Snippet

Pitbull: Ostatni pies

Kiedy ginie Soczek, partner Majamiego, policjanci z wydziału terroru rozpoczynają dochodzenie. Schwytanie sprawcy uważają nie tylko za swój obowiązek, ale też punkt honoru. Niestety, wydział jest przetrzebiony zmianami organizacyjnymi i zwolnieniami. W tej sytuacji, aby stawić czoła gangsterom, stołeczny komendant ściąga do Warszawy rozproszonych po prowincji, doświadczonych policjantów. W stolicy pojawiają się Despero, Metyl oraz – prosto z Waszyngtonu – Nielat, zwany obecnie Quantico. Tymczasem w walce o dominację nad miastem, toczonej między gangami z Pruszkowa i Wołomina, pojawia się trzeci, znaczący gracz – Czarna Wdowa...

gatunek: Sensacyjny
produkcja: polska
reżyseria: Władysław Pasikowski
scenariusz: Władysław Pasikowski
czas: 2 godz.
muzyka: Radosław Łuka
zdjęcia: Maciej Lisiecki
rok produkcji: 2018
budżet: 37 milionów $
ocena: 7,5/10















Pitbull jakby pies


Pitbull to jedna z niewielu polskich marek, która może pochwalić się niesłabnącą popularnością. Choć jeszcze nie tak dawno temu o żadnej franczyzie nie było mowy tak teraz można już bez zbędnych wątpliwości uznać to za serię. Początki sięgają aż do 2005, kiedy to Patryk Vega nakręcił pierwszą część, by następnie przekształcić ją w trzy sezonowy serial. Następnie powrócił w 2016 roku i okazało się, że taka reaktywacja miała sens (w sensie pieniężnym). Teraz jednak to nie Patryk, a Władysław Pasikowski przejął pałeczkę Pitbulla. Jak więc prezentuje się "Ostatni Pies"?

Po śmierci jednego z policjantów detektywi wszczynają śledztwo w sprawie gangów mafijnych. W roli infiltratora umieszczają Despero, który ma za zadanie rozwiązać tajemniczą śmierć. Jednakże wkrótce sprawy przybierają na sile i zagadka staje się coraz trudniejsza, a rola podwójnego agenta coraz bardziej niebezpieczna. Czy naszemu bohaterowi uda się dowieść prawdy? Aby wszystko było jasne, jeszcze raz powtórzę, że tej części nie reżyseruje Patryk Vega tylko Władysław Pasikowski. Po serii nieporozumień Patryk musiał pożegnać się z Pitbullem, a więc na szczęście kto inny zajął się jego realizacją. Niestety, ale ostatnie dokonania Vegi to istna porażka. Jego Pitbulle to chyba jedyne filmy, które trzymają jakiś poziom. Niestety z tym też jest różnie. O ile "Nowe porządki" okazały się bardzo pozytywnym zaskoczeniem, tak "Niebezpieczne kobiety" to już zmierzanie do typowej dla Patryka Vegi pulpy. Jednakże to jeszcze nie ten poziom co "Botoks" i "Kobiety mafii". Tam jest jeszcze gorzej. I właśnie dlatego wahałem się przed seansem "Ostatniego psa" czy na pewno chcę ryzykować kolejną wtopę. Ku mojemu zaskoczeniu bardzo szybko przekonałem się jak bardzo, się myliłem. WŁADYSŁAW PASIKOWSKI – REŻYSERIA i SCENARIUSZ. Zapamiętajcie to sobie, bo właśnie tyle potrzebujecie, żeby wybrać się na film bez zbędnych obaw o utratę zdrowia psychicznego. To, co przede wszystkim wyróżnia "Ostatniego psa" to jego struktura, która w końcu nie przypomina kalejdoskopu pomyłek. Mamy wstęp, rozwiniecie i zakończenie. Wszystko jest na swoim miejscu i akcja bez żadnych problemów zmierza z punktu A do punktu B. Początek jest intrygujący, wciągający i pełen napięcia. Potrafi nas w momencie przykuć do ekranu i pozwolić z marszu zainteresować się ukazanymi wydarzeniami. Dalej jest jeszcze lepiej, albowiem produkcja bardzo sprawnie, ale bez chaotycznych zabiegów zmierza ku głównemu wątkowi. Ten zaś okazuje się wyjątkowo ciekawy i wciągający. Przede wszystkim mamy do czynienia z dobrze skonstruowaną historią, która wsparta porządnie napisanym scenariuszem jest w stanie nam zapewnić opowieść na wysokim poziomie. Główny wątek obrazu to bardzo dobrze poprowadzona intryga, która ciekawi, zaskakuje i szokuje. Czasem zdarza się jej złapać zadyszkę i niewielkie przestoje, ale koniec końców nie ma tragedii. Oprócz pierwszoplanowej intrygi mamy również kilka wątków pobocznych, które świetnie uzupełniają nie tylko samą opowieść, ale również poszczególnych bohaterów i ich historię. Dzięki nim możemy się dowiedzieć kilku ciekawych informacji, które istotnie wzbogacają fabułę widowiska. Ponadto twórca nie zapomina w trakcie trwania obrazu o jakimś napomkniętym wątku czy też niewyjaśnionej sprawie. Stara się wszystko doprowadzić do końca, najlepiej jak potrafi. Takim sposobem, nawet jeśli mamy wrażenie, że coś nie zostało jeszcze wyjaśnione, reżyser na samym końcu doprowadza to do końca tak, aby wszystko miało sens, było spójne i zrozumiałe przez wszystkich. Jednakże scenariusz nie jest wbrew pozorom tak oczywisty. Uknuta przez twórcę intryga jest przede wszystkim zawiła i niejednoznaczna w dużej mierze, aby nie dało się wszystkiego od razu przewidzieć. Stąd też płynie czysta przyjemność z podążania za wydarzeniami ekranowymi. To ten typ filmu, po którym nie do końca wiadomo czego się spodziewać i który może nas zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie. Oczywiście zdarza się nam raz czy dwa wpaść zawczasu na rozwiązanie niektórych wątków, ale koniec końców nie sprawia nam to tak dużego zawodu. Jedną z moich większych obaw był stosunek tej części to pozostałej reszty (oczywiście nie do oryginału). Bałem się, że film ten będzie w pewnym stopniu oderwany od rzeczywistości poprzednich "Pitbullów" tak jakby wręcz negował ich istnienie. To by było bardzo niefajne, ale na szczęście tak się nie stało. Twórca w bardzo sprytny sposób załatwił całą sprawę, nie musząc nawet pokazywać żadnego z bohaterów. To, co zrobił to po prostu kilkakrotne słowne wspomnienie postaci takich jak: Gebels, Majami czy Cukier, by zaspokoić nasze obawy. Co ciekawe wbrew pozorom cała fabuła obrazu to pokłosie wydarzeń z "Niebezpiecznych kobiet". Jednakże dzięki sprawnej reżyserii i dobremu scenariuszowi twórca potrafi wykreować przekonujący i wiarygodny świat, który rozbraja nas klimatem oraz swoją szczerością. To kino gangsterskie pełną parą. Bez przaśnych dodatków, żałosnej jakości żartów i przesadnej brutalności dla wzmocnienia "wrażeń". To przede wszystkim rewelacyjne napięcie, perfekcyjnie zbudowana dramaturgia oraz historia, która sama w sobie jest ciekawa. Nie potrzeba jej miliona innych wątków ani zwrotów akcji co minutę, żeby zaspokoić widza. Bo to właśnie rzetelne budowanie opowieści, jej klimatu i postaci jest najważniejsze. Oczywiście jak już wspomniałem, zdarzają się potyczki, do ideału mu daleko, jednakże to wciąż produkt wysokiej jakości.

Zaraz po fabule naszą uwagę przyciągają aktorzy oraz odgrywane przez nich postacie. Doborowa obsada oraz świetny scenariusz załatwiają sprawę na dzień dobry. Przede wszystkim mamy świetnie nakreślonych bohaterów, którzy są ciekawi, a zarazem tajemniczy. Mają swoje własne dylematy i problemy, ale nie boją się zadziałać, gdy jest taka potrzeba. Przede wszystkim to sylwetki z krwi i kości, dzięki czemu możemy w jakiś sposób odnieść się do ich poczynań bądź też nawet w pewnym stopniu utożsamić. Są wiarygodni i nie na wskroś przerysowani. Na pierwszym planie mamy fenomenalnego Marcina Dorocińskiego, który całą obsadę także poprzednich części zjada na śniadanie. Jest piekielnie przekonujący w roli podwójnego agenta, a przy okazji potrafi również oddać mnóstwo rozmaitych emocji, które w danym momencie targają jego postacią. Świetnie wypadają również Krzysztof Stroiński jako Metyl i Rafał Mohr jako Quantico. Równie dobrze prezentuje się Jacek Król jako Kowal, Adam Woronowicz jako Junior, a także Cezary Pazura jako Gawron. W końcu gra jak należy. Ponadto w obsadzie znaleźli się Marian Dziędziel, Agnieszka Kawiorska, Izabela Kuna i Michał Kula. Kontrowersją odbił się kasting Dody (Doroty Rabczewskiej) w jednej z głównych ról. Tu rzeczywiście można było mieć obawy co do jej aktorstwa, jednakże koniec końców wyszła obronną ręką. Zagrała, najlepiej jak potrafiła, czyli zagrała praktycznie samą siebie. Może i wypada najsłabiej z całej obsady, to jednak bynajmniej nie jest czynnikiem, który uprzykrza nam odbiór seansu.

Stronie technicznej nie ma co do zarzucenia. To świetnie zrealizowany obraz. Dobre zdjęcia, klimatyczna muzyka, zróżnicowana scenografia, kostiumy oraz wiarygodne efekty specjalne. To, co przede wszystkim nas uderza to wyśmienity klimat, który rewelacyjnie wpasowuje się w tę opowieść. Jest odrobinę mroczny, tajemniczy, nieoczywisty i gęsty. Ten film ma po prostu swoją duszę. Świetnie sprawuje się również napięcie i budowana dramaturgia, ale także odrobina humoru znajduje w filmie swoje miejsce.

"Pitbull: Ostatni pies" w reżyserii Władysława Pasikowskiego to Pitbull, na jakiego zasługiwaliśmy. Ciekawa i wciągająca fabuła, rewelacyjne aktorstwo i świetne wykończenie. Co prawda zdarzają się mu potyczki i przestoje, ale koniec końców seans jest w stanie zapewnić nam nie tylko świetną rozrywkę, ale również wiarygodną i rzetelnie opowiedzianą historię, która ma wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Ponadto posiada stopniowo budowaną dramaturgię, liczne zwroty akcji no i zawiłą intrygę, którą się świetnie ogląda. Innymi słowy, bardzo dobre rasowe kino.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz