Snippet
David, mimo swojego społecznego niedopasowania, stara się rzetelnie wykonywać pracę konwojenta. Dzień w dzień transportuje cudze miliony, marząc o własnej fortunie i o zdobyciu serca koleżanki z pracy. Fantazje stają się realne, gdy David i jego nowi znajomi proponują mu wyprowadzić grubą kasę z bankowego skarbca. Ich potencjał kryminalny jest bardzo niski, ale szturm kończy się niespodziewanym sukcesem. Od pełni szczęścia dzielą ich teraz tysiące policjantów i agentów federalnych, więc najtrudniejsze jeszcze przed nimi. Czy świeżo upieczeni milionerzy będą równie skuteczni w zacieraniu śladów, co w rabowaniu banków? 

gatunek: Akcja, Komedia kryminalna
produkcja: USA,
reżyser: Jared Hess
scenariusz: Chris Bowman, Hubbel Palmer, Emily Spivey
czas: 1 godz. 34 min.
muzyka: Geoff Zanelli
zdjęcia: Erik Wilson
rok produkcji: 2016
budżet: 25 milionów $
ocena: 6,0/10





 
"Geniusze" zbrodni

Ile to już razy mogliśmy oglądać na ekranach kin czy telewizorów brawurowo zaplanowane  przekręty, skoki na banki czy perfekcyjne rabunki? Tak gdzieś z milion. Co ciekawe ich budowa jest bardzo podobna. Zawsze zaczyna się od tak zwanego "mózgu", który obmyśla cały plan, a następnie rekrutuje całą masę ludzi o odmiennych i bardzo skomplikowanych umiejętnościach co pozwala całej grupie dokonać zbrodni doskonałej. Na sam koniec udaje im się wszystkim uciec i cieszyć się zemstą, przechytrzeniem policji albo upokorzeniem osoby, która próbowała ich wykiwać. Jednakże większość tych opowieści to fikcja. Co powiecie w takim razie na historię, która zdarzyła się naprawdę i opowiada o jednym z największych rabunków w historii ameryki? Zaintrygowani?

W październiku 1997 roku doszło do rabunku ponad 17 milionów dolarów z depozytu spółki Loomis Fargo, która zajmowała się przewozem dużych sum pieniędzy. Podejrzenie spadło na Davida Ghantta, który jest główną postacią filmu "Asy bez kasy". W bardzo ciekawym wstępie mamy ukazanych pierwszoplanowych bohaterów, którzy odpowiadają za zorganizowanie napadu. Poznajemy ich życie oraz motywy, które nimi kierowały gdy decydowali się na popełnienie tak poważnego przestępstwa. Dzięki sprawnemu początkowi produkcji udaje się nas zaintrygować wydarzeniami ekranowymi dzięki czemu z niecierpliwością czekamy na wykonanie słynnego skoku przez nasze postaci. Co ciekawe nie musimy na to długo czekać, albowiem reżyser również jak najszybciej pragnie przejść do wydarzeń, które przyspieszą bieg jego produkcji. Mamy więc rabunek oraz jego konsekwencje. Jednakże w przeciwieństwie do większości obrazów tego typu "Asy bez kasy" to istna komedia pomyłek. Aż ciężko uwierzyć, że grupa tak niezorganizowanych i mało zaradnych osób była w stanie dokonać tego soku. Doprawdy niemożliwe jest, że udało im się w ogóle ten skok przeprowadzić. Jednakże mówiąc szczerze to dopiero początek. Tak naprawdę cała opowieść jest niczym jedna wielka pomyłka, która nigdy nie powinna mieć miejsca. Zaczynając od samego motywu, poprzez plan rabunku jak i jego wykonanie. Wszystko jest tak nieprawdopodobne, że aż ciężko uwierzyć, że zdarzyło się to naprawdę. Ale jednak naszej niezwykłej zbieraninie udało się zrabować 17 milionów dolarów. Jak tego dokonali? Odpowiedź jest bardzo prosta. Mieli więcej szczęścia niż rozumu. Albowiem innego wytłumaczenia nie widzę. Niestety sama opowieść pomimo swojej szokującej formy nie zawsze jest w stanie nas w pełni zaangażować. Fabuła prezentuje się całkiem dobrze, aczkolwiek jej budowa jest bardzo chaotyczna, albowiem akcja produkcji lubi często skakać co sprawia, że film jest strasznie nierówny. Całe to zamieszanie powoduje, że niektóre fragmenty obrazu prezentują się znacznie lepiej niż pozostałe. Mają więcej werwy, lekkości bądź dobrego humoru, który gwarantuje dobrą zabawę. Niestety nie zawsze produkcja jest w stanie nam ich dostarczyć. Zdarzają się momenty zastoju, gdy akcja zdecydowanie zwalnia, a opowieść ma problem z ponownym wprowadzeniem nas w wątek główny. Wygląda to mniej więcej jak ciągłe gubienie się oraz odnajdywanie się z powrotem na dobrej drodze. Niemniej jednak oglądanie produkcji jest całkowicie bezbolesne. Obraz jest bardzo lekki dzięki czemu gwarantuje przyjemny i bezproblemowy odbiór, natomiast jego historia pomimo wielu niedoskonałości bez najmniejszych problemów jest w stanie przykuć naszą uwagę na półtorej godziny.

Produkcja posiada gwiazdorską obsadę, która świetnie prezentuje się na ekranie. Brawa przede wszystkim należą się Zachowi Galifianksowi, który rewelacyjnie prezentuje się na ekranie jako nieporadny David, któremu udało się zrabować 17 milionów dolarów. Jest to jedna z jego lepszych komediowych ról od postaci Alana z "Kac Vegas". Zaraz obok niego mamy Kristen Wiig, Owena Wilsona, Jasona Sudekisa i Kate McKinnon oraz Leslie Jones. Z całej tej zbieraniny najlepiej prezentuje się  Jason Sudekis jako psychopata morderca oraz Kate McKinnon jako nieco wycofana oraz niezrównoważona narzeczona głównego bohatera. Reszta wypada całkiem poprawnie. Humor prezentuje się na całkiem niezłym poziomie, ale film nie jest wypełniony nim po brzegi. Kolejnym jego minusem jest fakt, że większość "lepszych" scen zawarto już w zwiastunie przez co film jest pod tym względem mało zaskakujący. Także jeśli chcecie się na filmie dobrze bawić nie oglądajcie zwiastuna.

W większości produkcji filmowych rabunek to skrupulatnie zaplanowana intryga, która pokazuje nam jak bardzo sprytnym oraz poukładanym trzeba być, aby odnieść sukces. Natomiast w produkcji Jereda Hessa mamy ukazane całkowite przeciwieństwo owych działań, albowiem jego bohaterowie zaradność zastępują szczęściem, a skrupulatnie opracowany plan serią powodzeń lub wpadek. Jest to zdecydowanie jeden z lepszych punktów produkcji. Szkoda, że fabuła nie zawsze jest w pełni angażująca i nie zawsze dostarcza nam pełnych mocji potyczek. Niemniej jednak jest pełna uroku oraz lekkości dzięki czemu gwarantuje nam bezproblemowy odbiór. Innymi słowy "Asy bez kasy" szału nie robią, co nie znaczy, że nie są w stanie nas zaintrygować. Głównie ze względu na kompletnie popieprzoną i nieprawdopodobną opowieść, która ma w sobie tyle sprzeczności i głupoty, że aż ciężko uwierzyć, że zdarzyła się naprawdę.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja filmu "Wołyń" rozpoczyna się wiosną 1939 roku w małej wiosce zamieszkałej przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Zosia Głowacka ma 17 lat i jest zakochana w swoim rówieśniku, Ukraińcu Petrze. Ojciec postanawia jednak wydać ją za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę, wdowca z dwójką dzieci. Wkrótce wybucha wojna i dotychczasowe życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a później niemiecki atak na ZSRR. Zosia staje się świadkiem, a następnie uczestniczką tragicznych wydarzeń wywołanych wzrastającą falą ukraińskiego nacjonalizmu. Kulminacja ataków nadchodzi latem 1943 roku. Pośród morza nienawiści Zosia próbuje ocalić siebie i swoje dzieci.


gatunek: Wojenny
produkcja: Polska
reżyser: Wojciech Smarzowski
scenariusz: Wojciech Smarzowski
czas: 2 godz. 30 min.
muzyka: Mikołaj Trzaska
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
rok produkcji: 2016
budżet: 
ocena: 7,5/10







 
Nienawiść z przyjaźni

Każdy z nas zapewne ma sąsiadów. Niezależnie od tego czy mieszkacie w bloku czy we własnym domu z pewnością macie przynajmniej jednego sąsiada niedaleko was. Powszechnie wiadomo, że relacje pomiędzy osobami zamieszkującymi wspólną okolicę powinny być pokojowe. Oczywiście nie zawsze udaje się utrzymać taki stan. Zapewne nie raz pokłóciliście się o coś ze swoim sąsiadem co przysporzyło wam masę nerwów. Ale nawet wtedy wiadomo, że długo tak nie pociągniecie. Porozumienie to jedyna sensowna opcja, która gwarantuje bezpieczeństwo i spokój. Być może tak jak mieszkańcy Wołynia utrzymujecie bardzo pokojowe i przyjazne stosunki z waszymi współmieszkańcami. Wyobraźcie sobie, że nagle osoby, które znacie i z którymi często rozmawialiście biegną na was z widłami, nożami i innymi niebezpiecznymi rzeczami, aby was zabić i pozbyć się ze swojego terytorium. Wyobraźcie sobie jak czulibyście się kiedy doszłoby do takiej kuriozalnej i wręcz nieprawdopodobnej sytuacji, która splamiła relacje polsko-ukraińskie na kartach historii.

Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego już na początku produkcji budził wielkie emocje. Reżyser zdecydował się ukazać nam dramatyczne wydarzenia z Wołynia gdzie w latach 1943-44 miało miejsce wielkie ludobójstwo. Chłopi podburzeni przez nacjonalistów ukraińskich wyszli przeciwko ludności polskiej i dokonali masakry na ludziach, z którymi żyli niegdyś w zgodzie. Takich rzeczy nie da się zapomnieć i takie czyny nigdy nie zostaną zapomniane. Jedną z form uświadamiania społeczeństwa odnośnie wydarzeń takich jak to jest kinematografia, która jest w stanie dotrzeć do wielu osób. Taki właśnie jest cel "Wołynia".

Nic nie zaczyna się z niczego. Zawsze jest jakaś iskra, która wznieca pożar czy decyzja, która niesie za sobą poważne konsekwencje. Ale skutków owych czynów nie sposób przewidzieć. Zawsze zaczyna się niewinnie, ale konsekwencje są zazwyczaj dużo bardziej przerażające niż można było początkowo przypuszczać. Tak właśnie zrodziła się nienawiść w ludności ukraińskiej do narodu polskiego, która swoje prawdziwe oblicze pokazała podczas makabrycznej rzezi. Ale jak mówiliśmy nic nie zaczyna się z niczego. Tak samo jest z "Wołyniem". Produkcja rozpoczyna się efektownie zorganizowanym weselem ludowym, które pokazuje piękno obyczajów naszych przodków i podkreśla jedność z narodem ukraińskim. Ale już wtedy zaczęto siać ziarno niezgody, które powoli, ale sukcesywnie zaczęło kiełkować i wprowadzać poruszenie wśród ludności wołyńskiej. Reżyser bardzo sprawnie wprowadza nas do fabuły filmu, koncentrując się na kilku postaciach, których losy będzie kontynuować w dalszej części obrazu. Idzie mu to nad wyraz gładko i bezproblemowo dzięki czemu rewelacyjnie przygotowuje grunt pod mające wkrótce nastąpić wydarzenia. Niestety później ma miejsce przeskok w czasie, który przenosi nas o pewien okres czasu wprzód. Jest to moment, w którym dobrze wypracowany wstęp ustępuje chaotycznym zdarzeniom, w którym ciężko odnaleźć się naszym postaciom. Na szczęście sytuacja zostaje w miarę sprawnie opanowana co pozwala nam ponownie wejść w ciekawy świat naszych postaci. Ale nie na długo. Po pewnym czasie fabuła z ciekawej i wciągającej zaczyna się robić nieco nudna, mało wciągająca i bardzo rozciągnięta przez co ciężko skupić się nam na wydarzeniach ekranowych. Akcja drastycznie zwalnia i prezentuje nam kolejne zdarzenia z życia bohaterki w znacznych odstępach czasowych. Niestety ale tym razem nie jest to już tak spójne i lekkie jak ostatnio. Historia zdecydowanie w niektórych momentach cierpi na brak pomysłu, albowiem nie ukazuje niemalże nic godnego uwagi. Jest to tak zwany syndrom "Miasta 44", który polega na szczątkowej fabule i nijakich bohaterach, których wrzuca się w wir akcji, aby pokazać wydarzenia historyczne z ich punktu widzenia. Całościowy koncept polega jedynie na właściwym ukazaniu prawd historycznych, a nie na losach postaci, które są w opowieści na siłę i nic do niej nie wnoszą. Oczywiście przypadek "Miasta 44" to szczególny wyjątek i broń boże nie porównuję go do filmu pana Smarzowskiego, aczkolwiek muszę przyznać, że syndrom ten niestety tyczy się również "Wołynia". Ale żeby było jasne odbywa się to na całkiem innych warunkach. Przeważnie wtedy gdy reżyser na siłę próbuje ukazać nam jakieś kluczowe zdarzenia, które były przyczyną ludobójstwa, ale nie mają one żadnego pokrycia z naszymi bohaterami. Widać wtedy ewidentnie, że na siłę są wepchnięci w centrum jakiegoś zajścia, aby oddać jego dramaturgię. I nie mówię tu o końcowych scenach filmu. Po prostu niekiedy fabuła ustępuje prawdom historycznym, które żeby zostać prawidłowo oddane bierą dla siebie cały ekran zostawiając wszystko inne w tyle. Z jednej strony wiadomo czemu tak się stało, ale zaś patrząc z innej perspektywy można by to lepiej ukazać. Tak czy siak "Wołyń" pomimo pewnych uproszczeń ukazuje nam przejmującą i pochłaniającą historię, która niezwykle intryguje, a zarazem przeraża.

Od strony aktorskiej "Wołyń" prezentuje się rewelacyjnie. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na główną bohaterkę – Zosię, którą na ekranie gra Michalina Łabacz. Wielkie brawa dla aktorki, albowiem to co pokazała jest naprawdę warte uwagi. Reszta obsady również prezentuje się wyśmienicie. Począwszy od Arkadiusza Jakubika poprzez Jacka Braciaka, Izabelę Kunę, Adriana Zarembę, Wasyla Wasylika aż po Wojciecha Zielińskiego. Jednakże w filmie oprócz Wasyla Wasylika występuje znacznie więcej ukraińskich aktorów, którzy również świetnie poradzili sobie na ekranie. Ogólnie rzecz biorąc obsada świetnie się spisała.

Pod względem technicznym produkcja również ma się czym pochwalić. Przede wszystkim posiada bardzo dobre efekty specjalne, niezwykle klimatyczną muzykę oraz dobre zdjęcia. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na rewelacyjne kostiumy oraz fenomenalną scenografię. Ważny jest również niezwykle przejmujący klimat obrazu, który może niejeden raz wywołać ciarki na skórze. Należy pamiętać również, że film jest niesłychanie brutalny, a w szczególności jego końcowe sceny dlatego stanowczo odradzam jego oglądanie wrażliwym osobom.

"Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego to niezwykle ważny, przejmujący oraz pełen mocnych wrażeń film, który każdy powinien obejrzeć. Pokazuje, że wszystko ma swój początek oraz drastyczny koniec. Wyjaśnia, że całe zajście nie było zorganizowane z dnia na dzień, ale była to starannie przygotowana akcja, która powoli podburzała ukraińską ludność. Mamy wgląd na to jak odbywał się ten proces oraz jakie były jego skutki. Zarówno od strony polskiej jak i ukraińskiej. Niestety film nie jest w stanie obronić się jako samodzielna opowieść, w której mamy ukazane losy naszych bohaterów. Jednakże pomimo tego, że nie wszystko w fabule ze sobą gra tak jak należy to i tak "Wołyń" prezentuje się bardzo dobrze i zdecydowanie jest filmem godnym uwagi.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Rachel spędza dnie na fantazjach o pięknej parze mieszkającej w domu, który codziennie mija jadąc pociągiem. Pewnego ranka zobaczy tam coś, co wkrótce wywróci jej życie do góry nogami. Rachel będzie zmuszona zmierzyć się z makabryczną tajemnicą, której rozwiązanie może okazać się ponad jej siły.

gatunek: Thriller
produkcja: USA,
reżyser: Tate Talyor
scenariusz: Erin Cressida Wilson
czas: 1 godz. 52 min.
muzyka: Danny Elfman
zdjęcia: Charlotte Bruus Christensen
rok produkcji: 2016
budżet: 45 milionów $
ocena: 5,0/10










 
Prawda widziana zza szyby

Bardzo lubię pociągi. Jest w nich coś niezwykle intrygującego, a zarazem niezwykłego. Podróż pociągiem przypomina wielką wyprawę, która łączy w sobie przemierzanie długach dystansów wraz z nieodpartym uczuciem zmierzania w nieznane. Oprócz tego przemieszczając się owym środkiem transportu mamy możliwość przyglądania się z okna otaczającym nam rzeczom. Podziwiamy urokliwe pola, przepiękne widoki oraz przytorowe budynki. Wydawać by się mogło, że to jedynie krótki okres czasu, ale nawet wtedy jesteśmy w stanie dostrzec pojedyncze szczegóły. Szczegóły, które okażą się niezwykle istotne. A co gdybyście podróżując pociągiem zobaczyli coś czego nie powinniście zobaczyć? Coś co mogłoby na zawsze odmienić wasze życie?

Rachel tak jak ja bardzo lubi pociągi. Codziennie odbywa jedną i tą samą trasę pociągiem do pracy i z powrotem. Podczas podróży lubi obserwować przytorowe domy oraz ludzi w nich mieszkających. Swoją uwagę skupia w szczególności na pewnej parze, która jest ucieleśnieniem wszystkiego co straciła. Pewnego dnia Rachel dostrzega z pociągu coś bardzo niepokojącego. Wkrótce kobieta, którą kiedyś obserwowała zaginęła. Bohaterka postanawia pomóc policji w odnalezieniu zaginionej, ale bardzo szybko okazuje się, że cała sprawa jest dużo bardziej zagmatwana niż przypuszczała. Oprócz tego wychodzi na jaw, że Rachel jest kluczowym elementem w śledztwie. Zapowiedzi ekranizacji bestselleru Pauli Hawkins, który niczym świeże bułeczki znikał z półek księgarni, prezentowały się bardzo obiecująco. W końcu "Dziewczyna z pociągu" okazała się jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów roku. Jednakże czy warto było czekać na ekranizację? Bez ogródek powiem Wam, że nie. Po tej produkcji można było się spodziewać naprawdę wszystkiego. Od rewelacji aż po totalną klapę. Choć obraz nie jest kompletnym rozczarowaniem, to jednak zabrakło mu wielu czynników by nazywać się chodziarz niezłym. A wydawać by się mogło, że książka pani Hawkins to recepta na sukces. Niestety pozory lubią mylić szczególnie wtedy, gdy już sama powieść wywołuje tak skrajne wrażenia. Ale z początku film nie zapowiadał się wcale tak źle. Produkcja bardzo dobrze oraz całkiem żwawo wystartowała i w rewelacyjny sposób ukazała nam trzy główne bohaterki, wokół których będzie się toczyć cała fabuła. Wydarzenia były niezwykle intrygujące oraz bardzo absorbujące dzięki czemu reżyserowi świetnie udało się wprowadzić nas do głównego wątku produkcji. Choć niekiedy zdarzyło mu się co nieco przeciągnąć niepotrzebnie niektóre sceny to i tak można uznać wstęp za bardzo udany. Niestety to co się dzieje później nie ma już nic wspólnego z dobrym początkiem. Przede wszystkim kuleje fabuła, która ma bardzo duży problem z zaintrygowaniem nas ukazywanymi wydarzeniami oraz maksymalnym skupieniem naszej uwagi. Jest mało ciekawa, słabo opowiedziana oraz niezbyt absorbująca. Scenariusz ma problem z zaintrygowaniem nas ekranowymi potyczkami, albowiem w większości koncentruje się na tym co nie potrzeba, albo co jest mało ważne dla głównego wątku. Zbyt głęboko wchodzi w nieistotne szczegóły przez co nie starcza mu czasu na poprawne ukazanie nam tego co ważne i powinno być lepiej nakreślone. Właśnie dlatego środek produkcji prezentuje się właściwie najsłabiej z całego filmu, albowiem nie potrafi nas zainteresować tym co ukazuje. Wydarzenia ekranowe z minuty na minutę coraz mniej nas ciekawią, a całość staje się do tego stopnia rozwleczona, że kompletnie tracimy zainteresowanie oglądanym przez nas filmem. Akcja jest bardzo powolna, a kolejne sceny mijają jakby od niechcenia. Wszystko to sprowadza się do tego, że ciężko nam tak właściwie przebrnąć przez cały film. Jedynie pierwszoplanowa intryga ratuje produkcję od totalnej katastrofy. Gdyby nie ona obraz byłby na straconej pozycji. Albowiem tak naprawdę to ona podtrzymuje całą opowieść i ona jedyna sprawia, że mamy chęć dotrwać do napisów końcowych. Jest świetnie przemyślana oraz bardzo dobrze skonstruowana. Posiada wiele zaskakujących zwrotów akcji oraz kryje w sobie liczne niespodzianki dzięki czemu kreuje wiarygodny i interesujący wątek kryminalny, w którym ciężko przewidzieć dalsze wydarzenia oraz odgadnąć koniec całej opowieści. Niestety jego rozwodniona forma oraz nieciekawa otoczka sprawiły, że bardzo skutecznie zaginął wśród niepotrzebnego badziewia. Do myślenia daje również umieszczenie w fabule, aż trzech głównych bohaterek gdzie tak naprawdę tylko dwie są ważne, a trzecia jest niczym piąte koło u wozu. Choć jej obecność jest racjonalnie wytłuczona, to niestety nie wykorzystano jej potencjału przez co pląta się po ekranie niepotrzebnie zajmując czas ekranowy. Ostatecznie rzecz biorąc fabuła ma potencjał, który kompletnie pogrzebano nieciekawym scenariuszem oraz mało intrygującymi wydarzeniami, które zamiast nas przyciągać do ekranu to nas od niego odpychają.

Strona aktorska produkcji prezentuje się znacznie lepiej niż fabularna. Przede wszystkim bohaterowie, są całkiem dobrze zarysowani. A będąc szczerym przede wszystkim postać Rachel może pochwalić się wiarygodnie ukształtowaną psychiką, a zaraz za nią Megan, która jest drugą najważniejszą bohaterką produkcji. Scenarzysta jak i reżyser swoją uwagę skupiają głównie na Rachel i Megan dlatego nie poświęcają innym bohaterom swojego czasu. Nie ma co liczyć na pokaźny zestaw ciekawych sylwetek. Zresztą po filmie nie widać żeby twórcy byli zainteresowani kimś innym niż Rachel no i być może Megan. Wszystko to powoduje, że mamy postać rewelacyjnej Emily Blunt i długo długo nic. Aktorka świetnie poradziła sobie z zagraniem uzależnionej od alkoholu i rozbitej wewnętrznie postaci, która nie może otrząsnąć się z tragedii, która ją spotkała. Następnie mamy Haley Bennett jako tajemniczą Megan, która żyje w pozornie szczęśliwym i perfekcyjnym związku. Haley bardzo dobrze ukazała rozterki Megan jako pełnej wątpliwości i drastycznej przeszłości sylwetkę. Na ekranie pojawiają się również: poprawna Rebecca Ferguson, dobry Luke Evans, zaskakujący Justin Theroux oraz zadowalający Edgar Ramirez i Allison Janney. Doborowa obsada zdołała podnieść produkcję na duchu, ale nie zdołała jej uratować. Zresztą tak naprawdę tylko Elmily Blunt oraz Haley Bennet wybijają się ponad szereg. Reszta ginie w ich cieniach.

Pod względem technicznym film prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia, ciekawą muzykę Dannyego Elfmana oraz świetny montaż. Wyróżnia się również rewelacyjna charakteryzacja oraz intrygujący klimat pełen tajemnicy oraz mroku.

"Dziewczyna z pociągu" to ekranizacja książki, która wywołała wśród czytelników skrajne emocje. Jednym się strasznie podobała, a inni byli rozczarowani jej prostotą oraz nudą. Film choć zapowiadał się bardzo dobrze wyszedł dość przeciętnie. Niestety, ale zabrakło w nim tego co najważniejsze czyli ciekawej i zajmującej fabuły, która sprawiłaby, że z przyjemnością śledzilibyśmy wydarzenia ekranowe. Całość jest strasznie rozciągnięta, nużąca i niezbyt ujmująca. Jedynie główna intryga potrafi się obronić konstrukcją oraz pomysłem, ale tak jak już wcześniej wspomniałem ginie z powodu mocnego rozwodnienia fabuły. Rozczarowujące okazuje się również zakończenie, które tak samo jak cała fabuła jest rozciągnięte do granic możliwości przy czym traci na dramaturgii i tajemnicy. Nie wspominając już o kuriozalnej scenie z otwieraczem, która wychodzi strasznie tandetnie (jak zobaczycie film to będziecie wiedzieć). To miał być hit, a wyszło jak wyszło.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Wywołująca dreszcz emocji i grozy opowieść o domu sierot na tajemniczej wyspie, zamieszkiwanej niegdyś przez równie tajemnicze dzieci. Szesnastoletni Jakub, którego dziadek był jednym z nich, przyjeżdża na wyspę, żeby za wszelką cenę odkryć przeszłość dziwnego, zniszczonego domu i jego małych mieszkańców.
   
gatunek: Fantasy, Przygodowy
produkcja: USA, Belgia, Wielka Brytania
reżyser: Tim Burton
scenariusz: Jane Goldman
czas: 2 godz. 7 min.
muzyka: Michael Higham, Matthew Margeson
zdjęcia: Bruno Delbonnel
rok produkcji: 2016
budżet: 110 milionów $
ocena: 8,2/10










 
Osobliwym być

Młodzież to jedna z największych grup docelowych na świecie. Wielu twórców jak i producentów kieruje swoje dzieła właśnie do młodych odbiorców, aby zaintrygować ich światem oraz wprowadzić do dorosłości. Wyróżnia się literaturę młodzieżową, filmy młodzieżowe, ale również gry przeznaczone specjalnie dla młodych. Jednakże bardzo szybko można pojąć, że tak naprawdę nie ma granic określających dane dzieła. Wiele z nich wykracza poza ustalone ramy i jest czymś więcej niż tworem przyporządkowanym do jednej kategorii. Tak właśnie jest z Timem Burtonem, któremu nie po raz pierwszy udaje się w fenomenalny sposób nagiąć przyjęte zasady. Widzieliśmy już to w niesamowitym "Charliem i fabryce czekolady" czy "Alicji w Krainie Czarów", gdzie ewidentnie łamano rozmaite konwencje dzięki czemu jego obrazy okazały się tak samo dobre dla dzieci (no może tych trochę większych) jak i dorosłych. Najnowszy projekt reżysera już z samego początku wydawał się idealnie pasować do jego mrocznego emploi. Jednakże czy twórca nadal jest w formie?

"Osobliwy dom Pani Peregrine" to powieść z 2011 roku napisana przez Ransoma Riggisa, który ukazał w niej niezwykle mroczny, tajemniczy, ale zarazem magiczny świat osobliwych dzieci. Bardzo szybko okazało się, że książka to międzynarodowy sukces, który dosłownie porwał czytelników (tych dużych i małych). Nie trzeba było długo czekać, aż któraś z wytwórni wykupi prawa do ekranizacji i rozpocznie produkcję. Tak to już jest z międzynarodowymi bestsellerami. Bohaterem powieści jak i filmu jest Jake, który postanawia odwiedzić stary sierociniec, w którym jego dziadek mieszkał za młodu. Dom ten prowadzony był przez tajemniczą panią Peregrine, która opiekował się dziećmi z niezwykłymi mocami. Zwano je osobliwymi. Podążając za wskazówkami Jake trafia na wyspę, o której słyszał z historyjek dziadka. Jednakże ku jego zdziwieniu opowieści okazują się prawdziwe... Takim oto sposobem wkraczamy w niezwykle intrygujący, pełen magii, niebezpieczeństwa oraz uroku świat, któremu ciężko się oprzeć. Wprawiony w boju Tim Burton dobrze wie jak ugryźć tę historię i opowiedzieć nam ją w odpowiedni sposób. Reżyser znany jest z mrocznego i nieco dziwnego klimatu swoich produkcji, które stały się wyznacznikiem jego twórczości. Jednakże tym razem sama książka jest już na swój sposób tajemnicza, inna i niezwykle ekscytująca. Co więc może zrobić z nią znany z odważnych i niecodziennych filmów reżyser? Ukazać nam całkiem nową wersję papierowego pierwowzoru! W istocie Tim Burton okazał się świetnym wyborem do zekranizowania niezwykle osobliwej książki. Jego mrok, niecodzienne pomysły oraz egzotyczne podejście do produkcji jest nietypowe, a zarazem bardzo pożądane. Reżyser bierze książkę jako bazę, a następnie przerabia ją na coś całkiem nowego i szalonego. Zwiastuny to jedynie niewielki jej przedsmak, które tak naprawdę niczego konkretnego nam nie pokazują. Natomiast całość okazuje się świetną przygodą.  Kluczowy okazuje się wstęp do historii, który w zaskakujący sposób potrafi nas zaintrygować oraz sprawić, że z zaciekawieniem będziemy śledzić poszukiwania osobliwego domu przez Jakea. Całość okraszona świetnie wpasowanymi retrospekcjami w iście nieziemski sposób wprowadza nas do głównego wątku produkcji. Fabuła obrazu jest niezwykle intrygująca oraz bardzo wciągająca dzięki czemu z wielkim entuzjazmem śledzimy losy naszego bohatera oraz jego nowych przyjaciół. Wchodząc do świata osobliwych czujemy się jakbyśmy przenieśli się do innego świata pełnego magii, niespodzianek oraz niesamowitego uroku, który zachwyca nas na każdym kroku. Do tego stopnia, że chcielibyśmy trwać w nim wiecznie. Jednakże twórcy jasno dają nam do zrozumienia, że nic nie jest takie kolorowe jak by nam się mogło wydawać. Również pełen niespodzianek świat osobliwych ma swoje mroczne i niebezpieczne strony, które nie pozwalają żyć innym w całkowitym spokoju. Reżyser pokazuje, że gdziekolwiek będziemy i kimkolwiek będziemy zawsze czekać na nas będą niebezpieczeństwa jak i ludzie gotowi nas skrzywdzić. Nic nie jest idealne, a więc czemu kraina osobliwych miałaby taka być? Burton w rewelacyjny sposób oprócz uroków domu pani Peregrine pokazuje nam również minusy mieszkania w nim i bycia osobliwym. Choć wydawać by się mogło, że to niemożliwe, to jednak nie można mieć wszystkiego. Jake bardzo pragnie zostać w świecie osobliwych tak długo jak może, natomiast niektórzy rezydenci sierocińca marzą o tym by wieść całkiem normalne i spokojne życie. Tymi zabiegami twórcy pokazują nam, że nie wszystko co wydaje się wspaniałe w istocie takie jest oraz, że bycie niezwykłym nie zawsze przysparza tyle radości ile moglibyśmy się spodziewać. Oczywiście jest jeszcze główny wątek produkcji skoncentrowany na Głucholcach pragnących dzieci pani Peregrine. Cała historia koncentrująca się wokół niego jest pełna wartkiej akcji, niespodziewanych zwrotów akcji oraz całej masy szalonych wydarzeń, które okazują się świetną rozrywką. Fabuła natomiast jest niezwykle urzekająca, pełna ciekawych i wciągających wydarzeń, które pozwalają nam się rozmarzyć i zapragnąć wejść do jednej z pętli czasowych, aby poznać osobliwe dzieci. Całość okraszona jest niesamowitymi zwrotami akcji oraz wartką akcją, która nie pozwala nam się nudzić. Innymi słowy dobra robota.

Pod względem aktorskim produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Mamy bardzo ciekawie zarysowane postaci, które momentalnie urzekają nas swoim urokiem osobistym oraz charyzmą. Szczególnie osobliwe dzieci, których po prostu nie da się nie lubić. Każdy z nich prezentuje odmienną osobowość, która na swój sposób jest ujmująca. Na pierwszym planie mamy rewelacyjną Evę Green jaką panią Peregrine. Aktorka idealnie sprawdziła się w tej roli ukazując nam całkiem nowe oblicze aktorskie. Jej postać jest pełna witalności, werwy, krzepy oraz odpowiedniej dawki humoru jak i tajemnicy. Niekiedy czasem ukazuje nam swoje bardziej szalone oblicze, które jeszcze bardziej nas absorbuje.  Zaraz za nią mamy Asę Butterfly'a w roli Jakea. Aktor wypada całkiem dobrze na ekranie, aczkolwiek niekiedy brak mu charyzmy czy zdecydowania. Czasami mamy wrażenie, że jest nieco ospały, albo zacofany. Na szczęście potrafi również wykrztusić z siebie więcej niż jadą emocję dzięki czemu nie wypada tak źle. Nie należy zapominać o naszych przeuroczych dzieciach, które również świetnie wypadły na ekranie. Wśród nich są: Ella Purnell jako Emma, Finlay MacMillan jako Enoch, Lauren McCrostie jako Olive, Hayden Keeler-Stone jako Horacy, Georgia Pemberton jako Fiona, Milo Parker jako Hugh, Raffiella Chapman jako Clare i Pixie Davies jako Bronwyn. W roli głównego antagonisty mamy świetnego Samuela L. Jacksona. W obsadzie znaleźli się również: Chris O'Dowd, Judi Dench, Terence Stamp, Rupert Everret i Allison Janney.

Od strony technicznej obraz również prezentuje się rewelacyjnie. Mamy bardzo dobre zdjęcia, świetne efekty specjalne oraz klimatyczną muzykę, która uwaga nie jest Dannyego Elfmana, ale strasznie przypomina jego muzykę z "Charliego i fabryki czekolady". Nie wiem jak do tego doszło, ale chyba nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Oprócz tego warte uwagi są świetne kostiumy oraz charakteryzacja (osoba odpowiedzialna za włosy Evy Green zdecydowanie powinna dostać jakąś nagrodę). Oprócz tego bardzo ważny jest klimat pełen napięcia, mroku, tajemnicy i grozy, ale również magii, uroku oraz szczęścia. Niestety to film Burtona, a więc niech nie skusi was familijny zwiastun. Ten film taki nie jest. Ma w sobie również wiele drastycznych scen typowych dla reżysera, które raczej wchodzą w konwencję horroru niż filmu familijnego. Nie dajcie się zwieść i nie zabierajcie na niego małych dzieci bo nie dadzą wam spać z powodu potworów. Co ciekawe produkcja pomimo kilku drastycznych scen i swojego mroku jest zaskakująco pogodna w odbiorze oraz pełna humoru, który sprawia, że całość jest jeszcze lżejsza.

"Osobliwy dom Pani Peregrine" to jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku. Wszystko za sprawą ekranizacji bestselleru oraz znanego reżysera. Oczekiwania wobec produkcji były wysokie, ale zapewniam Was, że film bez problemu im sprostuje. Ma w sobie to co najlepsze z powieści oraz ze znanego emploi Burtona. Opowieść jest bardzo intrygująca, niesamowicie wciągająca oraz pełna magii, mroku, tajemnicy oraz niebywałego uroku. Nie zabraknie w niej również zaskakujących zwrotów akcji, wartkiej fabuły, dobrego aktorstwa, ciekawych postaci oraz świetnego wykończenia. Znaczące dla opowieści jest również zakończenie, które kończy całość w zaskakujący sposób. I nawet jeśli nie jest zbyt efektowne, to jednak kryje w sobie coś więcej. Pokazuje, że ważna jest praca zespołowa oraz wspieranie się nawzajem. Albowiem z tego płynie siła oraz odwaga.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami. 

Akcja filmu zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Beksiński wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka – Zofia, wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński próbuje całkowicie poświęcić się sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej Tomka Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przywrócenie kontroli nad swoim życiem.

gatunek: Biograficzny
produkcja: Polska
reżyser:Jan P. Matuszyński
scenariusz: Robert Bolesto
czas: 2 godz. 4 min.
zdjęcia: Kacper Fertasz
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 9,2/10








 
"Zwyczajna" rodzina

Niewiele jest w Polsce filmów, na które czeka się z wytęsknieniem. Chociaż z roku na rok powstaje coraz więcej polskich produkcji i coraz większa ich część jest godna uwagi, to jednak nadal nie ma u nas zwyczaju wielkiego czekania na poszczególne obrazy. Efektem tego są słabe kampanie reklamujące, które są uruchamiane zbyt późno i nie docierają do potencjalnych widzów na czas. Jednym z wyjątków jest film pt: "Ostatnia rodzina", który może pochwalić się nico lepszą i wcześniej zaplanowaną kampanią reklamową. To pozwoliło na lepsze zapoznanie się z tematyką obrazu i wyzwoliło w wielu osobach wielką chęć zobaczenia go. Ale dlaczego o tym piszę? Albowiem nawet wybity film nie utrzyma się na rynku bez swojej widowni. A "Ostatnia rodzina" na taką zasługuje.

Zapewne każdy z nas słyszał kiedyś o Beksińskich. Nawet jeśli dobrze ich nie znał, nie interesował się ich twórczością, ani nie urodził się w okresie ich największej ekspansji. Ktoś mógł słyszeć Tomka w radiu, inni zaś przeczytać o rodzinie książkę lub tak jak ja poznać pana Zdzisława Beksińskiego na lekcjach plastyki w szkole podczas omawiania jednej z jego prac umieszczonej w podręczniku. Już w wtedy urzekł mnie niezwykle karykaturalny i surrealistyczny świat jaki przedstawiał na swoich malowidłach. Teraz dzięki filmowi Jana P. Matuszyńskiego możemy jeszcze raz przenieść się w ten świat oglądając sagę rodu Beksińskich, którzy jako niezwykli ludzie męczyli się zamknięci w klatce normalnego życia. To zdecydowanie nie była zwykła rodzina... Mówiąc szczerze co według was określa normalność? Nudne, przewidywalne i nieskomplikowane życie czy pasmo niespodzianek oraz trudnych wyborów? Dla Beksińskich nic nie było łatwe, ani przewidywalne. Ich życiorys to niesamowity kalejdoskop wzlotów i upadków oraz momentów szczęścia jak i nieszczęścia, które były nieodzowną częścią ich życia. Ale dla nich to była normalność co sprowadza się do konkluzji, że owe normy wyznaczamy my sami i nie da się określić jednej stałej dla wszystkich. Fabuła obrazu Jana P. Matuszyńskiego koncentruje się na 45-letniej przestrzeni z życia Beksińskich ukazując kluczowe wydarzenia ich z życia. Nie jest to więc film ukazujący nam jeden wątek z życia, ale pokazujący nam ich całą masę, abyśmy mogli w pełni poznać wyjątkowość owej rodziny. Kluczem do całej historii okazuje się rewelacyjny scenariusz, który odsłania nam niesamowite kulisy życia naszych bohaterów. Skrypt jest niezwykle drobiazgowy, bardzo szczegółowy i dobrze pomyślany. To właśnie dzięki niemu reżyser tak sprawnie operuje historią i tak pewnie czuje się w świecie Beksińskich. Chociaż opowieść posiada liczne skoki w czasie my ledwo zwracamy na nie uwagę dzięki niezwykle gładkim przejściom pomiędzy poszczególnymi okresami z życia członków rodziny. Całość jest tak świetnie zaprojektowana, że od samego początku aż do końca z niezwykłym zaciekawieniem przyglądamy się wydarzeniom z życia Beksińskich. Fabuła ukazuje nam niezwykle fascynujące, piekielnie intrygujące oraz zaskakująco wciągające losy tego rodu. Historia jest tak świetnie opowiedziana, że nie ma mowy, abyśmy wyszli z kina choćby na sekundę, albowiem wydarzenia ekranowe wręcz przykuwają nas do fotela kinowego i nie pozwalają odejść. Zaskakujące jest również to z jaką lekkością i gracją udało się reżyserowi ukazać nam całą opowieść. Życiorys Beksińskich to nie sielanka dlatego tym bardziej szokujący okazuje się odbiór obrazu. Pan Matuszyński świetnie wczuł się w klimat panujący w rodzinnym domu malarza dzięki czemu udało mu się ukazać nam niezwykle wyrafinowaną, dobrze przyswajalną, ale również niezwykle trudną historię, która uderza w czułe punkty dotyczące każdego z nas. Miłość, samotność, rodzina, szczęście, nieszczęście i kariera. Nasze postacie są do tego stopnia uniwersalne, że każdy może odnaleźć w nich cząstkę siebie. To zaskakujące, ale prawdziwe, albowiem rodzina Beksińskich sprawia wrażenie rodziny pierwszej,  kompletnej, a zarazem ostatniej. To rodzina, która równie dobrze mogłaby być archetypem bądź wzorem dla innych, albowiem i ród doświadczył wszystkiego. Zarazem szczęścia jak i nieszczęścia. Miłości oraz odtrącenia. Daru życia jak i tragicznej śmierci. Braku poszanowania życia ja i jego niekończących się plusów. No i oczywiście wielkiej sławy i kariery. Każdy z nas jest po części Beksińskim, albowiem ich uniwersalny życiorys wpisuje się w naszą egzystencję. Jedni mają szczęście inni zaś karierę. Koleni mają zaś nieszczęście, ale mają pieniądze. Są jeszcze tacy co mają miłość i rodzinę. Ale są również tacy, którzy nie mają niczego i są samotni. Beksińscy mieli to wszystko i nie wyszło im to na dobre. Być może chęć posiadania wszystkiego to spełnienie marzeń każdego z nas, ale wygląda na to, że moc dysponowania każdym z tych aspektów to nie szczęście, a raczej tragedia.

Zaraz po scenariuszu nieodzownym elementem produkcji są postacie, które tak naprawdę są sercem produkcji. Przede wszystkim są fenomenalnie nakreślone dzięki czemu dostajemy pełną analizę psychologiczną bohaterów i jesteśmy w stanie dogłębnie przyjrzeć się każdemu z nich po kolei. Albowiem każdy z osobna jest niezwykle fascynującą i pełną odmienności sylwetką, które przy zbiorowym zestawieniu prezentują sobą różnorodny kalejdoskop. Na pierwszym planie mamy oczywiście postać Zdzisława Beksińskiego, który ukazany jest jako człowiek bardzo mądry, rozważny, pełen pasji oraz wewnętrznej potrzeby dokumentowania swojego życia. Zaraz za nim mamy jego syna Tomasza, który jest niezrównoważony psychicznie, posiada stany lękowe i ma obsesję na punkcie śmierci. Później mamy Zofię Beksińską, wybrankę Zdzisława jako zaskakująco pogodną, spokojną, troskliwą i kochającą żonę i matkę. Poraża nas również jej wytrwałość, cierpliwość oraz zrozumienie dla wszystkich wybryków i pomysłów zarówno męża jak i syna. W tym niesamowitym trio mamy fenomenalnego Andrzeja Seweryna, równie zaskakującego Dawida Ogrodnika, aczkolwiek niekiedy może nam się zdawać, że jego gra jest zbyt karykaturalna oraz olśniewającą Aleksandrę Konieczną. W obsadzie pojawili się również Andrzej Chyra jako Piotr Dmochowski oraz Zofia Perczyńska i Danuta Nagórna.

Od strony technicznej produkcja również prezentuje się wyśmienicie. Mamy świetne zdjęcia, oszczędną muzykę, świetnie dobrane utwory muzyczne, genialne kostiumy oraz rewelacyjne efekty specjalne. Warto zwrócić uwagę również na wyjątkowy klimat, który sprawia, że całość ma niezwykłą moc oraz jest dogłębnie przeszywająca.

"Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego to doprawdy niezwykłe dzieło. Dzięki bardzo drobiazgowemu i świetnie napisanemu scenariuszowi twórcom w
wielkim stylu udało opowiedzieć się niesamowicie przejmującą, piekielnie intrygującą oraz strasznie wciągającą opowieść, która z niezwykłą lekkością i gracją ukazuje nam losy rodu Beksińskich na przestrzeni 45 lat. Wypełniony niezliczonymi refleksjami na rozmaite tematy stanowi pewnego rodzaju wykład na temat życia. Jego plusów, ale także i minusów. Beksińscy doświadczyli wszystkiego być może dlatego z taką uwaga słucha się ich wywodów, które ku naszemu zdziwieniu pokrywają się z prawdą. Dodatkowo mamy perfekcyjnie zagrane oraz nakreślone postacie, a także perfekcyjne wykończenie. "Ostatnia rodzina" to coś więcej niż zwykły film o zwyczajnej rodzinie. To film o niesłychanie nadzwyczajnej rodzinie, która wybijała się ponad jakiekolwiek normy normalności. To film jakich mało i jakich nam brakowało.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jessica Jones ma za sobą trudny okres w życiu. Aby o nim zapomnieć postanawia otworzyć własną prywatną agencję detektywistyczną, która pozwala jej robić to w czym jest najlepsza - byciu detektywem. Niestety to nie wystarcza. Bohaterka pogrąża swoje smutki w alkoholu przez co staje się gburowata i zamknięta na świat zewnętrzny. Jednakże to nie koniec jej problemów. Przeszłość naszej bohaterki niespodziewanie puka jej do drzwi i ponownie otwiera stare rany. Czy nasza bohaterka da radę przezwyciężyć jeszcze raz to samo?

twórca: Melissa Rosenberg
oryginalny tytuł: Jessica Jones
gatunek: Akcja, Dramat
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 13
sezonów: 1
muzyka: Sean Callery
zdjęcia: Manuel Billeter
produkcja: Netflix
średnia ocena: 9,2/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)







 
Twarda sztuka

Jeszcze nie tak dawno temu Marvel to były zaledwie komiksy o superbohaterach. Jednakże ostatnie lata pokazały nam, wielką ekspansję giganta na rynek filmowy ze swoimi topowymi produkcjami o superbohaterach. A z początku nikt nie podejrzewał, że filmy na podstawie komiksów Marvela staną się tak popularne, że niemalże co roku będziemy gościć na ekranach nową opowieść spod szyldu wydawnictwa. Tak samo nie spodziewano się, że firma wejdzie ze swoimi produkcjami na rynek telewizyjny. Teraz natomiast można wręcz powiedzieć, że Marvel zdominował świat seriali. Widzieliśmy już "Agentów T.A.R.C.Z.Y." oraz "Daredevila", ale to dopiero początek. W planach studia jest jeszcze kilka propozycji, które dodatkowo poszerzają znany nam z produkcji filmowych świat. Kolejną z nich jest obraz o tytule "Jessica Jones".

"Jessica Jones" to kolejny po "Daredevilu" serial wyprodukowany przez internetową platformę Netflix. Produkcja opowiada o niezwykle charyzmatycznej bohaterce, która posiada nieludzkie zdolności. Niestety pewnego razu poprzez swoje moce Jessica została okrutnie wykorzystana przez tajemniczego mężczyznę o nazwisku Kilgrave. Jessice udało się uwolnić od mężczyzny, ale nie na długo. Kilgrave powrócił i jedyne czego pragnie to Jessica. Czy pani detektyw uda się pokonać przeszłość? Oczekiwania wobec serialu Melissy Rosenberg były spore aczkolwiek nikt nie spodziewał się, że owa produkcja będzie w stanie przebić mściciela z Hell's Kitchen. Po premierze okazało się, że "Daredevil" tak naprawdę nie umywa się do "Jessicy Jones". A więc w czym tkwi sukces serii? Przede wszystkim w niezwykle przemyślanej oraz rewelacyjnie opowiedzianej historii, która nie ma sobie równych. Aż trudno w to uwierzyć, ale w istocie twórczyni serialu przeszła samą siebie, albowiem nie spodziewałem się po produkcji takiej potężnej dawki fenomenalnej fabuły. Scenariusz produkcji jest niesłychanie drobiazgowy co pozwala mu niezwykle dogłębnie wchodzić w psychologię naszych bohaterów oraz w relacje, które się pomiędzy nimi tworzą. Już w pierwszym odcinku dostajemy całkiem pokaźną dawkę informacji, która pozwala nam zrozumieć wiele rzeczy oraz jest idealnym wstępem do dalszej opowieści. Intryguje nas niesłychany mrok, niepoprawna główna postać, tajemnica oraz dramat, które w rewelacyjny sposób zwiastują nadejście antagonisty. A to dopiero początek. "Jessica Jones" w przeciwieństwie do wielu innych seriali nie zwalnia ani na chwilę. Wraz z rozpoczęciem opowieści zostajemy wrzuceni w szalony świat naszej bohaterki, który nigdy nie stoi w miejscu. Potwierdzeniem tego są dalsze odcinki, które z niebywałą lekkością i niewzruszoną prędkością kontynuują wydarzenia z premierowego odcinka.  Fabuła produkcji to istna jada bez trzymanki, która zapewnia nam rozrywkę na najwyższym poziomie. Przede wszystkim jest niezwykle instygującą, pochłaniającą oraz zabójczo wartką opowieścią, która przyciąga nas niczym wielki magnes i nie pozwala nam się od niej oderwać. Albowiem wydarzenia ekranowe są tak ciekawe i tak wciągające, że nie ma mowy o nudzie w jakiejkolwiek postaci. Seria jest rewelacyjnie zaprojektowana dzięki czemu akcja produkcji cały czas pozostaje niemalże niewzruszona. Czyli niebywale wartka, pełna niesamowitych oraz zaskakujących zwrotów akcji, które niejeden raz namieszają w fabule obrazu. Ale to nie wszystko. Główny watek produkcji opowiadający o Jessice i Kilgravie to istny majstersztyk. Przede wszystkim jest rewelacyjnie skonstruowany oraz niebanalnie opowiedziany dzięki czemu potrafi maksymalnie skupić naszą uwagę. Jest nieobliczalny oraz pełen zaskakujących scen, które przyprawią nas o dreszcze. Ogólnie rzecz biorąc seria jest pełna niespodzianek, które potrafią dosłownie zwalić nas z nóg. Dzięki temu podczas oglądania produkcji nie możemy być o nic pewni, albowiem nigdy nie wiadomo co zrobią nasi bohaterowie oraz jak potoczą się ich losy. Jednakże oprócz pierwszoplanowej intrygi w serialu pojawia się również cała masa wątków pobocznych, które o dziwo prezentują się rewelacyjnie. I nie mówię tutaj o wybranych historiach, ale o wszystkich pojawiających się w serii. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale to najprawdziwsza prawda. Melissie Rosenberg udało się w tak fenomenalny sposób podzielić czas ekranowy pomiędzy wszystkich bohaterów, że była w stanie ukazać nam wyczerpujące losy wszystkich postaci nie umniejszając w serialu roli naszej Jessicy. Istny majstersztyk. Oprócz tego w serialu nie zabraknie również chwil refleksji, głębszych zadumań oraz licznych retrospekcji, które świetnie uzupełnią całą historię. Wszystko to powoduje, że "Jessica Jones" to prawdziwa bomba fabularna, nie pozostawiająca niczego przypadkowi. Wszystko jest w idealnym porządku i przedstawione tak jak zostało to zaplanowane. Zero improwizacji czy nieudanych pomysłów. Po prostu opowieść dopięta na ostatni guzik. Aż trudno uwierzyć, że twórczyni serii niegdyś tworzyła scenariusze do "Zmierzchu"...

Oprócz rewelacyjnego scenariusza produkcja może pochwalić się fenomenalnym aktorstwem. Nasi bohaterowie to bezbłędnie napisane oraz świetnie zagrane sylwetki, które bez problemu uda nam się polubić. Szczególnie główną bohaterkę, która nie przypomina herosów jakich znamy. To raczej osoba poturbowana przez los i po wielu przejściach dlatego też jest gburowata, opryskliwa i arogancka. Nie ma wielu przyjaciół, jest raczej zamknięta i nie chce nikogo poznawać. Jest uzależniona od alkoholu i nie przebiera w słowa. Innymi słowy twarda sztuka. Jednakże gdzieś tam w środku  posiada pokłady dobroci, współczucia oraz wyrozumiałości. Potrafi robić coś z myślą o innych oraz o dobru ogółu, aczkolwiek na swoich warunkach. W tej niezwykle rezolutnej roli mamy genialną Kristen Ritter, która ukazuje nam Jessice w całej swojej okazałości. Na ekranie często pojawiają się również: Rachael Taylor jako Trish Walker – jedyna przyjaciółka Jessicy, Carrie-Anne Moss jako Jeri Hogarth, Mike Colter jako Luke Cage, Eka Darville jako Malcolm Ducasse oraz Susie Abromeit jako Pam. Natomiast w roli głównego antagonisty serii mamy wybornego Davida Tennanta w roli tajemniczego oraz zabójczego Kilgravea. Doprawdy aktor przeszedł samego siebie i zaprezentował się nawet lepiej niż sama Ritter. Z kolei jego postać jest równe poturbowana przez los jak sama Jessica, jednakże jest dużo bardziej wypełniona goryczą do otaczającego ją świata co czyni ją niezwykle niebezpieczną.

Od strony technicznej serial również prezentuje się wyśmienicie. Mamy świetne i dynamiczne zdjęcia, ciekawą i klimatyczną muzykę oraz bardzo dobre efekty specjalne. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na wyjątkowy klimat produkcji.

Koniec końców "Jessica Jones" od Netflixa to rewelacyjny serial! Zaczynając od niezwykle szczegółowej, pełnej ciekawych i intrygujących zdarzeń fabuły, poprzez świetnie zagrane i nakreślone postacie, a kończąc na perfekcyjnym wykończeniu. Oprócz tego mamy w pakiecie całą masę niespodziewanych zwrotów akcji, dużo napięcia oraz dramatu. Nie zabraknie również tajemnic, grozy oraz brutalnych walk i krwawych potyczek. Całość okraszona jest jeszcze ciekawymi refleksjami głównej bohaterki, która wraz z trwaniem serii przechodzi znaczącą przemianę. Kluczowe dla opowieści jest również zakończenie, które jasno stawia sprawę głównej intrygi oraz ukazuje nam, że choć niekiedy wybór jest ciężki, a słuszny to nie należy się wahać.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Piotr Grodecki, dziennikarz śledczy opiniotwórczego dziennika Kurier, wpada na trop dużej afery finansowej. Okazuje się, że sprawa ma dla niego osobisty wymiar. Mimo sprzeciwu redakcji, Piotrowi udaje się doprowadzić do publikacji, która wzbudza zainteresowanie opinii publicznej. Z pomocą Weroniki, agentki CBŚ, Piotr odkrywa drugie dno tej afery. Kiedy Piotrowi wydaje się, że już wyjaśnił zagadkę, nagle dostaje tajemniczą wiadomość. Sprawa zaczyna się komplikować, zataczając coraz szersze kręgi wśród ludzi polityki i wielkiego biznesu.

twórca: Marek Lechki
oryginalny tytuł: Pakt
na podstawie: serialu "Mammon"
gatunek: Sensacyjny, Thriller
kraj: Polska
czas trwania odcinka: 50 min..
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Paweł Flis
produkcja: HBO Polska
średnia ocena: 7,6/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)







 
Dla dobra sprawy

Niewiele seriali w Polsce ma jakąkolwiek szansę wybić się poza granice naszego kraju. Większość z nich to nie godne uwagi produkcje, które są tworzone dla mas. Stacje telewizyjne w naszym kraju najwyraźniej zapominały, że wśród tłumu ludzi zadowalających się średniej jakości serialami są również osoby, które szukają w produkcjach telewizyjnych czegoś więcej niż schematycznej, głupiej i bezsensownej fabuły, która zalewa ich ze wszystkich stron. W takim wypadku jedynym ratunkiem okazują się zagraniczne produkcje spośród których da się wyegzekwować te naprawdę dobre. Na ratunek polskiej telewizji przychodzą z pomocą platformy telewizyjne, które pokazują, że da się zrobić dobry serial. Tak właśnie można określić najnowszą produkcję HBO Polska o tytule "Pakt".

Po rewelacyjnej "Watasze" stacja zdecydowała się rozpocząć nowy projekt, aniżeli kontynuować bardzo dobrze przyjęty serial o straży granicznej w Bieszczadach. Choć owa decyzja bardzo mnie zasmuciła to niestety nic na to nie poradzę. Na szczęście "Pakt" okazał się zadowalającym następcą. Scenariusz produkcji powstał na podstawie norweskiego serialu o tytule "Układ" ("Mammon") emitowanego w 2014 roku na kanale NRK1. Zaledwie rok później na antenie HBO premierę miał "Pakt", który okazał się niemalże identyczną kopią oryginału. Scenarzyści dosłownie przepisali norweski serial na polskie realia, a następnie bez wyrzutów sumienia nakręcili go i wypuścili do telewizji. Ja rozumiem, że można się inspirować poszczególnymi obrazami, albo tworzyć polskie odpowiedniki zagranicznych hitów, ale nie pojmuje jak można stworzyć niemalże bliźniaczą kopię czegoś co już powstało? To tak jakby Polacy nakręcili naszą wersję "Forresta Gumpa" tyle że zmieniono by lokacje, imiona postaci oraz kilka innych rzeczy, aby wpasować obraz w nasze realia i opowiedzieć tę samą, znaną nam już historię, ale po naszemu. Doprawdy nie jestem w stanie rozgryźć logiki, która kryje się za tym przedsięwzięciem przez co ciężko mi spojrzeć na serię bez żadnych uprzedzeń. Na szczęście twórcy produkcji okazali się całkiem gramotni i nie popełnili błędów przy przepisywaniu skryptu. Serial opowiada o dziennikarzu śledczym, który dzięki anonimowym wiadomościom wpada na trop dużej afery finansowej. Niestety bardzo szybko wychodzi na jaw, że w sprawę zamieszany jest jego brat prowadzący duża firmę. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy wychodzi na jaw, że w aferę zamieszanych jest dużo więcej znanych osobowości. Nasz bohater postanawia odkryć mrożącą krew w żyłach prawdę i zakończyć spisek. Niestety zadanie to okaże się dużo trudniejsze niż początkowo przypuszczał... Produkcja telewizyjna posiada rewelacyjny start, dzięki któremu twórcom udaje się niezwykle szybko oraz bezboleśnie wprowadzić nas w świat głównego bohatera. Premierowy odcinek z przytupem otwiera całą serię i pokazuje nam, że tkwi w nim moc, groza oraz misternie uknuta intryga, czekająca na rozwiązanie. Epizod niezwykle wciąga, intryguje oraz sprawia, że chcemy sięgnąć po więcej. Niestety dalsze wydarzenia nie są już tak emocjonujące jak w pilocie. Przede wszystkim akcja serialu znacząco zwalnia, a fabuła staje się mniej atrakcyjna. Wydarzenia ekranowe serwowane są nam z pewną dozą rezerwy czy też niepewności jakby twórcy nie
do końca wiedzieli co dokładnie chcą nam zdradzić, a co nie. Całe to niezdecydowanie scenarzystów sprawia, że przez pewien okres czasu opowieść staje się strasznie pasywna, rozleziona i bez charakteru. Natomiast śledztwo naszego bohatera przez jakiś czas stoi w miejscu i nie posuwa się ani o milimetr do przodu. Dopiero w połowie produkcja znacząco przyspiesza, a całość zaczyna nabierać rumieńców. Historia zaczyna być coraz bardziej intrygująca, wydarzenia coraz bardziej wciągające, a główna intryga coraz bardziej zawiła i tajemnicza.  W opowieści nie zabraknie również wielu niespodziewanych zwrotów akcji, które wielokrotnie zmienią bieg wydarzeń. Oprócz tego należy podkreślić, że jak na tak niewielki format (6 odcinków) serial posiada bardzo dużo wątków, intryg, tajemnic oraz zdarzeń, które potrafią ze sobą świetnie współgrać. Nie czuć ich natłoku dzięki świetnie dogranemu scenariuszowi, który bardzo dokładnie i szczegółowo nakreśla każdy aspekt serialu. Niestety nie obyło się bez kilku mankamentów, które nieco utrudniają odbiór produkcji. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na cały zamysł serialu, który bazując na norweskim oryginale nie zawsze jest w 100% polski. Niekiedy czuć wylewającą się z ekranu obcość, która sprawia, że seria wydaje się wtedy mniej wiarygodna. Wszystkie te zależności tyczą się właśnie przemianowania produkcji na model polski. Oprócz tego twórcy czasami tak zagłębiają się w intrygę i tak ją komplikują, że niekiedy wręcz potrafi sprawiać wrażenie niezrozumiałej, przekombinowanej i mało przekonującej. Twórcy wpadają wtedy na zastawione przez siebie sidła, albowiem chcąc jeszcze bardziej skomplikować akcję produkcji tak naprawdę przedobrzają sprawę i wychodzi to strasznie nienaturalnie.  Koniec końców "Pakt" ukazuje nam potężną i skrupulatnie opowiedzianą historię, która niestety czasami próbuje przebić samą siebie co nie wychodzi jej na dobre.

Pod względem aktorskim produkcja HBO Polska prezentuje się naprawdę dobrze. Przede wszystkim mamy wiarygodnych, świetnie napisanych oraz prawdziwych bohaterów, dzięki którym opowieść staje się niezwykle przekonująca. Nasze postaci to mieszanka niezwykle ciekawych i rozmaitych osobowości, które świetnie się uzupełniają. Na pierwszym planie mamy oczywiście niestrudzonego dziennikarza śledczego, który stara się rozwikłać tajemnicę kryjącą się za oszustwami finansowymi. W tej roli mamy świetnego Marcina Dorocińskiego. Oprócz niego na pierwszym planie pojawiają się również: Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz, Witold Debicki oraz Anna Radwan. W pozostałych rolach występują: Edward Linde-Lubaszenko, Adam Woronowicz, Marcin Wojciechowski, Magdalena Boczarska, Marcin Perchuć oraz Alicja Dąbrowska. Dzięki doborowej obsadzie produkcja wypada bardzo dobrze pod względem aktorskim.

Od strony technicznej "Pakt" prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, rewelacyjną muzykę Łukasza Targosza oraz wyjątkowy klimat produkcji. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na efekty specjalne oraz świetną czołówkę wyjętą niczym z "Detektywa".

Reasumując "Pakt" to bardzo dobrze zrealizowany serial z rewelacyjną obsadą, świetnym wykończeniem oraz ciekawą i wciągającą historią. Niestety nie ustrzegł się błędów, które skutecznie sprawiają, że seria staje się mniej przekonująca i wiarygodna. Czasami twórcy niepotrzebnie komplikują fabułę produkcji, aby jeszcze bardziej ją zagmatwać co tylko wpływa na jej niekorzyść. Jednakże największym przewinieniem serii jest jej zamysł bazujący na norweskim oryginale. Gdyby to była historia wymyślona przez polskich twórców mógłbym przymknąć oko na niektóre rzeczy, ale gdy mam do czynienia z opowieścią w tak dużym stopniu podobną do oryginału to niestety nie mogę tego zrobić. Równie rozczarowujące okazuje się zakończenie serialu, które dosyć niemrawo i bez emocji kończy główny wątek produkcji. Koniec końców "Pakt" to dobry serial, ale nie bardzo dobry.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jeżeli ktoś myśli, że kiedy zostawia swoje ukochane zwierzaki w domu, one zajmują się wyłącznie tęsknotą za nim, cóż, jest w błędzie. Zwierzaki prowadzą swoje własne, osobne życie, pełne przygód, intryg i zabawy. A ich główne zmartwienie polega na tym, aby ludzie nie dowiedzieli się o ich sekretnych poczynaniach. Kiedy tylko zamykamy za sobą drzwi… wreszcie mogą być sobą.

gatunek: Animacja, Komedia
produkcja: USA
reżyseria: Chris Renaud, Yarrow Cheney
scenariusz: Cinco Paul, Ken Daurio, Brian Lynch
czas: 1 godz. 30 min.
muzyka: Alexandre Desplat
rok produkcji: 2016
budżet: 75 milionów $
ocena: 7,0/10










 
Kiedy nie ma nas w domu...

Zastanawialiście się kiedyś co porabiają wasze zwierzaki kiedy nie ma Was w domu? Choć to pytanie może wydawać się nieco dziwne, ale prawdę mówiąc nigdy nie wiadomo czego można się spodziewać po naszych kudłatych pociechach. W końcu wychodząc do szkoły czy do pracy zostawiamy ich samych w dużym domu, który teoretycznie przez ten czas jest wyłącznie do ich dyspozycji. Jak myślicie co przez ten czas robią? Leżą spokojnie, śpią i czekają na Was czy może korzystają z wolnej chaty i urządzają dzikie imprezy? Najnowszy film twórców "Minionków" ukazuje nam co mogą porabiać nasze zwierzaki kiedy nie ma nas w domu. Jesteście ciekawi?

"Sekretne życie zwierzaków domowych" to jedna z najbardziej wyczekiwanych animacji tego roku. Taki status bajce zapewnił ciekawy pomysł oraz seria intrygujących zwiastunów, które tylko podgrzały atmosferę wokół filmu. Zarówno duzi jak i mali czekali, aż produkcja wejdzie do kin, aby przekonać się czy rzeczywiście jest taka dobra jak ją zapowiadano. Pomysł na fabułę "Sekretnego życia zwierzaków domowych" okazał się niezwykle ciekawą i kuszącą propozycją, która dodatkowo wsparta zachęcającą kampanią reklamową sprawiła, że film stał się jednym z najbardziej pożądanych. Szkoda tylko, że będąc już po seansie nie jesteśmy w stanie mówić o animacji z takim samym entuzjazmem jak przed jej projekcją. Nie zrozumcie mnie źle. Ta bajka nie jest zła, ale nie jest też całkiem dobra. Jedynym jej poważnym atutem jest wyjściowa koncepcja produkcji, której twórcy tak naprawdę, w ogóle nie eksplorują. Owe sekretne życie naszych zwierzaków domowych okazuje się jedynie punktem odniesienia do filmu o przyjaźni, miłości oraz wspieraniu się nawzajem. Tak naprawdę produkcja nie ukazuje nam niczego nowego, ani oryginalnego, albowiem motywy te są zaczerpnięte z większości dobrze znanych nam już animacji. A więc o ile twórcy mieli ciekawy pomysł na bajkę to niestety kompletnie go nie wykorzystali idąc na totalną łatwiznę. Bardzo szkoda, że właśnie tak się stało, albowiem animacja mogła rzeczywiście okazać się jedną z najlepszych ostatnich lat. Niestety nie udało się. Ale nie jest to powód do rozpaczania, albowiem film ma w zanadrzu kilka innych pozytywów. Jednym z nich z pewnością jest niezwykle wartka i wciągająca fabuła, która nie pozwala nam się nudzić. Wydarzenia ekranowe przemijają szybko i bezboleśnie, a całość prezentuje się całkiem dobrze. Oprócz tego warto również zwrócić uwagę na szalone przygody naszych bohaterów, lekki i przyjemny wydźwięk produkcji oraz całą masę ekranowych zwierzaków, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Niestety duża ilość bohaterów sprawia, że bardzo ciężko jest dokładnie ich wszystkich nakreślić. Nie pomaga również wartka akcja, w której nie ma czasu na budowanie portretów psychologicznych postaci. To wszystko sprawia, że ekranowe sylwetki nie są zbyt dokładnie nakreślone i tak naprawdę ciężko szukać wśród nich silnych charakterów. No może oprócz Gidget i Snowball'a. Tak czy siak, animacja przede wszystkim nastawiona jest na akcję i w tej kategorii prezentuje się wyśmienicie.

Co do strony technicznej należy podkreślić, że mamy do czynienia z ładnymi animacjami i przyzwoitym dubbingiem. Nasi bohaterowi choć są słabo nakreśleni bez problemu są w stanie zdobyć nasze serca i sprawić, ze z zaciekawieniem będziemy śledzić ich losy. Oprócz tego animacja wypełniona jest po brzegi świetnym humorem oraz dużą ilością gier słownych dzięki, którym animacja wiele zyskuje i jest w stanie rozbawić zarówno tych dużych jak i małych.

Koniec końców "Sekretne życie zwierzaków domowych" choć nie jest filmem, którego wszyscy oczekiwali, to jednak jest w stanie zadowolić nas w pewnym stopniu. Przede wszystkim szkoda pomysłu na opowieść, słabo nakreślonych bohaterów oraz braku oryginalności. Nawiązania do innych bajek są bardzo widoczne, ale jeśli uda nam się przymknąć na nie oko okaże się, że produkcja wypełniona jest niezwykle warką akcją, szalonymi przygodami oraz całą masą humoru, które sprawią, że czas podczas oglądania animacji minie nam szybko i bezproblemowo. A sama bajka okaże się być niezwykle lekka, urocza i przystępna w szczególności dla dzieci. Nie będę ukrywał, że produkcja jest przeznaczona głównie dla naszych pociech dlatego jeśli osobom starszym nie przypadnie ona do gustu nic na to nie poradzę. Z tego co zaobserwowałem dzieci świetnie się na niej bawiły, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. :)


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Jake Epping czuje się wypalony i zagubiony. Jego była żona ułożyła sobie życie, jego uczniowie są zawsze rozkojarzeni, a powieść, którą planował napisać okazuje się fiaskiem. Wtedy właśnie jeden z jego najlepszy przyjaciół, Al Templeton, pokazuje mu króliczą norę, sekretny portal czasowy, który prowadzi do 1960 roku. Al prosi Jake'a o udanie się w przeszłość i stworzenie lepszego świata poprzez zapobieżenie zamachowi na życie prezydenta Kennedy'ego. Jake wchodzi do króliczej nory, by rozpocząć swoją misję, ale odkrywa, że zmiana przeszłości jest o wiele bardziej niebezpieczna niż mógłby to sobie wyobrazić.

twórca: Bridget Carpenter
oryginalny tytuł: 11.22.63
na podstawie: powieści "Dallas '63" Stephena Kinga
gatunek: Thriller, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 8
sezonów: 1
muzyka: Alex Heffes
zdjęcia: David Katznelson, Adam Suschitzky
produkcja: hulu
średnia ocena: 7,9/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Pokonać przeszłość

Co byście zrobili jeśli mielibyście okazję zmienić przeszłość? Zastanówcie się! Pobudźcie wyobraźnię! Znajdujecie na przykład w szafie portal czasowy, który przenosi was przykładowo do roku 1946 roku. Po wizycie w przeszłości dostrzegacie liczne możliwości polepszenia przyszłości. W tym przypadku największą z nich prawdopodobnie byłoby zabójstwo Adolfa Hitlera. Czy mając taką moc zdecydowalibyście się na ocalenie milionów ludzi przed niepotrzebną śmiercią oraz zapobiegli powstaniu tak niechlubnego wątku w dziejach ludzkości? Zadajcie sobie to pytanie i skonfrontujcie je z wyborem Jakea Eppinga, który posiadając taką  moc przenoszącą go do roku 1960 postanowił zapobiec zamachowi na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Jednakże jak się okazuje walka z przeszłością bywa niebezpieczna.

Stephen King to niemalże niewyczerpalne źródło adaptacji filmowych. Do tej pory mieliśmy okazję oglądać ponad trzydzieści ekranizacji jego powieści, a w następnych latach ma pojawić się ich jeszcze więcej. W czym tkwi sukces pisarza każdy wie, ale jak jest z filmami na podstawie jego książek? Z własnych doświadczeń mogę powiedzieć, że różnie. Raz lepiej, a raz gorzej co oczywiście jest całkiem normalne w przemyśle filmowym. Nie da się zawsze stworzyć dobrego filmu nawet jeśli się tego bardzo pragnie. Poza tym autor powieści zawsze jest jedynym twórcą swego dzieła, a w przypadku filmów jest całkiem na odwrót. Albowiem dany obraz tworzy sztab ludzi z reżyserem i scenarzystą na czele. Jednakże jeśli za przedsięwzięcie weźmie się ktoś w miarę kompetentny możemy otrzymać całkiem ciekawą produkcję. Czy właśnie tak jest z serialem stacji hulu "22.11.63"? Produkcja serwisu internetowego powstała na podstawie powieści wyżej wymienionego autora o tytule "Dallas '63". Tak jak filmowa adaptacja opowiada o postaci Jakea, który cofa się w czasie i próbuje zapobiec zabójstwu na prezydencie Kennedym. Brzmi intrygująco? Zapewne, albowiem w istocie "22.11.63" to serial z bardzo ciekawym pomysłem. Oczywiście nie mówię tu o jego powiązaniach z książką tylko o sposobie ukazania nam całej opowieści. Ten zaś jest bardzo świeży, lekki oraz pełen innowacji, które nieco inaczej ukazują nam niektóre zdarzenia znane z książki. Owe zmiany bardzo dobrze wpływają zarówno na odbiór jak i całkowity wydźwięk produkcji. Ale skupmy się już na samym serialu. Opowieść rozpoczyna się w obecnych czasach i momentalnie wciąga nas w wir wydarzeń zapoczątkowanych przekroczeniem przez Jakea tunelu czasowego. W mgnieniu oka uruchomiona zostaje lawina zdarzeń, która pochłania zarówno nas jak i naszego bohatera. Tak samo jak on jesteśmy nowi i nie wiemy co robić. To uczucie pozwala na jeszcze większą więź z serialowymi potyczkami naszej postaci, która musi pokonać przeszłość by naprawić przyszłość. Premierowy epizod to istna kwintesencja tego czym seria powinna być oraz czym po części była. Świetnie napisany, pełen napięcia, dramatu, akcji, zaskakujących zwrotów akcji oraz lekkości w sposobie prowadzenia opowieści. Oprócz tego diabelnie inteligenty, piekielnie zagmatwany i nieziemsko wciągający. Te wszystkie cechy są kwintesencją zarówno pierwszego jak i ostatniego epizodu. Co zatem z rozwinięciem serialu? Na tym polu ewidentnie można zauważyć spadek akcji, napięcia czy dramaturgii. Już drugi odcinek dostarcza dużo mniej emocji niż jego poprzednik, a dalej jest podobnie, albo nawet gorzej. Wydarzenia ekranowe lubią na zmianę niesamowicie nas ciekawić, albo okropnie nas nudzić. W środku sezonu produkcja ewidentnie straciła na głównym wątku, który strasznie mozolnie posuwa się na przód i nie jest w stanie przykuć naszej uwagi. Na ekranie panuje przestój, a my zaczynamy popadać w lekki manieryzm, albowiem to co wcześniej nas zachwyciło niemalże bezpowrotnie znikło. Fabuła zaczęła być strasznie rozleziona, a co za tym idzie w wielu przypadkach twórcy niepotrzebnie lali wodę, aby uzbierać odpowiedni czas ekranowy. To wszystko spowodowało, że ostatecznie rzecz biorą dla niektórych postaci zabrakło czasu, a ten z kolei przydałby im się do lepszego rozwinięcia ich wątków. Tak to postawiono na pierwszoplanowe postacie, a te będące nieco z boku jedynie lekko nakreślono i wrzucono do produkcji. Ja na przykład chętnie bym poznał ich losy, albowiem było w nich widać potencjał, który dobrze wykorzystany mógłby jeszcze wyżej wznieść serię. Nie pociesza nas również fakt, że od pewnego momentu serial zaczyna bardziej przypominać dramat miłosny, a nie thriller, albowiem nagromadzenie wątków miłosnych w niektórych momentach wręcz przytłacza główny wątek, który znika pod grubą powłoką romasu. Jeśli zaś chodzi o pierwszoplanową intrygę to trzeba przyznać, że została świetnie wykreowana. Jest bardzo drobiazgowa, rewelacyjnie rozplanowana krok po kroku oraz pełna niesamowitych zwrotów akcji, które potrafią napędzić produkcję nawet w momentach przestoju. Ukazuje nam szczegółowo zaplanowaną odsiecz dla prezydenta Kennedy'ego by ocalić jego życie. Widzimy jak wszystko zostało zaplanowane oraz jak szczegółowo możemy wejść w wydarzenia lat 60. dzięki rozmaitym badaniom na temat tej tragedii. No, ale żeby ocalić prezydenta trzeba wiedzieć kto to zrobił. Jak się nie ma pewności to trzeba ją zdobyć. Na tym właśnie polega cały haczyk, że do końca nic nie jest pewne, a my musimy zbadać każdy nawet najmniejszy trop by mieć 100% pewność. Do tego dochodzi jeszcze sam fakt, że przeszłość nie chce być zmieniana i robi wszystko, aby utrudnić nam to zadanie. Niespotykane dotąd tego rodzaju zagranie okazało się strzałem w dziesiątkę, albowiem nic nie powinno udawać się tak po prostu, a więc czemu przeszłość miałaby dać się zmienić tak łatwo? Ciekawie prezentują się również liczne koniunkcje bohaterów oraz przypadkowość w ich spotkaniach, które okazują się być czymś więcej niż przepadkiem, a nawet więcej niż przeznaczeniem. Fabułę cechuje wiele pozytywnych aspektów, ale niestety znajdą się również te negatywne, które nieco przyćmiewają tą lepszą stronę produkcji. Szkoda czasu poświęconego na nie to co trzeba oraz rozwodnienia fabuły, która zasługiwała na znacznie ciekawsze poprowadzenie. Na szczęście wielkiej tragedii nie ma, ale niesmak pozostaje.

Bohaterowie to jeden z mocniejszych elementów produkcji. Dzięki świetnie napisanym i zagranym postaciom serial wiele zyskuje. Jest bardziej wiarygodny, intrygujący oraz pełen zaskakujących zwrotów fabularnych. Nigdy nie wiadomo do czego posunie się jedna z naszych postaci, ani jaki będzie jej następny ruch. Cechuje je tajemniczość oraz ciekawość związana z Jakem – główną postacią, która wyraźnie odstaje od całej reszty i nie do końca wpisuje się w realia lat 60-tych. Na pierwszym planie mamy świetnego Jamesa Franco, któremu bardzo dobrze udaje się ukazać rozdartego wewnętrznie nauczyciela pomiędzy zleconym zadaniem, a kwitnącą miłością. Zaraz obok niego znajduje się Sarah Gadon jako przepiękna Sadie Dunhill, George MacKay jako Bill Turcotte oraz Daniel Webber jako Lee Harvey Oswald. W obsadzie znaleźli się również: Chris Cooper, Cherry Jones, Kevin J. O'Connor, Lucy Fry, Jonny CoyneNick Searcy, T.R. Knight, Josh Duhamel oraz Tonya Pinkins. Wszyscy świetnie się spisali.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia, ciekawą muzykę, dobre efekty oraz oryginalny klimat. Nie brakuje w opowieści napięcia, dramatu czy też miłości. Oprócz tego mamy świetne kostiumy, rewelacyjne scenografie oraz zapadającą w pamięć wyjątkową aurę lat 60. które potrafią nas niesamowicie urzec.

Serial "22.11.63" na podstawie prozy Stephena Kinga zapowiadał się naprawdę obiecująco. Niestety nie wszystko twórcom wyszło jak należy. Przede wszystkim są to: ciągle zmieniająca się akcja produkcji, nieco rozwleczona fabuła oraz brak poszanowania dla drugoplanowych postaci.  Na szczęście główna intryga ratuje serial tak samo jak postacie, wykończenie oraz pierwszy i ostatni odcinek, które kumulując w sobie to co w serii najlepsze dostarczają nam wybornych emocji oraz poruszającego zakończenia całej opowieści, podczas którego naprawdę można uronić kilka łez. Głównie za te elementy moja ocena rośnie, w górę, ale niestety nie zapomnę o tym co można było zrobić lepiej.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.