Robert Langdon budzi się na szpitalnym łóżku w zupełnie obcym miejscu. Nie pamięta, jak i dlaczego znalazł się w szpitalu. Nie potrafi też wyjaśnić, w jaki sposób wszedł w posiadanie tajemniczego przedmiotu, który znajduje we własnej marynarce. Czasu na rozmyślania nie ma niestety zbyt wiele. Ledwie na dobre odzyskuje przytomność, ktoś próbuje go zabić. Z pomocą młodej lekarki Sienny Brooks Langdon opuszcza szpital i przemierza uliczki Florencji, próbując odkryć powody pościgu. Podąża śladem tajemniczych wskazówek ukrytych w słynnym poemacie Dantego… Czy jego wiedza o tajemnych sekretach, które skrywa historyczna fasada miasta wystarczy, by umknąć nieznanym oprawcom? Czy zdoła rozszyfrować zagadkę i uratować świat przed śmiertelnym zagrożeniem?
gatunek: Akcja, Thriller
produkcja: USA,
reżyser: Ron Howard
scenariusz: David Koepp
czas: 2 godz. 1 min.
muzyka: Hans Zimmer
zdjęcia: Salvatore Totinorok produkcji: 2016
budżet: 75 milionów $
ocena: 5,8/10
Piekło
zbawieniem ludzkości
Wszyscy lubimy zagadki. Najlepsze są te najbardziej skomplikowane, które wymagają tęgiego umysłu by je rozwiązać. Jednakże w rozwiązywaniu tych zagadek najważniejsza nie jest satysfakcja, a nagroda. No bo po co rozwiązywać tajemnice skrywane od wieków wyłącznie dla satysfakcji? Na końcu zawsze musi być jakiś "skarb", który wynagrodzi nasz trud włożony w znalezienie go. Tak było w "Skarbie narodów", który okazał się niezaprzeczalnym hitem i doczekał się nawet kontynuacji. Podobnie sprawa miała się z "Kodem Da Vinci", który pomimo kontrowersyjnej tematyki zgarną pokaźną sumę w box-office. Były jeszcze "Anioły i demony", które godnie przejęły pałeczkę po swoim poprzedniku. Jednakże jak widać formuła rozwiązywania zagadek, które prowadzą nas do konkretnego miejsca jeszcze się nie znudziła, albowiem na ekranach kin mamy możliwość oglądać kolejną odsłonę przygód niezrównanego profesora Langdona. Jednakże czy jego powrót był konieczny?
Dan Brown to jeden z najpopularniejszy oraz najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XXI wieku. Wystarczyło by napisał jedną powieść, aby zwrócić przeciwko sobie cały Kościół katolicki oraz miliony ludzi nie zgadzających się z jego tezami postawionymi w książce. Choć przygody profesora Langdona to fikcja, niemniej jednak wywołują u wielu bardzo skrajne emocje. Nie wiadomo czy takie były intencje pisarza, jednakże jedno jest pewne, że owa nagonka jedynie przysporzyła popularności Brownie oraz jego twórczości. Jego najnowsze dziecko zostało już zekranizowane i można je obejrzeć na ekranach naszych kin. Jednakże czy ta zagadka jest godna rozwiązania? Robert Langdon światowej sławy znawca symboli religijnych budzi się w szpitalu z urazem głowy. Nie wie gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Szybko wychodzi na jaw, że Langdon stał się przedmiotem obławy z powodu tajemniczej rzeczy, którą znalazł w swojej marynarce. Obiekt ten sprowadza na profesora masę kłopotów przez co zmuszony jest do wyruszenia w jedną z najniebezpieczniejszych wypraw. Jej celem jest ratunek ludzkości. Czy podoła temu arcytrudnemu zadaniu? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie musi paść w tej recenzji, albowiem każdy z nas zna ją doskonale. To co nas intryguje to cała reszta. "Inferno" zalicza bardzo dobry i niezwykle energiczny start. Reżyser dosłownie "wrzuca" nas niemalże w sam środek akcji i sprawia, że opowieść zaczyna się z przytupem. Pierwsze sceny ukazują nam energiczny i pełen dynamizmu pościg, który kończy się efektownym i zaskakującym finiszem. Sekundę później nawet bez chwili zastanowienia przenosimy się się do szpitala, w którym zastajemy rannego profesora Langdona. Jednakże akcja produkcji wcale nie zwalnia. Reżyser nie dając nam nawet sekundy na odpoczynek aranżuje kolejną ucieczkę. Tym razem ze szpitala. Wszystko to sprawia, że początek produkcji to niezwykle ciekawa i wartka sekwencja, która zdecydowanie zachęca by sięgnąć po więcej. Szkoda, że tym początkiem film Rona Howarda niemalże wyczerpał limit komplementów. Albowiem im bardziej zagłębiamy się w produkcję tym bardziej mamy ochotę przestać ją oglądać. Fabuła obrazu z ciekawej i wciągającej zamienia się w średnio intrygującą, mało absorbującą i niezbyt przekonującą gonitwę pomiędzy jednym miejscem a drugim w poszukiwaniu coraz zmyślniejszych wskazówek. Jej największym problemem jest scenariusz, który ukazuje nam liczne niedoskonałości w skonstruowanej opowieści. Przede wszystkim historia jest pełna dziur, które ujawniają nam się wraz z trwaniem produkcji. Na światło dzienne wychodzą również liczne niejasności, które ukazują nam, że historia została stworzona niezbyt dokładnie, albowiem ewidentnie widać, że momentami nie trzyma się kupy. Nie wiadomo wtedy czy brać historię na poważnie czy może traktować ją z przymrużeniem oka. Z jednej strony druga opcja wydaje się całkiem rozsądna, ale przy oglądaniu "Inferna" niestety się nie sprawdza, albowiem twórcy dosadnie dają nam do zrozumienia, że ich obraz należy traktować całkiem poważnie. Jest to jeden z poważniejszych błędów produkcji, który sprawia, że wiele scen rozgrywa się w aż nazbyt spiętej i podniosłej atmosferze, która odbiera filmowi cały urok. Z kolei pierwszoplanowa intryga to całkiem inna bajka. Wątek główny przede wszystkim cierpi na brak fundamentów, które by go znacząco osadziły w fabule "Inferna". Brak mocnej podpory sprawia, że cały wątek dotyczący "Piekła" Dantego wypada mało przekonująco, a niekiedy nawet śmiesznie. Pan Langdon pomimo utraty pamięci i zdolności nazywania najprostszych rzeczy, bez problemu przypomina sobie najbardziej skomplikowane zagadnienia z dziedziny symboliki i z prędkością światła odnajduje kolejne poszlaki układanki. Choć tak jak w "Aniołach i demonach" goni go czas, to jednak tym razem zdaje się działać na jakimś autopilocie, albowiem w jego działaniach widać ewidentny brak zaangażowania. Skomplikowane zagadki rozwiązuje jakby od niechcenia przez co brak mu dawnej ikry. Akcja produkcji również pozostawia wiele do życzenia. Wydawać by się mogło, że jej wartka formuła zapewni nam świetną rozrywkę, a z tym niestety bywa różnie. Wszystko ponownie sprowadza się do słabego scenariusza, który skutecznie odpycha nas od opowieści kolejnymi niejasnościami. Ich nagromadzenie okazuje się zbyt przytłaczające co powoduje u nas zniechęcenie do obrazu. Nawet liczne zwroty akcji nie zawsze nas satysfakcjonują, albowiem są do przewidzenia bądź też są słabo zaakcentowane. Opowieści brak również lekkości i gracji, którą można było zauważyć w filmowym poprzedniku. Fabuła "Aniołów i demonów" dała prowadzić się sama, a ta w "Inferno" jest niekiedy wręcz ciągnięta na siłę. Wydarzenia ekranowe tworzone są sztucznie przez co brak im polotu, który odciążyłby całą produkcję. Innymi słowy adaptacja powieści Dana Browna pod względem fabularnym mocno rozczarowuje.
Jeśli chodzi o stronę aktorską to produkcja prezentuje się całkiem nieźle. Niestety znowu ma sobie wiele do zarzucenia. Przede wszystkim pod względem budowy postaci, albowiem ten element kuleje w "Inferno" najbardziej. Bohaterom brak jasnych motywów, a ich działania są słabo uzasadnione. Nie pomaga również postać z przeszłości profesora, która miała wnieść element romantyczny, albowiem wypada mało wiarygodnie. To samo tyczy się również większości postaci drugoplanowych, które niewiele mają udziału w produkcji, ale ich obecność jest kluczowa dla pierwszoplanowej intrygi. Jedna wielka sprzeczność. Natomiast jeśli chodzi o aktorstwo to z tym jest już znacznie lepiej. Na pierwszym planie mamy oczywiście niezastąpionego Toma Hanksa, który wlewa w postać Roberta Langdona dużo gracji, lekkości oraz humoru co pozwala mu niekiedy rozluźniać atmosferę filmu. Niestety widać, że aktor jest nieco zmęczony tą postacią, albowiem w większości scen gra na niezbyt atrakcyjnym autopilocie. Jedną z najatrakcyjniejszych sylwetek jest doktor Sienna Brooks grana przez świetną Felicity Jones. Warto również zwrócić uwagę na Irrfana Khana czy Sidse Babett Knudsen, albowiem aktorzy ci zostali dobrani do sportretowania ciekawych charakterów, ale niestety nie dano im na to zbyt wiele czasu ekranowego. Pojawiają się jeszcze: Ben Foster, Omas Sy i Ana Ularu jednakże ich sylwetki stanowią jedynie dopełnienie całości.
Od strony technicznej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Zaczynając od dobrych efektów specjalnych, a kończąc na różnorodnym doborze lokacji. Niezwykle ważne dla opowieści są również dynamiczne ujęcia, które rewelacyjnie ukazują nam szaleńczą atmosferę filmu i są pewnego rodzaju namiastką emocji jakie powinien nam obraz dostarczyć. Oczywiście jest jeszcze muzyka Hansa Zimmera, która tym razem prezentuje się niezwykle miałko. Gdzieś tam zawsze pobrzękuje w tle, ale tak naprawdę brak jej charyzmy i zdecydowania przez co prezentuje się strasznie słabo.
"Inferno" zapowiadało się na jesienny hit, ale niestety wyszło całkowicie odwrotnie. Słaby scenariusz, niechlujne nakreślenie postaci oraz historia, która nie jest w stanie przekonać nas do siebie tak jak to miało miejsce przy poprzedniej części to spore minusy. Jedynymi plusami obrazu wydają się być: pędząca na zabój akcja (która niestety nie zawsze wciąga), emocjonujące zakończenie oraz jeden konkretny zwrot fabularny, który obraca opowieść o 180°. Nie zmienia to jednak faktu, że film Rona Howarda zawodzi na całej linii. Ale i tak okazuje się lepszy niż nudny i przydługawy "Kod Da Vinci". "Anioły i demony" natomiast nadal pozostają najlepszym obrazem z serii. Niestety taki obrót spraw nie powinien cieszyć reżysera, albowiem po filmie widać, że wszystko w nim było robione na szybko, niedokładnie i bez przekonania. I to tak naprawdę boli najbardziej.
Dan Brown to jeden z najpopularniejszy oraz najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XXI wieku. Wystarczyło by napisał jedną powieść, aby zwrócić przeciwko sobie cały Kościół katolicki oraz miliony ludzi nie zgadzających się z jego tezami postawionymi w książce. Choć przygody profesora Langdona to fikcja, niemniej jednak wywołują u wielu bardzo skrajne emocje. Nie wiadomo czy takie były intencje pisarza, jednakże jedno jest pewne, że owa nagonka jedynie przysporzyła popularności Brownie oraz jego twórczości. Jego najnowsze dziecko zostało już zekranizowane i można je obejrzeć na ekranach naszych kin. Jednakże czy ta zagadka jest godna rozwiązania? Robert Langdon światowej sławy znawca symboli religijnych budzi się w szpitalu z urazem głowy. Nie wie gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Szybko wychodzi na jaw, że Langdon stał się przedmiotem obławy z powodu tajemniczej rzeczy, którą znalazł w swojej marynarce. Obiekt ten sprowadza na profesora masę kłopotów przez co zmuszony jest do wyruszenia w jedną z najniebezpieczniejszych wypraw. Jej celem jest ratunek ludzkości. Czy podoła temu arcytrudnemu zadaniu? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie musi paść w tej recenzji, albowiem każdy z nas zna ją doskonale. To co nas intryguje to cała reszta. "Inferno" zalicza bardzo dobry i niezwykle energiczny start. Reżyser dosłownie "wrzuca" nas niemalże w sam środek akcji i sprawia, że opowieść zaczyna się z przytupem. Pierwsze sceny ukazują nam energiczny i pełen dynamizmu pościg, który kończy się efektownym i zaskakującym finiszem. Sekundę później nawet bez chwili zastanowienia przenosimy się się do szpitala, w którym zastajemy rannego profesora Langdona. Jednakże akcja produkcji wcale nie zwalnia. Reżyser nie dając nam nawet sekundy na odpoczynek aranżuje kolejną ucieczkę. Tym razem ze szpitala. Wszystko to sprawia, że początek produkcji to niezwykle ciekawa i wartka sekwencja, która zdecydowanie zachęca by sięgnąć po więcej. Szkoda, że tym początkiem film Rona Howarda niemalże wyczerpał limit komplementów. Albowiem im bardziej zagłębiamy się w produkcję tym bardziej mamy ochotę przestać ją oglądać. Fabuła obrazu z ciekawej i wciągającej zamienia się w średnio intrygującą, mało absorbującą i niezbyt przekonującą gonitwę pomiędzy jednym miejscem a drugim w poszukiwaniu coraz zmyślniejszych wskazówek. Jej największym problemem jest scenariusz, który ukazuje nam liczne niedoskonałości w skonstruowanej opowieści. Przede wszystkim historia jest pełna dziur, które ujawniają nam się wraz z trwaniem produkcji. Na światło dzienne wychodzą również liczne niejasności, które ukazują nam, że historia została stworzona niezbyt dokładnie, albowiem ewidentnie widać, że momentami nie trzyma się kupy. Nie wiadomo wtedy czy brać historię na poważnie czy może traktować ją z przymrużeniem oka. Z jednej strony druga opcja wydaje się całkiem rozsądna, ale przy oglądaniu "Inferna" niestety się nie sprawdza, albowiem twórcy dosadnie dają nam do zrozumienia, że ich obraz należy traktować całkiem poważnie. Jest to jeden z poważniejszych błędów produkcji, który sprawia, że wiele scen rozgrywa się w aż nazbyt spiętej i podniosłej atmosferze, która odbiera filmowi cały urok. Z kolei pierwszoplanowa intryga to całkiem inna bajka. Wątek główny przede wszystkim cierpi na brak fundamentów, które by go znacząco osadziły w fabule "Inferna". Brak mocnej podpory sprawia, że cały wątek dotyczący "Piekła" Dantego wypada mało przekonująco, a niekiedy nawet śmiesznie. Pan Langdon pomimo utraty pamięci i zdolności nazywania najprostszych rzeczy, bez problemu przypomina sobie najbardziej skomplikowane zagadnienia z dziedziny symboliki i z prędkością światła odnajduje kolejne poszlaki układanki. Choć tak jak w "Aniołach i demonach" goni go czas, to jednak tym razem zdaje się działać na jakimś autopilocie, albowiem w jego działaniach widać ewidentny brak zaangażowania. Skomplikowane zagadki rozwiązuje jakby od niechcenia przez co brak mu dawnej ikry. Akcja produkcji również pozostawia wiele do życzenia. Wydawać by się mogło, że jej wartka formuła zapewni nam świetną rozrywkę, a z tym niestety bywa różnie. Wszystko ponownie sprowadza się do słabego scenariusza, który skutecznie odpycha nas od opowieści kolejnymi niejasnościami. Ich nagromadzenie okazuje się zbyt przytłaczające co powoduje u nas zniechęcenie do obrazu. Nawet liczne zwroty akcji nie zawsze nas satysfakcjonują, albowiem są do przewidzenia bądź też są słabo zaakcentowane. Opowieści brak również lekkości i gracji, którą można było zauważyć w filmowym poprzedniku. Fabuła "Aniołów i demonów" dała prowadzić się sama, a ta w "Inferno" jest niekiedy wręcz ciągnięta na siłę. Wydarzenia ekranowe tworzone są sztucznie przez co brak im polotu, który odciążyłby całą produkcję. Innymi słowy adaptacja powieści Dana Browna pod względem fabularnym mocno rozczarowuje.
Jeśli chodzi o stronę aktorską to produkcja prezentuje się całkiem nieźle. Niestety znowu ma sobie wiele do zarzucenia. Przede wszystkim pod względem budowy postaci, albowiem ten element kuleje w "Inferno" najbardziej. Bohaterom brak jasnych motywów, a ich działania są słabo uzasadnione. Nie pomaga również postać z przeszłości profesora, która miała wnieść element romantyczny, albowiem wypada mało wiarygodnie. To samo tyczy się również większości postaci drugoplanowych, które niewiele mają udziału w produkcji, ale ich obecność jest kluczowa dla pierwszoplanowej intrygi. Jedna wielka sprzeczność. Natomiast jeśli chodzi o aktorstwo to z tym jest już znacznie lepiej. Na pierwszym planie mamy oczywiście niezastąpionego Toma Hanksa, który wlewa w postać Roberta Langdona dużo gracji, lekkości oraz humoru co pozwala mu niekiedy rozluźniać atmosferę filmu. Niestety widać, że aktor jest nieco zmęczony tą postacią, albowiem w większości scen gra na niezbyt atrakcyjnym autopilocie. Jedną z najatrakcyjniejszych sylwetek jest doktor Sienna Brooks grana przez świetną Felicity Jones. Warto również zwrócić uwagę na Irrfana Khana czy Sidse Babett Knudsen, albowiem aktorzy ci zostali dobrani do sportretowania ciekawych charakterów, ale niestety nie dano im na to zbyt wiele czasu ekranowego. Pojawiają się jeszcze: Ben Foster, Omas Sy i Ana Ularu jednakże ich sylwetki stanowią jedynie dopełnienie całości.
Od strony technicznej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Zaczynając od dobrych efektów specjalnych, a kończąc na różnorodnym doborze lokacji. Niezwykle ważne dla opowieści są również dynamiczne ujęcia, które rewelacyjnie ukazują nam szaleńczą atmosferę filmu i są pewnego rodzaju namiastką emocji jakie powinien nam obraz dostarczyć. Oczywiście jest jeszcze muzyka Hansa Zimmera, która tym razem prezentuje się niezwykle miałko. Gdzieś tam zawsze pobrzękuje w tle, ale tak naprawdę brak jej charyzmy i zdecydowania przez co prezentuje się strasznie słabo.
"Inferno" zapowiadało się na jesienny hit, ale niestety wyszło całkowicie odwrotnie. Słaby scenariusz, niechlujne nakreślenie postaci oraz historia, która nie jest w stanie przekonać nas do siebie tak jak to miało miejsce przy poprzedniej części to spore minusy. Jedynymi plusami obrazu wydają się być: pędząca na zabój akcja (która niestety nie zawsze wciąga), emocjonujące zakończenie oraz jeden konkretny zwrot fabularny, który obraca opowieść o 180°. Nie zmienia to jednak faktu, że film Rona Howarda zawodzi na całej linii. Ale i tak okazuje się lepszy niż nudny i przydługawy "Kod Da Vinci". "Anioły i demony" natomiast nadal pozostają najlepszym obrazem z serii. Niestety taki obrót spraw nie powinien cieszyć reżysera, albowiem po filmie widać, że wszystko w nim było robione na szybko, niedokładnie i bez przekonania. I to tak naprawdę boli najbardziej.