Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dominic Cooper. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dominic Cooper. Pokaż wszystkie posty
Serial opowiada o Jesse Custerze - kaznodziei, który mieszka na wsi i stara się żyć według dawno złożonej obietnicy. Niestety nie radzi sobie ze swoim zawodem jak i przeszłością, która nie pozwala mu o sobie zapomnieć. Wkrótce do miasta przybywa tajemniczy Cassidy oraz była dziewczyna Jessego. Kaznodzieja będzie musiał się zmierzyć z wszystkim przeciwnościami losu, aby stać się dobrym klechą i wypełniać wolę Boga.

oryginalny tytuł: Preacher
twórca: Seth Rogen, Evan Goldberg, Sam Catlin
na podstawie: komiksu pt: "Kaznodzieja" Garetha Ennisa
gatunek: Dramat, Horror
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 10
sezonów: 1
muzyka: Dave Porter
zdjęcia: Bill Pope, John Grillo
produkcja: AMC
średnia ocena: 6,7/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 16 lat (wg. KRRiT)









 
Zły ksiądz

W dzisiejszych czasach adaptacje komiksów to chleb powszedni. Wystarczy spojrzeć co się dzieje na rynku filmów superbohaterskich i już wiadomo, że jest na to niemalejący popyt. Ale komiksy to nie tylko opowieści o herosach ratujących świat przed masową zagładą. To również cała masa różnego kalibru historii, które ukazują nam losy bohaterów nie będącymi zbawcami świata. Wśród najpopularniejszych z nich znajdziemy charyzmatyczną opowieść o kaznodziei Jesse Custerze, który wraz z przyjaciółmi przemierza świat i przeżywa rozmaite przygody. Teraz ten słynny komiks doczekał się telewizyjnej adaptacji. Co z tego wyszło?

Komiks został stworzony przez Gertha Ennisa i został wydawany w latach 1995-2000. O adaptacji kinowej mówiło się już od 1998 roku, ale prace ciągle przekładano bądź porzucano. W końcu Ennis zdecydował się na format telewizyjny i przygotował scenariusz dla HBO. Jednakże stacja odmówiła produkcji serialu ze względu na przesadny mrok opowieści i brutalność. W końcu kilka lat później kanał AMC zdecydował się wyprodukować serial, jednakżee bez twórcy oryginału. Projektem zajęli się Seth Rogen, Evan Goldberg i Sam Catlin. Jak ci panowie poradzili sobie z tak mrocznym i brutalnym materiałem?

Przede wszystkim wyzbyli się go niemalże doszczętnie. To co dla twórcy komiksów było kluczowe dla całej opowieści teraz zeszło na dalszy plan. Ale zacznijmy od początku. Serialowy Jesse Custer to ksiądz w niewielkiej i zabitej deskami mieścinie gdzie nawet diabeł mówi dobranoc. Zmęczony swoim życiem i złymi wyborami postanawia wieść samotne życie. Niestety nie idzie mu najlepiej, albowiem nadużywa alkoholu, a oprócz tego jego przeszłość depcze mu po piętach. Czy nasz bohater poradzi sobie z tym wszystkim? To pytanie będzie nas prześladować aż do końca serialu, albowiem potyczki naszego kaznodziei nie kończą się na alkoholu. Wstęp jest bardzo intrygujący, pełen tajemnicy, charyzmatycznych bohaterów oraz specyficznego humoru. Stanowi świetne wprowadzenie dla przyszłych wydarzeń. Szkoda, że to tylko tak ładnie wygląda. Fabuła serialu z początku okazuje się być czymś ekstrawaganckim, świeżym oraz pełnym niespodzianek. Niestety z czasem okazuje się, że im głębiej wnikamy w historię tym coraz nudniejsza się staje. Niestety, ale wątek główny "Kaznodziei" jest rozciągnięty do granic możliwości przez co nie zawsze jest nas w stanie w stu procentach zaintrygować. Momentami potrafi być ciekawy, wciągający i pełen akcji, a zaś kiedy indziej nudny, naciągany i mało absorbujący. Ta dwoistość wynika najprawdopodobniej z niezbyt dopracowanego scenariusza, który pomiędzy ciekawymi momentami z braku pomysłów generuje dziury fabularne skutecznie spowalniające akcję produkcji. Jeśli zaś chodzi o akcję serialu to ta przypomina piękną sinusoidę gdzie wyraźnie można dostrzec miejsca w których serial osiąga swoje maksimum, aby później spuścić parę i wrócić do powolnie toczącej się fabuły. Takie wybryki okazują się być bardzo męczące dla widza, któremu ciężko się w tym wszystkim połapać. Kuleje również budowanie napięcia spowodowane właśnie takimi skokami akcji. To samo tyczy się sposobu narracji produkcji, który ewidentnie należy poprawić. Oglądając produkcję AMC można odnieść wrażenie jakby twórcy podczas tworzenia serialu kłócili się między sobą i nieustannie wyrywali sobie długopis, aby dorzucić do opowieści swoje "dwa grosze". Przez to historia nieustannie mutuje i zmienia swój charakter co okazuje się być niezwykle denerwujące. Brak konsekwencji twórców, w którą stronę skierować tę opowieść poraża. Czy to ma być mieszanka zwariowanej akcji, humoru i brutalności czy nieustanne kontemplacje, kryzysy i powroty do przeszłości. Najwidoczniej nawet sami twórcy tego nie wiedzą albowiem serwują nam niezbyt strawną mieszankę, która nie jest w stanie nam powiedzieć w jakim kierunku wszystko zmierza. Na szczęście zarówno w momentach pełnych akcji jak i tych wolniejszych wypełnionych rozmyślaniami da się dostrzec mnóstwo pozytywów, które poniekąd ratują całość. Perypetie naszego kaznodziei prezentują się całkiem intrygująco i w istocie są wciągające. Co wcale nie oznacza, że jest to dobry poziom. Owszem ciekawi nas los naszej postaci, ale jej liczne poczynania niekiedy potrafią sprawić, że niejeden raz chwycimy się za głowę. Dlatego o ile główna intryga prezentuje się średnio na jeża tak wątki poboczne wypadają już znacznie lepiej. Szczególnie jeśli tyczą się postaci takich jak: Tulip, Cassidy, Fiore i DeBlanc. Są one intrygujące, aczkolwiek niezbyt rozbudowane. Ciekawie prezentują się również liczne retrospekcje, które wyjaśniają nam przeszłość bohaterów, abyśmy byli ją w stanie dokładnie zrozumieć. Całościowo historia prezentuje się całkiem nieźle, ale niestety nie jest to opowieść jakiej mogliśmy oczekiwać po pierwszym epizodzie. Ewidentnie zmarnowano potencjał na niezwykle oryginalną i charyzmatyczną opowieść jaką mógł być "Kaznodzieja".

Pod względem aktorskim produkcja AMC nie zawodzi i dostarcza nam całą masę przedziwnych bohaterów, których bardzo szybko udaje nam się polubić. Na pierwszym planie mamy Jesse Custera – miejscowego klechę, który ewidentnie nie nadaje się by być księdzem. Jednakże pomimo licznych przeszkód jak i swoich nawyków śmiało brnie przez życie starając się być najlepszym w tym co robi. Być taki jak ojciec. Wraz z nim doświadczamy jego wzlotów i upadków uświadamiając sobie jak bardzo nasz bohater jest rozdarty wewnętrznie pomiędzy tym co dobre, a tym co złe oraz tym co konieczne, a tym co słuszne. W tej roli mamy świetnego Dominica Coopera. Oprócz niego na pierwszym planie pojawia się jeszcze: Ruth Negga jako Tuli O'Hare i Joseph Gilgun jako Cassidy. Nieco za nimi są: Ian Coletti jako Eugene "Gębodupy" Root, Lucy Griffiths jako Emily Woodrow, Tom Brook jako Fiore, Anatol Yusef jako DeBlanc, Dereck Wilson jako Donnie Schenck, W. Earl Brown jako szeryf Hugo Root oraz Jackie Earle Haley jako Odin Quincannon.

Od strony technicznej "Kaznodzieja" również nie zawodzi. Mamy do czynienia z dobrymi efektami specjalnymi, przyzwoitymi zdjęciami oraz niezwykle klimatyczną muzyką. Na uwagę zasługuje również świetna scenografia. Wyjątkowy klimat, specyficzny humor oraz brutalność mogłyby być znakiem firmowym serii, ale zdecydowano się je zredukować prawie do zera. Został tylko klimat, odrobina humoru i skrawki krwawych potyczek. Co ciekawe pojawienie się w serii owych elementów niesamowicie ją odżywia dlatego doprawdy nie wiem czemu postanowiono się ich pozbyć.

"Kaznodzieja" po wielu latach czekania doczekał się w końcu ekranizacji, ale ostatecznie rzecz biorąc nie można jej uznać za zbyt udaną. Największym jej problemem jest fabuła, która nie trzyma się kupy. Pełna chaosu narracyjnego, braku konsekwencji, nierównego tempa akcji oraz na przemian ciekawej historii. Wątek główny również nie zachwyca, ale koniec końców serial da się oglądać. Co prawda raz jest lepiej, a raz gorzej, to jednak dzięki niezwykle charyzmatycznym bohaterom twórcom udaje się nas przekonać do serii. Oprócz tego serwują nam ciekawe zakończenie, które być może ukierunkowuje naszą opowieść w konkretnym kierunku. Jednakże na razie nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na dalsze losy naszego kaznodziei.


Zapraszam do polubienia  profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
 
Spokój Azeroth (Przymierze) zostaje zaburzony miażdżącym atakiem Orków, którzy przeczuwają, że ich cywilizacja Draenor (Horda) dobiega końca. Przymierze walczy o zachowanie porządku i bezpieczeństwo ludzi, Horda zaś o przetrwanie zagrożonego gatunku orków.

gatunek: Przygodowy, Fantasy
produkcja: USA
reżyser: Duncan Jones
scenariusz: Charles Leavitt, Duncan Jones
czas: 2 godz. 3 min.
muzyka: Ramin Djawadi
zdjęcia: Simon Duggan
rok produkcji: 2016
budżet: 160 milionów $
ocena: 7,5/10









 
Rzemiosło dobrych początków

Gry komputerowe to obecnie jedna z najpopularniejszych form rozrywki zaraz obok kina jak i telewizji. Osoby trudzące się tą profesją są w stanie z tak samo dużym oddaniem spędzić pół dnia przed ekranem komputera jak filmowi maniacy przed ekranem swojego laptopa. Obydwa te światy różnią się pod względem zależności losów naszych postaci. W grze to my decydujemy jak potoczy się ich egzystencja i to my odpowiadamy za ich przeżycie, natomiast w filmach wszystko zależy od idei twórców i tego jak oni widzą losy wykreowanych przez siebie postaci. My możemy jedynie patrzeć i modlić się by nic im się nie stało. Choć bardzo byśmy chcieli nie uda nam się zmienić zasad pod nasze widzimisię. A co jakby tak połączyć oba światy? Wyciągnąć z nich to co najlepsze i stworzyć dzieło, które przypadnie do gustu obydwu tym grupom?

Tworzenie filmów na podstawie powieści czy też opowiadań to standard. Robi się to już od wielu wielu lat. Jednakże ekranizacje gier (ogólnie) to znacznie świeższy temat. Ale niestety bardzo grząski albowiem bardzo łatwo w nim ugrząźć przez co niewiele osób chętnie decyduje się na takie śmiałe posunięcie.  Jednakże raz na jakiś czas pojawia się śmiałek, który postanawia złamać stereotypy. Takim odważnym człekiem jest Duncan Jones – reżyser filmu "Warcraft: Początek" powstałego na podstawie serii gier "World of Warcraft". Twórcy tego filmu postanowili wyciągnąć z obu światów to co najlepsze. Z gry wzięto postacie, świat przedstawiony i bodajże pewną cząstkę fabuły, a z filmu wzięto całą resztę potrzebną do stworzenia wielkiego letniego blockbustera. Teraz pozostaje tylko pytanie co z tego połączenia wyszło?

W filmie mamy ukazany Draenor, który chyli się ku upadkowi przez co Orkowie są zmuszeni wkroczyć na nieznane terytoria  Azerothu i zbudować tam nowy dom. Niestety pomysł ten nie podoba się mieszkańcom Azerothu, albowiem najazd Orków przerwał  wieloletni pokój panujący w ich świecie. Obie strony szykują się do wielkiej walki, która może przesądzić o losach Azerothu. Tymczasem na drugim planie pojawia się nowy wróg, znacznie potężniejszy niż horda Orków... Już po samym opisie widać, że obraz Duncana jest fantastyką w czystej postaci. Pełną różnorodnych postaci, niezwykłych i nierealnych miejsc jak i wypełnioną miłością, wojną oraz magią. Chcieć czegoś więcej? Bynajmniej, albowiem "Warcaft: Początek" rewelacyjnie sprawdza się na wszystkich tych polach. Mogę rzec nawet więcej, że jest to pierwszy porządny film fantastyczny od czasów "Władcy Pierścieni" jak i "Hobbita". Czym więc może nas ta produkcja zaskoczyć? Oczywiście niezwykle ciekawą oraz bardzo wciągającą fabułą. Historia ukazana w obrazie jest niezwykle rozbudowana za względu na mnogość wątków głównych jak i pobocznych oraz poprzez analizę wielu postaci pojawiających się na ekranie. Tutaj nie ma jednego głównego bohatera, a nawet jeśli w domyśle taki istnieje to specjalnie nie widać jego wyższości na innymi postaciami, albowiem twórcy koncentrują się na ukazaniu nam losów jak największej ilości postaci, aby pokazać narastający konflikt z wielu różnych stron. Co ciekawe nie opowiadają się oni po żadnej ze stron. Są neutralni co do konfliktu dzięki czemu wydarzenia ekranowe są ukazane w obiektywny sposób. To widz ma zdecydować po której stronie barykady stanąć oraz osądzić kto jest tym dobrym, a kto złym. Zadanie będące z pozoru bardzo proste okazuje się ciężkim orzechem do zgryzienia, albowiem dopiero poznawszy naszych bohaterów jesteśmy wstanie domyślić się ich intencji. To co z pozoru jest dobre może być złe i na odwrót. Twórcy wielokrotnie ukazują nam, że nie należy traktować nowo poznanych osób na podstawie pierwszego wrażenia oraz uświadamiają nam, że warto dać drugą szansę, albowiem każdy może zbłądzić. Jednakże nie myślcie, że z "Warcraftu" wyniesiecie jedynie worek pełen mądrości życiowych, albowiem film ten przede wszystkim jest napakowany wartką, akcją która nie pozwala nam się nudzić w kinie ani na sekundę. Twórcom idealnie udało się balansować ilość scen akcji jak i tych dających nam chwilę oddechu dzięki czemu całość jest niezwykle płynna i przejrzysta jeśli chodzi o kolejność zdarzeń. Ciekawie również prezentuje się świat przedstawiony czyli Azeroth, w którym możemy znaleźć całą masę niesamowitych krain, które urzekają nas swoim urokiem oraz magią. Zresztą cały film jest niezwykle ujmujący właśnie poprzez ten wyjątkowy baśniowy, klimat, którego ostatnio nam brakowało. Niestety "Warcraft: Początek" nie jest produkcją idealną. Fabuła produkcji pomimo swojej rozpiętości i koncentrowania się na ukazaniu nam różnych aspektów konfliktu jest oprócz tego momentami zawiła jak i niejasna. Niektóre wydarzenia ekranowe mogą wyglądać dwuznacznie, a tak naprawdę nie ma co w nich szukać drugiego dna. Pod tym względem obraz jest całkiem bezpośredni i bynajmniej nie jest to jego wada. Powiem nawet więcej, że gdyby twórcy na siłę chcieli przekazać nam jeszcze więcej informacji to nie skończyło by się to za dobrze, albowiem już i tak zabrakło im czasu na inne, ważniejsze rzeczy. Takie jak dokładny opis Azerothu oraz ukazanie nam nieco więcej informacji na temat poszczególnych krain. Pod tym względem widzowie zostali postawieni przed faktem dokonanym. Mamy po prostu zapamiętać, że w tej magicznej krainie oprócz ludzi żyją jeszcze krasnoludy, stwory podobne do elfów (nie jestem pewien czy to były elfy) oraz cała masa innych gatunków. Nie wliczając w to magów itp. Na tym polu świat orków czy też po prostu ich wątek w Azerothie (ich świat chyli się ku zagładzie) jawi się dużo lepiej. Więcej czasu poświęcono na ukazanie zwyczajów panujących wśród tych olbrzymów przez co całość wydaje się bardziej namacalna. Banałów nie unikniono również przy ukazaniu wątku magów, który jawi się niezwykle intrygująco, ale z powodu braku czasu został zepchnięty na nieco dalszy plan, a stać tak się nie powinno szczególnie, że w przyszłości może być to główny wątek historii. Jednakże pomimo tych ubytków jak i nieco rozciągniętej fabuły film prezentuje się całkiem dobrze. Przede wszystkim rewelacyjnie się go ogląda, a fantastyczny klimat jak i nieziemskie efekty specjalne pozwalają dosłownie wejść w świat "Warcraftu". Do tego jeszcze mamy wartką akcję intrygującą historię oraz masę niespodziewanych zwrotów akcji, które zarówno napędzają film jak i przyprawiają nas o przyspieszone bicie serca.

Jeśli zaś chodzi o bohaterów filmu to jest ich naprawdę wielu, albowiem aż dziewięciu. I są to wszystkie pierwszoplanowe postaci. Nie mówiąc już o drugoplanowych... Tak czy siak wszystkie postacie z "Warcraft: Początek" albowiem są to niezwykle silne, krnąbrne i waleczne postacie, które są w stanie zginąć podczas walki. Ku naszemu zaskoczeniu kilku bohaterów niespodziewanie żegna się ze swoim życiem, a można by przypuszczać, że będą one głównymi postaciami w kontynuacji. Wracając jednak do filmu należy zwrócić uwagę na fakt, że z powodu tylu bohaterów twórcom nie udało się nakreślić ich wszystkich zbyt dokładnie. Często używają ogólnikowych rozwiązań do wyjaśnienia losów niektórych postaci przez co nie do końca jesteśmy w stanie dostrzec jej całego obrazu. Jednakże mimo tego postacie dużo zyskują dzięki zaradnym aktorom, którzy wprowadzają nieco życia w ich sylwetki. Na pierwszym planie mamy: bardzo dobrego (nieco Ragnarowego) Travisa Fimmela jako Anduina Ltohara, świetnego Bena Fostera jako Medivha, Paulę Patton jako Garonę, Dominica Coopera jako króla Llane Wrynna, Tobyego Kebbela jako Durotana, Bena Schnetzera jako Khadgara, Roberta Kazinskyego jako Orgrima, Daniela Wu jako Gul'dana, Annę Galvin jako Darkę, oraz Clancyego Browna jako Blackhanda.. Oprócz nich na ekranie pojawiają się: Burkely Duffield jako Callan, Ryan Robbins jako Karos, Callum Keith Rennie jako Moroes oraz Ruth Negga jako Lady Taria. Pod względem aktorskim "Warcraft" prezentuje się na całkiem dobrym poziomie, a aktorom nie możemy nic zarzucić. Niezadowolenie możemy czuć jedynie do scenarzystów, którzy nie dopracowali zbytnio swoich bohaterów.

Od strony technicznej film Duncana Jonesa to perełka. No może prawie... To co z pewnością oczaruje nas w filmowej wersji "Warcrafta" to bajeczne efekty specjalne zarówno przy widokach niesamowitych krain jak i niezwykłym CGI orków, których twarze wyglądają niebywale realistycznie. Warto również zwrócić uwagę na wspaniałą scenografię, bardzo dobre zdjęcia i  klimatyczną muzykę Ramina Djawadiego. Niestety montaż nieco kulał szczególnie przy przejściach pomiędzy scenami, ale to tragedii nie ma. Jednakże przede wszystkim dostajemy wyjątkowy magiczny klimat, który idealnie wpisuje się w ramy pierwszorzędnej fantastyki. Bardzo podobał mi się cały zamysł oraz wygląd światów ukazanych w filmie jak np. świat magów oraz to jak się nią posługiwali.

Koniec końców pomimo banałów fabularnych, niedokładnego nakreślenia postaci oraz braku rozwinięcia niektórych istotnych wątków dzięki którym historia byłaby bardziej kompletna "Warcraft: Początek" to przede wszystkim solidny film fantasy, który czerpie garściami z gatunku. Posiada wciągająca i intrygująca historię, wartką akcję, ale przede wszystkim jest produkcją, którą wyśmienicie się ogląda dzięki jej lekkości i niezwykłej płynności. Niestety historia ukazana w filmie nie jest kompletna. Fabuła pomimo tego, że jest ciekawa i niezwykle zajmująca jest również rozciągnięta niemalże do granic możliwości. Jeśli myślicie, że reżyser zamknie rozpoczęty wątek przed napisami końcowymi to niestety jesteście w błędzie. Twórcy najwidoczniej wzięli sobie do serca podtytuł "Początek" i na jego podstawie zarysowali nam bardzo obszerne rozpoczęcie tej zapowiadanej filmowej serii. Tak więc po wyjściu z kina towarzyszy nam niedosyt co do historii, ale również ekscytacja dalszymi losami naszych bohaterów. Nic tylko czekać na więcej.

P.S. Recenzja została napisana z perspektywy widza, który nie zna się na grze "World of Warcraft", ani w nią nigdy nie grał.


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.