Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tom Hardy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tom Hardy. Pokaż wszystkie posty

"Dunkierka" rozpoczyna się sceną, w której wroga armia otacza setki tysięcy Brytyjczyków i aliantów.  Uwięzieni na plaży między morzem a siłami przeciwnika muszą stawić czoła niemożliwemu.

gatunek: Dramat, Wojenny
produkcja: USA, Wielka Brytania, Holandia, Francja

reżyseria: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan
czas: 1 godz. 46 min. 
muzyka: Hans Zimmer
zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
rok produkcji: 2017
budżet: 150 milionów $

ocena: 9,0/10


















Przeżyj to sam


W kinematografii istnieje kilka takich nazwisk, które niemalże zawsze, bez względu na częstotliwość pojawiania się, czy też rozmach, wywołują wśród kinomanów wielkie poruszenie. Christopher Nolan jest jedną z tych osób, która się takim nazwiskiem może poszczycić. Już od kilku lat udowadnia i zachwyca swoich widzów coraz to śmielszymi i innowacyjnymi obrazami, które zawsze nakręcone są z niesamowitym rozmachem. Z jego kolejnym dziełem, nie mogło być inaczej. A że jest to opowieść o słynnej akcji ratunkowej, tym bardziej czekaliśmy na kolejne wyśmienite dzieło od reżysera. Jak większość z Was mogłaby przypuszczać, dostaliśmy je, ale nie do końca takie, jakiego się spodziewaliśmy. Czym więc zaskoczy nas "Dunkierka"?

Do najnowszej produkcji Christophera Nolana miałem nieco chłodne nastawienie, albowiem jego "Interstellar" skutecznie ostudził mój zachwyt po fenomenalnej trylogii o Mrocznym rycerzu oraz olśniewająco tajemniczej i zagadkowej "Incepcji". Jednakże koniec końców wylądowałem na sali kinowej typu IMAX i dałem się porwać tej niesamowicie opowiedzianej historii. Fabuła, jak można by się domyślać, opowiada o żołnierzach armii Brytyjskiej, którzy podczas II Wojny Światowej zostali otoczeni przez wrogie siły w okolicach francuskiego miasta o nazwie Dunkierka. Wtedy to odbyła się wielka akcja ratunkowa mająca na celu zabrać jak najwięcej żołnierzy z plaży i zawieźć do domu. Zadanie niesłychanie trudne, albowiem wróg czaił się niemalże z każdej strony. W tym przypadku zwycięstwem było przetrwanie. Filmy wojenne mają to do siebie, że cechują się stosunkowo dużą powtarzalnością. Ciężko jest trafić na coś nowego i świeżego, ale zarazem utrzymanego w duchu gatunku. Niestety, ale tylko co poniektóre propozycje mają szansę się tym pochwalić. Pomysł Nolana na "Dunkierkę" już od samego początku zakładał odświeżenie nieco tegoż gatunku. Efekt końcowy jest nie tyle, co zadowalający, a wręcz zachwycający. Na czym więc polega sukces tej produkcji? Przede wszystkim na sposobie opowiadania oraz odpowiedniej perspektywie. To, co w tym filmie robi reżyser to wprowadzenie kamery w sam środek akcji, abyśmy czuli się jak bohaterowie produkcji. To nie tyle, co podążanie za postaciami, ale niekiedy bycie wręcz na ich miejscu. Ktoś to nawet zgrabnie nazwał "experience cinema" – w wolnym tłumaczeniu "kino z wrażeniami". Zaraz, zaraz. To inne filmy nie dostarczają nam już wrażeń? Owszem, dostarczają, ale tutaj autor miał na myśli perspektywę, w jakiej ukazana jest akcja produkcji. Twórca postanawia więc "wsadzić" nas w kokpit myśliwca Spitfire, pozostawić na plaży ostrzeliwanej przez Messerchmitty oraz umieścić na pokładzie tonącego statku, w taki sposób, abyśmy byli w stanie poczuć to samo co nasi bohaterowie. Pomysł ciekawy, a efekt zamierzony, albowiem rzeczywiście działa. Okazuje się, że perspektywa, z jakiej ukazuje się historię, może mieć niesłychane znaczenie. Warunek jest jeden: trzeba umieć w odpowiedni sposób zamienić perspektywę na wciągającą opowieść. Na szczęście Christopher Nolan nie ma z tym żadnych problemów. Już z pierwszych kadrów potrafi wycisnąć maksimum emocji, które świetnie otwierają jego najnowsze dzieło. Fabuła obrazu koncentruje się na grupce żołnierzy, którzy desperacko próbują uciec z plaży, zanim będzie za późno. Przetrwanie jest tutaj najważniejsze i nasi bohaterowie zrobią wszystko, aby go dostąpić. Już ustaliliśmy, że nie jest to typowy film o wojnie, jednakże "Dunkierka" wyróżnia się na tym polu jeszcze pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to opowieść o walce z przeciwnościami losu, które co po chwila spychają naszych bohaterów na kolejne przeszkody. Tak jakby musieli wywalczyć sobie możliwość przetrwania. W produkcji nie ma, żadnego wroga, ani osoby, z którą można by utożsamić wszystkie cierpienia naszych bohaterów. W obrazie Nolana wróg jest widzialny zaledwie poprzez jego czyny jak np.: bomby spadające na plaże, torpeda uszkadzająca statek czy też świszczące w powietrzu pociski. Czyli wszystko to, co sami byśmy dostrzegli, będąc z naszymi bohaterami. Nasze postacie w gruncie rzeczy zmagają się z tym, na co nie mają wpływu. Żywioły, materia i czas są ich największymi przeciwnikami. Ich przetrwanie zależy od stawienia czołu naturze, przezwyciężenia złośliwości rzeczy martwych, a także zrobieniu tego wszystkiego w odpowiednim czasie, aby nie przeoczyć swojej okazji na ocalenie. W tym niesłychanym chaosie nawet najmniejsza pomyłka czy też najbanalniejsza rzecz może okazać się dla nas kluczowa. Tym sposobem reżyser gra na naszych emocjach. Przeraża, buduje napięcie no i co najważniejsze wystawia nasze lęki i wytrzymałość na próbę. Wtedy nie tylko jesteśmy tam, gdzie nasi bohaterowie, ale również czujemy ten sam dreszczyk emocji co oni. Film wyróżniają również trzy linie czasowe oraz fabularne, które dopiero z czasem ujawniają nam swoje tajemnice. Całość została podzielona na części o nazwie: Plaża, Morze i Powietrze. Akcja produkcji rozgrywa się więc wyłącznie w tych trzech strefach. Jednakże dokonano jeszcze dodatkowego podziału na: tydzień, dzień i godzinę. Z samego początku to tylko nic nieznaczące informacje, jednakże z czasem przybierają na wadze i okazują się kluczowym elementem do odgadnięcia zagadki kryjącej się za majestatycznie ułożoną, jak i podzieloną fabułą zarówno pomiędzy trzy lokacje, ale także odrębne strefy czasowe. A wszystko to bez żadnych zgrzytów albo niedomówień, dzięki czemu pod koniec obrazu wszystko jest dla nas jasne. Istny majstersztyk. Całość jest świetnie nakręcona, pełna akcji, dynamizmu oraz niesamowitych wrażeń. Scenariusz jest napisany z niesłychaną precyzją, dzięki czemu w opowieści nie pojawiają się żadne dziury, a zważając na styl opowieści, nie byłoby o takie trudno. Już na pierwszy rzut oka da się dostrzec, że "Dunkierka" to szalenie przemyślany film, przy którym twórca nie mógł pozwolić sobie na żadne niedomówienia. Koniec końców całość jest niesłychanie przejrzysta, płynna oraz niesamowicie angażująca widza.

Strona aktorska produkcji nie zawodzi, ale nie wywołuje również żadnych zachwytów. Wszystko to spowodowane jest faktem, że reżyser nie przeznaczył zbyt wystarczającej ilości czasu, aby nakreślić złożone sylwetki naszych bohaterów. Większość z nich to po prostu postacie bez tła jak bohater Toma Hardyego. Reszta również nie zachwyca, ale prezentuje sobą przynajmniej wymagane minimum, które gwarantuje bezproblemowy odbiór. Takim sposobem w obsadzie znaleźli się: Cillian Murphy, Kenneth Branagh, Fionn Whitehead, Tom Glynn-Carney, Jack Lowden, Harry Styles, Aneurin Barnard, James D'Arcy oraz Barry Keoghan. Najlepiej z całej obsady zaprezentował się Mark Rylance, który zresztą mógł się pochwalić najlepiej zarysowaną postacią.

Od strony technicznej film Christophera Nolana zachwyca pod każdym względem i na każdym kroku. Sukces ten zagwarantowały rewelacyjne zdjęcia Hoyte Van Hoytema, rewelacyjne efekty specjalne oraz impulsywna i odmierzająca czas muzyka Hansa Zimmera. W połączeniu z obrazem wypada wprost fenomenalnie, dzięki czemu wręcz potęguje emocje podczas seansu. W samodzielnym odsłuchu wypada nieco słabiej, ale to i tak lepiej niż jego ostatnie kompozycje do "Inferno". Na ekranie zachwyci nas również rewelacyjna scenografia, świetna charakteryzacja oraz niesamowite widoki. Dużym zaskoczeniem jest również dosłowny brak drastycznych scen oraz tryskającej krwi. Tego w tym filmie nie ma, co nie znaczy, że nie jest on przejmujący.

"Dunkierka" to z pewnością jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku. Nic dziwnego, albowiem było na co czekać. Tylko ktoś taki jak Chrostopher Nolan mógł opowiedzieć nam o największej akcji ratunkowej w dziejach ludzkości w taki niesamowity sposób. Bez zbędnego patosu oraz gloryfikacji. Prosto, a zarazem z pazurem. Z odpowiednim klimatem oraz porządną dawką emocji. Ten film mógł się nie udać. Na szczęście dzięki świetnemu scenariuszowi, profesjonalnej reżyserii oraz odpowiedniemu budżetowi było to możliwe.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Oparta na faktach opowieść o narodzinach i upadku gangsterskiego imperium braci bliźniaków Rona i Reggie’go Kray, którzy w barwnych latach 60-tych terroryzowali Londyn. W walce o miejsce na szczycie byli zawsze bezlitośni i nierozłączni, ich brutalność przeszła do legendy. Jednak gdy pojawiły się wielkie pieniądze, władza i kobiety, ich drogi zaczęły się rozchodzić. Pojawiły się odmienne pomysły na prowadzenie "biznesu", a w konsekwencji konflikty, na które tylko czekali ich wrogowie.


gatunek: Biograficzny, Gangsterski
produkcja: USA
reżyser: Brian Helgeland
scenariusz: Brian Helgeland
czas: 2 godz. 11 min.
muzyka: Carter Burwell
zdjęcia: Dick Pope
rok produkcji: 2015
budżet: 25 milionów $
ocena: 7,5/10









 
Rodzina to rzecz święta


Najnowszy film Briana Helgeland'a już na długo przed premierą wywołał nie małe poruszenie. Jednakże całe to zamieszanie spowodowane było nie tematyką filmu, gdyż już wcześniej było kilka produkcji o zabójczym rodzeństwie, które terroryzowało Londyn, a głównie informacją mówiącą, że w roli obydwu braci wystąpi Tom Hardy. Niecodziennie widzi się aktorów w takich rolach dlatego tym bardziej zaintrygowała mnie ta produkcja. Jednakże Hardy to jedno, a co z resztą?

Fabuła produkcji skupia się wokół bliźniaków Krey oraz na okresie ich największej działalności jako gangsterów. Film tak naprawdę rozpoczyna się w momencie kiedy jeden z braci – Ronald poznaje Frances, w której się zakochuje. Warto również nadmienić, że narratorem całej opowieści jest właśnie Frances, która prowadzi nas przez całą historię. Ta zaś jest całkiem intrygująca i wciągająca. Mimo, że opowiada o dwóch gangsterach prezentuje się w niezwykle lekkiej formie dzięki czemu film ogląda się bardzo przyjemnie. Ile w obrazie jest prawdy nie mam pojęcia, ale wiem na pewno, że twórca przedstawił nam w nim całą masę zdarzeń, które wypełniają produkcję po brzegi. Nie da się jednak ukryć, że w większości dzieło Helgeland'a skupia się na życiu Ronalda Kreya oraz jego miłości do Frances. Wątek ten jest tak bardzo rozbudowany, że momentami mamy wręcz wrażenie, że to jest jakiś dramat-miłosny, a nie kino gangsterskie. Bo z "Legend" jest tak, że raz mamy do czynienia z motywem melodramatycznym, a później zaś z intrygą gangsterską w pełnym wydaniu. Te przeskoki w tonie prowadzenia akcji widać przez co niestety ukazują one słabszą stronę filmu. Do minusów zaliczam również wcześniej wymienione uwypuklenie sylwetki Ronalda, a zostawienie w cieniu postaci Reggiego oraz to, że film całościowo nie przemawia do mnie jako kino gangsterskie. Jednakże pomimo tych braków obraz i tak prezentuje się dobrze.

W roli głównej mamy Toma Hardy'ego jako Ronalda i Reggiego Krey. Hardy jak najbardziej podołał zadaniu sportretowania dwóch odmiennych osobowości dzięki czemu, obie postacie są tak intrygujące. Posługując się odmienną mimiką, postawą i głosem udało mu się stworzyć ciekawą i wiarygodną sylwetkę drugiego z braci. Oczywiście pomocna okazała się także niewielka charakteryzacja. Obok Hardy'ego na ekranie pojawiają się Emily Browning jako Frances - miłość Ronalda, David Thewlis jako Leslie Payne - doradca strategiczny rodzeństwa, Christopher Eccleston jako Nipper Read - główny śledczy w sprawie przestępstw rodzeństwa oraz Paul Anderson jako Albert Donoghue – prawa ręka Ronalda. Oprócz nich pojawiają się także: Taron Egerton znany z "Kingsmen", Colin Morgan czyli były Merlin oraz Sam Spruell i Paul Bettany. Co do obsady nie mam rządnych zastrzeżeń, gdyż mamy mocny skład aktorski, który świetnie się prezentuje, a rola Hardy'ego jest wisienką na torcie.

W filmie mamy również do czynienia z wieloma ciekawymi scenografiami, przyzwoitą muzyką i dobrymi zdjęciami. Nad wszystkim góruje świetny klimat, od którego produkcja aż kipi. Jest niezwykle oryginalny i wyrazisty dzięki czemu obraz wiele zyskuje. Oprócz tego w dziele  Helgeland'a możemy napotkać rewelacyjny humor, który świetnie równoważy zarówno wątek miłosny jak i gangsterskie intrygi.

Podsumowując "Legend" pomimo kilku błędów prezentuje się naprawdę dobrze. Mamy na pokładzie całkiem ciekawą historię, bardzo dobrych aktorów oraz świetny klimat i niecodzienny humor. Oprócz tego obraz jest lekki i bardzo przyjemnie się go ogląda. Choć zagraniczni recenzenci filmem nie byli zachwyceni, to jednak ja mogę go wam polecić i zapewnić, że warto się na niego wybrać.

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.