Teoria Wszystkiego
Celem geniusza komputerowego jest odkrycie sensu ludzkiej egzystencji. Jego praca zostaje przerwana przez wizytę ponętnej kobiety i nastolatka.
gatunek: Dramat, Fantasy
produkcja: USA, Wielka Brytania, Rumunia
reżyser: Terry Gilliam
scenariusz: Pat Rushin
czas: 1 godz. 47 min.
muzyka: George Fenton
zdjęcia: Nicola Pecorinirok produkcji: 2013 (2014 - premiera w polsce)
budżet: 13,5 milionów $
ocena: 4,0/10
Udowadniając
wszystko
Pomimo samego atutu filmu, jakim jest znany i ceniony reżyser (Terry Gilliam) to dzieło nie miało specjalnej siły przebicia. Raczej pojawiło się na ekranach kin nie wywołując wielkiego zainteresowania sobą. O ile "Parnassus" wzbudził ogólne zaciekawienie to w przypadku tego obrazu nie jesteśmy w stanie tego powiedzieć. Dlaczego do tego doszło?
Cóż. Ciężko powiedzieć w czym tkwi problem? Nie, bynajmniej! Największym i jedynym problemem tego dzieła jest sam scenariusz, który nijak przedstawia nam kolejne zdarzenia, które mają miejsce. Liczne nieścisłości wprowadzają nas często w zakłopotanie. Wybierając się na ten film wiedziałem, iż będzie on wymagał "wysiłku" umysłowego lecz jednak wszystko ma swoje granice rozsądku. Tutaj nie tyle co wysilamy się, aby wpaść na coś odkrywczego i zrozumieć sens fabuły co umieramy z ciekawości o czym jest ten film! Chcemy wiedzieć - jednak nawet i tego nie dostajemy.
Najpotężniejszym atutem filmu są aktorzy, których się wyśmienicie ogląda. Znakomity Waltz, ciekawska Thierry, zwariowany Hedges czy tajemniczy Damon. No tak, jest jeszcze dziwna Swinton. Każdy z nich wypełnił swoją rolę idealnie, czego nie można powiedzieć o samym reżyserze.
Z założenia i samego tytułu filmu dochodzimy do konkluzji, iż obraz ma nam coś udowodnić. Nic mylnego. Jedyne co udowadnia to, że czas spędzony w kinie poszedł na marne. Qohen Leth ma udowodnić, teorię powstania wszechświata. Nie łatwe zadanie, ale to właśnie sprowadza go do zwrotu w jego życiu, którego potrzebował. Skryty i nieśmiały dzięki pomocy otwiera się i ma nadzieję, iż to mu pomoże w rozwikłaniu tajemnicy. O tym powinien być ten film. Nawet próbuje opowiadać nam tę historię lecz ciągle wyrywają nas od niej próby udowodnienia czegoś z niczego.
Dzieło z pewnością miało wielkie aspiracje jednak skończyło się na totalnej klapie. Po wyjściu z seansu mówimy sobie, iż na pewno po paru dniach zrozumiemy o co w nim chodzi. Nie trudźcie się. Nie ma w nim niczego wartego tak długiej zadumy. O ile w "Parnassus'ie" był uwidoczniony przekaz o zmienności i film wart był głębszego przemyślenia to w tym przypadku jest to zbędne. Tytuł "Teoria niczego" sprawdziłby się tutaj o wiele lepiej. Reżyser próbując udowodnić wszystko nie udowodnił niczego. Oczywiście oprócz obijającego się ciągle o nasze uszy wyrażenia: "wszyscy jesteśmy tylko narzędziem". Wymęczone cztery za zarysy fabuły oraz aktorów.
A wy co sądzicie o "sensie życia według Terrego Gilliama"?
Kategoryczność tej recenzji poraża. Człowiek inteligentny może wyciągnąć więcej wniosków z całodziennej obserwacji wędrówki ślimaka niż inny, który ma przed sobą np. "kompendium wiedzy wszelakiej". Silenie się na funkcję opiniotwórczą powinno iść w parze z otwartością, obiektywizmem i profesjonalizmem (takim dziennikarskim), niekoniecznie szeroko rozumianym. Bez tych przymiotów oraz podbudowy merytorycznej w formie przykładów nie potrafię traktować recenzenta poważnie, a tautologia i błędy stylistyczne jedynie się uwydatniają.
OdpowiedzUsuńAnonimowy, dzięki za uwagę, którą postaram się zapamiętać. Jest to początek mojej "działalności" w świecie filmu więc dopiero co się wyrabiam. ;) Jestem otwarty na liczne sugestie i porady, aby pisać lepiej dlatego liczę na kontakt pod moim adresem e-mail: silver.screen.blog.ss@gmail.com. Pozdrawiam
Usuń