Kiedy dzieciaki odkrywają starą konsolę gier wideo z grą "Jumanji", o której nigdy dotąd nie słyszały, natychmiast przenoszą się w świat niebezpiecznej dżungli. To właśnie w niej dzieje się akcja gry, a one stają się awatarami postaci, które wybrały: zapalony gracz Spencer staje się odważnym łowcą przygód, fan piłki Fridge zamienia się (według własnych słów) w Einsteina, Bethany – popularna dziewczyna z sąsiedztwa – staje się profesorem w średnim wieku, natomiast niepozorna Martha przybiera postać nieustraszonej wojowniczki. Wkrótce odkrywają, że w Jumanji chodzi nie tylko o grę, ale przede wszystkim o przetrwanie. Aby wygrać i powrócić do realnego świata, będą musieli wyruszyć w najbardziej niebezpieczną przygodę życia, odkrywając prawdę o sobie, albo pozostać w świecie gry na zawsze…
gatunek: Fantasy, Przygodowyprodukcja: USA
reżyseria: Jake Kasdan
scenariusz: Scott Rosenberg, Chris McKenna, Jeff Pinkner, Erik Sommers
czas: 1 godz. 59 min.
muzyka: Henry Jackman
rok produkcji: 2018
budżet: 110 milionów $
ocena: 7,0/10
Wygraj
lub zgiń
Sequele, prequele i rebooty. To czasy, w których żyjemy. Studia filmowe dochodzą do dziwnego wniosku, że skoro coś kiedyś było hitem, to teraz też może nim być i bardzo chętnie reaktywuje powszechnie znane serie. Decyduje się albo kontynuować opowieść, albo stworzyć całkiem nową franczyzę bazując jedynie na wyjściowym pomyśle. Wszyscy już wiemy, że takie filmy nie mają lekko. Po jednej stronie mamy zagorzałych obrońców oryginału, a po drugiej osoby narzekające na brak pomysłów twórców co skłania ich do odgrzebywania przeszłości. Ja jestem gdzieś pośrodku, a więc na nową "Jumanji" wybrałem się bez jakichkolwiek oczekiwań. Sam seans natomiast mnie niesłychanie zaskoczył.
Grupka nastolatków znajduje w szkolnej piwnicy starą konsolę do gry i postanawia zagrać w grę "Jumanji". Ta jednak niespodziewanie wciąga ich do świata gry i takim oto sposobem cała czwórka znajduje się w dżungli, przybierając formę wybranych przez siebie postaci. Ich zadaniem jest teraz przetrwać i ukończyć grę, aby wrócić do domu. Pomysł na fabułę produkcji jest praktycznie taki sam jak w oryginale. Musisz wygrać, aby skończyć grę. W innym wypadku utkwisz w niej na zawsze. Tym razem jednak gra wciąga naszych bohaterów, a nie tak jak poprzednio staje się częścią naszego świata. Sam pomysł nie jest niczym odkrywczym, ale daje duże pole do popisu dla twórców, albowiem teoretycznie jest to coś całkiem nowego. Twórcy "Przygody w dżungli" okazali się całkiem nieźli w kreowaniu nowej wersji "Jumanji". Stawiają nie tylko na opowieść, ale również na bohaterów, którzy zostali zmuszeni do współpracy. Cały komizm oraz główna oś fabuły polega właśnie na interakcjach między nimi, oraz ich moralnych rozterkach. Albowiem awatary, które wybrali, są ich kompletną przeciwnością. Teraz będą musieli pokonać swoje słabości, aby ukończyć grę. A więc początek filmu ukazuje nam grupkę kompletnie różniących się od siebie nastolatków, którzy aż proszą się o pomoc. Ta zaś przychodzi z bardzo dziwnej postaci gry wideo. Prawdziwa akcja zaczyna się, gdy nasi bohaterowie przywdzieją ciała swoich awatarów i postanowią ukończyć grę, by wrócić do domu. To, co w filmie przede wszystkim się dzieje to liczne ucieczki, bójki, wybuchy oraz świetne kaskaderskie popisy. Fabuła obrazu jest wartka i zaskakująco intrygująca. Najciekawsze jednak okazują się interakcje między ekranowymi postaciami, a nie sceny pełne akcji. To bohaterowie tutaj są najważniejsi. Ich uczucia, charaktery i słabości. Cała reszta jest bardzo efektowną i świetnie wykonaną otoczką, którą jest niesamowicie przyjemna dla oka. Bardzo ciekawie prezentują się również liczne pomysły twórców na to, jak zobrazować świat Jumanji jako grę wideo. To samo tyczy się ekranowych postaci, które niezamierzenie zdobywają zdolności swoich awatarów. W tym konkretnym kontekście twórcy świetnie łączą mentalność szkolnej młodzieży z kinem przygodowym. Jest niesamowicie lekko i przyjemnie, ale nie bez odpowiedniego morału. Tez zaś głosi, że należy doceniać to, co się ma, dbać o swoje jedyne życie, ale także nie bać się podejmować śmiałych decyzji, albowiem do odważnych świat należy. Wszystko to choć podane jest nam jak na tacy, bardzo zgrabnie pokazuje nie tylko, jaka może być młodzież, ale również jak ciężko jest jej dostrzec, co tak naprawdę w życiu jest ważne. Ponadto produkcja posiada kilka smaczków dla fanów oryginału. Koniec końców jest znacznie lepiej, niż można by przypuszczać.
Jak już wcześniej wspomniałem to postacie, są w tej opowieści najważniejsze i to właśnie interakcje między nimi okazują się najciekawsze. Mamy wszystkiego bojącego się Spencera, który dostaje ciało nieustraszonego doktora Brawestone'a, pewnego siebie futbolistę Fridge'a, który zostaje niewielkich wzrostów Franklinem "Myszą" Finbarem ze specjalizacją w zoologii i noszeniu plecaka z bronią, wycofaną Martę, która staje się Ruby Roundhouse – zabójca mężczyzn oraz szkolną piękność Bethany, która staje się podstarzałym i okrągłym profesorem Shelly Oberonem mistrzem od kartografii. Cała czwórka prędko odkrywa, że w pojedynkę nigdzie nie zajdzie i aby ukończyć grę muszą połączyć siły. W międzyczasie każde z nich mierzy się ze swoimi słabościami czy też ograniczeniami. Rewelacyjnie prezentuje się obsada, która fenomenalnie wciela się w postacie nastolatków. Dwayne Johnson jest zaskakująco dobry jako bojaźliwy Spencer, Kevin Hart niesamowicie zabawny jako mniejsza wersja Fridge'a, Karen Gillar rewelacyjnie wypada jako niepewna siebie Marta, a Jack Black jest wprost nieziemski jako szkolna gwiazda Bethany. W dużej mierze to jego aktorstwo zapewnia nam całą masę frajdy oraz śmiechu. W obsadzie znalazł się również Nick Jonas jako Jefferson "Hydroplan" McDonough, na którego nasi bohaterowie trafiają mniej więcej w połowie filmu oraz Bobby Cannavale jako Russel Van Pelt – główny złoczyńca. Cała obsada spisała się fenomenalnie, dzięki czemu jest najjaśniejszym punktem całego obrazu.
Strona techniczna obrazu również nie zawodzi. Dobre zdjęcia, klimatyczna muzyka, wyraziste plenery oraz bardzo dobre efekty specjalne. Ponadto mamy urokliwy klimat obrazu oraz całą masę naprawdę niezłego humoru. Oprócz tego mamy dubbing, który wywołał niemałe poruszenie. Głównie ze względu na to, że w kinach dostępna była wyłącznie taka wersja. Żadnych napisów. Muszę przyznać, że to bardzo dziwne posunięcie. Sam za dubbingiem nie przepadam, albowiem mamy tendencję do robienia tragicznego podkładu ze źle dobranymi głosami aktorów. Jednakże w tym konkretnym przypadku dubbing wypada zaskakująco dobrze. Z początku może odstraszyć, ale po krótkim czasie naprawdę przyjemnie się go słucha. A w połączeniu z dialogami typowymi dla nastolatków wszystko staje się jasne, że dystrybutor celował w widownie 13+.
Będąc po seansie "Jumanji: Przygoda w dżungli" na usta ciśnie mi się tylko jedno, że jest to taki bekowy film. Dla tych, co nie wiedzą, "bekowy" oznacza śmieszny czy też zabawny w slangu młodzieży. Sama produkcja w istocie taka jest. Opowiada o nastolatkach i ich problemach. Przez cały film wykorzystuje ich słabości i styl bycia. Efekt ten dodatkowo potęguje zaskakująco dobry rodzimy dubbing oraz dialogi napisane w typowo młodzieżowym stylu. I choć wydawać by się mogło, że głównymi odbiorcami są nastolatkowie, to jestem przekonany, że osoby starsze również będą się na seansie świetnie bawić. W końcu o to w tym chodzi. To niezobowiązująca rozrywka, która oprócz bycia świetną zabawą potrafi nam coś przekazać oraz sprawić, że szybko i przyjemnie minie nam czas. Zawsze mogło być lepiej, ale dla mnie to i tak zdecydowanie lepiej niż mogłem przypuszczać.