Snippet
Po śmierci Joe'go, starszego brata, Lee Chandler, zaszokowany wiadomością, że brat powierzył mu opiekę nad swoim synem Patrickiem, wraca w rodzinne okolice. Lee rzuca wszystko i przenosi się do miasteczka Manchester zlokalizowanego nad morzem i jest zmuszony zmierzyć się z wydarzeniami przeszłości, które sprawiły, że opuścił miasteczko, w którym wyrastał.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Kenneth Lonergan
scenariusz: Kenneth Lonergan
czas: 2 godz. 15 min.
muzyka: Lasley Barber
zdjęcia: Jody Lee Lipes
rok produkcji: 2017
budżet: 8,5 miliona $
ocena: 9,0/10














Ty, rodzinne miasto i morze


Życie lubi z nas sobie żartować i wystawiać na pośmiewisko. Nawet wtedy kiedy myślimy, że już nic nas nie zaskoczy i że już gorzej być nie może. Właśnie w takich momentach życie lubi nam udowadniać, że jest zdolne do wręcz niemożliwych rzeczy. Przypomina to pewnego rodzaju test. Próbę wytrzymałości, którą możemy pomyślnie zdać lub brawurowo zawalić. Jednakże czy od osób, które już wiele wycierpiały należy wymagać jeszcze więcej? Takie pytanie stawia Kenneth Lonergan w swoim najnowszym filmie pt: "Manchester by the Sea".

Lee Chandler to samotnik zamieszkujący w Bostonie. Wiedzie nieskomplikowane życie, które sprowadza się do wykonywania najprostszych czynności życiowych. Niestety jego pozornie spokojny żywot zostaje zachwiany, kiedy na wieść o śmierci brata musi przenieść się do rodzinnego miasteczka, aby zaopiekować się synem zmarłego. Podróż ta okazuje się niezwykle bolesna, albowiem przywołuje pełne smutku wspomnienia związane z tym miejscem jak i z jego dawnym życiem. Czy naszemu bohaterowi uda się ponownie odnaleźć w tej rzeczywistości? "Manchester by the Sea" otwiera niezwykle sielankowa sceneria nadmorskiego miasteczka, która w połączeniu z muzyka i chórkami wprowadza nas w niesamowicie błogi nastrój. Następnie reżyser ukazuje nam głównego bohatera, który zarabia na życie jako "złota rączka". Ukazany zostaje nam w licznych sceneriach co pozwala nam się bliżej przyjrzeć jego osobowości. Ten całkiem niepozorny wstęp okazuje się mieć niezwykłą wartość zarówno dla pierwszoplanowej postaci jak i samych widzów. Okazuje się być niesamowicie potężnym i przenikliwym spojrzeniem na życie pojedynczej osobowości, która ewidentnie wiele w życiu przeszła. Jednakże to dopiero początek, w którym tak naprawdę jeszcze do niczego nie doszło. Problem pojawia się dopiero kiedy nasz bohater powraca do rodzinnego miasta i stara się zająć zarówno pogrzebem brata jak i jego niepełnoletnim synem. I choć nasza postać bardzo się stara nie okazywać żadnych emocji łatwo da się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Reżyser już od pierwszej sceny tworzy coś na wzór głęboko skrywanej tajemnicy, którą aż strach wystawić na światło dzienne. Wprowadza do opowieści niepokój, dramaturgię i poczucie "miękkiego gruntu", który w każdej chwili może doprowadzić do katastrofy. Wzbudza w nas tym jeszcze większe zainteresowanie postacią głównego bohatera, który jest niczym opasła, ale niedostępna księga. Dosłownie patrząc się na niego jesteśmy w stanie dostrzec ciężar jego doświadczeń. A kiedy po upływie odpowiedniej ilości czasu twórca zaczyna odkrywać przed nami karty z życia tej postaci dosłownie nie sposób oderwać się od ekranu. Cały proces przebiega stopniowo i z niezwykłym wyczuciem dzięki czemu tajemnica oraz przeszłość bohatera za sprawą perfekcyjnie utkanej historii oraz odpowiedniej dawki dramaturgii staje się niemalże sprawą życia lub śmierci. To niesamowite z jaką łatwością reżyser jest w stanie przykuć naszą uwagę wykorzystując do osiągnięcia tego efektu szereg najprostszych zabiegów. Tutaj nie ma spektakularnych wybuchów ani dynamicznych pościgów. W opowieści przede wszystkim liczą się bohaterowie oraz ich personalne tragedie, które zaprowadziły ich do obecnego położenia. I choć wydawać by się mogło, że nie jest to nic nadzwyczajnego tak naprawdę okazuje się, że właśnie te wątki są najbardziej przejmujące i posiadają najpotężniejszy wydźwięk. A obserwowanie dramatu pojedynczego bohatera okazuje się jeszcze bardziej fascynujące i ujmujące niż niejeden film wypełniony całą masa akcji. Albowiem siła "Manchester by the Sea" przede wszystkim polega na genialnym scenariuszu, który z niebywałą precyzją nakreśla zarówno bohaterów jak i klimat obrazu. Natomiast historia to pełna emocjonalnych eksplozji opowieść, która niesamowicie wciąga oraz nie pozwala odstąpić się nawet na krok. Fabuła produkcji oprócz swojej tajemniczości oraz niespokojnego wydźwięku charakteryzuje się również niejednoznacznością. Reżyser nie mówi nam wszystkiego i tym samym pozwala nam na odrobinę własnej interpretacji. Zadaje nam niesłychanie ważne pytania, które nie posiadają wyłącznie jednej dobrej odpowiedzi. Skłania nas tym do wnikliwej refleksji, która towarzyszyć nam będzie jeszcze na długo po opuszczeniu sali kinowej. Całość natomiast charakteryzuje prostota za którą kryje się niesamowita głębia. Potrafią ją odkryć przenikliwe spojrzenia, świetnie wplecione do historii retrospekcje czy nawet pojedyncze przedmioty.

Od strony aktorskiej film Kennetha Lonergana to prawdziwa perełka. Zarówno jeśli chodzi o głównego bohatera oraz całą ekipę drugoplanowych postaci. Oczywiście nie da się ukryć, że Lee Chandler jest tutaj na pierwszym miejscu, a cała reszta znajduje się daleko za nim. Jednakże ta niesamowicie skomplikowana sylwetka zasługuje na to aby być na pierwszym miejscu. Przede wszystkim ze względu na jego styl bycia, który jest niesłychanie ambiwalentny. Z jednej strony to spokojny i uczynny człowiek, a z drugiej osoba z ciętym językiem i słabością do alkoholu. Podobnie sprawa ma się z jego aspołecznością, która przejawia się na różne sposoby. Jednakże zdecydowanie łatwiej jest naszej postaci wszcząć niespodziewaną bójkę, aniżeli uraczy zafascynowaną nim kobietę krótką i niezobowiązującą pogawędką. Nasz bohater przez większość czasu jest niczym sam kształt bez żadnego wnętrza. Sprawia wrażenie wydrążonego od środka, który żyje nadal tylko dlatego, że zapomniał o o swojej śmierci. W tej roli niesamowicie zaprezentował się Casey Affleck, którego twarz potrafi wyrazić więcej niż tysiąc słów. Zaraz za nim mamy Lucasa Hedgesa jako Patricka Chandlera – syna zmarłego brata, który również świetnie radzi sobie akompaniując Affleckowi na ekranie. Tak samo jest ze świetną Michelle Williams oraz Kyle Chandlerem, którzy dopełniają dalszy plan.

Strona techniczna produkcji również nie zawodzi, a to wszystko za sprawą bardzo dobrych zdjęć oraz przenikliwej muzyki, która rewelacyjnie komponuje się z obrazem. Szczególną uwagę należy zwrócić także na wyjątkowy klimat obrazu. Gęsty, intensywny oraz niesamowicie przenikliwy. Oprócz tego w filmie znajdziemy czarny humor, który pojawia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach i potrafi rozładować każde napięcie i dramatyczną sytuację.

"Manchester by the Sea" to istna uczta dla kinomanów uwielbiających intensywne, wyraziste no i przede wszystkim emocjonujące kino, które potrafi dogłębnie poruszyć. W produkcji Kennetha Lonergana znajdziemy rewelacyjny scenariusz, wyśmienicie poprowadzoną opowieść, pełne emocji sceny, wyborne aktorstwo oraz niesamowity klimat. Niesłychanie ważny jest również wydźwięk produkcji, który nawet na kilka dni po seansie nie daje nam o sobie zapomnieć. Albowiem jego interpretacja nie jest narzucona przez reżysera, ale zależy wyłącznie od nas.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W duchu zabawy, dzięki której film "LEGO® PRZYGODA" stał się fenomenem na skalę światową, samozwańczy przywódca grupy - Batman z LEGO - staje się gwiazdą własnej wielkoekranowej przygody. W Gotham szykują się jednak wielkie zmiany. Jeśli Batman chce uratować miasto przed zakusami Jokera, musi porzucić swoją samotnię i spróbować współpracy z innymi, a przy okazji być może przyjąć bardziej pozytywną postawę.

gatunek: Thriller
produkcja: USA
reżyser: Chris McKay
scenariusz: Seth Grahame-Smith, Chris McKenna, Erik Sommers, Jared Stern, John Whittington
czas: 1 godz. 45 min.
muzyka: Lorne Balfe
rok produkcji: 2017
budżet: 80 milionów $
ocena: 8,0/10













Klocki do boju!


Każdy z nas zapewne kojarzy klocki LEGO, którymi prawdopodobnie bawiliśmy się będąc jeszcze dziećmi. Ta niezwykle popularna zabawka pozwalała nam zbudować dosłownie wszystko z poszczególnych części kolców. Z tego samego założenia wyszli twórcy "LEGO® PRZYGODY", którzy z iście brawurowym podejściem poskładali fabułę animacji z wielu odrębnych kawałków. Efekt okazał się zaskakująco dobry, a więc należy kuć żelazo puki gorące. Jednakże zanim na ekranach kin pojawi się kolejna część o Emecie Brickowskim mamy możliwość przyjrzeć się przygodom innego bohatera, a mianowicie samego Batmana. Czy klockowa wersja ikonicznej postaci ma szansę zaskarbić serca widzów?

Batman to jedna z najpopularniejszych postaci na całym świecie. Teraz w wersji LEGO jest samozwańczym mścicielem, który broni mieszkańców Gotham przed zgrają dziwacznych złoczyńców na czele z psychopatycznym Jokerem. Jednakże jego dotychczasowe życie ulegnie drastycznym zmianom kiedy skrywane od lat lęki zaprowadzą go na skraj przepaści. Czy uda mu się przełamać bariery, przyznać się do błędów i zmienić się zarówno dla siebie jak i innych? Choć opis fabuły brzmi bardzo poważnie nie zrażajcie się nim, albowiem najnowsza produkcja studia Warner Bros to przede wszystkim przednia zabawa. Już od samego początku twórcy zaszczycają nas niezwykle wartkim i pełnym emocji wstępem, który z niesamowitą lekkością i dynamizmem wprowadza nas w akcję produkcji. Dalej również jest bardzo dobrze. Fabuła animacji to przede wszystkim rewelacyjnie napisana oraz opowiedziana historia, która ma wyraźnie zaznaczony początek oraz koniec. Nie znajdziemy w niej żadnych niedomówień bądź nietrafionych scen. Dosłownie każdy poszczególny kadr został zawczasu zaplanowany dzięki czemu bajka jest niezwykle spójna oraz przejrzysta. Historia, którą opowiadają nam twórcy jest niesamowicie intrygująca, zabójczo wciągająca oraz pełna niespodziewanych zwrotów akcji, które potrafią nieźle namieszać. Akcja obrazu to zaś z kolei istna jazda bez trzymanki, która zapewnia nam zabawę na najwyższym poziomie. Wszystko jest rewelacyjnie wyważone dzięki czemu w animacji znaleziono czas na wszystko. Zaczynając od morderczych pościgów i efektownych bitew, a kończąc na chwilach zadumy, głębokich przemyśleniach czy wnikliwej analizie postaci głównego bohatera. Twórcom udało się wcisnąć do tak krótkiej animacji tak wiele wątków i postaci, że wzbudzają u nas wielki respekt. Albowiem pokazują nam, że da się połączyć przednią zabawę z wartościowym przesłaniem, które nie jest wstawione do historii na odczep się. Od samego początku do końca twórcy udowadniają nam, że w ich dziele nic nie dzieje się bez przyczyny dzięki czemu tak łatwo i bezproblemowo jest nam śledzić wydarzenia ekranowe. Całość natomiast przybiera wręcz formę parodii, w której znajdziemy mnóstwo odnośników do popkultury, a wśród nich najwięcej do popularnych filmów które każdy z nas kojarzy jak: "Harry Potter", "Władca Pierścieni", "King Kong", "Gremliny" itd. Dzięki tej niesamowitej mieszance mamy szansę zobaczyć kultowe postaci zabrane w jednym filmie. Efekt ten wypada porównywalnie świetnie jak w "LEGO® PRZYGODZIE". Natomiast forma samej animacji jest idealna zarówno dla dzieci jak i dorosłych, albowiem każdy z nas znajdzie w niej coś dla siebie. Pomysłowość twórców nie zna granic, a co za tym idzie nieskończone możliwości odnośnie formy, ale również treści i tego w jaki sposób ukazać przeróżne wydarzenia. Można by wręcz powiedzieć, że jest to koncert pełen niespodzianek, sprzeczności oraz niespotykanej brawury, która połączona ze świeżym i oryginalnym pomysłem skutkuje niebanalną formą, która wiele rzeczy traktuje z przymrużeniem oka. Nie obawiajcie się jednak, że w "LEGO® BATMAN: Film" wszystko się do tego sprowadza. Zapewniam Was, że dla twórców obrazu konwencja jest tak samo ważna jak wartościowa treść, którą w ich dziele niezaprzeczalnie znajdziemy.

Cała oś fabuły kręci się wokół niebanalnej postaci jaką jest Batman – Mroczny Rycerz. Twórcy biorą na tapetę jego osobowość i próbują nam opowiedzieć o tym słynnym bohaterze w całkiem nowy i niecodzienny sposób. Używając do tego niekonwencjonalnych środków, kreują niesamowicie intrygującą sylwetkę, która posiada zarówno wiele zalet jak i wad. Próbując zajrzeć głębiej twórcy rzucają naszą postać w wir wydarzeń dzięki czemu uświadamia sobie, że nie wszystkie jego decyzje i postępowania są dobre, tak samo jak jego zachowanie. W tej wersji Batman to obrośnięty w piórka heros, który zapomniał jak to jest być przede wszystkim człowiekiem oraz że nie należy polega wyłącznie na swoich osądach i pomysłach. Albowiem czasem warto zasięgnąć pomocy u innych i przełamać barierę aspołeczności wywołaną własnym egotyzmem. Równie ciekawie prezentuje się postać Jokera, który pragnie jedynie tego, aby Batman nazwał go jego arcywrogiem. Wątkiem tym twórcy pokazują nam próżność głównej postaci, a także związek przyczynowo skutkowy pomiędzy Jokerem a Batmanem mówiący, że każde z nich od siebie zależy i gdyby nie było złoczyńcy nie byłoby również bohatera-obrońcy.

Od strony technicznej animacja prezentuje się rewelacyjnie. Na sam przód wysuwa się przede wszystkim muzyka oraz zwariowana stylistyka w jakiej została nam podana cała bajka. Uwagę warto również zwrócić na świetny polski dubbing oraz całą masę rewelacyjnego humoru, który potrafi rozbawić do łez.

"LEGO® BATMAN: Film" to nie tylko bardzo udana animacja, ale to również bardzo udany film o postaci Batmana, która ostatnio nie miała lekko za sprawą "Świtu sprawiedliwości". Twórcy starają się zrozumieć tego bohatera poprzez jego wnikliwą analizę, a następnie starają się go przywrócić na właściwe tory i pokazać, że praca zespołowa popłaca. Oprócz tego bajka nam mówi, że z rodziną zawsze raźniej, albowiem zawsze możemy na kogoś liczyć gdy jesteśmy w potrzebie. Ten niezwykle wartościowy morał idzie w parze z zatrważająco wartką akcją, która dostarcza nam rozrywki na najwyższym poziomie. A poprzez swoją niecodzienną konwencję film udowadnia, że gdy ma się oryginalny pomysł oraz pasję wszystko jest możliwe.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jacqueline Bouvier Kennedy ma 34 lata, kiedy jej mąż zostaje wybrany na Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Elegancka i stylowa, od razu staje się globalną ikoną, jedną z najbardziej znanych kobiet na świecie. Jej intuicja i smak w kwestiach mody, sztuki i wystroju wnętrz są powszechnie podziwiane. Jednak 22 listopada 1963 roku poukładany świat Pierwszej Damy rozsypuje się na kawałki. Podczas wyborczej podróży do Dallas, ginie John F. Kennedy, a pogrążona w żałobie Jacqueline, na pokładzie Air Force One, powraca do Waszyngtonu. Mierząc się z tragedią, postanawia kontynuować dzieło męża. W ciągu kilku dni nie tylko dopisze triumfalny koniec do mitu JFK, ale też ugruntuje legendę, której na imię... Jackie. 

gatunek: Biograficzny, Dramat
produkcja: USA
reżyser: Pablo Larraín
scenariusz: Noah Oppenheim
czas: 1 godz. 35 min.
muzyka: Mica Levi
zdjęcia: Stéphane Fontaine
rok produkcji: 2016
budżet: 9 milionów $
ocena: 6,0/10











Skrawki z życia


Nie bez powodu ludzie tworzą historię, albowiem to poprzez ich decyzje kształtują wygląd świata. Niektóre z nich są dobre, niektóre złe, ale zawsze wiadomo, że bez względu na to każda z nich zostawia po sobie ślad. Niektóre są tak potężne, że pozostawiają widoczną szramę, która nigdy się nie zasklepi. Wśród nich znajduje się zabójstwo prezydenta Stanów Zjednoczonych Johna F. Kennedy'ego, o którym zapewne każdy z Was słyszał. Ostatnio mieliśmy nawet możliwość zagłębić się w rozmyślania na temat przyczyny tego zdarzenia za sprawą serialu "22.11.63". Jednakże tym razem postanowiono opowiedzieć nam o zamachu z całkiem innej strony, a mianowicie żony prezydenta.

Jacqueline Kennedy potocznie zwana Jackie to pozornie szczęśliwa żona prezydenta Stanów Zjednoczonych, której życie ulega drastycznej zmianie po udanym zamachu na jej męża. Cały jej dotychczasowy świat obraca się do góry nogami, a ona nie wie jak przywrócić wszystko do normy. Czy uda jej się odzyskać zachwianą harmonię? Film Pablo Larraína to bardzo specyficzne dzieło. Wie to każdy, kto miał już z nim styczność. Jednakże na czym polega jego inność? Przyjrzyjmy się bliżej. Produkcja rozpoczyna się od wizyty w rezydencji, w której tymczasowo przebywa była pierwsza dama. Minął tydzień od zabójstwa jej męża, a u progu jej drzwi pojawia się dziennikarz, który ma przeprowadzić z nią obszerny wywiad na temat zdarzeń ostatnich dni. Tak zaczyna się jedna wielka retrospekcja z życia naszej bohaterki. Twórcy nieustannie przeplatają teraźniejszość z przeszłością i tworzą coś na przykład audiowizualnego wywiadu. Kiedy pojawia się pytanie twórcy najpierw pokazują nam Jackie, a następnie jedno z jej wspomnień, które ma być odpowiedzią zarówno dla nas jak i dziennikarza. Często lubią sceny przeciągać, aby sprawić wrażenie wiarygodnej i profesjonalnej rozmowy. I choć rzeczywiście status ten udaje im się uzyskać to niestety nie można tego powiedzieć o całej reszcie. Przede wszystkim film skupia się wyłącznie na tych kilku dniach od zamachu aż po pogrzeb. Twórcy nie starają się przyjrzeć życiu Jackie przy użyciu nieco szerszego obiektywu przez co zamykają opowieść w bardzo krótkim okresie czasowym, który bardzo minimalizuje ich pole do popisu. Jedyne przebłyski wykraczające poza te ramy czasowe to niewielkie i mało ważne fragmenty, które pełnią jedynie formę uzupełnienia. Na myśl przychodzi mi na przykład seria scen podczas których nasza bohaterka oprowadza ekipę telewizyjną po Białym Domu. Cały ten zabieg pełni pewnego rodzaju formę zapychacza, który ma wypełnić nieco ubogą fabułę. Natomiast co do samej historii to trzeba to otwarcie przyznać, że jest bardzo, ale to bardzo uboga. Całość jest stworzona w niezwykle minimalistycznej manierze, która budzi zachwyt. Niestety kiedy tą samą manierę wykorzystuje się do zbudowania fabuły całość nie prezentuje się już tak dobrze. Przede wszystkim ze względu na bardzo okrojoną opowieść, która wszystko traktuje z dystansu i wiele rzeczy pomija. Historia Jackie choć jest niezwykle fascynująca i pochłaniająca tutaj sprowadza się jedynie do pozowania i lekkiego nakreślania tej słynnej ikony. Twórcy prawie w ogóle nie zagłębiają się w psychikę naszej postaci, ani nie starają się sięgnąć po wiele ciekawych aspektów z jej bogatego życiorysu. Sprawiają wrażenie upartych dzieci, które postawiły na swoim i zdecydowały się ukazać nam jedynie te najmniej ciekawe i ujmujące momenty. Nie wiem skąd ta decyzja, ale prawda jest taka, że pod względem fabularnym "Jackie" zawodzi. Jej największym problemem jest okrojony wizerunek głównej bohaterki oraz nuda wiejąca z ekranu. Sama historia natomiast choć podana jest w ciekawej konwencji oraz ukazuje nam całkiem nowy punkt widzenia to niestety jest ciężka do przełknięcia, albowiem twórcy nie potrafią nas nią zaintrygować. Środki, których używają do zaangażowania nas w akcję produkcji powodują jedynie, że co po chwila spoglądamy raz w prawo, a raz w lewo i liczymy, że jak ponownie spojrzymy na ekran, to w końcu będzie warto na co popatrzyć. Prawdą jest, ze film ten dialogami stoi i to one są najważniejsze tak jak to miało miejsce w "Stevie Jobsie" Dannyego Boylea. Jednakże tam mieliśmy napięcie, pazur, emocje oraz wyrazistą postać. I choć 3/4 filmu to były dialogi oglądało się je z zapartym tchem ponieważ czuć było w nich dramaturgię oraz niewyobrażalną moc, która przyciągała nas do ekranu. W przypadku "Jackie" jest całkiem na odwrót. Dialogi choć stanowią kluczową rolę w filmie nie potrafią ani skupić na sobie naszej uwagi, ani sprawić, że z zapałem będziemy oglądać dzieło Pablo Larraína, albowiem podane są one w bardzo bezpłciowej formie, która bardziej odpycha niż przyciąga. Ta niestrawna maniera im dłużej trwa tym bardziej nas męczy i coraz bardziej staje się nie do zniesienia. Oczywiście nie można tutaj uogólniać, albowiem na cały film znajdzie się kilka mocnych i wyrazistych scen, które właściwie akcentują moc i potencjał zarówno filmu jak i głównej bohaterki. Niestety to zaledwie kilka fragmentów, które giną w natłoku całej reszty. Akcja produkcji jest bardzo nierówna, a wydarzenia ekranowe w większości są nieciekawe i wyzbyte napięcia, emocji czy dramaturgii. 

W przeciwieństwie do słabej fabuły mamy fenomenalne aktorstwo, które w rewelacyjny sposób podbudowuje markę obrazu. Wszystkie jupitery krążą wokół Natalie Portman, która z odpowiednią dozą rezerwy i maniery portretuje najsłynniejszą pierwsza damę USA. W zadaniu tym wypada wręcz oszałamiająco dzięki czemu jej kreacja olśniewa. Niestety postać ta zderza się z ubogim scenariuszem, który tak naprawdę prawie nic o bohaterce nam nie mówi. Znacznie więcej wyraża twarz aktorki aniżeli kolejna z licznych scen, w których nasza postać szwenda się po Białym Domu bez najmniejszego sensu. Wszystko jest kreślone grubymi nićmi bez doprecyzowania czy wyraźnego zaakcentowania niektórych decyzji. Sama bohaterka jest zaś niekiedy zbyt sztuczna i wyzbyta człowieczeństwa jakby była niczym zdalnie sterowany manekin. Dualizm przedstawienia tej bohaterki poraża niezdecydowaniem twórców przez co sami widzowie nie do końca wiedzą co mają sądzić o tej postaci. Na drugim planie królują Peter Sarsgaard jako Bobby Kennedy, Billy Crudup jako Dziennikarz oraz John Hurt jako ksiądz.

Natomiast strona techniczna produkcji zachwyca swoją przestylizowaną formą. W pamięci zostają nam przede wszystkim niesamowite zdjęcia, które w bardzo piękny i oryginalny sposób ukazują nam filmowe wydarzenia. To samo tyczy się muzyki, która próbuje wcisnąć w opowieść niepokój i dramaturgię. Niestety po dłuższym czasie staje się niesamowicie drażniąca. Natomiast w zachwyt zdecydowanie wprowadzają fenomenalne kostiumy, stylizacja oraz scenografie.

"Jackie" w reżyserii Pablo Larraína to iście specyficzne dzieło, które stara się nam opowiedzieć o wszystkim, ale tak naprawdę nie rozwijając żadnego z wątków zbyt dokładnie. To tak jakby mimowolnie rzucić podczas pewnej dyskusji kilka haseł, które przypuszczalnie powinny jakoś się ze sobą połączyć. Niestety takie cuda nie mają miejsca, a więc dla "Jackie" również nie ma ratunku. Niestety, ale produkcja ta posiada nieciekawą i poszatkowaną fabułę, ubogi scenariusz oraz cechuje się brakiem napięcia oraz jakichkolwiek emocji. To wręcz produkcja niepotrzebna, albowiem nie mówi nam niczego odkrywczego na temat głównej postaci, ani nawet nie stara się powiedzieć czegokolwiek na jej temat co by miało sens. To po prostu skrawki z życia, które powinny tworzyć spójną całość, ale niestety tego nie robią.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W ciele Kevina tkwią 23 osobowości. To one podpowiadają mu, co robić. Mężczyzna przetrzymuje w swym domu trzy nastolatki. Tymczasem do głosu zaczyna dochodzić dwudziesta czwarta osobowość. Prawdziwa bestia...

gatunek: Thriller
produkcja: USA
reżyser: M. Night Shyamalan
scenariusz: M. Night Shyamalan
czas: 1 godz. 56 min.
muzyka: West Dylan Thordson
zdjęcia: Mike Gioulakis
rok produkcji: 2016
budżet: 9 milionów $
ocena: 6,7/10














Ja czyli my

Każdy z nas jest na swój sposób wyjątkowy. Wiemy to zarówno my jak i najbliżsi z naszego otoczenia. Znając swoje zdolności i potencjał jesteśmy w stanie przewidzieć kierunek naszej ewolucji. Niestety nie wszystko jest takie oczywiste jak mogłoby się wydawać. Albowiem w każdym z nas czai się bestia. U jednych jest mocno uwiązana, a u innych lubi być często spuszczana ze smyczy. I to od nas zależy jej wyeksponowanie. Jednakże najważniejszy okazuje się nie sam czyn, ale proces, który doprowadził do tego, że odnaleźliśmy w sobie monstrum.

Zapewne nietrudno wam przywołać z pamięci te kilka scen z waszego życia kiedy puściły wam nerwy i daliście im upust poprzez silne emocjonalne uniesienie. I choć wmawialiście sobie, że to nie jest wasze prawdziwe oblicze w głębi duszy wiedzieliście, że skrywacie w sobie nieodkryte dotąd pokłady nieznanej dotąd osobowości. Innej niż ta, z której korzystaliście dotychczas. A co jakbyście pozwolili jej przejąć nad sobą kontrolę? Co gdyby zastąpiła waszą dotychczasową osobowość? Temat ten porusza M. Night Shyamalan w swoim najnowszym filmie pt: "Split", który opowiada o Kevinie, w którego ciele żyją 23 osobowości. Do tej pory udawało im się żyć całkiem w zgodzie, ale ostatnio sprawy się mają nieco gorzej. Na przód zaczyna wysuwać się całkiem nowo powstająca osobowość, której nadejście ma wszystko zmienić. Produkcję otwiera bardzo niepozorna scena, po której ciężko by się spodziewać tragicznego zakończenia. Niemniej jednak wstęp ten bardzo zgrabnie i z odpowiednią doza zaciekawienia wprowadza nas w dalsze wydarzenia obrazu. Twórca rzuca nas na głęboka wodę pozostawiając z całą masą pytań bez odpowiedzi. Dzięki temu udaje mu się zbudować pewnego rodzaju aurę tajemniczości oraz grozy wokół postaci Kevina. Ukazuje nam zaledwie szczępki informacji, które jedynie jeszcze bardziej pobudzają nasze zaintrygowanie. Dopiero z czasem możemy się czegoś domyślać, jednakże nawet jeśli uda nam się połączyć kilka faktów nie zaprowadzi nas to zbyt daleko. Całość zaczyna nabierać większego sensu dopiero kiedy reżyser zaczyna nam dopiero powoli wyjaśniać skomplikowane losy naszego bohatera. Robi to bardzo powoli dzięki czemu udaje mu się budować świetne napięcie oraz nieustannie rosnącą dramaturgię. A im więcej dowiadujemy się na temat naszej postaci tym bardziej skomplikowana i nieoczywista nam się wydaje. Co prawda twórca ukazał nam zaledwie 4 z 23 osobowości co dla większości może być niezbyt pocieszające, ale prawda jest taka, że w opowieści nie było miejsca dla nich wszystkich. M. Night Shyamalan skupił się jedynie na tych najpotężniejszych i najbardziej charakterystycznych z nich, aby ukazać nam złożoność swojej postaci, a także jej skomplikowane losy. Jednakże fabuła obrazu nie skupia się wyłącznie na postaci Kevina, ale w głównej mierze dużo czasu poświęca również trzem nastolatkom porwanym przez głównego bohatera. Albo raczej przez jedną z jego osobowości. Tak czy siak na ekranie mamy możliwość oglądać zarówno przemianę Kevina jak i dramatyczną walkę dziewczyn o wydostanie się z zamknięcia. Wśród nich prym wiedzie Casey, która również zmaga się osobistymi problemami. Sama historia natomiast jest całkiem ciekawa, wciągająca oraz bardzo emocjonująca. Szczególnie jeśli chodzi o rozmaite osobowości naszej postaci. Niezwykle intrygująco prezentuje się również wątek psychologiczny, który polega na analizie stanu psychicznego naszego bohatera. Zagłębiając się w jego psychikę próbujemy zrozumieć jego postępowanie, motywy oraz potrzeby. Niestety nie wszystko zostaje nam wyjaśnione przez co po seansie czujemy lekki niedosyt. Albowiem w pewnym momencie akcja fabuły drastycznie zmienia tory i przeobraża się w coś całkiem nowego. Nie byłoby w tym niczego złego gdyby nie fakt, że kompletnie zaburzyło to odbiór całego obrazu. Z wielką chęcią jeszcze bardziej zagłębilibyśmy się w analizę naszej postaci, aby jeszcze lepiej ją poznać. Aby wszystko zrozumieć. Tutaj niestety cały ten wątek kończy się za szybko i niezbyt emocjonująco. Zabrakło charyzmy i napięcia. To samo tyczy się akcji obrazu, która na przemian jest niezwykle ciekawa i wciągająca oraz strasznie powolna i mało ujmująca. Jednakże gdyby nie nieco przeszarżowana końcówa byłbym w stanie to twórcy wybaczyć. Niestety ale to zakończenia nie mogę przeboleć najbardziej, albowiem nie pasuje mi do całej reszty. Film sprawia wrażenie niezwykle klimatycznej, niezależnej i wręcz lokalnej produkcji, która pomimo wad ma również mnóstwo zalet. Niestety rozbuchane zakończenie psuje ten efekt i sprawia, że obraz przybiera strasznie karykaturalną formę. Ma to swój urok, ale niestety niesmak pozostaje.

Natomiast od strony aktorskiej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Ba, nawet rewelacyjnie. Co ciekawe nie jest to wyłącznie zasługa fenomenalnego Jamesa McAvoya. Rewelacyjnie prezentuje się również drugi plan, który solidnie dotrzymuje kroku głównemu bohaterowi. Ten natomiast jest niezwykle ciekawą, tajemniczą i nieodgadnioną postacią. Ciężko przewidzieć jego ruchy, albowiem nie wiadomo kto podejmie decyzję. Kevin, Dennis, Hedwig a może Patricia? Postać ta ukazuje nam  liczne oblicza, które niesamowicie nas intrygują. Tak samo wciągające okazuje się dążenie do prawdy kryjącej się za licznymi wcieleniami naszego bohatera. W tej roli mamy wspomnianego już wcześniej Jamesa McAvoya, który zapewnia nam iście wyborny pokaz swoich aktorskich możliwości. Jego występ dosłownie powala i tym samym staje się fundamentalną częścią całej produkcji. Jednakże drugi plan również zaskakuje. Szczególnie Anya Taylor-Joy jako Casey Cook, której wątek również jest dosyć dogłębnie rozwinięty. Dzięki temu udaje nam się poznać tę postać i dowiedzieć się czemu trafiła w sidła niezrównoważonego Kevina. Oprócz niej często na ekranie gości Betty Buckley jako Dr Karen Fletcher, Haley Lu Richardson jako Claire oraz Jessica Sula jako Marcia.

Strona techniczna filmu również nie zawodzi prezentując nam bardzo przyzwoite wykończenie. Zarówno zdjęcia jak i muzyka, ale także scenografie, kostiumy i charakteryzacja. Warto również zwrócić uwagę na cały zamysł dotyczący zmian osobowości przez Kevina oraz jego proces przeobrażania się w inne osoby.

Koniec końców "Split" to całkiem wdzięczny film. Ma niezłą fabułę, potrafi wciągnąć, a także zaskoczyć. Niestety posiada klika mankamentów w postaci nierównego tempa akcji, niekiedy niezrozumiałych poczynań bohaterów oraz niewykorzystanego potencjału postaci głównego bohatera. Co innego tyczy się zakończenia, które niestety burzy nieco odbiór produkcji. Sprawia zawód, ale także pozostawia niedosyt. Niemniej jednak, najnowszy film M. Night Shyamalana to kino warte uwagi, które z pewnością zapadnie nam w pamięć.

P.S. Ostatnia scena nawiązuje do jednego z wcześniejszych filmów reżysera.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Michalina Wisłocka napisała książkę, która zmieniła wszystko. Ale zanim "Sztuka kochania" podbiła rodzimy rynek księgarski i zrewolucjonizowała seksualność PRL-u, jej autorka musiała przejść długą drogę. Słynna ginekolog poświęciła lata na przełamywanie konserwatywnej obyczajowości i przepychanki z bezduszną cenzurą. Opowieść o powstaniu "Sztuki kochania" Michaliny Wisłockiej to historia rewolucji seksualnej w wersji PRL.

gatunek: Biograficzny, Dramat
produkcja: Polska
reżyser: Maria Sadowska
scenariusz: Krzysztof Rak
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: Radzimir Dębski
zdjęcia: Michał Sobociński
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 6,9/10











Osobowość rewolucji


Raz za czasu trafia się taka osoba, która już na pierwszy rzut wyróżnia się spośród tłumu. Czy to z powodu wyglądu? A może sposobu jej ubioru? Nie, tu chodzi o coś zdecydowanie innego. Przede wszystkim taką osobę cechuje inność. Zawsze zmierza w odrębnym kierunku niż reszta tłumu. Zawsze ma swoje niezłomne zdanie i nigdy nie stara się udawać kogoś innego. Zawsze jest sobą i tylko sobą. Nie ważne co się dzieje, ani jakie ma za to ponieść konsekwencje. Przede wszystkim musi żyć w zgodzie ze samym sobą. Pierwsze skojarzenie – dziwak. Jednakże jeśli bliżej jej się przyjrzeć to można dostrzec wyjątkowe cechy, które tak naprawdę czynią z niej osobę wybitną. Tak właśnie było z Michaliną Wisłocką.

Michalina Wisłocka to słynna seksuolog i ginekolog czasów PRL-u, która swoją sławę przede wszystkim zawdzięcza publikacji książki pt: "Szuka kochania", która mówi o tym jak skutecznie okazywać sobie miłość. Jej praca naukowa nie tyle co okazała się istnym bestsellerem, ale również zrewolucjonizowała życie seksualne polaków. Jednakże za kulisami książki kryje się nieznana historia jej autorki, której życiorys jest iście niezwykły. Produkcja powstała na podstawie powieści Violetty Ozminkowskiej pt: "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki", w której autorka przybliża nam skomplikowany życiorys naszej bohaterki. Za sam film odpowiadają natomiast producenci hitowego filmu "Bogowie". Jednakże czy w tym przypadku również będzie można mówić o sukcesie? Ciężko stwierdzić, jednakże jedno jest pewne, że film Marii Sadowskiej zdecydowanie zasługuje na uwagę. Albowiem nie opowiada jedynie o historii naszej bohaterki, ale porusza również niezwykle palące kwestie, które nawet dzisiaj są uważane za temat tabu, a nie powinny. W końcu nasza postać tak usilnie o to zabiegała. Niestety jak widać niektóre rzeczy były poza jej zasięgiem i nawet pomimo osiągnięcia ogólnokrajowego sukcesu nie udało jej się zrobić wszystkiego. Trzeba jednak przyznać, że swoim uporem, odwagą oraz determinacją zaszła niesłychanie daleko i to jest tak naprawdę najważniejsze. Jednakże co to byłaby za historia gdyby życie głównej bohaterki nie przyczyniło się do powstania tej słynnej pracy. Niestety dla twórców obrazu udźwignięcie skomplikowanego życiorysu postaci okazało się zbyt trudnym zadaniem. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na sam początek obrazu, który jest niemiłosiernie chaotyczny. Wydarzenia ekranowe ukazują nam kilka rzeczy naraz, a akcja obrazu skacze z kwiatka na kwiatek i nie zatrzymuje się w żadnym miejscu nawet na chwilę. Cały ten zabieg powoduje niemałe zamieszanie w linii fabularnej, która może wprowadzić widzów w niemałą konsternację. Albowiem tak naprawdę nie wiadomo od jakiego wydarzenia rozpoczyna się produkcja, ani jaki jest przebieg całej historii ponieważ twórcy nie mogą się zdecydować od czego zacząć. Co gorsza ciągle skaczą pomiędzy wydarzeniami z całego życia pani Michaliny przez co z samego początku strasznie ciężko nam się odnaleźć w całej opowieści. Wszystko to powoduje, że zaburzona zostaje chronologia zdarzeń i tak naprawdę nie wiadomo co było kiedy, ani jakie zdarzenie było skutkiem kolejnego zajścia. Początek filmu to po prostu jeden wielki chaos. Dopiero później twórcom udaje się odnaleźć złoty środek całej historii, aczkolwiek muszę przyznać, że nie obyło się bez licznych zgrzytów. Niemniej jednak dalsza część obrazu jest już znacznie zgrabniejsza co pozwala nam wreszcie zagłębić się losy naszej bohaterki. Te zaś są niezwykle intrygujące, bardzo wciągające oraz niesamowicie absorbujące. Twórcy ukazują nam, że życie pani Michaliny to seria wzlotów i upadków będących bezpośrednią inspiracją dla jej dzieła. Film ukazuje nam jak wiele przeszła nasza bohaterka oraz jak bardzo poturbowane były jej losy. Albowiem pomimo wielu sukcesów jej życie osobiste było bardzo ubogie oraz nieszczęśliwe. Choć odznaczyła się wyjątkową pomocą dla wielu kobiet, to niestety sama nie potrafiła zastosować tych praktyk dla siebie. To świadczy, że była jedną z niewielu osób, które chcą i są w stanie pomóc innym i zapewnić im szczęśliwe życie, ale same takiego nie są w stanie doznać. Cenimy panią Michalinę za jej odwagę, prostolinijność oraz dobroduszność, ale zapominamy o tym, że w głębi duszy sama potrzebowała pomocy. Tym bardziej szkoda, że twórcy zdecydowali się wybielić naszą bohaterkę na potrzeby obrazu. Życie Wisłockiej jest jeszcze bardziej zakręcone niż można dowiedzieć się z filmu, a sama postać głównej bohaterki jest jeszcze bardziej kontrowersyjna i nieodgadniona niż możemy zobaczyć na ekranie. W obrazie Marii Sadowskiej zdecydowanie obrano taktykę gloryfikacji postaci przez co zapominano o wielu intrygujących kwestiach z jej życiorysu. Stworzono piękną laurkę aniżeli wiarygodną biografię. Albowiem tak naprawdę nasza postać wcale nie była taka wspaniała. Miała wiele wad w postaci przesadnej bezpośredniości czy też niewyparzonego języka, które przysporzyły jej niezliczonej ilości problemów jak i wrogów. Choć odznaczała się wyjątkowym umysłem i posiadała miano wyjątkowego naukowca, to niestety była osobą całkowicie życiowo nieogarniętą oraz nie potrafiła być dobrym rodzicem. Film zaledwie dotyka tego problemu i nie zamierza go jakoś specjalnie rozwijać. To samo tyczy się filmowych losów naszej bohaterki, które również bywają zbytnio uproszczone. Szczególnie jeśli chodzi o wydarzenia z samego początku filmu, które dosłownie przemykają przed naszymi oczami. Wiem, że w dwu godzinnym obrazie ciężko jest wszystko zmieścić, ale to nie znaczy, że my wielu rzeczy mamy się sami domyślić. W "Sztuce kochania" bardzo często tak się właśnie dzieje. Twórcy poprzez liczne uproszczenia sprawiają, że wiele scen może okazać się dla nas niejasnych bądź też ciężkich do zrozumienia. W tym wypadku konieczna okazuje się znajomość życiorysu pani Wisłockiej, co trochę zdaje się przeczyć logice produkcji, albowiem przyszliśmy do kina właśnie po to, aby się czegoś o niej dowiedzieć. Dodatkowo nie przekonuje mnie sam scenariusz obrazu, który tylko na papierze wydaje się taki "genialny". Na ekranie niestety ciężko dostrzec ten geniusz, albowiem do opowieści często wkrada się wspominany już wcześniej chaos, który potrafi nieźle namieszać. I tym razem nie chodzi tylko o sam początek, ale o cały film, który nie potrafi poradzić sobie ze zmiennością akcji. Historia do samego końca niemiłosiernie skacze pomiędzy rozmaitymi rocznikami co bardzo negatywnie wpływa na jego niekorzyść. Albowiem zamiast zdecydować się na tradycyjną chronologię postanowiono nieco poeksperymentować z naprzemienną narracją. Niestety twórcy kompletnie na tym polu polegli co bardzo osłabia ich dzieło. To wszystko wyzbywa produkcję z płynności, lekkości oraz przejrzystości zdarzeń.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się już znacznie lepiej. Przede wszystkim ze względu na pokaźny zestaw bardzo dobrych aktorów, którzy pojawiają się w filmie. Natomiast jeśli chodzi o charakteryzację postaci, to z tym jest już różnie. Oczywiście postać Michaliny Wisłockiej to bezsprzecznie rewelacyjnie skonstruowana bohaterka, która potrafi nas niesamowicie urzec. Choć twórcy nie ukazują nam jej pełnego potencjału to i tak trzeba przyznać, że jest to oszałamiająco wyjątkowa sylwetka. W roli pani Michaliny mamy fenomenalną Magdalenę Boczarską, która rewelacyjnie oddaje ducha swojej postaci. Na dalszym planie pojawiają się Piotr Adamczyk jako Stanisław Wisłocki – mąż Michaliny oraz Eryk Lubos jako Jurek. Wyróżnić można jeszcze Justynę Wasilewską jako Wandę i Jaśminę Polak jako redaktor Teresę. Reszta natomiast to trzeci plan, który stanowi pewnego rodzaju wykończenie. Tym bardziej dziwi fakt, że obstawiono go plejadą sławnych aktorów jak Danuta Stenka, Karolina Gruszka, Wojciech Macwaldowski, Borys Szyc, Arkadiusz Jakubik, Dorota Kolak, Artur Barciś, Katarzyna Cynke, Sywester Maciejewski czy też sam Tomasz Kot. Czego by jednak nie powiedzieć o decyzji twórców trzeba przyznać, że cała obsada spisała się na medal.

Strona techniczna produkcji natomiast onieśmiela rozmachem oraz niezwykłą dbałością o szczegóły. W szczególności jeśli chodzi o idealne odwzorowanie PRL-owskiego klimatu. Wliczają się w to rewelacyjne kostiumy, genialna charakteryzacja oraz świetne scenografie. Na naszą uwagę zasługują również rewelacyjne zdjęcia Michała Sobocińskiego. Natomiast muzyka Radzimira Dębskiego jest poprawna, ale bez rewelacji tak samo jak dopasowanie utworów muzycznych, które niekiedy są zbyt nachalne i na siłę wrzucone do obrazu.

Gdyby nie pani Michalina Wisłocka nie było by "Sztuki kochania". Nasza bohaterka wyraźnie to podkreśla wypowiadając słowa – "To ja jestem rewolucją seksualną". Trudno się z nią nie zgodzić, albowiem tak naprawdę to ona jest sercem całej książki. Wsparta poprzez swoją bezpośredniość, odwagę i determinację była w stanie otwarcie mówić o "palących" problemach i chwała jej za to. Potrzebujemy takich osób, które zamiast debatować chcą działać przy czym dodatkowo odznaczają się niebywałym poświęceniem dla całej sprawy. Choć jest to kosztem ich własnego życia to i tak się nie poddają, albowiem czują w tym swoje powołanie. "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" opowiada nam właśnie o tej niezwykłej postaci, która zainspirowała setki polaków do zmiany na lepsze. Niestety nie da się ukryć, że twórcy ewidentnie nie poradzili sobie z bogatym życiorysem tej niesamowitej bohaterki. Scenariusz filmu mógłby być lepszy, reżyseria bardziej konsekwentna, historia mniej skomplikowana, a wydarzenia bardziej przejrzyste. Niemniej jednak pomimo wszystkich wad warto sięgnąć po ten film, albowiem opowiada nie tylko o wyjątkowej sylwetce jaką była pani Michalina, ale również o samej sztuce kochania.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Seymour ma wszystko, co Ameryka lat 60-tych definiowała jako szczęście: piękną żonę Dawn, dobrą pracę, wymarzony dom na wsi i ukochaną córkę, Merry. Dzień, w którym dowiaduje się, że jego jedyne dziecko jest zdolne do brutalnych ataków terroryzmu, będzie ostatnim dniem jego dotychczasowego życia. Czy amerykański sen o szczęściu, pokoju i dobrobycie był tylko marzeniem jednego pokolenia?

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Evan McGregor
scenariusz: John Romano
czas: 1 godz. 48 min.
muzyka: Alexandre Desplat
zdjęcia: Martin Ruhe
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 5,9/10











Chichot losu

Życie to podróż składająca się z nieustannych wzlotów i upadków. Choć bardzo staramy się unikać błędów one jednak zawsze nas dosięgają. Nawet będąc perfekcjonistami nie jesteśmy w stanie ustrzec się od wpadki, która niespodziewanie w nas uderzy i sprawi, że być może runie jeden z filarów naszej dotychczasowej egzystencji. Mówi się, że "co nas nie zabije to nas wzmocni", jednakże w praktyce ta słynna sentencja nie zawsze znajduje pokrycie. Niektórych rzeczy nie da się zapomnieć bądź przeboleć. Najlepiej o tym wiedzą bohaterowie "Amerykańskiej sielanki".

Seymour Levov potocznie zwany "Szwedem" to uosobienie sukcesu oraz szczęścia. Ma piękną żonę, dobrą pracę, dom na wsi, a także ukochaną córkę. Wydawać by się mogło, że tak już zostanie, a jego życie aż do samego końca będzie perfekcyjne. Niestety burzliwe lata 60-te odbijają piętno na jego córce, która zostaje wplątana w polityczne zamieszki. Powoli szczęście opuszcza Levovów co diametralnie zmienia ich dotychczasowe życie. Czy przetrwają oni jako rodzina? Pytanie to będzie nieustannie nas nękać podczas całego seansu i być może nie otrzymamy na nie dokładnej odpowiedzi. Jednakże Evan McGreor w swoim filmie podkreśla, że nie ważny jest skutek, a raczej sam proces obrazujący nam jak do tego doszło. Scenariusz obrazu powstał na podstawie nagrodzonej Pulitzerem powieści Philipa Rotha o tym samym tytule. Autor książki bawiąc się konwencją i wypaczeniem idei o "amerykańskim śnie" pokazał, że nie wszystko jest czarno-białe, a szczęścia nie można sobie zarezerwować. To samo próbują ukazać nam twórcy filmu jednakże z nieco gorszym efektem. Na samym początku jeszcze nie dało się tego dostrzec albowiem twórcy bardzo zgrabnie i z odpowiednią dozą tajemniczości wprowadzili nas w akcję obrazu. Niezwykle skrupulatnie nakreślili wstęp, od którego wszystko się zaczyna. Dużą wagę przyłożono również do postaci, które zostały świetnie nakreślone. Twórcy zadbali o ich solidne fundamenty, aby można było później bez problemu umotywować ich kolejne działania. Zaskakująco dużo czasu reżyser jak i scenarzysta poświęcili na przeszłe wydarzenia, które starają się nam wyjaśnić mechanizmy jakie doprowadziły do tragedii rodziny Levovów. Są przy tym bardzo wnikliwi dzięki czemu udaje im się dostarczyć nam wartościowych wskazówek do zrozumienia natury całego obrazu. I choć zajmuje im to trochę czasu to nie można się na nich gniewać, albowiem samym wstępem tak naprawdę udaje im się już przykuć naszą uwagę i wzbudzić w nas niesłychaną ciekawość odnośnie dalszych zdarzeń. Szkoda, że niedługo później całość traci ten urok. Albowiem kiedy dochodzimy już do zwrotnego punktu w całej fabule tak naprawdę okazuje się, że nie do końca tego oczekiwaliśmy. Po pierwsze wydarzeniom ekranowym brak emocji przez co są dla nas całkiem obojętne. Dramatycznym scenom brak dramaturgii, a pełne napięcia chwile nie dostarczają nam tylu dreszczy ile powinny. Sama opowieść natomiast jest strasznie chaotyczna i nierówna. Ewidentnie da się dostrzec, że twórcy nieco zamotali się w sensie swojego obrazu przez co trudno im w pełni przykuć nas do ekranu. Akcja produkcji jest bardzo zróżnicowana, a poszczególne sceny są raz intrygujące, a zaś kiedy indziej kompletnie nudne. Wszystko to sprawia, że film jest męczący i trudny w odbiorze, albowiem nie wiadomo w jakim kierunku zamierza cała historia.  Mam wrażenie, że sami twórcy do końca nie byli tego pewni, albowiem w ich działaniach ewidentnie widać zakłopotanie i brak zdecydowania, które skutkują w nijakiej fabule i miałkim przekazie. Nie wszystkie decyzje reżysera są jasne tak samo jak sama opowieść, która w trakcie trwania gubi gdzieś sens i strasznie się rozwarstwia. Pod koniec produkcji ciężko już tak naprawdę stwierdzić jaki był główny wątek filmu, albowiem twórcy mieli ich kilka i nie mogli się zdecydować, który z nich chcą bardzie uwypuklić. To zaś sprowadza się do stwierdzenia, że "Amerykańska sielanka" jest o wszystkim i o niczym. Albowiem jej największym problemem jest niekonsekwencja twórców oraz niedbałe potraktowanie najważniejszych wydarzeń obrazu, którym brakuje emocji. Zbyt wiele rzeczy nakreślono grubymi nićmi przez co trudno odnaleźć w nich sens lub też ich godne wytłumaczenie. Jedynym wyjściem jest zaufać twórcom, jednakże ten sposób niestety nie sprawdza się na dłuższą metę. Oczywiście czytając między wierszami da się wychwycić niezamierzenie ukryty sens całego filmu, który mówi, że nie można mieć wszystkiego. Nie ważne jak bardzo się o to zabiega, ani jak bardzo się tego pragnie. Niektóre rzeczy są poza naszym zasięgiem. To samo tyczy się szczęśliwego i bezproblemowego życia, którego nie można sobie zaplanować. Nie ważne jak bardzo byśmy tego chcieli, ani jak mocno byśmy się starali. Są rzeczy, których po prostu nie da się przeskoczyć.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się znacznie lepiej. Przede wszystkim mamy dobrze zagranych i ciekawie nakreślonych bohaterów, których losy nie są nam obojętne. Twórcom całkiem dobrze udała się charakterystyka postaci co bardzo cieszy szczególnie, że fabuła prezentuje raczej mieszane uczucia. Najwięcej uwagi poświęcono oczywiście bohaterowi Evana McGregora, który musi zmierzyć się z przewrotnością swojego losu. Aktor rewelacyjnie poradził sobie z odegraniem Seymoura i jego wszystkich zmartwień. Zaraz za nim mamy hipnotyczną Jennifer Connelly, która oprócz wyglądania jak "milion dolarów" wnosi do opowieści bardzo intrygującą i nieszablonową sylwetkę. Twórcy dobrze o tym wiedzą dlatego nie boją się w niektórych scenach skupić uwagi wyłącznie na niej. Najsłabiej z całej produkcji prezentuje się bohaterka Dakoty Fanning. Nie jest to wina aktorki, a raczej koślawego nakreślenia tej postaci przez scenarzystów. Potraktowano ją trochę po macoszemu, a nie powinno, albowiem to ona jest początkiem końca. W obsadzie znaleźli się jeszcze Piter Rigeret, Rupert Evans, Uzo Aduba i David Strathairn.

Strona techniczna produkcji to jedna z jej niewielu zalet. Pomijając zdjęcia i muzykę przede wszystkim należy zwrócić uwagę na fenomenalny klimat obrazu, który z powodzeniem oddaje burzliwe lata 60-te. To szczegółowe nakreślenie staje się jednym z ważniejszych kontekstów produkcji. Pomagają w tym świetne kostiumy oraz scenografie. Ewidentnie da się dostrzec wpływ czasów na naszych bohaterów oraz na ich decyzje. Albowiem to właśnie na tym opiera się cała struktura filmu.

"Amerykańska sielanka" to film o zmarnowanym potencjale. Twórcy chcieli dobrze, ale niestety podczas procesu twórczego zgubili gdzieś sens całej opowieści przez co jest ona chaotyczna, niekompletna i mało przekonująca. Produkcja ma mocne strony w postaci świetnego wstępu, obsady aktorskiej, ciekawie nakreślonych bohaterów (poza jednym wyjątkiem) oraz świetnego wykończenia. A idea filmu choć słuszna to niestety niezbyt odkrywcza. Jednakże nawet temu dało by się zaradzić gdyby nie prostota całego obrazu. "Amerykańska sielanka" jest zbyt szablonowa i mało elastyczna przez co nie wykracza poza podstawowe schematy. Powinna nas zaskoczyć niecodzienną formą, oryginalnością, a także świeżym podejściem do całej sprawy. Tak się niestety nie dzieje. Jest więc poprawnie, ale wtórnie.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.