Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dan Stevens. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dan Stevens. Pokaż wszystkie posty
Opowieść o młodym mężczyźnie obdarzonym ponadludzkimi zdolnościami. Głównym bohaterem serialu jest David Haller. Jako nastolatek borykał się z pierwszymi objawami choroby psychicznej. Po zdiagnozowaniu schizofrenii bohater przez wiele lat leczył się w szpitalnych oddziałach psychiatrycznych. Pewnego dnia, dość niecodzienne spotkanie z innym pacjentem uświadamia mu, że głosy, które słyszy i wizje, jakich doświadcza mogą być prawdziwe.

oryginalny tytuł: Legion
twórca: Noah Hawley
na podstawie: komiksów Marvela
gatunek: Akcja, Dramat, Sci-Fi
kraj: USA
czas trwania odcinka: 1 godz.
odcinków: 10
sezonów: 1 
muzyka: Jeff Russo
zdjęcia: Dana Gonzales, Craig Wroblewski
produkcja: FX
ocena: 9,5/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 12 lat (wg. KRRiT)










Wiem kim jestem


Superbohaterowie to obecnie bardzo lotny temat. Otaczają nas praktycznie z każdej strony. W wersji papierowej, jako pełnometrażowy film wyświetlany na ekranach kin czy też serialowa opowieść dostępna w telewizji. W dzisiejszych czasach naprawdę ciężko natrafić jest na coś równie popularnego jak ekranizacje komiksów. Co ciekawe telewizja chce mieć w tej kategorii coraz większy udział. Każda stacja próbuje w jakiś sposób zdobyć choćby odrobinę tej popularności i decyduje się opowiedzieć historię kolejnego herosa. Ostatnio do tego wyścigu dołączył kanał FX z propozycją serialu o tytule "Legion". Tylko czy warto było tworzyć kolejny serial typu superhero?

Jak już wspomniałem obecnie ciężko opędzić się od superbohaterów ratujących świat praktycznie z każdej możliwej strony i w każdy możliwy sposób. Pomysłów na opowiedzenie tych opowieści jest coraz mniej, a schematyczność jest coraz częstsza. Jednakże punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia. A więc jeśli zmieni się położenie, można spojrzeć na to samo zagadnienie pod całkiem innym kątem. Z takiego założenia wyszedł Noah Hawley, który jest twórcą serialu. Produkcja opowiada o Davidzie, który leczy się w szpitalu psychiatrycznym. Słyszy głosy, a więc uznano go za wariata. Nic bardziej mylnego. Otóż okazuje się, że David ma moc. Nie jest on zwykłym człowiekiem, ale mutantem co wyjaśnia jego dziwne zdolności. Jego dotychczasowe życie nagle lega w gruzach. To co przez tyle czasu uznawał za prawdę okazuje się być kłamstwem. Musi on zbudować swoje życie na nowo. Niestety nie będzie to proste, albowiem odkrywając w sobie moce wystawia się na wielkie niebezpieczeństwo. Rozpoczyna się walka pomiędzy mutantami, a prześladującymi ich ludzi oraz pomiędzy Davidem i jego własnym umysłem. Wyjściowy pomysł serialu "Legion" prezentuje się bardzo obiecująco. Mamy uniwersum X-Menów, które dalej jest słabo rozwinięte w porównaniu z całą resztą oraz mało popularną postać, o której prawdopodobnie nikt z nas wcześniej nie słyszał. A więc już od samego początku wygląda to obiecująco. Atmosferę dodatkowo podgrzewa Noah Hawley, którego znamy z rewelacyjnego "Fargo". Ten gość ma łeb do seriali. Czy i tym razem zdoła nas powalić na kolana? Bez dwóch zdań. Jednakże z początku nic na to nie wskazuje. Początek serii jest niesamowicie enigmatyczny i tak naprawdę pozostawia nas z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Przedstawia nam bohaterów widowiska jednakże za wiele nam o nich nie mówi. Fabuła pełna jest retrospekcji i niepokojących migawek, które skutecznie dezorientują widza. Koniec końców wychodzi na to, że mimo iż obejrzeliśmy cały odcinek tak naprawdę nadal nie wiemy nic ani o jego fabule, ani o bohaterach ani o tym co ma nadejść w przyszłości. Jednakże ten bardzo śmiały i niekonwencjonalny zabieg zamiast zrazić nas do serii jedynie powoduje w nas uczucie niedosytu i rozdrażnienia. Czujemy się oszukani, ale zarazem niesłychanie zaintrygowani. To dosłownie kwestia kilku chwil zanim zdecydujemy się sięgnąć po więcej. A dalej jest jeszcze... dziwniej. Nie będę ukrywać, że serial "Legion" jest niesamowicie specyficznym dziełem. Drugiego takiego naprawdę trzeba by ze świeczką szukać. A to czyni go jeszcze bardziej oryginalnym i jeszcze bardziej wyjątkowym pośród całej reszty seriali o superbohaterach. Tak naprawdę po obejrzeniu całości ciężko przyporządkować produkcji etykietkę "superbohaterską", ale dla łatwiejszej kategoryzacji przyjmijmy, że tak właśnie jest. Produkcja ta już od samego początku potrafi nas nieźle zdezorientować, a im dalej w las tym jest jeszcze ciekawiej. Doprawdy bardzo dawno nie spotkałem się z obrazem, który w tak dużym stopniu dekoncentrowałby i wyprowadzał z równowagi swojego widza. "Legion" w iście diabelski sposób nieustannie nas oszukuje oraz dezorientuje powodując w naszej głowie szereg pytań, do który odpowiedzi są tak sprzeczne, że aż sami się zastanawiamy czy jest sens się na tymi kwestiami rozwodzić. Noah Hawley dużo ryzykował ciągle zwodząc widza, albowiem mogło to ostatecznie doprowadzić do jego utraty. Jednakże koniec końców okazuje się, że jest to jeden z najlepszych wątków serialu. Hawley poprowadził go w tak lekki i intrygujący sposób, że nie ma szans abyśmy przestali oglądać produkcję nie znając odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania. A podczas tej dziesięcio odcinkowej podróży pojawia się ich całkiem sporo. Sprowadza nas to do fabuły, która opowiada nam o Davidzie, który nie może poradzić sobie ze swoim umysłem. Choć wie, że nie jest chory psychicznie zachowuje się jakby cierpiał na ciężki uraz mózgu. Jego umysł nieustannie płata mu figle i dezorientuje naszą postać tak samo jak i nas samych. Teraz już wiadomo czemu twórca tak bawi się nami i próbuje nieustannie wywieść w pole. Natomiast sama opowieść pomimo tylu niewiadomych i ciągłego zwodzenia okazuje się być niesamowicie ciekawą, wciągająca i niesłychanie skomplikowaną historią, która szokuje nas od samego początku aż do końca. Fabuła okazuje się być niezwykle złożoną, niekiedy szaloną, a nawet ekstrawagancką opowieścią, która traktuje o teoretycznie nieskomplikowanych zagadnieniach. Jej głównym atutem jest właśnie fakt, że potrafi z całkiem oczywistych rzeczy uczynić szalenie skomplikowane i zagmatwane schematy, które ciężko rozpracować. Atakuje nasze zmysły i zaburza racjonalne myślenie poprzez nieustanne mieszanie prawdy z fikcją oraz wypełnianie dobrze znanych nam zdarzeń fałszywymi zagadnieniami. Na pewnym etapie ciężko jest nawet orzec co jest prawdą, a co nie. Co zdarzyło się naprawdę a co jest wyłącznie wytworem wyobraźni. Ta ciągła zabawa w zwodzenie widza jest jednym z najważniejszych elementów napędowych serii. Gwarantuje nam mnóstwo zaskakujących zwrotów akcji oraz staje się poniekąd wyznacznikiem całego obrazu. Produkcja jest tak charakterystyczna, że nie sposób ją pomylić z niczym innym. Dzięki niesamowicie świeżemu i błyskotliwemu podejściu twórcy to fabuły obrazu mamy szansę oglądać jeden z najlepszych seriali o superbohaterach i jeden z najlepszych tego typu produkcji w tym roku. W dużej mierze jest to zasługa fenomenalnego scenariusza, który dokładnie nakreśla każdy nawet najmniejszy wątek obrazu. W niesamowicie szczegółowy sposób koncentruje się na bohaterach oraz sprawia, że całość jest niesłychanie spójna co pozwala jej zachować odpowiednie napięcie pomiędzy każdym z odcinków. Koniec końców jedynie dzięki rewelacyjnemu tekstowi udało się utrzymać tę opowieść w ryzach. Gdyby nie została ona tak dokładnie przemyślana i tak świetnie napisana, całość rozpadała by się na kawałki i wyglądałaby jak marna próba opowiedzenia czegoś w inteligentny sposób. Taki los spotkał właśnie produkcję HBO "Westworld", gdzie niepotrzebnie silono się na stworzenie czegoś niesamowitego i wręcz wykraczającego poza nasze najśmielsze oczekiwania. Ostatecznie ta majestatyczna wizja twórców zgubiła ich przez co scenariusz produkcji posiadał liczne dziury. I wystarczyło się dobrze przyjrzeć fabule obrazu by dostrzec, że jest niekonsekwentna i sama sobie przeczy. Natomiast "Legion" nie posiada tego samego problemu, albowiem twórca nie silił się na wymuszoną ekstrawagancję. W tym serialu wszystko jest poprowadzone lekką ręką przez co opowieść prowadzi się sama.

Od strony aktorskiej produkcja również prezentuje się fenomenalnie. Bohaterowie serialu to rewelacyjnie nakreślone i zagrane postacie, które z miejsca kupują nas swoim urokiem osobistym oraz ciekawym życiorysem, w który chcemy się zagłębić. Noah Hawley poświęcił swoim bohaterom naprawdę dużo czasu dzięki czemu serial w bardzo dokładny sposób porusza kwestie każdego z nich.  W szczególności Davida, który mierzy się z samym sobą. Twórca w dużej mierze skupił się na psychologicznej części naszej postaci przez co w niezwykle szczegółowy sposób studjuje jego "przebieg choroby" i stara się znaleźć racjonalną odpowiedź, która wyjaśniła by jego obecny stan. Całość jak już mówiłem jest bardzo zagmatwana i nieoczywista, a przy okazji bardzo zaskakująca. W roli Davida mamy genialnego Dana Stevensa, który kradnie show swoim urokiem osobistym. Aktor fenomenalnie odgrywa rolę mutanta/chorego psychicznie człowieka, którego zdolności przewyższają całą resztę. Oprócz niego w obsadzie znaleźli się Jean Smart jako Melanie Bird, Katie Aselton jako Amy Haller, genialna Aubrey Plaza jako Lenny Busker, Bill Irwin jako Cary Loudermilk, Amber Midthunder jako Kerry Loudermilk, Rachel Keller jako Sydney "Syd" Barrett, Jeremie Harris jako Ptonomy Wallace, Mackenzie Gray jako Oko oraz Jemaine Clement. Przy tak dużej liczbie bohaterów musiano dokonać selekcji przez co niektórzy z nich zostali nieco osunięci w cień. Szkoda, albowiem tamci bohaterowie również posiadają potencjał. Być może w następnej serii twórca naprawi ten drobny błąd.

Warstwa techniczna produkcji to kolejna gratka tego serialu. Przede wszystkim mamy rewelacyjne efekty specjalne, świetne zdjęcia i muzykę. Produkcja poraża nas fenomenalnymi scenografiami, które onieśmielają nas swoim designem oraz dystyngowanym wyglądem. W pamięci na długo pozostaną nam również stylizowane na lata 80-te kadry oraz cała masa zabiegów utrzymanych w podobnej konwencji. "Legion" to tak naprawdę nieskrępowana odwaga twórców przy manipulowaniu formą swojego dzieła. Serial został stworzony przy użyciu rozmaitych wzorów przez co ukazuje nam całkiem nowe oblicze inscenizacji. Po raz kolejny dawno już nie widziałem takiej zabawy formą widowiska gdzie połączone zostały całkiem odmienne i kontrastowe środki. Kilka lat temu z pewnością był to Baz Luhrmann i jago "Wielki Gatsby", w którym można było dostrzec niezwykle śmiały, ale również trafiony miks kulturowo-artystyczny.

Seriale o superbohaterach to dzisiaj taka sama codzienność jak filmy kinowe. Zamieniamy jedynie salę kinową na własny pokój a gigantyczny ekran na znacznie mniejszych rozmiarów telewizor. Choć różnice wydają się być wielkie tak naprawdę są bardzo skromne, albowiem oprócz zmiany formatu nie dostajemy nic nowego. Produkcje telewizyjne przypominają filmy, a w większości przypadków są tak naprawdę jeszcze dziesięć razy gorsze. Jedyna nadzieja była w Netflixie i ich serialach, które pokazały nam nową jakość superbohaterów w telewizji. "Legion" Noah Hawleya idzie o kilka kroków dalej. Wyznacza całkiem nowe standardy przez co seria ta w tak dużym stopniu odbiega zarówno jakością jak i formą od całej reszty. To taka perełka wśród produkcji telewizyjnych, która na wielkim ekranie zwojowała by świat. Mamy genialną fabułę, świetny scenariusz, ciekawą opowieść, rewelacyjne aktorstwo i wykończenie, które zwala z nóg. Czy można chcieć czegoś więcej? Odpowiadam: Drugiego sezonu.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Bella, błyskotliwa, piękna i niezależna młoda kobieta, szukając zaginionego ojca, trafia do ponurego zamku Bestii. Uwięziona w tajemniczej posiadłości dziewczyna z czasem zaprzyjaźnia się z jej zaczarowanymi mieszkańcami. Tam poznaje Bestię… Mimo początkowego przerażenia Bella stopniowo zaczyna dostrzegać dobre serce i duszę Księcia, uwięzionego w ciele potwora…

gatunek: Fantasy, Musical, Romans
produkcja: USA
reżyser: Bill Condon
scenariusz: Stephen Chbosky, Evan Spiliotopoulos
czas: 2 godz. 9 min.
muzyka: Alan Menken
zdjęcia: Tobias A. Schliessler
rok produkcji: 2017
budżet: 160 milionów $
ocena: 8,0/10














Jeszcze raz gościem bądź!


Nie tak dawno temu Disney wpadł na pewien pomysł. Na początku wydawać by się mogło, że to szaleństwo, ale kiedy pierwszy film został wyprodukowany studio dostrzegło ogromny potencjał całego przedsięwzięcia. Postanowiło przerobić wszystkie swoje słynne animacje-klasyki na filmy aktorskie. Po sukcesach kasowych "Alicji w kranie Czarów" oraz "Czarownicy" nie trzeba było długo czekać na kolejne wersje dobrze znanych na historii. Rok temu mogliśmy oglądać "Kopciuszka", a w tym możemy podziwiać nową wersję "Pięknej i Bestii". Jak ma się najnowsza odsłona tej opowieści do pozostałych filmów jak i do samego oryginału?

Opowieść stara jak świat. Oczytana dziewczyna zmęczona życiem na wsi pragnie jakoś wyrwać się z prowincjalnego przytułku jakim jest miejscowość, w której żyje. Wyróżnia się na tle innych dziewczyn ze wsi przez co uważana jest za dziwaczkę. Kiedy jej ojciec nie wraca z podróży postanawia wyruszyć mu na pomoc. Trafia do zamku, w którym został uwięziony przez zamieszkującą posiadłość Bestię. Ofiaruje siebie zamiast ojca na dożywotni wyrok przebywania w celi. Wkrótce jednak okazuje się, że Bestia nie jest tak straszna na jaką wygląda. Czy ta niedobrana para zakocha się w sobie? Myślę, że odpowiedź na to pytanie każdy z nas zna i nie ma potrzeby niczego wyjaśniać. Ważne i ponadczasowe jest natomiast przesłanie obrazu, które mówi o łamaniu barier. Wyraźnie podkreślając, że żadna bariera nie jest w stanie oprzeć się sile miłości. Nowa wersja tej słynnej animacji również posiada taki wydźwięk. Mówi o tym, że nie liczy się wygląd, ale to co ma się w sercu, albowiem miłość to uczucie, które trwa przez bardzo długi czas, a piękno to rzecz, która przemija. Cały film oprócz tego mówi nam o tym, że pycha bywa zdradliwa i nie należy w życiu zawsze troszczyć się o siebie i swoje zachcianki. Oprócz tego "Piękna i Bestia" to książkowy przykład transformacji głównego bohatera. Przedstawienie go jako prawdziwej bestii ma zadziałać jedynie na nasz zmysł wzroku. Tak naprawdę cały czas jest mowa o przysłowiowej "bestii", którą był książę. Natomiast cały film ukazuje nam jak zmienia on swoje zachowanie oraz nastawienie do świata poprzez miłość i osobę, która pojawiła się w jego życiu. Stąd też płynie lekcja, że zawsze na naszej drodze musi stanąć dobra osoba (pewnego rodzaju wzór), abyśmy mogli dostrzec swoje błędy i je naprawić. Samemu może nam się to nie udać. Tak więc jak widzicie nowa wersja tej słynnej animacji niesie ze sobą ponadczasowe przesłanie, które mieliśmy już szansę dostrzec w oryginale  z 1991 roku. A więc jeśli chodzi o morale wszystko pozostaje tak jak było. Czy w fabule mamy jakieś zmiany? Nie. Nie ma co owijać w bawełnę, albowiem i tak nic to nie da. "Piękna i Bestia" rocznik 2017 to tak naprawdę istna kalka wersji z 1991. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to bardzo udana kalka. Choć reżyser obrazu konsekwentnie odtwarza sceny znane nam z animacji i nie dodaje do opowieści praktycznie nic nowego to i tak trzeba przyznać, że robi to wprost fenomenalny sposób. Najlepszym tego przykładem są piosenki użyte w filmie pochodzące z animacji. Dosłownie krok po kroku odtworzono całą historię. Zdecydowano się jedynie dodać dwa poboczne wątki, które wyjaśniają czemu Bella nie ma matki oraz co doprowadziło do tego, że książę jest Bestią. Tylko tyle, a może aż tyle? W końcu historia znana z oryginału to bardzo obszerna opowieść, która już sama w sobie zawiera sporo wątków. Dodawanie nowych mogłoby jedynie strasznie namieszać i spowodować, że całość byłaby niejasna i zagmatwana. Oczywiście od filmu można było wymagać odrobiny oryginalności jak to było na przykład w "Kopciuszku". "Czarownica" to już kompletnie inna bajka. Niestety albo stety twórcy postanowili trzymać się oryginału. A, że zrobili to w fenomenalnym stylu należy im jedynie pogratulować. Fabuła obrazu potrafi zaciekawić i niesamowicie wciągnąć pomimo tego, że znamy jej zakończenie. A sama historia dalej potrafi rozbawić, wzruszyć, zmrozić krew w żyłach czy też urzec swoją niesamowitą atmosferą. Akcja również nie zawodzi oferując nam dynamiczny przebieg zdarzeń. A im bliżej końca tym większe napięcie oraz dramaturgia. Dzięki świetnej reżyserii całość jest niebywale płynna dzięki czemu obraz ogląda się zaskakująco lekko i przyjemnie. Nawet nie zauważymy jak nam miną te dwie godziny, albowiem seans potrafi niesamowicie nas pochłonąć i oczarować swoim blaskiem przez co wręcz zapomnimy o otaczającym nas świecie. Oczywiście niesamowicie ważne jest wasze nastawienie względem produkcji. Albowiem jeśli usilnie oczekiwaliście czegoś nowego od tej wersji to się niestety srogo zawiedziecie. Jednakże jeśli pogodzicie się faktem, że film jest bardzo odtwórczy to zapewniam was, że świetną zabawę macie gwarantowaną.

Od strony aktorskiej nowa wersja "Pięknej i Bestii" prezentuje się wręcz wybornie. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na rewelacyjny kasting, który ukazuje nam postacie niemalże przeniesione z oryginalnej animacji. To jest wręcz niesamowite. Ponadto obsada spisuje się wyśmienicie i z wielkim oddaniem portretuje swoich bohaterów. Mamy przesłodką Emmę Watson jako Bellę, świetnego Dana Stivensa jako Bestię, fenomenalnego Lukea Evansa jako Gastona (gość normalnie stworzony do tej roli) oraz Josha Gada jako LeFou oraz Kevina Klinea jako Maurycego. Jednakże to nie koniec. Obsada pełna jest również gwiazd skrytych pod efektami specjalnymi, którzy użyczają głosów ożywionym przedmiotom z zamku.  Wśród nich są: Ewan McGregor, Stanley Tucci, Ian McKellen oraz Emma Thompson. Wszyscy prezentują się wyśmienicie, a oglądanie (czy też słuchanie) ich na ekranie to czysta przyjemność.

Strona techniczna produkcji jest jednym z jej najważniejszych elementów. Na pierwszy plan wysuwają się ciekawe zdjęcia, rewelacyjne piosenki, świetna scenografia oraz fenomenalne efekty specjalne. Dużą wagę przyłożono również do olśniewających kostiumów jak i wybornej charakteryzacji. Szalenie ważny jest również magiczny klimat, który już od pierwszych scen potrafi nas urzec. Z kolei tak burzliwie odebrany wątek LGBT w produkcji jest tak naprawdę niewielkim i ledwo zauważalnym aspektem. Jedynie dorośli będą w stanie zwrócić na niego uwagę. Dzieciom przemknie on niezauważony pod całą masą barwnych strojów, chwytliwych piosenek oraz ujmującej historii.

Nowa wersja "Pięknej i Bestii" to bardzo odtwórczy film, który pomimo uderzającego podobieństwa z oryginałem wciąż potrafi oczarować. Fabuła jest nadal intrygująca i wciągająca, piosenki w takim samym stopniu urokliwe, a klimat nadal jest pełen magii i miłości. Innymi słowy rewelacja. Wystarczy tylko zaakceptować fakt, że jest to wręcz idealna kalka oryginału, a już nic nie stanie nam na przeszkodzie by pokochać ten film.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.