Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #Serial. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą #Serial. Pokaż wszystkie posty

Gra

Rok 1972. Po obu stronach żelaznej kurtyny działają agencje wywiadowcze, których zadaniem jest wzajemna infiltracja i namierzenie słabych punktów wroga. Jednym z najlepszych tajnych agentów pracujących na rzecz bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii jest Joe Lambe. Kontaktuje się z nim Arkady Malinow, zbiegły z ZSRR agent KGB i zdradza plany radzieckiej inwazji na Europę Zachodnią pod kryptonimem "Operacja Szkło".Rozpoczyna się gra, która ma na celu wykrycie radzieckiej siatki szpiegowskiej w Anglii. Wszystkie chwyty są dozwolone.

twórcy: Toby Whithouse
oryginalny tytuł: The Game
gatunek: Thriller, Szpiegowski
kraj: Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: Sam McCurdy, Urszula Pontikos
produkcja: BBC
średnia ocena: 8,7/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)







 
Prawie jak Bond

Co my byśmy zrobili gdyby nie MI6, niezastąpiony/-a M oraz niezawodny Bond. Tyle razy już uratowali świat przed szalonymi geniuszami oraz rozmaitego kalibru atakami. Dzięki serii o szarmanckim agencie brytyjska placówka wywiadowcza o intrygującej nazwie MI6 zyskała duży rozgłos i zapewne każdy z Was o niej słyszał.  A czy słyszeliście może o MI5? Niektórzy zapewne, ale ten wydział nie jest raczej tak znany jak MI6 z Bonda. A jednak wywiad ten jest równie ważny, albowiem odpowiada za bezpieczeństwo wewnętrzne kraju przed infiltracją obcych agencji. To właśnie ona jest jednym z bohaterów serialu BBC pt: "Gra".

Jak na MI5 przystało broni ona bezpieczeństwa w kraju przed inwigilacją. Dokładnie na tym opiera się główna oś fabuły oraz nasi bohaterowie, którzy w owej agencji pracują. Mamy lata 70. XX wieku. W europie panuje okres Zimnej Wojny, a co za tym idzie wyścig zbrojeń, nieustanna inwigilacja oraz próba przeniknięcia do struktur wroga. To właśnie w takiej rzeczywistości poznajemy głównego bohatera oraz całą resztę specjalnego zespołu kierowanego przez tajemniczego mężczyznę o przezwisku Tatuś. Jednakże dlaczego serial "Gra" miałby być lepszy od podobnych produkcji tego typu? Pomyślmy... pomysł, wykonanie, intryga i klimat. Ale zacznijmy od początku. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na rewelacyjny koncept oraz misternie uknuty wątek przewodni. Twórca produkcji Toby Whithouse wyszedł do widzów z odważną, pełną ciekawych zwrotów akcji oraz niebanalnej fabuły produkcją, która potrafi niesamowicie nas urzec. Choć seria posiada jedynie sześć odcinków, to jednak koniec końców okazują się być wystarczającą ilością epizodów, aby ukazać nam pełnię szczegółowego scenariusza. Ten zaś ukazuje nam intrygujące i pełne emocji zdarzenia, które sprawiają, że bez wahania chcemy sięgnąć po więcej. Odcinki są tak świetnie skonstruowane, że dosłownie nie ma w nich czasu nawet na odrobinę nudy. Koncentrują się na głównej opowieści, perypetiach bohaterów oraz ukazują również wydarzenia z przeciwnej strony. Wszystko to świetnie zmontowane okazuje się być kompletną i niespodziewanie potężną i bogatą w treść fabułą, która już z samego początku potrafi nas niesłychanie wciągnąć. Historia jest opowiedziana w starym dobrym stylu. Bez przekombinowanych technologii czy nadzwyczajnie błyskotliwych umysłów (w końcu to lata 70. co wcale nie oznacza, że twórca nie mógłby poszaleć). To nie jest przecież rzeczywistość tylko fikcja, a twórca stara się być jak najbliżej realnego świata, aby całość miała bardzo wiarygodny wydźwięk. Czasem nawet przechodzi nas taka myśl, że może wydarzenia ukazane w "Grze" to prawda, albowiem wszystko wydaje się tak realistyczne, że aż jesteśmy skłonni uwierzyć, że serial powstał na faktach historycznych. Natomiast co do pierwszoplanowej intrygi trzeba przyznać, że jest fenomenalnie poprowadzona od samego początku, aż do końca. Twórca nie pozostawia wydarzeń, ani bohaterów samym sobie tylko bardzo precyzyjnie nimi kieruje dzięki czemu udaje mu się powiązać wszystkie aspekty produkcji i doprowadzić je do tego samego miejsca jednocześnie zaznaczając, że całość jest ze sobą połączona. Nawet te najbardziej szokujące zdarzenia okazują się być perfekcyjnie umotywowane przez co Toby Whithouse w fenomenalnym stylu ukazuje nam politykę agencji wywiadowczych oraz ich techniki działania. Wszystko jest nam ukazane zza kulis wielkich organizacji. Wchodzimy do ich wnętrza i przyglądamy się ich funkcjonowaniu co daje nam możliwość wglądu do świata w jakim żyją agenci. Nikomu nie można zbytnio ufać, albowiem każdy może być wrogiem. Zaś z kolei wróg mojego wroga może okazać się moim przyjacielem co może doprowadzić do niebezpiecznej gry, która nie zawsze musi się skończyć szczęśliwie. Dlatego właśnie każda scena, wypowiedź czy postać jest niezwykle ważna, albowiem tworzą one świetne iluzje i pozory świadczące o tym, że tak naprawdę ufać możemy tylko sobie, a czasami nawet ta opcja nie jest dobra. Całość jest tak charakterystyczna, że od razu jesteśmy w stanie wyczuć szpiegowski klimat, który rewelacyjnie buduje napięcie oraz odpowiednią dramaturgię. Nie zabraknie również pełnych akcji pościgów, emocjonujących strzelanin, zaskakujących zwrotów fabularnych oraz tajemnicy, którą owiana jest "Operacja Szkło". Innymi słowy "Gra" pod względem fabularnym wypada rewelacyjnie.

Kolejnym elementem godnym uwagi jest wyśmienite aktorstwo oraz rewelacyjnie nakreślone postaci. Każda z nich to odmienna osobowość dzięki czemu ich charakterystyki nie da się sprowadzić do banałów i oczywistości. Twórca bardzo postarał się przy tworzeniu naszych bohaterów, aby byli jak najbardziej wiarygodni. Muszę przyznać, że udało mu się dopiąć swego, albowiem zadbał nawet o najmniejsze szczegóły. Nie pozostawił oczywiście naszych bohaterów bez intrygującej, tajemniczej, a czasami wstydliwej przeszłości, która często lubi wyjść na jaw w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Takim oto sposobem mamy świetnego Toma Hudgesa jako agenta Joe Lambea, który niestrudzenie próbuje zapobiec zagrożeniu ze strony ZSRR. Oprócz niego na ekranie pojawiają się: Brian Cox jako Tatuś, Victoria Hamilton jako Sarah Montag, Jonathan Aris jako Alan Montag, Paul Ritter jako Bobby Waterhouse, Shaun Dooley jako Detektyw Jim Fenchurch, Chloe Pirrie jako Wendy Straw oraz Zana Marjanović jako Yulia i Yevgeni Sitokhin jako Odin. Obsada naprawdę się spisała i dostarczyła nam pełnokrwistych bohaterów, których, aż chce się oglądać.

Od strony wykończeniowej również należy pochwalić serial. Przede wszystkim ciekawe i dynamiczne zdjęcia, oryginalna i ciekawa muzyka Daniela Pembertona oraz rewelacyjne kostiumy i scenografie, które momentalnie przenoszą nas do lat 70. Oprócz nich niezwykle ważny jest również klimat produkcji, który emanuje tajemnicą, dreszczykiem emocji, ale również odrobiną dramatu.

Nie po raz pierwszy dostajemy od BBC miniserię, która okazuje się fenomenalnie opowiedzianą historią, z niezwykle ciekawym wątkiem głównym, wyjątkowymi i dobrze nakreślonymi bohaterami oraz z bardzo dobrym wykończeniem. Muszę przyznać, że serial "Gra" mnie niesamowicie zaskoczył, albowiem nie spodziewałem się po tym tytule tak dobrej produkcji. Szczególnie, że trafiłem na nią przez przypadek. W takim razie proszę o więcej takich przypadków.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Na pustyni w Nowym Meksyku naukowiec Vera Ivanov zostaje świadkiem zderzenia z Ziemią tajemniczego obiektu. Mimo że fala uderzeniowa spowodowana kolizją zatrzymuje pracę jej serca, po kilku godzinach kobieta w cudowny sposób wraca do życia. To samo przytrafia się czwórce nieznajomych, którzy zostają połączeni ze sobą dziwną więzią. Niebawem pojawia się tajemniczy mężczyzna i oferuje Verze przywrócenie jej porwanego syna w zamian za nie do końca moralną przysługę. Wkrótce tych kilkoro wybrańców połączonych ze sobą biblijną przepowiednią odkryje, że zyskali nowe moce, a ich zadaniem jest uratować świat przed apokalipsą.

twórcy: Eoghan O'Donnell
oryginalny tytuł: The Messengers
gatunek: Dramat, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 13
sezonów: 1
muzyka: Paul Haslinger
zdjęcia: John Newby, Sidney Sidell
produkcja: cw
średnia ocena: 7,3/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Masz wiadomość...

Walka dobra ze złem to temat wielu produkcji filmowych jak i telewizyjnych. Ten bardzo popularny wątek już od dłuższego czasu raczy nas swoją niesłabnącą obecnością. Jednakże jakby się tak zastanowić to prawdę mówiąc niewiele z tych wszystkich obrazów tyczy się stricte Biblii oraz walki z szatanem. Stacja cw postanowiła nieco zmienić ten status rzeczy prezentując nam serial "Posłańcy". Choć produkcja nie zagościła zbyt długo na ekranach telewizorów, to jednak czy jest to zły obraz?

Po przeczytaniu opisu można dojść do wniosku, że "Posłańcy" to lekki i niezobowiązujący serial o walce dobra ze złem i takie tam. Nic szczególnego, a więc nie wartego uwagi. Otóż okazuje się, że produkcja jest całkowitym zaprzeczeniem owych słów. Jakim prawem? - zapewne zapytacie. A odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Pomysł. Niby nic, a znaczy więcej niż można by przypuszczać.  To właśnie pomysł odróżnia tę produkcję od całej masy innych obrazów tego typu. Twórca serii Eoghan O'Donnell wyszedł z ciekawym konceptem ukazania nam końca świata według biblijnej przepowiedni skupiającej się na Czterech Jeźdźcach Apokalipsy. Większość z was pewnie słysząc "biblijnej" ucieka na kilometr, ale okazuje się, że diabeł wcale nie taki straszny jak go malują. Zdaję sobie sprawę z tego, że większość produkcji skupiających się na wydarzeniach z boskiej księgi to tanie, przelukrowane, tandetne, nijakie i sztampowe dzieła od których oglądania można dostać raka. Poważnie. Ale z "Posłańcami" jest inaczej. Największa zaletą tej produkcji jest właśnie fakt, że nie wpada w ustalone z góry schematy i nie zostaje sprowadzona do prostych i pięknych obrazków, w których widać boską moc. O nie. Przecież to jest zbyt proste, a życie właśnie nie jest proste. Tak samo jest z serialem, który nie boi się iść nową, często dłuższą, ale świeższą ścieżką niż tą sprawdzoną i wydeptaną dróżką. Dzięki ciekawemu pomysłowi i sprawnej realizacji produkcja nie wpada w schematy i nie powtarza błędów poprzedników ponieważ podąża w całkiem innym kierunku. Unika również wielu standardowych klisz przez co opowieść zdaje się być jeszcze bardziej ujmująca, a pomysłowość twórcy potrafi nas wielokrotnie zaskoczyć. Wszystko to sprawia, że fabuła produkcji to ciekawa, wciągająca i pełna przygód opowieść, którą świetnie się ogląda. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego po "Posłańcach" co sprawia mi jeszcze większą radość z tego, że serial nie okazał się całkiem zbyteczną produkcją. Wydarzenia ekranowe koncentrują się wokół grupki nieznajomych, którzy nagle stają się sobie bliscy po tym jak dostają dary od boga i stają się jego posłańcami wiary, jednocześnie będąc jedyną nadzieją ludzkości na ratunek przed apokalipsą. W tym samym czasie obserwujemy szatana, który kompletuje swoich popleczników, alby doprowadzić do końca świata. Jak już wcześniej pisałem mamy tutaj ukazaną sztandarową walkę dobra ze złem. Nic niezwykłego, ale jednak znacznie bardziej ciekawszego nisz większość obrazów tego typu. Mówią, że diabeł tkwi w szczegółach co zdaje się być kluczem do rozszyfrowania serialu. Otóż w produkcji liczy się tak naprawdę cała reszta, a nie starcie dobra i zła. Zaskoczeni? Nie dziwię się, albowiem nie jest to coś czego można było się spodziewać. Ku mojemu zaskoczeniu podczas oglądania serialu okazało się, że kluczowym elementem serii jest cała ta otoczka wokół nakreślonego dużo wcześniej schematu. Eoghan O'Donnell odwalił kawał dobrej roboty adaptując na swoje potrzeby Biblię, która tak naprawdę posłużyła mu jedynie jako trzon opowieści. Cała reszta to już wyłącznie jego koncepcja, która koncentruje się na ciekawie zarysowanych bohaterach oraz ich perypetiach. To oni ukazują nam siłę opowieści oraz pokazują, że nie wszystko można sprowadzić do banałów. Oprócz tego twórca posiada bardzo precyzyjnie stworzony pomysł na to jak powinna prezentować się seria i konsekwentnie realizuje swój zamysł. Podoba mi się sposób w jaki ugryzł wiele biblijnych odnośników oraz to jaką pomysłowością wykazał się przy dostosowywaniu opowieści do obecnych czasów. Oprócz tego nie zabraknie również całej masy tajemniczych zdarzeń oraz kliku rewelacyjnych zwrotów fabularnych, które potrafią nieźle zamieszać w serialu. A na to wszystko mamy jeszcze wiele ciekawych retrospekcji, które dopełniają obraz. Koniec końców okazuje się, że fabuła serialu nie jest taka prosta i szablonowa jakiej można było się spodziewać.

Bohaterowie w "Posłańcach" to świetnie nakreślone i pełnokrwiste postacie, które przez cały serial próbują pogodzić normalne życie z ratowaniem świata w imię Boga. Oprócz tego nieustannie zmagają się z brzemieniem oznaczającym wybranie ich z całej populacji. Albowiem każdy z nich jest inny oraz wyznaje inną religię. Jedna postać jest nawet ateistką. Ale gdy przychodzi co do czego nie liczy się który bóg jest lepszy, albowiem to cały czas ten sam tylko, że pod innym imieniem. Aczkolwiek wydarzenia z serialu nawiązują stricte do Biblii. Niemniej jednak nasi bohaterowie to istna mieszanka wybuchowa co czyni z nich wyjątkowych, a zarazem niedoświadczonych i skazanych na porażkę znajomych. Jednakże ci nie poddają się  i walczą do końca. Warto również zwrócić uwagę na postać samego diabła gdyż jest ona jedną z ciekawszych sylwetek w serialu. W obsadzie znaleźli się:  Shantel Vansanten jako Vera Buckley, JD Pardo jako Raul Garcia, Sofia Black-D'Elia jako Erin Calder, Diogo Morgado jako Mężczyzna, Joel Courtney jako Peter Moore, Jon Fletcher jako Joshua Silburn Jr, Anna Diop jako Rose Arvale oraz Lane Garrison jako Ronnie. Aktorzy świetnie poradzili sobie z ukazaniem nam swoich bohaterów dzięki czemu pod względem aktorskim serial prezentuje się na całkiem dobrym poziomie.

Od strony technicznej serial prezentuje się bardzo dobrze. Mamy odpowiednią muzykę, przyzwoite zdjęcia oraz dobre efekty specjalne. Wszystko na swoim miejscu bez większych niespodzianek, ale również bez rozczarowań.

"Posłańcy" to bardzo ciekawa propozycja serialowa, która skupia się na biblijnej wersji końca świata. Choć produkcji daleko do arcydzieła, to jednak nie sposób odmówić jej niezwykłej pomysłowości twórcy oraz ciekawego przedstawienia wydarzeń biblijnych.  Eoghan O'Donnell odwalił kawał dobrej roboty przy tworzeniu tej produkcji. Jego wysiłki opłaciły się, albowiem udało mu się odświeżyć Apokalipsę oraz ukazać nam nowe spojrzenie na znany i oklepany temat. Koniec końców "Posłańcy" to wcale nie taki zły serial. Nie ma się co do niego zrażać, ani być zbytnio uprzedzonym poprzez religię czy też przekonania, albowiem byłoby to kompletnie bezsensu. Warto sięgnąć po tę produkcję i przekonać się samemu nawet jeśli drugi sezon serialu nie powstanie.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Serial przedstawia historię młodego mężczyzny, Kyle’a Barnesa, który od dzieciństwa zmaga się z opętującymi go złymi mocami. Teraz, z pomocą wielebnego Andersona, wiejskiego pastora, walczącego z własnymi demonami, Kyle wyrusza w podróż, by znaleźć odpowiedzi na to, w jaki sposób odzyskać normalne życie, którego nigdy nie zaznał. Jednak to, co odkryje może zmienić los nie tylko jego, ale całego świata – na zawsze. 

oryginalny tytuł: Outcast
twórca: Robert Kirkman
na podstawie: komiksu pt: "Outcast" Roberta Kirkmana
gatunek: Dramat, Horror
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 10
sezonów: 1
muzyka: Atticus Ross, Leopold Ross, Claudia Sarne
zdjęcia: David Tattersall, Evans Brown
produkcja: Cinemax, Fox
średnia ocena: 5,9/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)








 
Wyrzutek

"Żywe trupy" to jeden z najpopularniejszych i najchętniej oglądanych seriali ostatnich lat. Choć doczekał się już sześciu sezonów twórcy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i z dumą kontynuują swoją apokaliptyczną historię. Ta zaś z kolei powstała na podstawie czarno-białego komiksu autorstwa Roberta Kirkmana, który to również odpowiada za serial kanału AMC. Nic więc dziwnego, że kolejna duża stacja postanowiła sięgnąć po twórczość pana Kirkmana i stworzyć na jej podstawie kolejny serial. Czy i tym razem opowieść okaże się niezaprzeczalnym sukcesem?

Z takimi obwieszczeniami radziłbym na razie zaczekać, ale kto wie? Może kiedyś w istocie tak się stanie. Jednakże na razie serialowi daleko do fenomenu "Żywych trupów". Produkcja stacji Cinemax we współpracy z Fox powstała na podstawie, jakżeby inaczej komiksu stworzonego przez nikogo innego jak Roberta Kirkmana. Outcast w wydaniu papierowym po raz pierwszy pojawił się w 2014, a więc stosunkowo niedawno. Jednakże scenariusz serialu został stworzony jeszcze przed premierą pierwszego egzemplarzu komiksu. Produkcja serii rozpoczęła się w 2015 roku by mieć swoją światową premierę rok później. Teraz będąc już po premierze pierwszej serii nie sposób powstrzymać się od wypowiedzenia słów, że Outcast: Opętanie najzwyczajniej w świecie zawiódł.

Serial skupia się na burzliwych losach Kyle’a Barnesa, który od wielu lat zmaga się tajemniczymi siłami, które za wszelką cenę chcą go skrzywdzić. Nasz bohater nie wie co jest tego przyczyną, a z obawy przed skrzywdzeniem innych postanawia osunąć się w cień. Niestety nie dane mu będzie wieść spokojnego życia wyrzutka, albowiem zło nigdy nie śpi i ponownie atakuje mieszkańców miasteczka Rome. Czy nasz bohater da radę odpędzić demony i odzyskać normalne życie? Dokładnie tyle wystarczyło, aby zaintrygować nas tym serialem. Tajemnica, mroczne siły i wyraziste postaci. Taki właśnie jest pierwszy odcinek stanowiący idealne wprowadzenie do serialu. Ukazuje nam przeszłość głównego bohatera oraz koncentruje się na jego obecnych poczynaniach. Przedstawiono nam również znaczną część obsady oraz zapoznano nas z wątkiem głównym, na którym będzie koncentrować się seria. A wszystko to zaprezentowano z niezwykłą lekkością i gracją. Nie zabrakło również odrobiny mroku oraz grozy, które tylko zaostrzyły apetyt na serial. Pod wieloma względami pilot mnie niesłychanie zaskoczył przez co z wielką chęcią sięgnąłem po kolejne epizody. Niestety wraz z końcem pierwszego odcinka moje nadzieje na pełen mroku i grozy serial bezpowrotnie wyparowały. Obiecująco zapowiadająca się historia dosłownie z sekundy na sekundę zamieniła się w nieciekawą i rozwleczoną do granic możliwości opowieść, która nie ma prawie nic wspólnego z tym co zaprezentowano nam na samym początku. Fabuła produkcji okazała się wolna i mało intrygująca, a potyczki naszej postaci walczącej z demonami zostały sprowadzone do minimalnego poziomu sięgającego co najwyżej zera. Wątek główny zaprezentowany w pierwszym epizodzie bardzo szybko zszedł na dalszy plan nie obiecując nam rychłego powrotu. W zamian za to otrzymaliśmy całą masę niepotrzebnych i nic nie wnoszących do historii wątków pobocznych, które niepotrzebnie zajmują czas ekranowy. Z kolei pierwszoplanowa intryga ukazuje nam się jedynie od czasu do czasu, aby przypomnieć nam o czym tak właściwie jest ten serial, albowiem poprzez natłok innych wątków łatwo można o tym zapomnieć. Owe przebłyski niestety nie są w stanie dostatecznie nas zaintrygować, abyśmy bez problemu mogli sięgnąć po dalsze odcinki. Wydarzenia ekranowe na przemian ciekawą oraz nudzą przez co serial jest strasznie nierówny jeśli chodzi o narrację. Twórcy wielokrotnie zbywają nas tanimi sztuczkami od właściwej fabuły przez co ciężko brać opowiadaną przez nich historię na serio. Brak im konsekwencji przy prowadzeniu opowieści przez co historia często sprawia wrażenie niedokończonej, albo niedopowiedzianej, albowiem twórcy lubią nagle urwać opowiadany przez nich wątek. Serial ten jest również niekończącym się pasmem pytań bez odpowiedzi. Wykreowana w pierwszym epizodzie tajemnica jest na tyle intrygująca, że chcemy poznać odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Niestety twórcy po raz kolejny okazują się być na tyle bezczelni, że po zaserwowaniu nam kilku niekompletnych i wymijających odpowiedzi znowu sypią nam kolejną garścią nowych pytań. Nie miał bym nic przeciwko serii, która wyjawia nam informację na przynajmniej połowę nurtujących nas zagadnień, albowiem druga część byłaby świetnym elementem napędowym produkcji. Niestety w "Outcast: Opętanie" twórcy wolą wszystkie tajemnice zachować dla siebie co doprowadza serial do takiego absurdu, że nawet na samym końcu niewiele wiemy. Żeby tego było mało od pewnego momentu serial przypomina raczej dramat obyczajowy, a nie serial grozy. Wydarzenia  w większości koncentrują się na życiu jak i trudnych wyborach bohaterów nie mających nic wspólnego z głównym wątkiem oraz mrocznymi mocami. Dopiero pod koniec serialu sytuacja ulega zmianie, ale to i tak nie jest żadne pocieszenie. Historia  Kyle’a Barnesa schodzi na dalszy plan, a nam nie pozostaje nic innego jak zadowolić się tym co serwują nam na ekranie. Nie wiem jak twórcy wyobrażali sobie stworzoną przez siebie historię, ale z pewnością nie tak jak została ona nam ukazana, albowiem zawodzi pod każdym względem.

Aktorsko serial nie rozczarowuje i dostarcza nam ciekawych i dobrze zagranych bohaterów. Nasze postacie są niezwykle szczegółowo nakreślone dzięki czemu ich obawy, leki oraz trudności prezentują się bardzo przekonująco. Oprócz tego nasi bohaterowie to silne osobowości, które pomimo wielu przeszkód są w stanie z nimi poradzić i zacząć od nowa. Na pierwszym planie mamy Patricka Fugota jako Kyle'a Barnesa, który od wielu lat jest nękany przez demony. Choć nasza postać z początku jest bardzo zagubiona powoli odnajduje prawidłowość w swoich działaniach i stara się wszystko naprawić. Zaraz obok mamy Philipa Glenistera jako wielebnego Andersona – miejscowego księdza, który słynie z wypędzania demonów. Jednakże jego sylwetka jest dużo bardziej skomplikowana co odsłaniają nam kolejne odcinki z jego udziałem. Czasem można wręcz odnieść wrażenie, że jest szalony, ale za jego intencjami kryje się dobro, które często daje się zmanipulować przez zazdrość. Na ekranie ukazano nam również skomplikowane życie Megan i Marka Holterów (Wrenn Schmidt i David Denman), którzy walczą z demonami przeszłości oraz swoimi własnymi błędami. Nie należy zapomnieć również o Allison Barnes (Kate Lyn Sheil) - żonie Kyle'a oraz ich córce Amber (Madeleine McGraw). W serialu pojawiają się również: Reg E. Cathey jako komendant Giles, Melinda McGraw jako Patricia MacCready, Brent Spiner jako tajemniczy Sidney, Pete Burris jako Ogden i Debra Christofferson jako Kat Ogden.

Od strony technicznej serial również prezentuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim mamy świetne efekty specjalne oraz ciekawe zdjęcia. Muzyka natomiast nie wyróżnia się niczym specjalnym, a klimat produkcji mógłby być bardziej mroczny. Na plus na pewno można zaliczyć scenografie oraz kostiumy.

"Outcast: Opętanie" odbił się głośnym echem w telewizji za sprawą bardzo rozbudowanej i długo trwającej kampanii promującej serię. Niestety to co można było zobaczyć w zapowiedziach nie przekłada się na to co dostaliśmy w kompletnym sezonie pierwszym. Serial przede wszystkim zawodzi pod względem rozwlekłej i nieciekawej fabuły oraz podrzędnie potraktowanej pierwszoplanowej intrygi. Sposób prowadzenia opowieści pozostawia wiele do życzenia, a niekończące się pasmo pytań bez odpowiedzi niekorzystnie wpływa na odbiór produkcji. Jedyna nadzieja serii w dobrym aktorstwie, pełnokrwistych postaciach oraz dobrym wykończeniu. Niestety serialowi Roberta Kirkmana daleko do pełnej grozy i mroku produkcji jaką nam obiecywano. Zbyt wiele rzeczy po prostu ze sobą nie współgra przez co nie ma co liczyć na dobrą produkcję. Choć końcówka pierwszej serii daje nadzieję, że może w końcu coś się w serialu ruszy, to jednak nie zmienia to faktu, że "Outcast: Opętanie" mocno rozczarowuje.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Serial opowiada o Jesse Custerze - kaznodziei, który mieszka na wsi i stara się żyć według dawno złożonej obietnicy. Niestety nie radzi sobie ze swoim zawodem jak i przeszłością, która nie pozwala mu o sobie zapomnieć. Wkrótce do miasta przybywa tajemniczy Cassidy oraz była dziewczyna Jessego. Kaznodzieja będzie musiał się zmierzyć z wszystkim przeciwnościami losu, aby stać się dobrym klechą i wypełniać wolę Boga.

oryginalny tytuł: Preacher
twórca: Seth Rogen, Evan Goldberg, Sam Catlin
na podstawie: komiksu pt: "Kaznodzieja" Garetha Ennisa
gatunek: Dramat, Horror
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 10
sezonów: 1
muzyka: Dave Porter
zdjęcia: Bill Pope, John Grillo
produkcja: AMC
średnia ocena: 6,7/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)









 
Zły ksiądz

W dzisiejszych czasach adaptacje komiksów to chleb powszedni. Wystarczy spojrzeć co się dzieje na rynku filmów superbohaterskich i już wiadomo, że jest na to niemalejący popyt. Ale komiksy to nie tylko opowieści o herosach ratujących świat przed masową zagładą. To również cała masa różnego kalibru historii, które ukazują nam losy bohaterów nie będącymi zbawcami świata. Wśród najpopularniejszych z nich znajdziemy charyzmatyczną opowieść o kaznodziei Jesse Custerze, który wraz z przyjaciółmi przemierza świat i przeżywa rozmaite przygody. Teraz ten słynny komiks doczekał się telewizyjnej adaptacji. Co z tego wyszło?

Komiks został stworzony przez Gertha Ennisa i został wydawany w latach 1995-2000. O adaptacji kinowej mówiło się już od 1998 roku, ale prace ciągle przekładano bądź porzucano. W końcu Ennis zdecydował się na format telewizyjny i przygotował scenariusz dla HBO. Jednakże stacja odmówiła produkcji serialu ze względu na przesadny mrok opowieści i brutalność. W końcu kilka lat później kanał AMC zdecydował się wyprodukować serial, jednakżee bez twórcy oryginału. Projektem zajęli się Seth Rogen, Evan Goldberg i Sam Catlin. Jak ci panowie poradzili sobie z tak mrocznym i brutalnym materiałem?

Przede wszystkim wyzbyli się go niemalże doszczętnie. To co dla twórcy komiksów było kluczowe dla całej opowieści teraz zeszło na dalszy plan. Ale zacznijmy od początku. Serialowy Jesse Custer to ksiądz w niewielkiej i zabitej deskami mieścinie gdzie nawet diabeł mówi dobranoc. Zmęczony swoim życiem i złymi wyborami postanawia wieść samotne życie. Niestety nie idzie mu najlepiej, albowiem nadużywa alkoholu, a oprócz tego jego przeszłość depcze mu po piętach. Czy nasz bohater poradzi sobie z tym wszystkim? To pytanie będzie nas prześladować aż do końca serialu, albowiem potyczki naszego kaznodziei nie kończą się na alkoholu. Wstęp jest bardzo intrygujący, pełen tajemnicy, charyzmatycznych bohaterów oraz specyficznego humoru. Stanowi świetne wprowadzenie dla przyszłych wydarzeń. Szkoda, że to tylko tak ładnie wygląda. Fabuła serialu z początku okazuje się być czymś ekstrawaganckim, świeżym oraz pełnym niespodzianek. Niestety z czasem okazuje się, że im głębiej wnikamy w historię tym coraz nudniejsza się staje. Niestety, ale wątek główny "Kaznodziei" jest rozciągnięty do granic możliwości przez co nie zawsze jest nas w stanie w stu procentach zaintrygować. Momentami potrafi być ciekawy, wciągający i pełen akcji, a zaś kiedy indziej nudny, naciągany i mało absorbujący. Ta dwoistość wynika najprawdopodobniej z niezbyt dopracowanego scenariusza, który pomiędzy ciekawymi momentami z braku pomysłów generuje dziury fabularne skutecznie spowalniające akcję produkcji. Jeśli zaś chodzi o akcję serialu to ta przypomina piękną sinusoidę gdzie wyraźnie można dostrzec miejsca w których serial osiąga swoje maksimum, aby później spuścić parę i wrócić do powolnie toczącej się fabuły. Takie wybryki okazują się być bardzo męczące dla widza, któremu ciężko się w tym wszystkim połapać. Kuleje również budowanie napięcia spowodowane właśnie takimi skokami akcji. To samo tyczy się sposobu narracji produkcji, który ewidentnie należy poprawić. Oglądając produkcję AMC można odnieść wrażenie jakby twórcy podczas tworzenia serialu kłócili się między sobą i nieustannie wyrywali sobie długopis, aby dorzucić do opowieści swoje "dwa grosze". Przez to historia nieustannie mutuje i zmienia swój charakter co okazuje się być niezwykle denerwujące. Brak konsekwencji twórców, w którą stronę skierować tę opowieść poraża. Czy to ma być mieszanka zwariowanej akcji, humoru i brutalności czy nieustanne kontemplacje, kryzysy i powroty do przeszłości. Najwidoczniej nawet sami twórcy tego nie wiedzą albowiem serwują nam niezbyt strawną mieszankę, która nie jest w stanie nam powiedzieć w jakim kierunku wszystko zmierza. Na szczęście zarówno w momentach pełnych akcji jak i tych wolniejszych wypełnionych rozmyślaniami da się dostrzec mnóstwo pozytywów, które poniekąd ratują całość. Perypetie naszego kaznodziei prezentują się całkiem intrygująco i w istocie są wciągające. Co wcale nie oznacza, że jest to dobry poziom. Owszem ciekawi nas los naszej postaci, ale jej liczne poczynania niekiedy potrafią sprawić, że niejeden raz chwycimy się za głowę. Dlatego o ile główna intryga prezentuje się średnio na jeża tak wątki poboczne wypadają już znacznie lepiej. Szczególnie jeśli tyczą się postaci takich jak: Tulip, Cassidy, Fiore i DeBlanc. Są one intrygujące, aczkolwiek niezbyt rozbudowane. Ciekawie prezentują się również liczne retrospekcje, które wyjaśniają nam przeszłość bohaterów, abyśmy byli ją w stanie dokładnie zrozumieć. Całościowo historia prezentuje się całkiem nieźle, ale niestety nie jest to opowieść jakiej mogliśmy oczekiwać po pierwszym epizodzie. Ewidentnie zmarnowano potencjał na niezwykle oryginalną i charyzmatyczną opowieść jaką mógł być "Kaznodzieja".

Pod względem aktorskim produkcja AMC nie zawodzi i dostarcza nam całą masę przedziwnych bohaterów, których bardzo szybko udaje nam się polubić. Na pierwszym planie mamy Jesse Custera – miejscowego klechę, który ewidentnie nie nadaje się by być księdzem. Jednakże pomimo licznych przeszkód jak i swoich nawyków śmiało brnie przez życie starając się być najlepszym w tym co robi. Być taki jak ojciec. Wraz z nim doświadczamy jego wzlotów i upadków uświadamiając sobie jak bardzo nasz bohater jest rozdarty wewnętrznie pomiędzy tym co dobre, a tym co złe oraz tym co konieczne, a tym co słuszne. W tej roli mamy świetnego Dominica Coopera. Oprócz niego na pierwszym planie pojawia się jeszcze: Ruth Negga jako Tuli O'Hare i Joseph Gilgun jako Cassidy. Nieco za nimi są: Ian Coletti jako Eugene "Gębodupy" Root, Lucy Griffiths jako Emily Woodrow, Tom Brook jako Fiore, Anatol Yusef jako DeBlanc, Dereck Wilson jako Donnie Schenck, W. Earl Brown jako szeryf Hugo Root oraz Jackie Earle Haley jako Odin Quincannon.

Od strony technicznej "Kaznodzieja" również nie zawodzi. Mamy do czynienia z dobrymi efektami specjalnymi, przyzwoitymi zdjęciami oraz niezwykle klimatyczną muzyką. Na uwagę zasługuje również świetna scenografia. Wyjątkowy klimat, specyficzny humor oraz brutalność mogłyby być znakiem firmowym serii, ale zdecydowano się je zredukować prawie do zera. Został tylko klimat, odrobina humoru i skrawki krwawych potyczek. Co ciekawe pojawienie się w serii owych elementów niesamowicie ją odżywia dlatego doprawdy nie wiem czemu postanowiono się ich pozbyć.

"Kaznodzieja" po wielu latach czekania doczekał się w końcu ekranizacji, ale ostatecznie rzecz biorąc nie można jej uznać za zbyt udaną. Największym jej problemem jest fabuła, która nie trzyma się kupy. Pełna chaosu narracyjnego, braku konsekwencji, nierównego tempa akcji oraz na przemian ciekawej historii. Wątek główny również nie zachwyca, ale koniec końców serial da się oglądać. Co prawda raz jest lepiej, a raz gorzej, to jednak dzięki niezwykle charyzmatycznym bohaterom twórcom udaje się nas przekonać do serii. Oprócz tego serwują nam ciekawe zakończenie, które być może ukierunkowuje naszą opowieść w konkretnym kierunku. Jednakże na razie nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na dalsze losy naszego kaznodziei.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Rodzina Laneów na pierwszy rzut oka przypomina pierwszą lepszą amerykańską rodzinę. problem w tym, że do normalnych nie należy, albowiem jej członkowie należą do sekty zwanej Meyerism pod przewodnictwem tajemniczego Calla, która podąża ścieżką ku światłu poprzez kolejne stopnie Drabiny. Problemy rozpoczynają się od momentu powrotu głowy rodziny - Eddiego z duchowych rekolekcji. Nagle cały czar pryska, a na światło dzienne wychodzi wiele tajemnic... Czy Eddiemu uda się poskładać rodzinę do kupy oraz czy uda mu się odnaleźć spokój?

twórcy: Jessica Goldberg
oryginalny tytuł: The Path
gatunek: Dramat
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 10
sezonów: 1
muzyka: Will Bates
zdjęcia: Yaron Orbach
produkcja: hulu
średnia ocena: 7,8/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)






 
Czy Ty wierzysz?

Kino jak i telewizja zostały stworzone, aby dostarczać nam rozrywki wszelakiego rodzaju. Jednakże z czasem obydwa te światy zaczęły sięgać po bardziej przyziemne czy też międzyludzkie sprawy i opowiadać nam historie z życia wzięte. Wraz z coraz większym zagłębianiem się w codzienność i pozornie proste sprawy nie da się ominąć omawianego przez nas tematu banałami czy też w ogóle go przemilczeć. Czasami trzeba uderzyć prosto z mostu, dosadnie i bez owijania w bawełnę, aby przekonać się jak jest naprawdę i czy to co o pewnej osobie myślimy jest prawdą. Serial platformy hulu pt: "Ścieżka" uderza w jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów obecnych czasów czyli wiarę i bez zbędnego kombinowania stawia pytanie: Czy Ty wierzysz?

Serial ukazuje nam losy rodziny Laneów, która zaczyna przeżywać kryzys od kiedy głowa rodziny -  Eddie powrócił z duchowych rekolekcji. Na to wszystko nakładają się problemy z synem oraz napięta sytuacja w ruchu religijnym, do którego należą. Sytuacji nie polepsza również tajemniczy Cal – guru Meyerismu oraz obawy Eddiego co do życia jak i wiary... Produkcja już z samego początku ukazuje nam swoje niezwykle sielankowe, a zarazem zaskakująco tajemnicze oblicze, które zostanie z nami aż do samego końca serialu. Pierwszy odcinek choć nie jest bombą fabularną bardzo zgrabnie wprowadza nas w świat Meyeristów oraz w relacje jakie łączą naszą serialową rodzinę. Bardzo szybko dowiadujemy się co jest na rzeczy dzięki czemu jesteśmy w stanie razem z naszymi bohaterami w pełni świadomie analizować bieg wydarzeń. Fabuła serialu jest bardzo intrygująca, niezwykle przejmująca oraz zaskakująco wciągająca. Decydując się na tę produkcje nie spodziewałem się że wydarzenia ukazywane na ekranie tak bardzo mnie zaciekawią. Tak samo jak świat przedstawiony oraz nasi bohaterowie. Jednakże wracając do fabuły należy podkreślić, że "Ścieżka" nie jest typowym serialem. Zbyt wiele czynników sprawia, że produkcja platformy hulu nie nadaje się dla większości z was. Dlaczegóż to? Otóż na samym początku należy podkreślić, że nie należy spodziewać się po serii nie wiadomo jakich rewelacji. Musicie przyjąć do wiadomości, że serial ten pomimo ciekawego wstępu prezentuje się niezwykle kameralnie. Porusza bardzo przyziemne jak i egzystencjalne problemy, które nie dla wszystkich okażą się zajmujące. Oprócz tego musicie pamiętać, że akcja serialu jest bardzo powolna, a więc nie liczcie na szybki rozwój zdarzeń. Jeśli te dwie przeszkody nie zdyskredytują serialu w waszych oczach śmiało sięgajcie po tę produkcję, albowiem naprawdę warto. Niestety przeprawa nie jest łatwa... W miarę wartka akcja z pierwszego odcinka znacznie spada w kolejnym epizodzie przez co tempo zdarzeń drastycznie spada.  Od tego momentu wszystko dzieje się w nieco żółwim tempie co wcale nie oznacza, że wydarzenia ekranowe są nieciekawe. Na nudę wręcz przeciwnie nie możemy narzekać, albowiem fabuła serii okazuje się być wystarczająco zajmująca. Ukazuje nam ona perypetie rodziny Laneów, a zarazem koncentruje się wokół postaci tajemniczego Calla, który nieprzerwanie towarzyszy zarówno Eddiemu jak i jego żonie. Podczas oglądania serialu obserwujemy jak wygląda Meyerism oraz na czym opierają się jego fundamenty. Dzięki niezwykle wnikliwej budowie tej sekty Jessica Goldberg dała nam możliwość wejścia w szeregi tego ruchu religijnego i dogłębnie poznać zasady w niej panujące. Stworzenie tej fikcyjnej religii wyszło twórczyni tak dobrze, że aż trudno uwierzyć, że to nie jest prawdziwa sekta. Wszystko w niej wydaje się takie prawdziwe i namacalne, że po obejrzeniu serialu sami moglibyśmy zacząć wyznawać Meyerism. Coś pięknego. Jednakże to nie wszystko. Serial oprócz swojej tajemniczej czy wręcz mistycznej natury opowiada nam o wielu niezwykle przyziemnych czy też najprostszych sprawach, o których nawet byśmy nie pomyśleli. Z racji tego, że Meyerism to nie ruch religijny, a mówiąc dosłownie sekta to na jej wyznawców nałożonych jest sporo zakazów, które prowadzą do oddzielenia tej społeczności od całej reszty populacji. Ta bardzo powszechna strategia prowadzi z początku do wyobcowania, a następnie do całkowitego zawładnięcia nami. I choć nie zdajemy sobie z tego nawet sprawy to właśnie tak to wygląda. Nagle w jednym momencie stajemy się zależni od wszystkich innych, a chęć zrobienia czegoś po swojemu nie wchodzi w grę. Co ciekawe nasza świadomość jest już wtedy tak wyprana, że nawet nie będziemy chcieli dokonać czegoś "po swojemu". "Ścieżka" ukazuje nam złe strony takiego postępowania oraz pokazuje jak bardzo takie postępowanie jest krzywdzące szczególnie dla młodych ludzi kiedy próbuje się ich odciąć od reszty świata. Tutaj pragnę zwrócić uwagę na postać Hawka, który w myśl tej idei czuje się osaczony i samotny. A wszystko to czego doświadczają jego rówieśnicy jest dla niego niedostępne. Oprócz tego seria koncentruje się na więzach rodzinnych oraz mówi o tym, że skrajność nigdy nie jest dobra ponieważ zawsze ktoś zostanie pokrzywdzony. Nie należy oczywiście zapomnieć o głównym motywie produkcji dotyczącym wiary, który w bardzo dokładny sposób ukazuje nam istotę jakiejkolwiek religii. Oglądając "Ścieżkę" powinniśmy myśleć w szerszych kategoriach postrzegania wiary, aby dostrzec jej prawdziwe oblicze. Nie chodzi tutaj o Meyerism, ale o wszystkie religie świata, których dewizą jest: "Aby należeć, musisz wierzyć" i nie ważne co zrobicie to i tak nic tego nie zmieni. Serial uświadamia nam, że wszystko tak naprawdę sprowadza się do kwestii wiary, a zaś samo jej wyznawanie nie powinno nas w jakikolwiek sposób ograniczać, albowiem jest to nasza wolna wola. Bez wiary nie ma wyznawców, a bez wyznawców nie ma religii.

Oprócz niezwykle pociągającej i intrygującej fabuły podczas oglądania serialu "Ścieżka" warto zwrócić uwagę na rewelacyjne aktorstwo. W szczególności dwóch panów: Hugh Dencyea i Aarona Paula albowiem wykreowali oni niezwykle ciekawe i bardzo złożone sylwetki, które nieustannie zaskakują nas swoimi poczynaniami. To zadziwiająco nieszablonowe postacie, które wielokrotnie doświadczyły cierpienia. Zresztą sami nie są bez wad przez co na ekranie możemy obserwować ich nieustanną walkę z samym sobą jak i swoimi słabościami. Panowie Dency i Paul rewelacyjnie poradzili sobie z ukazaniem nam tych złożonych postaci dzięki czemu rewelacyjnie ogląda się ich ekranowe potyczki. Na pierwszym planie mamy jeszcze całkiem niezłą Michelle Monaghan, na której postać również warto zwrócić uwagę, albowiem ona wywodzi się z Meyerystów oraz intrygującego Kyle Allena w roli Hawka. Na dalszym planie pojawiają się: Emma Greenwell jako Mery, Rockmond Dunbar  jako detektyw Abe Gaines, Sarah Jones jako Alison Kemp oraz Amy Forsyth jako Ashley Fields. Pod względem aktorskim serial prezentuje się na wysokim poziomie.

Od strony technicznej "Ścieżka" również jest w stanie nas urzec ciekawymi zdjęciami oraz subtelną, a zarazem tajemnicza muzyką Willa Batesa. Na uwagę oczywiście zasługuje cała koncepcja Meyerysmu, która swoją szczegółowością nie jeden raz nas zaskoczy. Oczywiście jednym z istotniejszych punktów tej produkcji jest niezwykły klimat, który łączy sielankowy i spokojny nastój z niezwykle mrocznymi i pełnymi napięć scenami. Oglądając serial czujemy, że jego atmosfera jest niezwykle toksyczna, a więc niezdrowa dla naszych bohaterów. Wszystko w ich świecie działa na naprężonych do granic możliwości sznurkach, którym niewiele brakuje by pęknąć. Przez to ich relacje są bardzo niezdrowe, a wszystko to przekłada się na ich egzystencję. Wtedy nawet energia pochodząca ze światła nie pomorze...

Muszę przyznać, że "Ścieżka" to bardzo oryginalny serial, który nie nadaje się do obejrzenia dla każdego. To co z początku go dyskredytuje w waszych oczach to bardzo wolna akcja, liczne rozmyślania na tematy egzystencjalne oraz zaskakująca kameralność całej produkcji. Jednakże należy pamiętać, że oprócz tego seria kryje w sobie niezwykle intrygującą i pociągającą historię, która potrafi niespodziewanie nas wciągnąć w perypetie rodziny Laneów. Do tego dochodzi jeszcze klika ciekawie rozbudowanych wątków pobocznych, wyśmienite aktorstwo, fenomenalny klimat oraz dające do myślenia zakończenie, które zdaje się odwrócić wszystko co do tej pory znaliśmy do góry nogami. Ale o tym przekonamy się dopiero w kolejnym sezonie. Choć moja ocena serialu jest nieco naciągnięta, to jednak nie sposób odmówić tej serii nieprawdopodobnie pociągającej atmosfery, która potrafi nas z miejsca zahipnotyzować. Jest w niej coś takiego, że nie sposób mi się jej oprzeć.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Dziesięć osób zostaje zaproszonych przez tajemniczego gospodarza do domu na wyspie. Gdy dwie z nich giną, goście zdają sobie sprawę, że to, co początkowo uważali za nieszczęśliwy wypadek, jest robotą zabójcy. Postanawiają odkryć jego tożsamość, ale okazuje się, że nikt nie ma alibi. Odizolowani od społeczeństwa, niezdolni do opuszczenia miejsca pobytu, rozpoczynają walkę o przetrwanie z mordercą, który na nich poluje.

oryginalny tytuł: And Then There Were None
twórca: Sarah Phelps
reżyser: Craig Viveiros
gatunek: Dramat, Kryminał, Thriller
kraj: Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 3
sezonów: 1
muzyka: Stuart Earl
zdjęcia: John Pardue
produkcja: BBC
średnia ocena: 8,0/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)









 
Mordercza wyliczanka


Powieści kryminalne to bardzo wdzięczny temat dla filmowców. Nie po raz pierwszy na ekranie telewizora widzimy ekranizację słynnej powieści, albo jej luźną adaptację. Obecnie możemy napotkać się na wiele rozmaitych produkcji, które w większym lub mniejszym stopniu przypominają książkowy oryginał. Jednakże z najnowszą wersją najsłynniejszej książki Agathy Christie pt: "I nie było już nikogo" tak nie jest. Twórcy postanowili opowiedzieć nam tę historię w jak największej zgodzie z oryginałem. Czy tak tworzone produkcje trafią do dzisiejszej widowni?

W obecnych czasach jest moda na powroty słynnych filmów czy seriali oraz ukazywanie nam znanych postaci z dawnych epok w nowych i współczesnych wydaniach. Można to bardzo łatwo przedstawić na postaci Sherlocka Holmesa, który dostał, aż dwa seriale osadzone w rzeczywistości. Pierwszy to "Sherlock" Stevena Moffata, a drugi to "Elementary". Obydwa opowiadają o kultowej postaci, która żyje w czasach obecnych, z tym, że jeden ma miejsce nadal w Londynie, a drugi przeprowadził się za ocean do Nowego Jorku. Gdyby tego było mało nowojorski Watson jest kobietą. Gdyby poszperać więcej okaże się, że wiele jest produkcji, które bazują na słynnych powieściach czy też postaciach, ale styl ich opowieści jest dostosowany do dzisiejszych czasów, aby widzom się je lepiej oglądało. Jednakże nie należy przerabiać wszystkiego, albowiem klimat starych powieści również jest godny uwagi. Jedynym problemem wtedy okazuje się sposób w jaki należy opowiedzieć historię z dużym nawiązaniem do książkowej wersji. Dla wielu mogłoby to być  kłopotliwe, ale nie dla twórców "I nie było już nikogo".

To co starsze wcale nie oznacza, że gorsze, a większość osób wychodzi właśnie z takiego założenia. Niesłusznie, albowiem przy tworzeniu takich produkcji liczy się umiejętność twórców, którzy w inteligenty sposób zinterpretują opowieść. Tak właśnie jest z serialem BBC, który świetnie ukazuje nam powieść Agathy Christie. A wszystko zaczęło się od dziesięciu bohaterów, którzy za zaproszeniem wybrali się na weekend na Wyspę Żołnierzyków. Niestety nie podejrzewali oni, że pobyt na wyspie okaże się morderczy... Produkcja bardzo szybko startuje dzięki czemu łatwo jest nam wciągnąć się całą opowieść. Początek jest niezwykle intrygujący, wartki oraz niezwykle obiecujący. Twórcy rewelacyjnie wprowadzają nas w fabułę serialu przez co z łatwością udaje im się zaciekawić nas wątkiem głównym koncentrującym się na tajemniczych właścicielach wyspy. Z kolei pierwszoplanowa intryga jest niezwykle wciągająca, bardzo intrygująca i niesamowicie tajemnicza. Wydarzenia ekranowe już od pierwszej sceny ukazują nam tajemniczych bohaterów, którzy niczym z przypadku otrzymali zaproszenie na wyspę. Jednakże bardzo szybko okazuje się, że naszych bohaterów łączy coś bardzo mrocznego, coś do czego, żadne z nich nie chce się przyznać. A prawda lubi wyjść na jaw w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Serial kipi od skrupulatnie zbudowanej dramaturgii oraz nieustannego budowania napięcia. Twórcy lubią podnieś ciśnienie i to nie tylko naszym bohaterom, ale również nam. Poprzez mroczne zdarzenia oraz nieustanne tajemnice wprowadzą do opowieści grozę oraz wszechobecną niewiedzę. Potrafią świetnie wczuć się w atmosferę panującą na wyspie i skrupulatnie ją podwyższać, aż komuś puszczą nerwy. Czy to nam czy też naszym postaciom. Wydarzenia ekranowe również są niezwykle dwuznaczne, a co za tym idzie jeszcze bardziej tajemnicze. Specjalnie stworzono je, aby wprowadzić nas oraz nasze postaci w stan zagubienia i dezorientacji tak aby trudno nam było wskazać sprawcę całego zamieszania. Co ciekawe nawet będąc uważnym widzem ciężko jest nam ocenić kogo intencje są szczere, a kogo fałszywe. Duże brawa należą się również Craigowi Viveirosie – reżyserowi całej miniserii, który w bardzo zgrabny sposób przedstawił nam każdą z postaci oraz swoją wizję całej opowieści. Udało mu się pogodzić wszystkie aspekty dosyć szczegółowego scenariusza dzięki czemu serial tak dobrze się ogląda. Warto również zwrócić uwagę na wiele niespodziewanych zwrotów akcji, które skutecznie dekoncentrują nas od wskazania tajemniczego pana Owena. I wszystko byłoby świetnie gdyby nie zakończenie miniserii, które choć jest zgodne z papierową wersją, to jednak nie jest tak treściwe jak można by przypuszczać. Twórcy serii nieco pośpieszyli się z finałem produkcji przez co wydarzenia, które miały miejsce na wyspie są w ogóle nie wyjaśnione przez co końcówka okazuje się dla nas sporym rozczarowaniem. Nie będzie szczegółowego wyjaśnienia mordercy, a jedynie usłyszymy kierujące nim intencje. Gdyby nie ta gafa, bo inaczej tego się nazwać nie da produkcja nie zostawiłaby nas z poczuciem niekompletności opowieści, która tak świetnie się rozwiązała. Szkoda, że całość zakończyła się w taki nieco niechlujny sposób szczególnie, że reszta prezentuje się bardzo dobrze. W tym wypadku jedynym ratunkiem jest sięgnięcie po ostanie stronice powieści Agathy Chistie, na których mamy szczegółowe wyjaśnienie całego planu jak i postępowania mordercy, którego zabrakło w serialu.

W serialu mamy aż dziesięciu bohaterów, którzy są hierarchicznie podzieleni ze względu na ich tajemnice. Oczywiście przekłada się to na czas ich zgonu wedle wierszyka o "Dziesięciu Żołnierzykach". Nasze postacie to bardzo skryte, nieufne i tajemnicze sylwetki, z których każda z nich posiada coś na sumieniu. Niestety z początku nikt nie zbierze w sobie dość odwagi, aby to przed wszystkimi wyznać. Podczas ich pobytu na wyspie obserwujemy ich siłę oraz nieugiętość w ramach walki o przetrwanie. A z czasem poznajemy ich prawdziwe oblicze... W serialu występują: Aidan Turner jako Philip Lombard, Maeve Dermody jako Vera Claytthorne, Charles Dance jako Sędzia Lawrence Wargrave, Toby Stephens jako Dr Edward Armstrong, Burn Gorman jako Detektyw sierżant William Blore, Douglas Booth jako Anthony Marston, Sam Neill jako Generał John MacArthur, Miranda Richardson jako Emily Brent oraz Noah Taylor jako Thomas Rogers i Anna Maxwell Martin jako Ethel Rogers. Pod względem aktorskim serial prezentuje się wyśmienicie, a aktorzy rewelacyjnie sportretowali swoje postaci.

Jeśli zaś chodzi o serial od strony technicznej to również nie mamy na co narzekać. Bardzo dobre efekty specjalne, ciekawe zdjęcia, oszczędna ale klimatyczna muzyka oraz ciekawa scenografia i kostiumy. Do tego dochodzi jeszcze wyjątkowy, mroczny i tajemniczy klimat, który rewelacyjnie buduje napięcie oraz dramaturgię.

Podsumowując "I nie było już nikogo" to bardzo ciekawy, wciągający, niezwykle tajemniczy i zaskakujący serial, który rewelacyjnie się ogląda. Choć fani powieści Agathy Christie znajdą w nim różnice, to jednak jestem przekonany, ze również bardzo ciepło przyjmą tę produkcję, albowiem jest bardzo dobrze zrobiona. Z zachowaniem wielu oryginalnych rzeczy oraz nie przerobiona na siłę dla widzów jak np. "Nocny recepcjonista". Gdyby nie zakończenie całość prezentowała by się jeszcze lepiej. Tak to jest ono skazą na całości. Niemniej jednak warto sięgnąć po tę miniserię.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Alice jest jednym z najlepszych prywatnych detektywów w Los Angeles. Ma ogromne doświadczenie, niesamowitą intuicję i jest zawsze o krok przed tym, którego  tropi. Na życie osobiste też nie może narzekać. Ma przystojnego narzeczonego, który szaleje na jej punkcie i rozpieszcza ją na każdym kroku. Pewnego dnia, kilka tygodni przed ślubem życie Alice wywraca się do góry nogami. Jej narzeczony znika jak kamień w wodę, a konta bankowe Alice są kompletnie wyczyszczone. Doświadczona pani detektyw dała się oszukać jak dziecko. Teraz zrobi wszystko, żeby odnaleźć oszusta, w którym się zakochała. Prawdziwa rozgrywka dopiero się zaczyna...

twórcy: Jennifer Schuur, Allan Heinberg, Kate Atkinson, Helen Gregory
oryginalny tytuł: The Catch
gatunek: Dramat, Kryminał, Thriller
kraj: USA
czas trwania odcinka: 45 min.
odcinków: 10
sezonów: 1
zdjęcia: William Rexer
produkcja: abc
średnia ocena: 7,1/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)







 
Zabawa w kotka i myszkę

Znacie tą zabawę, w której po przeciwnych stronach stoi dwóch przeciwników, albo rywalizujące ze sobą drużyny i każda z nich w celu zdobycia głównej nagrody zwodzi, stwarza niejasne sytuacje i kantuje tę drugą osobę lub grupę? Jest to tak zwana zabawa w kotka i myszkę. Z pozoru wydaje się że to kot ma prowadzenie, ale równie dobrze niepozorna myszka może nas czymś zaskoczyć przez co wszystko może się skomplikować. Wszystko to sprawia, że owa zabawa nie jest uczciwą rywalizacją, ale specjalnie prowokowaną intrygą, której jedynym celem jest zdobycie upragnionego celu. Porównanie to świetnie odnosi się do najnowszego serialu stacji abc pt: "Blef", w którym owa zabawa jest na porządku dziennym.

W serialu poznajemy przepiękną Alice Vaughan oraz równie przystojnego Christopera Halla. Ona pracuje w prywatnej agencji detektywistycznej, a on zajmuje się jakimiś tam interesami. Otóż ta urocza para zamierza się pobrać. Przygotowania do ceremonii idą pełną parą, jednakże pewnego poranka wszystko ulega drastycznym zmianom. Okazuje się, że narzeczony Alice – Chistopher oszukał ją i zniknął z jej majątkiem. Kobieta postanawia go znaleźć, aby nie tylko odzyskać oszczędności swojego życia, ale również udowodnić, że jest dobrym detektywem. Tak właśnie rozpoczyna się serialowa gra w kotka i myszkę pomiędzy dwójką głównych bohaterów. Będą się oni nieustannie się wymijać, następnie szukać, a w ostateczności zwalczać się nawzajem. Fabuła produkcji jest bardzo ciekawa, niezwykle wciągająca oraz całkiem zaskakująca. Wydarzenia ekranowe w większości skupiają się na Alice i jej pościgu za narzeczonym, który okazuje się kimś więcej niż zwykłym oszustem. Resztę czasu ekranowego poświęcono rozwiązywaniu odrębnym spraw kryminalnych, które nie mają większego znaczenia, ani wpływu na wątek główny. To jest mój pierwszy zarzut co do tej serii, albowiem twórcy ewidentnie poszli w telenowelę. Który to już serial ma właśnie taką budowę typową dla niekończących się telenoweli, które w myśl gatunku nie idą na jakość, ale na ilość? Ile z nich może pochwalić się mierną opowieścią, ale wysoką oglądalnością? Na szczęście z "Blefem" tak nie jest, ale jest to pewnego rodzaju przestroga dla twórców, aby czasem nie szli tą wydeptaną już ścieżka. Nie ma, że jest łatwiej itp. Jak się już coś tworzy to robi się to z głową, a nie na odwal się. Jestem już zmęczony tego typu rozwiązaniami, albowiem jest to dla mnie ewidentny sygnał, że twórcom brakowało pomysłów na wątek główny. Dlatego właśnie musieli upchać w serialu dodatkowe sprawy kryminalne, żeby było, że główna postać rzeczywiście pracuje w prywatnej agencji detektywistycznej, a główna intryga nie zajmuje całego odcinka no bo wtedy wyszłoby, że całość jest zbyt nudna dla przeciętnego widza. A wszystko to jest niepotrzebne ponieważ są to jedynie zapychacze dziur, które nie powstały w wyniku błędów scenariuszowych, ale zostały stworzone celowo, aby je później wypełnić nic nie znaczącym dla fabuły badziewiem. Wszystko to jest o tyle bulwersujące, że historia ukazana w serialu posiadała ogromny potencjał. Wystarczyłoby ją lekko podrasować co oznacza tyle, że trzeba by poświecić jej trochę więcej czasu, aby lepiej się prezentowała. Niestety my na to nic już nie zaradzimy. Na szczęście opowieść ukazana w produkcji nie rozczarowuje, a co więcej jest całkiem zgrabnie przedstawiona. Ukazuje nam ciekawe i przepełnione akcją wydarzenia, które potrafią niejeden raz nas zaskoczyć. Do tego zabawa w kotka i myszkę po pewnym czasie przybiera całkiem nową formę jak i rozprzestrzenia się o nowych bohaterów. Po pewnym czasie niemalże każda z postaci działa przeciwko innej w myśl własnych idei. Zabieg ten wprowadził nieco zamieszania do serii, ale koniec końców okazał się całkiem ciekawym zwrotem akcji, który wniósł nieco świeżego powiewu. Albowiem akcja serialu nie dotyczy jedynie Alice i Chrisophera. Otóż bardzo szybko się okazuje, że niedoszły mąż naszej bohaterki jest jedynie najemcą, a za całym zamieszaniem stoi znacznie większy gracz. "Blef" bywa momentami przewidywalny, ale na szczęście jest w stanie się wybronić. Tak samo jest z licznymi kliszami i swego rodzaju uproszczeniami, które pojawiają się w serialu. Ostatecznie jesteśmy w stanie przepuścić je płazem, ale wiem, że to nie przejdzie u wszystkich. No bo jak brać na poważnie agencję detektywistyczną, która ma w zespole hakerkę będącą w stanie zhakować niemal wszystko. Albo jak pogodzić się z faktem, że bohaterowie serialu są po prostu tak genialni, że sprawy kryminalne niemal same się rozwiązują, a życie detektywa wydaje się niczym przysłowiowa "bułka z masłem". Nie mówiąc już o tym, że serialowym złodziejaszkom tak łatwo idzie okradanie ludzi, albo tuszowanie morderstwa. Musicie sami zdecydować czy takie numery są dla was do przebolenia czy jednak nie zdzierżycie takiego obrotu spraw. Jeśli nie dacie rady to odsyłam do ambitniejszych produkcji, a jak wam to nie przeszkadza to nie widzę przeszkód na drodzy by sięgnąć po ten serial. Albowiem urok tej produkcji pochodzi właśnie od tego typu zagrywek twórców, które sprawiają, że historia jest w miarę płynna i spójna, a całość jest niezwykle lekka i przyjemna w odbiorze.

Bohaterowie "Blefu" to silne i ciekawe postacie, które do ostatniej chwili walczą o swoje. Nie lubią się poddawać, ani dawać za wygraną przez co często dochodzi do wielu konfliktów między nimi. Oczywiście myśl zabawy w kotka i myszkę większość bohaterów używa nieczystych zagrywek żeby zdobyć to czego pragnie. Samo życie. Na pierwszym planie mamy przepiękną Mireille Enos, która z niezwykłym wdziękiem i gracją wciela się w główną bohaterkę. Odgrywa osobę, która potrafi zarówno oczarować swoim wdziękiem jak i powalić swoimi umiejętnościami sztuk walki. To postać niezwykle silna, zdeterminowana, a zarazem rządna zemsty. Z kolei Christopher Hall to przystojny, dobrze odnoszący się mężczyzna, który swój urok osobisty wykorzystuje równie często jak jego była partnerka. Jest również niezwykle sprytny i przebiegły, a jego dodatkową cechą są niezwykle lepkie ręce. W tej roli świetnie zaprezentował się Peter Krause. Na ekranie często pojawiają się również: Rose Rollins jako Valerie Anderson – współzałożycielka agencji wraz Alice, Sonya Walger jako Margot Bishop – współpracownica Christophera, oraz Elvy Yost jako Sophie Novak i Jay Hayden jako Danny Yoon – pracownicy agencji. Oraz Alimi Ballard jako Reginald Lennox – najlepszy przyjaciel Chistophera i Jacky Ido jako Jules Dao - agent tropiący Christophera. Aktorsko serial daje radę.

Od strony technicznej produkcja również nie prezentuje się z gorsza. Mamy dynamiczne zdjęcia Williama Rexera oraz świetnie dopasowane piosenki do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Nie za bardzo spasował mi montaż serialu, który momentalnie skojarzył mi się z telenowelami przez co niekiedy miałem wrażenie jakbym oglądał tanią produkcję pokroju "Czarodziejów  z Wawerly Place". Jednakże montaż ten nadaje serialowi dynamikę, a z czasem idzie się do niego przyzwyczaić. Na uwagę zasługuje również klimat powstały na skutek obracania się w wysokich sferach.

"Blef" nie jest serialem idealnym. Posiada wiele wad, które są typowe dla seriali, które mają zamiar iść na ilość, a nie na jakość. Jednakże za tym wszystkim kryje się również ciekawa i wciągająca historia, która ma ogromny potencjał. Lub raczej miała. Tak czy siak głównymi zaletami serii jest jej lekkość i bardzo dobra przyswajalność. Nie da się ukryć, że "Blef" po prostu rewelacyjnie się ogląda. Pomimo jego bolączek akcja jest w miarę płynna, a całość całkiem spójna. Wszystko to przekłada się na mile spędzone chwile przed telewizorem. Bez rewelacji, ale godny uwagi.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
"Nocny recepcjonista" przedstawia losy byłego brytyjskiego żołnierza Jonathana Pine’a, który został zrekrutowany przez agentkę wywiadu Angelę Burr do infiltracji najbliższego otoczenia międzynarodowego biznesmena Richarda Onslowa Ropera i unieszkodliwienia zorganizowanego przez niego sojuszu kręgów szpiegowskich i grupy handlarzy bronią. Aby dostać się do serca ogromnego imperium Ropera, Pine musi stawić czoła pełnym podejrzliwości pytaniom skorumpowanego szefa jego sztabu, majora Corkorana, oraz urokowi pięknej dziewczyny biznesmena Jed. Aby dokonać tego co słuszne, Pine musi najpierw sam stać się przestępcą.

twórcy: David Farr
oryginalny tytuł: The Night Manager
na podstawie: powieści Johna le Careé "Nocny recepcjonista"
gatunek: Dramat, Thriller
kraj: USA, Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Víctor Reyes
zdjęcia: Michael Snyman
produkcja: AMC, BBC
średnia ocena: 8,1/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)




 
Zawód: szpieg

Kiedy każdy z nas był małym dzieckiem świat wydawał się o wiele większy, ale zarazem prostszy. Dorastając byliśmy w stanie dostrzec, że nie wszystko jest do końca takie jak sobie z początku wyobrażaliśmy. A będąc dorosłymi dochodzimy do wniosku, że świat jest mały, ale z drugiej strony jest również niezwykle skomplikowany. Można to łatwo zobrazować na przykładzie wykonywanego zawodu. Jako dzieci każdy z nas pragnął być kimś wyjątkowym i robić wyjątkowe rzeczy. Astronautą, strażakiem, tancerzem/-ką, piosenkarzem/-ką, aktorem/-ką itd. Ja na przykład odkąd pamiętam zawsze chciałem być tajnym agentem. Przywdziać graniak, okulary przeciwsłoneczne i ratować świat (pod przykrywką oczywiście ;)). A pomagałyby mi w tym zmyślne gadżety i wrodzony spryt. Jednakże dorastając dochodzony do wniosku, że większość z naszych dziecięcych marzeń jest niemalże niewykonalnych. Tylko niektórym szczęściarzom udaje się tego dokonać. A więc wykonujecie swoją pracę, gdy nagle dostajecie niepowtarzalną okazję, która na zawsze może odmienić wasze życie. Co robicie? Odwracacie się plecami czy chwytacie się tej okazji? Sprawiacie, że świat nagle robi się mniej skomplikowany?

Serial "Nocny recepcjonista" jak sama nazwa wskazuje opowiada o Jonathanie Pineu – nocnym recepcjoniście, który służy gościom hotelowym w godzinach nocnych. Wydawać by się mogło, że zawód ten nie jest niebezpieczny, jednakże nasz bohater wcale nie przypadkowo wplątuje się w niezwykle niebezpieczną intrygę, która może nie tyle kosztować go życie, ale również życie najukochańszych mu osób. Stawka jest wysoka, a jego przeciwnik Richard Roper niezwykle bystry i przebiegły. Czy nasz nocny recepcjonista wyjdzie cało z tej opresji? Koprodukcja telewizyjna stacji BBC oraz AMC swoje korzenie posiada w powieści słynnego brytyjskiego pisarza Johna le Careé pod tym samym tytułem. Jego książka została odpowiednio dostosowana do obecnych czasów, aby cała opowieść była bardziej aktualna i "na czasie". Scenarzysta serii David Farr świetnie poradził sobie z zaadaptowaniem papierowej wersji "Nocnego recepcjonisty" dzięki czemu
podczas oglądania serii istotnie jesteśmy w stanie odczuć jakby odnosiła się do obecnych wydarzeń. Fabuła produkcji koncentrująca się spiskach, morderstwach, bitwie wywiadów i korupcji prezentuje się bardzo intrygująco. Jest wciągająca, pełna ciekawych rozwiązań oraz rewelacyjnie nakreślonych postaci. Jednakże zacznijmy od samego początku czyli epizodu pierwszego, który jest istną bombą, która nadała tej serii charakter. Odcinek pierwszy to tak naprawdę kwintesencja tego co w tym serialu najlepsze czyli: niezwykłego i przeszywającego klimatu, ciekawych i zawiłych potyczek bohaterów, tajemnicy, grozy oraz napięcia. Rozpoczynając przygodę z "Nocnym recepcjonistą" możemy śmiało powiedzieć, że ten serial to będzie coś. Istotnie produkcja jest wyjątkowa. Szkoda tylko, że pierwszy odcinek jest jedyny w swoim rodzaju. Nie liczcie, że zobaczycie coś podobnego w dalszej części produkcji, albowiem już w kolejnym odcinku akcja drastycznie spada, historia się niemiłosiernie wydłuża i zdaje się nam, że całość zaczyna tracić sens. Jakby spuścić powietrze z nadmuchanego balonu. Dalej jest już lepiej dzięki czemu wydarzenia ekranowe robią się coraz ciekawsze, akcja coraz bardziej przyspiesza, a całość coraz bardziej nas intryguje, jednakże twórcom i tak nie udało się przywrócić stanu z pierwszego odcinka. Ewidentnie historii zabrakło polotu dzięki któremu całość dałaby się sama poprowadzić. Niestety, ale dynamika serii przypomina typową sinusoidę, która ma wzloty i upadki. Raz jest dobrze i serial ogląda się niczym "z górki", a zaś później całe napięcie opada i zostaje zastąpione niepotrzebnymi zapychaczami, które nijak wpływają na całość. I znowu twórcy budują całe napięcie i akcją od nowa. Po pewnym czasie staje się to męczące, albowiem ewidentnie widać, że w opowieści drzemie ogromny, jak nie kolosalny potencjał, który jest skutecznie (ale nie do końca) marnowany. Wiele zabiegów fabularnych daje do myślenia, albowiem zamiast skupiać się na rzeczach ważnych niekiedy twórcy poświęcają czas na ukazanie nam rzeczy kompletnie niezwiązanych z główną fabułą, ni nijak na nią wpływających. Choć wydawać by się mogło, że opowieść jest w miarę jasna i przejrzysta to niestety tak nie jest. Fabuła posiada kilka znaczących dziur, które psują wygląd całości, jak słabe nakreślenie koniunkcji Ropera z rządami krajów czy też dokładnych motywów głównego bohatera. Wszystko to sprawia, że bardzo łatwo można się pogubić w całej opowieści jeśli nie jest się zbytnio skupionym i zarazem spostrzegawczym, aby dopowiedzieć sobie całą resztę. Na szczęście gdy seria zmierza ku finale brak jej już sinusoidalnych wybryków i całość zmierza ku szczęśliwemu końcowi. Ogólnie rzecz biorąc fabuła "Nocnego recepcjonisty" nie jest zła, ani nawet dobra. Jest bardzo dobra, ale niestety posiada rozmaite bolączki, które skutecznie sprawiają, że seria staje się zbyt nadęta, czasem nawet chorobliwie poważna i na siłę przerażająca. Jakby celowo i z założenia miałaby być czymś wyjątkowym. Niestety jak każdy z nas dobrze wie nie da się robić niczego na siłę bo nie wyjdzie tak jak planowaliśmy. Ten serial zdaje się być potwierdzeniem tych słów, albowiem bardzo łatwo jest nam dostrzec kiedy opowieść sama się prowadzi dzięki rewelacyjnemu materiałowi, a kiedy twórca ewidentnie stara się na siłę coś zmontować. Tutaj nie zaradziła nawet Suzanne Bier – reżyserka, która pomimo bardzo zgrabnego połączenia wszystkich aspektów serii nie podołała zatuszowaniu ubytków fabularnych. Aczkolwiek muszę przyznać, że była na dobrej drodze do osiągnięcia tego celu. Niestety zabrakło jej czasu, który zmarnował David Farr.

Jeśli zaś chodzi o postaci w "Nocnym recepcjoniście" to w większości mamy do czynienia z silnymi i nieustępliwymi sylwetkami, które nie dają sobie w kaszę dmuchać. Są to dominujące charaktery, które do ostatniej chwili walczą o swoje. Jednakże sprawa ma się całkiem inaczej z główną postacią jaką jest Jonathan Pine. Ten z pozoru cichy i mało wyróżniający się bohater skrywa w sobie nieodkryte pokłady sprytu i przebiegłości, które wydają się idealnie pasować do zawodu szpiega. Postać nocnego recepcjonisty nieustannie nas zaskakuje swoimi postępowaniami przez co w pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę nic nie wiemy o Pineu. Nie jesteśmy nawet do końca pewni co do motywów, które go skłoniły do porzucenia znanego mu świata i rozpoczęcia niebezpiecznego zawodu szpiega. Tak jakby przez chwilę poczuł się dzieckiem i chciał ratować świat jako ktoś kim nie jest na co dzień. Nie wiem. Możemy się jedynie domyślać, albowiem twórcy nie do końca nam ujawnili jego intencje. Jednakże prawda jest taka, że ta tajemniczość i skrytość w tej postaci jest jej główną zaletą, która sprawia, że od razu polubimy Jonathana Pinea i zelektryzowani jego szarmancją będziemy bacznie śledzić jego losy. W tej roli rewelacyjnie zaprezentował się Tom Hiddleston. W roli głównego antagonisty mamy równie fenomenalnego Hugh Lauriego, który portretuje bezwzględnego, niezwykle przebiegłego i tajemniczego Richarda Ropera. Postacie te stoją naprzeciwko siebie, a walka która się między nimi toczy zapiera dech w piersiach. Na ekranie pojawiają się również: Olivia Colman jako Angela Burr – pracująca dla wywiadu agentka, która od wielu lat ściga Ropera, Elizabeth Debicki jako Jed Marshall – dziewczyna Ropera, Tom Hollander jako Lance Corkoran – prawa ręka Ropera, David Harewood jako Joel Steadman pomocnik Angeli z USA oraz Alistair Petrie jako Sandy Langbourne, Michael Nardone jako Frisky i Douglas Hodge jako Rex Mayhew. Cała obsada spisała się rewelacyjnie i "Nocny recepcjonista" może pochwalić się aktorstwem na najwyższym poziomie.

Od strony technicznej serial również nie zawodzi. Mamy ciekawe zdjęcia Michaela Snymana, klimatyczną muzykę Víctora Reyesa oraz bardzo dobre efekty specjalne. Na uwagę zasługują również kostiumy oraz świetnie dobrane lokalizacje w których kręcono serial. Jednakże najważniejszy w tej produkcji jest gęsty, pełen napięcia i dramatu klimat, który sprawia, że seria jest dzięki niemu jedyna w swoim rodzaju.

"Nocny recepcjonista" zapowiadał się na olśniewający serial, który dosłownie z miejsca podbije nasze serca. Niestety choć tego celu twórcom osiągnąć się nie udało, to jednak mogę was zapewnić, że w ostatecznym rozrachunku serial ten prezentuje się bardzo dobrze. Pomimo niedoszlifowanej fabuły historia i tak jest ciekawa oraz całkiem wciągająca, a opowieść dzięki sprawnej reżyserii Suzanne Bier nie odpycha nas tak bardzo swymi niedociągnięciami. Koniec końców produkcja ta jest zdecydowanie godna uwagi chociażby ze względu na świetne kreacje Hiddlestona i Lauriego dlatego gorąco ją polecam.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Akcja serialu rozgrywa się na przedmieściach Londynu w równoległej rzeczywistości, w której najnowszym gadżetem jest Syntetyczny człowiek - robot, wyposażony w sztuczną inteligencję i do złudzenia przypominający człowieka. Joe postanawia wprowadzić do domu androida, który ma spowodować, że wszyscy będą mieli więcej czasu dla siebie. Nowy Syntetyk Hawkinsów o imieniu Anita wydaje się być strzałem w dziesiątkę - chaotyczny dom nagle staje się oazą spokoju, doskonałej organizacji i ogólnego zadowolenia. Jednak z czasem rodzina odkrywa, że Anita znacznie różni się od reszty Syntetyków. Tak jakby posiadała świadomy umysł...

twórcy: Sam Vincent, Jonathan Brackley
oryginalny tytuł: Humans
gatunek: Dramat, Sci-Fi
kraj: USA, Wielka Brytania
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 8
sezonów: 1
muzyka: Cristobal Tapia de Veer
zdjęcia: David Rom, Urszula Pontikos, Stuart Bentley
produkcja: AMC, Channel 4
średnia ocena: 8,6/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)




 
Tacy jak my

Z definicji robot to mechaniczne urządzenie wykonujące automatycznie pewne zadania. Działanie robota może być sterowane przez człowieka, przez wprowadzony wcześniej program, bądź przez zbiór ogólnych reguł, które zostają przełożone na działanie robota przy pomocy technik sztucznej inteligencji. Jednakże wszystko to tyczy się robotów przemysłowych w dużych zakładach produkcyjnych. Nieosiągalnych i niedostosowanych dla typowo ludzkich potrzeb. A co jeśli powstałby robot, który pomógłby ci ugotować obiad, posprzątać dom, zaopiekować się twoimi dziećmi, pomóc utrzymać cię w formie, albo naprawić zepsutą rzecz? Z dumą przedstawiamy Syntetycznego człowieka od Persona Synthetics. Ta niezwykła maszyna jest nową generacją robotów, które są stricte dostosowane do życia wśród ludzi. Twój Syntetyk to pomoc o jakiej zawsze marzyłeś!

W serialu stacji AMC i Channel 4 poznajemy rodzinę Hawkinsów, która przechodzi tak zwany trudny okres. A więc głowa rodziny Joe postanawia coś z tym zrobić i zakupuje Syntetycznego człowieka, aby zajął się podstawowymi zadaniami, a rodzina mogła zająć się naprawą stosunków. Anita jako nowy członek rodziny wywraca życie Hawkinsów do góry nogami. Gdyby tego było mało prędko wychodzi na jaw, że Anita rożni się od zwykłych Syntetyków. Serial "Ludzie" opowiadający o świecie, w którym żyją ludzie i Styntetyki już na samym wstępie okazuje się być czymś niezwykle intrygującym, nowym i nieprzewidywalnym. Zaczyna się niezwykle sielankowo jakby ukazywał nam dzień z życia normalnej rodziny. Dopiero później całość przyspiesza i przybiera całkiem inną formę niż mogliśmy wcześniej przypuszczać. A może to początek okazał się być mylący? Tak czy siak fabuła produkcji jest bardzo intrygująca i niezwykle wciągająca. Choć z początku stosunkowo nie wiele się dzieje na ekranie, to jednak wydarzenia te są nam ukazane w tak ciekawy sposób, że po prostu nie jesteśmy w stanie powstrzymać się od sięgnięcia po kolejne odcinki. A z epizodu na epizod robi się coraz ciekawiej. Niezwykle rozbudowana i zagmatwana historia zaczyna się nam powoli ujawniać, a przez to zmienia się całe nasze postrzeganie zarówno Syntetyków jak i ludzi. Z początku wolne tempo akcji znacznie przyspiesza przez co całość nabiera dynamizmu. To co głównie charakteryzuje serię to tajemnica i pewnego rodzaju niewiedza tycząca się Syntetyków, a w szczególności Anity, która na co dzień obcuje z rodziną Hawkinsów. Twórcy nieustannie budują napięcie wokół tej postaci, która jest niczym duch krzątający się po domu. Nigdy nie wiadomo co zrobi, a niektóre jej zachowania znacznie odstają od przyjętych norm. Całe to budowanie tajemniczej atmosfery tylko zwiększa nasze zaintrygowanie produkcją i sprawia, że chcemy więcej. Co ciekawe głównym mechanizmem napędowym całej produkcji są właśnie pierwsze epizody, które ostrożnie dawkują wydarzenia ekranowe, aby nieustannie pobudzać nasze zainteresowanie. To właśnie one prezentują się najlepiej na tle całej reszty. Niezwykle pomysłowe zabiegi twórców sprawiają, że pomimo ujawniania nam części tajemnicy jeszcze wiele rzeczy pozostaje poza naszym zasięgiem. Pozwala to im nieustannie trzymać rękę na pulsie i zaskakiwać nas na każdym kroku. Co jak co, ale w serialu mamy mnóstwo niespodziewanych zwrotów akcji, które znacznie komplikują całą fabułę. Sprawiają, że nasi bohaterowie muszą dokonywać trudnych i ryzykownych wyborów, aby nie tyle co przetrwać, ale również nie narażać innych. Twórcy ukazali nam również bardzo ciekawe sytuacje, w których dochodzi do starć ludzi i świadomych Syntetyków na bardzo różnych polach. Czasem nawet tych najprostszych jak kłótnia czy troska o najbliższego, gdzie dochodzi do bardzo ciekawych zdarzeń ukazujących nam, że świadomy robot jest praktycznie człowiekiem (mowa o uczuciach itp.). Nieustannie zacierane są granice pomiędzy maszyną, a homo sapiens co rodzi wiele pytań czy świadomy Syntetyk jest nadal maszyną? Według testu Turinga jeśli maszyna odpowie na zadawane pytania w sposób możliwie najbliższy ludzkiemu zda test na sztuczną inteligencję co będzie dowodem na jej świadomość, a to zaś na bycie człowiekiem. Produkcja jest wypełniona po brzegi filozoficznymi rozważaniami na tematy sztucznej inteligencji. Jak to jest być człowiekiem i czy da się w ogóle taki stan zdefiniować? Jakim cudem maszyna nie będąca człowiekiem jest w stanie cokolwiek czuć jak ból czy współczucie? I w końcu jak sprawa ma się ze śmiercią? Aby umrzeć trzeba żyć. Tylko jak stwierdzić, że świadome Syntetyki rzeczywiście żyły i czy ich egzystencję w ogóle można nazwać życiem? Zadając te pytania twórcy skłaniają nas do nieustannych refleksji na dane tematy i pytają co my byśmy zrobili będąc na miejscu rodziny Hawkingów. Dzięki tym filozoficznym refleksjom historia wiele zyskuje, a przy tym cała seria. Szkoda tylko, że w końcowych odcinkach twórcy zbyt pospieszyli się z przyspieszeniem akcji przez co początek, a koniec produkcji znacznie się różnią. Na starcie mamy dużo tajemnicy i sielankowy klimat sci-fi, a kończymy z wielkim przytupem i mocnym science fiction. Broń boże nie uważam to za minus, ale sądzę, że za szybko przeskoczono pomiędzy tymi dwoma "światami". Przez to końcówka zdaje się być lekko przeładowana akcją co ostatecznie doprowadziło do lekkiego chaosu fabularnego. Gdyby rozciągnięto to na dwa kolejne odcinki, albo chociaż jeden sądzę, że unikniono by tego problemu. Jednakże nie jest to jakaś wielka skaza na całości, a zaledwie jedna ryska.

Pod względem postaci "Ludzie" również się wyróżniają, albowiem sylwetki ukazane w serialu są bardzo dobrze napisane i świetnie zagrane przez całą obsadę. Bohaterowie produkcji cechują się dystansem do świata tak jakby chcieli stawić mu czoło. Oprócz tego sprawiają wrażenie zamkniętych i nieufnych jakby bali się przed kimkolwiek otworzyć. Jednakże w trakcie trwania serialu wiele postaci przechodzi istotne przemiany, które na zawsze odmienią ich życie. W rolach głównych występują: Gemma Chan jako Anita/Mia – Syntetyk, który żyje wraz z Hawkinsami, Kathrene Parkinson jako Laure Hawkins, której nie podoba się idea robota w domu, Tom Goodman-Hill – Joe Hawkins – głowa rodziny i sprawca całego zamieszania, Lucy Carless, Theo Stevenson i Pixie Davis jako Mattie, Toby i Sophie Hawkinsowie – najmłodsi członkowie rodziny, Colin Morgan jako Leo Elster, William Hurt jako Dr George Millican i Danny Webb jako Profesor Edwin Hobb. W świadome syntetyki wcielają się: Emily Berrington jako Nyska, Ivanno Jeremiah jako Max oraz Sope Drisu jako Fred. Na ekranie pojawiają się również: Neil Maskell jako Detektyw sierżant Pete Drummond, Ruth Bradley jako Detektyw inspektor Karen Voss oraz Will Tudor jako Odi i Rebecca Front jako Vera. Cała obsada spisała się wyśmienicie dzięki czemu serial wypada rewelacyjnie pod względem aktorskim.

Od strony technicznej "Ludzie" również nie zawodzą prezentując nam ciekawe zdjęcia, bardzo dobrą muzykę Cristobala Tapia de Veera oraz dobrze wykonane efekty specjalne. Duże brawa należą się charakteryzatorom oraz osobom odpowiadającym za wygląd i konstrukcję Syntetyków tak aby wyglądały niezwykle przekonująco, ale jednak wciąż były robotami. Duża w tym również zasługa aktorów, którzy specjalnie uczyli się poruszać jak Syntetyki oraz nie używać mimiki twarzy. Na uwagę zasługuje również niezwykle przemyślana kampania reklamowa serii (sprawdźcie sami na Persona Synthetics).

Serial "Ludzie" to niezwykle przemyślana i dobrze opowiedziana produkcja, która zachwyca swoją tajemniczością i odrobiną grozy. Historia ukazana w serii to wciągająca i pełna niespodzianek przygoda, która z pewnością zostanie w naszej pamięci. Dobrze zagrana i wykończona jeszcze bardziej przykuwa nasze oko dzięki czemu nie łatwo jest się od niej oderwać. A liczne rozmyślania filozoficzne skutecznie poruszają niezwykle trudne egzystencjalne pytania. Wszystko to sprawia, że serial jest godny polecenia jak i poświęconego czasu. A więc zdecydowaliście się już o zabraniu Syntetyku do własnego domu?

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.