Snippet
Krasnoludy z Ereboru odzyskując ojczyznę, ściągają gniew smoka na Esgaroth. Miasto na jeziorze zostało zniszczone a wraz z nim zginął Samug. Wieści o skonaniu besti szybko się rozchdzą a wraz z nimi pod Samotną Górę zaczynają napływać hordy orków pod dowódctwem Saurona pragnące przejąć jej bogactwa. Wolne istoty Śródziemia łączą siły przeciwko napastnikowi.

gatunek: Fantasy, Przygoda
produkcja: USA
reżyser: Peter Jackson
scenariusz: Fran Walsh, Philippa Boyens, Guillermo del Toro, Peter Jackson
czas: 2 godz. 24 min.
zdjęcia: Andrew Lesnie
muzyka: Howard Shore
rok produkcji: 2014
budżet: 250 milionów $
ocena: 7,3/10










 
#OneLastTime


 Zawsze w dziejach każdej popularnej i lubianej serii kinowej nadchodzi taki czas, kiedy wszystko musi się zakończyć. Nic nie trwa wiecznie i Peter Jackson dobrze o tym wie. Na pewno jest mu trudno opuszczać krainę Śródziemia, z którą był związany blisko 14 lat! Na sam koniec chciał nam podarować epickie zwieńczenie trylogii "Hobbita", będące swoistym pożegnaniem z tym baśniowym światem. Niestety nie wszystko poszło po jego myśli.

Fabuła filmu rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym skończyło się "Pustkowie Smauga". Akcja jest wartka i trzyma w napięciu do czasu zabicia smoka co dzieje się bardzo szybko. Później całkiem spowalnia i rozkręca się od nowa jednak w bardzo mozolnym tempie. Dopiero tytułowa bitwa nieznacznie ją przyspiesza. Wydarzenia pokazywane na ekranie są często nudnawe, rozwleczone i nie wywołują w nas żadnych emocji. Cała produkcja sprawia wrażenie rozciągniętej do granic możliwości, aby osiągnąć mocno nadwyrężony czas 2 godzin i 24 minut. Pomimo tego najkrótszego czasu z całej serii, film najbardziej się dłuży.

Aktorzy pozostają praktycznie niezmienni z pierwszej oraz drugiej części. Ian McKellen dalej świetnie wypada jako Gandalf Szary zresztą tak samo jak Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa. Richard Armitage miał nieznacznie większą rolę do odegrania niż machanie mieczem tak jak to miało miejsce wcześniej, dlatego tym lepiej dla niego, że udało mu się podołać zadaniu. Evangeline Lily, Orlando Bloom, Lee Pace i Luke Evans pojawiają na ekranie częściej niż w drugiej części co wychodzi im tylko na dobre. Epizodycznie pojawia się także Hugo Weaving, Cate Blanchett oraz Christopher Lee czyli postacie znane z "Władcy Pierścieni".

Jak zapewne można było przypuszczać efekty specjalne będą elementem zachwytu wielu z nas. Oczywiście tak też się staje i pod względem efektów wizualnych produkcja wypada rewelacyjnie. Wyśmienicie się ją ogląda mając pewność, że nie dojdzie do żadnych zgrzytów. Ciekawe zdjęcia Andrew Lesnie'a jak zarazem muzyka Howarda Shore'a są dobrym dopełnieniem obrazu jednak w "Pustkowiu Smauga" były lepsze. Trójwymiar jest bardziej eksponowany niż we wcześniejszych częściach jednak całkowite zrezygnowanie z niego nie okazałoby się dla nas stratne.

O ile poziom absurdu w dwóch pierwszych częściach był całkiem w granicach rozsądku i można było te zabiegi jeszcze wybaczyć Jacksonowi to tym razem miarka się przebrała. Ujeżdżanie nietoperza przez Legolasa nie było jeszcze szczytem nonsensu, ale kiedy ten sam bohater skacze po spadających kamieniach zażenowanie sięga zenitu. Nic dziwnego, że cała sala buchnęła śmiechem. Nie wymagam od tego typu produkcji 100% realizmu, ale wszystko ma swoje granice i uważam, że tym razem mocno je nadwyrężono.

Najgorsze jest jednak to, że bardzo polubiłem nową trylogię Petera Jackson'a i świetnie bawiłem się podczas jej oglądania, natomiast na długo przeze mnie wyczekiwanej "Bitwie Pięciu Armii" niesamowicie się zawiodłem. Sam nadal nie jestem wstanie w to uwierzyć, ale ostatnia część nowej trylogii o Śródziemiu okazała się najgorszą ze wszystkich. Najwidoczniej cała epickość została zawarta jedynie w zwiastunie. Film oczywiście warto zobaczyć, aby przekonać się jak twórcy domknęli każdy z wątków, oraz żeby pożegnać się ze Śródziemiem może nie na zawsze, ale z pewnością na kolejnych kilka lat.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.




Obywatel Jan Bratek. Gdziekolwiek się nie pojawi, ściąga na siebie lawinę niespodziewanych zdarzeń. Niczym Forrest Gump, Bratek bierze udział w najważniejszych wydarzeniach swojej epoki. Ma wielkie szczęście, a może raczej… pecha, że zawsze znajduje się w miejscach, gdzie historia akurat zmienia swój bieg. Los miota nim zarówno w czasach komuny, jak i w nowoczesnej, demokratycznej Polsce doprowadzając do zabawnych wpadek.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Polska
reżyser: Jerzy Stuhr
scenariusz: Jerzy Stuhr
czas: 1 godz. 48 min.
muzyka: Adrian Konarski
zdjęcia: Paweł Edelman
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 6,7/10







 
Biało czerwono

Jedni się śmieją, drudzy płaczą. Jedni widzą geniusz, drudzy zaś badziew. Jedni podziwiają, drudzy gardzą. Najnowsza produkcja Jerzego Stuhra  niewyobrażalnie podzieliła polską publiczność. Zarzuca się jej antypolskość oraz wiele innych rzeczy, jednak ile w tym prawdy? Przekonajmy się rozbierając film na czynniki pierwsze.

Fabuła obrazu Stuhra jest zaplątana niczym węzeł gordyjski. Cała jest poszatkowana na wiele fragmentów zawierających początki życia bohatera jak i czasy obecne. Ciągle się przeplata, zamienia, cofa w czasie i tak cały czas. Właściwie cała produkcja jest jedną wielką retrospekcją, która ciągle ujawnia nam nowe informacje dotyczące postaci Jana Bratka, aby wyjaśnić nam jego obecną sytuację i zrozumieć przez co przeszedł. Zdarza się wiele niedomówień, które dopiero później są wyjaśniane w ramach kolejnych retrospekcji. Akcja jest umiarkowana, a film całkiem intrygujący z racji samego bohatera.

Reżyser wybrał bardzo dobry zestaw aktorów do przedstawienia jego opowieści. Sam Jerzy Stuhr wypada bardzo dobrze zresztą tak jak jego syn, Maciej Stuhr. Obaj tworzą całkiem udany duet na przestrzeni lat. Mamy też Sonię Bohosiewicz, Violettę Arlak i Barbarę Horawinkę w bardzo dobrych rolach drugoplanowych. Oprócz nich jest oczywiście jeszcze wielu innych aktorów, ale występujących  w małych epizodach.

Jerzy Stuhr kreuje postać Jana Bratka na rasowego everymana, parającego się rozmaitą ilością zawodów, tryskającego bystrością i zdolnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach życiowych. Oczywiście twórcy zależało na tym aby można było się utożsamić z jego bohaterem. Zabieg byłby jak najbardziej udany gdyby nie przesadny natłok pechowych sytuacji w życiu Bratka, generujących zbyt dużą dawkę absurdu – no chyba, że taki był cel.

Muzyka tak jak i zdjęcia jakoś specjalnie się nie wyróżniają, natomiast scenografia wypada całkiem dobrze. Film z pewnością nie jest antypolski (nie wiem skąd nawet można by wyciągnąć takie wnioski). Ośmiesza czasy PRL-u, ale zarazem porusza niebezpieczny temat polskości, który być może jest powodem tego nietrafnego określenia. Prawda jest jednak taka, że jak ktoś się raz na czymś sparzy to już później do tego nie wróci i tak właśnie postępuje Jan Bratek. Produkcję wypełnia też rozmaita symbolika.

Oceniając film całkiem obiektywnie nie można powiedzieć, że jest on strasznie zły. Raczej można by mu zarzucić niedopracowanie pewnych elementów, które widocznie wadzą jednak największym problemem produkcji jest jej czas powstania. Mam wrażenie, że zbyt pośpieszono się z tego rodzaju produkcją i nie wszyscy byli jeszcze gotowi ją obejrzeć bowiem jest jeszcze wielu żyjących  polaków pamiętających choćby czasy PRL-u, którzy nie będą w stanie spojrzeć na swoją przeszłość w zabawny sposób. Być może za kilka lat podejście do filmu się trochę zmieni? Kto wie, jednak produkcja sama w sobie nie jest zapewne szczytem możliwości pana Stuhra.


"Sen o Warszawie" w reżyserii Krzysztofa Magowskiego, to pierwszy duży film biograficzny o Czesławie Niemenie, piosenkarzu, kompozytorze i multiinstrumentaliście, ikonie polskiej muzyki rozrywkowej.

gatunek: Biograficzny
produkcja:Polska
reżyser: Krzysztof Magowski
scenariusz: Krzysztof Magowski
czas: 1 godz. 44 min.
zdjęcia: Maciej Magowski
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,0/10











 
Portret artysty


Było już wiele dokumentów poświęconych życiu i karierze sławnych artystów, celebrytów, piosenkarzy, a nawet drużyn sportowych ("Drużyna"). Zawsze powstawały w okresie szczególnego zainteresowania daną postacią i były przeznaczone z reguły tylko dla fanów. W dziesiątą rocznicę śmierci Czesława Niemena, Krzysztof Magowski postanowił nakręcić film o tym sławnym piosenkarzu i pokazać jaki był naprawdę. Jednak czy o takiej Warszawie śnił Niemen?

Reżyser słusznie oparł strategię opowiedzenia historii od narodzin do śmierci, zachowując chronologię wydarzeń, często przeplataną komentarzami lub wypowiedziami, które jednocześnie uzupełniały rozpoczętą wcześniej myśl. W obrazie mamy też niewiele scen aktorskich, które imitują fabularyzację produkcji. Dokument startuje jak petarda i od początku zalewa nas masą informacji, których niezwykle ciekawie się słucha, jednak jest ich tyle, że z pewnością wszystkich nie spamiętamy. Niestety później werwa produkcji znacznie maleje i w pewnych chwilach nasze znudzenie sięga zenitu i wręcz ziewamy z tego powodu. Na szczęście końcówka ratuje film od totalnego znużenia widzów.

Każdy wypowiadający się w kwestii Czesława Niemena jest osobą mającą wiele do przekazania na temat sławnego piosenkarza. Jedni go znali, inni się nim fascynowali, ale każdy z nich widział w nim wielkiego artystę godnego podziwu.

Przy tworzeniu filmu użyto wiele ciekawych zabiegów wizualnych, które bardzo ładnie wyglądają. Szczególnie są to przetworzone i  wyretuszowane stare zdjęcia. Dokument ma bardzo ciekawe zdjęcia jak i odpowiednią niemenowską muzykę świetnie budującą klimat.

Film Krzysztofa Magowskiego jest dobrze zrobionym dokumentem, który jest w stanie nas zainteresować pomimo wielu przydługich i nudnych scen. Z obrazu możemy też wynieść wiele informacji na temat Czesława Niemena, szczególnie jeśli nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji go poznać. Uważam, że produkcja jest dobra i warta uwagi dlatego sądzę, że powinniście po nią sięgnąć i przekonać się.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Szukający desperacko pracy Louis Bloom wpada na pomysł, by filmować nocne wypadki i zbrodnie, po czym sprzedawać materiały lokalnej telewizji.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja: USA
reżyser: Dan Gilroy
scenariusz: Dan Gilroy
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Robert Elswit
rok produkcji: 2014
budżet: 8,5 miliona $
ocena: 8,0/10












Po trupach do celu


Zastanawialiście się kiedyś ile jesteście w stanie zrobić, aby osiągnąć wyznaczony przez siebie cel? Jeśli tak to pomnóżcie swoje wysiłki przez dziesięć i wtedy otrzymacie osobę desperacko dążącą do celu, która nie zważa na ludzką krzywdę, jest prawie pozbawiona emocji, a do tego nie spocznie póki nie osiągnie sukcesu. Nie podda się bez walki, którą i tak wygra. Louis Bloom wydaje się być taką postacią, a debiutancki reżyser dobrze wie jak opowiedzieć o nim historię.

Dan Gilroy postanowił opowiedzieć wypaczoną wersję amerykańskiego snu, która choć zachowuje oryginalne konwencje to jednak odbiega od oryginału pokazując desperacką drogę do osiągnięcia sukcesu. Nie można się nie zgodzić, że reżyser podołał swojemu zadaniu i na początek zabłysnął może nie genialnym, ale bardzo dobrym filmem. Fabuła produkcji systematycznie przyśpiesza przez co staje się coraz bardziej interesująca i choć ma parę przestojów to bardzo dobrze buduje napięcie. Obraz szokuje jak i zaskakuje, a to wszystko za sprawą głównego bohatera.

Jake Gyllenhaal wypada wprost rewelacyjnie w roli Louisa Bloom'a i prawda jest taka, że film wiele zyskuje dzięki jego kreacji. Nie najgorzej wybada też Riz Ahmed jako Rick, pomocnik Bloom'a. Reszta aktorów wypada na całkiem dobrym poziomie.

Produkcja posiada specyficzny klimat, który jest utrzymywany przez twórcę do końca obrazu. Trochę mroczny, tajemniczy, intrygujący oraz z dreszczykiem emocji. Wszystko się ze sobą bardzo dobrze komponuje i zostaje jeszcze trochę miejsca na humor. Wszystko prezentowane jest w dobrej oprawie muzycznej Jamesa Newtona Howard'a oraz z przyzwoitymi zdjęciami Roberta Elswit'a.

Głównym powodem, który niewiarygodnie wciąga w film jest główny bohater, który wykazuje wiele cech rasowego psychopaty. Jest uroczy, pewny siebie, niezłomny oraz perfekcyjny. Co więcej twórca wyraźnie uświadamia nas, że ten określony typ postaci jest obecnie najlepiej przystosowany do życia w ówczesnych czasach. Nie sposób się z nim nie zgodzić gdyż Louis Bloom wykazuje posiadanie tych cech co jest po części kluczem do sukcesu.

Przyszło nam żyć w dziwnych czasach lub to my nie przystosowaliśmy się jeszcze do nowych reguł gry. W każdym razie nieważne jakby to nazwać to i tak wniosek jest jeden, że powinniśmy się dostosować. Wszystko zależy od tego jak to zrobimy i czy odniesiemy sukces. Bohater Dana Gilroy'a wydaje się być skazany na sukces ponieważ jako psychopata posiada wachlarz niezwykłych cech charakteru, które mu to umożliwią jak i niezłomną wolę walki określaną mianem: "po trupach do celu". Pomimo przerw w akcji i paru innym niewielkich błędów, film robi wrażenie i jest wart zobaczenia.

Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


 
Dwie osiemnastolatki wyjeżdżają do Zabawy, by nakręcić etiudę filmową o Karolinie Kózkównie.

gatunek: Obyczajowy
produkcja: Polska
reżyser: Dariusz Regucki
scenariusz: Dariusz Regucki
czas: 1 godz. 42 min.
muzyka: Dariusz Regucki
zdjęcia: Michał Bożek
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 3,2/10















Opowieść bez postaci



Podczas omawiania dokumentu fabularyzowanego pt: "Mery's Land. Ziemia Maryi" pisałem, że tak naprawdę nie jest łatwo stworzyć dobry film dokumentalny, który nie byłby tylko dla wyznawców danej religii czy określonej grupy społecznej. To samo dotyczyło się też świadectwa świętego, które z reguły było wynoszone na najwyższy piedestał z toną ciężkiego do przełknięcia lukru. Właśnie dlatego istnienie większości tego typu produkcji mijało się z celem. Jak się okazało "Karolina" nie posiada tego typu wad, co jest dużym plusem, niestety ma za to szereg innych defektów.

Dariusz Regucki wpadł na ciekawy pomysł opowiedzenia historii dwóch osiemnastolatek, których życie zmienia się wraz z poznawaniem historii błogosławionej Karoliny Kózkówny. Niestety minął się z celem i z filmu wyszła raczej produkcja obyczajowa, a nie tak jak to dystrybutor reklamował: "przejmująca opowieść o życiu błogosławionej Karoliny Kózkównej". Samej Karoliny jest w filmie jak na lekarstwo co często nas dekoncentruje, przez to zapominamy o czym właściwie jest film. Fabuła jest mało intrygująca i bardzo powolna. Naprawdę ciężko jest znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który byłby chociaż trochę interesujący.

Pod względem aktorskim obraz Reguckiego to straszne drewno. Nawet znani i cenieni aktorzy jak Dorota Pomykała czy Maciej Słota wypadają słabo. Produkcja dostarcza nam wyjątkowo nieudanego debiutu Marleny Burian, która choć bardzo się starała to nie zawsze jej wychodziło. Podobnie jest z Barbarą Dudą odgrywającą postać Basi. Piotr Cyrwus próbujący zerwać z rutyną wyraźnie pokazał, że jeszcze nie zszedł z planu serialu "Klan". Może kiedyś...

Produkcja ma spore błędy techniczne, które okropnie przeszkadzają i świadczą o wysokim nieprofesjonalizmie operatorów. Zdeformowany dźwięk utrudnia nam znacznie odbiór dialogów bohaterów. Niektóre rozmowy słyszymy jakby były kręcone zwykłą kamerą za pięć stów. Przez cały czas towarzyszy nam ten sam, niezmienny motyw muzyczny, który tylko potwierdza nudność obrazu. Dialogi postaci są źle i bezmyślnie napisane przez co śmieszą nas z powodu ich niedorzeczności.

Na sam koniec filmu jest prezentacja owoców pracy dziewczyn nad etiudą filmową o Karolinie i choć ciężko nam w to uwierzyć to ten niewielki fragment wypada o niebo lepiej niż cały obraz pod względem aktorskim  jak i dialogowym. Jest to jedyny fragment filmu naprawdę dobrze skrojony. Gdyby cała produkcja właśnie tak wyglądała to nie miałbym jej nic do zarzucenia. Niestety pan Regucki zamiast tego opowiedział nam historię w której zaledwie 10% było samej Karoliny Kózkówny jak i wartościowej treści.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Bajkowa opowieść o spotkaniu dwóch, spragnionych miłości, osób - kobiety i dziecka.

gatunek: Dramat
produkcja: Polska
reżyser: Jan Jakub Kolski
scenariusz: Jan Jakub Kolski
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka: Dariusz Górniok
zdjęcia: Piotr Lenar
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,0/10














Smutki, smuteczki

Jan Jakub Kolski, twórca znanych i cenionych produkcji tym razem postanowił zabrać nas w podróż, która może zmienić nasze życie. Film drogi z doborową obsadą oraz o bardzo ciepłym i wartościowym przesłaniu na pewno jest jednym z tytułów wartych uwagi.

Fabuła opowiada o dwóch dziewczynach: Maszeńce i Korduli, które podróżują do Gdańska na egzamin z baletu. Sama historia skupia się jeszcze na relacjach Maszenki z ojcem oraz więzi dwóch głównych bohaterek. Akcja produkcji jest raczej umiarkowana jednak nie przeszkadza nam to zbytnio ponieważ w tym obrazie na co innego zwracamy naszą uwagę. Tutaj ważna jest przede wszystkim podróż, jakiej doświadczają bohaterowie.

Bardzo emocjonalny film potrzebuje dobrych aktorów, którzy będą w stanie wszystkie emocje oddać w idealny sposób. Pank Kolski wyśmienicie poradził sobie z tym zadaniem. Mamy świetnego Marcina Dorocińskiego w roli niezdarnego ojca oraz fenomenalną Julię Kijowską jako Kordulę na pierwszy rzut oka wyglądającą jak Rooney Mara z "Dziewczyny z tatuażem". Maria Blandzi pierwszy raz na ekranie wypada bardzo dobrze i nie odstaje umiejętnościami od innych aktorów. W produkcji nawet Borys Szyc, po wielu nieudanych rolach wypada interesująco i miejmy nadzieję, że okres "Kac Wawy" ma już za sobą.

Reżyser opowiadając historię zastosował parę lepszych lub gorszych zabiegów. Są bardzo ciekawe ujęcia, dobra muzyka, a oprócz tego jest mnóstwo humoru, który niejeden raz nas rozbawi. Pan Kolski dodał do filmu także parę rysowano-animowanych wstawek, które informują nas, że całość opowiadana jest przez Maszenkę. Prawda jest jednak taka, że nie każdemu się one spodobają. Mi akurat te fragmenty całkiem nie odpowiadały, zresztą tak samo jak piosenka na koniec filmu, ale są to rzeczy czysto osobiste.

Najnowszy film Jana Jakuba Kolskiego to naprawdę porządne kino familijne, które bawi, wzrusza oraz nakłania do rozmaitych refleksji. Podczas podróży dziewczyny spotykają wielu prostych ludzi, którzy pomagając im dotrzeć do celu jednocześnie wpływają na ich życie. Jest to bardzo trafne przesłanie dotyczące tego z kim będąc i jak spędzając swój czas jesteśmy w stanie się zmienić. Wszystko kończy się bardzo ciepłym, szczęśliwym, ale nie tandetnym zakończeniem.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Policjantka z prowincjonalnej komendy prowadzi dochodzenie, które na zawsze zmieni jej świat.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja:Polska
reżyser: Michał Otłowski
scenariusz: Michał Otłowski
czas: 1 godz. 34 min.
muzyka: Cezary Skubiszewski
zdjęcia: Łukasz Gutt
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,8/10















 
Rasowość w dobrym stylu

Michał Otłowski jako niezaprzeczalny debiutant w sferze produkcji kinowych, postanowił za pierwszym razem zmierzyć się z gatunkiem mrocznym i owianym tajemnicą. Kryminał zaprezentowany przez pana Otłowskiego, który jest zarazem reżyserem jak i scenarzystą to "Jeziorak" czyli historia pani podkomisarz Izy Dereń na tropie zabójcy młodej dziewczyny.

Fabuła produkcji jest bardzo dobrze i solidnie zbudowana. Posiada wiele wątków pobocznych, które świetnie ze sobą współgrają i uzupełniają pierwszorzędny motyw filmowy. Mroczna tajemnica, nad którą dochodzenie sprawuje główna bohaterka jest bardzo dobrze skonstruowana i rozegrana. Przedstawiane zdarzenia szybko wciągają w wir akcji, której tempo coraz to bardziej przyspiesza wraz z trwaniem obrazu. Pomimo, że raz po raz twórca odsłania jakąś nową poszlakę i sukcesywnie buduje solidne dochodzenie to sprawa i tak jest wystarczająco zawiła, aby dalej drążyć  w głąb jej tajemnicy.

Postać Jowity Budnik niczym Sarah Lund niezłomnie brnie przed siebie mając na celu znalezienie zabójcy dziewczyny. Nie pomaga jej fakt, że jej partner zaginął podczas patrolu policyjnego i trwają jego poszukiwania oraz to, że jest w ciąży, która utrudnia jej śledztwo. Aktorka świetnie poradziła sobie z rozegraniem wszystkich wzlotów i upadków swojej postaci przez co wypada najlepiej ze wszystkich obecnych w filmie. W dochodzeniu naszej bohaterce pomaga aspirant Wojciech Marzec grany przez Sebastiana Fabijańskiego, którego rola może nie jest zbyt ambitna to jednak jak najbardziej przekonująca. Oprócz tego możemy na ekranie zobaczyć Łukasza Simlata, Mariusza Bonaszewskiego, Przemysława Bluszcza oraz Agatę Buzek w dwóch niewielkich epizodach.

Reżyserowi udaje się w bardzo dobry sposób połączyć obraz z bardzo klimatyczną muzyką Cezarego Skubiszewskiego. Skąpy montaż i solidne zdjęcia tylko potęgują mroczną aurę spoczywającą nad pensjonatem "Jeziorak". Choć bardzo rzadko, to jednak od czasu do czasu pojawia się mała dawka humoru.

Nieznany szerszej widowni "Jeziorak" tak naprawdę okazuje się być naprawdę dobrym kryminałem nie tylko na polskie warunki. Urzeka historią, narracją, intrygującym dochodzeniem oraz przede wszystkim główną bohaterką. Oczywiście posiada wiele nawiązań do znanych klasyków w tym gatunku, jednak nie jest niczego kopią i to właśnie udowodnił reżyser, który zgrabnie wszystko połączył i dał nam zakończenie godne uwagi.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Losy dwóch rodzin łączą się, gdy w noc przed Wigilią zostaje potrącony rowerzysta.


gatunek: Dramat
produkcja: Francja, Włochy
reżyser: Paolo Virzì
scenariusz: Paolo Virzì, Francesco Bruni, Francesco Piccolo
czas: 1 godz. 49 min.
muzyka: Carlo Virzì
zdjęcia: Jérôme Alméras
rok produkcji: 2013
budżet:
ocena: 7,2/10













 
Ile jesteś wart?


Kapitał ludzki to teoria w ekonomii, która zakłada, że człowiek jest najcenniejszym elementem zasobów przedsiębiorstwa. Wydatki na podwyższenie poziomu kapitału ludzkiego traktuje się w kategoriach czysto ekonomicznych. Inwestycje w ten czynnik, to ogół działań, które wpływają na fizyczny i pieniężny dochód oraz powiększenie zasobów w ludziach. Prowadzą one do zmiany wartości nagromadzonych zdolności pracowników i w efekcie do zmiany jakości. Inwestycje są ściśle powiązane i wzajemnie się warunkują – Prawie identyczna regułka jest elementem, który podsumowuje cały film i stara się uczynić jego wydźwięk bardziej wartościowym. Jednak jak ma się teoria w praktyce?

Film Paolo Virzì'ego jest adaptacją książki amerykańskiego autora Stephena Amidon'a. Wszystkie amerykańskie standardy zawarte w powieści zostały przeniesione na włoski grunt i na nim zbudowano całą akcję obrazu. Fabuła produkcji jest podzielona na cztery części, a przez 3/4 jej czasu skupia się na relacjonowaniu życia trzech postaci, aż do momentu potrącenia rowerzysty przez samochód. Każda z nich się wzajemnie przeplata i uzupełnia przez co do końca filmu mamy obraz przebiegu całej akcji i wyjaśnienie co kiedy się stało i dlaczego. Sposób narracji jest bardzo lekki i dobrze poprowadzony. Wydarzenia pokazywane na ekranie w  większości są interesujące i z chęcią czekamy na ich rozwinięcie.

Mocną stroną produkcji jest aktorstwo na wyjątkowo wysokim poziomie. Każdy z aktorów dobrze wie jak przedstawić swoją postać. Szczególnie dobrze wypadają Fabrizio Bentivoglio, Valeria Bruni Tedeschi, Matilde Gioli i Giovanni Anzaldo. Reszta bez zarzutów.

Film porusza tematy zdrady, ryzyka grania na giełdzie, nieszczęśliwej miłości, a także głupoty i chciwości typowo ludzkiej. Poprzez dogłębne przedstawienie głównych postaci jesteśmy w stanie zagłębić się w ich charakter i samodzielnie wyrobić sobie zdanie na ich temat. Punktem zwrotnym w całej opowieści staje się potrącenie rowerzysty, które było przyczyną wszczęcia śledztwa.  Wątek poboczny dobrze współgra  zresztą fabuły, a oprócz tego wnosi do opowieści motyw kryminalny.

Ostatni "akt" produkcji przynosi finał, każdej z opowieści i daje nam "wyjątkowy" epilog. Mówiąc "wyjątkowy" ma na myśli niestosowny do treści fabuły no bo  "Hollywoodzkie" zakończenie z wielkim Happy End'em  w  tle, które po prostu rozczarowuje na całej linii raczej nie jest tym czego oczekiwaliśmy, czyż nie? Twórcy kompletnie zmarnowali nim dramaturgię, którą tak pieczołowicie od początku budowali. Jednak pomimo tej wielkiej wpadki warto sięgnąć po film  Paolo Virzì'ego.


Młody geniusz robotyki Hiro Hamada wraz ze swoim robotem Baymaxem zostaje uwikłany w plan zniszczenia dynamicznie rozwijającego się miasta San Fransokyo. Bohaterowie dołączają do grupy niedoświadczonych śmiałków walczących z przestępczością i wspólnie podejmują się misji ratowania miasta.

gatunek: Animacja, Komedia, Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Don Hall, Chris Williams
scenariusz: Jordan Roberts, Robert L. Baird, Daniel Gerson
czas: 1 godz. 42 min.
muzyka: Henry Jackman
rok produkcji: 2014
budżet: 168 milionów $
ocena: 9,0/10











Jestem zadowolony z opieki medycznej
 
Disney uderza do kin z kolejną animacją dla dzieci, a do tego wzorowanej na komiksach Marvel'a opowiadającej o szóstce bohaterów ratujących San Fransokyo. Jest to kolejna dobra bajka, która zachwyca pod wieloma względami i w przeciwieństwie do Krainy Lodu nie ma płytkiej i nudnej fabuły. Przejdźmy jednak do konkretów.

Akcja animacji ma miejsce w prężnie rozwijającym się mieście o szczytnej nazwie San Fransokyo. To pełne kolorów i dynamiczności miejsce jest świetnym plenerem na rozegranie fabuły filmu. Ta natomiast jest niezwykle wartka i od samego początku interesująca. Przykuwa oko nie tylko dziecka, ale także dorosłego. Jest to czysta rozrywka dla całej rodziny.

Postacie bajki są bardzo dobrze nakreślone i przyjemnie się je ogląda. Każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego co przykuwa naszą uwagę. Na pierwszym planie oczywiście mamy Hirę oraz robota Baymaxa, którzy stanowią naprawdę dobraną parę i wyśmienicie się uzupełniają. Dopełnieniem postaci jest oczywiście dubbing, który prezentuje się na bardzo wysokim poziomie.

Nieustanny humor wypływający z ekranu za sprawą robota Baymaxa, a także innych rozwesela do łez. Piękne krajobrazy San Fransokyo świadczące o niezwykle wysokim standardzie animacji zachwycają nieustannie ciesząc oko. Taką pięknie wizualnie bajkę po prostu chce się oglądać.

Jeśli chodzi o psychologiczną analizę postaci to przede wszystkim skupiono się na głównym bohaterze. I dobrze, ponieważ jest rewelacyjnie nakreślony i w wiarygodny sposób oddaje naturę człowieka w obliczu straty bliskiego, czy też chęci dokonania zemsty. Baymax jako przemiły i przyjazny robot medyczny ciągle pomaga swojemu "pacjentowi" aby ponownie poczuł się  szczęśliwym. Animacja w dosadny sposób pokazuje, że życiem w pewien sposób kieruje nikomu niewyjaśnione zrządzenie losu, a szczytna pomoc może przynieść różne efekty. Niestety są to rzeczy, których nikt nie jest w stanie przewidzieć i bardzo się cieszę, że bajka była w stanie o nich powiedzieć.

Mimo mojego wieku, który powinien świadczyć już o dorosłości wyszedłem bardzo zadowolony z seansu. Jak by się mogło zdawać to wcale nie jest łatwo stworzyć dobrą animację dla wszystkich grup wiekowych, a nie tylko dla dzieci (3 - 7 lat) jak to było w przypadku Krainy Lodu. Gorąco polecam najnowszą bajkę Disney'a, ponieważ okazała się ona świetnym powrotem do czasów świetności wytwórni, a także "Zaplątanych".


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Bohaterami filmu jest młode małżeństwo Aldo i Monica, którzy wspólnie starają się przetrwać ciężkie czasy w małym kubańskim miasteczku.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Francja, Kuba, Panama
reżyser: Carlos Lechuga
scenariusz: Carlos Lechuga
czas: 1 godz. 20 min.
muzyka: Jesus Cruz
zdjęcia: Luis Franco Brantley, Ernesto Calzado
rok produkcji: 2012
budżet: -
ocena: 3,5/10












 
Raj na ziemi

Nie ma to jak Kuba. Istny raj na ziemi. Codziennie słońce zachwycające nas swą obecnością i beztroskie życie. Tak... o tym z pewnością marzą nie tylko bohaterowie filmu, ale także wszyscy Kubańczycy mający dość życia pod autorytarną władzą. Wydawać by się mogło, że to idealny materiał na produkcję filmową. Wrzucamy do jednego wora miejsce (Kuba) + miłość + bohaterowie i dostajemy film Carlosa Lechuga pt: "Melasa".

Fabuła opiera się na zmaganiach bohaterów próbujących przeżyć w jakże słonecznym i sielankowym miasteczku o nazwie Melasa. Mylnie jest napisane, że produkcja opowiada o miłości. Bardziej można by zachowania postaci nazwać wyrozumiałością i troskliwością. Niestety nie widać pomiędzy czołowymi bohaterami miłości. Uczucie promujące film siedzi głęboko w postaciach i niechętnie się ujawnia. Prawie w ogóle. Pomijając jednak wątek "poruszającej historii miłości w scenerii słonecznej Kuby" i skupiając się tym o czym fabuła mówi naprawdę, możemy się niezwykle zaciekawić obrazem, który pokazuje nieustanną walkę o przetrwanie. Ukazuje bohaterów w bardzo trudnych sytuacjach finansowych i niejeden raz nas zaskakuje pokazując determinację postaci w celu zarobienia pieniędzy.

Co ciekawe zadziwiająco dobrze wypada aktorstwo Yuliet Cruz i Armando Miguel Gomez'a wiarygodnie odgrywających rolę ludzi nawzajem siebie wspierających. Reszta oczywiście zagrała bez szwanku.

O ile zachowania postaci w sytuacjach pokazujących poświęcenie w celu zarobienia pieniędzy nas jeszcze ciekawiły, to kompletnie zawiedziemy się zakończeniem, które każde z problemów rozwiązuje w mgnieniu oka i jest wręcz nie do przełknięcia jak na taką produkcję. Wcześniejszy koniec z pewnością uratowałoby tę produkcję w moich oczach.

Nie lepiej prezentują się też relacje poszczególnych postaci. Skrzecząca staruszka poskrzeczy tylko parę razy, a córka głównej bohaterki tylko stroi miny i też niewiele mówi. Właściwie cały drugi plan jest mało interesujący. Początek filmu to seria obrazków z melancholijną muzyką w tle od której można by usnąć. Sam film zresztą też ma taki wydźwięk. Niektóre sceny wyraźnie się dłużą, a zarazem drażnią nasze oczy. Niestety, ale reżyser wyraźnie nie wiedział co chce nam pokazać. Miłość, walkę o przetrwanie czy nijak do siebie pasujące wątki z happy end'em na koniec? Można nie wiedzieć czego się chce i zrobić coś dobrego jednak w tym przypadku trzecia opcja opisuje film najlepiej.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.