Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hans Zimmer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hans Zimmer. Pokaż wszystkie posty
Minęło 30 lat od wydarzeń przedstawionych w filmie "Łowca androidów" Ridleya Scotta. Wtedy w 2019 roku agent Rick Deckard ścigał w Los Angeles zbuntowane androidy z serii Nexus 6. Teraz w 2049 roku do akcji wkracza nowy łowca - Oficer K. Niespodziewanie funkcjonariusz odkrywa spisek, który może zniszczyć pozostałości dawnego porządku i społeczeństwa. Żeby uratować i tak już zrujnowany świat, K musi poprosić o pomoc Deckarda. Problem w tym, że Rick ukrywa się od czasu, gdy w 2019 roku uciekł z Los Angeles...

gatunek: Fantasy, Thriller
produkcja: USA
reżyseria: Denis 
scenariusz: Hampton Fancher, Michael Green
czas: 2 godz. 43 min.
muzyka: Hans Zimmer, Benjamin Wallfisch
zdjęcia: Roger Deakins
rok produkcji: 2017
budżet: 180 milionów $

ocena: 8,0/10
















Sny o tożsamości


Ridley Scott, kręcąc pierwszego "Łowcę androidów" użył tego samego schematu, jaki został przez niego wykorzystany przy tworzeniu filmu "Obcy – 8 pasażer Nostromo". Kreuje świat przedstawiony i intryguje nas nieznanym. Jednakże koniec końców porzuca to wszystko na rzecz opowieści i bohaterów. Bada, studiuje oraz przygląda się ich poczynaniom. Mówiąc w skrócie, jest to film stworzony z niesłychanym rozmachem, przy użyciu niewiarygodnych pokładów kreatywności, ale w tym samym czasie rozgrywający się w niesłychanie kameralnym środowisku. To dewiza wczesnych (ale nie tylko) produkcji Scotta. Właśnie dlatego James Cameron, tworząc "Decydujące starcie" poszedł w całkiem innym kierunku. Koniec końców pozwoliło mu to osiągnąć niezaprzeczalny sukces. Czy Denis Villeneuve również podąży tą drogą?

Mamy rok 2049. Od wydarzeń z pierwszej części minęło 30 lat. Wydawać by się mogło, że to niewiele, jednakże świat doświadczył znacznego przełomu. Jedno jednak się nie zmieniło. Łowcy Androidów nadal istnieją. Nasz bohater, Oficer K jest jednym z nich. Niestety jego praca wkrótce zostanie wystawiona na próbę, kiedy odkryje skrzętnie skrywaną od lat tajemnicę, która może wywołać poruszenie w rozchwianych społeczeństwie. Czy bohaterowi uda się zapobiec tragedii? Tworzenie sequeli to zadanie niebezpieczne. Im film jest bardziej kultowy tym ryzyko jeszcze większe. W przypadku "Łowcy Androidów" to było naprawdę niesamowicie ryzykowne przedsięwzięcie. Czy twórcom kontynuacji udało się przynajmniej stworzyć dobry film? Tak. Nawet udało im się stworzyć bardzo dobry film. Jak tego dokonali? Stawiając na postacie i opowieść. Kluczem do sukcesu okazali się jednak bohaterowie, którzy są elementem napędowym całej produkcji. Można by nawet rzec, że opowieść nie istniałaby bez nich. Wszystko, co widzimy na ekranie, jest efektem wcześniejszych dokonań naszych postaci. Ich czyny, myśli oraz chęci generują kierunek, w jakim pójdzie akcja całego obrazu. Nic nie dzieje się samo z siebie. Takim oto sposobem twórcy bardzo ciekawie wprowadzają nas do produkcji, podkreślając nam pierwszoosobowy, ograniczony styl narracji. Polega on na tym, że wiemy tyle ile nasz bohater. Razem z nim odkrywamy tajemnice oraz podejmujemy trudne decyzje. Jednakże od tej reguły istnieje kilka wyjątków. Będąc widzami, dostajemy możliwość zobaczenia wydarzeń pobocznych, które towarzyszą głównemu wątkowi i go nieustannie dopełniają. Co nie zmienia faktu, że opowieść w zdecydowanej większości zależy od poczynań naszego bohatera. Praktycznie rzecz biorąc, jest to ta sama forma narracji jak w oryginale. I na tym etapie pojawia się problem. Albowiem z jednej strony to dobrze, że twórcy opowiadają nam kontynuację w ten sam sposób, a z drugiej strony to źle, że nie starają się wprowadzić do historii czegoś nowego. Mam wrażenie, że zbyt wiele rzeczy w tej opowieści zostało stworzonych w tej zachowawczej manierze. Takim oto sposobem wyszedł im bardzo spójny i konsekwentnie stworzony obraz, niemalże imitujący styl pierwowzoru, ale jednocześnie mało odkrywczy. Pomimo upływu 30 lat świat przedstawiony nadal w dużej mierze przypomina ten, który już dobrze znamy. Początkowa ekscytacja jasnymi kadrami przeradza się w pewnego rodzaju zawód, kiedy okazuje się, że to jedyna nowość, jaka na nas czeka. Nic nas nie szokuje ani nie wprowadza w zakłopotanie, jak to miało miejsce w pierwszej części. Świat przedstawiony nie pociąga nas już tak bardzo, albowiem za dobrze go znamy. Został jedynie nieco "stuningowany" na potrzeby wizji Villeneuve. Jest bezpiecznie, ale za mało intrygująco. Na szczęście fabuła ma nam wiele do zaaferowania, dzięki czemu klimat tak naprawdę schodzi na dalszy plan. Filmowa opowieść śledzi losy Oficera K, który ma za zadanie powstrzymać, jeszcze nie nastały kryzys. Historia przypomina kryminał, w którym bohater próbuje rozwiązać kolejne elementy łamigłówki, aby złapać mordercę. W tym przypadku chodzi o dotarcie do źródła problemu. Tak więc poszlaka za poszlaką podążamy za naszym bohaterem i razem próbujemy rozwiązać problem. Jest ciekawie, wciągająco i bardzo spokojnie. Można by nawet powiedzieć, że niekiedy aż za spokojnie. Wydarzenia ekranowe rozgrywają się w niesłychanie stonowanym i powolnym stylu. Każda czynność dzieje się dwa razy dłużej niż powinna, a bohater większość czasu spędza chodząc (bardzo wolno) niż cokolwiek mówiąc. To zaś sprowadza nas do kwestii tempa akcji produkcji, które wolniejsze już chyba być nie mogło. I choć sceny nie mają tendencji do nadmiernego dłużenia się to i tak nie zmienia to faktu, że kilkakrotnie nam się może ziewnąć. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie miałbym do tempa praktycznie żadnego zastrzeżenia, gdyby nie szalenie długi metraż obrazu. Albowiem czas trwania zdecydowanie wykracza, poza ogólnie przyjętą normę odnoszącą się do tego ile widz jest w stanie wysiedzieć podczas jednego seansu. A gdy film przez niemalże cały czas utrzymuje ten sam poziom to mamy problem. Zwykle zwolnienia są po to, by dać nam odrobinę oddechu bądź też zbudować odpowiednie napięcie. Tutaj stan ten trwa praktycznie przez cały film z niewielkimi wyjątkami. Odrobina życia by mu z pewnością nie zaszkodziła. Wracając jednak do fabuły, muszę pochwalić rewelacyjnie rozegrany wątek główny, który oprócz odwoływania się do pierwowzoru wprowadza również wiele nowych elementów. Prezentuje się całkiem świeżo i intrygująco przez co bardzo łatwo i szybko jest nam się w niego zaangażować. Jest niesamowicie wciągający i tajemniczy przez co powolne zagłębianie się w jego tajemnice jest niesłychanie pociągające. Ponadto opowieść posiada bardzo dużo nieoczekiwanych zwrotów akcji, które sprytnie odwracają bieg historii o 180 stopni oraz zmieniają nasze patrzenie na bohaterów, jak i wydarzenia ekranowe. Oprócz tego w historii bardzo wyraźnie wybrzmiewają wątki egzystencjalne oraz dewiacje na temat wyższości gatunków. Produkcja stawia wiele pytań, na które w większości odpowiada poprzez czyny bohaterów. Udowadnia nam nie tylko ich wartość, ale także ideę postawionych zagadnień. Stawia bohatera w moralnie trudnych sytuacjach i każe mu decydować między tym, co jest dobre, co właściwe, a tym czego sam pragnie. Niestety nie wszystko jest super. Pomimo tak długiego czasu trwania produkcja bardzo ubogo traktuje wątki poboczne oraz ich bohaterów. Niektóre nawet za szybko porzuca, co boli, szczególnie że czasu starczyłoby dla wszystkich, gdyby nie rozciąganie prostych czynności do granic możliwości. Niemniej jednak pomimo tych wszystkich minusów to wciąż jest godna naszej uwagi fabuła, która nieprzerwanie stara się trzymać wysoki poziom.

Strona aktorska również prezentuje sobą wysoki poziom. Dzięki dobremu scenariuszowi nasi bohaterowie zostają rewelacyjnie nakreśleni, co pozwala im być niesłychanie wiarygodnymi i przekonującymi sylwetkami. Na pierwszym planie mamy Oficera K, który jest Łowcą Androidów. Trapią go praktycznie te same problemy, które zwykł miewać Deckard grany przez Harrisona Forda. Jednakże K okazuje się bardziej złożoną osobowością. Dopiero z czasem poznajemy jego prawdzie oblicze, albowiem jest on bardzo zamknięty w sobie. W roli tej mamy Ryana Goslinga, który przez większość czasu gra ze znajomym większości grymasem na twarzy. Źle nie jest, ale rewelacji też nie ma. Zdecydowanie lepiej prezentuje się Ana de Arman jako Joi – miłosna towarzyszka głównego bohatera. Z pierwszego planu najlepiej wypada jednak Sylvia Hoeks jako śmiercionośna Luv – prawa ręka głównego antagonisty. Aktorka perfekcyjnie portretuje tysiąc twarzy jednej postaci, przez co staje się jedną z ciekawszych sylwetek obrazu. Na Harrisona Forda przyjdzie nam czekać dosyć długo, jednakże, kiedy w końcu się pojawia, zaskakuje nas swoją lekkością i autentycznością odgrywanej przez niego postaci. Inaczej niż jak to jest z Goslingiem. Niestety jego udział w fabule jest praktycznie symboliczny. Na drugim planie mamy również: Robin Wright, Davea Bautistę i Mackenzie Davis. W roli Niandera Wallace'a mamy Jareda Leto, który, choć dobrze portretuje potentia rynku replikantów, to niestety ogranicza go biedny scenariusz, który każe mu jedynie wygłaszać nadęte monologi. Czyni go to mało przekonującą i wyrazistą sylwetką, która tylko groźnie wygląda. Takim oto sposobem rolę "złego typa" przejmuje Hoeks jako Luv.

Wykończenie produkcji to coś wspaniałego i z pewnością na długo zapadającego w pamięć. Produkcja jest przepięknie nakręcona oraz niesamowicie barwna. W naszej pamięci na pewno pozostaną również niesłychanie stylowe scenografie, a także świetna charakteryzacja. Efekty specjalne są na wysokim poziomie i zapewniają nam niesamowite wrażenia wizualne. Obrazowi towarzyszy również klimatyczna ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera i Benjamina Wallfischa, a także styl kina noir dodatkowo wzmocniony blaskiem neonów. Robota na najwyższym poziomie.

"Łowca Androidów 2049" choć nie ustrzegł się pewnych potknięć, nadal pozostaje niesamowicie przemyślanym i rewelacyjnie nakręconym filmem, który bez dwóch zdań może ubiegać się o tytuł pełnoprawnej kontynuacji oryginału. Przy produkcji obrazu tego kalibru wiele rzeczy mogło pójść nie tak. W pamięci zresztą nadal mamy historię pierwszej części, która była wielokrotnie przerabiana. Jednakże mimo tylu komplikacji nie przeszkodziło jej to w rozpaleniu wyobraźni wielu z nas. Denisowi Villeneuv również udaje się tego dokonać. Co prawda dzieje się to przy użyciu bardzo zachowawczej maniery, niemniej jednak świat Łowców Androidów nadal fascynuje i ma nam wiele do zaoferowania. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak wysokobudżetowej produkcji w masowej dystrybucji, która byłaby zarazem nakręcona w tak kameralnym stylu. To zdecydowanie nie jest kino dla mas.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


"Dunkierka" rozpoczyna się sceną, w której wroga armia otacza setki tysięcy Brytyjczyków i aliantów.  Uwięzieni na plaży między morzem a siłami przeciwnika muszą stawić czoła niemożliwemu.

gatunek: Dramat, Wojenny
produkcja: USA, Wielka Brytania, Holandia, Francja

reżyseria: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan
czas: 1 godz. 46 min. 
muzyka: Hans Zimmer
zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
rok produkcji: 2017
budżet: 150 milionów $

ocena: 9,0/10


















Przeżyj to sam


W kinematografii istnieje kilka takich nazwisk, które niemalże zawsze, bez względu na częstotliwość pojawiania się, czy też rozmach, wywołują wśród kinomanów wielkie poruszenie. Christopher Nolan jest jedną z tych osób, która się takim nazwiskiem może poszczycić. Już od kilku lat udowadnia i zachwyca swoich widzów coraz to śmielszymi i innowacyjnymi obrazami, które zawsze nakręcone są z niesamowitym rozmachem. Z jego kolejnym dziełem, nie mogło być inaczej. A że jest to opowieść o słynnej akcji ratunkowej, tym bardziej czekaliśmy na kolejne wyśmienite dzieło od reżysera. Jak większość z Was mogłaby przypuszczać, dostaliśmy je, ale nie do końca takie, jakiego się spodziewaliśmy. Czym więc zaskoczy nas "Dunkierka"?

Do najnowszej produkcji Christophera Nolana miałem nieco chłodne nastawienie, albowiem jego "Interstellar" skutecznie ostudził mój zachwyt po fenomenalnej trylogii o Mrocznym rycerzu oraz olśniewająco tajemniczej i zagadkowej "Incepcji". Jednakże koniec końców wylądowałem na sali kinowej typu IMAX i dałem się porwać tej niesamowicie opowiedzianej historii. Fabuła, jak można by się domyślać, opowiada o żołnierzach armii Brytyjskiej, którzy podczas II Wojny Światowej zostali otoczeni przez wrogie siły w okolicach francuskiego miasta o nazwie Dunkierka. Wtedy to odbyła się wielka akcja ratunkowa mająca na celu zabrać jak najwięcej żołnierzy z plaży i zawieźć do domu. Zadanie niesłychanie trudne, albowiem wróg czaił się niemalże z każdej strony. W tym przypadku zwycięstwem było przetrwanie. Filmy wojenne mają to do siebie, że cechują się stosunkowo dużą powtarzalnością. Ciężko jest trafić na coś nowego i świeżego, ale zarazem utrzymanego w duchu gatunku. Niestety, ale tylko co poniektóre propozycje mają szansę się tym pochwalić. Pomysł Nolana na "Dunkierkę" już od samego początku zakładał odświeżenie nieco tegoż gatunku. Efekt końcowy jest nie tyle, co zadowalający, a wręcz zachwycający. Na czym więc polega sukces tej produkcji? Przede wszystkim na sposobie opowiadania oraz odpowiedniej perspektywie. To, co w tym filmie robi reżyser to wprowadzenie kamery w sam środek akcji, abyśmy czuli się jak bohaterowie produkcji. To nie tyle, co podążanie za postaciami, ale niekiedy bycie wręcz na ich miejscu. Ktoś to nawet zgrabnie nazwał "experience cinema" – w wolnym tłumaczeniu "kino z wrażeniami". Zaraz, zaraz. To inne filmy nie dostarczają nam już wrażeń? Owszem, dostarczają, ale tutaj autor miał na myśli perspektywę, w jakiej ukazana jest akcja produkcji. Twórca postanawia więc "wsadzić" nas w kokpit myśliwca Spitfire, pozostawić na plaży ostrzeliwanej przez Messerchmitty oraz umieścić na pokładzie tonącego statku, w taki sposób, abyśmy byli w stanie poczuć to samo co nasi bohaterowie. Pomysł ciekawy, a efekt zamierzony, albowiem rzeczywiście działa. Okazuje się, że perspektywa, z jakiej ukazuje się historię, może mieć niesłychane znaczenie. Warunek jest jeden: trzeba umieć w odpowiedni sposób zamienić perspektywę na wciągającą opowieść. Na szczęście Christopher Nolan nie ma z tym żadnych problemów. Już z pierwszych kadrów potrafi wycisnąć maksimum emocji, które świetnie otwierają jego najnowsze dzieło. Fabuła obrazu koncentruje się na grupce żołnierzy, którzy desperacko próbują uciec z plaży, zanim będzie za późno. Przetrwanie jest tutaj najważniejsze i nasi bohaterowie zrobią wszystko, aby go dostąpić. Już ustaliliśmy, że nie jest to typowy film o wojnie, jednakże "Dunkierka" wyróżnia się na tym polu jeszcze pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to opowieść o walce z przeciwnościami losu, które co po chwila spychają naszych bohaterów na kolejne przeszkody. Tak jakby musieli wywalczyć sobie możliwość przetrwania. W produkcji nie ma, żadnego wroga, ani osoby, z którą można by utożsamić wszystkie cierpienia naszych bohaterów. W obrazie Nolana wróg jest widzialny zaledwie poprzez jego czyny jak np.: bomby spadające na plaże, torpeda uszkadzająca statek czy też świszczące w powietrzu pociski. Czyli wszystko to, co sami byśmy dostrzegli, będąc z naszymi bohaterami. Nasze postacie w gruncie rzeczy zmagają się z tym, na co nie mają wpływu. Żywioły, materia i czas są ich największymi przeciwnikami. Ich przetrwanie zależy od stawienia czołu naturze, przezwyciężenia złośliwości rzeczy martwych, a także zrobieniu tego wszystkiego w odpowiednim czasie, aby nie przeoczyć swojej okazji na ocalenie. W tym niesłychanym chaosie nawet najmniejsza pomyłka czy też najbanalniejsza rzecz może okazać się dla nas kluczowa. Tym sposobem reżyser gra na naszych emocjach. Przeraża, buduje napięcie no i co najważniejsze wystawia nasze lęki i wytrzymałość na próbę. Wtedy nie tylko jesteśmy tam, gdzie nasi bohaterowie, ale również czujemy ten sam dreszczyk emocji co oni. Film wyróżniają również trzy linie czasowe oraz fabularne, które dopiero z czasem ujawniają nam swoje tajemnice. Całość została podzielona na części o nazwie: Plaża, Morze i Powietrze. Akcja produkcji rozgrywa się więc wyłącznie w tych trzech strefach. Jednakże dokonano jeszcze dodatkowego podziału na: tydzień, dzień i godzinę. Z samego początku to tylko nic nieznaczące informacje, jednakże z czasem przybierają na wadze i okazują się kluczowym elementem do odgadnięcia zagadki kryjącej się za majestatycznie ułożoną, jak i podzieloną fabułą zarówno pomiędzy trzy lokacje, ale także odrębne strefy czasowe. A wszystko to bez żadnych zgrzytów albo niedomówień, dzięki czemu pod koniec obrazu wszystko jest dla nas jasne. Istny majstersztyk. Całość jest świetnie nakręcona, pełna akcji, dynamizmu oraz niesamowitych wrażeń. Scenariusz jest napisany z niesłychaną precyzją, dzięki czemu w opowieści nie pojawiają się żadne dziury, a zważając na styl opowieści, nie byłoby o takie trudno. Już na pierwszy rzut oka da się dostrzec, że "Dunkierka" to szalenie przemyślany film, przy którym twórca nie mógł pozwolić sobie na żadne niedomówienia. Koniec końców całość jest niesłychanie przejrzysta, płynna oraz niesamowicie angażująca widza.

Strona aktorska produkcji nie zawodzi, ale nie wywołuje również żadnych zachwytów. Wszystko to spowodowane jest faktem, że reżyser nie przeznaczył zbyt wystarczającej ilości czasu, aby nakreślić złożone sylwetki naszych bohaterów. Większość z nich to po prostu postacie bez tła jak bohater Toma Hardyego. Reszta również nie zachwyca, ale prezentuje sobą przynajmniej wymagane minimum, które gwarantuje bezproblemowy odbiór. Takim sposobem w obsadzie znaleźli się: Cillian Murphy, Kenneth Branagh, Fionn Whitehead, Tom Glynn-Carney, Jack Lowden, Harry Styles, Aneurin Barnard, James D'Arcy oraz Barry Keoghan. Najlepiej z całej obsady zaprezentował się Mark Rylance, który zresztą mógł się pochwalić najlepiej zarysowaną postacią.

Od strony technicznej film Christophera Nolana zachwyca pod każdym względem i na każdym kroku. Sukces ten zagwarantowały rewelacyjne zdjęcia Hoyte Van Hoytema, rewelacyjne efekty specjalne oraz impulsywna i odmierzająca czas muzyka Hansa Zimmera. W połączeniu z obrazem wypada wprost fenomenalnie, dzięki czemu wręcz potęguje emocje podczas seansu. W samodzielnym odsłuchu wypada nieco słabiej, ale to i tak lepiej niż jego ostatnie kompozycje do "Inferno". Na ekranie zachwyci nas również rewelacyjna scenografia, świetna charakteryzacja oraz niesamowite widoki. Dużym zaskoczeniem jest również dosłowny brak drastycznych scen oraz tryskającej krwi. Tego w tym filmie nie ma, co nie znaczy, że nie jest on przejmujący.

"Dunkierka" to z pewnością jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku. Nic dziwnego, albowiem było na co czekać. Tylko ktoś taki jak Chrostopher Nolan mógł opowiedzieć nam o największej akcji ratunkowej w dziejach ludzkości w taki niesamowity sposób. Bez zbędnego patosu oraz gloryfikacji. Prosto, a zarazem z pazurem. Z odpowiednim klimatem oraz porządną dawką emocji. Ten film mógł się nie udać. Na szczęście dzięki świetnemu scenariuszowi, profesjonalnej reżyserii oraz odpowiedniemu budżetowi było to możliwe.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.