Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hugh Jackman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hugh Jackman. Pokaż wszystkie posty
W niedalekiej przyszłości zmęczony życiem Logan opiekuje się schorowanym Profesorem X w kryjówce przy granicy meksykańskiej. Wysiłki Logana, by ukryć się przed światem i ochronić swoje dziedzictwo, zostają zniweczone, gdy pojawia się młoda mutantka, ścigana przez mroczne siły.

gatunek: Dramat, Akcja, Sci-Fi
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: James Mangold

scenariusz: Michael Green, Scott Frank, James Mangold
czas: 2 godz. 17 min.
muzyka: Marco Beltrami
zdjęcia: John Mathieson
rok produkcji: 2017
budżet: 97 milionów $
ocena: 8,1/10

















Pożegnanie z legendą


Każdy z nas się na czymś wychował. Termin ten odnosi się do popkultury, która nieustannie posiada coraz to nowsze i zmyślniejsze trendy. W naszej historii istnieje kilka takich szczególnych okresów, do których każdy z nas jest w stanie się odnieść. Poprzez ich przypominanie przyporządkowujemy się do poszczególnej grupy i tak rozpamiętujemy młodość. Są tacy którzy wychowali się na komiksach o superbohaterach lub na komiksach o Tytusie, Romku i Atomku. Są ci którzy wychowali się w duchu lat 80-tych i być może dlatego tak podoba im się serial Netflixa "Przedziwne zjawiska". Jest też to nowe pokolenie, które wychowie się na obecnie produkowanych filmach Marvela czy też odświeżonych wersjach Disneyowskich klasyków. Ja natomiast wychowałem się właśnie na tych klasykach Disneya, przygodach Krecika, zwariowanego psa zwanego Scooby-Doo, a także muzyce Bratanków. Wiem, totalny miszmasz. Ale to właśnie jest dowodem na to, że każdy z nas trzyma ze sobą cząstkę tego okresu. I nawet jeśli odświeżone wersje  czy też rebooty nie są zbyt rewelacyjne to i tak my odwołujemy się do sentymentu jakim jest dzieciństwo. Tak samo jest z ostatnim filmem o Rosomaku czyli "Loganie: Wolverine".

Wolverine to niegdyś był niemalże niezwyciężony mutant, którego praktycznie nie dało się zabić. Niestety to już przeszłość. Logan nie jest już taki jak kiedyś. Podupada na zdrowiu i sile. Swój czas dzieli pomiędzy pracę, a opiekę nad schorowanym Profesorem X. Nasz bohater pragnie spokoju i robi wszystko by go osiągnąć. Los jednakże jeszcze raz wystawi go na próbę, gdy u jego progu zjawi się mutantka potrzebująca pomocy. Czy nasz bohater zdecyduje się jeszcze raz komuś pomóc czy to już nie jego bajka? Mówcie co chcecie, ale prawda jest taka, że najnowszy film Jamesa Mangolda to przede wszystkim jedno wielkie pożegnanie z tym dobrze znanym nam bohaterem. Widać to już od samego początku, aż do samiutkiego końca. Taki jest również klimat produkcji, który wyraźnie nam sugeruje, że to już ostatni raz spotykamy Logana. O fakcie tym świadczą również liczne retrospekcje oraz przebłyski z minionych lat. Wszystko chyli się ku końcowi. Jest to najważniejsza rzecz jaką twórcy chcą nam przekazać. Nic nie trwa wiecznie, a więc koniec jest normalnym stanem rzeczy. Jednakże nie samo zakończenie jest ważne, ale również to w jaki sposób się je opowie. Twórcy "Logana" dobrze o tym wiedzą, albowiem serwują nam nie tylko satysfakcjonujące pożegnanie, ale również film o Rosomaku na jaki fani już od bardzo dawna czekali. Jednym z najważniejszych elementów produkcji jest jego naturalność oraz autentyczność. Twórcy chyba po raz pierwszy zdecydowali się nam pokazać swojego bohatera od bardziej ludzkiej strony. Zawsze w przygodach Logana uderzała mnie cała masa nieprawdopodobieństw, mniejszych lub większych, które psuły odbiór każdego z filmów. Tak jakby zawsze chciano zbyt udziwnić jego losy, aby jego dokonania i potyczki wyglądały jeszcze wynioślej. Niestety efekt był wręcz odwrotny. Teraz na szczęście postawiono na bohaterów oraz przygody adekwatne do ich możliwości. Takim oto sposobem fabuła filmu prezentuje się niezwykle intrygująco, zaskakująco świeżo oraz niesamowicie wciągająco. Opowieści nie brakuje napięcia oraz odpowiedniej dramaturgii, które w rewelacyjny sposób budują klimat całego obrazu. Historia jest niezwykle spójna, przejrzysta oraz świetnie dopracowana. Duża zasługa w tym porządnego scenariusza, który dokładnie wszystko precyzuje. I choć momentami widać niedociągnięcia, to jednak jest to zdecydowanie najmniejszy problem obrazu. Jak już wcześniej wspomniałem twórcy postanowili ukazać nam bardziej ludzką stronę Logana i muszę przyznać, że wyszli na tym bardzo dobrze. Przede wszystkim skupili się głównym bohaterze, którego z reguły w tej serii nie oszczędzano. Postanowiono bardzo dokładnie przyjrzeć się jego życiu by odkryć przed nami jego prawdziwe oblicze. Prawda bywa niekiedy szalenie krzywdząca, ale koniec końców to w końcu prawda, której się nie da zaprzeczyć. Tak jest właśnie w przypadku tej produkcji. Jednakże oprócz swoistego pożegnania oraz wnikliwej analizy postaci film Mangolda to coś znacznie więcej. To również niezwykle brutalna i krwawa opowieść jakiej w kinie superbohaterskim brakowało. Przy "Loganie: Wolverine" "Deadpool" wydaje się być tylko imitacją kategorii wiekowej 18+. Tak czy siak mówiąc o brutalności mam na myśli naprawdę krwawe i niepokojące obrazy. To zdecydowanie nie jest film dla dzieci (nie ważcie się iść na to do kina z waszymi pociechami), a nawet dla niektórych dorosłych. Trzeba jednak przyznać, że zabieg ten rewelacyjnie pasuje nie tylko do naszej postaci, ale także co konwencji całego filmu. Akcja obrazu jest natomiast zaskakująco spójna oraz utrzymana na jednolitym poziomie co pozwala nam bez problemu cieszyć się seansem. Wszystko jest perfekcyjnie wyważone. Zarówno sceny pełne widowiskowych potyczek czy pościgów jak i chwile zadumy i odpoczynku. Wszystko jest na odpowiednim miejscu i rewelacyjnie ze sobą współgra.

To samo tyczy się obsady aktorskiej jak i samych bohaterów. Jak już parę razy wspominałem postawiono tym razem na postacie oraz ich dokładne nakreślenie. Oczywiście uwagę skupiono przede wszystkim na Rosomaku co wcale nie oznacza, że innych bohaterów pozostawiono na lodzie. Tym razem postacie drugoplanowe nie zostały potraktowane drugorzędnie. Świadczy o tym postać Profesora X rewelacyjnie sportretowanego przez Patricka Stewarta (też ostatni raz w tej roli) oraz nowy nabytek serii w postaci Dafne Keen jako Laury. Jednakże to Logan jest na pierwszym planie oraz jego rozterki. Twórcy nie bez powodu roztrząsają jego całe życie oraz wybory jakich dokonał. W końcu jest to pożegnanie, a więc wypadało by podsumować całe jego dotychczasowe życie. Jednakże nic na siłę. Wszystko jest odpowiednio wyważone, aby nie przekroczyć cienkiej granicy pomiędzy sentymentem a sztucznością. W roli Logana mamy rewelacyjnego Hugh Jackmana, którego możemy oglądać po raz ostatni w tym wcieleniu. W końcu aż 17 lat odgrywał Rosomaka. Najwyższy czas odejść. W obsadzie pojawili się również Boyd Holbrook jako Pierce (niby główny antagonista, ale tak naprawdę postaci tej znowu zabrakło odpowiedniej charyzmy), Stephen Merchant jako Caliban oraz Richard E. Grant jako Dr Rice.

Od strony wizualnej produkcja również nie zawodzi. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, klimatyczną muzykę, rewelacyjne scenografie oraz kostiumy. Niesłychanie ważny jest również klimat, który dryfuje gdzieś pomiędzy sentymentem, krwawym filmem akcji oraz sielanką. Produkcja potrafi niejednokrotnie zaskoczyć co należy zdecydowanie zaliczyć na plus. Bardzo dobrze prezentuje się również film od strony komediowej. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale w obrazie znajdziemy całkiem sporo humoru, który potrafi rozbawić.

Coś się kończy i coś się zaczyna. Dokładnie tak można by podsumować "Logana: Wolverine", który pomimo swoistego pożegnania zapowiada nadejście całkiem nowej epoki mutantów. Kiedy to się stanie, nie wiadomo. Pewne jest jednak jedno, że kiedyś to nastąpi. Natomiast sam film to produkcja jakiej w kinie superbohaterkim brakowało. Pośród śmieszków Marvela i grobowego DC swoje miejsce znalazł film do bólu prawdziwy, brutalny oraz pełen zarówno humoru, smutku jak i cierpienia. Bez zbędnego efekciarstwa i niedorzecznej fabuły. Tym razem liczą się postacie oraz ich ostatnia podróż, która jest również naszym ostatnim wspólnym spotkaniem. Dzięki rewelacyjnie skrojonemu "Loganie: Wolverinie" pożegnanie to z pewnością na długo zapadnie w naszej pamięci.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Piotruś to 12-letni urwis o żywiołowej, nieco buntowniczej naturze. W ponurym sierocińcu w Londynie, w którym chłopiec mieszka od urodzenia, te cechy charakteru nie są tolerowane. Pewnej nocy Piotruś zostaje porwany do magicznej Nibylandii - fantastycznego świata piratów, wojowników i wróżek. Próbując odkryć sekret matki, która porzuciła go wiele lat temu, oraz znaleźć swoje miejsce w tej niezwykłej krainie, chłopiec przeżywa niesamowite przygody i nie raz pojedynkuje się na śmierć i życie. Aby ocalić Nibylandię, wraz z Tygrysią Lilią i nowym przyjacielem Jamesem Hakiem, musi rozprawić się raz na zawsze z bezwzględnym piratem Czarnobrodym, dzięki temu pozna swoje prawdziwe przeznaczenie i już na zawsze zapamiętamy go jako Piotrusia Pana.

gatunek: Fantasy, Przygodowy
produkcja: USA
reżyser: Joe Wright
scenariusz: Jason Fuchs
czas: 1 godz. 51 min.
muzyka: John Powell
zdjęcia: John Mathieson, Seamus McGarvey
rok produkcji: 2015
budżet: 150 milionów $
ocena: 4,5/10






 
Piotruś Pan Origins


Pewnie każdy z nas chociaż raz w życiu słyszał o Piotrusiu Panie, o Kapitanie Haku czy chociażby o Dzwoneczku. Zapewne większość z was widziała nawet niejeden film o przygodach tego chłopca. Jednakże tym razem Joe Wright znany nam jako reżyser "Dumy i uprzedzenia" wziął na warsztat historię Piotrusia i postanowił opowiedzieć ją po swojemu. Czy twórca podołał nowemu wyzwaniu jakim jest kino familijne?

Na tym polu można by się spierać, ale chyba większość osób przyzna mi rację, że "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" jest niezbyt udanym dziełem. Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że należy je skreślić, ponieważ pomysł na historię był, ale niestety zgubiono go w trakcie tworzenia produkcji. Fabuła filmu w większości jest nijaka, nudna i mało wciągająca. Choć na ekranie stosunkowo dużo się dzieje to tak naprawdę jest to zasługa dobrze zrobionych i widowiskowych efektów specjalnych, które próbują nam tylko mydlić oczy. Niestety oprócz nich produkcja nie ma żadnego punktu zaczepienia. Nawet postacie, których los powinien nas interesować nie starają się nas nim zaintrygować. Z całego filmu tak naprawę najlepiej prezentuje się sam początek, w którym można dostrzec zarys niedopracowanego konceptu. Jednakże "Piotruś" posiada także plusy, które przejawiają się w formie ciekawych i oryginalnych pomysłów na urozmaicenie fabuły. Są nimi sceny np.: porywania dzieci, śpiewania w kopalni czy gry kolorów i cieni.

Jeśli chodzi o skład aktorski to w obsadzie znalazło się parę ciekawych nazwisk, które niestety nie zawsze dają sobie radę na ekranie. Oczywiście jest to spowodowane niechlujnym rozpisaniem postaci, którym zdecydowanie powinno się poświęcić więcej uwagi. Levi Miller jako Piotruś wypada w miarę przekonująco, aczkolwiek nie jest to bohater, który zapadnie nam w pamięć. Garret Hedlund odgrywający Jamesa Haka stara się przedstawić go jako pogodnego i zabawnego człowieka co oczywiście kłóci się z jego oryginalną wersją. Niemniej jednak wypada całkiem przekonująco. Niestety nie można go porównać do Hugh Jackmana, który zaskarbia naszą uwagę. Aktor postawił na karykaturę i komizm, dzięki czemu jego postać wypada niezwykle intrygująco i lekko przez co nieustannie czekamy na każde pojawienie się Czarnobrodego. Najsłabiej ze wszystkich wypadła Ronney Mara, której postać jest tak nijaka, tak bezpłciowa, że aż ciężko w to uwierzyć. Jedyne co robi to biega po ekranie to w jedną to w drugą stronę i mówi parę zdać. Nie ma w niej nic co mogłoby nas zaciekawić. Ciekawie wypada jeszcze Adeel Akhtar jako niezdarny kolega Haka.

Oprócz wcześniej już wspominanych efektów specjalnych w "Piotrusiu" możemy jeszcze natrafić na ciekawe zdjęcia Johna Powell'a. Warto również wspomnieć o dobrym 3D, które nie jest tylko po to, aby wyciągnąć od nas te kilka złotych więcej. Niestety oprócz wymienionych tu rzeczy nie spotkamy już nic godnego uwagi.

Podsumowując "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" to nieudane kino familijne, które stara się mieć zadatki na coś większego. Niestety twórcy polegli przy procesie tworzenia fabuły jak i kształtowania postaci przez co w ich obrazie nie ma żadnego punktu zaczepienia. Jest on nijaki i przeładowany efektami, a zarazem ubogi w treść.  Świadczą o tym chociażby zagraniczne recenzje oraz mizerne wyniki z box-office'u. Niemniej jednak dzieci, które były ze mną na seansie wyszły z niego w miarę zadowolone, także wygląda na to, że produkcja spisała się w tej kategorii. W końcu czy nie o to chodziło?


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.