Snippet

Step Up: All in

Do rywalizacji we wnętrzach luksusowego hotelu Valhalla w Las Vegas przystąpią uwielbiani przez widzów uczestnicy wcześniejszych tanecznych turniejów: Sean, Andie, Moose, Jenny Kido, Eddy, Camille, Jason, Hair, Monster, Vladd i bliźniaki Santiago. Wszyscy oni sprawią, że parkiety Miasta Grzechu rozgrzeją się do czerwoności.

gatunek: Melodramat, Muzyczny
produkcja: USA
reżyser: Trish Sie
scenariusz: John Swetnam
czas: 1 godz. 52 min.
muzyka: Jeff Cardoni
zdjęcia: Brian Pearson
rok produkcji: 2014
budżet: nieznany
ocena: 6,5/10










There it's a magic to hapens when you dance.


Jak widać twórcy serii "Step Up", nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa wprowadzając do kin po świetnym "Revolution" kolejną cześć "All in". Jednak wszystko powinno się kiedyś zakończyć, nieprawdaż? Jednak twórcy wpadli na niecodzienny pomysł. Postanowili ściągnąć z poprzednich części bardziej wyróżniające się postacie i stworzyć z nich nową "superekipę". Jaki jest tego efekt?

Nie można się nie zgodzić, że pomysł na piątą część jest rewelacyjny, gdyż w każdej części spotykaliśmy ciekawe osobowości z rozmaitymi talentami, które w połączeniu mogłyby dać świetne widowisko. Razem z Moosem ("Łoś"), który jest jakby łącznikiem wszystkich części. Pomysł był jak najbardziej obiecujący.

Oglądając takiego rodzaju filmy, według mnie nie ma po co zwracać uwagi na fabułę, która jest do bólu przewidywalna i oczywista. Tak samo nie ma co narzekać na scenariusz, gdyż takie produkcje stawiają na prostą historię i mnóstwo spektakularnych tańców. My, zajmując się oglądaniem takiego filmu mamy zwrócić uwagę na taniec i aktorów. To tyle.

Niestety tutaj rodzi się problem. Produkcja zapowiadała się rewelacyjnie jeśli chodzi o choreografie taneczne i ich wykonanie. Po świetnych układach w "Revolution", które były przemyślane, spektakularne i nas naprawdę zachwycały w "All in" wydaje mi się, że spodziewaliśmy się tego więcej. Przynajmniej ja tak sądzę. Tymczasem dostajemy proste układy, bez przepychu i rozmachu. Nie wywołują w nas już tego podziwu co kiedyś. Miałem ważenie niedosytu i rozczarowania. Myślałem, że angażując tyle postaci z wcześniejszych części dostaniemy pokaz umiejętności tanecznych na ich poziomie. Tymczasem tak się nie dzieje. Szkoda. Na tym polu oczekiwałem czegoś lepszego. Dużo lepszego...

Jak wiadomo produkcja tego typu będzie zawierać humor i chwile załamania. Tak samo jest i w tej części. Mamy wiele śmiesznych scen, wykorzystujących komizm postaci jak i sytuacji np. z instruktorem tańca szkoły Any i Borisa czy "człowieka robota" oraz chwile zwątpienia, kiedy każdy myśli, że to już koniec ich rywalizacji.

Aktorstwo wypada dobrze, bez rewelacji gdyż, aktorzy grający w takich filmach mają z reguły umieć tańczyć a nie grać więc wiele od nich nie wymagajmy. Mimo tego miło jest ponownie spotkać Guzman'a, Evigan, Sevani'ego, Kode czy chociażby bliźniaków Santiago. Na dodatek w tej części mamy polski akcent czyli Izabelę Miko jako Alexxę Bravę. Szczerze powiedziawszy, to na początku filmu strasznie mnie irytowała i chciałem aby jak najszybciej zniknęła mi sprzed oczu. Później jednak jakoś moje poirytowanie minęło i Izabela pokazała co potrafi. Niestety nie miała wielu ambitnych scen, gdyż przez większość czasu grała ładną i głupiutką gwiazdę pop'u.

Podsumowując: film ogląda się przyjemnie i bez żadnych zgrzytów. Niestety, nie można powiedzieć, że jakoś specjalnie mnie zachwycił. Właściwie to mnie rozczarował. Czułem po nim niedosyt taneczny, którego nie da się odczuć po "Revolution". Poprzednie części ze słabą fabułą nadrabiały wspaniałymi wyczynami tanecznymi. Tutaj niestety zawiodłem się i na tym polu. Stwierdzam, iż ta część była zupełnie nie potrzebna. Szkoda, bo potencjał był.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz