Studentka college’u każdego dnia na nowo budzi się w dniu swojej śmierci, powoli odkrywając niezwykłe szczegóły przyczyn zabójstwa, by wreszcie odkryć tożsamość mordercy i jego motywy.
gatunek: Horrorprodukcja: USA
reżyseria: Christopher Landon
scenariusz: Scott Lobdell
czas: 1 godz. 36 min.
muzyka: Bear McCreary
rok produkcji: 2017
budżet: 4,8 miliona $
ocena: 7,0/10
Raz
dwa trzy, dziś umierasz... Ty
Nasze życie składa się z chwil, które zaś przyporządkowujemy do konkretnych dni tygodnia, miesiąca i w końcu roku. Każdy jest inny i na swój sposób wyjątkowy. Niektóre dni będziemy chcieli zapamiętać do końca naszego życia, a niektóre zaś będziemy pragnąć jak najszybciej zapomnieć. Niektóre z nich były tak złe, że aż chcielibyśmy je przeżyć na nowo, aby wszystko naprać. Szkoda tylko, że nie jest to możliwe. Niemniej jednak bohaterka filmu "Śmierć nadejdzie dziś" otrzymuje taką szansę.
Tree budzi się w pokoju w jednym z akademików. Nie pamięta, jak się tam znalazła, ale nie zamierza na to tracić czasu. Wraca do rzeczywistości i zapomina o całej sprawie. Wieczorem jednak ktoś ją zabił. Ponownie budzi się w akademiku. Ponownie przeżywa ten sam dzień i na koniec znowu ktoś ją zabija. W końcu dziewczyna zrozumiała, że utknęła w pętli czasowej, z której może ją uwolnić tylko znalezienie jej mordercy. Pomysł na tę produkcję nie jest ani nowatorski, ani przesadnie oryginalny. Brzmi raczej jak odgrzewany kotlet, który nie zasmakuje nam tak jak jego "pierwotna" wersja. Jednakże po raz kolejny należy wziąć pod uwagę nie tylko sam pomysł, ale także jego realizację. To jak twórcom udało się przedstawić całą opowieść oraz jak bardzo powiela ona sprawdzone schematy. Niejeden raz już się przecież przekonaliśmy, że da się stworzyć coś całkiem fajnego z pozornie oklepanej już opowieści. "Śmierć nadejdzie dziś" jest kolejnym na to przykładem. Fabuła produkcji kręci się wokół pętli czasowej niczym z "Dnia świstaka". Nasza bohaterka przeżywa ten sam dzień w kółko. Jednakże, żeby było nieco inaczej, ktoś zawsze ją zabija. Nie bez powodu premiera miała miejsce w Halloween. Wracając jednak do tematu tej recenzji, muszę przyznać, że twórcom bardzo zgrabnie udało się ograć ten powszechnie znany motyw. Oczywiście nie wszystko wyszło rewelacyjnie, ale koniec końców jest naprawdę nieźle. Opowieść w bardzo krótkim czasie potrafi nas zaintrygować i rzucić w szalony wir akcji, w jakim żyje nasza bohaterka. Bardzo szybko poznajemy jej zwyczaje i równie prędko jesteśmy w stanie wyrobić sobie na jej temat zdanie. Ciekawie robi się dopiero, wtedy gdy cała machina fabularna rusza do przodu i postawia naszą bohaterkę w trudnej sytuacji. Produkcja nie śpieszy się za bardzo z biegiem wydarzeń i pozwala naszej bohaterce krok po kroku zrozumieć, co się dzieje i na jakich zasadach. Wszystko to skutkuje całkiem wiarygodnym i naturalnym odzwierciedleniem poczynań bohaterki, która dopiero po czasie pojmuje, co tak naprawdę się dzieje. Jest to o tyle ważne, albowiem inne obrazy wielokrotnie skracały tę część, przez co później tracił na tym cały film. Kiedy jednak produkcja wypływa na głębokie wody, zaczyna się prawdziwa jazda. Wraz z naszą bohaterką ruszamy za tropem jej mordercy. Badamy kolejne poszlaki i śledzimy kolejne cele. Zawsze jednak wszystko kończy się tak samo. Twórcy w bardzo umiejętny sposób połączyli thriller z czymś pokroju filmu detektywistycznego. Mamy tajemnicę, mamy napięcie i całkiem niezłe emocje. Jednakże nie jest to bynajmniej horror. Owszem produkcja zaserwuje nam sporadyczne tak zwane "jump scare'y", ale to tyle. Trochę krwi się poleje itp. Nic specjalnego ani nic czego można by się przesadnie bać. Tak jak mówię, produkcja o wiele lepiej się spełnia jako thriller-detektywistyczny, w którym próbujemy odgadnąć zagadkę z całkiem sporą dawką grozy. Twórcom wyjątkowo dobrze udało się również zbudować wzrastające wraz z trwaniem produkcji napięcie i dramaturgię, dzięki czemu całość z minuty na minutę staje się coraz ciekawsza. Akcja obrazu również systematycznie rośnie, aż do wielkiego i nawet zaskakującego finału. Twórcom nieźle idzie również zwodzenie widza podczas trwania produkcji, przez co tożsamości mordercy nie jest tak łatwo odgadnąć. Teoretycznie. Spostrzegawczy widz już w połowie będzie w stanie odgadnąć kto za tym wszystkim stoi. Jednakże w tym przypadku ciekawy okazuje się również motyw zabójcy. Niestety nie wszystko się udaje. Gdzieniegdzie pojawi się kilka dziur fabularnych, przez co fabuła nie do końca będzie się nam kleić. Ponadto postać naszej bohaterki, jak i jej "przemiana" niestety dalej pozostaje oklepana. Nie obyło się również bez licznych skrótów myślowych czy też pośpiesznych rozwiązań, przez co niektórych rzeczy można nie zrozumieć od razu. Nie mam tutaj na myśli skomplikowanej treści, a raczej niechlujstwo samych twórców. Koniec końców trzeba jednak przyznać, że "Śmieć nadejdzie dziś" całkiem się udała. Niektóre rozwiązania twórców okazały się aż zaskakująco świeże i intrygujące jak na przykład nielimitowana ilość powtórzeń danego dnia, jak i kilka naprawdę solidnych zwrotów akcji. Bez szaleństw, ale zdecydowanie na pozytywnie.
Aktorsko produkcja również zaskakuje. Przede wszystkim ze względu na Jessicę Rothe wcielającą się w postać Tree Gelbman. Nasza bohaterka ma w sobie zaskakująco dużo pozytywnej energii, którą potrafi dobrze spożytkować. Oczywiście w odpowiednim czasie. Ponadto jej postać wprowadza całkiem spore pokłady humoru do obrazu. Oczywiście najważniejsza okazuje się jej przemiana z przysłowiowej "diwy" w pozornie normalną osobę. Mówiąc w skrócie, po prostu otwierają jej się oczy. I choć jej przemiana zalatuje srogą kalką, to na szczęście twórcy oprócz tego wyposażają ją w solidne zaplecze, które stara się wszystko wyjaśnić. Duży plus za to. Drugi plan, w którego skład wchodzą: Israel Boussard, Ruby Modine i Charles Aitken również wypada na plus.
Strona techniczna też całkiem nieźle sobie radzi. Mamy sporadyczne efekty specjalne, zgrabny montaż, klimatyczną muzykę i dobrze dobrane utwory muzyczne. Ponadto wyróżnia się wartki, pełen energii, tajemnicy i odrobiny grozy klimat oraz humor, który również w filmie się pojawia.
Wybierając się do kina na "Śmierć nadejdzie dziś" nie oczekiwałem niczego specjalnego. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że produkcja ta to naprawdę zgrabnie opowiedziana opowieść, która potrafi zaintrygować, wciągnąć, a nawet zaskoczyć. Świetnie buduje napięcie i dramaturgię, solidnie odkrywa przed nami coraz to ciekawsze karty opowieści i sprawia, że chętnie angażujemy się w ekranową historię. Film ma swoje minusy w postaci kilku dziur, nieścisłości i paru kalek, jednakże trzeba przyznać, że całkiem nieźle udało mu się je ograć. Co prawda polski tytuł, jak i samo zakończenie (odrobinę przesadzone) nieco odstają od ogólnej stylistyki obrazu, to jednak koniec końców całość okazuje się naprawdę przyjemną przygodą. Rewelacji nie ma, ale też nie ma co wydziwiać. Jest to zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, szczególnie że od takiego filmu wiele nie można było oczekiwać. A jest zdecydowanie lepiej, niż można by przypuszczać.