Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. Pokaż wszystkie posty
Jak dobrze być złym… Zebrać drużynę złożoną z najbardziej niebezpiecznych pojmanych superprzestępców. Następnie przekazać im najpotężniejszą broń, jaką dysponuje rząd. Wreszcie wysłać ich na misję, której celem jest pokonanie tajemniczego, nieprzeniknionego bytu. Amanda Waller, oficer amerykańskiego wywiadu, doszła do wniosku, że do takiego zadania nada się jedynie zbieranina łotrów, którzy nie mają absolutnie nic do stracenia. Co zrobi Legion Samobójców, gdy jego członkowie zorientują się, że nie zostali wybrani dlatego, iż mają szansę wygrać, ale dlatego, że nikt nie będzie ich żałował, gdy poniosą klęskę? Czy dadzą z siebie wszystko, choćby mieli zginąć, czy będą walczyć o własne przetrwanie?

gatunek: Akcja
produkcja: USA
reżyser: David Ayer
scenariusz: David Ayer
czas: 2 godz. 10 min.
muzyka: Steven Price
zdjęcia: Roman Vasyanov
rok produkcji: 2016
budżet: 175 milionów $
ocena: 7,3/10





 
Najgorsi z najgorszych


Kinowe uniwersum DC rozrasta się. Jeszcze nie tak dawno temu nie można było mówić o jakimkolwiek uniwersum, a teraz Warner zaczyna nas zasypywać kolejnymi filmami ze stajni komiksów DC. Chęć dogonienia potentata tego rynku czyli Marvela wydaje się rozsądną decyzją i dobrze wiedzieć, że wytwórnie chcą konkurować o widzów. My natomiast mamy szansę zobaczyć dwa odrębne światy. Dla niektórych Marvel się już przejadł więc Warner i ich filmy najwidoczniej spadły im wręcz z nieba. Niestety premiera "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" mocno podzieliła kinomanów co w efekcie doprowadziło do wielkiego zamieszania w świeżo planowanym uniwersum. Przełomem mającym zapewnić lepszy wizerunek kreującemu się światu miał być "Legion samobójców" Davida Ayera, który jak zapewniano wprowadzi całkiem nową jakość. Czy tak się rzeczywiście stało?

Omawiając film "Batman v Superman" podkreślałem, że tak naprawdę niewiele różni obraz Snydera od tych ze stajni Marvela. Mamy ciekawych bohaterów, mega rozróby i masę akcji. Z tym, że u Snydera postawiono na mrok i tajemniczą aurę, która moim zdaniem świetnie się sprawdziła i tak naprawdę stworzyła realną barierę pomiędzy DC i Marvelem. Chłodne kadry, więcej powagi mniej żartów itp. Choć starcie dwóch najważniejszych postaci od DC Comics nie okazało się tak wielkim hitem, to jednak uspokojono nas, że film Ayera wszystko naprawi. Szkoda, że to były tylko puste słowa, ale zacznijmy omawianie od początku. Nie muszę chyba wszystkim przypomnieć, że sam pomysł na "Legion samobójców" to strzał w dziesiątkę. Jak na razie na ekranach pojawiali się sami superbohaterowie w rolach głównych, a tu nagle taka drastyczna zmiana. To mogło przynieść całkiem nową jakość do świata herosów z tym, że trzeba było podejść do tego z rozwagę. Nic dziwnego, że "Deadpool" okazał się takim hitem. To była pierwsza tego typu produkcja, która pomimo swoich niewielkich błędów okazała się świetnym widowiskiem. Twórcy "Legionu.." zapewne liczyli na to samo. Niestety nie wszystko poszło po ich myśli. Pomysł swoją drogą, ale liczy się jeszcze to w jaki sposób go wykorzystamy, aby opowiedzieć błyskotliwą i pełną zaskakujących zwrotów akcji historię o samych antagonistach. Tutaj zdecydowanie nie wykorzystano potencjału opowieści. Fabuła produkcji z początku nie zachwyca. Nieco wolno się rozkręca przez co nie do końca jest nas w stanie zaintrygować tym co może być dalej. Twórcy ukazują nam wtedy przeszłość większości z postaci, która pomimo bycia ważną częścią dla całego obrazu okazuje się również elementem nieco spowalniającym akcję produkcji. Dopiero po pewnym czasie następuje tak zwane "zwolnienie blokady" i akcja rusza z kopyta. Fabuła od tego momentu okazuje się być całkiem wciągająca, pełna akcji oraz humoru. Wydarzenia ekranowe ukazują nam ciekawe potyczki naszych bohaterów, albo raczej antybohaterów, a oglądanie ich to czysta przyjemność. Równie dobrze prezentują się ciekawie ukazane sceny walk oraz perypetie naszych postaci nieustannie walczących ze swoją przeszłością. Niestety czas ekranowy wyraźnie rozdzielono pomiędzy bohaterów przez co dosyć pokaźny skład Legionu samobójców nie zostaje nam ukazany w pełnej krasie. Bohaterowie ulegli podzieleniu przez co niektórych jest więcej, a innych zaś mniej. Szkoda, ponieważ postacie są jednym z lepszych punktów tej produkcji. Niestety muszę przyznać, że oczekiwania wobec tego filmu okazały się zbyt wysokie przez co produkcja Ayera ewidentnie im nie sprostowała. Jednakże byłbym w stanie wybaczyć twórcom prawie wszystko gdyby nie miałki i nijaki główny wątek produkcji, który, aż poraża swoją prostotą. Jest zbudowany ze standardów i utartych szablonów przez co twórcom nie udaje się nas zbyt często zaskoczyć, albowiem większość zdarzeń jesteśmy w stanie przewidzieć sami. To duży minus dla produkcji, która powinna wręcz kipieć od skomplikowanych, brawurowych i niespodziewanych zwrotów akcji. W końcu to sami złoczyńcy... A tu jednak się okazuje, że najgorsi z najgorszych potrafią również zrobić coś dobrego dla innych. Tym akurat mnie zaskoczono, albowiem ukazano nam naszych bohaterów w całkiem nowym świetle. Gdyby trzymano się takiej taktyki całościowo produkcja wypadłaby znacznie lepiej. Teraz nie wiadomo kogo za to winić. Reżysera czy studio, które po premierze "BvS" postanowiło nieco zamieszać przy "Legionie...", aby nie powstało wokół produkcji takiego samego zamieszania. Sam nie wiem co o tym sądzić, ale muszę przyznać, że oglądając film ewidentnie da się wyłapać celowo zatarte granice pomiędzy różnymi sposobami narracji produkcji. Kogo to wina oceńcie sami. Ja natomiast poruszę jeszcze kwestię głównego antagonisty filmu (jakbyście nie wiedzieli nie są to nasi bohaterowie), który również prezentuje się słabo. Zacznijmy od tego, że złoczyńca takiego kalibru jak w "Legionie samobójców" powinien stanąć raczej do walki z Ligą sprawiedliwości, a nie z paczką złych zbirów. Historia tej postaci jak i jej zdolności wydają się zbyt potężne dla naszej zbieraniny. Być może się mylę, ale takie właśnie odniosłem wrażenie. Oprócz tego podejrzewałem, że produkcja opowie o bardziej przyziemnym przeciwniku legionu, a nie niemalże wyciągniętym z kart powieści fantasy... ale to chyba kwestia gustu.

Postacie w "Legionie samobójców" jak już wcześniej wspominałem są najlepszym elementem filmu. Choć nie wszyscy dostali tyle czasu ekranowego co trzeba to i tak świetnie ogląda się ich perypetie na ekranie. Pierwsze skrzypce gra Deadshot czyli świetny Will Smith oraz całkiem pokręcona Harley Quinn czyli fenomenalna Margot Robbie. To właśnie ona z całej obsady zaprezentowała się najlepiej. Jej wersja Harley jest niezwykle urzekająca oraz pełna humoru przez co ilekroć widzimy ja na ekranie nie możemy powstrzymać się od uśmiechu. Jej wątek okazuje się być najbardziej rozbudowanym, albowiem to ona jest tą jedyną Pana J. - Jokera, który nie może bez niej żyć dlatego ciągle jej szuka. Z kolei Joker występuje w produkcji jako drugoplanowa postać, która tak naprawdę nie ma nic wspólnego z głównym wątkiem obrazu. Ale trzeba przyznać, że jego obecność niezmiernie cieszy. W roli Pana J. mamy świetnego Jareda Leto, który ukazał nam tę ikoniczną postać od całkiem nowej strony. Joker Leto prezentuje się niczym baron narkotykowy z tym, że jest mocno stuknięty. Jego kreacja różni się od tych stworzonych przez Nicholsona i Ledgera, ale jest równie godna uwagi szczególnie, że Joker ma się pojawić w kolejnych produkcjach. Natomiast na pierwszym planie pojawiają się jeszcze: Joel Kinnaman jako kapitan Rick Flag, świetny Jai Courtney jako sprośny Kapitan Boomerang, Jey Hernandez jako Diablo, Adewale Akinnuoye-Agbaje jako Krokodyl, Cara Delevingne jako June Moone / Enchantress, Karen Fukuhara jako Katana oraz Viola Davis jako Amanda Waller. Oprócz nich możemy dostrzec jeszcze: Scotta Eastwooda, Commona, Davida Harboura oraz Erzę Millera jako Flasha i Bena Afflecka jako Batmana. Aktorzy naprawdę się spisali dzięki czemu są pewnego rodzaju podporą produkcji.

Od strony technicznej film prezentuje się bardzo dobrze. Efekty specjalne są na wysokim poziome, zdjęcia są dynamiczne, a muzyka wartka i energiczna. Klimat lekki i niezwykle przyjemny, a do tego mamy świetny humor. Oprócz tego mamy jeszcze dobrą scenografię, ciekawe kostiumy oraz dobrze dopasowane utwory muzyków.

"Legion samobójców" w reżyserii Davida Ayera miał być pewnego rodzaju przełomem w kinowym uniwersum DC. Miał puścić w niepamięć złe przyjęcie "Batmana v Supermena" i wprowadzić nową jakość do twego świata. Niestety tak się nie stało, albowiem najnowsza produkcja Warnera nie była w stanie sprostać oczekiwaniom fanów, ani zapewnieniom wytwórni. Zwiastuny zapewniały satysfakcjonujące widowisko, ale tak się nie stało. Film ma ogromne niedociągnięcia fabularne, które głównie tyczą się wątku głównego (sprawia wrażenie dodatku do całości) oraz czarnego charakteru, a zaś jego najjaśniejszym punktem są postacie, aktorzy oraz strona techniczna. Jednakże pomimo tego, że fabuła nie jest najwyższych lotów można się na filmie nieźle bawić. Jako, że wątek główny jest tak oklepany można na niego prawie nie zwracać uwagi i skupić się na naszych postaciach i relacjach jakie między nimi się tworzą. To właśnie one są tematem tej produkcji i one napędzają całość. Jeśli pominiemy tę nieszczęsną intrygę i zlekceważymy czarny charakter okaże się, że "Legion samobójców" co bardzo przyjemna, lekka, pełna humoru oraz dobrej zabawy produkcja, z którą możemy przyjemnie spędzić czas.


Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W obawie przed poczynaniami nieposkromionego superbohatera o boskich rysach i zdolnościach, najznamienitszy obywatel Gotham City, a zarazem zaciekły strażnik porządku, staje do walki z otaczanym czcią współczesnym wybawcą Metropolis, podczas gdy świat usiłuje ustalić, jakiego bohatera naprawdę potrzebuje. Wobec konfliktu, który rozgorzał między Batmanem i Supermanem, na horyzoncie szybko pojawia się nowy wróg, stawiając ludzkość w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, z jakim jeszcze nigdy nie musiała się mierzyć.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Zack Snyder
scenariusz: Chris Terrio, David S. Goyer
czas: 2 godz. 31 min.
muzyka: Hans Zimmer, Junkie XL
zdjęcia: Larry Fong
rok produkcji: 2016
budżet: 250 milionów $
ocena: 6,8/10








 
Bóg kontra człowiek


Marvel i DC. Dwa równe światy, które wbrew pozorom więcej rzeczy łączy niż dzieli. A jednak wielu z nas jest w stanie dostrzec różnicę pomiędzy produkcjami, które pojawiają się w kinach pod szyldami innych komiksów. Czy jest to idea filmów superbohaterskich? Nie. A może chodzi o to, że jedni mają lepszych bohaterów niż tamci drudzy? Też nie. A więc co tak naprawdę sprawia, że te dwa universa, które bezsprzecznie posiadają wiele wspólnych cech tak bardzo są w stanie się od siebie różnić? Odpowiedź na to pytanie kryje się pod hasłami: klimat oraz ton prowadzenia opowieści. Właśnie te rzeczy sprawiają, że Marvel i DC to dwa różne światy. I choć wydawać by się mogło, że różnice te idealnie kontrastują oba światy, to jednak wiele osób uznało je za minus najnowszego widowiska Zacka Snydera pt: "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości". Ja się pytam dlaczego?

Zapewne zgodzicie się ze stwierdzeniem, że trylogia "Mrocznego rycerza" w reżyserii Christophera Nolana to mroczna i stworzona w poważnej tematyce saga. A jednak uważana jest za jedną z najlepszych superbohaterskich trylogii w historii. Co więc stoi na przeszkodzie, aby "Batman v Superman" też taki był? Spróbujmy rozpatrzeć problem od początku. Już na samym wstępie do tego dwu i pół godzinnego filmu reżyser przedstawia nam śmierć rodziców Brucea Waynea we wspaniale zmontowanym intro. Początek ten nie wyróżniałby się niczym nadzwyczajnym gdyby nie fakt, że ojciec Brucea zamiast osłonić rodzinę przed sprawcą spróbował bezskutecznie stawić mu czoła. Ta scena daje nam jasno do zrozumienia, że nowy Batman będzie się znacznie różnić od wcześniej ukazywanych nam już wersji. Jednakże o tym sobie jeszcze powiemy. Skupmy się teraz na rzeczy najważniejszej czyli na fabule.

Ta zaś cierpi na chorobę dwubiegunową, albowiem posiada prawie tyle samo zalet co wad. Do jej mocnych stron z pewnością jesteśmy w stanie zaliczyć całkiem ciekawą, wciągającą i zaskakującą historię, natomiast do wad zaliczymy chaos oraz zbyt dużą ilość wątków. Opowieść już na samym wstępie jest w stanie nas zaintrygować oraz sprawić, że wydarzenia ekranowe bardzo szybko przykują nasza uwagę. Mówię tu w szczególności o wstępie oraz wydarzeniach z Metropolis. Te pierwsze 10 może 15 minut to duży zastrzyk akcji oraz emocji. Niestety później cała akcja spada prawie do zera i zostaje od nowa sukcesywnie odbudowana. Sceny pełne akcji przeplatają się z tymi, w których króluje dialog oraz napięcie między postaciami. Z kolei dialogi okazują się jedną z mocniejszych stron tego filmu. Nie mówię o wszystkich, albowiem niektóre są zbyt patetyczne i sztuczne by brać je na poważnie, ale w filmie znajdziemy kilka świetnych konwersacji, w których czuć napięcie i moc. Wydarzenia ekranowe potrafią zaskoczyć tak samo jak i decyzje niektórych postaci dzięki czemu film nie jest aż tak oczywisty jak można było się tego spodziewać. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy oczekiwać arcydzieła, albowiem reżyser nie uniknął banałów w postaci fabularnej drogi na skróty oraz braku spójności niektórych wydarzeń. Największą wadą całej produkcji jest zbyt duża ilość wątków, która generuje wszechobecny chaos. Stało się tak, albowiem DC postanowiło jednym filmem nadrobić wszystkie stracone lata, w których Marvel sukcesywnie wprowadzał swoje produkcje do kin. Sama idea tego pomysłu nie była wcale taka zła, ale efekt końcowy okazał się być niezbyt satysfakcjonujący. Szczególnie dla osób kompletnie nie znających komiksów, które podczas scen ukazujących sny Batmana oraz camea nowych postaci będą się łapać za głowy (nie zapominając o niespodziewanym pojawieniu się Flasha). Dopiero po krótkiej lekturze zaznajamiającej nas z tym jak świat ukazany w "Batman v Superman" funkcjonuje jesteśmy w stanie w miarę racjonalnie poskładać wszystko do kupy. Niestety pierwsze wrażenie zmieszania zostaje.

Najnowszy film Snydera oprócz bogatej puli wątków może się również pochwalić prawie taką samą ilością różnorakich bohaterów.  Postacie ukazane w produkcji to w większości silne i zdecydowane sylwetki, które twardo stąpają po ziemi. Nie boją się mówić prawdy czy też stanąć w obronie wyznawanych przez siebie ideałów. Niestety w obrazie wypełnionym samymi komiksowymi postaciami ciężko jest poświęcić każdej z nich wystarczającą ilość uwagi. Bardzo często w takich filmach niektórzy bohaterowie są poszkodowani. Tym razem padło na Supermana, którego rola w filmie została znacząco uszczuplona na rzecz nowego Batmana. Niestety, ale nie da się ukryć faktu, że Superman jest jednym z najgorzej napisanych bohaterów w tej produkcji. Jedyne co robi to przechadza się przed oraz nieznacznie rzuca pojedynczymi zdaniami. Wszystko to sprawia wrażenie jakby Clark Kent był ładnie pomalowanym kawałkiem drewna. Bez emocji i charyzmy, ale za to z ładnym wyglądem. Sprawa ma się kompletnie inaczej z Batmanem, który dostał dużo więcej czasu ekranowego. Jest to postać dużo lepiej napisana, z większym doświadczeniem jak i bardziej rozwiniętą psychiką (tutaj nawiązanie do sceny początkowej). Nasza postać jest już zmęczona ratowaniem świata co widać po sposobie jego walki oraz stosunku do przestępców. Ewidentnie pan Wayne ma swoje początki bycia superbohaterem za sobą. Sam Ben Affleck w roli mrocznego rycerza sprawdza się wyśmienicie. Widać wyraźnie jego gniew, porywczość, a zarazem elegancję i klasę jak to na miliardera przystało. Nie ma co go nawet porównywać do drewnianego Henryego Cavilla. Mamy również wyśmienitego Jeremyego Ironsa, który okazał się strzałem w dziesiątkę jako postać Alfreda. Na ekranie pojawiają się również Amy Adams, Diane Lane, Holly Hounter i Laurence Fishburne. Warto również zwrócić uwagę na oszałamiająca Gal Gadot jako Wonder Woman. W roli głównego antagonisty mamy świetnego Jessego Eisenberga jako Lexa Luthora. Kompletnie nie rozumiem tego całego zamieszania związanego z tą postacią. Nie zgadzam się, że jest to źle napisany i zagrany bohater. Wręcz przeciwnie sądzę, że jest to jedna z sylwetek na którą warto zwrócić uwagę. Szalona, psychodeliczna i z zadatkami na psychopatę. Do tego nieprzeciętny geniusz oraz niezwykle sprytny intrygant. Ma motyw (nieco wydumany, ale ma) dzięki, któremu wypada bardziej przekonująco niż cała potyczka Batmana i Supermana gdzie tak naprawdę nie wiadomo czemu obaj panowie się biją. Ich pobudki do walki są błahe, a całość przybiera formę nadętego spektaklu bez żadnego sensu. Nie wiem jak wy, ale ja zdecydowanie wolę Luthora.

Pod względem technicznym film prezentuje się bardzo dobrze. Mamy dobre zdjęcia Larryego Fonga oraz klimatyczną muzykę Hansa Zimmera i Junkie XL. Efekty specjalne prezentują się bardzo dobrze za wyjątkiem postaci Doomsdaya, gdzie można dostrzec przysłowiowy "plastik". Warto również zwrócić uwagę na kostiumy, scenografie i ogólną kompozycję artystyczną filmu. Jednakże to co w obrazie najlepsze to jego klimat. Niezwykle mroczny i gęsty. Atmosfera sprawia wrażenie ciężkiej i dusznej jakby nieszczęście wisiało w powietrzu. Oprócz tego cała opowieść jest rozegrana na poważnych tonach bez żarcików rzucanych na prawo i lewo jak to ma miejsce u Marvela. Dla wielu mrok i powaga zdyskredytowały film, jednak według mnie to tak naprawdę jego duży atut. Jest niezwykle magnetyczny co pozwala mu wyróżnić się na tle innych produkcji superbohaterskich.

Koniec końców "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości" to film niezwykle kontrastowy. Posiada zarówno wiele wad jak i zalet co czyni go jeszcze bardziej trudnym do ocenienia.  Z pewnością dla wielu z was elementem, który przeważy szalę na niekorzyść produkcji będzie mało widowiskowa i satysfakcjonująca walka pomiędzy tytułowymi herosami. Jednakże zaś z drugiej strony starcie to okazało się być całkiem ciekawe z całkiem innej perspektywy. Ta dwoistość obrazu Zacka Snydera doprowadza mnie do szału. A to co mnie w filmie najbardziej urzekło to klimat, który wyraźnie ukazuje nam różnicę pomiędzy obydwoma universami. Sam film zaś nie jest taki zły jak o nim mówią. Za drugim razem lepiej wchodzi – wiem to z własnego doświadczenia dlatego też może warto dać filmowi drugą szansę? Co wy na to? ;)


Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.