natomiast Mulder to po prostu Mulder. Taki sam jak zawsze. Nic nowego. Na szczęście postać ta ukazana jest w całkiem zgrabnym świetle przez co jeszcze nas nie zmęczyła. Nadal jest niepoprawnym marzycielem i zwolennikiem niemal każdej teorii spiskowej. Niektóre rzeczy widocznie się nie zmieniają. W rolach tytułowych mamy fenomenalną Gillian Anderson oraz bardzo dobrego Davida Duchovnyego. Na ekranie co jakiś czas pojawia się również Mitch Pileggi jako Walter Skinner. Natomiast na ekrany powraca Annabeth Gish jako Monica Reyes oraz uwaga... William B. Davis jako Palacz! Tak wiem to duże zaskoczenie. Na krótko pojawiają się również niezastąpieni Samotni Strzelcy. Swój udział w historii mają również Lauren Ambrose i Robbie Ammel jako takie młodsze wersje Muldera i Scully. Na ekranie prezentują się wręcz komicznie.

Pod względem technicznym "Z Archiwum X" prezentuje się na bardzo wysokim poziomie co oczywiście jest w stanie potwierdzić zrobiona z wielkim rozmachem katastrofa w Roswell. Jednakże serial wyróżnia się również pod względem charakteryzacji, kostiumów oraz ciekawych lokacji. Warto również zwrócić uwagę na bardzo dobre zdjęcia i ciekawą muzykę Marka Snowa. Nie należy zapominać również o wyjątkowym klimacie serii, który zawsze był mocną stroną produkcji. Tym razem choć atmosfera miniserii różni się od tej dobrze nam znanej, to jednak nadal potrafi wywołać dreszczyk emocji.

Niestety nie można mieć wszystkiego co idealnie obrazuje sezon dziesiąty. Twórcy ewidentnie mieli pomysł na powrót ze słynnym serialem, ale do pełni sukcesu zabrakło im dwóch rzeczy. Albo tak właściwie jednej, albowiem obydwie zależą od siebie. Pierwszą z nich jest fakt, że Gillian Anderson z powodu napiętego grafiku miała mało czasu na okres zdjęciowy, co ostatecznie spowodowało, że Fox zamówił jedynie sześć odcinków, albowiem był to warunek aktorki odnośnie wystąpienia w produkcji. Szkoda, że sprawy właśnie tak się potoczyły, albowiem jestem przekonany, że gdyby Carterowi dać więcej czasu wątek mitologiczny nie byłyby tak chaotyczny, zakończenie nie sprawiało by u nas tak dużego zakłopotania, a na tym wszystkim zyskałyby również "luźne epizody". Szkoda, albowiem widać, że czas jest czynnikiem, którego ewidentnie zabrakło.













Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

A tutaj mamy dla Was specjalny quiz o "Z Archiwum X". Stworzony przez nas specjalnie dla fanów serialu! Miłej zabawy!


Do Melanii, wnuczki pani Dulskiej, przyjeżdża Rainer Dulsky, profesor psychiatrii ze Szwajcarii. Czuje że ma coś wspólnego z kamienicą, w której mieszkają Dulscy. Zaintrygowana historią rodu Melania, reżyserka filmowa, przyłącza się do jego poszukiwań. Kolejne odkrycia przeniosą ich w przeszłość pełną tajemnic, które na zawsze miały pozostać w ukryciu. Rodzina Dulskich ma wiele na sumieniu… 

gatunek: Komedia obyczajowa
produkcja: Polska
reżyser: Filip Bajron
scenariusz: Filip Bajron
czas: 1 godz. 31 min.
muzyka: Jan Komar, Piotr Zabrodzki
zdjęcia: Łukasz Gutt
rok produkcji: 2015
budżet:
ocena: 6,6/10







 
Rodziny się nie wybiera


Polskie komedie to z reguły nie warte uwagi filmy, które robione bez żadnego pomysłu i tak przyciągają tłumy do kin. Na szczęści bardzo niechlubny okres polskiej kinematografii, obficie wypełniony komediami romantycznymi minął, a twórcy zajęli się tworzeniem ambitniejszych projektów. Niemniej jednak od czasu do czasu w kinach pojawia się jakaś komedia. Tym razem jest to film pt: "Panie Dulskie", który opowiada o niezwykle zagmatwanej historii rodu Dulskich. Czy tym razem Filip Bajron odniósł sukces czy znowu odniósł spektakularną klapę jak przy "Ślubach panieńskich"?

"Panie Dulskie" to dość odważne dzieło jeśli spojrzymy na nie z góry. Jego fabuła skupia się na trzech okresach czasowych i w tych trzech czasach opowiada nam historie rodu Dulskich z perspektywy trzech silnych i samodzielnych kobiet. Historia jest całkiem ciekawa i zajmująca, jednakże nie do końca daje się do siebie przekonać. Cechuje ją pewnego rodzaju dwoistość. Z jednej strony ewidentnie przeszkadza nam przekombinowanie twórcy, który stara się opowiedzieć, za dużo w jednym filmie, a z drugiej strony jest to pociągające, gdyż poprzez wymieszanie gatunków niełatwo jest dociec końca opowieści. Niemniej jednak na pewnym etapie wszystko i tak układa się w całość, a zakończenie jest dosyć niespotykane jak na komedię obyczajową lub nieobyczajową. Wszystko to wynika z faktu, że Bajron umieścił w swoim dziele zbyt wiele pomysłów, które nie do końca ze sobą współgrają poprzez co oglądając film mamy niemały mętlik w głowie o co tak naprawdę chodzi. Albowiem reżyserowi nie wystarczyły rodzinne konflikty państwa Dulskich dlatego też postanowił dodać do opowieści jeszcze kilka innych wątków, które miały uwydatnić fabułę. Niestety efekt nie do końca jest udany. Obraz balansuje na cienkiej granicy pomiędzy komedią, a dramatem lub nawet filmem grozy, który ni stąd ni zowąd wywleka na światło dzienne krwawe historie rodzinne. Ten zabieg sprawił, że równowaga dzieła została zachwiana przez co po pewnym czasie te przeskoki w tonie prowadzenia akcji strasznie nas męczą. Uważam, że jeśli skupiono by się wyłącznie na problemach Dulskich i przedstawiono je w inteligentny i sprytny sposób pomijając inne wątki byłby to świetny i niezwykle klimatyczny film. Niestety zamiast tego mamy lekkie wymieszanie z poplątaniem.

W składzie aktorskim filmu znalazły się same gwiazdy na czele ze świetną Krystyną Jandą, Katarzyną Figurą oraz Mają Ostaszewską. W filmie pojawiają się również Sebastian Fabjański, Diana Zamojska, Mateusz Kościuszkiewicz, Marianna Zydek, Sławomir Orzechowski, Katarzyna Herman oraz Sonia Bohosiewicz. Aktorsko film prezentuje się dobrze i nie można mu nic zarzucić.

Na plus na pewno warto zaliczyć ciekawy klimat produkcji, który nadaje filmowi uroku. Warto również zwrócić uwagę na całkiem przyzwoity humor (ale nie zawsze), dobre zdjęcia oraz ciekawe i silnie przedstawione kobiece postacie.

Ostatecznie "Panie Dulskie" prezentują się całkiem nieźle. Nie obyło się bez potknięć, ale ogólnie rzecz biorąc nowy film Filipa Bajrona to całkiem ciekawy obraz ukazujący intrygujące perypetie rodziny Dulskich. Jest wypełniony humorem, dobrym aktorstwem i kilkoma ciekawymi rozwiązaniami. Jednakże nie jest to film, który warto zobaczyć. Gdy pojawi się w telewizji to jak najbardziej z tej okazji możemy się z nim zapoznać, ale nic ponadto.

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W podziemiach Biblioteki Metropolitan kryje się wiekowa siedziba naukowców i poszukiwaczy przygód, którzy zbierają starożytne artefakty i ratują świat przed nadnaturalnymi zagrożeniami. To jest właśnie Biblioteka, a Flynn jest Bibliotekarzem. Kiedy starożytna federacja grozi zniszczeniem cywilizacji i przywróceniem panowania magii na świecie, Flynn i jego nowy Strażnik, Eve Baird, muszą zrekrutować trzech ludzi o nadzwyczajnych zdolnościach, by pomogli im chronić sekrety Biblioteki. Do ich zespołu dołącza kowboj - naukowiec, szpitalna asystentka o niezwykłych zdolnościach oraz światowej klasy złodziej. Muszą oni powstrzymać niebezpieczeństwo, aby świat nie pogrąży się w chaosie.

twórca: John Rogers
oryginalny tytuł: The Librarians
na podstawie: postaci stworzonych przez Davida Titcher'a
gatunek: Przygodowy
kraj: USA
czas trwania odcinka: 42 min.
odcinków: 20
sezonów: 2
muzyka: Joseph LoDuca
zdjęcia: David Connel
produkcja: TNT
średnia ocena: 6,3/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 13 lat (wg. KRRiT)






 
Wolna posada bibliotekarza


Ocena sezonu: 6,7

Stacja TNT, która była odpowiedzialna za trzy filmy z serii "Bibliotekarz" postanowiła ponownie wrócić do świata wypełnionego magią, akcją, humorem oraz perspektywą, że praca dla Biblioteki to nie lada wyzwanie. Jednakże zamiast robić kolejny film telewizyjny kanał postanowił przerzucić się na serial i dalej ciągnąć rozpoczętą w 2004 roku serię. Powrócą znajome twarze, ale nie zabraknie także i nowych. Gotowi na przygodę?

Akcja serialu dzieje się w czasach obecnych i jest bezpośrednią kontynuacją filmów z Noah Wyle w roli Bibliotekarza. Skupia się na rozwiązywaniu nietypowych zagadek, które dotyczą świata magii, mitologii itp.  Obracamy się w klimacie fantasy, który jest zbudowany na podstawie legend, wierzeń oraz mitów. Fabuła skupia się na grupce wybrańców: Eve Baird, Jake Stone, Cassandra Cillian oraz Ezekiel Jones, którzy zwerbowani przez Bibliotekarza wplątują się w pełną akcji przygodę. To o nich tak naprawdę jest ten serial. Flynn Carsen jest jedynie łącznikiem pomiędzy opowieściami. Seria składa się z dziesięciu odcinków, z których każdy opowiada inną historię. Mogą one być ciekawe lub nie. Jednakże oprócz jednorazowych przygód mamy także styczność z wątkiem głównym, który przewija się co kilka odcinków i sprawia, że wszystko łączy się w miarę sensowną całość. Ogólnie rzecz biorąc serial prezentuje się całkiem intrygująco. Potrafi nas wciągnąć przez co z chęcią sięgniemy po kolejne odcinki, aby dowiedzieć się co było dalej. Posiada całkiem zgrabnie poprowadzoną akcję, mnóstwo humoru, który jest w sumie jednym z najlepszych punktów tej produkcji oraz ciekawe postaci. Niestety nie ma co nastawiać się na arcydzieło, gdyż serial stacji TNT prezentuje podobny poziom co wcześniejsze filmy. Mówiąc to mam na myśli lekki i przyjemny w odbiorze obraz, który nas nie męczy, ani nie zmusza do jakiegokolwiek wysiłku umysłowego. Pozwala nam zasiąść przed telewizorem i zrelaksować się na godzinkę. A dzięki temu, że jest przyzwoicie wykonany i przedstawia nam całkiem ciekawe zdarzenia nie odstawimy go od razu do kąta, ale z chęcią obejrzymy do końca.

W obsadzie "Bibliotekarzy" pojawiło się sporo nowych postaci, które wstąpiły do Biblioteki, aby pomóc Flynnowi. Każde z nich posiada jakąś wyróżniającą ich zdolność dzięki czemu pracując w grupie mogą wiele osiągnąć. Są to ciekawi bohaterowie, którzy posiadają przeszłość i teraz mają szansę zacząć wszystko do nowa. Ciekawie również prezentują się relacje pomiędzy postaciami, a w szczególności po zdradzie jednego z osobników. W skład nowej obsady wchodzą: Rebecca Romijn, Christian Kane, Lindy Booth, John Kim oraz John Larroquette jako pracownik jednej z fili Biblioteki, który pomaga nowym rekrutom. Na drugim planie pojawia się Noah Wyle, Matt Frewer oraz Lesley-Ann Brandt. Oprócz tego w pierwszym odcinku mamy gościnny występ Boba Newhart'a oraz Jane Curtin znanych z serii filmów. Aktorzy prezentują sobą całkiem dobry poziom dzięki czemu bez żadnych zgrzytów ogląda się ich na ekranie. Jedyne Rebecca Romijn wypada trochę drętwo na ekranie, ale oprócz tego jest całkiem nieźle.

Pod względem technicznym jak na serial telewizji kablowej "Bibliotekarze" prezentują się całkiem nieźle. Oczywiście efekty specjalne nie powalają, ale w miarę dobrze się prezentują. Oprócz tego mamy do czynienia z magicznym klimatem, wcześniej już wymienionym humorem oraz ciekawymi nawiązaniami do znanych nam mitów i legend.

Podsumowując "Bibliotekarze" to całkiem niezły serial, po który bez problemu możemy sięgnąć. Jest całkiem intrygujący, wciągający oraz posiada mnóstwo humoru. Nienagannie wykonany świetnie prezentuje się w lekkiej i przystępnej dla każdego formie. Jest to niezobowiązująca produkcja, która ma zapewnić nam rozrywkę, a nie duchowe uniesienie. Tym bardziej zdziwiło mnie, że dla TNT, serial okazał się ogromnym hitem zdobywając przy tym tytuł najlepszego serialu stacji kablowych. Czy rzeczywiście tak jest? Nie mam pojęcia, ale wiem na pewno, że z miłą chęcią sięgnę po drugi sezon serii, ponieważ pierwszy choć nie był najlepszy, to jednak miał sobie coś intrygującego. A może to po prostu sentyment do postaci Flynna Carsena (Noah Wyle), którego za młodu oglądałem w "Bibliotekarzu"? Sam już nie wiem.





 
Przygody ciąg dalszy


Ocena sezonu: 5,9

Po powrocie Noah Wylea w roli Bibliotekarza w serialu fantasy stacji TNT mieliśmy okazję obejrzeć jak nasza postać ratuje Bibliotekę przed jednym z jej odwiecznych wrogów. Jednakże tym razem Flynnowi towarzyszyło czterech pomocników, którzy otrzymawszy wcześniej ofertę pracy w bibliotece zdecydowali się mu pomóc. Jak się później okazało to właśnie o nich był ten serial, a stary dobry Flynn był jakby jego największą gwiazdą i pojawiał się tylko od czasu do czasu. Choć produkcja nie była niczym nadzwyczajnym, to jednak całkiem przyjemnie się ją oglądało. Jednakże według wyników oglądalności amerykanie wręcz pokochali serię dzięki czemu bez gadania dostała drugi sezon. Czy i tym razem okaże się on przyjemną i bezbolesną przygodą?

Od naszego ostatniego spotkania bohaterowie serii rozdzielili się i podróżowali we wszystkie strony świata pomagając Flynnowi zebrać wszystkie magiczne artefakty zaginione z Biblioteki. Pewnego dnia wszyscy trafiają do jednego miejsca gdzie spotykają również samego Flynna oraz Eve. Szybko okazuje się, że to nie przypadek, a ich wizyta wiąże się z nowym zagrożeniem jakie czeka na naszych bibliotekarzy. Drugi sezon startuje bardzo szybko i w momencie wrzuca nas w wir akcji. Udaje mu się to zrobić całkiem bez boleśnie, a do tego z podwójną dawką humoru. Odcinek premierowy ukazuje nam również głównych przeciwników tego sezonu, którymi są Moriarty oraz Prospero. Mamy nowego przeciwnika, stary zespół oraz 10 odcinków, w których twórcy mogą nas zaskoczyć. Czy udało im się? Nie do końca ponieważ mam wrażenie, że kompletnie nie wykorzystali potencjału swojej opowieści. Ukazali nam ciekawy wstęp do nowej intrygi, na którą ewidentnie nie mieli pomysłu. Tworząc wątek główny posłużyli się jedynie ciekawymi zabiegami oraz kilkoma nawiązaniami do historii itp. ale nie ma mowy o sileniu się na oryginalność. Całość wygląda tak samo jak w pierwszym sezonie. Mamy 10 epizodów z czego większość poświęcona jest odrębnym historiom niezwiązanym z pierwszoplanową intrygą. Ta jedynie przewija się co kilka z nich, aby przypominać nam, że w ogóle istnieje. Poprzez ten zabieg twórcy również nieskutecznie próbują wzbudzić nasze zainteresowanie nim, albowiem oprócz pierwszych odcinków drugiej serii tak naprawdę nie otrzymujemy dalej żadnych konkretnych informacji. Jedynie jakieś strzępy, które powinny wzbudzić naszą ciekawość i wprowadzić tajemniczą aurę do produkcji. Niestety, żadna z tych rzeczy za dobrze nie wyszła przez co całość prezentuje się jakby niemrawo. Sytuacji nie polepszają odrębne historie, które tak jak ostatnio prezentują się raz lepiej, a raz gorzej. Co ciekawe poziom tych lepszych epizodów również nie powala. Tak właściwie to druga seria jest wręcz taka sama jak pierwsza. Posiada prawie wszystkie wady i zalety pierwszego sezonu przez co niemalże nie wyróżnia się niczym szczególnym. Decydującym elementem w tym starciu okazuje się być wątek główny, który został położony na całej linii. W pierwszej serii widać było przynajmniej jego zamysł dzięki czemu był całkiem przekonujący. Tym razem niestety nie można nawet tego o nim powiedzieć, albowiem jest strasznie chaotyczny, bez pomysłu i polotu. Najgorsze jest jeszcze to, że wieje od niego nudą na kilometr. Już z dwojga złego wybieram te jednoodcinkowe historie, które przynajmniej sprawiają wrażenie ciekawych.

Od strony aktorskiej na szczęście jest znacznie lepiej. Postacie są całkiem nieźle nakreślone oraz świetnie zagrane co czyni serial lepiej przyswajalnym. Oczywiście nie liczcie na dogłębną, analizę bohaterów. Niech wystarczy wam to, że każda z nich jest inna i posiada wyjątkowy charakter. Najlepiej z całej obsady prezentuje się postać Noah Wylea czyli głównego Bibliotekarza. Być może dlatego, że posiada ona większe zaplecze i jest po prostu lepiej napisana. Albowiem zawsze gdy pojawia się Flynn jest zabawnie, lekko i przyjemnie. To właśnie on wprowadza do serii taki specyficzny klimat optymizmu. A gdy brak go na ekranie jego rolę świetnie kontynuuje John Larroquette jako bardzo spontaniczny Jenkins. W obsadzie znaleźli się również:  nie tak drętwa jak ostatnio Rebecca Romijn, rezolutny Christian Kane, urocza Lindy Booth i zabawny John Kim. Dodatkowo mamy Richarda Coxa jako Prospero oraz Davida S. Lee jako Moriartyego.

Od strony technicznej nie mamy na co narzekać. Efekty choć nie powalają, to jednak są do przyjęcia, a w parze ze zwariowanym stylem opowieści oraz dobrym humorem świetnie wpisują się w niezobowiązującą rozrywkę jaką powinien dostarczać serial. Nie należy zapomnieć również o magicznym klimacie serii.

Podsumowując drugi sezon "Bibliotekarzy" zapowiadał się całkiem dobrze, ale niestety nie poradził sobie z wątkiem głównym, który okazał się tanią, nudną i przekombinowaną opowieścią, która zawodzi na całej linii. Jedynie pojedyncze epizody mogą nam przypaść do gustu, ale z nimi również nie należy wiązać wielkich nadziei. Na sam koniec jeszcze napiszę o zakończeniu, które upewniło mnie o braku kreatywności twórców. Cały plan szwarccharakteru okazał się tak miałki i nijaki, że kiedy rozpoczął jego realizację nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek coś takiego się stanie, ale w istocie Prospero posiadał najgłupszy plan unicestwienia świata jaki można było wymyślić. Wiem co mówię. Tego już nawet lekka i przyswajalna forma serii nie była w stanie uratować. Po prostu ręce opadają.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Tajemnicza wiadomość na temat przeszłości Bonda skieruje go na trop złowrogiej organizacji WIDMO. Podczas gdy M toczy polityczną batalię o przyszłość MI6, agent 007 odkrywa przerażającą prawdę o najpotężniejszej instytucji przestępczej świata.

gatunek: Sensacyjny
produkcja: USA, Wielka Brytania
reżyser: Sam Mendes
scenariusz: John Logan, Robert Wade, Neal Purvis, Jez Butterworth
czas: 2 godz. 28 min.
muzyka: Thomas Newman
zdjęcia: Hoyte van Hoytema
rok produkcji: 2015
budżet: 300 milionów $
ocena: 8,1/10












 
Królowa może być zadowolona


Bond. James Bond. Któż z nas nie zna tej słynnej sentencji wypowiadanej przez agenta 007? Zapewne niewielu jest takich którzy nigdy nie mieli styczności choćby z jedną z przygód szpiega Jej Królewskiej Mości, gdyż nie da się ukryć, że jest to już postać ikoniczna. Na przestrzeni lat produkcje o Bondzie nieustannie ewaluowały i zmieniały się na potrzeby okresu, w którym żyjemy po to, aby jak najlepiej się wpasować się w nowoczesne trendy. Ostatnia taka duża zmiana miała miejsce w 2006 roku gdy na ekranach pojawiło się "Casino Royal". Jednakże Bondy z Danielem Craigiem to nieustanna zabawa konwencją serii, gdzie praktycznie każdy nowy film z nim to całkiem inna koncepcja pierwszoplanowej postaci. W "Spectre" Sam Mendes również pomajstrował przy wizerunku Bonda. Czy wyszło to filmowi na dobre?

Zdecydowanie tak. W przypadku Bondów z Craigiem zawsze miałem z nimi jakiś problem. W "Casino Royal" za mało było Bonda w Bondzie przez co miałem wrażenie, że nie do końca oglądam film z serii słynnego agenta. W "Quantum of Solace" to w ogóle była jakaś tragedia ponieważ tam 007 kompletnie zniknął, a zastąpiono go maszyną do zabijania. Na szczęście w "Skyfall" Mendesowi udało się podreperować wizerunek szpiega Jej Królewskiej Mości dzięki czemu film prezentował się znacznie lepiej. Niestety nie wszystko jeszcze ze sobą grało. Humor był drętwy, a to jak potraktowano dziewczynę Bonda to jakieś nieporozumienie. Jednakże reżyser zrobił rachunek sumienia i postanowił spróbować swoich sił ponownie przy produkcji kolejnego obrazu z serii 007. Dzięki jego zaparciu i profesjonalizmie możemy teraz oglądać film kompletny i świetnie balansujący pomiędzy starą, a nową konwencją.

Historia ukazana w filmie dotyczy jednej, konkretnej osoby, a mianowicie samego Jamesa Bonda, który nadal tropi zabójców M oraz Vesper Lynd (jego miłości). Łamie przy tym zasady agencji oraz naraża cały program 00 na klęskę. Towarzyszy temu także pojawienie się nowego gracza – C, który obrał sobie za cel rozwiązanie całego MI6. Fabuła obrazu jest bardzo intrygująca oraz niezwykle wciągająca. Ukazuje nam zdarzenia nie tylko dotyczące samego agenta 007, ale również przedstawia potyczki nowego M, Moneypenny Billa Turnera oraz C. Wypełniona jest masą dobrze wykonanych scen akcji, które świetnie przeplatają się ze spokojnymi ujęciami. Reżyserowi udało się stonować obraz przez co mamy w nim wszystkiego po trochu. Dzięki temu całość rewelacyjnie się ze sobą komponuje dając satysfakcjonujący obraz zarówno dla zwierzchników starych oraz nowych Bondów. Dopracowany scenariusz sprawia, że ukazana historia jest bardzo spójna i dokładnie zaplanowana co gwarantuje rozrywkę na wysokim poziomie. Na plus należy zaliczyć także rozmaite lokacje, w jakich kręcono "Spectre", które znacznie urozmaicają produkcję oraz koncepcję międzynarodowego programu szpiegowskiego, który porusza tematykę śledzenia przy użyciu najnowszych zasobów technologicznych porzucając przy tym pracę agenta w polu.

W składzie aktorskim "Spectre" znalazła się plejada gwiazd brytyjskich, amerykańskich, francuskich oraz włoskich także jest z czego wybierać. Na pierwszym planie mamy oczywiście Daniela Craiga, który mimo tego, że jest już trochę podstarzały wciąż daje radę i prezentuje sobą dobre aktorstwo. Oprócz niego mamy także świetnego Bena Whishawa jako Q, Ralpha Finnesa jako M, Léayę Seydoux jako Madaleine Swann oraz Naomie Harris jako Moneypenny. Na drugim planie pojawia się również Dave Bautista jako Pan Hinx, Rorry Kinear jako Bill Turner, Andrew Scott jako C, Monica Belluci jako Lucia Sciarra oraz Christoph Waltz jako Franz Oberhauser czyli główny antagonista filmu. Przyznam szczerze, że Waltzowi udało się wybrnąć obronną ręką z zadania jakim było zagranie kolejnego złego charalkteru. Choć jeszcze nie wyzbył się grania Hansa Landyego z "Bękartów wojny" Quentina Tarantino, to jednak udało mu się odpowiednio stonować swojego bohatera dzięki czemu w miarę dobrze prezentuje się na ekranie.

W najnowszym Bondzie mamy także do czynienia ze świetnymi efektami specjalnymi, dobrą muzyką Thomasa Newmana oraz ciekawymi zdjęciami Hoyte Van Hoytema. Uwagę należy zwrócić także na mroczny i tajemniczy klimat jakim owiana jest produkcja oraz na świetnie balansujący to humor. Do tego dochodzą jeszcze świetnie zmontowane sceny akcji, widowiskowe wybuchy oraz rewelacyjne intro produkcji, przy którym nawet nudna i nijaka piosenka Sama Smitha da się lubić.

Ostatecznie najnowszy film o przygodach Jamesa Bonda to bardzo dobre kino akcji posiadające intrygującą i dobrze napisaną fabułę, ciekawe aktorstwo oraz wyśmienite wykończenie. Oprócz tego mamy rewelacyjnie wyważoną konwencję nawiązującą zarówno do starych jak i nowych obrazów z serii oraz brawurowo poprowadzoną akcję, która  genialnie przeplata się ze spokojniejszymi scenami. A wisienką na torcie okazuje się zakończenie "Spectre", które mimo że nie jest widowiskowe, to jednak bardzo satysfakcjonujące. To wszystko sprawia, że ta część przygód agenta Jej Królewskiej Mości jest najlepsza ze wszystkich z udziałem Daniela Craiga. Ja już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć obraz ponownie. ;)


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Spektakularny thriller akcji oparty na jednej z najtragiczniejszych w historii wypraw na Mount Everest. Wszystko działo się w maju 1996 r., kiedy jednego dnia w śniegach Mount Everestu zginęło 15 wspinaczy. Film opowiada historię grupy ośmiorga himalaistów, którzy pod przewodnictwem Roba Halla próbują zmierzyć się z ekstremalnymi warunkami niedostępnego szczytu. Walka ze śmiertelnym zimnem, nawałnicami śnieżnymi, walka o tlen i przetrwanie. 

gatunek: Przygodowy, Thriller
produkcja: USA
reżyser: Baltasar Kormákur
scenariusz: Simon Beaufoy, William Nicholson
czas: 2 godz. 1 min.
muzyka: Dario Marianelli
zdjęcia: Salvatore Totino
rok produkcji: 2015
budżet: 55 miliony $
ocena: 8,3/10








 
Nie igraj z naturą

Mount Everest. Najwyższa góra świata, 8848 metrów n.p.m., mroźny klimat, trudne podejście, możliwość śmierci. Właśnie te pięć pierwszych skojarzeń pojawia nam się w głowie kiedy słyszymy nazwę Mount Everest. Jednakże pomimo tak wielkiego zagrożenia jakim jest wyprawa w celu zdobycia "dachu" świata, ludzie nadal bardzo ochoczo przybywają do Nepalu w celu zdobycia góry. Muszę przyznać, że sam bardzo chciałbym zdobyć ten ośmiotysięcznik, gdyż lubię góry i kolokwialnie mówiąc "porwał bym" się na taką wyprawę. Od zawsze wiedziałem, że zdobycie takiego szczytu to nie będzie pestka, ale po obejrzeniu "Everestu" stwierdzam, że jeszcze sporo przede mną pracy. Nie da się ukryć, że taka wyprawa może się dla nas skończyć tragicznie tak jak dla wielu bohaterów omawianego dzisiaj filmu.

Reżyser Baltasar Kormákur wziął na tapetę prawdziwą historię wspinaczy górskich, którzy w maju 1996 wybrali się na szczyt Everestu. Byli wśród nich profesjonalni himalaiści, wytrawni wspinacze oraz inni, którzy chcieli udowodnić, że potrafią wspiąć się na najwyższą górę świata. Niestety wyjście na Everest dla większości okazało się tragiczne. Fabuła produkcji nie tylko skupia się na zdobywaniu Mount Everestu, ale również dogłębnie porusza wątki dotyczące większości postaci. Opowiada o ich życiu, problemach oraz tym co sprowadziło ich do Nepalu. Opowieść jest bardzo intrygująca i wciągająca. Twórcy bez większych przeszkód z niezwykłą gracją i wyczuciem opowiadają nam historię himalajskich wspinaczy. Potrafią nas przy tym zachwycić, wzruszyć oraz sprawić, że po plecach przejdą nam ciarki. "Everest" to niezwykle emocjonujący seans, który bazuje na dramatach postaci w nim przedstawionych. Mamy wprawionego himalaistę z żoną i córką w drodze, zamężnego wspinacza z dwójką dzieci, japońską zdobywczynię wszystkich szczytów świata oprócz Everestu oraz rozwiedzionego listonosza, który chce komuś coś udowodnić. Każda z tych opowieści na swój sposób nas ciekawi oraz oddaje powody dla których ludzie decydują się na taką wyprawę. Całość jest świetnie wyważona prezentując nam bardzo lekką i przystępną mieszankę dramatu i grozy ale także radości i szczęścia. Jednakże produkcja studia Universal to nie tylko dramaty wspinaczy oraz ich rodzin, ale także opowieść o granicach ludzkiej wytrzymałości – fizycznej i psychicznej. To respekt wobec sił natury i hołd dla wszystkich, którzy się wspinają, ponieważ góry to dla nich drugi dom.

W składzie aktorskim "Everestu" znalazła się cała masa gwiazd na czele z Jasonem Clarke'm ("Terminator Genisys"), Joshem Brolin'em oraz Jake Gyllenhaal'em ("Wolny strzelec"). Oprócz nich w obsadzie znaleźli się: John Hawkes, Emily Watson, Sam Worington, Keira Knighty ("Gra tajemnic"), Robin Wright oraz Michael Kelly. Na ekranie pojawili się również: Martin Henderson, Ingvar Eggert Sigurðsson, Naoko Mori oraz Elizabeth Debicki ("Kryptonim U.N.C.L.E."). Co do aktorów nie mam najmniejszych zarzutów, gdyż każdy z nich zaprezentował sobą najwyższy poziom zdolności aktorskich.

Produkcja posiada również świetne wykończenie w postaci fenomenalnych zdjęć Salvatore Totino, które w przepiękny sposób ukazują nam zapierające dech w piersiach krajobrazy Mount Everest oraz klimatyczną, wywołującą grozę i niepokój muzykę Dario Marianelli. Oprócz tego mamy do czynienia ze świetnymi efektami specjalnymi oraz rewelacyjnym 3D, na które warto się zdecydować gdyż spotęguje emocje towarzyszące nam podczas seansu.

Wszystko to składa się na bardzo dobry, ciekawy, świetnie zrobiony oraz zagrany film, który ukazuje nam prawdziwą historię himalaistów, którzy zapragnęli zdobyć szczyt świata. Każdy z nich miał jakiś powód, ale warto pamiętać, że nikt nigdy nie pacha się w góry jeśli tego nie chce. Dla ludzi ukazanych w filmie góry to odpoczynek, to drugi dom, to coś bez czego nie mogą żyć. Ulegają ich pięknu i dają się pochłonąć tylko po to, aby odnaleźć sens w swoim życiu. Bardzo to piękne i prawdziwe.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Południowy Boston, lata 70. XX wieku. Agent FBI John Connolly namawia irlandzkiego gangstera Jimmy'ego Bulgera do współpracy z FBI. Jej celem jest pozbycie się wspólnego przeciwnika - włoskiej mafii. Obraz opowiada historię tego bestialskiego przymierza, które wymyka się spod kontroli. Whitey bezkarnie łamie prawo, co pozwala mu umocnić swoją władzę i zyskać miano jednego z najbardziej bezwzględnych i niebezpiecznych gangsterów w historii Bostonu.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja: USA
reżyser: Scott Cooper
scenariusz: Jez Butterworth, Mark Mallouk
czas: 2 godz. 2 min.
muzyka: Junkie XL
zdjęcia: Masanobu Takayanagi
rok produkcji: 2015
budżet: 53 miliony $
ocena: 7,7/10










Hulaj dusza piekła nie ma


Kino gangsterskie przeżywa ostatnio ciężki okres, albowiem niewiele filmów pojawia się na ekranach o tej tematyce. Miejmy jednak nadzieję, że się to trochę zmieni po tegorocznej premierze "Legend" oraz po omawianym dzisiaj "Pakcie z diabłem". Obie historie bazują na prawdziwych zdarzeniach, ale dzieją się w innym miejscu i w innych czasach. Sprawdźmy więc czy najnowszy film z Johnnym Deppem jest choć w połowie tak dobry jak "Infiltracja" Martina Scorsese, która bazuje właśnie na postaci Jamesa Bulger'a.

Fabuła produkcji skupia się na trzech ważnych dla głównego bohatera datach, które to ukazują nam przełomowe momenty z jego życia. Mamy początki kariery, wielkie sukcesy oraz spektakularny upadek. Całość ma formę przesłuchania dawnych współpracowników Bulgera, którzy jako narratorzy relacjonują nam zdarzenia z przeszłości. Film charakteryzuje się tajemnicą, grozą oraz napięciem. Dodatkowo jest obleczony w niezwykle mroczną powłokę, która sprawia, że obraz prezentuje się w bardzo poważny, ale także surowy sposób. Produkcja posiada intrygujący, wciągający i nieprzewidywalny scenariusz, który kusi nas zawiłą, oryginalną, wręcz makabryczną, ale nadal prawdziwą historią. Albowiem trzeba zwrócić uwagę, że "Pakt z diabłem" jest całkiem drastycznym filmem w porównaniu z "Legend", które dodatkowo wypełnione komizmem prezentuje się bardzo słabo przy "Black Mass" pod względem gangsterskim. Tutaj nie ma czasu na śmiechy i chichy. Cały czas trwa ostra walka o przetrwanie na ulicach południowego Bostonu. Akcja skupia się na dwóch planach, w których skład wchodzi: przestępcza działalność Bulger'a oraz pakt zawarty przez gangstera z FBI, którego celem było zlikwidowanie włoskiej mafii. Być może cel porozumienia był szczytny, ale jego efekty okazały się tragiczne. Dzieło Scotta Coopera prezentuje się jak rasowe kino gangsterskie, które szokuje i pozostawia po sobie trwały ślad tak jak Whitey Bulgar na kartach historii Bostonu. Warto również zwrócić uwagę na ciekawe relacje braci Bulgerów oraz na niespotykany stosunek lokalnej społeczności dla Jamesa. Co ciekawe podczas oglądania filmu dowiemy się, że wina nie leży tylko po stronie samego Bulger'a, ale również po stronie innych postaci, które spoufalając się z byłym gangsterem również posiadają krew na rękach.
Niestety nie obyło się też bez kilku wpadek takich jak luki w fabule, które pozostawiają niektóre wątki niedokończone przez co niekiedy musimy sami się domyślić jak potoczyły się zdarzenia.
 
W składzie aktorskim znalazła się cała masa znanych aktorów, ale tylko jeden z nich góruje nad wszystkimi. Jest nim Johnny Depp, który po kilku nieudanych rolach powraca na ekrany kin z wielkim impetem. W fenomenalny sposób udało mu się sportretować psychopatycznego, ale również życzliwego i niezwykle inteligentnego człowieka, który poprzez swoją brutalność dąży do celu. Choć Depp ukrywa swoją twarz pod toną wybitnej charakteryzacji, to jednak da się w niej dostrzec oblicze aktora. Wyzbywa się on epileptycznych ruchów Jacka Sparrow'a, oraz jego śmiesznej mowy, a zamiast tego przywdziewa stylówę Drakuli z horroru Frnacisa Forda Coppoli, wyposaża się w niebieskie soczewki oraz zmienia głos na bardziej władczy i stanowczy. Dzięki temu wszystkiemu udaje mu się stworzyć kolejną godną zapamiętania postać. Szczególnie to widać w trzech "intymnych" scenach, które porażają nas swoim dramatyzmem i świetnym dopracowaniem. Są to: scena śniadania z synem, kolacja ze stekiem oraz rozmowa Bulgera z Marianne Connolly (żoną Johna). Równie ciekawie prezentuje się: Joel Edgerton odgrywający bohatera odpowiedzialnego zarówno za swój sukces jak i klęskę, Benedict Cumberbatch jako brat Jamesa - senator stanu oraz Dakota Johnson jako dziewczyna Bulgera (niestety nie posiada ona długiego czasu ekranowego). Pojawiają się również świetny Jesse Plemons ("Olive Kitteridge"), równie dobry Rory Cochrane oraz Kevin Bacon, Peter Sarsgaard, David Harbour, Adam Scott, Corey Stoll oraz Julianne Nicholson.

Produkcja Coopera posiada również ciekawe zdjęcia oraz bardzo dobrą muzykę Junkie XL. Oprócz tego film wyróżnia się wcześniej już wspomnianym klimatem oraz genialną charakteryzacją. Warto również zwrócić uwagę na sprawny montaż oraz przyzwoite wykończenie.

Koniec końców pomimo niewielkich luk w fabule najnowsze dzieło Scotta Coopera prezentuje się naprawdę dobrze. Posiada intrygującą fabułę, genialne aktorstwo oraz dobre wykończenie. Dodatkowo mamy możliwość zetknięcia się z prawdziwym kinem gangsterskim oraz niezwykłą sposobność zapoznania się z historią najsłynniejszego gangstera w historii USA, który ukrywał się organom ścigania aż do 2011 roku oraz oglądać od kulis jeden z największych skandali w FBI. Ten seans naprawdę jest w stanie nas usatysfakcjonować. Polecam.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.