Snippet
Młody geniusz robotyki Hiro Hamada wraz ze swoim robotem Baymaxem zostaje uwikłany w plan zniszczenia dynamicznie rozwijającego się miasta San Fransokyo. Bohaterowie dołączają do grupy niedoświadczonych śmiałków walczących z przestępczością i wspólnie podejmują się misji ratowania miasta.

gatunek: Animacja, Komedia, Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Don Hall, Chris Williams
scenariusz: Jordan Roberts, Robert L. Baird, Daniel Gerson
czas: 1 godz. 42 min.
muzyka: Henry Jackman
rok produkcji: 2014
budżet: 168 milionów $
ocena: 9,0/10











Jestem zadowolony z opieki medycznej
 
Disney uderza do kin z kolejną animacją dla dzieci, a do tego wzorowanej na komiksach Marvel'a opowiadającej o szóstce bohaterów ratujących San Fransokyo. Jest to kolejna dobra bajka, która zachwyca pod wieloma względami i w przeciwieństwie do Krainy Lodu nie ma płytkiej i nudnej fabuły. Przejdźmy jednak do konkretów.

Akcja animacji ma miejsce w prężnie rozwijającym się mieście o szczytnej nazwie San Fransokyo. To pełne kolorów i dynamiczności miejsce jest świetnym plenerem na rozegranie fabuły filmu. Ta natomiast jest niezwykle wartka i od samego początku interesująca. Przykuwa oko nie tylko dziecka, ale także dorosłego. Jest to czysta rozrywka dla całej rodziny.

Postacie bajki są bardzo dobrze nakreślone i przyjemnie się je ogląda. Każda z nich ma w sobie coś wyjątkowego co przykuwa naszą uwagę. Na pierwszym planie oczywiście mamy Hirę oraz robota Baymaxa, którzy stanowią naprawdę dobraną parę i wyśmienicie się uzupełniają. Dopełnieniem postaci jest oczywiście dubbing, który prezentuje się na bardzo wysokim poziomie.

Nieustanny humor wypływający z ekranu za sprawą robota Baymaxa, a także innych rozwesela do łez. Piękne krajobrazy San Fransokyo świadczące o niezwykle wysokim standardzie animacji zachwycają nieustannie ciesząc oko. Taką pięknie wizualnie bajkę po prostu chce się oglądać.

Jeśli chodzi o psychologiczną analizę postaci to przede wszystkim skupiono się na głównym bohaterze. I dobrze, ponieważ jest rewelacyjnie nakreślony i w wiarygodny sposób oddaje naturę człowieka w obliczu straty bliskiego, czy też chęci dokonania zemsty. Baymax jako przemiły i przyjazny robot medyczny ciągle pomaga swojemu "pacjentowi" aby ponownie poczuł się  szczęśliwym. Animacja w dosadny sposób pokazuje, że życiem w pewien sposób kieruje nikomu niewyjaśnione zrządzenie losu, a szczytna pomoc może przynieść różne efekty. Niestety są to rzeczy, których nikt nie jest w stanie przewidzieć i bardzo się cieszę, że bajka była w stanie o nich powiedzieć.

Mimo mojego wieku, który powinien świadczyć już o dorosłości wyszedłem bardzo zadowolony z seansu. Jak by się mogło zdawać to wcale nie jest łatwo stworzyć dobrą animację dla wszystkich grup wiekowych, a nie tylko dla dzieci (3 - 7 lat) jak to było w przypadku Krainy Lodu. Gorąco polecam najnowszą bajkę Disney'a, ponieważ okazała się ona świetnym powrotem do czasów świetności wytwórni, a także "Zaplątanych".


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Bohaterami filmu jest młode małżeństwo Aldo i Monica, którzy wspólnie starają się przetrwać ciężkie czasy w małym kubańskim miasteczku.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Francja, Kuba, Panama
reżyser: Carlos Lechuga
scenariusz: Carlos Lechuga
czas: 1 godz. 20 min.
muzyka: Jesus Cruz
zdjęcia: Luis Franco Brantley, Ernesto Calzado
rok produkcji: 2012
budżet: -
ocena: 3,5/10












 
Raj na ziemi

Nie ma to jak Kuba. Istny raj na ziemi. Codziennie słońce zachwycające nas swą obecnością i beztroskie życie. Tak... o tym z pewnością marzą nie tylko bohaterowie filmu, ale także wszyscy Kubańczycy mający dość życia pod autorytarną władzą. Wydawać by się mogło, że to idealny materiał na produkcję filmową. Wrzucamy do jednego wora miejsce (Kuba) + miłość + bohaterowie i dostajemy film Carlosa Lechuga pt: "Melasa".

Fabuła opiera się na zmaganiach bohaterów próbujących przeżyć w jakże słonecznym i sielankowym miasteczku o nazwie Melasa. Mylnie jest napisane, że produkcja opowiada o miłości. Bardziej można by zachowania postaci nazwać wyrozumiałością i troskliwością. Niestety nie widać pomiędzy czołowymi bohaterami miłości. Uczucie promujące film siedzi głęboko w postaciach i niechętnie się ujawnia. Prawie w ogóle. Pomijając jednak wątek "poruszającej historii miłości w scenerii słonecznej Kuby" i skupiając się tym o czym fabuła mówi naprawdę, możemy się niezwykle zaciekawić obrazem, który pokazuje nieustanną walkę o przetrwanie. Ukazuje bohaterów w bardzo trudnych sytuacjach finansowych i niejeden raz nas zaskakuje pokazując determinację postaci w celu zarobienia pieniędzy.

Co ciekawe zadziwiająco dobrze wypada aktorstwo Yuliet Cruz i Armando Miguel Gomez'a wiarygodnie odgrywających rolę ludzi nawzajem siebie wspierających. Reszta oczywiście zagrała bez szwanku.

O ile zachowania postaci w sytuacjach pokazujących poświęcenie w celu zarobienia pieniędzy nas jeszcze ciekawiły, to kompletnie zawiedziemy się zakończeniem, które każde z problemów rozwiązuje w mgnieniu oka i jest wręcz nie do przełknięcia jak na taką produkcję. Wcześniejszy koniec z pewnością uratowałoby tę produkcję w moich oczach.

Nie lepiej prezentują się też relacje poszczególnych postaci. Skrzecząca staruszka poskrzeczy tylko parę razy, a córka głównej bohaterki tylko stroi miny i też niewiele mówi. Właściwie cały drugi plan jest mało interesujący. Początek filmu to seria obrazków z melancholijną muzyką w tle od której można by usnąć. Sam film zresztą też ma taki wydźwięk. Niektóre sceny wyraźnie się dłużą, a zarazem drażnią nasze oczy. Niestety, ale reżyser wyraźnie nie wiedział co chce nam pokazać. Miłość, walkę o przetrwanie czy nijak do siebie pasujące wątki z happy end'em na koniec? Można nie wiedzieć czego się chce i zrobić coś dobrego jednak w tym przypadku trzecia opcja opisuje film najlepiej.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Katniss wraz z matką i siostrą mieszka w legendarnym, podziemnym dystrykcie trzynastym, który, wbrew kłamliwej propagandzie, przetrwał zemstę Kapitolu. Z nowymi przywódcami na czele, rebelianci przygotowują się do rozprawy z dyktatorską władzą. Katniss, mimo początkowych wahań, zgadza się wziąć udział w walce. Staje się symbolem oporu przeciw tyranii prezydenta Snowa.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Francis Lawrence
scenariusz: Danny Strong, Peter Craig
czas: 2 godz. 3 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Jo Willems
rok produkcji: 2014
budżet: 125 milionów $
ocena: 7,6/10








#JoinTheMockingjay



Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier roku będąca zarazem kontynuacją jednej z najpopularniejszych serii dla młodzieży, ale nie tylko, otwarła listopadowy weekend z wielkim impetem. Jednak jak to się ma w stosunku do dwóch wcześniejszych części i czy Kosogłos jest siebie wart?

Francis Lawrence reżyserujący drugą część sagi, tak jak i tą powiela wyznaczone przez Garryego Ross'a standardy, które zarazem świetnie się sprawdzają i wyglądają. Fabuła filmu jest raczej umiarkowana i nie dorównuje dynamicznością poprzednim częściom. Zresztą tak samo jak powieść ma mniej scen wypełnionych akcją, czy chociażby sekwencji bitewnych. W produkcji bynajmniej nie panuje przestój jednak to już nie to samo co wcześniej. Wszystko zostało idealnie skrojone do bardzo optymalnego czasu dwóch godzin. Gdyby film trwał dłużej to byłby nudny. Takim sposobem twórcom udało się zakończyć "Kosogłosa Część 1" w idealnym momencie.

Na ekranie bryluje nam cały zestaw Hollywoodzkich gwiazd z Jennifer Lawrence na czele, która w roli Katniss ponownie wypadła świetnie. Równie dobrze wypada śp. Philip Seymour Hoffman i Julianne Moore  posiadający znaczące role w filmie. Sporadycznie widujemy Donalda Sutherland'a, Woodyego Harrelson'a, Elizabeth Banks i Liama Hemsworth'a, który tak naprawdę wypadł z nich wszystkich najsłabiej. Natomiast najlepiej swoją rolę ze wszystkich aktorów zagrał Josh Hutcherson, mający niewielkie epizody.

Wiele scen Kosogłosa poświęcono propagandzie prowadzonej przez obie ze stron: prezydenta Snow'a i rebeliantów. Cały sens trzeciej części polega właśnie na takich medialnych potyczkach, wszczynaniach buntów w dystryktach i prowadzeniu do rewolucji mającej na celu utworzenie nowego Panem. Jak już wcześniej wspomniałem mała ilość scen akcji, może wielu rozczarować jednak jest to wyraźny znak, że najlepsze zostaje na sam koniec. To samo tyczy się efektów specjalnych, których nagromadzenie jest stosunkowo niewielkie i nie starają się prezentować z wielką pompą jak to było wcześniej. Tym razem mamy więcej scen nostalgii i zadumy, z odpowiednia muzyką Jamesa Newtona Howard'a w tle. Najlepszym tego przykładem jest bardzo krótka scena zburzenia tamy łącząca w sobie parę reżyserskich zabiegów, które dały świetny efekt końcowy.

Koniec końców trzecia część książki Suzanne Collins na ekranie wypada najsłabiej ze wszystkich. Nie jest zła. Jest całkiem dobra, ale wcześniejsze były lepsze. Być może wynika to z faktu, że "Kosogłos Część 1" jest całkiem inna niż jego poprzedniczki i opowiada o walce bez areny. Przez kolejny rok będziemy żywić się nadzieją, że podzielenie Kosogłosa na dwie części było dobrym zabiegiem i ostatnia część sagi będzie tym na co czekaliśmy. Jednakże mimo że film jest najsłabszy z serii to nadal jest wart zobaczenia.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.



Cztery piękne córki na wydaniu i jedno marzenie ich poukładanych, konserwatywnych rodziców – żeby dobrze wyszły za mąż. Ale co zrobić, gdy czterech zakochanych mężczyzn to Żyd, Arab, Chińczyk i wesoły chłopak z serca Czarnej Afryki? Każdy z nich pochodzi z innej kultury, ma swoje obyczaje, wierzenia, religię. Jak nie zwariować, próbując wszystkich pogodzić ze sobą?

gatunek: Komedia
produkcja: Francja
reżyser: Philippe de Chauveron
scenariusz: Philippe de Chauveron, Guy Laurent
czas: 1 godz. 37 min.
muzyka: Marc Chouarain
zdjęcia: Vincent Mathias
rok produkcji: 2014
budżet: 13 milionów $
ocena: 8,0/10








 
Jak żyć?

Dzisiejsza Francja to zlepek różnych narodowości i kultur, które napłynęły do niej z wielu różnych miejsc świata. Są Arabowie,  Żydzi, a nawet Chińczycy. Niestety wszystko jest cacy do czasu kiedy  rodowity Francuz lub Francuzka postanowi związać się z osobą innej narodowości, albo gorzej, innej religii! Ciężki orzech do zgryzienia...

Philippe de Chauveron sprytnie wykorzystuje obecną sytuację we Francji i przenosi ją na ekran za sprawą komedii. Cztery córki francuskiej rodziny i czterej zięciowie: Arab, Żyd, Chińczyk i Afrykanin. Mieszanka niecodzienna. Ciężko uwierzyć w taki zbieg okoliczności, jednak jest to komedia więc można przymknąć oko na takie niuanse. Niestety fabularnie film nie wyróżnia się zbytnio. Akcja jest przewidywalna i nie jest w stanie nas zaskoczyć czymś nowym lub niespodziewanym. Z góry przesądzone zakończenie lawiruje gdzieś pomiędzy wątkami filmu i tylko czeka na swój moment, aby zakończyć tę produkcję. Oczywiście zakończenie też jest przewidywalne.

Czego jednak nie można tej produkcji zarzucić to świetne nakreślenie postaci! Szczególnie wbija nam się w pamięć Christian Clavier jako ojciec czwórki córek, którego wybornie ogląda się na ekranie. Jego żona grana przez Chantal Lauby, zięciowie, córki i cały zespół innych aktorów w produkcji wypada równie dobrze i naprawdę niewiele można im zarzucić.

Pod względem humorystycznym produkcja naprawdę pokazała swoją klasę. Zabawa na filmie rzeczywiście jest przednia. Prawie każda scena jest komiczna, a śmieszne gagi, ciągle wywołują uśmiech na twarzy. Oczywiście nie każdemu humor komedii się spodoba. Niektórzy mogą go nawet odebrać jako rasistowski, jednak wtedy kłóciłby się z wyraźnym przesłaniem, które film ma za zadanie nam pokazać.

Jak żyć? To pytanie chociaż nie pada ani razu na ekranie to niekoniecznie oznacza, że główni bohaterowie nie mogliby sobie go zadać w myślach ponieważ nie byli w stanie się pogodzić z faktem, że wydali córki za innowierców. Właśnie Marie Verneuil i Claude Verneuil są głównymi postaciami filmu i produkcja przede wszystkim bazuje na ich relacjach. Gdyby nie naprawdę dobry humor i komizm, który sprawił, że komedia na pewno zapadnie w naszej pamięci to film byłby dla mnie na straconej pozycji. Tak to okazał się bardzo przyjemnym obrazem na jesienne wieczory.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Dokument opowiada o ludziach, którzy twierdzą, że doświadczyli bezpośredniego kontaktu z Maryją.

gatunek: Dramat, Religijny, Dokumentalny 
produkcja: Hiszpania
reżyser: Juan Manuel Cotelo
scenariusz: Juan Manuel Cotelo, Alexis Martinez
czas: 1 godz. 56 min.
muzyka: -
zdjęcia:  Alexis Martinez, Borja Campillo
rok produkcji: 2013
budżet: -
ocena: 7,0/10














 
Ziemia, ale czyja?

Z dokumentami jest różnie. Pozornie prosty w zrobieniu film może okazać się niewyobrażalną klapą. Produkcji dodatkowo może przeszkadzać fakt, że reżyser, bądź producent ma swoje utarte zdanie na dany temat i z dokumentu nagle robi się nam paradokument, gdyż tylko niewielki jego fragment zawiera powszechną prawdę. Mary's Land. Ziemia Maryi nie jest ani paradokumentem ani rasowym dokumentem. Zatem czymże jest?

Juan Manuel Cotelo jako główna postać, a zarazem reżyser od razu pokazuje nam, że ma pomysł na film i tego się cały czas trzyma. Jego wizja mimo, że momentami kiczowata i niepasująca co całości, ewidentnie jest w stanie współgrać ze sobą. Film bazuje na relacjach osób, które zostały nawrócone bądź doświadczyły spotkania z Maryją. Są to ludzie różnego pokroju i z różnych środowisk.

Reżyser nie wziął sobie za szczytny cel zrobić ze wszystkich uczestników dokumentu świętych, lecz pokazuje, że dzięki Maryi poukładali oni sobie swój wewnętrzny świat. Dopiero kiedy udało im się uporać z samym sobą, byli w stanie głosić naukę światu lub też zachować ją dla siebie i przez to pomagać innym. Bardzo podobało mi się to rozwiązanie ponieważ nie pokazywało wynaturzonych i kiczowatych obrazków, silących się na podkreślenie świętości, czy też słuszności przedstawianej treści.

W tej produkcji oprócz bardzo wartościowych relacji ludzi, których naprawdę dobrze się słucha mamy wątek fabularny. Jest nim "Adwokat Diabła" wynajęty przez Szefową, która zleca mu zadanie wniknięcia w kręgi osób, którzy doświadczyli widzenia Maryi, oraz w końcu dotarcia do niej samej. Pomysł niecodzienny, ale tutaj się jak najbardziej sprawdza. Oprócz tego w produkcji jest wiele scen biblijnych, które wyszły trochę kiczowato. Nie wszystkie, ale znaczna większość. Myślę, że powodem tego jest ich przerysowanie. Szczególnie kłopotliwy jest początek filmu, kiedy przez znaczną ilość czasu mamy do czynienia z filmem "informacyjnym" o treści biblijnej. Z innej strony jest to też wątek humorystyczny. W ogóle film jak na "poważną" religijną tematykę jest w stanie nie jeden raz rozśmieszyć.

Odpowiedź na pytanie: Czymże jest ten film? po jego obejrzeniu jest banalnie proste. Dokument fabularyzowany jest jedną z opcji, która niechętnie jest wykorzystywana w branży religijnej. Wszyscy działający w tej sferze pragną tylko podkreślić świętość ich obrazu, która jest pomnożona razy 10. Tutaj tak się nie dzieje. Oprócz tego reżyser wyznacza sobie Medjugorie jako jeden z najważniejszych kroków, które należy postawić, aby zrozumieć czym jest pokój ducha i jak niewiele trzeba, aby go osiągnąć. Pomimo biblijnych wstawek, które wyjątkowo mi nie przypadły do gustu daję filmowi 7, gdyż nadrobił treścią i wykonaniem.


Zapraszamy do polubienia naszego fanpage na facbook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Gdy okazuje się, że nasz czas na Ziemi dobiega końca, zespół odkrywców wyrusza na najważniejszą misję w dziejach ludzkości. Badacze podróżują poza granice naszej galaktyki, aby przekonać się, czy rasa ludzka ma szansę przetrwać wśród gwiazd.

gatunek: Sci-Fiction
produkcja: USA
reżyser: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan, Jonathan Nolan
czas: 2 godz. 49 min.
muzyka: Hans Zimmer
zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
rok produkcji: 2014
budżet: 165 miliona $
ocena: 6,9/10









 
Na ratunek ludzkości


Za co cenimy Christophera Nolana? Myślę, że za jego nietuzinkowe podejście do filmów i niezwykły wkład w tworzenie rewelacyjnych produkcji. Dzięki niemu zobaczyliśmy w końcu Batmana w odpowiedniej oprawie, czy chociażby Incepcję w której prawie każda scena była rewelacyjna. Interstellar zdawał się być kolejnym takim filmem utwierdzającym nas w przekonaniu, że nazwisko Nolan to klasa sama w sobie. Niestety nie wszystko poszło po myśli reżysera.

Fabuła filmu z początku nie wyróżnia się pomysłowością lub zbytnią oryginalnością, jednak w dość szybki sposób się komplikuje i zaczyna intrygować. Akcja dziejąca się w kosmosie daje duże pole do popisu, co oczywiście Nolan wykorzystuje w 100%. Jest odpowiednia dawka grozy, humoru i dramatu co powinno gwarantować znaczą część sukcesu. Niestety, tutaj oglądając produkcję znacznie bardziej uwydatniają nam się jej minusy. Obraz jest stanowczo zbyt długi i jest w nim wiele przegadanych sekwencji, które prowadzą donikąd i niepotrzebnie wydłużają czas trwania. Oprócz tego, niektóre sceny są kompletnie niepotrzebne, lub zbyt przeciągnięte przez co nas nudzą. Z obrazu wylewa się jeszcze lawina patosu, który w zamierzeniu reżysera miał uczynić obraz "wielkim", jednak tak naprawdę ma kiczowaty wydźwięk. Na szczęście relacje rodzinne są dobrze i wiarygodne przedstawione.

Aktorstwo "Interstellar'a" wypada na naprawdę świetnym poziomie i nie jest to zasługa tylko jednego aktora. Matthew McConaughey ledwo nagrodzony Oscar'em®,  bez problemu pokazał rozterki astronauty/ojca. Bardzo dobrze wypada także Anne Hathaway. Jessica Chastain odgrywająca postać, która ma znaczącą rolę w filmie wypada równie dobrze. Oprócz tego Wes Bentley, Casey Affleck i oczywiście Michael Caine – nieodzowny członek obsady filmów Nolana oraz Mackenzie Foy w roli młodej Murph.

Efekty specjalne są niezaprzeczalnym fenomenem tej produkcji. Kosmos robi naprawdę wielkie wrażenie z taką oprawą graficzną. Bardzo dobre zdjęcia Hoytea Van Hoytema tylko potęgują to wrażenie swoją rozpiętością i dynamicznością. Muzyka skomponowana przez Hansa Zimmer'a ma wiele ciekawych motywów i świetnie współgra z obrazem, jednak rewelacji nie ma. Ostatnio pan Zimmer dość często mnie zawodzi...

Pomimo paru niepotrzebnych, wydłużonych czy przegadanych scen produkcja zawiera też takie, które zakrawają o perfekcję. Wprowadzają ekstazę, potrafią wywołać dreszczyk emocji, a nawet przysłowiowo "wgnieść w fotel". Niestety zderzają się z niedobrze współgrającymi relacjami pewnych osób które całkowicie niszczą klimat produkcji i wyrywają nas z rytmu. Produkcja zawiera wiele odniesień do świata nauki, recytując twierdzenia fizyczne, jednak Nolan wyraźnie fantazjuje poprzez dodanie wielu nienaukowych aspektów, które nie są własnościami prawdziwymi lub jak dotąd niepotwierdzonymi. Mimo tego, film należy odbierać jako czyste Sci-Fiction nie siląc się na poprawność z nauką.

Po złożeniu w całość wszystkich plusów i minusów produkcja nie wypada, aż tak tragicznie. Oczywiście nie jest to bynajmniej poziom Incepcji do, której mu wiele brakuje. Widać wyraźnie, że Christopher Nolan chciał stworzyć kolejną Incepcję jednak chyba zagubił się podczas jej tworzenia. Ja osobiście miałem duży problem z ocenieniem filmu ponieważ panuje w nim niewyobrażalny kontrast. Świetne sceny mieszają się z kompletnie bezużytecznymi lub jedna z wizji reżysera jest intrygująca, a inna zaś kompletnie niezrozumiała. Sprawiło mi to ogromny dylemat przy wystawianiu oceny. Jednakże, nawet pomimo rewelacyjnej końcówki, która wyjątkowo mi się spodobała nie jestem w stanie filmowi dać więcej niż 6,9. Szkoda, bo gdyby popracować nad obrazem dłużej, wyszedłby o wiele lepszy.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Wiktor jest z wykształcenia biologiem, ale z powodu kłopotów finansowych zatrudnia się jako nauczyciel geografii. Praca z nastolatkami to spore wyzwanie, uczniowie są niesforni, a z nauczycielami nie można się dogadać. Jedyne wytchnienie znajduje w domu, u boku córki i ukochanej żony. Do czasu, kiedy ta zaczyna mówić o rozwodzie. Wiktor czuje się coraz bardziej niezrozumiany, samotny i sfrustrowany. Aż pewnego dnia w sąsiedztwie zjawia się jego stary kumpel.

gatunek: Dramat
produkcja: Rosja
reżyser: Aleksandr Veledinsky
scenariusz: Rauf Kubayev, Aleksandr Veledinsky, Walery Todorowski
czas: 2 godz.
muzyka: Aleksey Zubarev
zdjęcia: Vladimir Bashta
rok produkcji: 2013
budżet: 80 milionów rubli
ocena: 7,4/10







 
Pan od geografii


Nigdy wcześniej nie miałem styczności z rosyjską kinematografią i szczerze powiedziawszy pewnie długo jeszcze nie miałbym okazji jej poznać gdyby nie obsypany nagrodami film Aleksandra Veledinskiego pt: "Geograf przepił globus".

Fabuła filmu, może niepozorna, okazuje się świetnym materiałem do eksploatacji. Z jednej strony prosta, a z drugiej niezwykle intrygująca. Produkcja szczegółowo opowiada o tytułowym "geografie" jednak  nie pozostawia wcale pozostałych bohaterów na pastwę losu. Każdej postaci twórcy dają odpowiednią ilość czasu, dzięki czemu, wszystkie są nakreślone w odpowiedni sposób i jesteśmy w stanie wyrobić sobie pewne zdanie na ich temat. Najbardziej zagadkowy pozostaje jednak "geograf", który jest na tyle złożoną postacią, że niejeden raz jest nas w stanie zaskoczyć. Choć w produkcji jest kilka niepotrzebnych bądź zbyt wydłużonych scen, to jakoś znacząco nie przeszkadzają.

Konstantin Khabenskiy odgrywający główną rolę świetnie wypadł na ekranie kreując człowieka z wieloma rozterkami, problemami czy też nałogami. Oprócz niego dość często pojawia się Elena Lyadova grająca żonę Viktora Sluzhkina oraz Aleksandr Robak w roli przyjaciela "geografa". Reszta sprawuje się całkiem nieźle. Na pochwałę zasługują też młodzi aktorzy, odgrywający role uczniów Viktora, a w szczególności Anfisa Chernykh.

Rosyjska produkcja może pochwalić się także ciekawą muzyką oraz nienagannymi zdjęciami. Twórcy przedstawiają nam szarą rzeczywistość osadzoną w miasteczku przy dużym porcie spowitym śniegiem oraz z wielkimi blokowiskami w tle.  Sama scenografia wywołuje uczucie beznadziejności, a gdy film zaczyna analizować każdego z bohaterów poziom beznadziejności znacznie wzrasta. W produkcji znajdzie się też parę dynamicznych scen, które są w stanie zrobić na nas wrażenie i przyspieszyć puls. Oprócz tego film Aleksandra Veledinskiego posiada humor, który niejednokrotnie nas rozbawi.

Tak właściwie to nie każde z postępowań głównego bohatera są nam do końca znane. Z początku chciał coś zmienić w swoim życiu i uszczęśliwić bliskich. Niestety realia w jakich żył i problemy, których nie umiał przezwyciężyć utrudniały mu znacząco życie prowadząc do zatracenia. Może dlatego młodzi Rosjanie tak bardzo chcą wyjechać na zachód, aby nie skończyć jak ten "geograf co przepił globus", ale stać się kimś innym i lepszym? Kto wie? Jedno jest pewne, że film świetnie pokazuje rosyjskie realia.



Odnoszący sukcesy adwokat powraca do rodzinnego miasta na pogrzeb matki, gdzie dowiaduje się, że jego ojciec, miejscowy sędzia, podejrzany jest o morderstwo.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: David Dobkin
scenariusz: Nick Schenk, Bill Dubuque
czas: 2 godz. 21 min.
muzyka: Thomas Newman
zdjęcia: Janusz Kamiński
rok produkcji: 2014
budżet: 50 milionów $
ocena: 9,0/10












 
Broniąc swojego honoru


Spośród wielu głośnych premier ostatniego czasu, nowy film Davida Dobkin'a plasował się na niezbyt obiecującej pozycji. Można by oczywiście zapytać: dlaczego? Cóż, moim skromnym zdaniem jest to ogólna niechęć do reżysera patrząc z perspektywy jego wcześniejszych produkcji. Niemniej jednak, nie powinniśmy oceniać produkcji na bazie naszych przekonań czy przez zasłyszenie, bo być może okaże się, że nowy film wypada o niebo lepiej od pozostałych. Jednak jak to się ma w stosunku do "Sędziego"?

Wydawać by się mogło, że fabuła nie wygląda na skomplikowaną, a film będzie lekki w odbiorze. Niestety nie do końca jestem w stanie się z tym zgodzić, gdyż reżyser bardzo często zmusza nas do myślenia, a komplikując scenariusz nie ułatwia nam dotarcia do prawdy. Mimo umiarkowanej akcji nie możemy  powiedzieć, żeby film nas nudził. Wręcz przeciwnie, od początku do końca ogląda się go bez mrugnięcia okiem, a oprócz tego jest jeszcze w stanie nas czasem zaskoczyć. Co prawda całą historię można by opowiedzieć w dużo krótszym czasie, jednak stracilibyśmy wtedy wnikliwą analizę psychologiczną postaci.

Doborowa obsada produkcji Dobkin'a, jak można było przypuszczać okazała się niezaprzeczalnym fenomenem produkcji. Mamy tutaj rewelacyjnego Roberta Downey'a Jr., który nie odgrywa roli Sherlocka Holmsa czy Tonyego Stark'a lecz Hanka Palmer'a i muszę przyznać, że jego rola bardzo przypadła mi do gustu. Robert Duvall wcale nie odstaje od postaci pierwszoplanowej i po raz kolejny utwierdza nas w przekonaniu, że jest świetny w swoim fachu. Oprócz niego mamy jeszcze Verę Farmig'ę, Billyego Boba Thornton'a, Vincenta D'Onofrio i Jeremyego Strong'a, którzy jako postacie drugoplanowe dorównują czołówce.

Reżyser zgrabnie łączy ze sobą poszczególne wątki i wspomnienia z przeszłości, które są nieodzownym punktem produkcji. Na starcie nie wiemy nic o bohaterach, jednak w trakcie trwania seansu wszystko wychodzi na jaw. Cała prawda rodu Palmerów i powód dla, którego Hank opuścił rodzinne okolice. Film zawiera wiele zabawnych scen czy chociażby tekstów, które niejednokrotnie wywołują uśmiech na naszej twarzy. Mimo tego reżyser zostawia miejsce dla dramatu i scen, które mogą nas w pewien sposób poruszyć. Przyznam szczerze, że były ze dwie lub trzy sceny, które potrafiły mnie wzruszyć.

Muzyka Thomasa Newman'a idealnie oddaje klimat produkcji, powodując jeszcze większe wrażenie w połączeniu z obrazem. Możemy także doświadczyć ciekawych lotów kamer za sprawą naszego rodaka Janusza Kamińskiego, który przyczynił się do solidnej oprawy filmu Dobkin'a.

Każdy z nas w coś wierzy. Możemy wierzyć w Boga, w słuszność idei, albo przekonanie, które jeszcze nigdy nas nie zawiodło. Co jeśli zwątpimy w słuszność naszej wiary i przekonań? Co jeśli wszystko uważane kiedyś za słuszność objawi się w całkiem innej, nieznanej nam formie? Właśnie z takimi przeciwnościami losu bohaterowie filmu "Sędzia" ciągle próbują się zmagać, jednak mając świadomość, że prawda kiedyś będzie musiała ujrzeć światło dzienne i jest to tylko kwestia czasu. Ja osobiście polecam tę produkcję ponieważ okazała się dla mnie miłym zaskoczeniem.



Gdy dochodzi do likwidacji elitarnych Wojskowych Służb Informacyjnych, politycy orientują się, że pozbawiono Polskę oczu i uszu. Zostaje stworzona nowa, tajna jednostka do zadań specjalnych. Trafiają do niej m.in. niepokorna, wyrzucona z ABW podporucznik, kapitan, który wrócił z misji w Afganistanie oraz były pułkownik SB. Pracując nad aferami z pierwszych stron gazet będą musieli zmierzyć się z demonami przeszłości. Pewnego dnia odkryją, że tak naprawdę nie wiedzą dla kogo pracują.

gatunek: Sensacyjny
produkcja: Polska
reżyser: Patryk Vega
scenariusz: Patryk Vega
czas: 1 godz. 55 min.
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Mirosław Brożek
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 6,9/10





 
Rozmontować i zmontować.


Chyba wszyscy czekali na ten moment kiedy Patryk Vega powróci do korzeni swojej reżyserki i nakręci film na miarę sukcesu "Pitbulla". Jego ostatnie produkcje były dość surowo krytykowane i przyznam szczerze, że niestety były słabe. Tymczasem reżyser zaskoczył wszystkich zwiastunem "Służb specjalnych", który dawał nadzieję fanom, że czasy "Pitbulla" nareszcie mogą powrócić. Jak myślicie, udało mu się?

Fabuła filmu z początku jest czysta i klarowna, jednak później staje się coraz bardziej zawiła. Z początku każdemu zrozumiała idea przeradza się w niezły bigos, który nie jest już tak łatwy do przełknięcia. Produkcja opowiada o zamknięciu WSI i stworzeniu nowych służb, które zadbają o bezpieczeństwo kraju. Właściwie cały film jest pewnego rodzaju "prezentacją" sposobu działania służb specjalnych. Film jest podzielony na etapy, a każdy z nich ma odpowiednią nazwę. Można mieć wrażenie, że ogląda się taki wysokobudżetowy dokument fabularyzowany.

Vedze udało się maksymalnie dopieścić swoich bohaterów, przez co każdy z nich jest rewelacyjnie nakreślony. Postacie są też świetnie zagrane przez Olgę Bołądź, Janusza Chabiora i Wojciecha Zielińskiego. Oprócz nich na ekranie pojawia się dość często Baar, Grabowski, Lubosz, Kulesza i oczywiście Machnicki. Każdy z nich wykonał swoją rolę perfekcyjnie, także na polu aktorskim nowy film Patryka Vegi wypada bardzo dobrze.

Produkcja opiewa w niezliczoną ilość intryg z, których niektóre są lepiej zbudowane od pozostałych. Wszystko sprowadza się jednak do tego, że każde z działań bohaterów to była jedna wielka intryga. Reżyser daje nam jedynie zalążek odpowiedzi, która sugeruje potencjalne wyjaśnienie całej sprawy, pozostawiając nas dalej w niewiedzy. Prawdę mówiąc, parę spraw pozostaje niewyjaśnionych i sugerując się jeszcze zakończeniem, które też daje do myślenia można by rzec, że jest to misterny plan na kolejną część. Zobaczymy czy myślę w dobrym kierunku.

Reżyser wyraźnie chce nam pokazać, że powraca w stare klimaty, dlatego niekiedy na siłę próbuje tego dowieść przez co sceny wychodzą nie tak jak trzeba. Jest wiele scen dynamicznych, które rzekomo wnoszą jakąś werwę czy napięcie do filmu. Niestety tylko kilka może się pochwalić "dopięciem" na ostatni guzik. Większości brakuje emocji, przez co ogląda się je bez przyspieszonego bicia serca. Strasznie mnie to przybiło ponieważ spodziewałem się, że film chociaż lekko wgniecie w fotel. Niestety nawet tego nie doświadczyłem. Oprócz tego mamy mnóstwo służbowego żargonu, który jest strasznie męczący dla odbiorców z racji tego, że reżyser podał nam pomocną dłoń i tłumaczył z boku ekranu wszystkie nieścisłości dotyczące słownictwa. Niestety wyszło na to, że strasznie źle nam się czyta te wyjaśnienia. Ten zabieg był dla mnie jedną z większych wad produkcji. Rozumiem oczywiście, że bez tego się nie dało i film straciłby klimat, ale czy nie dało się tego rozwiązać w jakiś inny sposób?

Czego by jednak nie powiedzieć o nowym filmie Patryka Vegi to trzeba mu przyznać, że jest na dobrej drodze prowadzącej do wielkiego sukcesu. "Służby specjalne" nie są jeszcze tym sukcesem ponieważ posiadają kilka wad, które mam nadzieję reżyser z czasem dostrzeże i w jego kolejnej produkcji już się nie pojawią.



We wrześniu 2011 roku podczas trasy promującej książkę "Mapa i terytorium" pisarz Michel Houellebecq zaginął bez śladu. Spekulowano, że porwała go Al-Kaida lub UFO. Guillaume Nicloux postanawia pokazać co zdarzyło się naprawdę.

gatunek: Komedia, Dramat
produkcja: Francja
reżyser: Guillaume Nicloux
scenariusz: Guillaume Nicloux
czas: 1 godz. 33 min.
muzyka: -
zdjęcia: Christophe Offenstein
rok produkcji: 2014
budżet: -
ocena: 7,3/10









 
Porwanie od środka


 We wrześniu 2011 roku podczas trasy promującej książkę "Mapa i terytorium" francuskiego pisarza Michela Houellebecqa doszło do tragedii. Autor promowanego dzieła zniknął bez śladu. Stawiano hipotezy porwania przez Al-Kaidę z racji tego, że negatywnie odnosił się do islamu, albo co lepsze, że porwało go UFO. Reżyser Guillaume Nicloux postanawia rozwiać wszelkie wątpliwości co do całego zamieszania związanego z porwaniem Houellebecqa i postanawia opowiedzieć "co zdarzyło się naprawdę". Zapraszam.

Film opiera się praktycznie na jednym wątku, a mianowicie na porwaniu. Na szczęście twórca na tym nie poprzestał i dobudował wiele wątków pobocznych dzięki czemu jesteśmy w stanie z zaciekawieniem oglądać obraz. Akcja jest umiarkowana, z początku lekko senna, jednak później się rozkręca i nie nudzimy się podczas seansu.

Najciekawszym aspektem filmu (albo przynajmniej dla mnie) jest to, że w głównej roli czyli  Michela Houellebecqa występuje właśnie  Michel Houellebecq. Pisarz świetnie wypadł na dużym ekranie i trzeba mu przyznać, że właściwie kradnie całkowicie naszą uwagę. Reszta aktorów sprawdza się bez zastrzeżeń.

Produkcja Nicloux'a jest obdarzona specyficzną dawką humoru. Nie jest to bynajmniej czarny humor. Specyficzny klimat produkcji i płynące z niej śmieszne gagi bądź sceny powodują, że film może wydawać się dziwny. Ja przynajmniej miałem takie odczucie – oczywiście jest to zaleta. Trzeba też przyznać, że głównym powodem naszego zadowolenia jest sam Michel, który swoim zachowaniem, tekstami czy chociażby postawą sprawia wrażenie osoby upośledzonej (którą nie jest). Głównie na tym polega komizm produkcji, jednak inni bohaterowie też są w stanie raz za czasu rzucić "czymś" śmiesznym.

W produkcji pojawiają się tematy dotyczące literatury, polityki czy też narodowości – np. polskiej. Jest to miłe zjawisko, że wątki związane z Polską także się pojawiają w tych zagranicznych produkcjach. Rozmowy bohaterów na nasz temat można odebrać w różny sposób dlatego werdykt pozostawiam wam.

Porwanie Michela Houellebecqa okazuje się być filmem zaskakująco optymistycznym pomijając groźnie brzmiące "porwanie" w tytule. Właściwie nie wiadomo po co porwano pisarza i jaki to miało cel. Być może wiadomo? To zależy od tego jakie nastawienie przyjmiecie odnośnie filmu, który bezprecedensowo pokazuje człowieka-odludka, który potrzebował kontaktu z innymi ludźmi. Produkcja spodobała mi się niespodziewanie i mogę ją wam szczerze polecić.