Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jessica Chastain. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jessica Chastain. Pokaż wszystkie posty
Młoda, piękna i wszechstronnie utalentowana. Kochała ryzyko i nie bała się gry o wszystko. Światowej klasy zawodniczka w narciarstwie alpejskim, która fortunę zdobyła nie dzięki nartom, a dzięki kartom. Molly Bloom przez 10 lat prowadziła najbardziej ekskluzywny, nielegalny klub pokerowy w USA. Gościła gwiazdy Hollywood, największe postaci światowego biznesu, a także bossów rosyjskiej mafii. Pod jej dachem wygrywano miliony i tracono fortuny. Poznała tajemnice najpotężniejszych tego świata. Gdy sądziła, że zdobyła wszystko, do jej drzwi zapukało FBI. Zagrożona wieloletnim więzieniem, utratą dorobku życia, po raz kolejny postanowiła podjąć walkę. Tym razem jej jedynym sprzymierzeńcem okazał się adwokat, który jako pierwszy poznał prawdziwe oblicze Molly Bloom.

gatunek: Biograficzny, Dramat
produkcja: USA
reżyseria: Aaron Sorkin
scenariusz: Aaron Sorkin
czas: 2 godz. 20 min.
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: Charlotte Bruus Christensen
rok produkcji: 2018
budżet: 30 milionów $
ocena: 8,0/10













Moly konta świat


Wszyscy dobrze wiemy, że życie jest ciężkie i żeby odnieść sukces, trzeba się nieźle napracować. Lekko nie ma. Raz jesteśmy na wozie, a raz pod. Oczywiście zawsze możemy liczyć na łut szczęścia, ale należy pamiętać, że prędzej nabawimy się choroby, niż coś przyjdzie do nas samo. Niemniej jednak zawsze fajnie jest dostać coś bez większego wysiłku. Dużo trudniej zamienić to na coś konkretnego. Albowiem szczęściu należy dopomóc, aby okazję przekuć w sukces. Bohaterka omawianego dzisiaj filmu jest poniekąd przykładem, jak należy tego dokonać.

Molly Bloom to obiecująca narciarka, której karierę przekreśla dotkliwa porażka. Postanawia więc udać się do Hollywood, by zacząć od nowa. Wkrótce zdobywa pracę, z którą łączą się niesamowite możliwości. Odkrywa świat pokerowych rozgrywek oraz wielkich pieniędzy. Szybko odnajduje się w tej rzeczywistości i postanawia sama spróbować swoich sił. Wszystko szło świetnie, dopóki FBI nie zapukało do jej drzwi... "Gra o wszystko" będąca reżyserskim debiutem Aarona Sorkina niezamierzenie przywołuje do mojej pamięci inny film z zeszłego roku. "Sama przeciw wszystkim" pomimo innej tematyki i fabuły jest bardzo podobna do filmu Sorkina. Mamy Jessicę Chestain, zakręconą fabułę, wielowątkową opowieść oraz scenariusz, który w bardzo dobry, aczkolwiek niedyskretny sposób bazuje na dorobku wyżej wymienionego scenarzysty. Jednakże trzeba znać Sorkina, jego dorobek oraz film "Sama przeciw wszystkim", aby dostrzec całe spektrum kuriozalności zaistniałej sytuacji. Oczywiście, jeśli wszystko to jest wam obce, to nie mamy o czym rozmawiać, albowiem to wasze pierwsze zetknięcie z typowym dla reżysera/scenarzysty stylem prowadzenia historii. Jednakże jeśli jesteście świadomi tego faktu, to sprawy się nieco komplikują. Przede wszystkim ze względu na to, że Jonathan Perera (scenarzysta "Samej przeciw wszystkim") nie jest Aaronem Sorkinem, tylko go zręcznie imituje. Inną rzeczą z kolei jest to, że wychodzi mu to tak dobrze, że można by nawet pomyśleć, że to sam mistrz. No dobra nie do końca, bo Sorkin pomimo komplikowania potrafi jeszcze wszystko zgrabnie wytłumaczyć, a Pererze gdzieniegdzie wkradł się chaos (ale to dla spostrzegawczych widzów). Problem Perery polega na tym, że nie tyle, co się inspiruje, ale wręcz czerpie garściami z dorobku scenarzysty. Wszystko to przekłada się na to, że oglądając "Grę o wszystko" można odczuć swoiste zakłopotanie związane z podobieństwem obu historii. Identyczna struktura i forma, tylko lepsza. I niestety jest to zarzut, ale nie wiem przeciw komu? Bo praktycznie winny okazuje się jedynie krótki odstęp czasu, w jakim mogliśmy oglądać obie produkcje. Wszystko inne da się przełknąć. Wracając jednak do prawdziwego Sorkina, muszę przyznać, że nic się nie zmienił. Stężenie dialogów w jego filmie jest dalej zatrważająco wysokie, forma opowieści nadal taka sama, a tempo wydarzeń dalej zabójcze. I teraz wstępujemy na pole minowe, albowiem każda z tych wymienionych rzeczy figuruje jako wada, a zarazem zaleta. Dosłownie nie da się jednoznacznie stwierdzić czy to wyszło produkcji na dobre lub na złe. Zaczynając od dialogów czy też monologów jest ich tutaj tak wiele, że przez cały seans nie da się oderwać wzroku od ekranu (albo nie słuchać choć przez chwilę), by nie przeoczyć czegoś ważnego. Jak to u Sorkina bywa, to właśnie wypowiedzi postaci są najważniejsze i to w nich kryje się cała magia obrazu. Niestety mam wrażenie, że tym razem zaszło to za daleko. Już przy "Stevie Jobsie" słyszałem narzekania, że "cały czas gadają" co było dla wielu meczące. Teraz jednak gadają jeszcze częściej. Tak naprawdę ciężko o, chociażby minutę ciszy. Ponadto w niektórych momentach nie potrzeba tyle mówić. To, co jest na ekranie, nam w zupełności wystarcza. Jednakże scenarzysta i wtedy wali jakimś monologiem, żeby nie było nudno. Uwielbiam Sorkina i jego "Stevea Jobsa", ale niestety tym razem zgodzę się, że odrobinę przesadził. To samo mogę powiedzieć o jego sposobie prowadzenia opowieści, który nie zmienił się od dłuższego czasu. Dalej mamy opowieść prowadzoną na wielu płaszczyznach z niezastąpionym użyciem retrospekcji. Tak naprawdę to te filmy są jednymi wielkimi retrospekcjami. Nie podoba mi się ten odtwórczy sposób prowadzenia opowieści, ale z drugiej strony jest to tak świetnie napisane, tak dokładnie przemyślane i tak rewelacyjnie poprowadzone, że nie sposób wręcz tego nie podziwiać. Ponadto forma ta sprawdza się rewelacyjnie i urzeka nas swoją nietuzinkowością. Niestety, gdy nadużywamy tej wyjątkowości, bardzo szybko staje się zwyczajna. Przestrzegam przed tym, żeby nie było, że później ten format wyjdzie nam uszami. Kolejna ciekawa sprawa, która się z tym wiąże to dziwne poczucie mądrości, jakie nam podczas seansu towarzyszy. Wszystkie te dialogi, słowa itp. są jakieś takie mądre i chce się tego po prostu słuchać. Sami zresztą oglądając film, czujemy się nieprzeciętnie wybitni. Taka heca. Przechodząc jednak do ostatniego punktu na naszej liście, myślę, że nikogo już nie zaskoczę, mówiąc, że wartkie tempo akcji mi się podoba, ale mam jednak do niego jakieś "ale". Takie życie. Prawda jest jednak taka, że fabuła pomimo swjej zwartej i wartkiej konstrukcji, która naprawdę sama płynie i świetnie się prowadzi, to niestety tą swoją zabójczą werwą potrafi również zmęczyć. Posiada co prawda kilka momentów, w których możemy zaczerpnąć powietrza, ale to zdecydowanie za mało jak na tak napakowaną historię. Koniec końców debiucie reżyserskim Sorkina nie da się oprzeć, albowiem pomimo swoich wad jest naprawdę rewelacyjnie opowiedzianą historią, która intryguje, wciąga, a nawet szokuje. Pokazuje nam spryt i zapał głównej bohaterki w dążeniu do sukcesu oraz jej odwagę i pomysłowość. Nawet pomimo tego, że całość sprowadza się do utartego i niezbyt przekonującego wyjaśnienia.

Filmy ze scenariuszem Sorkina nie tylko dużą wagę przykładają do dialogów, ale również do bohaterów oraz ich psychiki. Tym razem nie mogło być inaczej. Tak jak poprzednio na pierwszym planie mamy jedną postać, Molly Bloom, która nieprzerwanie jest w centrum naszej uwagi. Twórca dokładnie ją nam przedstawia oraz nakreśla charakter. Potrafi świetnie poprowadzić swoją bohaterkę, tak by była wyrazista i niesamowicie przekonująca. Nie gloryfikuje jej jednak (no może odrobinę) pokazując nam również jej słabości, przekonania i uczucia, które skrywane są pod twardą skorupą. W roli taj mamy rewelacyjną Jessicę Chastain, która bezbłędnie wciela się w Molly i bez cienia fałszu portretuje samowystarczalną bizneswoman. Daleko w tyle mamy za nią Charliego Jaffey, w którego wciela się Idris Elba. Aktor świetnie sprawdził się w tej roli, nie umniejszając przy tym charakterystyki jego postaci. Na dalszym planie mamy jeszcze Kevina Costnera w roli ojca głównej bohaterki, który także prezentuje się niezgorsza. W obsadzie znaleźli się również: Michael Cera, Jeremy Strong, Chris O'Dowd, Brian d'Arcy James i Bill Camp. Cała obsada spisała się rewelacyjnie.

Strona techniczna również zachwyca. Przede wszystkim są to rewelacyjne zdjęcia, niesamowicie intrygująca muzyka Daniela Pembertona oraz rewelacyjny montaż. Do tego dochodzą jeszcze dobre efekty specjalne, ładne kostiumy oraz charakteryzacja. Przede wszystkim jednak ważny jest klimat, który tutaj emanuje testosteronem, śmiałymi ruchami, sprytem i grą o wszystko albo nic. Reżyser ponadto rewelacyjnie radzi sobie z budowaniem napięcia i dramaturgii w rozmaitych scenach co tylko podsyca nasze doznania. 

"Gra o wszystko" to świetnie zrealizowany obraz, który zdecydowanie jest wart poświęconego mu czasu. Jest intrygujący, wartki, wciągający oraz rewelacyjnie napisany. Ponadto może pochwalić się fenomenalnym aktorstwem oraz wyśmienitą stroną techniczną. Co prawda stężenie Aarona Sorkina w Aaronie Sorkinie jest niesamowicie wysokie, to jednak nadal jest to obraz, który się bardzo przyjemnie ogląda. Jednakże radzę twórcy wkrótce zmienić styl prowadzenia opowieści, albowiem za niedługo to, co u Sorkina wyjątkowe stanie się zwyczajne.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

To jedna z takich historii, o które kino musiało się upomnieć. Poruszająca filmowa opowieść, która wydarzyła się naprawdę. Antonina Żabińska, żona dyrektora warszawskiego zoo, wspólnie z mężem, Janem, ukrywali podczas II wojny światowej dziesiątki Żydów. Osobiście wydostawali ich z getta i pomagali przetrwać w opustoszałych murach ogrodu zoologicznego. Niektórzy ukrywani byli w miejscach przeznaczonych dla zwierząt, inni w willi Żabińskich. W 1965 roku Jan i Antonina Żabińscy zostali odznaczeni przez instytut Jad Waszem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

gatunek: Biograficzny, Dramat
produkcja: USA
reżyser: Niki Caro
scenariusz: Angela Workman
czas: 2 godz. 6 min.
muzyka: Harry Gregson-Williams
zdjęcia: Andrij Parekh
rok produkcji: 2017
budżet: 20 milionów $
ocena: 7,5/10











Ilu tylko się da


Każdego dnia na świecie rodzi się bohater. Czyniąc dobro dla większego ogółu (nie zawsze kosztem własnego) ewoluuje ze zwykłego człowieka na bohatera. Każdy z nich jest inni. Różnią się oni swoimi zasługami jak i zapałem do pomocy. Nie da się jednak żadnego z nich zdyskredytować. Każdy z nich przysłużywszy się drugiej osobie zasługuje na podziw i uznanie reszty świata. Kino bardzo chętnie sięga po opowieści tego typu albowiem opowiadają one uniwersalne historie zwykłych ludzi, którzy są w stanie zrobić coś dobrego z własnej woli i nie oczekują za to żadnego wynagrodzenia. Tak właśnie stało się z małżeństwem Żabińskich, którzy są bohaterami filmu pt: "Azyl".

Antonina i Jan Żabińscy prowadzą razem Warszawskie zoo. Jest rok 1939, a w Polsce nastały niespokojne czasy. Po niemieckich nalotach na Polskę zoo jest w ruinie, a kraj opanowują oprawcy. Mając dużo wolnej przestrzeni do wykorzystania małżeństwo decyduje się przechowywać w nim żydów wywożonych z Getta, których następnie planuje bezpiecznie wysyłać do rodzin. Rozpoczynają niebezpieczną grę, która może kosztować ich życie. Ryzykując tak wiele dla prześladowanych żydów zapisują się na kartach historii jako prawdziwi bohaterowie. Wydawać by się mogło, że taka historia, która pokazuje nam prawdziwą odwagę i dobroć prostych ludzi powinna być już kilkakrotnie zekranizowana bądź też odpowiednio zaakcentowana na lekcjach historii. Wtedy "Azyl" okazałby się kolejną próbą przedstawienia tej niesamowitej opowieści. Niestety prawda jest inna i bardzo bolesna. Sam fakt, że amerykanie sięgają już po historie spoza swojego kraju jest bardzo zastanawiający. Jednakże nic nie przebije faktu, że historia państwa Żabińskich jak ich egzystencja do tego czasu były dla nas jedną wielką niewiadomą. Większość z nas dopiero dzięki premierze filmu tak naprawdę po raz pierwszy usłyszała o Antoninie czy Janie oraz o tym, że podczas II Wojny Światowej przechowywali w swoim zoo prześladowanych żydów. To skandal, że nasza historia tak niewiele mówi o takich osobach. To jest wręcz upokarzające, że dowiadujemy się o czymś takim dopiero wraz z premierą filmu Niki Caro. Jest to straszne zaniedbanie jeśli chodzi o naukę historii w szkołach, albowiem nie szanujemy zarówno samych siebie (to wstyd nie wiedzieć o takich osobach), a także nie okazujemy należytego szacunku tym, którzy wykazali się takim bohaterstwem. "Azyl" pokazuje, że czas na zmiany i że historie takie jak ta zasługują na miejsce w szkolnym podręczniku. Jak wspomina dystrybutor "To jedna z takich historii, o które kino musiało się upomnieć" – i choć z większości takich opisów kpię to niestety tym razem trafia on w czuły punkt. Cały film jest na to dowodem. Fabuła produkcja opowiada nam przejmującą, niesamowicie intrygującą i chwytającą za serce opowieść, która urzeka nas prawdziwością zdarzeń. W niezwykle prosty i bezkompromisowy sposób ukazuje nam bohaterów narodowych, którzy już na zawsze pozostaną dla nas żywym przykładem męstwa i dobroci. Reżyserka bez ogródek uwypukla ich działania przez co nadaje im odpowiedniej wagi jak i znaczenia. Przy tym wszystkim nie wyolbrzymia ich dokonań ani nie stara się usilnie przekonać nas, że to co zrobili państwo Żabińscy to prawdziwe dobro. Dzięki świetnemu wyczuciu Niki Caro nie opowiada się po żadnej ze stron i nie generalizuje filmu do powszechnie kojarzonych banałów. Stara się opowiedzieć całą historię z bardzo obiektywnej perspektywy, aby dać nam samym możliwość ocenienia dokonań Żabińskich. Nie stara się niczego sugerować, ani na siłę nas przekonywać co jest dobre a co złe. Największym autem filmu jest właśnie ta możliwość wyrobienia swojej własnej opinii na temat przedstawionych zdarzeń. Do pewnych rzeczy czasem lepiej jest dojść samemu aniżeli z pomocą innych. Albowiem dopiero wtedy rozumiemy ich prawdziwą wartość. Tak właśnie jest w przypadku tej historii. Główny wątek produkcji pozwala nam poznać postacie Antoniny, Jana jak i ich syna Rysia, którzy oprócz trudów wojny mierzą się z dodatkowym stresem na co dzień. Produkcja posiada również liczne wątki poboczne, które dopełniają dzieło Niki Caro. Praktycznie każdy z nich jest dla obrazu kluczowy i sprawdza się w nim wyśmienicie. Niestety nie wszystko w filmie zagrało tak jak trzeba. Akcja produkcji potrafi być nierówna przez co w fabule zdarzają się pewne przestoje. Nie jest to rzecz, która psuje odbiór produkcji, ale nie jest to również rzecz którą można przeoczyć. Pewien dyskomfort pozostaje, albowiem płynność obrazu zostaje zaburzona. Ponadto historii brakuje lepszego efektu wow, który potrafiłby jeszcze bardziej nami wstrząsnąć. Czasami przez zbyt umiarowy klimat wydarzeniom ekranowym brak odpowiedniej mocy by wywrzeć na nas jeszcze większe wrażenie. Albowiem po odbytym seansie możemy odczuć pewien niedosyt. Gdzieniegdzie zabrakło również odpowiedniej dramaturgii czy też lepiej zbudowanego napięcia. Tragedii jednak nie ma. Jest dobrze, ale mogło być lepiej.

Strona aktorska produkcji prezentuje się od bardzo mocnej strony. Przede wszystkim mamy ciekawie zarysowanych bohaterów, których nie można zaszufladkować. Ich osobowość jest dużo bardziej skomplikowana niż na pierwszy rzut oka może nam się wydawać. Dzięki tak wiarygodnemu zarysowaniu bohaterów oglądanie ich to czysta przyjemność. Najlepszym przykładem jest postać Antoniny, która zgrywa osobę odważną i pewną siebie kiedy tak naprawdę jest nieustannie przerażona każdą kolejną chwilą. W rolę Antoniny rewelacyjnie wcieliła się Jessica Chastain, która perfekcyjnie zagrała rozdartą emocjonalnie osobę. Aktorka nie stara się niczego pokazać na siłę przez co jej kreacja jest niezwykle minimalistyczna, ale za to fenomenalnie wyważona. Na ekranie partnerują jej Johan Heldenbergh jako Jan Żabiński, Daniel Brühl jako Lutz Heck, Michael McElhatton jako Jerzyk oraz Timothy Radford i Val Maloku jako młodszy i starszy Ryś Żabiński. Cała obsada spisała się wyśmienicie i nie można jej niczego zarzucić.

Wykończenie filmu również zachwyca. Świetne scenografie, kostiumy oraz efekty specjalne pozwalają nam w pełni oglądać obraz Warszawy z lat II Wojny Światowej. Całość dopełniają ciekawe zdjęcia oraz muzyka Harryego Gregsona-Williamsa. Ważny jest również klimat obrazu, który posiada znamiona dramatu i filmu grozy. Choć gdzie nie gdzie brakuje napięcia to i tak znajdziemy go w filmie pod dostatkiem. Nie do końca przekonał mnie akcent aktorów, szczególnie Jessicy Chastain, która tak usilnie próbowała mówić po angielsku z polskim akcentem, że niekiedy ciężko było ją nawet zrozumieć. Jest to co prawda szczegół, ale tak czy siak przydałoby się jakoś lepiej rozwiązać tę sprawę. Na pochwałę natomiast zasługuje wymowa polskich imion przez aktorów jak i polskie dialogi słyszane na drugim planie. Jest to bardzo ciekawy zabieg, który choć z początku może nieco denerwować to koniec końców da się lubić.

"Azyl" w reżyserii Niki Caro to bardzo ciekawy, przejmujący i chwytający za serce obraz, który opowiada niezwykłą historię naszych rodaków. Reżyserka z należytą godnością ukazuje nam losy państwa Żabińskich, ale przy tym nie wywyższa ani nie stara się przekonać nas na siłę do wielkości ich osiągnięć. Pozwala nam samym zadecydować czy to co uczulili warte było tworzenia tego filmu. A prawda jest taka, że warto było i bardzo się cieszę, że ten obraz powstał. Albowiem oprócz bardzo dobrej produkcji otrzymujemy również uzupełnienie wiedzy z historii, albowiem większość z nas nawet nie wiedziała o istnieniu takich ludzi jak Żabińscy. Mam nadzieję, że będzie to dla nas również pewnego rodzaju lekcja, która uwypukli problem jakim są priorytety w polskim szkolnictwie odnoście historii. Najwyższy czas abyśmy poznali całą resztę nieznanych dotąd bohaterów, którzy tak jak Żabińscy zasługują przynajmniej na wzmiankę.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.