Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lucas Hedges. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lucas Hedges. Pokaż wszystkie posty
Christine „Lady Bird” McPherson ze wszystkich swych młodzieńczych sił sprzeciwia się matce. Kobiecie silnej, wyrazistej o jasno sprecyzowanych poglądach, pracującej bez wytchnienia jako pielęgniarka po tym, jak jej mąż stracił pracę. Warto wspomnieć, że bunt tytułowej Lady Bird to tak naprawdę walka z samą sobą, bowiem niezależność nastolatki jest lustrzanym odbiciem charakteru matki.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: USA
reżyseria: Greta Gerwig
scenariusz: Greta gerwig
czas: 1 godz. 33 min.
muzyka: Jon Brion
zdjęcia: Sam Levy
rok produkcji: 2017
budżet: 10 milionów $
ocena: 7,9/10















Małe wielkie problemy



"Cześć! Mam na imię Piotr i pochodzę z niewielkiego miasteczka. Tam się urodziłem i wychowałem. Jednakże nie jest to miejsce, w którym chcę zostać. Czuję, że ta mieścina mnie ogranicza i nie pozwala mi dostrzec większego obrazu. Udaremnia mi szersze spojrzenie na każdą sprawę. Chcę się wyrwać i w końcu zobaczyć wielki świat i czegoś dokonać. Tam nie czeka na mnie nic nadzwyczajnego. Tam nie ma dla mnie przyszłości.” Czy ta krótka wypowiedź wam czegoś nie przypomina? Jakiegoś waszego znajomego, który czuje się tak samo, a może was samych? Jak sobie z nimi radzicie i czy już jesteście po, czy może dopiero przed rewolucją? Bohaterka debiutanckiego filmu Grety Gerwig ma rewolucję dopiero przed sobą i stara się jakoś odnaleźć w tym zakręconym świecie. Czy wy też jesteście jak ona?

Christine "Lady Bird" McPherson jest uczennicą katolickiego liceum w niewielkim miasteczku Sacramento. Za rok ukończy szkołę i jedyną rzeczą, jaką pragnie, jest wyjechać na studia do Nowego jorku. Jak najdalej od rodzinnego miasta, którego nie cierpi. Niestety jej marzenie jest bardzo trudne do osiągnięcia. Jej wyniki w szkole nie są najlepsze, a ponadto jej rodzice mają problemy finansowe. Zbuntowana i pewna siebie Christine zamierza jednak osiągnąć cel ponad wszystko. Czy uda jej się? Greta Gerwig to świetna aktorka, która tym razem postanowiła stanąć po drugiej stronie kamery. Owocem tej decyzji jest film "Lady Bird", który zachwycił zagranicznych krytyków i zgarnął całą masę nagród, czyniąc go jednym z najlepiej ocenianych filmów na zagranicznym portalu agregującym recenzje. Jednakże czy obraz ten naprawdę jest taki dobry? Będę się w tej sprawie nieco powściągliwy, ale nie zaprzeczam, że w istocie jest to dobry film. Jego główny motyw kręci się wokół zbuntowanej i pewnej siebie uczennicy, która stara się jakoś nie umrzeć z nudów w swoim rodzinnym miasteczku. Produkcja ukazuje nam mniej więcej rok z życia naszej bohaterki oraz typowe nastolatkowe problemy. Pojawia się więc wątek pierwszego zauroczenia czy pierwszej inicjacji seksualnej. Reżyserka w swoim filmie pokazuje nam, jak nasza bohaterka powoli wkracza w dorosłość i stara się zrozumieć wszystko, co się dzieje wokół niej. Niezwykle ważny okazuje się klimat produkcji, który posiada niesamowicie sielankowy wydźwięk. Idealnie wpisuje się w ton całej opowieści, dzięki czemu całość posiada bardzo spójny wydźwięk. Spokojny nastrój panujący w filmowej miejscowości wielokrotnie udziela się również i nam. Z czasem nawet sami zaczynamy rozpamiętywać te nasze wczesne lata, które być może były równie buntownicze, jak naszej bohaterki. Później przychodzi czas wyborów i po pewnym czasie zmieniają nam się priorytety. Tak samo jest w przypadku "Lady Bird". To przede wszystkim film o dorastaniu, podejmowaniu właściwych wyborów oraz śmiałemu wkraczaniu w przyszłość. Jednakże jest to również historia o uświadamianiu sobie, co tak naprawdę jest w życiu ważne i jak należy dbać o te najważniejsze rzeczy, o których najczęściej zapominamy. Takim też oto sposobem na sam przód wysuwa się wątek na linii matka-córka, który zajmuje sporą część fabuły. Gerwig poświęca sporo uwagi na interakcje między tymi dwoma postaciami i robi to z niezwykłą dbałością zarazem o lekkość tej relacji, złożoność, zadziorność, ale także wiarygodność. Chce swoim filmem uchwycić prawdę zawartą w tych nieszablonowych relacjach, aby następnie przekazać nam, co tak naprawdę chciała przez to powiedzieć. Oczywiście wątkiem tym nie odkrywa niczego nowego, jednakże jest w stanie na tyle umiejętnie poprowadzić tę opowieść, że nie czuć w niej żadnej sztampy, ani kalki. Całość jest niesamowicie lekka i przyjemna w odbiorze. Reżyserka do swego sielankowego klimatu bardzo często dodaje dużą dawkę humoru i ironii, przez co udaje jej się złamać stereotypowy wygląd niewielkiej mieściny. Tak jakby jej bohaterka była pewnego rodzaju powiewem świeżości, którego wszyscy potrzebują. Niekiedy potrafi być naprawdę zabawnie, ale nie matrwcie się, że humor przytłoczy wydźwięk samego filmu. To film dający nadzieję oraz pokazujący co tak naprawdę jest w życiu ważne. Kluczem do całości okazuje się jednak uświadomienie sobie tej prawdy w odpowiednim czasie, inaczej będzie już za późno.

Strona aktorska filmu Gerwig prezentuje się na bardzo dobrym poziomie. Aktorka/reżyserka przede wszystkim świetnie nakreśla swoje postaci, dzięki czemu mamy do czynienia z nieszablonowymi, świetnie poprowadzonymi bohaterami, którzy urzekają nas swoim stylem bycia oraz charyzmą. Na pierwszym planie mamy oczywiście Christine "Lady Bird" graną przez świetną Saoirse Ronan. Jej bohaterka stara się być twardzielką, która pozjadała wszystkie rozumy. Bardzo często udaje kogoś, kim nie jest, aby zaimponować nowo poznanym znajomym. Ponadto wstydzi się swoje pochodzenia. Można by powiedzieć, że to trochę taka typowa nastolatka. Z czasem jednak zaczyna sobie zdawać sprawę, że rzeczy, które wcześniej tak lekceważyła, okazują się najważniejsze. Sama opowieść to taka jej podróż w dorosłość, by uświadomić sobie, co jest w życiu ważne. Zaraz za Saoirse mamy Laurie Metclaf, która odgrywa mamę głównej bohaterki. Ta zaś z kolei sukcesywnie stara się niwelować kolejne podboje swojej córki, sprowadzając ją na ziemię. Oczywiście chce dla niej jak najlepiej. Uważa, że stosując takie metody, wykształci w niej pewnego rodzaju pokorę i wolę walki, dzięki której ta zrozumie, że nie wszystko jej się należy, a na niektóre rzeczy po prostu trzeba samemu ciężko zapracować. W obsadzie znaleźli się również: Lusad Hedges, Timothee Chalamet, Beanie Feldstein i Tracy Lettis. Technicznie film również daje radę. Przede wszystkim są to zdjęcia, muzyka oraz świetny klimat. Ponadto warto również zwrócić uwagę na humor.

Greta Gerwig w swoim debiucie porusza bardzo ciekawy temat. Choć nie odkrywa niczego nowego, to jednak jest w stanie dorzucić coś swojego do tej opowieści. W jednym z wywiadów przyznała, że powinno się opowiadać zarazem proste, ale skomplikowane historie. Za taką uważa właśnie relacje matki z córką. Albowiem jakby zapytać kilka przypadkowych dziewczyn na ulicy o ich relacje z mamą to odpowiedź na pewno nie zmieściłaby się w jednym zdaniu. Wbrew pozorom coś w tym prawdy jest. Sam film natomiast okazuje się bardzo dobrą opowieścią o dojrzewaniu i zdobywaniu wiedzy na temat tego, co jest w życiu ważne. Jest ciekawie, lekko, przyjemnie, a ponadto z wartościowym przekazem. Obraz jest również dobrze zagrany, płynnie i konsekwentnie poprowadzony, a także wypełniony sielankowym klimatem i odrobiną humoru. Bez większych zachwytów, ale zdecydowanie z solidną oceną.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Po śmierci Joe'go, starszego brata, Lee Chandler, zaszokowany wiadomością, że brat powierzył mu opiekę nad swoim synem Patrickiem, wraca w rodzinne okolice. Lee rzuca wszystko i przenosi się do miasteczka Manchester zlokalizowanego nad morzem i jest zmuszony zmierzyć się z wydarzeniami przeszłości, które sprawiły, że opuścił miasteczko, w którym wyrastał.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Kenneth Lonergan
scenariusz: Kenneth Lonergan
czas: 2 godz. 15 min.
muzyka: Lasley Barber
zdjęcia: Jody Lee Lipes
rok produkcji: 2017
budżet: 8,5 miliona $
ocena: 9,0/10














Ty, rodzinne miasto i morze


Życie lubi z nas sobie żartować i wystawiać na pośmiewisko. Nawet wtedy kiedy myślimy, że już nic nas nie zaskoczy i że już gorzej być nie może. Właśnie w takich momentach życie lubi nam udowadniać, że jest zdolne do wręcz niemożliwych rzeczy. Przypomina to pewnego rodzaju test. Próbę wytrzymałości, którą możemy pomyślnie zdać lub brawurowo zawalić. Jednakże czy od osób, które już wiele wycierpiały należy wymagać jeszcze więcej? Takie pytanie stawia Kenneth Lonergan w swoim najnowszym filmie pt: "Manchester by the Sea".

Lee Chandler to samotnik zamieszkujący w Bostonie. Wiedzie nieskomplikowane życie, które sprowadza się do wykonywania najprostszych czynności życiowych. Niestety jego pozornie spokojny żywot zostaje zachwiany, kiedy na wieść o śmierci brata musi przenieść się do rodzinnego miasteczka, aby zaopiekować się synem zmarłego. Podróż ta okazuje się niezwykle bolesna, albowiem przywołuje pełne smutku wspomnienia związane z tym miejscem jak i z jego dawnym życiem. Czy naszemu bohaterowi uda się ponownie odnaleźć w tej rzeczywistości? "Manchester by the Sea" otwiera niezwykle sielankowa sceneria nadmorskiego miasteczka, która w połączeniu z muzyka i chórkami wprowadza nas w niesamowicie błogi nastrój. Następnie reżyser ukazuje nam głównego bohatera, który zarabia na życie jako "złota rączka". Ukazany zostaje nam w licznych sceneriach co pozwala nam się bliżej przyjrzeć jego osobowości. Ten całkiem niepozorny wstęp okazuje się mieć niezwykłą wartość zarówno dla pierwszoplanowej postaci jak i samych widzów. Okazuje się być niesamowicie potężnym i przenikliwym spojrzeniem na życie pojedynczej osobowości, która ewidentnie wiele w życiu przeszła. Jednakże to dopiero początek, w którym tak naprawdę jeszcze do niczego nie doszło. Problem pojawia się dopiero kiedy nasz bohater powraca do rodzinnego miasta i stara się zająć zarówno pogrzebem brata jak i jego niepełnoletnim synem. I choć nasza postać bardzo się stara nie okazywać żadnych emocji łatwo da się wyczuć, że coś wisi w powietrzu. Reżyser już od pierwszej sceny tworzy coś na wzór głęboko skrywanej tajemnicy, którą aż strach wystawić na światło dzienne. Wprowadza do opowieści niepokój, dramaturgię i poczucie "miękkiego gruntu", który w każdej chwili może doprowadzić do katastrofy. Wzbudza w nas tym jeszcze większe zainteresowanie postacią głównego bohatera, który jest niczym opasła, ale niedostępna księga. Dosłownie patrząc się na niego jesteśmy w stanie dostrzec ciężar jego doświadczeń. A kiedy po upływie odpowiedniej ilości czasu twórca zaczyna odkrywać przed nami karty z życia tej postaci dosłownie nie sposób oderwać się od ekranu. Cały proces przebiega stopniowo i z niezwykłym wyczuciem dzięki czemu tajemnica oraz przeszłość bohatera za sprawą perfekcyjnie utkanej historii oraz odpowiedniej dawki dramaturgii staje się niemalże sprawą życia lub śmierci. To niesamowite z jaką łatwością reżyser jest w stanie przykuć naszą uwagę wykorzystując do osiągnięcia tego efektu szereg najprostszych zabiegów. Tutaj nie ma spektakularnych wybuchów ani dynamicznych pościgów. W opowieści przede wszystkim liczą się bohaterowie oraz ich personalne tragedie, które zaprowadziły ich do obecnego położenia. I choć wydawać by się mogło, że nie jest to nic nadzwyczajnego tak naprawdę okazuje się, że właśnie te wątki są najbardziej przejmujące i posiadają najpotężniejszy wydźwięk. A obserwowanie dramatu pojedynczego bohatera okazuje się jeszcze bardziej fascynujące i ujmujące niż niejeden film wypełniony całą masa akcji. Albowiem siła "Manchester by the Sea" przede wszystkim polega na genialnym scenariuszu, który z niebywałą precyzją nakreśla zarówno bohaterów jak i klimat obrazu. Natomiast historia to pełna emocjonalnych eksplozji opowieść, która niesamowicie wciąga oraz nie pozwala odstąpić się nawet na krok. Fabuła produkcji oprócz swojej tajemniczości oraz niespokojnego wydźwięku charakteryzuje się również niejednoznacznością. Reżyser nie mówi nam wszystkiego i tym samym pozwala nam na odrobinę własnej interpretacji. Zadaje nam niesłychanie ważne pytania, które nie posiadają wyłącznie jednej dobrej odpowiedzi. Skłania nas tym do wnikliwej refleksji, która towarzyszyć nam będzie jeszcze na długo po opuszczeniu sali kinowej. Całość natomiast charakteryzuje prostota za którą kryje się niesamowita głębia. Potrafią ją odkryć przenikliwe spojrzenia, świetnie wplecione do historii retrospekcje czy nawet pojedyncze przedmioty.

Od strony aktorskiej film Kennetha Lonergana to prawdziwa perełka. Zarówno jeśli chodzi o głównego bohatera oraz całą ekipę drugoplanowych postaci. Oczywiście nie da się ukryć, że Lee Chandler jest tutaj na pierwszym miejscu, a cała reszta znajduje się daleko za nim. Jednakże ta niesamowicie skomplikowana sylwetka zasługuje na to aby być na pierwszym miejscu. Przede wszystkim ze względu na jego styl bycia, który jest niesłychanie ambiwalentny. Z jednej strony to spokojny i uczynny człowiek, a z drugiej osoba z ciętym językiem i słabością do alkoholu. Podobnie sprawa ma się z jego aspołecznością, która przejawia się na różne sposoby. Jednakże zdecydowanie łatwiej jest naszej postaci wszcząć niespodziewaną bójkę, aniżeli uraczy zafascynowaną nim kobietę krótką i niezobowiązującą pogawędką. Nasz bohater przez większość czasu jest niczym sam kształt bez żadnego wnętrza. Sprawia wrażenie wydrążonego od środka, który żyje nadal tylko dlatego, że zapomniał o o swojej śmierci. W tej roli niesamowicie zaprezentował się Casey Affleck, którego twarz potrafi wyrazić więcej niż tysiąc słów. Zaraz za nim mamy Lucasa Hedgesa jako Patricka Chandlera – syna zmarłego brata, który również świetnie radzi sobie akompaniując Affleckowi na ekranie. Tak samo jest ze świetną Michelle Williams oraz Kyle Chandlerem, którzy dopełniają dalszy plan.

Strona techniczna produkcji również nie zawodzi, a to wszystko za sprawą bardzo dobrych zdjęć oraz przenikliwej muzyki, która rewelacyjnie komponuje się z obrazem. Szczególną uwagę należy zwrócić także na wyjątkowy klimat obrazu. Gęsty, intensywny oraz niesamowicie przenikliwy. Oprócz tego w filmie znajdziemy czarny humor, który pojawia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach i potrafi rozładować każde napięcie i dramatyczną sytuację.

"Manchester by the Sea" to istna uczta dla kinomanów uwielbiających intensywne, wyraziste no i przede wszystkim emocjonujące kino, które potrafi dogłębnie poruszyć. W produkcji Kennetha Lonergana znajdziemy rewelacyjny scenariusz, wyśmienicie poprowadzoną opowieść, pełne emocji sceny, wyborne aktorstwo oraz niesamowity klimat. Niesłychanie ważny jest również wydźwięk produkcji, który nawet na kilka dni po seansie nie daje nam o sobie zapomnieć. Albowiem jego interpretacja nie jest narzucona przez reżysera, ale zależy wyłącznie od nas.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.