Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą henry cavill. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą henry cavill. Pokaż wszystkie posty
W obawie przed poczynaniami nieposkromionego superbohatera o boskich rysach i zdolnościach, najznamienitszy obywatel Gotham City, a zarazem zaciekły strażnik porządku, staje do walki z otaczanym czcią współczesnym wybawcą Metropolis, podczas gdy świat usiłuje ustalić, jakiego bohatera naprawdę potrzebuje. Wobec konfliktu, który rozgorzał między Batmanem i Supermanem, na horyzoncie szybko pojawia się nowy wróg, stawiając ludzkość w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, z jakim jeszcze nigdy nie musiała się mierzyć.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Zack Snyder
scenariusz: Chris Terrio, David S. Goyer
czas: 2 godz. 31 min.
muzyka: Hans Zimmer, Junkie XL
zdjęcia: Larry Fong
rok produkcji: 2016
budżet: 250 milionów $
ocena: 6,8/10








 
Bóg kontra człowiek


Marvel i DC. Dwa równe światy, które wbrew pozorom więcej rzeczy łączy niż dzieli. A jednak wielu z nas jest w stanie dostrzec różnicę pomiędzy produkcjami, które pojawiają się w kinach pod szyldami innych komiksów. Czy jest to idea filmów superbohaterskich? Nie. A może chodzi o to, że jedni mają lepszych bohaterów niż tamci drudzy? Też nie. A więc co tak naprawdę sprawia, że te dwa universa, które bezsprzecznie posiadają wiele wspólnych cech tak bardzo są w stanie się od siebie różnić? Odpowiedź na to pytanie kryje się pod hasłami: klimat oraz ton prowadzenia opowieści. Właśnie te rzeczy sprawiają, że Marvel i DC to dwa różne światy. I choć wydawać by się mogło, że różnice te idealnie kontrastują oba światy, to jednak wiele osób uznało je za minus najnowszego widowiska Zacka Snydera pt: "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości". Ja się pytam dlaczego?

Zapewne zgodzicie się ze stwierdzeniem, że trylogia "Mrocznego rycerza" w reżyserii Christophera Nolana to mroczna i stworzona w poważnej tematyce saga. A jednak uważana jest za jedną z najlepszych superbohaterskich trylogii w historii. Co więc stoi na przeszkodzie, aby "Batman v Superman" też taki był? Spróbujmy rozpatrzeć problem od początku. Już na samym wstępie do tego dwu i pół godzinnego filmu reżyser przedstawia nam śmierć rodziców Brucea Waynea we wspaniale zmontowanym intro. Początek ten nie wyróżniałby się niczym nadzwyczajnym gdyby nie fakt, że ojciec Brucea zamiast osłonić rodzinę przed sprawcą spróbował bezskutecznie stawić mu czoła. Ta scena daje nam jasno do zrozumienia, że nowy Batman będzie się znacznie różnić od wcześniej ukazywanych nam już wersji. Jednakże o tym sobie jeszcze powiemy. Skupmy się teraz na rzeczy najważniejszej czyli na fabule.

Ta zaś cierpi na chorobę dwubiegunową, albowiem posiada prawie tyle samo zalet co wad. Do jej mocnych stron z pewnością jesteśmy w stanie zaliczyć całkiem ciekawą, wciągającą i zaskakującą historię, natomiast do wad zaliczymy chaos oraz zbyt dużą ilość wątków. Opowieść już na samym wstępie jest w stanie nas zaintrygować oraz sprawić, że wydarzenia ekranowe bardzo szybko przykują nasza uwagę. Mówię tu w szczególności o wstępie oraz wydarzeniach z Metropolis. Te pierwsze 10 może 15 minut to duży zastrzyk akcji oraz emocji. Niestety później cała akcja spada prawie do zera i zostaje od nowa sukcesywnie odbudowana. Sceny pełne akcji przeplatają się z tymi, w których króluje dialog oraz napięcie między postaciami. Z kolei dialogi okazują się jedną z mocniejszych stron tego filmu. Nie mówię o wszystkich, albowiem niektóre są zbyt patetyczne i sztuczne by brać je na poważnie, ale w filmie znajdziemy kilka świetnych konwersacji, w których czuć napięcie i moc. Wydarzenia ekranowe potrafią zaskoczyć tak samo jak i decyzje niektórych postaci dzięki czemu film nie jest aż tak oczywisty jak można było się tego spodziewać. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy oczekiwać arcydzieła, albowiem reżyser nie uniknął banałów w postaci fabularnej drogi na skróty oraz braku spójności niektórych wydarzeń. Największą wadą całej produkcji jest zbyt duża ilość wątków, która generuje wszechobecny chaos. Stało się tak, albowiem DC postanowiło jednym filmem nadrobić wszystkie stracone lata, w których Marvel sukcesywnie wprowadzał swoje produkcje do kin. Sama idea tego pomysłu nie była wcale taka zła, ale efekt końcowy okazał się być niezbyt satysfakcjonujący. Szczególnie dla osób kompletnie nie znających komiksów, które podczas scen ukazujących sny Batmana oraz camea nowych postaci będą się łapać za głowy (nie zapominając o niespodziewanym pojawieniu się Flasha). Dopiero po krótkiej lekturze zaznajamiającej nas z tym jak świat ukazany w "Batman v Superman" funkcjonuje jesteśmy w stanie w miarę racjonalnie poskładać wszystko do kupy. Niestety pierwsze wrażenie zmieszania zostaje.

Najnowszy film Snydera oprócz bogatej puli wątków może się również pochwalić prawie taką samą ilością różnorakich bohaterów.  Postacie ukazane w produkcji to w większości silne i zdecydowane sylwetki, które twardo stąpają po ziemi. Nie boją się mówić prawdy czy też stanąć w obronie wyznawanych przez siebie ideałów. Niestety w obrazie wypełnionym samymi komiksowymi postaciami ciężko jest poświęcić każdej z nich wystarczającą ilość uwagi. Bardzo często w takich filmach niektórzy bohaterowie są poszkodowani. Tym razem padło na Supermana, którego rola w filmie została znacząco uszczuplona na rzecz nowego Batmana. Niestety, ale nie da się ukryć faktu, że Superman jest jednym z najgorzej napisanych bohaterów w tej produkcji. Jedyne co robi to przechadza się przed oraz nieznacznie rzuca pojedynczymi zdaniami. Wszystko to sprawia wrażenie jakby Clark Kent był ładnie pomalowanym kawałkiem drewna. Bez emocji i charyzmy, ale za to z ładnym wyglądem. Sprawa ma się kompletnie inaczej z Batmanem, który dostał dużo więcej czasu ekranowego. Jest to postać dużo lepiej napisana, z większym doświadczeniem jak i bardziej rozwiniętą psychiką (tutaj nawiązanie do sceny początkowej). Nasza postać jest już zmęczona ratowaniem świata co widać po sposobie jego walki oraz stosunku do przestępców. Ewidentnie pan Wayne ma swoje początki bycia superbohaterem za sobą. Sam Ben Affleck w roli mrocznego rycerza sprawdza się wyśmienicie. Widać wyraźnie jego gniew, porywczość, a zarazem elegancję i klasę jak to na miliardera przystało. Nie ma co go nawet porównywać do drewnianego Henryego Cavilla. Mamy również wyśmienitego Jeremyego Ironsa, który okazał się strzałem w dziesiątkę jako postać Alfreda. Na ekranie pojawiają się również Amy Adams, Diane Lane, Holly Hounter i Laurence Fishburne. Warto również zwrócić uwagę na oszałamiająca Gal Gadot jako Wonder Woman. W roli głównego antagonisty mamy świetnego Jessego Eisenberga jako Lexa Luthora. Kompletnie nie rozumiem tego całego zamieszania związanego z tą postacią. Nie zgadzam się, że jest to źle napisany i zagrany bohater. Wręcz przeciwnie sądzę, że jest to jedna z sylwetek na którą warto zwrócić uwagę. Szalona, psychodeliczna i z zadatkami na psychopatę. Do tego nieprzeciętny geniusz oraz niezwykle sprytny intrygant. Ma motyw (nieco wydumany, ale ma) dzięki, któremu wypada bardziej przekonująco niż cała potyczka Batmana i Supermana gdzie tak naprawdę nie wiadomo czemu obaj panowie się biją. Ich pobudki do walki są błahe, a całość przybiera formę nadętego spektaklu bez żadnego sensu. Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie wolę Luthora.

Pod względem technicznym film prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia Larryego Fonga oraz klimatyczną muzykę Hansa Zimmera i Junkie XL. Efekty specjalne prezentują się bardzo dobrze za wyjątkiem postaci Doomsdaya, gdzie można dostrzec przysłowiowy "plastik". Warto również zwrócić uwagę na kostiumy, scenografie i ogólną kompozycję artystyczną filmu. Jednakże to co w obrazie najlepsze to jego klimat. Niezwykle mroczny i gęsty. Atmosfera sprawia wrażenie ciężkiej i dusznej jakby nieszczęście wisiało w powietrzu. Oprócz tego cała opowieść jest rozegrana na poważnych tonach bez żarcików rzucanych na prawo i lewo jak to ma miejsce u Marvela. Dla wielu mrok i powaga zdyskredytowały film, jednak według mnie to tak naprawdę jego duży atut. Jest niezwykle magnetyczny co pozwala mu wyróżnić się na tle innych produkcji superbohaterskich.

Koniec końców "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" to film niezwykle kontrastowy. Posiada zarówno wiele wad jak i zalet co czyni go jeszcze bardziej trudnym do ocenienia.  Z pewnością dla wielu z was elementem, który przeważy szalę na niekorzyść produkcji będzie mało widowiskowa i satysfakcjonująca walka pomiędzy tytułowymi herosami. Jednakże zaś z drugiej strony starcie to okazało się być całkiem ciekawe z całkiem innej perspektywy. Ta dwoistość obrazu Zacka Snydera doprowadza mnie do szału. A to co mnie w filmie najbardziej urzekło to klimat, który wyraźnie ukazuje nam różnicę pomiędzy obydwoma universami. Sam film zaś nie jest taki zły jak o nim mówią. Za drugim razem lepiej wchodzi – wiem to z własnego doświadczenia dlatego też może warto dać filmowi drugą szansę? Co wy na to? ;)


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja filmu Kryptonim U.N.C.L.E. rozgrywa się w latach 60. XX wieku, w kulminacyjnym okresie zimnej wojny. Skupia się na postaciach agenta CIA Napoleona Solo oraz agenta KGB Illyi Kuryakina. Agenci, zmuszeni odłożyć na bok wzajemne animozje, łączą siły, aby powstrzymać tajemniczą międzynarodową organizację przestępczą, której celem jest zburzenie równowagi sił poprzez rozprzestrzenianie broni i technologii nuklearnej. Jedyny trop, do jakiego udało im się dotrzeć, to córka zaginionego niemieckiego profesora, który jako jedyny jest w stanie przeniknąć do organizacji przestępczej. Agenci muszą ścigać się z czasem, aby go odnaleźć i zapobiec ogólnoświatowej katastrofie.

gatunek: Akcja, Komedia
produkcja: USA
reżyser: Guy Ritchie
scenariusz: Guy RitchieLionel Wigram
czas: 2 godz.
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: John Mathieson
rok produkcji: 2015
budżet: 75 milionów $
ocena: 7,4/10








 
Z wdziękiem na ratunek światu


Kiedy do kin weszła druga część przygód "Sherlocka Holmesa" w reżyserii Guy Rittchie'go ciekaw byłem jaki będzie jego kolejny projekt. Skrycie liczyłem, że będzie to trzecia część przygód wybitnego londyńskiego detektywa, którego wprost uwielbiam, ale reżyser na razie postanowił zając się czymś innym. Wziął pod swoje skrzydła wielokrotnie odrzucany projekt stworzenia filmowej wersji kultowego serialu z 1964 roku o tytule "Kryptonim U.N.C.L.E.". Dziewiętnastowieczny Londyn zamienił na powojenną aurę Zimnej wojny, a charyzmatycznego Holmesa i stonowanego Watsona na całkiem do nich podobnych Solo i Kuryakina. Czy i tym razem reżyser odniósł sukces?

Ogólnie rzecz biorąc tak, ale zawsze jest jakieś "ale". Fabuła produkcji skupia się na potyczkach dwóch agentów agencji wywiadowczych: CIA i KGB – Napoleona Solo i Illya Kuryakin'a, którzy nie mają wyjścia i muszą pracować razem, na rzecz wspólnego dobra. Ich zadaniem jest wyśledzić tajną organizację będącą w posiadaniu bomby atomowej. Jak widać główna oś fabuły nie jest zbytnio skomplikowana. Przedstawia oklepaną już historię dotyczącą ratowania świata itd. Jednakże u Ritchie'go to nie opowieść jest najważniejsza, ale jej sposób opowiedzenia. No bo ile już razy mieliśmy styczność z filmami przedstawiającymi tajnych szpiegów ratujących świat? Pierwszą myślą jest oczywiście Bond i jego wieloletnia kariera. Super szpiegów mamy także w "Kingsman: Tajne służby" tyle, że Matthew Vaugn w swoim najnowszym filmie pokazał nam coś znacznie więcej niż opowieść o ratowaniu świata. Jak na razie wiedzie prym, ale Ritchie wcale nie jest gorszy. Choć ukazuje znaną nam już historię, to jednak potrafi sprawić, żeby była ciekawa, wartka i wciągająca. Oprócz tego jest niezwykle lekka i bardzo przyjemna w odbiorze. Nie musimy podczas jej oglądania wytężać umysłu ponieważ opowieść jest nastawiona na rozrywkę. Oczywiście nie oznacza to, że wyzbyto się ciekawych zabiegów fabularnych czy też zaskakujących zwrotów akcji. Całość została wykonana z wielkim rozmachem i gracją typową dla stylu reżysera. Jednakże w "Kryptonim U.N.C.L.E." wyzbyto się wielkich i widowiskowych scen z użyciem masy efektów specjalnych. Jedną z zalet produkcji jest właśnie jej odpowiednie stonowanie przez co nie mamy wrażenia, że oglądamy kolejny blockbuster nastawiony na rozpierduchę. W filmie mamy wiele ciekawych scen, które zawdzięczają swój urok dobremu pomysłowi, świetnemu montażowi oraz  oryginalnemu wykończeniu jak np.: pościg trabantów, włamanie się do placówki badawczej Vinciguerr'ów, czy pościg na wyspie gdzie przetrzymywano bombę. Na uwagę zasługuje także zakończenie, które zdaje się przeczyć nowomodnemu zwyczajowi, że im większy wybuch na koniec tym lepiej. Końcówkę można prawie porównać do tej z najnowszej "Mission: Impossible".

Jedną z większych zalet produkcji są jej oryginalni oraz charyzmatyczni bohaterowie, którzy od początku zdobywają naszą sympatię. Są to postacie ciekawie napisane, dobrze zagrane oraz posiadające bogatą przeszłość. Na pierwszym planie mamy oczywiście niezwykle spontaniczny duet Cavill-Hammer, którzy swoją postawą na ekranie prezentują zespół całkiem niedobrany. Ma to oczywiście swój urok. Obaj są stworzeni na bazie przeciwieństw: Solo to przystojny agent w stylu starych Bondów – szarmancki, dowcipny i przede wszystkim kobieciarz, natomiast Kuryakin to stonowany, szorstki i peny siebie szpieg . Oprócz tych dwóch panów w obsadzie pojawili się także Alicia Vikander, Elizabeth Debicki, Hugh Grant, Luca Calvani i Jared Harris, którzy równie świetnie sobie poradzili.

Z racji, że za film odpowiada nie kto inny jak Guy Ritchie możemy liczyć na świetne wykończenie jego produkcji. Mamy rewelacyjną, trzymającą w napięciu, oryginalną i niezwykle klimatyczną muzykę Daniela Pamberton'a oraz dynamiczne i żywe zdjęcia Johna Mathieson'a. Oprócz tego na uwagę zasługuje nieziemski klimat produkcji, który momentalnie przenosi nas w czasy Zimnej wojny oraz niezastąpiony humor.

Choć "Kryptonim U.N.C.L.E." ma wiele pozytywnych cech w postaci charyzmatycznych bohaterów, dobrze stworzonych scen akcji, świetnego montażu oraz humoru, to jednak nie da się ukryć, że mogło być lepiej. Spodziewałem się czegoś więcej po tym filmie. Zawiedziony nie jestem ponieważ jest to zgrabnie opowiedziana historia, ale czuję, że można było znacznie więcej z niej wycisnąć. Szczególnie mam na myśli scenariusz, który mógłby być jeszcze bardziej dopracowany, aby sprawiał wrażenie, że opowiada większą i lepiej skonstruowaną intrygę niż ta tu. Niemniej jednak produkcja idealnie wpisuje się w wakacyjną aurę dzieł rozrywkowych, które wyróżniają się solidnym wykonaniem oraz lekkością, a oglądanie ich to czysta przyjemność.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.