Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dawid Ogrodnik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dawid Ogrodnik. Pokaż wszystkie posty
Adam, na co dzień pracujący za granicą, w Wigilię Bożego Narodzenia odwiedza swój rodzinny dom na polskiej prowincji. Z początku ukrywa prawdziwy powód tej nieoczekiwanej wizyty, ale wkrótce zaczyna wprowadzać kolejnych krewnych w swoje plany. Szczególną rolę do odegrania w intrydze ma jego ojciec, brat, z którym Adam jest w konflikcie oraz siostra z mężem. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy świąteczny gość oznajmia, że zostanie ojcem. Wtedy, zgodnie z polską tradycją, na stole pojawia się alkohol. Nikt z rodziny nie spodziewa się, jak wielki wpływ na życie ich wszystkich będą miały dalsze wydarzenia tej wigilijnej nocy.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Polska
reżyseria: Piotr Domalewski
scenariusz: Piotr Domalewski
czas: 1 godz. 37 min.
muzyka: Wacław Zimpel
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
rok produkcji: 2017
budżet: -

ocena: 6,0/10













(Nie)Święta noc


Czy jest w Polsce ważniejsze święto niż Wigilia Bożego Narodzenia? Otóż jest, albowiem Wielkanoc uważa się za najważniejsze święto w Polskim kalendarzu. Jestem jednak pewien, że zgodzicie się ze mną, że do wigilii wszyscy żywimy znacznie większe uczucia. To wtedy cała rodzina spotyka się razem, to wtedy jemy i pijemy razem. To również wtedy obdarowujemy się podarunkami, śpiewamy kolędy i cieszymy się ze wspólnie spędzonego czasu. Jednakże tam, gdzie jest więcej niż jeden członek z rodziny często może powstań niemałe zamieszanie. Na tym właśnie skupia się Piotr Domalewski w swoim debiucie "Cicha noc".

Adam pracuje za granicą, jednakże na święta postanawia niespodziewanie wrócić do domu. Swoim przyjazdem robi wszystkim niemałą niespodziankę. Nie wszyscy jednak się cieszą. Praca przed wigilijną wieczerzą wre, a atmosfera sięga zenitu. Nikt nie jest jednak przygotowany, na to, co ma nastąpić. O "Cichej nocy" można było się ostatnio nieźle nasłuchać. Zwycięzca festiwalu filmowego w Gdyni szturmem wdarł się do polskich kin. Wysokie noty, zapełnione sale i gwiazdorska obsada. A jednak to za mało. Szczególnie że sama historia nie zachwyca. Na początku chciałbym pochwalić reżysera za odwagę i sam pomysł przedstawienia, czy też zbudowania akcji filmu wokół nocy wigilijnej. To śmiałe posunięcie, które posiadało niesamowity potencjał. Szkoda tylko, że go tak haniebnie zmarnowano. Fabuła produkcji od początku zapowiada nam tajemnicę i nieszczęście wiszące w powietrzu. Da się je praktycznie wyczuć od samego początku. Nic więc dziwnego w tym, że im dalej w las tym napięcie rośnie. Z początku jest jeszcze całkiem nieźle. Reżyser bardzo sprawnie operuje opowieścią, przez co udaje mu się nas zaintrygować i sprawić, że z chęcią przyjrzymy się historii jego bohaterów. Tak prawdę mówiąc, to jednej konkretnej postaci – Adama. To jego dotyczy cała opowieść i to on jest tutaj w nieprzerwanym centrum uwagi twórcy. Jest on też niechcący katalizatorem całego zamieszania. Pojawia się nagle, wszystkich szokuje, a następnie po kolei uświadamia rodzinę co do swoich planów. Jego poczynania na samym początku są bardzo tajemnicze, co napędza akcję produkcji. Niestety reżyser postanawia bardzo prędko rozwiać nasze wszelkie wątpliwości i podaje wyjaśnienie na tacy. Od tego momentu jego produkcja balansuje gdzieś na pograniczu tego, co konieczne, a tego, co całkowicie zbędne. Ekran zaczynają wypełniać przeważnie sceny stołu wigilijnego oraz kolejne nieporozumienia i sprzeczki. Twórca główny wątek produkcji naprzemiennie przelata jakimiś śmiesznymi bądź też żenującymi scenami z "typowo" polskim zachowaniem, które mają na celu ukazać prawdziwe oblicze Wigilii w polskim domu. I niestety do tego aspektu mam największe zastrzeżenia. Reżyser kreuje swoich bohaterów w myśl jakiejś idei, która niekoniecznie jest odzwierciadleniem rzeczywistości. Większość ludzi niestety błędnie odczytuje jego znaki. Jeśli ktoś uważa, że ten film jest do bólu prawdziwy, realistyczny, albo twierdzi, że tak wygląda wigilia w statystycznym polskim domu, to niestety muszę stanowczo zaprzeczyć. Dla mnie rodzina ukazana przez reżysera to jakaś zaściankowa i sztucznie podrasowana zbieranina, która nie dość, że mieszka na totalnym zadupiu to jeszcze zdaje się epatować logiką zadupia. Serio? Wszyscy są tacy? Szczerze wątpię, że nawet większość rodzin jest taka. W tym konkretnym przypadku mówimy raczej o jakimś marginesie, który reżyser próbuje wystawić na światło dzienne. Cieszę się, że nie lukruje przesadnie tej opowieści, ale wmawianie widzom, że to jest norma w polskich domach, też nie jest dobre. Czuję się poniekąd oszukany, aczkolwiek mam pełną świadomość, że nie jest to wina reżysera. Szczerze mówiąc, to Domalewski w tej sprawie zawinił najmniej. Pomyje spadają natomiast na krytyków filmowych, którzy dziwnym trafem uznali jego dzieło za prawdę objawioną odnośnie do większości polskiego społeczeństwa. Jedno pytanie. Skąd wy to niby wiecie? Z własnych obserwacji, czy może dziwnego kaprysu? Ja obstawiam tę drugą opcję, chyba że takie rzeczy wiedzą z własnego doświadczenia. Produkcja być może jest autentyczna, ale tylko w wąskim zakresie. Nie odważyłbym się pisać, tak ogólnie o Polsce i Polakach. I niestety zahacza to o całą fabułę obrazu, albowiem ta jest ukierunkowana w wyłącznie jednym kierunku. Choć ma ciekawy element zaczepienia, to niestety bardzo szybko go traci i przeradza się w tanią i do bólu przewidywalną historyjkę, która nie posiada nawet odpowiedniego "walnięcia", albowiem zakończenie dało się przewidzieć bardzo wcześnie. Reżyser z kolei wykazał się wielką nieumiejętnością, albowiem odciągał nas od rozwiązania zagadki tak długo, jak to było możliwe. Ta sztucznie naciągana akcja w trzecim akcie zaczyna strasznie męczyć. Nawet najgłupsza osoba domyśliłaby się, co jest na rzeczy, ale reżyser i tak nieubłaganie brnie w swoje. A skoro nie wyjaśnia tajemnicy, to znaczy, że raczy nas na przemian śmiesznymi lub żenującymi scenkami wprost ze stołu wigilijnego. Aczkolwiek trzeba mu przyznać, że udaje mu się trafić kilka razy do celu. Gdy portretuje relację bohatera z jego matką i przedstawia nam jej rolę w całej rodzinie. Jednakże przede wszystkim, kiedy schodzi na tematy rodziny rozbitej przez wieloletnią pracę ojca za granicą. Ukazuje nam efekt tego całego precedensu oraz pokazuje, jak bardzo może mieć to wpływ na bliskich. Jest to również pewnego rodzaju przestroga jak nie postępować. To samo możnaby powiedzieć o dialogach między bohaterami, które o dziwo są wyciągnięte prosto z życia. W tych aspektach film naprawdę jest na wyżynach. Niestety reszta to takie pół żartem pół serio. Zbyt przeciągnięte, zadufanie i po prostu przewidywalne. Oczekiwałem od tego filmu znacznie większego "bum" , ale niestety się zawiodłem.

Bohaterowie są najważniejszym elementem produkcji, albowiem to oni napędzają całą akcję i to oni są przyczyną każdego zajścia. Niestety reżyser nie zawsze poświęca im wystarczająco dużo czasu. Postać Adama, którego gra świetny Dawid Ogrodnik jest naprawdę rewelacyjnie dopracowana. Widać w nim realizm, chęć osiągnięcia czegoś oraz pozytywną energię, której niektórym brakuje. Szczególnie Tomaszowi Ziętkowi, którego postać jest wręcz nienaturalnie tajemnicza. Jego Paweł ciągle wydaje się dąsać i obrażać, choć tak naprawdę wygląda to raczej na zachowanie rozpuszczonej pięciolatki niż dorosłego mężczyzny. Dużo lepiej jest już z matką Adama (Agnieszka Suchora), która ciężko pracowała, aby każdy członek rodziny był szczęśliwy i stara się nadal robić co w jej mocy, aby tak pozostało. Dobrze wypada również Arkadiusz Jakubik jako ojciec Adama, który nie może pogodzić się z przeszłością, na którą teoretycznie nie miał wpływu. W swoim synu na przemian widzi wroga i przyjaciela. Ciężko mu się zdecydować co tak naprawdę będzie lepsze, albowiem jemu samemu tej decyzji nie udało się kiedyś podjąć. Reszta na ekranie po prostu jest. Są to: Jowita Budnik, Maria Dębska, Tomasz Schuchardt, Magdalena Żak, Amelia Tyszkiewicz, Paweł Nowisz, Elżbieta Kępińska, Adam Cywka, Katarzyna Domalewska, Mateusz Więcławek, Milena Staszuk i Konrad Eleryk. Ciekawie prezentuje się również relacja głównego bohatera z najmłodszą siostrą oraz jej poglądy wobec reszty rodzeństwa. Aktorsko jest bardzo dobrze, choć niekiedy brakuje większych emocji jak np. między Ogrodnikiem a Ziętkiem. Niby dużo się dzieje, ale tego tak naprawdę w ogóle nie czuć. Tak jakby los postaci mało nas obchodził. Do tego dochodzą jeszcze sztywne kadry, posępna i mało optymistyczna atmosfera, dobra scenografia i kostiumy.

"Cicha noc" choć aspiracje miała wielkie to niestety poległa w ich dokładnym przedstawieniu. Fabuła owszem potrafi zaintrygować, ale do czasu, aż twórca nie wyjawia za wiele i całość staje się aż nazbyt oczywista. Obraz zaczyna nużyć i skupiać się na wielu niepotrzebnych rzeczach. Trochę jak zlepek kilku różnych skeczy. Jeden jest lepszy, a inne gorsze. Sama opowieść broni się, jeśli ją ograniczymy do wąskiego kręgu, a nie tak jak większość uważa do statystycznej większości Polaków. To jawne nadużycie. Poza tym opowieści brak wyrazistego zakończenia, które by wszystko postawiło do góry nogami, albo przynajmniej na tyle zelektryzowało, by film okazał się wart zapamiętania.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja filmu zaczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Beksiński wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają tuż obok, na tym samym osiedlu, przez co ich kontakty pozostają bardzo intensywne. Nadwrażliwa i niepokojąca osobowość Tomka powoduje, że matka – Zofia, wciąż martwi się o syna. W tym samym czasie Zdzisław Beksiński próbuje całkowicie poświęcić się sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej Tomka Zdzisław i Zofia muszą podjąć walkę nie tylko o syna, ale także o przywrócenie kontroli nad swoim życiem.

gatunek: Biograficzny
produkcja: Polska
reżyser:Jan P. Matuszyński
scenariusz: Robert Bolesto
czas: 2 godz. 4 min.
zdjęcia: Kacper Fertasz
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 9,2/10








 
"Zwyczajna" rodzina

Niewiele jest w Polsce filmów, na które czeka się z wytęsknieniem. Chociaż z roku na rok powstaje coraz więcej polskich produkcji i coraz większa ich część jest godna uwagi, to jednak nadal nie ma u nas zwyczaju wielkiego czekania na poszczególne obrazy. Efektem tego są słabe kampanie reklamujące, które są uruchamiane zbyt późno i nie docierają do potencjalnych widzów na czas. Jednym z wyjątków jest film pt: "Ostatnia rodzina", który może pochwalić się nico lepszą i wcześniej zaplanowaną kampanią reklamową. To pozwoliło na lepsze zapoznanie się z tematyką obrazu i wyzwoliło w wielu osobach wielką chęć zobaczenia go. Ale dlaczego o tym piszę? Albowiem nawet wybity film nie utrzyma się na rynku bez swojej widowni. A "Ostatnia rodzina" na taką zasługuje.

Zapewne każdy z nas słyszał kiedyś o Beksińskich. Nawet jeśli dobrze ich nie znał, nie interesował się ich twórczością, ani nie urodził się w okresie ich największej ekspansji. Ktoś mógł słyszeć Tomka w radiu, inni zaś przeczytać o rodzinie książkę lub tak jak ja poznać pana Zdzisława Beksińskiego na lekcjach plastyki w szkole podczas omawiania jednej z jego prac umieszczonej w podręczniku. Już w wtedy urzekł mnie niezwykle karykaturalny i surrealistyczny świat jaki przedstawiał na swoich malowidłach. Teraz dzięki filmowi Jana P. Matuszyńskiego możemy jeszcze raz przenieść się w ten świat oglądając sagę rodu Beksińskich, którzy jako niezwykli ludzie męczyli się zamknięci w klatce normalnego życia. To zdecydowanie nie była zwykła rodzina... Mówiąc szczerze co według was określa normalność? Nudne, przewidywalne i nieskomplikowane życie czy pasmo niespodzianek oraz trudnych wyborów? Dla Beksińskich nic nie było łatwe, ani przewidywalne. Ich życiorys to niesamowity kalejdoskop wzlotów i upadków oraz momentów szczęścia jak i nieszczęścia, które były nieodzowną częścią ich życia. Ale dla nich to była normalność co sprowadza się do konkluzji, że owe normy wyznaczamy my sami i nie da się określić jednej stałej dla wszystkich. Fabuła obrazu Jana P. Matuszyńskiego koncentruje się na 45-letniej przestrzeni z życia Beksińskich ukazując kluczowe wydarzenia ich z życia. Nie jest to więc film ukazujący nam jeden wątek z życia, ale pokazujący nam ich całą masę, abyśmy mogli w pełni poznać wyjątkowość owej rodziny. Kluczem do całej historii okazuje się rewelacyjny scenariusz, który odsłania nam niesamowite kulisy życia naszych bohaterów. Skrypt jest niezwykle drobiazgowy, bardzo szczegółowy i dobrze pomyślany. To właśnie dzięki niemu reżyser tak sprawnie operuje historią i tak pewnie czuje się w świecie Beksińskich. Chociaż opowieść posiada liczne skoki w czasie my ledwo zwracamy na nie uwagę dzięki niezwykle gładkim przejściom pomiędzy poszczególnymi okresami z życia członków rodziny. Całość jest tak świetnie zaprojektowana, że od samego początku aż do końca z niezwykłym zaciekawieniem przyglądamy się wydarzeniom z życia Beksińskich. Fabuła ukazuje nam niezwykle fascynujące, piekielnie intrygujące oraz zaskakująco wciągające losy tego rodu. Historia jest tak świetnie opowiedziana, że nie ma mowy, abyśmy wyszli z kina choćby na sekundę, albowiem wydarzenia ekranowe wręcz przykuwają nas do fotela kinowego i nie pozwalają odejść. Zaskakujące jest również to z jaką lekkością i gracją udało się reżyserowi ukazać nam całą opowieść. Życiorys Beksińskich to nie sielanka dlatego tym bardziej szokujący okazuje się odbiór obrazu. Pan Matuszyński świetnie wczuł się w klimat panujący w rodzinnym domu malarza dzięki czemu udało mu się ukazać nam niezwykle wyrafinowaną, dobrze przyswajalną, ale również niezwykle trudną historię, która uderza w czułe punkty dotyczące każdego z nas. Miłość, samotność, rodzina, szczęście, nieszczęście i kariera. Nasze postacie są do tego stopnia uniwersalne, że każdy może odnaleźć w nich cząstkę siebie. To zaskakujące, ale prawdziwe, albowiem rodzina Beksińskich sprawia wrażenie rodziny pierwszej,  kompletnej, a zarazem ostatniej. To rodzina, która równie dobrze mogłaby być archetypem bądź wzorem dla innych, albowiem i ród doświadczył wszystkiego. Zarazem szczęścia jak i nieszczęścia. Miłości oraz odtrącenia. Daru życia jak i tragicznej śmierci. Braku poszanowania życia ja i jego niekończących się plusów. No i oczywiście wielkiej sławy i kariery. Każdy z nas jest po części Beksińskim, albowiem ich uniwersalny życiorys wpisuje się w naszą egzystencję. Jedni mają szczęście inni zaś karierę. Koleni mają zaś nieszczęście, ale mają pieniądze. Są jeszcze tacy co mają miłość i rodzinę. Ale są również tacy, którzy nie mają niczego i są samotni. Beksińscy mieli to wszystko i nie wyszło im to na dobre. Być może chęć posiadania wszystkiego to spełnienie marzeń każdego z nas, ale wygląda na to, że moc dysponowania każdym z tych aspektów to nie szczęście, a raczej tragedia.

Zaraz po scenariuszu nieodzownym elementem produkcji są postacie, które tak naprawdę są sercem produkcji. Przede wszystkim są fenomenalnie nakreślone dzięki czemu dostajemy pełną analizę psychologiczną bohaterów i jesteśmy w stanie dogłębnie przyjrzeć się każdemu z nich po kolei. Albowiem każdy z osobna jest niezwykle fascynującą i pełną odmienności sylwetką, które przy zbiorowym zestawieniu prezentują sobą różnorodny kalejdoskop. Na pierwszym planie mamy oczywiście postać Zdzisława Beksińskiego, który ukazany jest jako człowiek bardzo mądry, rozważny, pełen pasji oraz wewnętrznej potrzeby dokumentowania swojego życia. Zaraz za nim mamy jego syna Tomasza, który jest niezrównoważony psychicznie, posiada stany lękowe i ma obsesję na punkcie śmierci. Później mamy Zofię Beksińską, wybrankę Zdzisława jako zaskakująco pogodną, spokojną, troskliwą i kochającą żonę i matkę. Poraża nas również jej wytrwałość, cierpliwość oraz zrozumienie dla wszystkich wybryków i pomysłów zarówno męża jak i syna. W tym niesamowitym trio mamy fenomenalnego Andrzeja Seweryna, równie zaskakującego Dawida Ogrodnika, aczkolwiek niekiedy może nam się zdawać, że jego gra jest zbyt karykaturalna oraz olśniewającą Aleksandrę Konieczną. W obsadzie pojawili się również Andrzej Chyra jako Piotr Dmochowski oraz Zofia Perczyńska i Danuta Nagórna.

Od strony technicznej produkcja również prezentuje się wyśmienicie. Mamy świetne zdjęcia, oszczędną muzykę, świetnie dobrane utwory muzyczne, genialne kostiumy oraz rewelacyjne efekty specjalne. Warto zwrócić uwagę również na wyjątkowy klimat, który sprawia, że całość ma niezwykłą moc oraz jest dogłębnie przeszywająca.

"Ostatnia rodzina" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego to doprawdy niezwykłe dzieło. Dzięki bardzo drobiazgowemu i świetnie napisanemu scenariuszowi twórcom w
wielkim stylu udało opowiedzieć się niesamowicie przejmującą, piekielnie intrygującą oraz strasznie wciągającą opowieść, która z niezwykłą lekkością i gracją ukazuje nam losy rodu Beksińskich na przestrzeni 45 lat. Wypełniony niezliczonymi refleksjami na rozmaite tematy stanowi pewnego rodzaju wykład na temat życia. Jego plusów, ale także i minusów. Beksińscy doświadczyli wszystkiego być może dlatego z taką uwaga słucha się ich wywodów, które ku naszemu zdziwieniu pokrywają się z prawdą. Dodatkowo mamy perfekcyjnie zagrane oraz nakreślone postacie, a także perfekcyjne wykończenie. "Ostatnia rodzina" to coś więcej niż zwykły film o zwyczajnej rodzinie. To film o niesłychanie nadzwyczajnej rodzinie, która wybijała się ponad jakiekolwiek normy normalności. To film jakich mało i jakich nam brakowało.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.