Snippet
Korea, lata 30. XX wieku. Oszust z nizin społecznych postanawia podstępem rozkochać w sobie piękną Japonkę – dziedziczkę wielkiej fortuny – aby przejąć jej majątek. W tym celu umieszcza w jej najbliższym otoczeniu tytułową służącą – posłuszną sobie naciągaczkę, która ma zaskarbić względy milionerki i stać się jej zaufaną powiernicą. „Służąca” to opowieść o trójkącie miłosnym, pożądaniu, seksualnych fantazjach i wyrafinowanej zemście. Widziana z różnych perspektyw intryga z minuty na minutę diametralnie się zmienia, zmierzając ku przewrotnemu finałowi.

gatunek: Dramat, Thriller, Erotyczny
produkcja: Korea Południowa
reżyser: Chan-wook Park

scenariusz: Seo-Gyeong Jeong, Chan-wook Park
czas: 2 godz. 24 min.
muzyka: Yeong-wook Jo
zdjęcia: Chung-hoon Chung
rok produkcji: 2016
budżet: 8,8 milionów $
ocena: 9,0/10














Służba nie drużba


"Złodziejka" to powieść z 2002 roku napisana przez Sarę Waters. Osadzona w realiach wiktoriańskiej Anglii opowiada złożoną historię niezwykle intrygującego trójkąta miłosnego, który wymyka się spod kontroli. Książka doczekała się ekranizacji telewizyjnej oraz przedstawienia teatralnego. Jednakże sztuka Sary Waters posiada znacznie większy potencjał, który postanowił wykorzystać twórca "Oldboya" oraz amerykańskiego "Stokera" czyli Parka Chan-wooka.

Sook-hee to młoda złodziejka, która dostaje specjalne zadanie od swojego znajomego – Hrabiego Fujiwara. Ma przyjąć pracę służącej u panny Hideko, która mieszka w ogromnym dworze wraz ze wszystkimi możliwymi udogodnieniami. Jej zadaniem jest pchnąć ją do małżeństwa z hrabią, aby ten mógł przejąć jej niewyobrażalnie wielki majątek. Z początku wszystko idzie zgodnie z planem. Niestety kiedy całość zaczyna się coraz bardziej komplikować sprawy wymykają się spod kontroli. Wtedy już niczego nie można być pewnym... Pierwsza rzecz która zdecydowanie nas zachwyci podczas oglądania obrazu to zaskakująco dobrze przeniesiony klimat wiktoriańskiej Anglii w realia lat 30. XX wieku w Korei. Wydawać by się mogło, że zabieg tego typu okaże się niemożliwy do zrealizowania, ale ku naszemu zaskoczeniu reżyser świetnie sobie radzi z podmienianiem tła historycznego. Co ciekawe wyszło mu to tak dobrze, że w istocie można by pomyśleć, że całość została w oryginale stworzona pod filmową adaptację. Z kolei fabuła obrazu Parka Chan-wooka to istna orgia w trzech aktach. Już z samego początku reżyser z niezwykłą gracją oraz wdziękiem wprowadza nas w tę szalenie wciągającą opowieść i bez najmniejszego problemu udaje mu się nas uwieść zgrabną narracją, rozwijająca się intrygą, tajemnicą oraz niezwykle ciekawymi bohaterami. Ale to dopiero początek. Im dłużej film trwa tym coraz ciekawszy się staje. Główna w tym zasługa iście wybornego scenariusza, który w rewelacyjny sposób przeprowadza nas przez kolejne epizody opowieści. Jest niesamowicie szczegółowy, bardzo złożony oraz dopracowany na ostatni guzik. Wszystko w nim jest od początku do końca precyzyjnie przemyślane oraz zaplanowane. Oglądając produkcję bardzo łatwo to dostrzec, albowiem gdyby nie jego staranność i drobiazgowość cała opowieść posypałaby się już w drugim akcie. Dzięki niemu fabuła obrazu jest tak intrygująca, tak zaskakująco wciągająca oraz tak niesamowicie zagmatwana. Wydarzenia ekranowe zostały podzielone na trzy części, z których każda posiada osobną i całkowicie różniącą się narrację. Tym zabiegiem reżyser daje nam możliwość obejrzenia wcześniejszych zdarzeń z całkiem innej, niezwykle świeżej perspektywy. Ale to nie wszystko. Niezwykle ujmująca okazuje się jeszcze tajemnica oraz mrok opowieści, które wprowadzają do niej niepokój oraz grozę. Wiele rzeczy przez długi czas pozostaje dla nas tajemnicą przez co historia staje się jeszcze ciekawsza i bardziej wciągająca, albowiem chęć poznania prawdy jest dla nas niesłychanie ważna. Dzięki umiarkowanemu odkrywaniu przed nami kolejnych informacji produkcja dosłownie przykuwa nas do fotela kinowego i nie pozwala nam się ruszyć  ani a krok, aż do samiutkiego końca. Duża w tym zasługa rewelacyjnie napisanych postaci, które równie mocno są w stanie przyciągnąć naszą uwagę oraz sprawić, że z wypiekami na twarzy będziemy śledzić ich kolejne poczynania. Oprócz tego należy również zwrócić uwagę na niezwykle śmiały oraz kontrowersyjny wydźwięk produkcji, która nie stroni od ukazywania nagości, odważnych scen erotycznych, poruszania zagadnień homoseksualności oraz sprośnych obrazów bądź tekstów. Muszę pochwalić reżysera, że udało mu się zachować niesłychaną równowagę pomiędzy tymi wszystkimi aspektami dzięki czemu to opowieść jest w filmie najważniejsza, a nie cała ta erotyczna otoczka, która owszem jest ważnym elementem fabuły, ale nie na tyle by być wyniesiona ponad wszystko. A trzeba przyznać, że do przekroczenia tej granicy niewiele brakowało, albowiem nagromadzenie oraz siła z jaką reżyser ukazuje nam kontakt fizyczny pomiędzy postaciami mógł przeważyć nad znacznie ważniejszą oraz delikatniejszą rzeczą jaką jest fabuła obrazu. Niemniej jednak trzeba przyznać, że sceny dodają historii odrobinę charyzmy oraz pikanterii dzięki czemu jest w stanie wywołać na nas niemałe wrażenie. Warto również zawrócić uwagę na niesłychanie lekką oraz zgrabną narrację, która sprawia, że oglądanie produkcji to istna przyjemność. Park Chan-wook urzeka nas swoją gracją oraz wyrafinowaniem dzięki czemu jego film jest niezwykle emocjonalny. Do tego wszystkiego jest również filmem zaskakująco prostym i bezproblemowym w odbiorze co z pewnością niejednego zdziwi.

Jednakże "Służąca" to również niezwykle dopracowana opowieść pod względem charakteryzacji postaci. Przede wszystkim mamy fenomenalnie nakreślonych bohaterów, którzy następnie są bezbłędnie sportretowani przez wyśmienitych aktorów. Filmowe sylwetki to niezwykle intrygujące oraz tajemnicze osobowości, które na pierwszy rzut oka wydają się być niezwykle prostolinijne, kiedy tak naprawdę skrywają swoje drugi oblicze. Ich dwoistość jest niesłychanie pociągająca dzięki czemu im bardziej zagłębiamy się w opowieść tym coraz lepiej poznajemy naszych bohaterów  i uświadamiamy sobie, że tak naprawdę nic o nich nie wiemy. To ciągłe odkrywanie jest niezwykle fascynujące oraz niesamowicie pochłaniające. Na pierwszym planie mamy fenomenalną Min-hie Kim jako Hideko, rewelacyjną Tae-ri Kim jako Sook-hee oraz świetnego Junga-woo Ha jako Hrabię Fujiwara. Postacie te tworzą zaskakujący nas na każdym kroku trójkąt, który z czasem zaczyna być niezwykle toksyczny. Na ekranie pojawiają się również Jin-woong Jo jako wujek Kouzuki oraz Hae-suk Kim jako panią Sasaki. Obsada spisał się fenomenalnie i nie można jej absolutnie niczego zarzucić.

Niesamowite wrażenie wywołuje na nas również niesłychany rozmach z jakim wykonano produkcję. Świetna muzyka, ciekawe zdjęcia, przepiękne krajobrazy, świetny montaż oraz efekty specjalne. Nie należy zapominać również o rewelacyjnych kostiumach, wybornej charakteryzacji oraz przepięknej scenografii. Urzekający jest również wyjątkowy klimat produkcji. W opowieści oprócz grozy, tajemnicy oraz mroku nie zabraknie również lekkości, wyrafinowania oraz odrobiny humoru.

"Służąca" Parka Chan-wooka to doprawdy wybitne dzieło, obok którego nie można przejść obojętnie. Przede wszystkim ze względu na fenomenalną fabułę, genialnie zarysowaną pierwszoplanową intrygę, perfekcyjne nakreślone postaci, wybitne aktorstwo oraz rewelacyjne wykończenie. Do tego dochodzi jeszcze niezwykle mocny i emocjonalny przekaz oraz liczne poruszanie kontrowersyjnych tematów. Natomiast sam obraz ku naszemu zdziwieniu jest niezwykle delikatny, wyrafinowany oraz zaskakująco przyjemny w odbiorze. Choć reżyseria "Służącej" przyczyniła się do znalezienia się Parka Chan-wooka na czarnej liście reżyserów prezydenta Korei Południowej, to sądzę jednak, że twórca niczego nie żałuje, albowiem jego najnowszy obraz dosłownie zwala z nóg.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70-tych. Główny bohater filmu, Janusz Jasiński, jest młodym porucznikiem milicji. Po kolejnych niepowodzeniach śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet, zostaje mianowany nowym szefem grupy dochodzeniowej. Stara się zrobić wszystko, by wykorzystać życiową szansę i złapać seryjnego mordercę. Jak wiele będzie w stanie poświęcić dla śledztwa? 

gatunek: Kryminał, Thriller, Psychologiczny
produkcja: Polska
reżyser: Maciej Pieprzyca

scenariusz: Maciej Pieprzyca
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Paweł Dyllus 
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 7,5/10












Jak to jest być Wampirem?


Ostatnimi czasy na ekranach naszych kin pojawiło się całkiem sporo polskich produkcji kryminalnych. W zasadzie nie powinno być w tym nic dziwnego. Kryminał to bardzo popularny i zawsze na czasie gatunek tak więc nigdy się nikomu nie znudzi. Jednakże zastanawiam się teraz czy to jego uniwersalność czy najzwyklejszy w świecie kaprys sprawił, że przez Polskę przewija się właśnie fala niosąca całe mnóstwo filmów z tego gatunku. Nie tak dawno przecież mieliśmy możliwość oglądać "Prostą historię o morderstwie". Ale wbrew moim wcześniejszym wątpliwościom wychodzi na to, że to nie kaprys, a raczej świadome działanie, albowiem tylko takie kojarzy nam się z produkcją na poziomie.

Maciej Pieprzyca w swoim autorskim filmie zabiera nas w świat Wampira z Zagłębia, który terroryzował Polskę od lat 70-tych mordując kobiety. W różnym wieku, rozmaitej budowy oraz o odmiennym wyglądzie. Poprzez swoje czyny stał się zmorą policji, która pomimo usilnych starań nie była w stanie go złapać. Teraz dochodzenie przejmuje młody i niedoświadczony Janusz Jasiński. Ku zaskoczeniu wszystkich udaje mu się zmotywować zespół i wprowadzić wiele nowych i niekonwencjonalnych metod, które według niego pomogą mu złapać zabójcę. Jednakże z czasem okazuje się, że cała ta sprawa zdaje się przerastać naszego bohatera. Czy uda mu się doprowadzić śledztwo do szczęśliwego końca? To pytanie pozostanie z nami, aż do samego końca omawianej produkcji, albowiem tak naprawdę reżyser ciągle odmawia nam ukazania prawdziwego oblicza śledztwa co w rezultacie czyni je jeszcze ciekawszym. Jednakże zaczynając od samego początku muszę przyznać, że reżyser z niezwykłą gracją oraz wdziękiem wprowadza nas w fabułę swojego filmu. Nie ma znaczenia czy jest się ekspertem w sprawie wampira czy może tak jak ja nie ma się o nim żadnego pojęcia. To bez znaczenia, albowiem twórca na wstępie całkiem sprytnie i bezboleśnie wyposaża nas w całą masę wartościowych informacji, które pomagają nam z łatwością zagłębić się w fabułę obrazu. Choć z czasem dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę to była całkiem zbyteczna wiedza to i tak nie ma to dla nas znaczenia, albowiem przyswoiliśmy ją bez większych problemów. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się sylwetki naszych bohaterów, które okazują się być szalenie fascynujące. Oczywiście nie oznacza to, że reżyser potraktował jedno z najsłynniejszych śledztw w kraju po macoszemu. Wręcz przeciwnie. To właśnie nasi bohaterowie są głównym katalizatorem przebiegu całego dochodzenia co czyni oba te aspekty szalenie ważnymi dla zrozumienia całości. Fabuła obrazu ukazuje nam niezwykle intrygującą, bardzo wciągającą oraz niezwykle zaskakującą historię, która momentalnie nas pochłania. Przede wszystkim ze względu na bardzo zawiłą i skomplikowaną intrygę wiążąca się ze złapaniem wampira. Twórca bardzo profesjonalnie podchodzi do całej sprawy dzięki czemu ukazuje nam całość w najdrobniejszych szczegółach, abyśmy mogli przeanalizować każdy skrawek informacji w poszukiwaniu prawdy. Jednej i najważniejszej informacji, która naprowadzi nas na jakikolwiek ślad naszego przestępcy. Z samego początku jest dosyć łatwo. Choć może wam się to wydawać dziwne to w istocie tak jest. Choć tropienie mordercy nie idzie naszemu bohaterowi najlepiej to i tak w porównaniu do tego co ma nastąpić później wydaje się być bułką z masłem.  Albowiem w tym przypadku mamy do czynienia z całkiem innym modelem przebiegu śledztwa. Z reguły początek jest najtrudniejszy, albowiem od czegoś trzeba zacząć. Później jest coraz łatwiej, albowiem zbliżamy się coraz bliżej do prawdy i całość zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu końcowi. Jednakże w naszym przypadku jest całkiem odwrotnie. Im dłużej trwa śledztwo tym coraz bardziej zawiłe i nieoczywiste się staje. Sprawy nie polepsza również podejrzany w tej sprawie, który budzi poważne wątpliwości. Wszystko sprowadza się do tego, że zamiast czynić postępy całe dochodzenie tak naprawdę cofa się do tyłu i pokazuje jak bardzo zboczyło z zawczasu ustalonego kierunku. Ukazane nam zostają nie tylko mechanizmy jakie wtedy funkcjonowały, ale również obyczaje PRL-u, który tak jak nasi bohaterowie jest prawowitą postacią całej opowieści. Twórca ukazuje nam również, że wprawiona w ruch machineria nie da się tak łatwo zatrzymać przez co jedyną możliwą opcją jest za nią podążać. Na dobre i na złe. Wbrew wszelkim przeciwnościom. Tylko wtedy da się uniknąć katastrofy. Co ciekawe owa metoda działa, ale jak się później okazuje ma swoje skutki uboczne, które zdają się przeważać nad jej wszystkimi zaletami. Trzeba przyznać, że reżyser w iście rewelacyjny sposób przedstawił nam przebieg całego dochodzenia wraz ze szczegółowym nakreśleniem postaci oraz niezwykle intrygującym i szokującym procesem sądowym, który powinien położyć kres całej tej szopce. To właśnie w filmie cenię najbardziej. Jego niezwykły przekaz, masę szokujących zwrotów akcji, grozę, niepewność oraz nieodstępujące nas na krok uczucie wątpliwości co do całego dochodzenia jak i sugerowaną przez twórcę potrzebę kwestionowania wszystkiego co widzimy. Zastanowić się nad tym podwójnie, aby rozważyć wszystkie za i przeciw. Niestety opowieść posiada również kilka pobocznych wątków, które nie zawsze są w takim stopniu intrygujące jak pierwszoplanowa intryga. Oprócz tego lubią nieco spowalniać tempo obrazu oraz odwracać od niej naszą uwagę. Jednakże koniec końców nie stanowią większego problemu dla świetnie skonstruowanej i ukazanej fabuły.

Jednym z najważniejszych elementów produkcji są jej bohaterowie, albowiem tak naprawdę na nich opiera się cała opowieść jak i pierwszoplanowa intryga. To oni są katalizatorem wszystkich wydarzeń ekranowych i to oni są sprawcami całego zamieszania związanego ze śledztwem w sprawie wampira. Kluczowa dla opowieści jest postać Janusza, na której barkach spoczywa cała historia. Ten młody i pełen pomysłów człowiek cechuje się wielkim zaangażowaniem, kreatywnością oraz oddaniem dla sprawy, które okazują się kluczowe na samym początku. Jednakże im dalej nasza postać zagłębiała się w sprawę tym bardziej się w niej zatraca. Owe dochodzenie dosłownie ją pochłania co powoduje wiele niepożądanych skutków ubocznych. Ale nie tylko to jest fascynujące. Zagadką również pozostaje niecodzienna więź pomiędzy detektywem, a jego głównym podejrzanym. Ta niezwykła anomalia nie miała prawa istnieć, a jednak jakoś utworzyła się pomiędzy tą dwójką. Takich niuansów w opowieści jest znacznie więcej, gdyż jest to niezwykle rozbudowana opowieść. W pierwszoplanowych rolach mamy rewelacyjnego Mirosława Haniszewskiego, który po prostu został stworzony do roli Janusza. Zaraz obok niego pojawia się rewelacyjny Michał Żurawski, bardzo dobry Tomasz Włosok, całkiem niezły Piotr Adamczyk, świetna Magdalena Popławska oraz fenomenalna Agata Kulesza, która pomimo roli drugoplanowej jest w stanie w kilka sekund skraść dla siebie cały ekran. Oprócz nich pojawili się również: Cezary Kosiński, Ryszard Zapała oraz Karolina Staniec. Oczywiście mamy jeszcze Arkadiusza Jakubika, aczkolwiek jego rola w filmie jest raczej trzeciorzędna. Tak czy siak obsada spisała się rewelacyjnie dzięki czemu opowieść jest taka wiarygodna.

Strona techniczna produkcji również prezentuje się całkiem dobrze, aczkolwiek do niej mam poważniejsze zastrzeżenia. Zaczynając jednak od pozytywów wymienię ciekawe zdjęcia, rewelacyjne kostiumy, genialną scenografię, charakteryzację itp. które sprawiły, że oglądając obraz mamy wrażenie obcowania z prawdziwym obrazem PRL-owskiej Polski. Natomiast moje zastrzeżenia kieruję w stronę topornego montażu, nie zawsze wpasowującej się w aurę obrazu muzyki oraz nie dokładnie nakreślonego klimatu produkcji.


"Jestem mordercą" to świetnie napisany, zekranizowany oraz zagrany kryminał, który się bardzo dobrze ogląda. Nawet nie spostrzeżemy kiedy minęły nam dwie godziny podczas oglądania seansu. To wszystko za sprawą wciągającej opowieści, intrygującego i nietuzinkowego dochodzenia oraz fenomenalnie napisanych postaci. Niestety obraz ma problem z wątkami pobocznymi oraz nie do końca przekonującym wykończeniem. Ale niestety największym problemem obrazu jest jego toporny wydźwięk. Produkcji często brakuje lekkości, gracji oraz tak zwanego wyluzowania. Większość zdarzeń rozgrywa się raczej w gęstej i napiętej atmosferze, która źle wpływa na odbiór obrazu. Niestety, ale jest to również wina topornego montażu, jak i nie zawsze dopasowanej muzyki. Szkoda, że poprzez niedopracowanie pewnych szczegółów obraz sporo na tym traci, ale dzięki świetnemu scenariuszowi i reżyserii Macieja Pieprzycy bez problemu jest w stanie się obronić.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Schyłek drugiej wojny światowej. Armia amerykańska toczy ciężkie walki z Japończykami o każdy skrawek lądu na Pacyfiku. Strategicznym celem jest wyspa Okinawa, której zdobycie może oznaczać ostateczną klęskę Japonii. Wśród setek tysięcy amerykańskich żołnierzy trafia tu Desmond T. Doss, sanitariusz, który ze względu na przekonania odmówił noszenia broni. Traktowany z nieufnością, oskarżany o tchórzostwo, wkrótce udowodni jak bardzo się wobec niego mylono. Podczas najcięższych starć, wielokrotnie ryzykując życiem, wydostaje z ognia walki ponad 70 rannych żołnierzy. Tak rodzi się legenda bezbronnego bohatera.
  
gatunek: Dramat
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: Mel Gibson
scenariusz: Robert Schenkkan, Andrew Knight
czas: 2 godz. 11 min.
muzyka: Rupert Gregson-Williams
zdjęcia: Simon Duggan
rok produkcji: 2016
budżet: 40 milionów $
ocena: 8,5/10








 
Nowe oblicze bohaterstwa

Wojna to straszna rzecz. Nie ma z niej żadnego pożytku. Nawet wtedy gdy odnosi się zwycięstwo zawsze są jakieś straty. Dlatego tak bardzo podziwiamy osoby, które walczyły w wojnach, albowiem są one dla nas przykładem niezwykłego męstwa i odwagi. Niejeden film opowiadał już o bohaterskich wyczynach żołnierzy walczących na froncie. Ukazywano nam w nich ich niezłomność, oddanie dla sprawy oraz poświęcenie. Albowiem to właśnie dzięki nim możemy żyć w przypuszczalnie wolnym i bezpiecznym świecie. Jednakże okazuje się, że przez cały ten czas nie docenialiśmy dokonań całkiem innej grupy. Równie odważnych, albo nawet odważniejszych ludzi niż żołnierze. Ten film jest właśnie o jednym z nich.

Ale czymże wyróżniałaby się ta historia gdyby opowiadała o zwykłym sanitariuszu. Nie. To musi być wyjątkowa postać, a nie pierwsza lepsza z brzegu. Filmowy Desmond Doss w istocie spełnia te warunki. Produkcja skupia się na losach młodego chłopaka, który tak jak reszta mężczyzn pragnie zaciągnąć się do armii. Jednakże nie po to by zabijać, ale ratować. Otóż Desmond pragnie zostać wojennym sanitariuszem i obiecuje, że nigdy nie sięgnie po broń palną. Wśród pozostałych rekrutów wzbudza swoim zachowaniem nieufność, a nawet wrogość. Jednakże pozostaje wierny wobec swoich prawd co ostatecznie pozwala mu znaleźć się na polu walki jako sanitariusz. Właśnie wtedy narodziła się o nim legenda... Najnowszy film Mela Gibsona rozpoczyna się w samym środku walki. Wszędzie mamy strzelających żołnierzy, wybuchające ciała oraz krew tryskającą na wszystkie strony. Prawdziwy i makabryczny obraz wojny. Jednakże chwilę później przenosimy się spokojniejszego miejsca, w którym jesteśmy w stanie dostrzec wydarzenia z młodości naszego bohatera. Twórca bardzo zgrabnie połączył oba światy dzięki czemu udało mu się niezwykle gładko wprowadzić nas w fabułę swojego nowego obrazu. Następnie historia przenosi nas o 16 lat do przodu, w miejsce w którym tak naprawdę zaczyna się akcja naszej produkcji. Pamiętajcie jednak, że to nie film o wojnie, a o człowieku, który na wojnę poszedł. Jest to niezwykle ważna informacja dla każdej osoby sięgającej po tę produkcję. Albowiem najważniejsza jest tutaj osoba, a nie cała reszta. Z tego właśnie powodu początek jest taki długi, albowiem ukazuje nam długą drogę jaką musiał przebyć nasz bohater, aby w końcu znaleźć się na polu walki. Bez broni, ale pełen odwagi i nadziei. Jednakże pomimo tak długiego wstępu, który momentami może wydać się nawet odrobinę nużący trzeba przyznać, że reżyser i tak bardzo dobrze poradził sobie z jego przedstawieniem. Udaje mu się wyciągnąć z opowieści to co najważniejsze i już we wstępie ukaz nam wielkość swojej postaci. Rekompensuje tym wszystkie pojedyncze wpadki, które mogły by nas zniechęcić do dalszego oglądania. A wiadomo przecież, że najlepsze zostawił na koniec. Fabuła produkcji pomimo niewielkich dłużyzn na początku, prezentuje się niezwykle intrygująco. Jest zaskakująco wciągająca oraz nieprawdopodobnie świeża, albowiem twórcy podchodzą do pojęcia wojny od całkiem innej strony. Tak jak widzą ją sanitariusze. I nie jest to bynajmniej nieciekawe spojrzenie na całą sprawę. Wręcz przeciwnie jest to niezwykle intrygujące i pochłaniające doświadczenie, które nie polega na zabijaniu, ale na ratowaniu istnień ludzkich. Właśnie dzięki temu produkcja Gibsona posiada tak wspaniały wydźwięk oraz moc, albowiem odnosi się do czegoś całkiem innego, co do tej pory wydawało się nieciekawym i nie wartym sfilmowania. Oczywiście należy zwrócić uwagę na niezwykle szczegółowy i starannie napisany scenariusz, który ukazuje całą opowieść w rewelacyjny sposób. Jedną z najważniejszych rzeczy jest niezłomna postawa naszego bohatera, który wbrew wszystkim przeciwnościom nieustannie brnie dalej. Nawet pod groźbą odpowiedzenia za konsekwencje swoich czynów nie zbacza ze swojej ścieżki i dzielnie stawia następny krok. Dzięki świetnej narracji możemy wraz z naszym bohaterem przeżywać jego wzloty i upadki, aby następnie stać się świadkami jego niezwykłej woli walki, niesamowitej odwagi oraz zaskakującej siły wewnętrznej, która pozwoliła mu dokonać tak śmiałych i niebezpiecznych czynów. Opowieść posiada również bardzo wyeksponowany wątek religijny tyczący się naszej postaci, która była bardzo pobożna. W istocie to właśnie dzięki pomocy Boga Desmond był w stanie dokonać tego niezwykłego czynu. W dzisiejszych czasach zapomina się o czymś takim jak wiara, albowiem jest to niewygodne. Natomiast Mel Gibson w swoim filmie dosadnie podkreśla, że to ona okazała się zbawcza nie tylko dla naszej postaci, ale również dla wszystkich żołnierzy, którzy w niego wierzyli. To dopiero jest coś! Co ciekawe reżyser z niezwykła gracją podchodzi do tego tematu dzięki czemu oglądając obraz nie mamy wrażenia, że próbuje nam coś na siłę udowodnić. On nam po prostu to pokazuje. Bez większych spięć i karykaturalnych tworów co ostatecznie pozwala mu zachować czystą ideę, z którą wiara powinna nam się kojarzyć. Oczywiście w historii nie mogło zabraknąć również miłości, która jest równie ważnym elementem całości jak cała reszta. Natomiast świetnie zbilansowana opowieść okazuje się być zaskakująco lekka i przyjemna w odbiorze pomimo ciężkiej tematyki.

Od strony aktorskiej produkcja okazuje się być równie zaskakująca co fabuła obrazu. Przede wszystkim ze względu na aktora odgrywającego główną postać czyli Desmonda Dossa. Niezwykle odważnego, wiernego swoim ideom oraz niezłomnego młodzieńca, który zapisał się na kartach historii dokonując czegoś większego niż jego koledzy. Albowiem on nie zabijał. Nie wystrzelił ani jednego pocisku, ale za to ocalił ponad 70 żołnierzy rannych w bitwie. Dokonał rzeczy, która się nikomu nie śniła przez co stał się legendą. W tej roli mamy oszałamiającego Andrew Garfielda, który zaprezentował sobą istny popis aktorski jakiego nie widziałem od czasów "Social Network". On nie gra Desmonda Dossa. On nim jest! Nigdy bym nie przypuszczał, że aktor ten tak bardzo mnie zaskoczy. Oprócz niego na ekranie możemy zauważyć: świetnego Sama Woringtona, bardzo dobrą Teresę Plamer, równie zachwycającego Hugo Weavinga, wzorowego Lukea Brceya oraz rewelacyjnego Vincea Voughna, który po raz kolejny po "Detektywie" świetnie prezentuje się w nie komediowej roli. Obsada prezentuje się wręcz wyśmienicie dzięki czemu obraz staje się jeszcze bardziej wiarygodny.

Pod względem technicznym obraz po raz kolejny zachwyca. Przede wszystkim mamy bardzo dobre zdjęcia, klimatyczną muzykę, świetne efekty specjalne, rewelacyjny montaż oraz genialną charakteryzację. Warto zwrócić również uwagę na to, że reżyser ukazał nam niezwykle brutalny obraz wojny, w którym wnętrzności wylatują w powietrze, trup ściele się gęsto, a całość jest zaskakująco prawdziwa i emocjonująca. Opowieści nie zabraknie również świetnie zbudowanego napięcia, dramaturgii oraz odrobiny grozy.

"Przełęcz ocalonych" to powrót Mela Gibsona nie tylko do Hollywood, ale również na arenę międzynarodową. Twórca rewelacyjnego "Braveheart. Waleczne serce" powraca w wielkim stylu po latach życia w niełasce. Trzeba jednak przyznać, że reżyser ma dryg do tworzenia ciekawych i wyjątkowych produkcji. To samo tyczy się omawianego dzisiaj filmu. Niezwykle intrygująca, wciągająca i prawdziwa historia idzie w parze z fenomenalnym aktorstwem oraz perfekcyjnym wykończeniem. Wszystkie te rzeczy natomiast składają się na wyjątkowy seans, który gwarantuje nam niesamowite wrażenia. Oczywiście nie należy zapominać o najważniejszym aspekcie produkcji, którym jest jej przekaz mówiący o niezwykłym męstwie bez broni. Jest to również pewnego rodzaju apel do tego aby nie zabijać się nawzajem, albowiem nie po to zostaliśmy stworzeni. Ja odbieram ten film również jako hołd dla wszystkich sanitariuszy, którzy tak jak Desmond Doss ryzykowali swoje życie by ratować innych. Pomijając naszego bohatera warto na to zwrócić uwagę, albowiem takie osoby musiały troszczyć się nie tylko o siebie, ale również o innych. Posiadać niezwykle silną psychikę, zdolność pracy w trudnych warunkach oraz być jeszcze bardziej odważniejszym niż sami żołnierze. Nikt nie może się równać z osobą wychodzącą z bezpiecznej kryjówki i biegnącej przez pole walki po to aby pomoc innym. To prawdziwe męstwo.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Gdy major Susan Turner , kierująca jednostką dochodzeniową, w której przed laty pracował Jack Reacher, zostaje aresztowana za zdradę, Jack nie cofnie się przed niczym, by udowodnić jej niewinność, a przy okazji odkryć potężny spisek rządowy z udziałem armii.

gatunek: Dramat
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: Ken Loach
scenariusz: Paul Laverty
czas: 1 godz. 40 min.
muzyka: George Fenton 
zdjęcia: Robbie Eyan 
rok produkcji: 2016
budżet: - 
ocena: 4,0/10














On wrócił, ale czy jeszcze powróci?


Filmy akcji mają to do siebie, że ich elementem napędowym jest z reguły jedna, niezwykle wyjątkowa postać, która oprócz tego dodatkowo podtrzymuje całą opowieść na swoich barkach. Taki właśnie był "Jack Reacher: Jednym strzałem" z 2012 roku w reżyserii Christopher McQuarrie. Tytułowy bohater, w którego wcielał się Tom Cruise był podporą całej historii dzięki czemu pomimo kilku wpadek był w stanie bez problemu dociągnąć cała opowieść do szczęśliwego końca. Natomiast sama produkcja okazała się wielkim hitem i doczekała się kontynuacji. Jednakże czy powrót tego bohatera można zaliczyć do udanych?

Niestety nie i to widać już na samym początku najnowszej owej produkcji. Jack Reacher to były wojskowy, który zrezygnował ze swojej dobrze płatnej i sytuowanej posady na rzecz życia wolnego strzelca, samotnie podróżując z miejsca na miejsce i zwalczając przestępstwo według swoich własnych zasad. Kiedy porucznik Turner zostaje aresztowana ze względu na szerzenie korupcji w biurze Reacher wyczuwa postęp i pomaga niesłusznie oskarżonej porucznik dotrzeć do prawdy. Struktura fabularna drugiego filmu z cyklu jest bardzo podobna to tej znanej nam z pierwszej części. Mamy problem, niezwykle przekonujące poszlaki, poszkodowanego oraz tajemnicę nie do rozwiązania. Na to wszystko jeszcze Jack Reacher, któremu nie straszne są mordercze pościgi, liczne potyczki w ręcz oraz mściwy czarny charakter. Wszystko to ukazane w jednym filmie zdecydowanie powinno sprawić nam przyjemność. Niestety tak nie jest. Okazuje się, że nawet powtarzając pewne schematy należy to robić z głową, a nie jak automat według ustalonych reguł, albowiem takie działanie prowadzi donikąd. Najlepszym tego przykładem jest omawiany dzisiaj seans. Pomimo wielu atrakcyjnych i mających wywołać u nas przyspieszone bicie serca elementów film prezentuje się strasznie niemrawo. Fabuła produkcji jest powolna, niezbyt intrygująca i mało wciągająca przez co nie zawsze jest w stanie skupić na sobie naszą uwagę. Na samym początku opowieść całkiem sprawnie się rozkręca i potrafi zaintrygować. Jednakże im dłużej film trwa tym nudniejszy się staje. Wydarzenia ekranowe wydają się być rozciągane do granic możliwości przez co cała historia staje się niezwykle długa i mało atrakcyjna. Opowieść zamiast być sprytnie skondensowana jest niepoprawnie rozwleczona co czyni z niej jeszcze większą papkę niż można by przypuszczać. Pomimo pędzącej akcji, nieustannych pościgów i bójek ciężko nam jest spokojnie zająć się oglądaniem seansu gdy nie widzimy w tym najmniejszego sensu. Niestety, ale oglądając "Jacka Reachera: Nigdy nie wracaj" jedyne uczucie jakie czujemy to zażenowanie oraz wielkie rozczarowanie. Inaczej tego się nazwać nie da gdy oglądając niezwykle wartkie sceny, które powinny wzbudzić w nas silne emocje, my zamiast się tym podekscytować czujemy raczej rozpacz. Nie wiem czy to samo czuli scenarzyści pisząc tę historię, ale założę się, że tak bo nie są oni w stanie wzbudzić w nas ani jednej emocji podczas całego seansu. Wszystkie wydarzenia są rozegrane na jednym poziomie co sprawia, że produkcja jest niesamowicie nijaka i bez charakteru. Brak jej charyzmy, dawnej werwy oraz zaangażowania w zdarzenia ekranowe. Twórcy kompletnie odstawili na bok jakąkolwiek kreatywność oraz swobodę kręcenia przez co nakręcili strasznego kloca, który jest ciężko strawny nawet dla fanów gatunku. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Brak oddania. Mam wrażenie, że twórcy tego obrazu pracowali przy nim na siłę, albo zostali zmuszeni do napisania tej opowieści, a następnie sfilmowania jej. Doprawdy dawno już nie widziałem takiego filmu akcji, w którym ewidentnie da się dostrzec brak zaangażowania oraz oddania twórców w stworzenie czegoś godnego zobaczenia. No bo przecież nawet najgorsze szmiry, gdzie kuleje fabuła i narracja są w stanie urzec nas głównymi bohaterami, którzy posiadają werwę i charyzmę, której twórcy się trzymają. W tym przypadku mamy sytuację całkiem na odwrót. Znośną fabułę, ciekawych bohaterów, ale fatalną realizację całej opowieści. Jak mamy z przekonaniem oglądać coraz to zmyślniejsze wyczyny Jacka Reachera, gdy sami twórcy nie są przekonani co do jego działań oraz mają kompletnie gdzieś co się z nim dalej stanie. Gdyby tego nie zabrakło można by przemilczeć słabe punkty obrazu, albowiem jego największą zaletą wtedy byłby przyjemny odbiór. Niestety tak się nie stało.

Strona aktorska filmu również zawodzi a wszystko to za sprawą głównego bohatera Jacka Reachera. Nie wiem czy takie były zamiary twórców wobec tej postaci, ale z pewnością nie wyszło im to co zamierzali osiągnąć. Rozumiem, że pragnęli nieco poeksperymentować ze swoją postacią i ukazać ją nieco w innym świetle, ale niestety polegli wykonując to zadanie. Głownie pod względem samej konstrukcji naszego bohatera oraz drastycznych różnic pomiędzy jego wcześniejszym, a obecnym wcieleniem. Jack Reacher przede wszystkim sprawia wrażenie nieobecnego, mało przekonującego oraz zaskakująco zdystansowanego człowieka jak na byłego wojskowego. Obserwując jego poczynania możemy odnieść wrażenie jakby pomiędzy pierwszym, a kolejnym jego pojawieniem się na ekranach kin minęło co najmniej kilkadziesiąt lat. Nasza postać sprawia wrażenie wycofanej, podstarzałej i niezwykle zgorzkniałej osoby, której brak dawnej ikry. Wszystko robi od niechcenia, jakby mu na tym kompletnie nie zależało. Ja wiem, że starano się tym zabiegiem wprowadzić nieco świeżości do filmu, ale zrobiono to tak nieudolnie, że aż szkoda na to patrzeć. Nawet Tom Cruise nie był w stanie tego obronić ze specjalną postarzającą charakteryzacją jakby mu przybyło lat oraz kilogramów na twarzy. Oprócz niego w obsadzie znaleźli się: Cobie Smulders, Aldis Hodge, Danika Yarosh, Patrick Heusinger jako główny antagonista oraz Holm McCallany. Obsada zaprezentowała się całkiem przyzwoicie i tym razem przynajmniej złoczyńca wypadł odrobinę lepiej niż poprzedni.

Co do strony technicznej nie mam większych zastrzeżeń. Są dobre efekty specjalne, przyzwoite zdjęcia, pobrzękująca w tle muzyka i masa pościgów, bójek oraz strzelanin. Czyli tego co tygrysy lubią najbardziej. Niestety tym razem wszystko to zostało podane nam w mało intrygującej i przystępnej formie przez co nawet te najprostsze rzeczy nie są w stanie nas ucieszyć. Brakowało mi również w tej części odrobiny humoru, który odciążył by zbyt nadętą i sztucznie poważną atmosferę filmu. Niestety tego też się nie udało się twórcom dokonać. Szkoda.

"Jack Reacher: Nigdy nie wracaj" to zaskakująco zły produkt, który jeszcze gorzej definiuje zasadę kontynuacji. Ma w sobie niby wszystko to czego trzeba, ale tak naprawdę jest bardzo ubogi. Twórcom można by wybaczyć słaby scenariusz, nieciekawą i rozwleczoną historię, a nawet mało wiarygodną transformację głównego bohatera gdybym tylko widział, że film został stworzony z pasją oraz oddaniem. Gdybym dostrzegł w nim charyzmę oraz zaangażowanie twórców w jego tworzenie. Niestety w filmie nie dostrzegam takich cech co czyni go jeszcze gorszym. No bo co to za film akcji, którego się nie da oglądać? W tym przypadku Jacku Reacherze nigdy nie wracaj. No chyba, że zaprezentujesz nam godną kontynuację pierwszej części.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Niesamowicie wzruszająca i pełna humoru historia dojrzałego mężczyzny, który decyduje się pomóc samotnej matce z dwójką dzieci stanąć na nogi. Jednak gdy sam zacznie starać się o rentę, trafi w tryby bezdusznej, biurokratycznej machiny niczym z powieści Franza Kafki. Pomimo obojętności urzędników i kolejnych wyzwań, jakim muszą sprostać w codziennym życiu, Daniel i Katie na nowo odnajdą radość życia i prawdziwą przyjaźń.

gatunek: Dramat
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: Ken Loach
scenariusz: Paul Laverty
czas: 1 godz. 40 min.
muzyka: George Fenton 
zdjęcia: Robbie Eyan 
rok produkcji: 2016
budżet: - 
ocena: 8,5/10









 
Ty i twój świat

Wielokrotnie mogliśmy napotkać na swojej drodze ludzi, albo też bohaterów filmowych, którym życie nie jeden raz dało w kość. Miotało nimi po kątach i porzucało jak zwykłego śmiecia. Jednakże pomimo wielu przeciwności udawało im się w końcu pokonać wszystkie przeszkody, a w wielu przypadkach wyjść nawet na prostą i zacząć swoje życie od nowa. O takich postaciach mówi się, że cały świat jest przeciwko nim. Można również wyróżnić osoby, które celowo próbują zwalczyć obecny stan rzeczy i robić wszystko na przekór tego co nam serwuje życie. Jednakże nikt nigdy nas nie przygotuje na stoczenie tej jednej i właściwej bitwy, od której wszystko zależy. Wtedy nagle okazuje się, że nasz wysiłek oraz wkład idą na nic, albowiem to nie od nich zależy podjęcie następnego kroku.

Daniel Blake to mężczyzna, który najlepsze lata życia ma już za sobą. Jednakże cieszy się z tego co mu jeszcze pozostało. Niestety nieoczekiwany zawał serca uniemożliwia mu wykonywanie  ukochanej pracy na pewien czas przez co jego świat staje na głowie. Aby do tego czasu nie pozostać bez grosza przy duszy składa wniosek o zasiłek. Niestety bardzo szybko okazuje się, że uzyskanie pieniędzy nie będzie takie łatwe. Pomimo diagnozy lekarza urząd stwierdza, że Daniel jest jednak zdolny do pracy. Tak się rozpoczyna jego walka z systemem, podczas której spotyka Kate – nową mieszkankę miasta, która również boryka się podobnymi, albo nawet większymi problemami.  Ken Loach reżyser filmu bardzo sprawnie wprowadza nas w świat głównego bohatera. Już na samym wstępie udaje mu się nas dostatecznie zaintrygować, dzięki czemu łatwiej nam jest wejść w głębię obrazu. A, zapewniam was, że produkcja ma niejedno do odkrycia. Zaczynając od samej postaci Daniela Blakea, z którą każdy z nas mógłby się utożsamić poprzez walkę jednostki z systemem, a kończąc na niezwykłej konkluzji po zakończeniu seansu. Fabuła obrazu ukazuje nam niezwykle intrygujące, niesamowicie wciągające oraz niebywale prawdziwe wydarzenia, które z pewnością nie jeden raz nami wstrząsną. Zdarzenia ekranowe ukazują nam codzienne i całkiem normalne życie naszych bohaterów, którzy oprócz wielu problemów, muszą jeszcze zmagać się z urzędem, który robi wszystko, aby się ich pozbyć. Obserwujemy ich egzystencję i zastanawiamy się co z nimi dalej będzie. Jak potoczą się ich losy oraz co życie rzuci im pod nogi. Niczego nie możemy być pewni dzięki czemu cała opowieść staje się jeszcze ciekawsza i jeszcze bardziej absorbująca w trakcie jej oglądania. Historia posiada bardzo dobry scenariusz, który rewelacyjnie  bilansuje wydarzenia ekranowe dzięki czemu nie są one wszystkie rozegrane na jednym poziomie. Reżyser oprócz uczucia przygnębienia, złości oraz frustracji, które często w filmie występują dodaje również radość, szczęście, uczucie spełnienia oraz odrobinę humoru. Dzięki temu zabiegowi udaje mu się nieco odciążyć produkcję i sprawić, że jest dużo lżejsza oraz lepiej przyswajalna. No bo życie to przecież nie jest wyłącznie seria niepowodzeń. To również przebłyski dobrych rzeczy, których wszyscy pragniemy. Jednakże nie da się ukryć, że najważniejsza jest tutaj sama walka z systemem, która tyczy się nie tylko Daniela, ale również jego nowej znajomej Kate. Obydwoje posiadają problemy finansowe oraz kłopoty z uzyskaniem pieniędzy z urzędu, jednakże te sprawy ostatecznie ich przybliżają i sprawiają, że zaczynają sobie nawzajem pomagać. Reżyser ukazuje nam wysiłek z jakim starają się zmienić obecny stan rzeczy oraz co muszą zrobić, żeby normalnie żyć. Ken Loach przedstawia nam  również powszechnie znaną walkę z wiatrakami, która tym razem odnosi się do bitew jakie toczymy z urzędami. Takie, w których czujemy, że każdy jest przeciwko nam i, że sami zmagamy się z pewnym problemem. Dodatkowym i niezwykle kluczowym elementem dej produkcji jest ogólnoświatowy problem unowocześniania każdego aspektu naszego życia technologią, co coraz częściej zakrawa o absurd. Mówi się, że to wszystko ma nam ułatwić funkcjonowanie oraz usprawnić przepływ informacji, jednakże zapominamy o tym, że nie każdy ma możliwość dostępu do owych technologii oraz, że nie wszyscy chcą z tych udogodnień korzystać. W obecnych czasach nie pozostawiamy takiej osobie wielkiego wyboru, albowiem nakazujemy jej funkcjonować według zasad, których nie zna i nigdy nie zrozumie.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się rewelacyjnie. Przede wszystkim dzięki świetnie napisanym bohaterom, którzy już przy pierwszym spotkaniu są w stanie zdobyć nasze zaufanie. To rodzaj postaci, za którymi bylibyśmy w stanie stanąć murem i bronić do ostatniej kropli krwi, albowiem wiedzilibyśmy, że są one tego warte. Albowiem jak już wcześniej wspomniałem są to sylwetki typu "everyman", co oznacza, że każdy może się z nimi utożsamić, albowiem każdy z nas może się znaleźć w ich położeniu. To nie są jakieś zmyślone postaci, ale takie, które mogą i z pewnością istnieją. To czyni je wiarygodnymi oraz niezwykle ważnymi. W obsadzie znaleźli się: rewelacyjny Dave Johns jako tytułowy Daniel Blake, Hayley Squires jako Kate, Sharon Percy jako Shila, Briana Shann jako Daisy oraz Dylan McKiernan jako Dylan. Na uwagę zasługuje również wyjątkowy klimat, studyjna kompozycja obrazu, wspomniany już humor oraz wyraźny przekaz.

Wszystko to sprowadza się do tego, że "Ja, Daniel Blake" to nie tyle co film ukazujący nam niezwykle intrygujące i wciągające zdarzenia, ale to również bardzo przejmująca, niezwykle prawdziwa oraz "na czasie" opowieść, która traktuje o sprawach pozornie prostych. Jednakże nie po raz pierwszy wiemy, że właśnie te pozornie najprostsze rzeczy okazują się być tymi najbardziej skomplikowanymi. Takie właśnie jest życie.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


Film opowiada historię światowej sławy neurochirurga, dr Stephena Strange’a, którego życie odmienił tragiczny wypadek samochodowy, odbierając mu sprawność w rękach. Kiedy tradycyjna medycyna zawiodła, w poszukiwaniu uzdrowienia i nadziei, Strange trafia do tajemniczej samotni zwanej Kamar-Taj. Tam szybko orientuje się, że nie jest to jedynie ośrodek kuracyjny, ale przede wszystkim miejsce walki z niewidzialnymi, mrocznymi siłami dążącymi do zniszczenia naszej rzeczywistości. Wkrótce – uzbrojony w nowo nabytą magiczną moc – zmuszony będzie wybierać pomiędzy powrotem do dawnego życia w bogactwie i sławie, a próbą obrony świata jako najpotężniejszy czarodziej w historii.

gatunek: Kryminał
produkcja: USA
reżyser: Scott Derrickson
scenariusz: Jon Spaihts, C. Robert Cargill, Scott Derrickson
czas: 1 godz. 55 min.
muzyka: Michael Giacchino
zdjęcia: Ben Davis
rok produkcji: 2016
budżet: 165 milionów $
ocena: 7,5/10







Nowy wymiar Marvela

Ekspansja ekranizacji komiksów Marvela trwa w najlepsze. Jeszcze nie tak dawno temu mieliśmy możliwość bycia światkami wojny pomiędzy kluczowymi postaciami z tego niesłychanie rozbudowanego już uniwersum, a teraz studio przedstawia nam kolejną postać godną zapoznania. Kinowe uniwersum rozrasta się w zatrważającym tempie, a kolejne produkcje coraz bardziej prześcigają się o mino tej najlepszej ze wszystkich jakie powstały. "Doktor Strange" także dołączył się do tej rywalizacji, jednakże czy finalna wersja produkcji zasługuje na miano najlepszego filmu Marvela?

Stephen Strange to genialny chirurg, którego zna całe światowe grono medyczne. Arogancki, pewny siebie, niewiarygodnie bogaty oraz poniekąd czarujący doktor ma w życiu wszystko czego mu trzeba. A przynajmniej tak mu się wydaje... Świat wystawia jego wolę na próbę, kiedy w wypadku samochodowym doznaje poważnego urazu dłoni, co ostatecznie uniemożliwia mu dalsze wykonywanie zawodu chirurga. Porzuciwszy wszelkie nadzieje pogrąża się w smutku i złości. Dzięki przypadkowo natrafia na wzmiankę o tajemniczym klasztorze, który pomoże mu wrócić do zdrowia. Kiedy nasz bohater trafia w wyznaczone miejsce niespodziewanie wkracza w nieznany i niezwykły świat, o którego istnieniu nie miał do tej pory pojęcia. Jak wynika już z samego opisu omawiana produkcja przedstawia nam początki doktora Stragea, jako nowego obrońcy ziemi. Nie ma w tym nic złego, albowiem początki zawsze są najfajniejsze. Pozwalają nam spokojnie i dokładnie zapoznać się z nowym charakterem oraz światem przedstawionym dzięki czemu poznajemy podstawy jego funkcjonowania. Taki właśnie jest film Scotta Derricksona! Produkcję otwiera widowiskowa i niezwykle intrygująca scena pościgu głównego antagonisty filmu przez Starożytnego. Twórcy pokazują nam na co tak naprawdę ich stać i już w pierwszych minutach obrazu pokazują nam potencjał swojej historii. Scena początkowa w istocie robi wielkie wrażenie dzięki czemu już na samym wstępie reżyserowi udaje się nas zaintrygować produkcją. Później oczywiście przenosimy się do naszego głównego bohatera, który jeszcze wiedzie swoje spokojne życie chirurga. Twórcy ukazują nam postać Strangea w całej swojej okazałości i podkreślają nam zarówno jego zalety jak i cały szereg wad. Jednakże zanim na dobre wejdziemy w fascynujący świat magii, twórcy zmieniają bieg życia bohatera o 180º. Ma miejsce wypadek, długa rekonwalescencja oraz załamanie. Scenarzyści starają się możliwie jak najszybciej przebrnąć przez tą część scenariusza, aby czym prędzej ukazać nam znacznie ciekawszą część. Jednakże pomimo tego, że owe wydarzenia mijają nam przed oczami w zatrważającym tempie nie sprawiają wrażenia zrobionych na "odwal się". Prezentują się całkiem przyzwoicie, w szczególności, że ich jedynym zadaniem jest ustalenie odpowiedniej chronologii. Właściwa część zaczyna się nieco później. Fabuła produkcji ukazuje nam niezwykle intrygującą, niesamowicie wciągającą oraz pod wieloma względami zaskakującą opowieść o odkrywaniu nowych wymiarów jak i samego siebie. Jej główną zaletą jest szczegółowy scenariusz, który dokładnie nakreśla zarówno świat przedstawiony jak i większość z czołowych bohaterów. Odpowiada również za nienaganny przebieg zdarzeń oraz odpowiednie dawkowanie emocji. Wydarzenia ekranowe są pełne emocji oraz napięcia dzięki czemu bez problemu udaje im się wciągnąć nas w szalony wir akcji. Niezwykle lekka oraz przyjemna forma produkcji pozwala nam się w niej niesłychanie zatracić i sprawić, że dwie godziny miną nam wręcz niezauważenie. Natomiast sama historia jest rewelacyjnie zbilansowana dzięki czemu mamy w niej wszystko czego dobrej opowieści trzeba. Zarówno humor jak i grozę, szczęście i tragedię, pełne akcji potyczki jak i spokojniejsze, dające nam odetchnąć sceny. Wszystko to składa się na bardzo pozytywny i poprawny odbiór produkcji, który zagwarantuje nam dobrą zabawę. Jednakże "Doktor Strange" pomimo swojego rodowodu znacząco różni się od pozostałych produkcji studia. Przede wszystkim film opowiada o posługiwaniu się magią w najprostszym tego słowa znaczeniu. Tu nawet moce Thora i Lokiego wydają się być niczym w porównaniu z rzeczami, których potrafią dokonać ludzie pokroju Strangea. To samo tyczy się klimatu produkcji, który pomimo obracania się w tym samym uniwersum jest zdecydowanie inny, wyjątkowy. Ukazany nam zostaje całkiem nowy świat wewnątrz tego który znamy i akceptujemy. To nawet lesze niż poznawanie krain z drugiego końca galaktyki. Niestety opowieść nie uchroniła się od uproszczeń fabularnych, które pozostawiają niesmak. Nie mówiąc już o samej nauce tytułowego bohatera, który pomimo wielu trudności oraz własnego uporu zaskakująco szybko przyswaja coraz to trudniejsze zagadnienia z dziedziny magii. Jest genialny – rozumiem, ale to nie znaczy, że ma mu wszystko wychodzić nawet gdy sam tego nie chce. Koniec końców w opowieści najlepsze jest to, że razem z głównym bohaterem odkrywamy coraz to ciekawsze zagadnienia nowo poznanej rzeczywistości, która okazuje się być niezwykle urzekająca oraz pełna nienachalnego wdzięku, który sprawia, że całość jest jeszcze lepiej przyswajalna.

"Doktor Strange" może się również pochwalić bardzo dobrze nakreślonymi postaciami, bez których produkcja nie mogłaby istnieć. Bohaterów w filmie jest sporo, ale oczywiście nasza uwaga skupia się jedynie na tych najważniejszych. Wśród nich mamy przeważnie silne i zdecydowane sylwetki, które nie boją się walczyć oraz stawiać czoła zagrożeniu. Nawet jak zawiodą wiedzą, że robili wszystko co w ich mocy by zapobiec katastrofie. Strage jest natomiast całkiem inny. Nasz bohater to osoba, która we wszystkim co robi szuka własnej korzyści. Nie dba o dobro innych, ale o samego siebie i swoja reputację. Nawet będąc chirurgiem podejmuje się jedynie operacji, które nie splamią jego nieskazitelnej reputacji. Jednakże poznawszy nowe moce jego dotychczasowy styl bycia zostaje wystawiony na próbę. Podczas całego seansu mamy możliwość doglądać jego przemiany, która ma w nim miejsce. Nasz bohater w istocie zmienia się, ale nie jest to wyjątkowo drastyczna przemiana. Jeszcze wiele przed nim do odkrycia. W tej roli świetnie zaprezentował się Benedict Cumberbatch, który rewelacyjnie ukazał nam złożoność postaci Strangea. Zaraz obok niego mamy fenomenalną Tildę Swinton jako Starożytną oraz równie dobrego Chiwetela Ejiofora jako Mordo. Na drugim planie królują natomiast Benedict Wong oraz Rachel McAdams. W roli głównego antagonisty mamy natomiast poprawnego Madsa Mikkelsena. Niestety, ale jego postać jest mało przekonująca oraz nie za dobrze zarysowana przez co jej działania są słabo umotywowane, a cała jego obecność w opowieści mało wiarygodna. Wszystkie te niedoróbki scenariuszowe rzutują na grę aktorską Mikkelsena, który nie ulepi postaci z niczego. Ale biorąc pod uwagę jego występ poradził sobie całkiem nieźle.

Produkcja Marvela może się również pochwalić jednym z najlepszych wykończeń technicznych ze wszystkich dotąd znanych nam filmów. Głównie za sprawą fenomenalnych efektów specjalnych, które raz po raz układając się w kalejdoskopowe struktury zapierają dech w piersiach. Duże brawa należą się osobie, która je wymyśliła oraz technikom za ich wykonanie, albowiem w istocie stanowią najbardziej rozpoznawalny i urzekający element produkcji. Oprócz tego mamy jedyny w swoim rodzaju klimat, typowy Marvelowski humor, świetne zdjęcia, kostiumy oraz niebanalną charakteryzację. Spośród wszystkich tych elementów najsłabiej wypada muzyka w wykonaniu Michaela Giachhino, którą po pierwsze ciężko w ogóle w produkcji usłyszeć, albowiem jest zagłuszana przez całą masę innych dźwięków, a gdy już ją słychać nie robi na nas jakiegoś wielkiego wrażenia.

Studio Marvela nie zwalnia tempa ani na chwilę i co klika miesięcy prezentuje nam coraz to nowsze i zmyślniejsze produkcje. "Doktor Strenge" z pewnością zalicza się do grona tych najciekawszych. Posiada niezwykle intrygującą, całkiem wciągającą i urzekającą historię, która wprowadza nas w pełen magii i tajemnicy świat, który potrafi nas pochłonąć. Do tego jeszcze ciekawie nakreślone postaci, dobre aktorstwo, całkiem nie Marvelowski klimat oraz wyśmienite wykończenie gwarantują nam niezrównane wrażenia. Niestety opowieść posiada również klika fabularnych uproszeń, słabego głównego antagonistę oraz mało emocjonujący, aczkolwiek świetnie wysublimowany finał. Dla mnie najlepsza nadal pozostaje rewelacyjna "Wojna bohaterów", która pomimo swojej złożoności i nagromadzenia tak dużej ilości postaci bez problemu daje sobie ze wszystkim radę. Aczkolwiek nowa produkcja studia również całkiem nieźle sobie radzi. [UPDATE: Niestety przy drugim podejściu film prezentuje się znacznie słabiej. Jest poprawny i solidnie zrobiony, ale brak mu polotu, który powinien opowieść nieść samą. Tak jakby urok pierwszego seansu prysną i ukazał nam niezbyt zaspokajającą opowieść. Z ciężkim sercem mi o tym pisać, ale dla mnie ocena produkcji spada o pięć stopni do 7,5]

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jacek, młody policjant, za wszelką cenę próbuje chronić matkę i braci przed porywczym i despotycznym ojcem – również funkcjonariuszem – zamieszanym w nielegalne interesy. Gdy ten zostaje zamordowany, Jacek musi rozpracować skomplikowaną sieć intryg, w którą uwikłany był jego ojciec, aby dotrzeć do tajemniczego sprawcy.

gatunek: Kryminał
produkcja: Polska
reżyser: Arkadiusz Jakubik
scenariusz: Arkadiusz Jakubik, Igor Brejdygant, Grzegorz Stefański
czas: 1 godz. 30 min.
muzyka:Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Witold Płóciennik
rok produkcji: 2016
budżet:
ocena: 7,0/10








 
Rodzinne tajemnice

Arkadiusz Jakubik to niezwykle wyjątkowa postać ostatnich kilku lat. Aktor ten dzięki przyjmowaniu ciekawych i wymagających ról nie tyle co zaistniał, a znacząco wybił się w środowisku filmowym. Nie bez powodu mamy szansę oglądać go tak często na ekranach naszych kin. Jednakże pan Jakubik oprócz aktorstwa wielką wagę przywiązuje również do reżyserii, którą pierwotnie miał się nawet zająć. Nawał pracy aktorskiej nie przeszkadzał mu realizować swoich marzeń czego dowodem jest chociażby film pt: "Prosta historia o miłości" z 2010 roku. Teraz aktor powraca w reżyserii kolejnego filmu autorskiego, który tym razem opowiada o morderstwie.

W "Prostej historii o morderstwie" zostaje nam przedstawiona na pozór zwyczajna i szczęśliwa rodzina. W jej skład wchodzą mama, tata oraz trójka dzieci. Najstarszy z nich poszedł w ślady ojca i został niedawno policjantem. Wydawać by się mogło, że nic nie zburzy spokoju tej rodziny, kiedy nagle okazuje się, że nikt nie jest taki święty na jakiego wygląda. Mówi się, że każda rodzina ma tajemnice. Ta ma ich zdecydowanie za dużo... Takimi właśnie słowami można by podsumować całą fabułę najnowszego filmu Arkadiusza Jakubika, który swoją uwagę przeważnie skupia na więzach pomiędzy członkami tejże konkretnej rodziny. Wszystko zaczyna się od emocjonującego wstępu, który wprowadza nas w mroczną i deszczową aurę filmu. Jest to pewnego rodzaju zwiastun tego co wkrótce nastąpi. Jednakże zaraz później jesteśmy już nad jeziorem i uczestniczymy w biwaku zorganizowanym z okazji ukończenia szkoły policyjnej przez najstarszego z braci. Panuje ciepła i sielankowa atmosfera, która nie ma nic wspólnego z tym co mogliśmy zobaczyć na samym początku. Jedną z pierwszych rzeczy, która w nas uderza to niesamowity kontrast w "Prostej historii o morderstwie". Jesteśmy w stanie dostrzec go na każdym etapie produkcji. Zarówno na początku jak i na końcu. Wydarzenia pełne grozy i napięciem nieustannie przeplatają się z tymi spokojnymi i beztroskimi chwilami z życia bohaterów będąc ze sobą silnie połączone. Nawet do tego stopnia, że niektóre z nich są efektem poprzednich. Wszystko to sprawia, że produkcja staje się jeszcze bardziej tajemnicza i intrygująca niż można było z początku przypuszczać. To samo tyczy się fabuły filmu Jakubika. Choć już na wstępie wrzuca nas niemalże w środek pierwszoplanowej intrygi, to jednak wraz z trwaniem produkcji ta robi się jeszcze ciekawsza, jeszcze bardziej tajemnicza i wciągająca niż mogliśmy podejrzewać. Wydarzenia ekranowe zdają się mówić nam wszystko, ale tak naprawdę posiadają drugie dno, które reżyser z czasem nam ujawnia. Nie wszystko jest powiedziane dosłownie, ale bez problemu możemy się wielu rzeczy domyślić. Największą zaletą obrazu jest mrok i tajemnica, które nie daje nam spokoju od napisów początkowych. Jedyne co możemy robić to zgadywać, ale ta metoda nigdzie nas nie zaprowadzi.  Reżyser okazał się mieć niezwykle ciekawy pomysł, który zagwarantował mu duże pole do popisu z dala od utartych schematów. Równie intrygująco prezentuje się także przeplatany styl prowadzenia opowieści. Polega on na tym, że fabuła jest jakby podzielona na pół po czym cała opowieść startuje od środka, a wydarzenia sprzed początku są ukazywane nam w formie retrospekcji. Zabieg ten pozwala reżyserowi wraz z rozwojem akcji dopowiadać nam istotne informacje na temat przeszłości naszych bohaterów dzięki czemu nieustannie uzupełnia przeszłość naszych postaci tak, abyśmy mogli zrozumieć to co stało się na samym początku. Mamy wydarzenie (skutek), ale naszym celem jest jego przyczyna. Ten manewr  rewelacyjnie napędza produkcję oraz buduje odpowiednie napięcie i dramaturgię. Pierwszoplanowa intryga prezentuje się całkiem nieźle, ale ma parę znaczących wad. Przede wszystkim jest nieco chaotyczna przez co można się w niej nieco pogubić. Reżyser ukazuje nam całą masę wątków, a następnie spośród nich wybiera tylko jeden, którego trzyma się do samego końca. Reszta jet potraktowana po macoszemu, albo w ogóle zepchnięta całkiem na bok. Przez taką selekcję opowieść poniekąd traci na wiarygodności, albowiem nie koncentruje się na każdym przedstawionym aspekcie tylko tym jednym wybranym. Da się to dostrzec już od połowy filmu, kiedy opowieść nagle zbacza z wcześniej obranego kursu i zmierza w całkiem innym kierunku. Zabieg ten odnosi się również do konstrukcji całej historii, która okazuje się być czymś innym niż pierwotnie przypuszczaliśmy. "Prawdziwa historia o morderstwie" choć zapowiadała się na razowy kryminał ostatecznie nim nie jest, albowiem reżyser skupił się bardziej na perypetiach bohaterów niż wątku kryminalnym dlatego opowieści bliżej do dramatu rodzinnego niż historii z morderstwem w tle.

Bohaterami "Prawdziwej historii o morderstwie" są członkowie filmowej rodziny i tylko wokół nich kręci się cała opowieść. Ukazywane są nam ich obecne oraz przeszłe wydarzenia dzięki czemu mamy możliwość pełnego wglądu w ich psychikę oraz motywy działania. Na pierwszym planie mamy świetnego Filipa Pawłaka jako Jacka – najstarszego z wszystkich braci, który ledwo co zaczął pracę w policji. Zaraz za nim mamy rewelacyjnego Andrzeja Chyrę jako Romana – ojca oraz Kingę Preis jako Teresę – matkę. Na ekranie pojawiają się również: Anna Smołowik, Przemysław Strojkowski, Mateusz Więcławek, Ireneusz Czop, Eryk Lubos oraz Marek Kasprzyk i Andrzej Konopka. Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się bardzo dobrze.

To samo można powiedzieć o wykończeniu obrazu Jakubika, które prezentuje się wyjątkowo dobrze. Przede wszystkim mamy świetne, pełne dynamizmu zdjęcia Witolda Płóciennika oraz niezwykle intrygującą muzykę Bartosza Chajdeckiego, którą z chęcią bym przesłuchał. Oprócz tego warto również zwrócić uwagę na niecodzienny klimat produkcji.

"Prosta historia o morderstwie" nie jest filmem idealnym, ale zdecydowanie jest produkcją godną uwagi. Chociażby ze względu na całkiem ciekawą i wciągającą fabułę, która zawiera w sobie dużo mroku oraz tajemnicy. Oprócz tego mamy ciekawie prowadzoną akcję obrazu, świetne aktorstwo oraz rewelacyjne wykończenie. Minusem natomiast jest nieco chaotyczna oraz nie do końca zrozumiale poprowadzona intryga pierwszoplanowa oraz pominięcie kilku ciekawych wątków, które pozostawiono bez rozwinięcia. Koniec końców film Arkadiusza Jakubika pomimo kilku znaczących błędów stanowi całkiem dobry kawałek kina, albowiem wszelakie minusy twórca nadrabia starannie wykreowanymi postaciami, które są sercem produkcji.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.