Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arkadiusz Jakubik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arkadiusz Jakubik. Pokaż wszystkie posty
Adam, na co dzień pracujący za granicą, w Wigilię Bożego Narodzenia odwiedza swój rodzinny dom na polskiej prowincji. Z początku ukrywa prawdziwy powód tej nieoczekiwanej wizyty, ale wkrótce zaczyna wprowadzać kolejnych krewnych w swoje plany. Szczególną rolę do odegrania w intrydze ma jego ojciec, brat, z którym Adam jest w konflikcie oraz siostra z mężem. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy świąteczny gość oznajmia, że zostanie ojcem. Wtedy, zgodnie z polską tradycją, na stole pojawia się alkohol. Nikt z rodziny nie spodziewa się, jak wielki wpływ na życie ich wszystkich będą miały dalsze wydarzenia tej wigilijnej nocy.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Polska
reżyseria: Piotr Domalewski
scenariusz: Piotr Domalewski
czas: 1 godz. 37 min.
muzyka: Wacław Zimpel
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
rok produkcji: 2017
budżet: -

ocena: 6,0/10













(Nie)Święta noc


Czy jest w Polsce ważniejsze święto niż Wigilia Bożego Narodzenia? Otóż jest, albowiem Wielkanoc uważa się za najważniejsze święto w Polskim kalendarzu. Jestem jednak pewien, że zgodzicie się ze mną, że do wigilii wszyscy żywimy znacznie większe uczucia. To wtedy cała rodzina spotyka się razem, to wtedy jemy i pijemy razem. To również wtedy obdarowujemy się podarunkami, śpiewamy kolędy i cieszymy się ze wspólnie spędzonego czasu. Jednakże tam, gdzie jest więcej niż jeden członek z rodziny często może powstań niemałe zamieszanie. Na tym właśnie skupia się Piotr Domalewski w swoim debiucie "Cicha noc".

Adam pracuje za granicą, jednakże na święta postanawia niespodziewanie wrócić do domu. Swoim przyjazdem robi wszystkim niemałą niespodziankę. Nie wszyscy jednak się cieszą. Praca przed wigilijną wieczerzą wre, a atmosfera sięga zenitu. Nikt nie jest jednak przygotowany, na to, co ma nastąpić. O "Cichej nocy" można było się ostatnio nieźle nasłuchać. Zwycięzca festiwalu filmowego w Gdyni szturmem wdarł się do polskich kin. Wysokie noty, zapełnione sale i gwiazdorska obsada. A jednak to za mało. Szczególnie że sama historia nie zachwyca. Na początku chciałbym pochwalić reżysera za odwagę i sam pomysł przedstawienia, czy też zbudowania akcji filmu wokół nocy wigilijnej. To śmiałe posunięcie, które posiadało niesamowity potencjał. Szkoda tylko, że go tak haniebnie zmarnowano. Fabuła produkcji od początku zapowiada nam tajemnicę i nieszczęście wiszące w powietrzu. Da się je praktycznie wyczuć od samego początku. Nic więc dziwnego w tym, że im dalej w las tym napięcie rośnie. Z początku jest jeszcze całkiem nieźle. Reżyser bardzo sprawnie operuje opowieścią, przez co udaje mu się nas zaintrygować i sprawić, że z chęcią przyjrzymy się historii jego bohaterów. Tak prawdę mówiąc, to jednej konkretnej postaci – Adama. To jego dotyczy cała opowieść i to on jest tutaj w nieprzerwanym centrum uwagi twórcy. Jest on też niechcący katalizatorem całego zamieszania. Pojawia się nagle, wszystkich szokuje, a następnie po kolei uświadamia rodzinę co do swoich planów. Jego poczynania na samym początku są bardzo tajemnicze, co napędza akcję produkcji. Niestety reżyser postanawia bardzo prędko rozwiać nasze wszelkie wątpliwości i podaje wyjaśnienie na tacy. Od tego momentu jego produkcja balansuje gdzieś na pograniczu tego, co konieczne, a tego, co całkowicie zbędne. Ekran zaczynają wypełniać przeważnie sceny stołu wigilijnego oraz kolejne nieporozumienia i sprzeczki. Twórca główny wątek produkcji naprzemiennie przelata jakimiś śmiesznymi bądź też żenującymi scenami z "typowo" polskim zachowaniem, które mają na celu ukazać prawdziwe oblicze Wigilii w polskim domu. I niestety do tego aspektu mam największe zastrzeżenia. Reżyser kreuje swoich bohaterów w myśl jakiejś idei, która niekoniecznie jest odzwierciadleniem rzeczywistości. Większość ludzi niestety błędnie odczytuje jego znaki. Jeśli ktoś uważa, że ten film jest do bólu prawdziwy, realistyczny, albo twierdzi, że tak wygląda wigilia w statystycznym polskim domu, to niestety muszę stanowczo zaprzeczyć. Dla mnie rodzina ukazana przez reżysera to jakaś zaściankowa i sztucznie podrasowana zbieranina, która nie dość, że mieszka na totalnym zadupiu to jeszcze zdaje się epatować logiką zadupia. Serio? Wszyscy są tacy? Szczerze wątpię, że nawet większość rodzin jest taka. W tym konkretnym przypadku mówimy raczej o jakimś marginesie, który reżyser próbuje wystawić na światło dzienne. Cieszę się, że nie lukruje przesadnie tej opowieści, ale wmawianie widzom, że to jest norma w polskich domach, też nie jest dobre. Czuję się poniekąd oszukany, aczkolwiek mam pełną świadomość, że nie jest to wina reżysera. Szczerze mówiąc, to Domalewski w tej sprawie zawinił najmniej. Pomyje spadają natomiast na krytyków filmowych, którzy dziwnym trafem uznali jego dzieło za prawdę objawioną odnośnie do większości polskiego społeczeństwa. Jedno pytanie. Skąd wy to niby wiecie? Z własnych obserwacji, czy może dziwnego kaprysu? Ja obstawiam tę drugą opcję, chyba że takie rzeczy wiedzą z własnego doświadczenia. Produkcja być może jest autentyczna, ale tylko w wąskim zakresie. Nie odważyłbym się pisać, tak ogólnie o Polsce i Polakach. I niestety zahacza to o całą fabułę obrazu, albowiem ta jest ukierunkowana w wyłącznie jednym kierunku. Choć ma ciekawy element zaczepienia, to niestety bardzo szybko go traci i przeradza się w tanią i do bólu przewidywalną historyjkę, która nie posiada nawet odpowiedniego "walnięcia", albowiem zakończenie dało się przewidzieć bardzo wcześnie. Reżyser z kolei wykazał się wielką nieumiejętnością, albowiem odciągał nas od rozwiązania zagadki tak długo, jak to było możliwe. Ta sztucznie naciągana akcja w trzecim akcie zaczyna strasznie męczyć. Nawet najgłupsza osoba domyśliłaby się, co jest na rzeczy, ale reżyser i tak nieubłaganie brnie w swoje. A skoro nie wyjaśnia tajemnicy, to znaczy, że raczy nas na przemian śmiesznymi lub żenującymi scenkami wprost ze stołu wigilijnego. Aczkolwiek trzeba mu przyznać, że udaje mu się trafić kilka razy do celu. Gdy portretuje relację bohatera z jego matką i przedstawia nam jej rolę w całej rodzinie. Jednakże przede wszystkim, kiedy schodzi na tematy rodziny rozbitej przez wieloletnią pracę ojca za granicą. Ukazuje nam efekt tego całego precedensu oraz pokazuje, jak bardzo może mieć to wpływ na bliskich. Jest to również pewnego rodzaju przestroga jak nie postępować. To samo możnaby powiedzieć o dialogach między bohaterami, które o dziwo są wyciągnięte prosto z życia. W tych aspektach film naprawdę jest na wyżynach. Niestety reszta to takie pół żartem pół serio. Zbyt przeciągnięte, zadufanie i po prostu przewidywalne. Oczekiwałem od tego filmu znacznie większego "bum" , ale niestety się zawiodłem.

Bohaterowie są najważniejszym elementem produkcji, albowiem to oni napędzają całą akcję i to oni są przyczyną każdego zajścia. Niestety reżyser nie zawsze poświęca im wystarczająco dużo czasu. Postać Adama, którego gra świetny Dawid Ogrodnik jest naprawdę rewelacyjnie dopracowana. Widać w nim realizm, chęć osiągnięcia czegoś oraz pozytywną energię, której niektórym brakuje. Szczególnie Tomaszowi Ziętkowi, którego postać jest wręcz nienaturalnie tajemnicza. Jego Paweł ciągle wydaje się dąsać i obrażać, choć tak naprawdę wygląda to raczej na zachowanie rozpuszczonej pięciolatki niż dorosłego mężczyzny. Dużo lepiej jest już z matką Adama (Agnieszka Suchora), która ciężko pracowała, aby każdy członek rodziny był szczęśliwy i stara się nadal robić co w jej mocy, aby tak pozostało. Dobrze wypada również Arkadiusz Jakubik jako ojciec Adama, który nie może pogodzić się z przeszłością, na którą teoretycznie nie miał wpływu. W swoim synu na przemian widzi wroga i przyjaciela. Ciężko mu się zdecydować co tak naprawdę będzie lepsze, albowiem jemu samemu tej decyzji nie udało się kiedyś podjąć. Reszta na ekranie po prostu jest. Są to: Jowita Budnik, Maria Dębska, Tomasz Schuchardt, Magdalena Żak, Amelia Tyszkiewicz, Paweł Nowisz, Elżbieta Kępińska, Adam Cywka, Katarzyna Domalewska, Mateusz Więcławek, Milena Staszuk i Konrad Eleryk. Ciekawie prezentuje się również relacja głównego bohatera z najmłodszą siostrą oraz jej poglądy wobec reszty rodzeństwa. Aktorsko jest bardzo dobrze, choć niekiedy brakuje większych emocji jak np. między Ogrodnikiem a Ziętkiem. Niby dużo się dzieje, ale tego tak naprawdę w ogóle nie czuć. Tak jakby los postaci mało nas obchodził. Do tego dochodzą jeszcze sztywne kadry, posępna i mało optymistyczna atmosfera, dobra scenografia i kostiumy.

"Cicha noc" choć aspiracje miała wielkie to niestety poległa w ich dokładnym przedstawieniu. Fabuła owszem potrafi zaintrygować, ale do czasu, aż twórca nie wyjawia za wiele i całość staje się aż nazbyt oczywista. Obraz zaczyna nużyć i skupiać się na wielu niepotrzebnych rzeczach. Trochę jak zlepek kilku różnych skeczy. Jeden jest lepszy, a inne gorsze. Sama opowieść broni się, jeśli ją ograniczymy do wąskiego kręgu, a nie tak jak większość uważa do statystycznej większości Polaków. To jawne nadużycie. Poza tym opowieści brak wyrazistego zakończenia, które by wszystko postawiło do góry nogami, albo przynajmniej na tyle zelektryzowało, by film okazał się wart zapamiętania.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Głównym bohaterem filmu jest Polak, który zachwycił świat, a który u nas, do dziś, pozostaje osobą praktycznie nieznaną. To fascynująca, pełna morderczego wysiłku, spektakularnych upadków i niezwykłej siły, historia inspirowana życiem Jerzego Górskiego, który ukończył bieg śmierci oraz ustanowił rekord świata w triathlonowych mistrzostwach świata, zdobywając tytuł mistrza na dystansie Double Ironman z czasem 24h:47min:46sek. Ten rekord nie byłby jednak możliwy, gdyby w jego życiu nie pojawiły się dwie kobiety. Jedną stracił. Druga stała się inspiracją, aby zawalczył o swoje życie.

gatunek: Biograficzny, Obyczajowy, Sportowy
produkcja: Polska
reżyseria: Łukasz Palkowski
scenariusz: Agatha Dominik, Maciej Karpiński
czas: 1 godz. 50 min.
muzyka: Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
rok produkcji: 2017
budżet: -

ocena: 7,8/10












Nie do zdarcia


Czy możliwe jest ukończenie podwójnego ironmana? Dotarcie na metę zwykłego ironmana to już swego rodzaju wyczyn, a podwójny dystans to praktycznie rzecz prawie niewykonalna. Jednakże znajdą się tacy, którzy i tak poradzą sobie z tym niemoralnie długim dystansem. Jednakże czy ukończenie takiego wyścigu jest możliwe, jeśli osoba w nim uczestnicząca była wieloletnim narkomanem oraz oprócz tego miała poważny wypadek? W tym konkretnym przypadku szanse dla takiej osoby są niebywale nikłe. Niemniej jednak historia pokazała nam, że takie rzeczy są możliwe, kiedy Robert Górski znalazł się na mecie morderczego starcia. Teraz Łukasz Palkowski opowiada nam tę niezwykłą historię.

Nasz bohater, choć zachowuje pozory szczęścia, dobrze wie, że jest na granicy życia i śmierci. Uzależnienie od narkotyków doprowadziło go na skraj wyczerpania, przez co snuje się niczym prawdziwy zombie po tym świecie. Wydawać by się mogło, że już nie ma dla niego ratunku, a jednak pewne wydarzenia z jego otoczenia sprawiają, że coś w nim pęka i postanawia zawalczyć o swoje życie. Jak wszyscy wiemy koniec końców uda mu się osiągnąć swój cel. Jednakże w tym przypadku nie finał jest najważniejszy, a sama droga, która doprowadziła go na sam szczyt. Za realizację produkcji odpowiada reżyser młodego pokolenia, który jak się okazuje, nie tylko ma dryg do kręcenia dobrych biografii, ale także do tworzenia świetnych opowieści dla masowego odbiorcy. Wyjątkowość jego stylistyki, jak i stosowanych praktyk da się dostrzec już w pierwszych kadrach jego najnowszej produkcji. Mamy dwójkę młodych bohaterów, którzy w szaleńczym pościgu uciekają przed ścigającą ich milicją. Mamy wartki i sprawny montaż, napięcie no i oczywiście zagraniczny hit muzyczny. W tym przypadku padło na "Born To Be Wild" zespołu Steppenwolf. I choć utwór ten rzeczywiście bardzo dobrze pasuje do sceny, to jednak nie da się ukryć, że brzmi obco. Nie jest to jednak negatywne spostrzeżenie. Tak jak w "Bogach" tak i tutaj Łukasz Palkowski wprowadza do filmu wiele zagranicznych utworów, które czynią tę typowo polska opowieść bardziej światową i zdecydowanie różniąca się od reszty produkcji podobnego typu. Ten zagraniczny pierwiastek nie tylko nam mówi o fascynacji reżysera zachodem, ale również wprowadza powiew świeżości do naszego bardzo sterylnego kina. Można by zaryzykować stwierdzenie, że wprowadza do nich cząstkę samego Hollywood, albowiem tak właśnie tworzy się na zachodzie. Bynajmniej nie jest to wada omawianego filmu. Prawdę mówiąc, to po części jest jego zaleta. Problem pojawia się dopiero, wtedy gdy reżyser zbyt często wrzuca do filmu kolejne piosenki. Przez ich natłok i przesyt obraz potrafi się zrobić nieco nijaki, przez co gubi sens. Szczególnie na początku, kiedy to reżyser wytacza potężne działa i wręcz ostrzeliwuje nas coraz to zmyślniejszymi utworami muzycznymi. Na szczęście, później udaje mu się znaleźć odpowiednią równowagę i problem znika. Podziwiam go jednak za odwagę. Sama opowieść dotycząca upadku i zmartwychwstania naszego bohatera dzieli się na trzy części, które okazują się niesamowicie odmienne. We wstępie mamy dużo adrenaliny, młodzieńczego buntu, a także ćpania, które sprowadza go na manowce. Fragment ten jest również zaskakująco długi jak na wstęp. Cechuje go pewnego rodzaju powtarzalność i bierność, albowiem większość scen się powtarza, przez co mamy wrażenie, że reżyser pokazuje nam dwa razy to samo. Jednakże w tym zabiegu jest metoda, albowiem ukazuje powtarzalność i błędne koło w jakim znajdują się osoby uzależnione od narkotyków. Jednakże dużo ciekawiej robi się na ekranie, gdy nasz bohater postanawia zerwać z nałogiem i walczy z samym sobą o odzyskanie dawnego życia. To właśnie ta część okazuje się dla nas najciekawsza i najbardziej emocjonująca, albowiem ukazuje nam prawdziwą walkę z ograniczeniami naszej postaci. Przedstawia niesamowitą wolę walki, zaparcie oraz uporczywość w dążeniu do osiągnięcia sukcesu. Reżyser pokazuje nam niesłychaną siłę fizyczną, jak i psychiczną Górskiego, który wielokrotnie nam udowadnia, że mu zależy i że che się zmienić. Jego upór oraz ponadprzeciętna motywacja pozwalają mu zwyciężyć w tym boju. Wbrew pozorom większości nie udaje się ukończyć terapii z sukcesem. W przypadku naszego bohatera jest nieco inaczej. Albowiem jemu udało się zamienić jedno uzależnienie na drugie. Tym razem jednak było to uzależnienie od sportu ekstremalnego. Na początku triathlon, a później ironman. Palkowski bardzo zgrabnie przedstawia nam tę fuzję w życiu bohatera, który im bardziej oddala się od nałogu, tym więcej sił inwestuje w sport. Jego transformacja jest niesamowicie intrygująca i wciągająca, dzięki czemu ogląda się ją bez najmniejszego mruknięcia okiem. Upór naszego bohatera jest niesamowity, przez co sama opowieść zyskuje w naszych oczach. Z niedowierzaniem wręcz przyglądamy się, jak pokonuje kolejne bariery i razem z nim przeżywamy wszystkie upadki oraz powstania. Przemiana głównej postaci jest świetnie nakreślona, dzięki czemu prezentuje się niesamowicie wiarygodnie i przekonująco. Produkcja jest niesamowicie emocjonująca i trafiająca w serce. Potrafi nas poruszyć, zmotywować, a także pokazać, że granice wytrzymałości tak naprawdę nie istnieją. Ważne jest jednak mieć dobrą motywację, która nieustannie zagrzewa nas do walki o lepsze jutro. Całość jest niesamowicie spójna, przejrzysta i konsekwentna w swoim przekazie. Scenariusz bardzo dokładnie i z pasją nakreśla sylwetkę głównego bohatera, pokazując nam dokładnie każdy etap z jego burzliwego życiorysu. Niektóre wątki jedynie delikatnie porusza, ale na tyle wystarczająco, aby znać ich kontekst w związku z opowieścią. Jest naprawdę bardzo dobrze.

Aktorstwo w filmie Palkowskiego po raz kolejny prezentuje się na najwyższym poziomie. Na pierwszym planie mamy oczywiście gwiazdę obrazu, czyli Jakuba Gierszała, który fenomenalnie wciela się w postać Jerzego Górskiego. Jego postać jest przede wszystkim rewelacyjnie nakreślona, dzięki czemu jest wiarygodna i niesamowicie ujmująca. Sam Gierszał natomiast odwalił kawał dobrej roboty, portretując sławnego sportowca. Widać jego poświęcenie i oddanie dla roli. To się ceni. Jednakże nie powinno nam to przyćmić jego fenomenalnego aktorstwa, które od początku do końca nas zachwyca. To jak ciągle dostrzega we wszystkim pozytywy i stara się zawsze widzieć tę lepszą stronę. Ten optymizm jest wręcz zaraźliwy. Ponadto strasznie podobało mi się to, że na ekranie nie widziałem Gierszała (znajoma twarz, która mogła się już przejeść), ale jego bohatera. Niesamowita robota. Zaraz za nim mamy świetną Kamilę Kamińską jako Ewę Meller, Arkadiusza Jakóbika jako Kierownika basenu, Anna Próchniak jako Grażyna, Adam Woronowicz jako ojciec Grażyny, Magdalena Cielecka jako matka Jerzego, Janusz Gajos jako Marek Kotański, Szymon Piotr Warszawski jako Paweł oraz Mateusz Kościszkiewicz jako Andrzej i Tomasz Kot jako Okoń. Obsada jest iście doborowa i trzeba przyznać, że sprawdza się rewelacyjnie. Poza tym da się dostrzec także, z jakimi aktorami lubi pracować reżyser.

Strona techniczna obrazu również prezentuje się na wysokim poziomie. Mamy świetną charakteryzację, ciekawą, aczkolwiek nietuzinkową muzykę oraz bardzo dobrą scenografię. Do zdjęć nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że bardzo często kamera się trzęsła albo drgała. Przez to ujęcia nie zawsze były czyste oraz płynne. Nie wiem, z czego to wynika, ale trochę mi to niestety przeszkadzało. Warto również zwrócić uwagę na niesamowity klimat oraz humor, który dosyć często się w obrazie pojawia.

"Najlepszy" Łukasza Palkowskiego to prawdziwe uosobienie niezwykłej opowieści, którą udało się przekazać w iście Hollywodzkim stylu. Filmowa historia potrafi nas niesamowicie pochłonąć i uwieść swoim duchem walki, przez co po seansie sami będziemy mieli ochotę przezwyciężyć kilka barier. Ten film daje nam otuchę i wiarę w lepsze. Potrafi zmotywować i pozwolić nam przezwyciężyć swoje słabości, albowiem większość z nas nie mierzy się z takim problemem, jak bohater. A skoro on dał radę, to my też będziemy w stanie. Bardzo dużo głosów niezadowolenia pojawiło się jednak na zakończenie, które nieco odbiega od prawdy i pokazuje nam czystą wizję reżysera na przedstawienie tej opowieści. Być może to za dużo i zbyt dosadnie pokazane, ale koniec końców to była wizja Palkowskiego. Niezbyt odkrywcza, ale zdecydowanie świeża jak na nasze warunki. Koniec końców zakończenie i tak nie przysłoni nam niesamowitej opowieści, która jest w stanie obronić się sama.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70-tych. Główny bohater filmu, Janusz Jasiński, jest młodym porucznikiem milicji. Po kolejnych niepowodzeniach śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet, zostaje mianowany nowym szefem grupy dochodzeniowej. Stara się zrobić wszystko, by wykorzystać życiową szansę i złapać seryjnego mordercę. Jak wiele będzie w stanie poświęcić dla śledztwa? 

gatunek: Kryminał, Thriller, Psychologiczny
produkcja: Polska
reżyser: Maciej Pieprzyca

scenariusz: Maciej Pieprzyca
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Paweł Dyllus 
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 7,5/10












Jak to jest być Wampirem?


Ostatnimi czasy na ekranach naszych kin pojawiło się całkiem sporo polskich produkcji kryminalnych. W zasadzie nie powinno być w tym nic dziwnego. Kryminał to bardzo popularny i zawsze na czasie gatunek tak więc nigdy się nikomu nie znudzi. Jednakże zastanawiam się teraz czy to jego uniwersalność czy najzwyklejszy w świecie kaprys sprawił, że przez Polskę przewija się właśnie fala niosąca całe mnóstwo filmów z tego gatunku. Nie tak dawno przecież mieliśmy możliwość oglądać "Prostą historię o morderstwie". Ale wbrew moim wcześniejszym wątpliwościom wychodzi na to, że to nie kaprys, a raczej świadome działanie, albowiem tylko takie kojarzy nam się z produkcją na poziomie.

Maciej Pieprzyca w swoim autorskim filmie zabiera nas w świat Wampira z Zagłębia, który terroryzował Polskę od lat 70-tych mordując kobiety. W różnym wieku, rozmaitej budowy oraz o odmiennym wyglądzie. Poprzez swoje czyny stał się zmorą policji, która pomimo usilnych starań nie była w stanie go złapać. Teraz dochodzenie przejmuje młody i niedoświadczony Janusz Jasiński. Ku zaskoczeniu wszystkich udaje mu się zmotywować zespół i wprowadzić wiele nowych i niekonwencjonalnych metod, które według niego pomogą mu złapać zabójcę. Jednakże z czasem okazuje się, że cała ta sprawa zdaje się przerastać naszego bohatera. Czy uda mu się doprowadzić śledztwo do szczęśliwego końca? To pytanie pozostanie z nami, aż do samego końca omawianej produkcji, albowiem tak naprawdę reżyser ciągle odmawia nam ukazania prawdziwego oblicza śledztwa co w rezultacie czyni je jeszcze ciekawszym. Jednakże zaczynając od samego początku muszę przyznać, że reżyser z niezwykłą gracją oraz wdziękiem wprowadza nas w fabułę swojego filmu. Nie ma znaczenia czy jest się ekspertem w sprawie wampira czy może tak jak ja nie ma się o nim żadnego pojęcia. To bez znaczenia, albowiem twórca na wstępie całkiem sprytnie i bezboleśnie wyposaża nas w całą masę wartościowych informacji, które pomagają nam z łatwością zagłębić się w fabułę obrazu. Choć z czasem dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę to była całkiem zbyteczna wiedza to i tak nie ma to dla nas znaczenia, albowiem przyswoiliśmy ją bez większych problemów. Na pierwszy plan zdecydowanie wysuwają się sylwetki naszych bohaterów, które okazują się być szalenie fascynujące. Oczywiście nie oznacza to, że reżyser potraktował jedno z najsłynniejszych śledztw w kraju po macoszemu. Wręcz przeciwnie. To właśnie nasi bohaterowie są głównym katalizatorem przebiegu całego dochodzenia co czyni oba te aspekty szalenie ważnymi dla zrozumienia całości. Fabuła obrazu ukazuje nam niezwykle intrygującą, bardzo wciągającą oraz niezwykle zaskakującą historię, która momentalnie nas pochłania. Przede wszystkim ze względu na bardzo zawiłą i skomplikowaną intrygę wiążąca się ze złapaniem wampira. Twórca bardzo profesjonalnie podchodzi do całej sprawy dzięki czemu ukazuje nam całość w najdrobniejszych szczegółach, abyśmy mogli przeanalizować każdy skrawek informacji w poszukiwaniu prawdy. Jednej i najważniejszej informacji, która naprowadzi nas na jakikolwiek ślad naszego przestępcy. Z samego początku jest dosyć łatwo. Choć może wam się to wydawać dziwne to w istocie tak jest. Choć tropienie mordercy nie idzie naszemu bohaterowi najlepiej to i tak w porównaniu do tego co ma nastąpić później wydaje się być bułką z masłem.  Albowiem w tym przypadku mamy do czynienia z całkiem innym modelem przebiegu śledztwa. Z reguły początek jest najtrudniejszy, albowiem od czegoś trzeba zacząć. Później jest coraz łatwiej, albowiem zbliżamy się coraz bliżej do prawdy i całość zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu końcowi. Jednakże w naszym przypadku jest całkiem odwrotnie. Im dłużej trwa śledztwo tym coraz bardziej zawiłe i nieoczywiste się staje. Sprawy nie polepsza również podejrzany w tej sprawie, który budzi poważne wątpliwości. Wszystko sprowadza się do tego, że zamiast czynić postępy całe dochodzenie tak naprawdę cofa się do tyłu i pokazuje jak bardzo zboczyło z zawczasu ustalonego kierunku. Ukazane nam zostają nie tylko mechanizmy jakie wtedy funkcjonowały, ale również obyczaje PRL-u, który tak jak nasi bohaterowie jest prawowitą postacią całej opowieści. Twórca ukazuje nam również, że wprawiona w ruch machineria nie da się tak łatwo zatrzymać przez co jedyną możliwą opcją jest za nią podążać. Na dobre i na złe. Wbrew wszelkim przeciwnościom. Tylko wtedy da się uniknąć katastrofy. Co ciekawe owa metoda działa, ale jak się później okazuje ma swoje skutki uboczne, które zdają się przeważać nad jej wszystkimi zaletami. Trzeba przyznać, że reżyser w iście rewelacyjny sposób przedstawił nam przebieg całego dochodzenia wraz ze szczegółowym nakreśleniem postaci oraz niezwykle intrygującym i szokującym procesem sądowym, który powinien położyć kres całej tej szopce. To właśnie w filmie cenię najbardziej. Jego niezwykły przekaz, masę szokujących zwrotów akcji, grozę, niepewność oraz nieodstępujące nas na krok uczucie wątpliwości co do całego dochodzenia jak i sugerowaną przez twórcę potrzebę kwestionowania wszystkiego co widzimy. Zastanowić się nad tym podwójnie, aby rozważyć wszystkie za i przeciw. Niestety opowieść posiada również kilka pobocznych wątków, które nie zawsze są w takim stopniu intrygujące jak pierwszoplanowa intryga. Oprócz tego lubią nieco spowalniać tempo obrazu oraz odwracać od niej naszą uwagę. Jednakże koniec końców nie stanowią większego problemu dla świetnie skonstruowanej i ukazanej fabuły.

Jednym z najważniejszych elementów produkcji są jej bohaterowie, albowiem tak naprawdę na nich opiera się cała opowieść jak i pierwszoplanowa intryga. To oni są katalizatorem wszystkich wydarzeń ekranowych i to oni są sprawcami całego zamieszania związanego ze śledztwem w sprawie wampira. Kluczowa dla opowieści jest postać Janusza, na której barkach spoczywa cała historia. Ten młody i pełen pomysłów człowiek cechuje się wielkim zaangażowaniem, kreatywnością oraz oddaniem dla sprawy, które okazują się kluczowe na samym początku. Jednakże im dalej nasza postać zagłębiała się w sprawę tym bardziej się w niej zatraca. Owe dochodzenie dosłownie ją pochłania co powoduje wiele niepożądanych skutków ubocznych. Ale nie tylko to jest fascynujące. Zagadką również pozostaje niecodzienna więź pomiędzy detektywem, a jego głównym podejrzanym. Ta niezwykła anomalia nie miała prawa istnieć, a jednak jakoś utworzyła się pomiędzy tą dwójką. Takich niuansów w opowieści jest znacznie więcej, gdyż jest to niezwykle rozbudowana opowieść. W pierwszoplanowych rolach mamy rewelacyjnego Mirosława Haniszewskiego, który po prostu został stworzony do roli Janusza. Zaraz obok niego pojawia się rewelacyjny Michał Żurawski, bardzo dobry Tomasz Włosok, całkiem niezły Piotr Adamczyk, świetna Magdalena Popławska oraz fenomenalna Agata Kulesza, która pomimo roli drugoplanowej jest w stanie w kilka sekund skraść dla siebie cały ekran. Oprócz nich pojawili się również: Cezary Kosiński, Ryszard Zapała oraz Karolina Staniec. Oczywiście mamy jeszcze Arkadiusza Jakubika, aczkolwiek jego rola w filmie jest raczej trzeciorzędna. Tak czy siak obsada spisała się rewelacyjnie dzięki czemu opowieść jest taka wiarygodna.

Strona techniczna produkcji również prezentuje się całkiem dobrze, aczkolwiek do niej mam poważniejsze zastrzeżenia. Zaczynając jednak od pozytywów wymienię ciekawe zdjęcia, rewelacyjne kostiumy, genialną scenografię, charakteryzację itp. które sprawiły, że oglądając obraz mamy wrażenie obcowania z prawdziwym obrazem PRL-owskiej Polski. Natomiast moje zastrzeżenia kieruję w stronę topornego montażu, nie zawsze wpasowującej się w aurę obrazu muzyki oraz nie dokładnie nakreślonego klimatu produkcji.


"Jestem mordercą" to świetnie napisany, zekranizowany oraz zagrany kryminał, który się bardzo dobrze ogląda. Nawet nie spostrzeżemy kiedy minęły nam dwie godziny podczas oglądania seansu. To wszystko za sprawą wciągającej opowieści, intrygującego i nietuzinkowego dochodzenia oraz fenomenalnie napisanych postaci. Niestety obraz ma problem z wątkami pobocznymi oraz nie do końca przekonującym wykończeniem. Ale niestety największym problemem obrazu jest jego toporny wydźwięk. Produkcji często brakuje lekkości, gracji oraz tak zwanego wyluzowania. Większość zdarzeń rozgrywa się raczej w gęstej i napiętej atmosferze, która źle wpływa na odbiór obrazu. Niestety, ale jest to również wina topornego montażu, jak i nie zawsze dopasowanej muzyki. Szkoda, że poprzez niedopracowanie pewnych szczegółów obraz sporo na tym traci, ale dzięki świetnemu scenariuszowi i reżyserii Macieja Pieprzycy bez problemu jest w stanie się obronić.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Jacek, młody policjant, za wszelką cenę próbuje chronić matkę i braci przed porywczym i despotycznym ojcem – również funkcjonariuszem – zamieszanym w nielegalne interesy. Gdy ten zostaje zamordowany, Jacek musi rozpracować skomplikowaną sieć intryg, w którą uwikłany był jego ojciec, aby dotrzeć do tajemniczego sprawcy.

gatunek: Kryminał
produkcja: Polska
reżyser: Arkadiusz Jakubik
scenariusz: Arkadiusz Jakubik, Igor Brejdygant, Grzegorz Stefański
czas: 1 godz. 30 min.
muzyka:Bartosz Chajdecki
zdjęcia: Witold Płóciennik
rok produkcji: 2016
budżet:
ocena: 7,0/10








 
Rodzinne tajemnice

Arkadiusz Jakubik to niezwykle wyjątkowa postać ostatnich kilku lat. Aktor ten dzięki przyjmowaniu ciekawych i wymagających ról nie tyle co zaistniał, a znacząco wybił się w środowisku filmowym. Nie bez powodu mamy szansę oglądać go tak często na ekranach naszych kin. Jednakże pan Jakubik oprócz aktorstwa wielką wagę przywiązuje również do reżyserii, którą pierwotnie miał się nawet zająć. Nawał pracy aktorskiej nie przeszkadzał mu realizować swoich marzeń czego dowodem jest chociażby film pt: "Prosta historia o miłości" z 2010 roku. Teraz aktor powraca w reżyserii kolejnego filmu autorskiego, który tym razem opowiada o morderstwie.

W "Prostej historii o morderstwie" zostaje nam przedstawiona na pozór zwyczajna i szczęśliwa rodzina. W jej skład wchodzą mama, tata oraz trójka dzieci. Najstarszy z nich poszedł w ślady ojca i został niedawno policjantem. Wydawać by się mogło, że nic nie zburzy spokoju tej rodziny, kiedy nagle okazuje się, że nikt nie jest taki święty na jakiego wygląda. Mówi się, że każda rodzina ma tajemnice. Ta ma ich zdecydowanie za dużo... Takimi właśnie słowami można by podsumować całą fabułę najnowszego filmu Arkadiusza Jakubika, który swoją uwagę przeważnie skupia na więzach pomiędzy członkami tejże konkretnej rodziny. Wszystko zaczyna się od emocjonującego wstępu, który wprowadza nas w mroczną i deszczową aurę filmu. Jest to pewnego rodzaju zwiastun tego co wkrótce nastąpi. Jednakże zaraz później jesteśmy już nad jeziorem i uczestniczymy w biwaku zorganizowanym z okazji ukończenia szkoły policyjnej przez najstarszego z braci. Panuje ciepła i sielankowa atmosfera, która nie ma nic wspólnego z tym co mogliśmy zobaczyć na samym początku. Jedną z pierwszych rzeczy, która w nas uderza to niesamowity kontrast w "Prostej historii o morderstwie". Jesteśmy w stanie dostrzec go na każdym etapie produkcji. Zarówno na początku jak i na końcu. Wydarzenia pełne grozy i napięciem nieustannie przeplatają się z tymi spokojnymi i beztroskimi chwilami z życia bohaterów będąc ze sobą silnie połączone. Nawet do tego stopnia, że niektóre z nich są efektem poprzednich. Wszystko to sprawia, że produkcja staje się jeszcze bardziej tajemnicza i intrygująca niż można było z początku przypuszczać. To samo tyczy się fabuły filmu Jakubika. Choć już na wstępie wrzuca nas niemalże w środek pierwszoplanowej intrygi, to jednak wraz z trwaniem produkcji ta robi się jeszcze ciekawsza, jeszcze bardziej tajemnicza i wciągająca niż mogliśmy podejrzewać. Wydarzenia ekranowe zdają się mówić nam wszystko, ale tak naprawdę posiadają drugie dno, które reżyser z czasem nam ujawnia. Nie wszystko jest powiedziane dosłownie, ale bez problemu możemy się wielu rzeczy domyślić. Największą zaletą obrazu jest mrok i tajemnica, które nie daje nam spokoju od napisów początkowych. Jedyne co możemy robić to zgadywać, ale ta metoda nigdzie nas nie zaprowadzi.  Reżyser okazał się mieć niezwykle ciekawy pomysł, który zagwarantował mu duże pole do popisu z dala od utartych schematów. Równie intrygująco prezentuje się także przeplatany styl prowadzenia opowieści. Polega on na tym, że fabuła jest jakby podzielona na pół po czym cała opowieść startuje od środka, a wydarzenia sprzed początku są ukazywane nam w formie retrospekcji. Zabieg ten pozwala reżyserowi wraz z rozwojem akcji dopowiadać nam istotne informacje na temat przeszłości naszych bohaterów dzięki czemu nieustannie uzupełnia przeszłość naszych postaci tak, abyśmy mogli zrozumieć to co stało się na samym początku. Mamy wydarzenie (skutek), ale naszym celem jest jego przyczyna. Ten manewr  rewelacyjnie napędza produkcję oraz buduje odpowiednie napięcie i dramaturgię. Pierwszoplanowa intryga prezentuje się całkiem nieźle, ale ma parę znaczących wad. Przede wszystkim jest nieco chaotyczna przez co można się w niej nieco pogubić. Reżyser ukazuje nam całą masę wątków, a następnie spośród nich wybiera tylko jeden, którego trzyma się do samego końca. Reszta jet potraktowana po macoszemu, albo w ogóle zepchnięta całkiem na bok. Przez taką selekcję opowieść poniekąd traci na wiarygodności, albowiem nie koncentruje się na każdym przedstawionym aspekcie tylko tym jednym wybranym. Da się to dostrzec już od połowy filmu, kiedy opowieść nagle zbacza z wcześniej obranego kursu i zmierza w całkiem innym kierunku. Zabieg ten odnosi się również do konstrukcji całej historii, która okazuje się być czymś innym niż pierwotnie przypuszczaliśmy. "Prawdziwa historia o morderstwie" choć zapowiadała się na razowy kryminał ostatecznie nim nie jest, albowiem reżyser skupił się bardziej na perypetiach bohaterów niż wątku kryminalnym dlatego opowieści bliżej do dramatu rodzinnego niż historii z morderstwem w tle.

Bohaterami "Prawdziwej historii o morderstwie" są członkowie filmowej rodziny i tylko wokół nich kręci się cała opowieść. Ukazywane są nam ich obecne oraz przeszłe wydarzenia dzięki czemu mamy możliwość pełnego wglądu w ich psychikę oraz motywy działania. Na pierwszym planie mamy świetnego Filipa Pawłaka jako Jacka – najstarszego z wszystkich braci, który ledwo co zaczął pracę w policji. Zaraz za nim mamy rewelacyjnego Andrzeja Chyrę jako Romana – ojca oraz Kingę Preis jako Teresę – matkę. Na ekranie pojawiają się również: Anna Smołowik, Przemysław Strojkowski, Mateusz Więcławek, Ireneusz Czop, Eryk Lubos oraz Marek Kasprzyk i Andrzej Konopka. Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się bardzo dobrze.

To samo można powiedzieć o wykończeniu obrazu Jakubika, które prezentuje się wyjątkowo dobrze. Przede wszystkim mamy świetne, pełne dynamizmu zdjęcia Witolda Płóciennika oraz niezwykle intrygującą muzykę Bartosza Chajdeckiego, którą z chęcią bym przesłuchał. Oprócz tego warto również zwrócić uwagę na niecodzienny klimat produkcji.

"Prosta historia o morderstwie" nie jest filmem idealnym, ale zdecydowanie jest produkcją godną uwagi. Chociażby ze względu na całkiem ciekawą i wciągającą fabułę, która zawiera w sobie dużo mroku oraz tajemnicy. Oprócz tego mamy ciekawie prowadzoną akcję obrazu, świetne aktorstwo oraz rewelacyjne wykończenie. Minusem natomiast jest nieco chaotyczna oraz nie do końca zrozumiale poprowadzona intryga pierwszoplanowa oraz pominięcie kilku ciekawych wątków, które pozostawiono bez rozwinięcia. Koniec końców film Arkadiusza Jakubika pomimo kilku znaczących błędów stanowi całkiem dobry kawałek kina, albowiem wszelakie minusy twórca nadrabia starannie wykreowanymi postaciami, które są sercem produkcji.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Akcja filmu "Wołyń" rozpoczyna się wiosną 1939 roku w małej wiosce zamieszkałej przez Ukraińców, Polaków i Żydów. Zosia Głowacka ma 17 lat i jest zakochana w swoim rówieśniku, Ukraińcu Petrze. Ojciec postanawia jednak wydać ją za bogatego polskiego gospodarza Macieja Skibę, wdowca z dwójką dzieci. Wkrótce wybucha wojna i dotychczasowe życie wioski odmienia najpierw okupacja sowiecka, a później niemiecki atak na ZSRR. Zosia staje się świadkiem, a następnie uczestniczką tragicznych wydarzeń wywołanych wzrastającą falą ukraińskiego nacjonalizmu. Kulminacja ataków nadchodzi latem 1943 roku. Pośród morza nienawiści Zosia próbuje ocalić siebie i swoje dzieci.


gatunek: Wojenny
produkcja: Polska
reżyser: Wojciech Smarzowski
scenariusz: Wojciech Smarzowski
czas: 2 godz. 30 min.
muzyka: Mikołaj Trzaska
zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
rok produkcji: 2016
budżet: 
ocena: 7,5/10







 
Nienawiść z przyjaźni

Każdy z nas zapewne ma sąsiadów. Niezależnie od tego czy mieszkacie w bloku czy we własnym domu z pewnością macie przynajmniej jednego sąsiada niedaleko was. Powszechnie wiadomo, że relacje pomiędzy osobami zamieszkującymi wspólną okolicę powinny być pokojowe. Oczywiście nie zawsze udaje się utrzymać taki stan. Zapewne nie raz pokłóciliście się o coś ze swoim sąsiadem co przysporzyło wam masę nerwów. Ale nawet wtedy wiadomo, że długo tak nie pociągniecie. Porozumienie to jedyna sensowna opcja, która gwarantuje bezpieczeństwo i spokój. Być może tak jak mieszkańcy Wołynia utrzymujecie bardzo pokojowe i przyjazne stosunki z waszymi współmieszkańcami. Wyobraźcie sobie, że nagle osoby, które znacie i z którymi często rozmawialiście biegną na was z widłami, nożami i innymi niebezpiecznymi rzeczami, aby was zabić i pozbyć się ze swojego terytorium. Wyobraźcie sobie jak czulibyście się kiedy doszłoby do takiej kuriozalnej i wręcz nieprawdopodobnej sytuacji, która splamiła relacje polsko-ukraińskie na kartach historii.

Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego już na początku produkcji budził wielkie emocje. Reżyser zdecydował się ukazać nam dramatyczne wydarzenia z Wołynia gdzie w latach 1943-44 miało miejsce wielkie ludobójstwo. Chłopi podburzeni przez nacjonalistów ukraińskich wyszli przeciwko ludności polskiej i dokonali masakry na ludziach, z którymi żyli niegdyś w zgodzie. Takich rzeczy nie da się zapomnieć i takie czyny nigdy nie zostaną zapomniane. Jedną z form uświadamiania społeczeństwa odnośnie wydarzeń takich jak to jest kinematografia, która jest w stanie dotrzeć do wielu osób. Taki właśnie jest cel "Wołynia".

Nic nie zaczyna się z niczego. Zawsze jest jakaś iskra, która wznieca pożar czy decyzja, która niesie za sobą poważne konsekwencje. Ale skutków owych czynów nie sposób przewidzieć. Zawsze zaczyna się niewinnie, ale konsekwencje są zazwyczaj dużo bardziej przerażające niż można było początkowo przypuszczać. Tak właśnie zrodziła się nienawiść w ludności ukraińskiej do narodu polskiego, która swoje prawdziwe oblicze pokazała podczas makabrycznej rzezi. Ale jak mówiliśmy nic nie zaczyna się z niczego. Tak samo jest z "Wołyniem". Produkcja rozpoczyna się efektownie zorganizowanym weselem ludowym, które pokazuje piękno obyczajów naszych przodków i podkreśla jedność z narodem ukraińskim. Ale już wtedy zaczęto siać ziarno niezgody, które powoli, ale sukcesywnie zaczęło kiełkować i wprowadzać poruszenie wśród ludności wołyńskiej. Reżyser bardzo sprawnie wprowadza nas do fabuły filmu, koncentrując się na kilku postaciach, których losy będzie kontynuować w dalszej części obrazu. Idzie mu to nad wyraz gładko i bezproblemowo dzięki czemu rewelacyjnie przygotowuje grunt pod mające wkrótce nastąpić wydarzenia. Niestety później ma miejsce przeskok w czasie, który przenosi nas o pewien okres czasu wprzód. Jest to moment, w którym dobrze wypracowany wstęp ustępuje chaotycznym zdarzeniom, w którym ciężko odnaleźć się naszym postaciom. Na szczęście sytuacja zostaje w miarę sprawnie opanowana co pozwala nam ponownie wejść w ciekawy świat naszych postaci. Ale nie na długo. Po pewnym czasie fabuła z ciekawej i wciągającej zaczyna się robić nieco nudna, mało wciągająca i bardzo rozciągnięta przez co ciężko skupić się nam na wydarzeniach ekranowych. Akcja drastycznie zwalnia i prezentuje nam kolejne zdarzenia z życia bohaterki w znacznych odstępach czasowych. Niestety ale tym razem nie jest to już tak spójne i lekkie jak ostatnio. Historia zdecydowanie w niektórych momentach cierpi na brak pomysłu, albowiem nie ukazuje niemalże nic godnego uwagi. Jest to tak zwany syndrom "Miasta 44", który polega na szczątkowej fabule i nijakich bohaterach, których wrzuca się w wir akcji, aby pokazać wydarzenia historyczne z ich punktu widzenia. Całościowy koncept polega jedynie na właściwym ukazaniu prawd historycznych, a nie na losach postaci, które są w opowieści na siłę i nic do niej nie wnoszą. Oczywiście przypadek "Miasta 44" to szczególny wyjątek i broń boże nie porównuję go do filmu pana Smarzowskiego, aczkolwiek muszę przyznać, że syndrom ten niestety tyczy się również "Wołynia". Ale żeby było jasne odbywa się to na całkiem innych warunkach. Przeważnie wtedy gdy reżyser na siłę próbuje ukazać nam jakieś kluczowe zdarzenia, które były przyczyną ludobójstwa, ale nie mają one żadnego pokrycia z naszymi bohaterami. Widać wtedy ewidentnie, że na siłę są wepchnięci w centrum jakiegoś zajścia, aby oddać jego dramaturgię. I nie mówię tu o końcowych scenach filmu. Po prostu niekiedy fabuła ustępuje prawdom historycznym, które żeby zostać prawidłowo oddane bierą dla siebie cały ekran zostawiając wszystko inne w tyle. Z jednej strony wiadomo czemu tak się stało, ale zaś patrząc z innej perspektywy można by to lepiej ukazać. Tak czy siak "Wołyń" pomimo pewnych uproszczeń ukazuje nam przejmującą i pochłaniającą historię, która niezwykle intryguje, a zarazem przeraża.

Od strony aktorskiej "Wołyń" prezentuje się rewelacyjnie. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na główną bohaterkę – Zosię, którą na ekranie gra Michalina Łabacz. Wielkie brawa dla aktorki, albowiem to co pokazała jest naprawdę warte uwagi. Reszta obsady również prezentuje się wyśmienicie. Począwszy od Arkadiusza Jakubika poprzez Jacka Braciaka, Izabelę Kunę, Adriana Zarembę, Wasyla Wasylika aż po Wojciecha Zielińskiego. Jednakże w filmie oprócz Wasyla Wasylika występuje znacznie więcej ukraińskich aktorów, którzy również świetnie poradzili sobie na ekranie. Ogólnie rzecz biorąc obsada świetnie się spisała.

Pod względem technicznym produkcja również ma się czym pochwalić. Przede wszystkim posiada bardzo dobre efekty specjalne, niezwykle klimatyczną muzykę oraz dobre zdjęcia. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na rewelacyjne kostiumy oraz fenomenalną scenografię. Ważny jest również niezwykle przejmujący klimat obrazu, który może niejeden raz wywołać ciarki na skórze. Należy pamiętać również, że film jest niesłychanie brutalny, a w szczególności jego końcowe sceny dlatego stanowczo odradzam jego oglądanie wrażliwym osobom.

"Wołyń" w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego to niezwykle ważny, przejmujący oraz pełen mocnych wrażeń film, który każdy powinien obejrzeć. Pokazuje, że wszystko ma swój początek oraz drastyczny koniec. Wyjaśnia, że całe zajście nie było zorganizowane z dnia na dzień, ale była to starannie przygotowana akcja, która powoli podburzała ukraińską ludność. Mamy wgląd na to jak odbywał się ten proces oraz jakie były jego skutki. Zarówno od strony polskiej jak i ukraińskiej. Niestety film nie jest w stanie obronić się jako samodzielna opowieść, w której mamy ukazane losy naszych bohaterów. Jednakże pomimo tego, że nie wszystko w fabule ze sobą gra tak jak należy to i tak "Wołyń" prezentuje się bardzo dobrze i zdecydowanie jest filmem godnym uwagi.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.