Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jake Gyllenhaal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jake Gyllenhaal. Pokaż wszystkie posty
Przez dziesięć spokojnych lat położony w górach Korei Południowej dom Miji jest schronieniem dla wielkiego zwierzęcia o imieniu Okja, które staje się największym przyjacielem dziewczynki. Sielanka nagle się kończy, gdy Okja zostaje uprowadzona przez wielkie międzynarodowe konsorcjum Mirando Corporation. Firma wywozi zwierzę do Nowego Jorku, gdzie - mająca obsesję na punkcie własnego wizerunku prezes korporacji Lucy Mirando - szykuje dla niego zupełnie inne plany. Mija, bez zastanowienia rusza swojemu przyjacielowi na odsiecz. Jej rozpaczliwa misja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że losem Okjy interesuje się wiele różnych środowisk walczących o swoje prawa... a Mija chce przecież tylko sprowadzić swojego przyjaciela do domu.

gatunek: Dramat, Przygodowy, Sci-Fi
produkcja: USA, Korea Południowa

reżyseria: Joon-ho Bong
scenariusz: Joon-ho Bong, Jon Ronson
czas: 2 godz.
muzyka: Jaeil Jung
zdjęcia: Darius Khondji
rok produkcji: 2017
budżet: 50 milionów $

ocena: 7,0/10











Cóż to za świnia!


Przyjaźń to coś więcej niż tylko więź pomiędzy grupką osób. To zbudowane latami bądź też doświadczeniami zaufanie, które przynosi korzyści obydwu stronom. Cały mechanizm polega na tym, że gdy jedna z osób jest w potrzebie, to ta druga czuje się zobowiązana pomóc jej w kryzysie. W myśl zasady jest nawet gotowa za nią oddać swoje życie. Czemu jednak o tym wspominam? Albowiem przyjaźń to nie tylko korzyści, ale także poświęcenia. Dobrze o tym wie pewna dziewczynka o imieniu Mi-ja, która jest gotowa zrobić wszystko, aby ocalić swoją najlepszą przyjaciółkę... świnię o imieniu Okja.

Produkcja opowiada o dziewczynce, która wyrusza w heroiczną wyprawę, aby uratować swoją przyjaciółkę Okję przed przerobieniem jej na mięsko. W zasadzie w tych słowach można by na pierwszy rzut oka opisać najnowszy film Joonh-ho Bonga. Prosta i familijna opowieść o przyjaźni i poświęceniu. Błąd. Nie dajcie się zwieść. Pod tą tandetną plandeką skrywa w sobie niesłychanie egzotyczną mieszankę, obok której nie można przejść obojętnie. Zaczynając jednak od początku, przypomnę (jakby koś czasem nie wiedział, ale o tym filmie było już tak głośno, że to chyba niemożliwe), że "Okja" to film pełnometrażowy wyprodukowany przez internetową platformę Netflix. Gigant zza oceanu już od jakiegoś czasu próbuje nie tylko zawładnąć rynkiem seriali, ale także filmów pełnometrażowych. Stąd też sięga po największe gwiazdy, wyszukanych twórców oraz wygórowane budżety. Czy Netflixowi wyszło coś z tego? Będąc z Wami szczery, muszę przyznać, że film zaskoczył mnie niesłychanie. Nie spodziewałem się, że produkcja ta okaże się taka... specyficzna, dziwna, drastyczna, ekstrawagancka, zaskakująco-szkująca, urocza, okrutna i o jejku. Naprawdę było dla mnie spore zaskoczenie. Jednakże całkiem pozytywne. Problem jednak leży w samej opowieści, a nie formule, jaką przyjmuje reżyser, aby ją opowiedzieć. To właśnie historia jest tutaj dla nas największym zaskoczeniem. Słowo "dziwny" w tym wypadku idealnie opisuje obraz, albowiem takiej mieszanki wybuchowej już dawno nie widziałem. Niecodziennością jest mieszanie ze sobą całkiem odmiennych gatunków. Ci twórcy, którzy się za to zabierają, muszą się liczyć z faktem, że ich pomysł może się nie udać, albowiem niekiedy ciężko jest znaleźć wspólny język dla odmiennych koncepcji. Tutaj mamy przypadek gdzie twórca wymieszał ze sobą kilka gatunków, które ewidentnie się ze sobą gryzą, ale jednak w tym filmie potrafią pójść na kompromis. Nie zawsze, ale to i tak jest według mnie spory sukces. Reżyser postanowił połączyć film przygody, z opowieścią o ratowaniu bliskiej osoby, ale nie zawahał się również dodać do niego drugiego dnia oraz dużej dawki goryczy, grozy, a także odrobiny kina ambitnego. To wszystko prezentuje się jak kompletnie niestrawna mieszanka, która ku naszemu zaskoczeniu jest całkiem znośna. Dla innych nieco lepiej, a innych zaś gorzej, ale koniec końców nie jest szkodliwa. Nie zmienia to jednak faktu, że film jest bardzo specyficznym tworem. Mówi nam o tym przede wszystkim sposób, w jaki reżyser operuje opowieścią. Najpierw spokojnie i z delikatnością, a następnie przybiera na zadziorności oraz grozie. I tak cały czas. Ciężko jest dokładnie scharakteryzować tę produkcję, albowiem ma w sobie zbyt wiele różnorakich wątków, z których każdy wnosi do opowieści coś nowego i innego. Niby rewelacja, ale zaś z drugiej strony tworzy się w nas pewnego rodzaju uczucie dystansu co do kolejnych ekranowych potyczek. Wynika to z nie oczywistości produkcji, która w bardzo szybkim czasie potrafi wywołać u nas milion sprzecznych emocji, przez co za pierwszym razem ciężko jest nam je wszystkie uporządkować. Dopiero z czasem udaje się je odrobinę "przetworzyć" co nie oznacza, że na sam koniec wszystko jest super klarowne. Zbyt wiele rzeczy w filmie po prostu nie powinno ze sobą współpracować, a mimo to jakoś są w stanie znaleźć złoty środek i to nas nieco deprawuje. Reżyser ewidentnie lubi szokować bądź eksperymentować czego przykładem jest nieustannie zmieniana narracja, ekstrawagancki sposób prowadzenia poszczególnych wątków, szalona dwoistość postaci, a także tempo akcji, które jest niesamowicie wyboiste. Ponownie, pomimo tego wszystkiego produkcja nadal jest całkiem zdatna do obejrzenia. Reżyser ma niesłychany dar do łączenia ze sobą wielu nieoczywistych i nieszablonowych pomysłów w celu otrzymania zaskakującego, a nawet nieco dziwnego efektu, który jednak ma w sobie to "coś" i jest całkiem przyjazny w odbiorze. Sama fabuła również odzwierciedla zwariowane pomysły reżysera. Z początku zapowiada się jak artystyczne kino z wielką świnią, pięknymi krajobrazami i sielanką w tle. Później jednak drastycznie zmienia ton, przybiera na prędkości i drapieżności. Na sam koniec wprowadza nawet odrobinę elementu grozy. Jest całkowicie nieszablonowa, nieoczywista i zaskakująca, ale z drugiej strony zaś troszkę przerażająca, niepokojąca oraz zaskakująco drastyczna. Jej dwoistość potrafi zmęczyć podczas seansu, albowiem widz szybko może się pogubić w stylistyce oraz klimacie opowieści. Szybkie zmiany narracyjne, jakie wprowadza twórca, nie do wszystkich przemawiają i mogą dla niektórych wydać się wręcz czynnikiem wprowadzającym chaos i zamieszanie do opowieści. Produkcja bardzo wolno się rozkręca i każe nam długo czekać na zawiązanie się jakiejkolwiek akcji. Jednakże będąc już po seansie, można szybko dojść do wniosku, że początek był tak właściwie jednym z "najnormalniejszych" fragmentów całego obrazu. Albowiem cała reszta wydaje się taka szalona, nieoczywista, bądź też nieszablonowa. Twórca w wielu scenach pozostawia pewne kwestie do samodzielnego wyjaśnienia. Nie skupia się na ich dopowiedzeniu, albowiem go nie interesują. Stąd też wiele rzeczy szokuje pod względem swojej wykonywalności. Bohaterowie znajdują rozwiązania na wiele problemów tak "po prostu" nie wiemy skąd ani jak. Nie mamy pojęcia również, jak przedostali się stąd, tam, ani w jaki sposób zdołali dostać się w miejsca, gdzie myśląc logicznie, nie udałoby się tak bez problemu trafić. Oprócz tego sama Okja okazuje się dla nas kolejną tajemnicą. Albowiem nie trudno dostrzec w niej coś "więcej" niż tylko "zwykłą" świnię. Stąd wprowadzenie jest takie bezproblemowe, albowiem stawia wszystko na jednej kacie i jest z nami szczere od początku aż do końca. Podsumowując jest całkiem pozytywnie, ale z dużą dozą rezerwy.

Od strony aktorskiej produkcja jest wyjątkowo "stabilna". Pisząc to, mam na myśli, że nie ukazuje nam takich rewelacji jak cała reszta. Aktorzy dostali do zagrania wiele ciekawych i nieszablonowych postaci, dzięki czemu na ekranie mamy w czym wybierać. Każdy z bohaterów ma w sobie odrobinę wiarygodności, a zarazem szczyptę szaleństwa czy też pewnego rodzaju sztuczności lub pewnej formy karykatury. Przez taki obrót spraw czyni je to bardzo ciekawymi, ale z drugiej strony niesamowicie złożonymi osobnikami. Przekłada się do to zarówno na opowieść, jak i na otaczający bohaterów świat. Nie da się ukryć, że pod pewnymi względami jest odrobinę dziwny, szalony, czy też w pewnym stopniu odrealniony. W tym galimatiasie jedynie Mi-ja grana przez Seo-hyeon Ahn sprawia wrażenie "normalnej". Niczego nie pozoruje, nie udaje, ani nawet nie stara się tego robić. Po prostu jest sobą, robi, co do niej należy, i nigdy nie zmienia metod swojego działania niezależnie od sytuacji. Nie można tego powiedzieć o reszcie obsady. Jednym z ciekawszych przypadków są tutaj obrońcy praw zwierząt ze świetnym Paulem Dano na czele. No i w końcu sama Okja jest dla nas zagadką. Czy to na pewno dalej jest świnia? Po zakończonym seansie mam nieco odmienne zdanie, aby to było wyłącznie "głupie" zwierzę. W obsadzie znaleźli się świetna Tilda Swinton, nieco przerysowany Jake Gyllenhaal, Hee-Bong Byun, Lily Collins, Giancarlo Esposito, Steven Yeun, Shirley Henderson, Daniel Henshall i Devon Bostick. Aktorsko film wypada rewelacyjnie.

Strona techniczna produkcji również zachwyca. Zaczynając od klimatycznej muzyki i dobrych zdjęć poprzez świetne kostiumy, bardzo dobrą scenografie i charakteryzację, a kończąc na wygenerowanej komputerowo Okji, która wygląda naprawdę realistycznie. Do tego dochodzi jeszcze szalona mieszanka humoru, sielanki i filmu familijnego z odrobiną grozy, dramaturgii oraz drastycznych obrazów.

Koniec końców produkcja jest dziełem wyjątkowym, specyficznym w odbiorze i zdecydowanie nie jest wyprawą dla każdego. Jednakże w pewnym stopniu obraz do mnie przemówił i doceniam w nim odwagę, brawurę, bezkompromisowość i nietuzinkową formę. Ponadto z pewnością zostanie w mojej pamięci przez swoją niespotykaną mieszankę gatunków. Czy jest to produkcja warta obejrzenia? Owszem, ale ostrzegam, że może Wam się nie spodobać. Ten film jest po prostu tak dwuznaczny, że aż trudno w to uwierzyć. Dla niektórych także trudno zdzierżyć.

P.S. Choć to nie film na podstawie komiksu, to jednak ma scenę po napisach, także warto obejrzeć bo co nieco nam jeszcze wyjaśnia. ;)

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Film opowiada historię sześcioosobowej ekipy kosmonautów Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na chwilę przed ogłoszeniem światu przełomowego dla ludzkości odkrycia: pierwszego dowodu życia na Marsie. Badania, jakie prowadzą, będą miały jednak nieoczekiwane konsekwencje. Forma życia, którą odkrywają, jest bardziej inteligenta niż ktokolwiek przypuszczał.

gatunek: Thriller, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Daniel Espinosa
scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick
czas: 1 godz. 43 min.
muzyka: Jon Ekstrand
zdjęcia: Seamus McGarvey
rok produkcji: 2017
budżet: 58 milionów $
ocena: 7,0/10












W poszukiwaniu życia


Zastanawialiście się kiedyś czy poza nasza piękną, niebieską planetą istnieje życie? Czy gdzieś w odległych odmętach galaktyki znajduje się cywilizacja podobna do nas? Zapewne nie raz zaprzątaliście sobie głowę tymi pytaniami. Jednakże jak na razie są to pytania bez konkretnych odpowiedzi. Jednakże według twórców filmu "Life", życie istnieje poza naszą planetą. Jedyną rzeczą, którą należy zrobić, aby je odnaleźć jest dobrze szukać. Jednakże na pewnym etapie tego procesu zawsze pojawi się pytanie czy warto jest szukać życia poza naszą planetą? To samo pytanie zadaje również recenzowana dzisiaj produkcja.

Na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pracują naukowcy z całego świata. Celem ich misji jest szukanie pozaziemskich form życia. Dzięki nowym próbkom z Marsa naukowcy dokonują przełomu. Życie na czerwonej planecie istnieje. Radość jednak nie trwa długo, albowiem tajemnicza forma życia wymyka się spod kontroli naukowców. Rozpoczyna się walka o przetrwanie. Załoga kontra obcy. Nie bez powodu użyłem tego bardzo sugestywnego porównania do klasyku sci-fi Ridleya Scotta. Albowiem fabuła obrazu Daniela Espinosa całkiem przypomina pierwszego "Obcego". Jest załoga na wielkim statku/stacji kosmicznej, a ich sielankowy pobyt/podróż zakłóca pojawienie się nowego pasażera na gapę. I właśnie tak zaczyna się jatka. Jednakże "Life" to nie tylko "Obcy". Produkcja posiada również odnośniki do wielu innych filmów sci-fi takich jak "Apollo 18" czy chociażby "Grawitacja". Można by rzec, że to takie "Przedziwne zjawiska" w kosmosie. Ta sama reguła i podobny efekt. Pozostaje tylko pytanie czy potrzeba nam było takiego filmu? Nie będę was oszukiwał, że produkcja ta nie jest idealna. Prawdę mówią ma sporo rzeczy do których można by się przyczepić. Jednakże pod tą całą masą klisz, stereotypów i banalnych rozwiązań kryje się niezwykle emocjonująca opowieść. Brzmi to dziwnie, ale w istocie produkcja jest dla nas jednym wielkim zaskoczeniem. Nie mówię tutaj o prostej, przewidywalnej fabule, która poraża nas masą nawiązań do klasyków kina jak i wykorzystaniem tylu znanych nam już klisz. Nie mam na myśli również wydarzeń ekranowych, które porażają nas głupotą postaci oraz prostolinijnością fabularnych rozwiązań. Wszystkie te wymienione cechy można by zaliczyć do negatywów, które powinny pogrążyć tę produkcję. Jednakże tak się nie stało. Tak właściwie to film został całkiem nieźle przyjęty zarówno przez widzów jak i krytyków. Gdzie więc leży jego sekret? Odpowiedź: w twórcach produkcji. Nie trudno jest stworzyć film bazujący na sprawdzonych schematach i kliszach. Sztuką jest stworzyć taki film i sprawić, aby te wielokrotnie powielane schematy i motywy wyglądały w nim świeżo i oryginalnie. Choć twórcom filmu "Life" nie do końca udaje się osiągnąć taki efekt to jednak ich intencje skierowane były w ta dobrą stronę. Pierwszym sukcesem produkcji jest sam fakt, że pomimo tylu klisz i sprawdzonych schematów film nie jest odtwórczy. Wydarzenia ekranowe choć bazują na znanych nam zabiegach potrafią, nas jednak wciągnąć w wir akcji i zaciekawić przedstawianymi zdarzeniami. Oglądając na ekranie potyczki naszych bohaterów nie sposób wyczuć w nich "odgrzewanego kotleta", którym tak naprawdę są. Tak jakby ktoś zaserwował by nam dobrze znane danie, ale w całkiem nowej i odświeżonej formie. Właśnie tak można się poczuć podczas oglądanie filmu "Life". Albowiem mamy produkt, który z jednej strony dobrze znamy, ale z drugiej strony zaś jesteśmy zaskoczeni nową formą w jakiej został nam zaprezentowany. Niby nic wielkiego, ale tak naprawdę robi różnicę. Co ciekawe tyczy się to całego filmu, a nie jednego wątku czy też fragmentu. Obraz jest bardzo lekki, przejrzysty i niesamowicie przyjemny w odbiorze co dostarcza nam wiele radości. Twórcy obrazu w tak świetny sposób ograli sprawdzone już pomysły, że udało im się ukazać tę historię w bardzo przystępny no i przede wszystkim intrygujący sposób. Odświeżona opowieść potrafi wciągnąć i dostarczyć nam całej masy przednich emocji, które pozwolą nam cieszyć się z seansu od samego początku, aż do końca. Nie ma mowy o nudzie czy też przestojach w narracji. Całość jest niesamowicie płynna i rewelacyjnie opowiedziana dzięki czemu zamiast zastanawiać się ile motywów zerżnięto by zrobić ten film my po prostu bezproblemowo oddajemy się w ręce twórców by nas zabawili przez te dwie godziny. A trzeba przyznać, że wychodzi im to całkiem nieźle.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się dobrze, ale bez zbędnych rewelacji. Gwiazdorska obsada nie jest od tego by zdobywać nagrody na festiwalach, ale żeby pokazać nam poprawnie zbudowane postaci oraz ich trudne zmagania z kosmitą. Są to bohaterowie z krwi i kości, którzy potrafią walczyć o swoje i pokazać na co ich stać. Jednakże są to również bohaterowie, którzy pomimo wysokiego ilorazu IQ są w stanie podjąć wiele bezsensownych decyzji oraz wykazać się zaskakującą głupotą w krytycznych przypadkach zagrożenia życia. Tak więc suma summarum ich działania się zerują, a więc nie ma tragedii lecz niesmak pozostaje. W obsadzie znaleźli się Jake Gyllenhaal, Rebecca Ferguson, Ryan Reynolds, Olga Dykhovichnaya, Ariyon Bakare, Hiroyuki Sanada oraz Naoko Mori. W ramach Międzynarodowej Stacji Sosmicznej mamy międzynarodową obsadę. A więc mamy Amerykanów, Rosjan, Chińczyków i Afroamerykanina jako wisienkę na torcie.

Strona wizualna produkcji prezentuje się rewelacyjnie. Mamy świetne efekty specjalne, dobre zdjęcia oraz scenografię. Warto również zwrócić uwagę na ciekawą muzykę oraz przeszywający klimat, który świetnie łączy w sobie elementy sci-fi oraz kina grozy. W opowieści nie zabraknie również napięcia oraz skrupulatnie zbudowanej dramaturgii, która świetnie podgrzeje atmosferę na sam koniec produkcji. Natomiast osobie, która odpowiadała za tłumaczeni filmu należy się medal i słownik polsko-angielski, w którym na pewno znajdzie, że z ang. life oznacza życie. Naprawdę tak trudno było to przetłumaczyć? Ja wiem, że angielski tytuł może brzmieć lepiej, ale do jasnej cholery żyjemy w Polsce a nie w Ameryce czy też Wielkiej Brytanii.

Film "Life" choć nie zrewolucjonizuje kina ma szansę zapisać się choć na chwilę w popkulturze gatunku sci-fi. To dobrze nakręcony film, który pomimo przewidywalnej i zbudowanej na schematach fabule potrafi nas zaskoczyć i zaintrygować. Potrafi wciągnąć nas w wir akcji i przytrzymać aż do samego końca seansu pełnego emocji. Brawa dla twórców, którzy potrafili opowiedzieć nam historię ze świeżym spojrzeniem na wszystkie te sprawdzone motywy i wykorzystane w filmie klisze. Na plus zdecydowanie należy zaliczyć również zakończenie, które wbrew pozorom potrafi zaskoczyć.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.