Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Laura Linney. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Laura Linney. Pokaż wszystkie posty
15 stycznia 2009 roku cały świat był świadkiem „Cudu na rzece Hudson”, kiedy to kapitan „Sully” Sullenberger posadził uszkodzony samolot na zimnych wodach rzeki Hudson, ratując życie 155 osobom znajdującym się na pokładzie. Jednak, mimo że opinia publiczna i media głośno wychwalały Sully'ego za jego wyjątkowe umiejętności lotnicze, w czasie śledztwa zostały ujawnione fakty, które mogły zniszczyć jego reputację i karierę.

gatunek: Dramat, Biograficzny
produkcja: USA
reżyser: Clint Eastwood
scenariusz: Todd Komarnicki
czas: 2 godz. 10 min.
muzyka: Christian Jacob, Tierney Sutton Band
zdjęcia: Tom Stern
rok produkcji: 2016
budżet: 60 milionów $
ocena: 7,0/10









 
Panie pilocie dziura w samolocie

Historie z życia wzięte nie bez powodu są jednymi z najpopularniejszych jak i najchętniej wybieranych zarówno przez scenarzystów filmowych jak i widzów. Albowiem produkcje te nie tylko ukazują nam wydarzenia, które zdarzyły się naprawdę, ale również ludzi, którzy przyczynili się do wysławienia owego czynu. Tak było z Chrisem Kyle'm i tak samo jest z kapitanem Chesleyem Sullenbergerem w najnowszym filmie Clinta Eastwooda.

Słynny aktor i reżyser po ukazaniu nam życiorysu najskuteczniejszego snajpera w historii USA tym razem postanowił sięgnąć po nieco "nowsze" wydarzenie, a mianowicie zdecydował się opowiedzieć nam o cudzie na rzece Hudson. Owy cud wiąże się z awaryjnym lądowaniem samolotu na rzece Hudson, który zaraz po opuszczeniu lotniska stracił moc w obu silnikach. Gdyby nie rozsądne i zdecydowane działanie kapitana Sullyego nie moglibyśmy wspominać o sukcesie, a raczej o wielkiej katastrofie lotniczej.  Reżyser już od pierwszych scen próbuje ukazać nam zmagania głównej postaci z wyborem jakiego dokonała oraz ze słusznością podjętej decyzji. Akcja produkcji rozpoczyna się już na drugi dzień po katastrofie, a tak ściślej mówiąc po udanym wodowaniu na rzece. Eastwood już na samym wstępie potrafi wprowadzić napięcie, dramaturgię oraz przeszywające uczucie nieuchronnej zagłady. Jednakże później zdecydowanie hamuje i pozwala całej opowieści obrać spokojniejszy ton. To zaskakujące z jaką łatwością reżyserowi przychodzi manewrowanie pomiędzy kolejnymi wydarzeniami ekranowymi, które na przemian są pełne dramaturgii jak i stoickiego spokoju. Fabuła obrazu koncentruje się na pierwszych kilku dniach po udanym wodowaniu jak i na dokładnym przedstawieniu całego zdarzenia, które przeszło do historii lotnictwa. To samo tyczy się się sposobu narracji, który został podzielony na ten spokojny i sielankowy odnoszący się do wydarzeń po katastrofie oraz na te pełne napięcia i niepokoju zdarzenia mające miejsce podczas awaryjnego lądowania. Prawdę mówiąc fabuła produkcji jest nieustannie rozdarta pomiędzy te dwa światy, które ciągle się przenikają, aby ukazać nam pełen obraz całego zajścia. Wydarzenia ekranowe są niezwykle intrygujące i potrafią nas niesamowicie zaintrygować przez co z wielką ochotą będziemy śledzić rozwój śledztwa w sprawie lądowania na rzece Hudson. Reżyser dobrze wie co jest godne naszej uwagi, a co lepiej przemilczeć dzięki czemu jego obraz zawiera jedynie niezbędne informacje. Twórca nie męczy nas niepotrzebnymi wątkami, ani zbyt rozwiniętym tłem obrazu. Już na samym początku definitywnie podkreśla, że skupi się wyłącznie na głównym bohaterze i bardzo konsekwentnie trzyma się swojej decyzji. Dopiero później mamy drugi plan, a na samym końcu jest tło, które bardzo zgrabnie dopełnia cały film. A więc po raz kolejny mamy ukazaną jednostkę, pojedynczego człowieka, który zasłużył się swoimi niezwykłymi umiejętnościami. Przede wszystkim była to zdolność zachowania zimnej krwi w krytycznej sytuacji oraz niesamowita precyzja i determinacja przy podejmowaniu jedynej i słusznej decyzji, która ocaliła wszystkich obecnych na pokładzie pasażerów. To nie jest wyczyn, którego dokonałby każdy przechodzeń mijający was na ulicy i reżyser wyraźnie to podkreśla. Ukazując nam przebieg śledztwa prowadzonego w sprawie wodowania lotu 1549 pokazuje, że coraz częściej zapominamy, że pomimo posiadania coraz to nowocześniejszych i sprytniejszych systemów jak i sprzętów do ich obsługi nadal potrzebny jest człowiek. Za sterami samolotów znajdują się ludzie, nie maszyny. I to właśnie oni podejmują najważniejsze decyzje. Są do tego specjalnie szkoleni. To nie jest rzecz, którą da się nauczyć maszynę (na razie). Clint Eastwood swoim filmem przypomina nam, że wszyscy jesteśmy ludźmi. A ludzie popełniają błędy. Taka jest nasza natura, że na złych rzeczach się uczymy. To tak zwany czynnik ludzki, o którym wspomina w filmie kapitan Sullenberger. Maszyny i symulacje to jedno. Człowiek to coś zupełnie innego. Wydaje się, że zaczynamy o tym coraz częściej zapominać, albowiem w ciągłym dążeniu do perfekcji odrzucamy możliwość, że możemy się potknąć lub zrobić zły krok. Najzwyczajniej w świcie pomylić się. I choć decyzja głównego bohatera okazała się słuszna nadal pozostaje niesmak całego procesu. Zachowanie organów badających wodowanie również pozostawia wiele do życzenia. Albowiem dla nich liczą się tylko straty i negatywy, a nie cała reszta. Zajrzenie za kulisy tej historii pozwala nam przekonać się jak było naprawdę. Niestety nie wszystko w najnowszej produkcji Eastwooda dobrze funkcjonuje. Jedną z jej wad jest już wcześniej wypomniana dwoistość fabuły, która na przemian zabiera nas w centrum katastrofy, albo na kilka godzin po zdarzeniu. Wszystko to sprawia, że wydarzenia ekranowe raz są intrygujące i wciągające, a raz spokojne i niezbyt ciekawe. To powoduje, że akcja produkcji jest strasznie nierówna przez co jej odbiór nie jest bezproblemowy oraz przyjemny. Ewidentnie zabrakło większej płynności i lekkości przy montażu danych scen. Dodatkowo umieszczone w obrazie retrospekcje wydają się być raczej zbędne. Nie wiem czy filmowi na dobre by nie wyszło gdyby zdecydowano się go zmontować na nowo. Źle nie jest, ale rewelacji też nie ma.

Jak już wcześniej wspomniałem "Sully" to teatr jednego aktora. W tym przypadku jest to świetny Tom Hanks jako kapitan Chesley "Sully" Sullenberger, który przeszedł do historii dzięki pomyślnemu wodowaniu na rzece Hudson. Jego bohater to pewny siebie, konsekwentny i wiarygodny człowiek, który ma głowę na karku i nie boi się podejmować trudnych decyzji. Do samego końca pozostaje wierny swoim przekonaniom i nie żałuje swojego czynu. Innymi słowy kolejny wzór do naśladowania. Zaraz za nim mamy Aarona Eckharta jako kapitana Jeffa  Skilesa, Laurę Linney jako Lorraine Sullenberger oraz Ann Cuscak jako Donna Dent i Molly Hagan jako Doreen Welch. Obsada spisał się bez zarzutów.

Od strony technicznej produkcja prezentuje się całkiem nieźle. Głównie za sprawą świetnych zdjęć, które w odpowiednich momentach nadają produkcji lekkości i dynamizmu. Muzyka niestety wypada niemrawo tak samo jak klimat oraz montaż produkcji. Na pochwałę zasługują natomiast efekty specjalne.

"Sully" w reżyserii Clinta Eastwooda to poprawnie skonstruowane dzieło. Posiada ciekawą i wciągająca historię, porusza ważne zagadnienia oraz po raz kolejny ukazuje nam wzór do naśladowania. Niestety w tym wszystkim zagubił się niestety klimat produkcji, który jest bardzo zmienny. Powoduje to zamieszanie w produkcji przez co nie do końca można mówić o bezproblemowym i lekkim odbiorze. Oprócz tego akcja obrazu jest bardzo nierówna co dodatkowo wpływa na jego niekorzyść. Na szczęście film nadrabia aktorstwem oraz wartościowym przekazem. Niemniej jednak muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany tą produkcją. Spodziewałem się czegoś dużo lepszego.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Film nakręcony a podstawie powieści Mitcha Cullin'a pt: "A Slight Trick of the Mind" opowiada historię 93 letniego Sherlocka Holmesa, który po latach stara się rozwiązać zagadkę z przeszłości. Niestety zadanie okazuje się być trudniejsze niż detektyw mógłby przypuszczać, albowiem jego pamięć nie jest w najlepszym stanie. Sherlock Holmes będzie musiał zwalczyć swoje słabości, aby spisać swoją najważniejszą w życiu książkę, w której opowie jak było naprawdę.

gatunek: Dramat, Kryminał
produkcja: USA
reżyser:Bill Condon
scenariusz: Bill Condon, Jeffrey Hatcher
czas: 1 godz. 44 min.
muzyka: Carter Burwell
zdjęcia: Tobias A. Schliessler
rok produkcji: 2015
budżet: -
ocena: 7,2/10







 
Nic nie trwa wiecznie

Nie pierwszy raz na ekranach kin możemy oglądać historie o niezwykłych umysłach, które pokonując własne słabości pokonują także ostateczną barierę, którą jest nieśmiertelność. Albowiem to oni dzięki swoim dokonaniom i tęgim umysłom zapiszą się na kartach historii. Nic więc dziwnego, że postało już całe mnóstwo filmów o najsłynniejszym detektywie świata – Sherlocku Holmesie, który mimo to, że jest postacią fikcyjną jest także jedną z najbardziej rozpoznawalnych sylwetek w literaturze. Jednakże tym razem Bill Condon postanowił opowiedzieć nam o tym jak starzeje się wielki geniusz.

Scenariusz produkcji powstał na podstawie książki Mitcha Cullin'a pt: "A Slight Trick of the Mind" opowiadającej o tym jak Sherlock Holmes po latach powraca do swojej ostatniej sprawy, która nie daje mu spokoju. Musi ją rozwiązać zanim umrze. Fabuła produkcji jest ciekawa wciągająca oraz tajemnicza. Reżyser świetnie prowadzi nas przez całą opowieść przez co razem z podstarzałym Sherlockiem rozwiązujemy jego ostatnią zagadkę. Analizujemy wszystkie fakty, przypuszczenia oraz staramy się dociec co sprawiło, że słynny detektyw sprawy nie rozwiązał, a co gorsza zapomniał o niej. Teraz decyduje się do niej wrócić, przypomnieć ją sobie, a następnie spisać ją na papierze by opowiedzieć jak było naprawdę. Akcja produkcji choć jest umiarkowana to jednak nas nie nudzi. Wydarzenia ekranowe ukazują intrygujące zdarzenia, które nie pozwalają nam oderwać się od ekranu do czasu rozwiązania sprawy, którą twórcy prezentują nam w formie retrospekcji. Oprócz tego twórcy w bardzo dosadny sposób ukazują nam, że nawet największe geniusze się starzeją i nie są oni w stanie nic na to poradzić. Pokazują choroby Sherlocka, jego zmagania ze zanikającą pamięcią, trudności w chodzeniu oraz tępiące się zmysły. Jeśli ktoś sądził, że ten film ukaże nam wielkiego detektywa we wciąż dobrej formie bardzo się rozczaruje. Niestety, ale starość jest czymś czego nie da się na razie "przeskoczyć". Produkcja Condon'a nie tylko opowiada nam o sprawie sprzed lat, ale również dogłębnie wnika w postać Holmesa i pokazuje postać, która swoją wiedzę i umysł ceniła nade wszystko, a teraz nie jest w stanie sobie przypomnieć niektórych rzeczy.  Pod tym względem produkcja jest bardzo sielankowa, spokojna, ale także bardzo prawdziwa. Zaskakujące okazuje się również zakończenie, które zdecydowanie nie jest tym czego można było się spodziewać. Czymś tak na pozór trywialnym, że nawet przez myśl nam by to nie przeszło.

"Pan Holmes" może pochwalić się rewelacyjnym aktorstwem w wykonaniu całej obsady. Nie da się jednak ukryć, że Ian McKellen jako podstarzał Sherlock Holmes prezentuje się wręcz wybornie. W rewelacyjny sposób kreuje sylwetkę najsłynniejszego literackiego detektywa, który napotkał starość na swojej drodze i nie może się z tym faktem pogodzić. Równie świetnie prezentuje się Laura Linney jako gosposia Holmesa, która marzy o lepszym życiu dla siebie i syna Rogera (w tej kreacji zaskakująco dobry Milo Parker). Na ekranie pojawiają się również Frances de la Tour, Hiroyuki Sanada, Hattie Morahan i Roger Allam.

Produkcja może pochwalić się również niezwykle spokojną, ale za to bardzo klimatyczną muzyką Cartera Burwell'a oraz ciekawymi zdjęciami Tobiasa A. Schliessler'a. Warto również zwrócić uwagę na lekki i sielankowy klimat, który odnosi się do pozornie prostych, ale jakże ważnych spraw. Na plus warto również zaliczyć liczne scenografie oraz kostiumy.

Koniec końców najnowszy film Billa Condon'a to solidne i intrygujące dzieło opowiadające o tym jak najsłynniejszy detektyw świata próbuje rozwiązać zapomnianą sprawę. Reżyser ukazuje nam, że to co nieuniknione i tak nas dosięgnie prędzej czy później. Oprócz teko pokazuje, że da się walczyć z przeciwnościami, ale daje również do zrozumienia, że trzeba się pogodzić ze swoim losem. Choć ostatecznie obraz może rozczarować, gdyż nie do końca opowiada o tym czego można było się spodziewać, to jednak warto po niego sięgnąć. W nim nie chodzi tylko o sprawę. Dochodzenie jest jedynie pomostem do sedna sprawy.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.