Snippet

Strażnicy Galaktyki vol. 2

Grupa najbardziej niesubordynowanych outsiderów w galaktyce penetruje odległe zakątki kosmosu, próbując rozwikłać zagadkę pochodzenia jednego z jej członków - Petera Quilla aka Star Lorda. Niegdysiejsi wrogowie staną się ich sprzymierzeńcami, a w nieustannie powiększającym się filmowym uniwersum Marvela zagoszczą nowe postacie znane z kart komiksu.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA, Wielka Brytania, Japonia, Francja, Kanada, Samoa
reżyser: James Gunn
scenariusz: James Gunn
czas: 2 godz. 16 min.
muzyka: Tyler Bates
zdjęcia: Henry Braham
rok produkcji: 2017
budżet: 200 milionów $
ocena: 6,6/10













Sequelowa ekstaza


Tak już jakoś jest, że jak coś się dobrze sprzedaje to będzie produkowane aż do momentu kiedy predysponowanemu odbiorcy się znudzi. Dla świata nie istnieje ważniejsza rzecz niż pieniądz, a więc to on ustala reguły gry. A jak coś jest kasowe, to znaczy, że produkując tego więcej będzie można jeszcze więcej zarobić. Właśnie na takiej zasadzie działa produkcja filmowych sequeli. Oczywiście nie zawsze pieniądz jest głównym wyznacznikiem, ale nie da się ukryć, że w większości przypadków tak jest. To zaś sprowadza nas do sedna sprawy czyli natury sequeli. Ma być więcej, mocniej i lepiej. A wszystko to tylko po to, aby jeszcze więcej zarobić. Niestety bardzo często okazuje się, że ta zasada zamiast pomóc znacznie pogarsza sytuację produkcji. Z bólem serca muszę przyznać, że właśnie taki los spotkał kontynuację "Strażników Galaktyki".

Pierwsza część "Strażników Galaktyki" okazała się miłym zaskoczeniem. Reżyserowi udało się połączyć bandę kompletnie odmiennych postaci w jedną, całkiem zgraną drużynę która pomimo swoich licznych wad okazała się niesamowicie urokliwą paczką. Film ten już od samego początku pokazuje całkiem nową jakość Marvela. Mamy klimatyczne stare utwory, szaleńczo brawurowe akcje oraz całą paletę barw, która niekiedy wręcz onieśmiela nas nieskrępowaną odwagą twórców przy tak ich częstym użyciu. Koniec końców całość obroniła się jako świetne widowisko o całkiem innym podejściu do tego gatunku. Przełamano nawet sprawdzony schemat Marvela, w którym mamy odpowiednio skrojoną dawkę humoru, grozy i kina akcji. To poniekąd pozwoliło Jamesowi Gunnowi nadać swojej opowieści całkiem odmienną stylistykę niż dotychczas mogliśmy na ekranie oglądać. Kontynuacja jak najbardziej powiela te zasady, a nawet je rozszerza do niewyobrażalnie wielkich rozmiarów. O fabule widowiska tak naprawdę wiemy niewiele. Oprócz licznych zajawek, które niewiele nam mówią oraz skąpego opisu nie dostajemy nic co by nam pozwoliło przewidzieć bieg wydarzeń. Innymi słowy idziemy ślepo na film tak jak szliśmy na "Przebudzenie mocy". Co ciekawe tan sprytny zabieg twórcom się udaje, albowiem potrafią nas nieźle zaskoczyć tym w jakim kierunku powędruje fabuła obrazu. I wbrew waszym przypuszczeniom nie jest taka jak malowały ją zwiastuny. Opowieść zalicza całkiem niezły początek, który daje nam dokładnie to co poprzednia część. Humor, akcję, rozwałkę oraz klimatyczny soundtrack. Jednakże później całość obiera całkiem inny kierunek niż można było przypuszczać. Akcja produkcji zdecydowanie zwalnia, a film zostaje wypełniony wręcz sielankową atmosferą. Innymi słowy jest całkiem inaczej niż poprzednio. Fakt ten powinien niezmiernie cieszyć gdyby nie jeden mały szczegół. Jest nudno. Pomimo tego, że na ekranie naprawdę dużo się dzieje to niestety większości zdarzeń brak uroku oraz odrobiny intrygi. Tak jakby na siłę próbowano nas odciągnąć od tego co ma nadejść czyli wielkiego finału, który w istocie jest wielki. Jednakże rzecz w tym, że pomiędzy wstępem, a zakończeniem dzieje się cała masa rzeczy, które nie są w stanie nas dostatecznie zaintrygować. Tak jakby rozwinięcie obrazu nie istniało, albowiem jedyną jego rolą jest doprowadzić nas do wybuchowego finału. Filmowa opowieść co prawda potrafi zaciekawić, ale to już nie to samo co poprzednio. Główną przyczyną tego jest fakt, że do "Strażników Galaktyki vol. 2" wciśnięto zbyt dużą ilość wątków. Opowieść najzwyczajniej w świecie nie była w stanie udźwignąć takiego ciężaru. Co gorsza ucierpiał na tym nawet wątek główny, który bardzo szybko rozmywa się w natłoku całej reszty. Niezbyt szczęśliwie, że tak się stało, albowiem to właśnie wątek pierwszoplanowy jest tutaj najciekawszy. Cała reszta pełni rolę uzupełniacza/zapychacza, który raz lepiej, a raz gorzej spełnia swoją rolę. Kolejną wtopą jest zbyt duża rozbieżność w klimacie oraz stylistyce obrazu. Twórcy po raz kolejny chcieli upchnąć w filmie jak najwięcej i przez to niestety zafundowali sobie podróż na sam koniec dopuszczalnej granicy. Spróbowali połączyć akcję oraz humor z nieco poważniejszymi wątkami typu rodzicielstwo, odmienność, siostrzane więzi itp. Jest to zdecydowanie krok w przód, który ma na celu ukazać nam nieco dojrzalszą stronę dzieła Jamesa Gunna. Niestety wątki te w połączeniu z pozostałą częścią filmu nie prezentują się za dobrze. Sprawiają wrażenie jakby były wręcz z innej galaktyki przez co niesłychanie gryzą się klimatem całego obrazu. Chciano dobrze, ale koniec końców zabieg ten strasznie kuje w oczy. To samo można powiedzieć o wykończeniu całego filmu, z którym zdecydowanie posunięto się za daleko. Jak już wcześniej wspomniałem charakterystycznymi cechami filmu są przesunięte granice. Jest dużo więcej humoru i barw niż w jakimkolwiek innym filmie spod szyldu Marvela. W myśl idei sequela postanowiono zaserwować nam podwójną dawkę wszystkiego. Efektem tego jest ekstaza barw, która oślepia nas podczas seansu oraz tak niezliczona ilość scen komediowych, że aż można przez chwilę pomyśleć, że to nie jest film akcji. Humor jest dobry, ale trzeba znać granicę, aby go nie nadużyć. Tutaj niestety przekroczono i tą granicę przez co ewidentnie zabija on klimat obrazu i przerabia go na skecz pełen śmiesznych gagów. Niekiedy nawet ociera się o granicę karykatury co może spowodować u nas niezły zgrzyt. Natomiast do bólu kolorowa i zabawna otoczka potrafi być tak męcząca, że wychodząc z kina możemy doznać zawrotu głowy. Twórców ewidentnie poniosło przez co film przybrał wręcz karykaturalną formę. Całość prezentuje się poprawnie, ale bez większych rewelacji.

Od strony aktorskiej jest dobrze, a pod niektórymi względami nawet bardzo dobrze. Na ekranach kin ponownie możemy oglądać naszą zwariowaną paczkę, w której skład wchodzą Peter Quill/Star Lord – Chris Pratt, Gamora – Zoe Salanda, Drax - Dave Bautista, Rocket -  głos Bradleya Coopera i Mały Groot – głos Vina Diesla. Największą uwagę poświęcono postaci Star Lorda, Gamory i Rocketa. Draxa i Groota pominięto. Co ciekawe większy udział w produkcji otrzymała Nebula  grana przez Karen Gillan oraz Michael Rooker jako Yondu. Do obsady dołączyli natomiast Pom Klementieff jako Mantis, Sylvester Stallone jako Stakar Ogord, Kurt Russell jako Ego oraz Elizabeth Debicki jako Ayesha. Z powodu tak dużego natłoku postaci twórcom nie udało się zbyt dokładnie nakreślić losów każdej z nich, a jedynie nieco napomknąć o nich napomknąć. Jednym z największych problemów ostatnich filmów Marvela były bardzo słabe czarne charaktery. Pierwsi "Strażnicy Galaktyki" również posiadali ten problem. Kontynuacji udaje się go uniknąć dzięki czemu główny antagonista drugiej części ma szansę nawet dołączyć do grona najlepszych. Jest niesamowicie tajemniczy, skryty, brutalny, a przy okazji strasznie samolubny.

Wykończenie techniczne prezentuje się na bardzo wysokim poziomie. Mamy świetne efekty specjalne, klimatyczną muzykę, dobre zdjęcia i świetnie dopasowane utwory muzyczne. Kostiumy, charakteryzacja, scenografia itd. również potrafią zrobić na nas ogromne wrażenie. Niestety multikolorowa i komediowa otoczka przyćmiewa całą resztę i balansuje na niebezpiecznej granicy przesady a karykatury.

Po "Strażnikach Galaktyki vol. 2" można było się spodziewać akcji, humoru oraz odrobiny szaleństwa. Niestety nie oznacza to, że byliśmy gotowi na wstrząs w postaci kolorowo humorystycznej ekstazy, która jest tak przaśna, że aż nieznośna. Niestety, ale kontynuacja filmu Jamesa Gunna posiada liczne problemy.  Brak jej napięcia, ciekawej intrygi i polotu w środkowej części produkcji przez co film jest nijaki i mało ciekawy. Do opowieści wrzucono za dużo wątków pobocznych przez co za bardzo przyćmiewają ten pierwszoplanowy. Oprócz tego spróbowano zestawić ze sobą zbyt wiele kontrastowych scen co sprowadziło do opowieści chaos. Pomijając już fakt, że stylistyka obrazu została mocno nadszarpnięta poprzez zagrania różnego kalibru i sceny o całkiem odmiennych klimacietach. Całość ratuje jedynie efektowna końcówka, która przypomina nam, że to jednak na film akcji kupiliśmy bilet. Tak czy siak to żadne pocieszenie, albowiem cały film po prostu rozczarowuje.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz