Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kenneth Branagh. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kenneth Branagh. Pokaż wszystkie posty
W tytułowym pociągu spotyka się kilkanaście osób, przedstawicieli różnych kultur, zawodów, grup wiekowych, klas społecznych, światopoglądów. Wśród nich słynny Belg Hercules Poirot, prawdopodobnie najlepszy detektyw świata. Wszystko wydaje się toczyć normalnym rytmem, również rozmowy pomiędzy współpasażerami o wszystkim i o niczym, żeby tylko podtrzymać iluzoryczne konwenanse. Pewnej nocy dochodzi jednak do brutalnego morderstwa i to właśnie na detektywie spocznie odnalezienie sprawcy. Problem w tym, że popełnić zbrodnię mógł dosłownie każdy z jadących. Sytuację pogarsza fakt, że wytrąceni z równowagi pasażerowie zaczynają się powoli rzucać sobie do gardeł.

gatunek: Kryminał
produkcja: USA, Malta
reżyseria: Kenneth Branagh
scenariusz: Michael green
czas: 1 godz. 54 min.
muzyka: Patrick Doyle
zdjęcia: Haris Zambarloukos
rok produkcji: 2017
budżet: 55 milionów $

ocena: 6,6/10












Pociąg na rozdrożu


Agahta Christie nie od dziś nazywana jest królową kryminałów. Tytuł ten zawdzięcza nie tylko pokaźnej ilości powieści w swoim dorobku, ale także niesamowitej wartości intelektualnej każdej z nich. Zapewne kojarzycie autorkę z Panną Marple oraz Herculesem Poirot, których to przygody możemy poznać na kartach wielu powieści. Jej kryminały są również często przenoszone na ekran. W tym roku Kenneth Branagh postanowił po raz kolejny zekranizować najsłynniejszą i najbardziej zakręconą powieść autorki, którą zna ze słyszenia praktycznie każdy. Mowa o "Morderstwie w Orient Expressie".

Hercules Poirot bez trudu rozwiązuje palący kryzys w Jerozolimie. Teraz czeka go wymarzony urlop. Niestety ten kończy się, zanim na dobre się jeszcze zaczął. Okazuje się, że detektyw jest potrzebny w pilnej sprawie w Wielkiej Brytanii. Musi się dostać do Londynu najszybciej jak to możliwe. Najszybciej będzie pociągiem, który wyrusza ze Stambułu. Dzięki znajomości z kierownikiem pociągu Poirotowi udaje się dostać miejsce w zatłoczonym pociągu. Niestety podróż wkrótce okaże się katorgą, gdy pociąg wpadnie w trasie na zaspę śnieżną oraz jeden z pasażerów zostanie zamordowany. Detektyw rozpoczyna śledztwo, jednakże nie wie, że ta historia będzie mieć niesłychanie pogmatwane korzenie. Każdy, kto czytał "Morderstwo..." zna jego niebywale poplątane rozwiązanie. Osoby te zapewne znają również poprzednie ekranizacje tej bestsellerowej powieści. Pozostaje więc zadać pytanie, czy jest sens robić kolejną adaptację tej samej książki? Niestety Orient Express A.D. 2017 nie udziela nam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, albowiem nie wszystko w nim się udało. Zaczynając jednak od samego początku, muszę pochwalić twórców za to, że w bardzo szybki i zgrabny sposób byli w stanie z impetem wprowadzić nas w tę opowieść. Albowiem we wstępie ukazują nam, jak światowej sławy detektyw poradził sobie z rozwiązaniem kryzysu w Jerozolimie. Jest wartko, gładko oraz ciekawie. Twórcy w wyśmienity sposób pokazują nam, jak Poirot zwykle rozwiązuje zagadki oraz jaka to dla niego dziecinnie prosta zabawa. Tak właściwie sam wstęp jest poświęcony samemu Poirot, którego postać postanowiono stworzyć na nowo na potrzeby tej ekranizacji. Muszę przyznać, że wyszło im to naprawdę nieźle. Omówmy najpierw jednak samą fabułę. Ta w dużej mierze bazuje na pierwowzorze, ale nie ogranicza się wyłącznie do niego. Mamy wspomniany już przeze mnie świetnie dopisany początek oraz kilka późniejszych zdarzeń. Jednakże w gruncie rzeczy nie stara się być na tym polu przesadnie oryginalna. I tutaj mamy już pierwszy problem, albowiem mając tak wyświechtaną przez kino opowieść ciężko zaskoczyć widzów tym samym kolejny raz z rzędu. Dlatego Branagh stara się jak może, aby uczynić z filmu produkt wyjątkowy. Nie przenosi jednak akcji do czasów teraźniejszych ani nie czyni Poirota bohaterką kobiecą. Takich dużych zmian nie oczekujcie. Ogranicza się on jedynie do niewielkich, czasami wręcz kosmetycznych zmian, które na dłuższą metę mają zagwarantować różnice. I rzeczywiście tak się staje. Sama fabuła oraz jej wydźwięk pozostaje niezmieniona. Poza drobnym wyjątkiem, albowiem książkę napisano po brytyjsku, a film jest zrobiony po hollywoodzku. Warto na to zwrócić uwagę, albowiem w filmie wszystko jest po prostu większe, szersze i bardziej widowiskowe. Ta zmiana klimatu ma w sobie dużo uroku, niestety ciągnie za sobą również kilka uproszczeń oraz dobrze znanych nam klisz. I tu pojawia się ciekawa dygresja na temat stylu produkcji, który nieustannie waha się pomiędzy widowiskowością Hollywood a brytyjską teatralnością dostrzegalną w aktorstwie czy też wewnętrznych ujęciach. Twórcy starają się dać nam produkt zawieszony gdzieś pośrodku, aczkolwiek nie zawsze im się to udaje. Koniec końców muszę przyznać, że film wyszedł im raczej w stylu amerykańskim. Czy jest to zaleta, czy też wada oceńcie sami. Historia ekranowa potrafi nas pochłonąć i zaangażować, dzięki czemu jest bardzo lekka i przyjemna w odbiorze. Ponadto pozwala nam samym wcielić się w detektywa i poszukać mordercy wśród pasażerów pociągu. Niestety opowieść polega w kilku niesłychanie kluczowych aspektach. Przede wszystkim akcja obrazu praktycznie od samego początku pędzi niczym na złamanie karku. Rzadko stara się złapać oddech, a zbyt często dostaje zadyszki. Przez tę prędkość za opowieścią nie nadąża napakowany w informacje scenariusz, który rzuca błyskotliwościami na prawo i lewo bez większego namysłu. Żeby wyłapać wszystkie poszlaki i jeszcze zdołać je dokładnie przetworzyć trzeba się nieźle wysilić. Sam Poirot w tym filmie zdaje się pracować niczym najszybszy komputer świata. Narzuca tempo, któremu później sam nie jest w stanie dotrzymać kroku. Wszystko po prostu pokazano za szybko i niekiedy zbyt chaotycznie, przez co ginie ta radość z odkrycia mordercy oraz znaczna część tej niezwykłej tajemnicy. Poważniejszym błędem jest jednak to, jak stworzono retrospekcje do innej sprawy detektywistycznej, która jest kluczowa do odgadnięcia idei kryjącej się za tym morderstwem. Sceny te potraktowano nieco po macoszemu i zdecydowanie zbyt pośpiesznie przedstawiono najważniejsze jej informacje. W późniejszym czasie wychodzą z tego powodu problemy, albowiem coś może nam się wydać niejasne bądź też zagmatwane. Niestety, ale od strony narracyjnej film nie zawsze daje sobie radę. Jednakże mimo tego ta opowieść po prostu płynie i to w dużej mierze ją ratuje.

Aktorsko film nie ma sobie równych, albowiem twórcom udało się zgromadzić przed kamerą same gwiazdy. Nie każdy film może poszczycić się tak doborową obsadą. Szkoda tylko, że w większości są to tylko znajome twarze. Nie grają w filmie ani za dużo, ani też zbyt intensywnie. Nie zniżają się co prawda do pewnego poziomu, co nie znaczy, że są w stanie nas czymś zachwycić. Zresztą w większości przypadków scenariusz nie daje im takiej możliwości. Jedynie niektóre postacie wybijają się ponad przeciętność. Pierwszym takim smaczkiem jest Daisy Ridley jako Mary Debenham, która naprawdę świetnie oddaje emocje oraz naturę swojej postaci. Pokazuje także, że rola Rey z "Przebudzenia mocy" to nie jest jej jedyne oblicze. Zaskakująco wyrazisty jest również Johnny Depp, którego, choć w filmie jest mało, to jednak zdecydowanie zapada w pamięć. Świetnie prezentuje się również: Michelle Pfeiffer, Josh Gad (uznanie zdobywa głównie dzięki konkretnej scenie) oraz Tom Bateman ("Demony DaVinci"), który zyskuje praktycznie tyle czasu ekranowego co sam Poirot. Reszta, czyli: Judi Dench, Penelope Cruz, Derek Jacobi, Leslie Odom Jr., Olivia Colman, Miranda Raison, Manuel Garcia-Rulfo i Willem Dafoe po prostu w produkcji są. Na sam koniec wisienka na torcie, czyli Kenneth Branagh jako Hercules Poirot i jego wąsy. Nie da się ich pominąć, albowiem są tak nienaturalnie ułożone, że aż przeczy to grawitacji. Niemniej jednak da się do nich przyzwyczaić i z czasem mogą się nawet zacząć podobać. Sam Poirot natomiast oprócz bycia genialnym detektywem ma w sobie również wielkie pokłady komizmu, które często w filmie ujawnia. Jego osoba potrafi nas urzec i zaintrygować pomimo tego, że ma tragiczny akcent. Spodobało mi się również jak twórcy podeszli do jego przeszłości oraz jak dopasowali postać do przedstawianych zdarzeń. Pokazali, że nawet najsłynniejszy detektyw na świecie może mieć problem z rozwiązaniem tak skomplikowanej sprawy, dzięki czemu wzbudza to w nim pokorę, a także jeszcze bardziej motywuje. Sama produkcja wiele zawdzięcza tej postaci. Jego stylem bycia oraz charyzmą. To twórcom naprawdę się rewelacyjnie udało.

Strona techniczna również zachwyca. Przede wszystkim są to szerokie i niesamowicie widowiskowe kadry, ujmująca i intrygująca muzyka, dobre efekty specjalne (aczkolwiek można by je ograniczyć, bo pod koniec jesteśmy nimi przesyceni) oraz rewelacyjna scenografia. Na naszą uwagę zasługują również kostiumy, mroźny i tajemniczy klimat oraz wartki i pomysłowy montaż. Nie obędzie się też bez odrobiny napięcia i dramaturgii, ale tak jak pisałem, przez pędzącą akcję często się zatracają.

Ciężko stwierdzić czy "Morderstwo w orient Expressie" z 2017 roku było filmem potrzebnym, czy też nie. Albowiem ma w sobie zarówno wiele zalet, tak samo, jak i wad. Opowieść stoi w artystycznym rozkroku, aktorstwo zachwyca, ale tylko połowicznie, a scenariusz nie nadąża za pędzącą akcją, która wiele rzeczy upraszcza, pomija i porzuca, przez co opowieść momentami jest strasznie zagmatwana i ciężka do zrozumienia. Niemniej jednak o dziwo film ten się zaskakująco przyjemnie ogląda. Opowieść pomimo trudności nieprzerwanie brnie do przodu, co ją ostatecznie ratuje. Taki przyjemny film na niedzielny wieczór. 

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.


"Dunkierka" rozpoczyna się sceną, w której wroga armia otacza setki tysięcy Brytyjczyków i aliantów.  Uwięzieni na plaży między morzem a siłami przeciwnika muszą stawić czoła niemożliwemu.

gatunek: Dramat, Wojenny
produkcja: USA, Wielka Brytania, Holandia, Francja

reżyseria: Christopher Nolan
scenariusz: Christopher Nolan
czas: 1 godz. 46 min. 
muzyka: Hans Zimmer
zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
rok produkcji: 2017
budżet: 150 milionów $

ocena: 9,0/10


















Przeżyj to sam


W kinematografii istnieje kilka takich nazwisk, które niemalże zawsze, bez względu na częstotliwość pojawiania się, czy też rozmach, wywołują wśród kinomanów wielkie poruszenie. Christopher Nolan jest jedną z tych osób, która się takim nazwiskiem może poszczycić. Już od kilku lat udowadnia i zachwyca swoich widzów coraz to śmielszymi i innowacyjnymi obrazami, które zawsze nakręcone są z niesamowitym rozmachem. Z jego kolejnym dziełem, nie mogło być inaczej. A że jest to opowieść o słynnej akcji ratunkowej, tym bardziej czekaliśmy na kolejne wyśmienite dzieło od reżysera. Jak większość z Was mogłaby przypuszczać, dostaliśmy je, ale nie do końca takie, jakiego się spodziewaliśmy. Czym więc zaskoczy nas "Dunkierka"?

Do najnowszej produkcji Christophera Nolana miałem nieco chłodne nastawienie, albowiem jego "Interstellar" skutecznie ostudził mój zachwyt po fenomenalnej trylogii o Mrocznym rycerzu oraz olśniewająco tajemniczej i zagadkowej "Incepcji". Jednakże koniec końców wylądowałem na sali kinowej typu IMAX i dałem się porwać tej niesamowicie opowiedzianej historii. Fabuła, jak można by się domyślać, opowiada o żołnierzach armii Brytyjskiej, którzy podczas II Wojny Światowej zostali otoczeni przez wrogie siły w okolicach francuskiego miasta o nazwie Dunkierka. Wtedy to odbyła się wielka akcja ratunkowa mająca na celu zabrać jak najwięcej żołnierzy z plaży i zawieźć do domu. Zadanie niesłychanie trudne, albowiem wróg czaił się niemalże z każdej strony. W tym przypadku zwycięstwem było przetrwanie. Filmy wojenne mają to do siebie, że cechują się stosunkowo dużą powtarzalnością. Ciężko jest trafić na coś nowego i świeżego, ale zarazem utrzymanego w duchu gatunku. Niestety, ale tylko co poniektóre propozycje mają szansę się tym pochwalić. Pomysł Nolana na "Dunkierkę" już od samego początku zakładał odświeżenie nieco tegoż gatunku. Efekt końcowy jest nie tyle, co zadowalający, a wręcz zachwycający. Na czym więc polega sukces tej produkcji? Przede wszystkim na sposobie opowiadania oraz odpowiedniej perspektywie. To, co w tym filmie robi reżyser to wprowadzenie kamery w sam środek akcji, abyśmy czuli się jak bohaterowie produkcji. To nie tyle, co podążanie za postaciami, ale niekiedy bycie wręcz na ich miejscu. Ktoś to nawet zgrabnie nazwał "experience cinema" – w wolnym tłumaczeniu "kino z wrażeniami". Zaraz, zaraz. To inne filmy nie dostarczają nam już wrażeń? Owszem, dostarczają, ale tutaj autor miał na myśli perspektywę, w jakiej ukazana jest akcja produkcji. Twórca postanawia więc "wsadzić" nas w kokpit myśliwca Spitfire, pozostawić na plaży ostrzeliwanej przez Messerchmitty oraz umieścić na pokładzie tonącego statku, w taki sposób, abyśmy byli w stanie poczuć to samo co nasi bohaterowie. Pomysł ciekawy, a efekt zamierzony, albowiem rzeczywiście działa. Okazuje się, że perspektywa, z jakiej ukazuje się historię, może mieć niesłychane znaczenie. Warunek jest jeden: trzeba umieć w odpowiedni sposób zamienić perspektywę na wciągającą opowieść. Na szczęście Christopher Nolan nie ma z tym żadnych problemów. Już z pierwszych kadrów potrafi wycisnąć maksimum emocji, które świetnie otwierają jego najnowsze dzieło. Fabuła obrazu koncentruje się na grupce żołnierzy, którzy desperacko próbują uciec z plaży, zanim będzie za późno. Przetrwanie jest tutaj najważniejsze i nasi bohaterowie zrobią wszystko, aby go dostąpić. Już ustaliliśmy, że nie jest to typowy film o wojnie, jednakże "Dunkierka" wyróżnia się na tym polu jeszcze pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to opowieść o walce z przeciwnościami losu, które co po chwila spychają naszych bohaterów na kolejne przeszkody. Tak jakby musieli wywalczyć sobie możliwość przetrwania. W produkcji nie ma, żadnego wroga, ani osoby, z którą można by utożsamić wszystkie cierpienia naszych bohaterów. W obrazie Nolana wróg jest widzialny zaledwie poprzez jego czyny jak np.: bomby spadające na plaże, torpeda uszkadzająca statek czy też świszczące w powietrzu pociski. Czyli wszystko to, co sami byśmy dostrzegli, będąc z naszymi bohaterami. Nasze postacie w gruncie rzeczy zmagają się z tym, na co nie mają wpływu. Żywioły, materia i czas są ich największymi przeciwnikami. Ich przetrwanie zależy od stawienia czołu naturze, przezwyciężenia złośliwości rzeczy martwych, a także zrobieniu tego wszystkiego w odpowiednim czasie, aby nie przeoczyć swojej okazji na ocalenie. W tym niesłychanym chaosie nawet najmniejsza pomyłka czy też najbanalniejsza rzecz może okazać się dla nas kluczowa. Tym sposobem reżyser gra na naszych emocjach. Przeraża, buduje napięcie no i co najważniejsze wystawia nasze lęki i wytrzymałość na próbę. Wtedy nie tylko jesteśmy tam, gdzie nasi bohaterowie, ale również czujemy ten sam dreszczyk emocji co oni. Film wyróżniają również trzy linie czasowe oraz fabularne, które dopiero z czasem ujawniają nam swoje tajemnice. Całość została podzielona na części o nazwie: Plaża, Morze i Powietrze. Akcja produkcji rozgrywa się więc wyłącznie w tych trzech strefach. Jednakże dokonano jeszcze dodatkowego podziału na: tydzień, dzień i godzinę. Z samego początku to tylko nic nieznaczące informacje, jednakże z czasem przybierają na wadze i okazują się kluczowym elementem do odgadnięcia zagadki kryjącej się za majestatycznie ułożoną, jak i podzieloną fabułą zarówno pomiędzy trzy lokacje, ale także odrębne strefy czasowe. A wszystko to bez żadnych zgrzytów albo niedomówień, dzięki czemu pod koniec obrazu wszystko jest dla nas jasne. Istny majstersztyk. Całość jest świetnie nakręcona, pełna akcji, dynamizmu oraz niesamowitych wrażeń. Scenariusz jest napisany z niesłychaną precyzją, dzięki czemu w opowieści nie pojawiają się żadne dziury, a zważając na styl opowieści, nie byłoby o takie trudno. Już na pierwszy rzut oka da się dostrzec, że "Dunkierka" to szalenie przemyślany film, przy którym twórca nie mógł pozwolić sobie na żadne niedomówienia. Koniec końców całość jest niesłychanie przejrzysta, płynna oraz niesamowicie angażująca widza.

Strona aktorska produkcji nie zawodzi, ale nie wywołuje również żadnych zachwytów. Wszystko to spowodowane jest faktem, że reżyser nie przeznaczył zbyt wystarczającej ilości czasu, aby nakreślić złożone sylwetki naszych bohaterów. Większość z nich to po prostu postacie bez tła jak bohater Toma Hardyego. Reszta również nie zachwyca, ale prezentuje sobą przynajmniej wymagane minimum, które gwarantuje bezproblemowy odbiór. Takim sposobem w obsadzie znaleźli się: Cillian Murphy, Kenneth Branagh, Fionn Whitehead, Tom Glynn-Carney, Jack Lowden, Harry Styles, Aneurin Barnard, James D'Arcy oraz Barry Keoghan. Najlepiej z całej obsady zaprezentował się Mark Rylance, który zresztą mógł się pochwalić najlepiej zarysowaną postacią.

Od strony technicznej film Christophera Nolana zachwyca pod każdym względem i na każdym kroku. Sukces ten zagwarantowały rewelacyjne zdjęcia Hoyte Van Hoytema, rewelacyjne efekty specjalne oraz impulsywna i odmierzająca czas muzyka Hansa Zimmera. W połączeniu z obrazem wypada wprost fenomenalnie, dzięki czemu wręcz potęguje emocje podczas seansu. W samodzielnym odsłuchu wypada nieco słabiej, ale to i tak lepiej niż jego ostatnie kompozycje do "Inferno". Na ekranie zachwyci nas również rewelacyjna scenografia, świetna charakteryzacja oraz niesamowite widoki. Dużym zaskoczeniem jest również dosłowny brak drastycznych scen oraz tryskającej krwi. Tego w tym filmie nie ma, co nie znaczy, że nie jest on przejmujący.

"Dunkierka" to z pewnością jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego roku. Nic dziwnego, albowiem było na co czekać. Tylko ktoś taki jak Chrostopher Nolan mógł opowiedzieć nam o największej akcji ratunkowej w dziejach ludzkości w taki niesamowity sposób. Bez zbędnego patosu oraz gloryfikacji. Prosto, a zarazem z pazurem. Z odpowiednim klimatem oraz porządną dawką emocji. Ten film mógł się nie udać. Na szczęście dzięki świetnemu scenariuszowi, profesjonalnej reżyserii oraz odpowiedniemu budżetowi było to możliwe.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.