Snippet
Film śledzi losy zespołu badaczy, którzy zapuszczają się w głąb niezbadanej wyspy położonej na Pacyfiku — tak samo pięknej, jak i zdradliwej — nie wiedząc, że wchodzą na teren należący do mitycznego King Konga.

gatunek: Dramat
produkcja: Wielka Brytania, Francja
reżyser: 
Jordan Vogt-Roberts
scenariusz: Max Borenstein, Dan Gilroy, Derek Connolly
czas: 1 godz. 58 min.
muzyka: Henry Jackman
zdjęcia: Larry Fong
rok produkcji: 2017
budżet: 185 milionów $
ocena: 5,9/10













Wielkie nico


Ludzi zawsze pociąga nieznane. Taką mamy naturę i nic już tego nie zmieni. To właśnie ten pociąg prowadzi nas na nieznane wody, lądy czy na orbitę ziemską, a nawet na księżyc. Jednakże jak powszechnie wiadomo to za mało. Ciągle chcemy wiedzieć więcej, lepiej widzieć, docierać coraz dalej oraz stawać się jeszcze lepsi niż możemy być. Co nas do tego zmusza? Ciekawość, chciwość, przypadek, a może wiara? Tak mocna i głęboka wiara w coś tak nieprawdopodobnego, że aż musi być prawdą. Bądźcie jednak ostrożni moi drodzy. Na Wyspie Czaszki wszystko jest możliwe, a marzenia stają się prawdą.

Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz obejrzałem "King Konga" z 2005 roku w reżyserii Petera Jacksona. To dopiero było coś. Te efekty, ta historia. Coś niesamowitego. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że tak prędko doczekamy się kolejnej wersji tej powszechnie znanej historii. Jednakże czego się nie robi dla pieniędzy nieprawdaż? Tak czy siak powstanie "Konga: Wyspy czaszki" to nie tylko skok na kasę. To również (w wierze twórców) odświeżenie klasyka do całkiem nowej wersji. Jednakże czy udało się? No właśnie nie do końca. Jednakże żeby zrozumieć ideę przyświecającą temu rebootowi należy wnikliwie prześwietlić działania studia Warner Bros. które po całkiem sporym sukcesie "Godzilli" wpadło na ciekawy pomysł. Mianowicie włodarze wytwórni postanowili stworzyć MonsterVerse, w którym przedstawią nam filmy o potworach zamieszkujących ziemię. Takim oto sposobem "Kong: Wyspa czaszki" trafia na ekrany kin jako drugi film z całej serii o gigantycznych potworach. Akcja filmu skupia się wokół naukowców z Monarch, którzy wpadają na trop tajemniczej wyspy na oceanie spokojnym. Do tej pory ten ukryty i niezbadany kawałek lądu pozostawał z dala od ciekawski oczu. Teraz jednak dzięki ekspedycji światło dzienne ujrzą fakty na temat tego tajemniczego miejsca. Jednakże oprócz przygody na naszych bohaterów czeka seria niebezpieczeństw, albowiem wyspa na którą trafili nie jest taka jak się spodziewali. Początek produkcji to bardzo dobrze wykalkulowany wstęp, który robi to co do niego należy. Ma za zadanie zaciekawić nas fabułą filmu. Trzeba przyznać, że wychodzi mu to wyśmienicie. Już od pierwszych scen potrafi nas wciągnąć w wir akcji i z utęsknieniem czekać na pierwsze spotkanie z tytułowym monstrum. Co ciekawe twarz Konga poznajemy już w pierwszych kilku minutach jednakże na potwora w całej okazałości będziemy musieli jeszcze poczekać. Twórcy bardzo zgrabnie radzą sobie również z przedstawieniem nam wszystkich głównych postaci. Potrafią w rewelacyjny sposób zbudować napięcie oraz odpowiednią dramaturgię, dzięki której film sprawia wrażenie niesamowicie pochłaniającego. Wiemy, że na tajemniczej Wyspie czaszki czeka na nas nie jedna tajemnica do rozwiązania, a twórcy tylko to wykorzystują i skutecznie podgrzewają napięcie. Jest wartko, ciekawie i naprawdę wciągająco. Zresztą ten model wstępu jest perfekcyjnie zerżnięty z "Godzilli" Garetha Edwardsa. Wizerunek Konga to przez długi czas była pilnie strzeżona tajemnica tak jak wygląd Gdzilli. Z tą różnicą, że fani Godzilli zobaczyli potwora w pełnej krasie dopiero na seansie filmowym. Konga można było już oglądać na jednym ze zwiastunów. Porównajcie plakaty obydwu filmów. Podobieństwo jest wręcz porażające. To samo tyczy się głównego motywu przewodniego jak i czołówki, która wygląda niczym jak z obrazu Edwardsa. Podejrzewam, że jest to pewnego rodzaju sposób na przyporządkowanie danych produkcji do konkretnego uniwersum. W takim przypadku warto również zwrócić uwagę na tajną organizację Monarch, która będzie solidnym spoiwem każdego filmu z serii. Wracając jednak do omawianego obrazu należy wspomnieć, że jest on przede wszystkim nastawiony wyłącznie na akcję. I niestety w tym tkwi największy problem filmu. Zaraz po zapoznaniu się z Kongiem historia momentalnie traci nasze zainteresowanie i staje się dużo mniej intrygująca niż jej początek. Opowieść zdecydowanie zwalnia tempa i nie potrafi już wrócić na dawne tory. Raz potrafi być intrygująca, a zaś kiedy indziej niesamowicie nudna. Co ciekawe najsłabiej prezentuje się właśnie większość scen akcji. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale taka jest prawda. Ujęciom tym brak emocji oraz odpowiedniego napięcia przez co są one rozegrane na bardzo chłodnej nucie. Są po prostu ok, ale to zdecydowanie za mało jak na film tego kalibru. Znacznie lepiej prezentują się potyczki z tamtejszą florą i fauną jak i samo spotkanie z miejscową ludnością. Reszta to niestety ciężki orzech do zgryzienia. Najsłabszym elementem obrazu jest jego fabuła, która potrafi nas mocno rozczarować. Jest nijaka, mało intrygująca i zdecydowanie zbyt szablonowa. Prawdę mówiąc w "Kongu: Wyspie czaszki" nie znajdziecie niczego odkrywczego. Wiem, że zaraz ktoś powie, że przecież w tym obrazie nie o to chodzi i choć z bólem, to jednak przyznam mu rację. Niestety gdy w produkcji nastawionej na akcję brakuje tego jednego najważniejszego składnika, każdy widz szuka czegokolwiek by się uczepić. Tonący brzytwy się chwyta. Niestety w tym przypadku widz tonie. Fabuła filmu jest zbyt prosta, zbyt nijaka oraz zbyt przewidywalna żeby chociaż przynajmniej zrelaksować się podczas seansu. Brakuje jej lekkości i płynności które zapewniły by nam bezproblemowy odbiór obrazu. Przeszkadzają również liczne klisze, które wiele rzeczy sprowadzają do banału. Aczkolwiek muszę przyznać, że w kilku przypadkach twórcy wykazali się niemałą pomysłowością. Na przykład w senie walki z błyskającym flashem aparatu czy w scenie gdy jeden z bohaterów zamierza się poświęcić dla innych. Niestety to są jedynie wyjątki. Całkiem podobnie mają się wątki poboczne, które aż zalatują kiczem. Jest pan śmieszek, jest pan poważny i jest ten ze spiętymi pośladami, który już na sam widok Konga dostaje piany i jego jedynym marzeniem jest zgładzić wielką małpę. Litości. Już na samą myśl brzmi to okropnie, a jest to nic w porównaniu do tego jak tandetnie wygląda to na ekranie.

Jeśli chodzi o postaci pojawiające się w tej opowieści to niestety problem jest ten sam. Bohaterowie obrazu to tylko z pozoru ciekawe sylwetki. Tak naprawdę tyczy się ich ten sam problem co fabuły produkcji. Postacie są jednowymiarowe, nieciekawe i ledwie zarysowane. Nie potrafią w żaden sposób nas ująć ani sprawić, że będziemy za nimi tęsknić. Jest nam obojętne co się im przydarzy i czy w ogóle przeżyją. Jednakże to jeszcze nic w porównaniu do bohatera granego przez Samuela L. Jacksona. To się powinno wręcz nazywać karykaturą postaci. Zero rozumu (o zdrowym rozsądku nie mówiąc), jakichkolwiek sensownych motywów postępowania, wydumane ego oraz przerastająca sylwetkę pycha. Innymi słowy dramat. Reszta też nie prezentuje się jakoś rewelacyjnie, ale przynajmniej nie eksponują sobą porażenia mózgowego. Aktorstwo jest poprawne, ale bez żadnych fajerwerków. W obsadzie znaleźli się Tom Hiddlestone, Brie Larson, Samuel L. Jackson, John Goodman, Corey Hawkins, Toby Kebbell, Jason Mitchell, Tian Jing oraz najlepszy z całej obsady John C. Reilly.

Od strony technicznej produkcja prezentuje się bardzo dobrze. Główna zasługa w tym świetnych zdjęć, ciekawej muzyki, rewelacyjnie dopasowanych utworów muzycznych, a także świetnych efektów specjalnych. Niestety nie są to efekty, które wywołają w nas niepowstrzymany zachwyt. Wszystko jest w porządku, ale bez większych rewelacji. Oglądając seans w IMAXie z pewnością doznania będą silniejsze, ale szału nie ma (byłem, widziałem, wiem). Warto również zwrócić uwagę na świetne scenografie oraz charakteryzację. Niestety nie do końca kupuję klimat całej opowieści, który jest trochę niemrawy.

"Kong: Wyspa czaszki" to kolejny film o King Kongu w historii kinematografii. Tym razem jednak postanowiono nieco inaczej ukazać nam historię wielkiej małpy. Miało być świeżo i inaczej. Koniec końców twórcom nawet udało się osiągnąć efekt o jaki zabiegali, ale koszem całej reszty. Fabuła jest nudna, przewidywalna i prosta jak drut. Jedni bohaterowie poprawni, ale bez charyzmy, a drudzy są zaś za bardzo przerysowani. Aktorstwo dobre, ale bez rewelacji. Natomiast sceny akcji bez napięcia i emocji to jedna wielka porażka. Po tej premierze można było oczekiwać wiele. Ale na pewno nie tego, że będzie to wielka klapa.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Winfred jest rozwiedzionym, emerytowanym nauczycielem gry na pianinie, który uwielbia wygłupy i nieustannie robi kawały swoim sąsiadom na niemieckich przedmieściach. Jego córka Ines – pracująca za granicą konsultantka w wielkiej korporacji – lubi mieć wszystko pod kontrolą, równie mocno, jak jej ojciec lubi się zgrywać. Przez lata ich relacje nie układały się zbyt dobrze, więc kiedy ojciec nieoczekiwanie przyjeżdża na kilka dni odwiedzić córkę, jego wizyta przybiera zaskakujący przebieg. Aby przywrócić zestresowanej Ines radość życia i poczucie humoru, Winfred tworzy fikcyjną postać – niepoprawnego biznesmena Toniego Erdmanna.

gatunek: Dramat, Komedia
produkcja: Niemcy, Austria, Rumunia
reżyser: Maren Ade
scenariusz: Maren Ade
czas: 2 godz. 42 min.
zdjęcia: Patrick Orth
rok produkcji: 2016
budżet: 8,3 miliona $
ocena: 7,2/10















Na ratunek córce

Jakby się Was ktoś zapytał na czym polega szczęście w dzisiejszych czasach to co byście odpowiedzieli? Rodzina, duży dom, dobra praca czy dużo pieniędzy? Dla każdego z Was zapewne co innego jest priorytetem. Bardzo łatwo można to rozróżnić jeśli przypatrzymy się miejscu zamieszkania poszczególnych osób. Na przykład dla ludzi mieszkających na wsi co innego jest priorytetem niż dla ludzi zamieszkujących małe bądź duże miasta. Niestety jak to zawsze bywa na świecie panują pewne "trendy", które są powszechnie uważane za najlepszą rzecz jak może się człowiekowi przytrafić. Innymi słowy jest to sztuczna iluzja szczęścia, która jest nam wpajana. Opowiada o tym film "Toni Erdmann" niemieckiej produkcji.

Winfried Conradi to rozwiedziony i emerytowany nauczyciel gry na pianinie, który posiada bardzo specyficzny rodzaj humoru. Uwielbia robić wszystkim żarty i przebierać się za inne osoby. Jego córka to ucieleśnienie korporacyjnego pracownika. Zabiegana, niespokojna, ciągle z  telefonem w ręku i bez chwili spokoju. Nie posiada również zbyt wiele czasu dla swojej rodziny, a także na zbudowanie sensownego związku. Aby pomóc córce znów cieszyć się życiem Winfried wymyśla postać biznesmena Toniego Erdmanna. Dzieci to skarb, o który należy dbać. Zapewne każdy rodzic się ze mną zgodzi i przyzna, że są w stanie zrobić wszystko, aby jak najwięcej pomóc swoim dzieciom wchodzącym w dorosłość. Jednakże kiedy już są oni dorośli są niemalże poza naszą kontrolą. Nie uchronimy ich wtedy przed każdym zagrożeniem. Zawsze jednak możemy ich naprowadzić na właściwy tor. Tak właśnie postępuje główny bohater filmu, który postanawia wyśmiać dotychczasowe życie córki i pokazać jej, że to co robi nie przynosi jej szczęścia ani satysfakcji, ale jedynie udrękę. Trzeba przyznać, że dokonuje tego w bardzo niekonwencjonalny sposób. Nie stara się przekonać swojego dziecka wyniosłymi stwierdzeniami i nagłym zaprzeczeniem każdej rzeczy z jej dotychczasowego życia. Proces, który on inicjuje jest bardzo powolny i skomplikowany. W zasadzie na pierwszy rzut oka w jego działaniach nie da się dostrzec żadnej prawidłowości. To po prostu cykl przypadkowych spotkać o przypadkowym czasie i w przypadkowym miejscu. Jednakże z czasem machina ta zostaje nakręcona do takiego stopnia, że nie sposób już nie dostrzec jej efektów. Tak samo prezentuje się cały film w reżyserii Maren Ade. Na pierwszy rzut oka wygląda niczym seria posklejanych ze sobą scen, które ukazują nam całą masę przeróżnych wydarzeń z życia naszych postaci. Kiedy jednak przyjrzymy im się bliżej okazuje się, że niosą ze sobą drugie znaczenie, które jest dużo ważniejsze. "Toni Erdmann" nie tylko w bardzo realistyczny sposób ukazuje nam życie w wielkim mieście, pracowanie w wielkiej korporacji oraz używanie przywilejów łączących się z pracą w tejże firmie, ale także ukazuje nam ubogie i nieszczęśliwe życie jakie takie osoby prowadzą. Sami zainteresowani nie mają o tym pojęcia, ale cała reszta wie o co tak naprawdę chodzi. To tak zwana iluzja szczęścia i dobrobytu. Pracujesz dużo i masz dużo. Duży dom, dużo kasy i przysłowiowe "szczęście". Niestety tak naprawdę to genialny chwyt marketingowy, który zniewala nasz zdrowy osąd. Przyćmiewa sztucznymi korzyściami oraz złudzeniem spełnienia, kiedy tak naprawdę okazuje się, że to tylko sztuczka. Ale żeby to dostrzec potrzebna jest osoba z "zewnątrz" jak Toni Erdmann. Jednakże obraz w reżyserii Maren Ade to nie tylko wartościowa lekcja na temat otaczającego nas świata, ale to również pewnego rodzaju przestroga przed tego typu złudnymi iluzjami.  A wraz z wartościowym przekazem film może pochwalić się całkiem ciekawą i wciągającą opowieścią, która z pewnością zostanie z nami na długo po zakończeniu seansu. Jednym z kluczowych elementów jest również rewelacyjny scenariusz, który świetnie łączy ze sobą poszczególne sceny na pierwszy rzut oka prezentujące się niczym nic nie znaczące obrazy. Niestety "Toniemu Erdmannowi" daleko do filmu idealnego. Przede wszystkim produkcja jest za długa. Zamiast skupić się na najważniejszych wątkach reżyserka postanowiła również wpleść w swoją opowieść całą masę niepotrzebnych i nie mających żadnego znaczenia dla fabuły wątków, które skutecznie zaśmiecają obraz. Przez zastosowanie ich aż tak wielu główna oś produkcji prezentuje się niezwykle miałko przez tak wielkie zatłoczenie niemających znaczenia niuansów. Fabuła jest strasznie rozwodniona i aż za bardzo rozciągnięta do granic możliwości. Ja wiem, że reżyserka chciała wyraźnie podkreślić osobowość Winfrieda, ale w swoich staraniach niestety posunęła się za daleko. Chciała dobrze, ale wyszło jak zawsze. Stąd niestety rodzi się wiele kontrastów w obrazie pani Ade, które ciężko zrozumieć. Co nią kierowało kiedy umieszczała w swoim filmie te konkretne sceny. Niektóre z nich są wręcz niesmaczne i tworzą sztuczne i całkiem niepotrzebne niuanse, które poniekąd przyćmiewają odbiór produkcji. Bardzo nad tym ubolewam, albowiem materiał źródłowy prezentuje się wyśmienicie tak samo jak sam zamysł opowieści. Na papierze zapewne też wyglądało to dużo lepiej, ale w praktyce niestety okazało się, że jest to totalna wtopa. To samo tyczy się akcji produkcji, która jest bardzo nierówna i niespójna właśnie przez wykorzystanie tych niepotrzebnych scen. 

Obsada produkcji to jeden z plusów "Toniego Erdmanna". Na ekranie przede wszystkim błyszczą Peter Simonischek oraz Sandra Hüller. Obydwoje dostarczają nam niesamowitych kreacji aktorskich, które zdecydowanie zasługują na naszą uwagę. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o tym jak zastała stworzona postać Winfrieda czy też Toniego. Główny bohater już z samego założenia ma być inny i wyjątkowy. Nie oznacza to jednak, że należy go kreować na czubka czy też osobę w pewnym stopniu upośledzoną. Nie podoba mi się jak postanowiono nakreślić tę postać, a przynajmniej jej część. Nie da się jednak ukryć, że reżyserka lubi awangardę nawet wtedy gdy jest ona niesmaczna, a więc radzę wam się na to przygotować. Takich samych zastrzeżeń nie mam do bohaterki Hüller, aczkolwiek nie mogę się opędzić od wrażenia, że też poczyniono pewne kroki, aby wykreować jej osobowość w podobny sposób. Na szczęście tym razem sprawa nie zaszła już tak daleko.

W produkcji niezwykle ważny jest klimat całej opowieści, który poniekąd jest odzwierciedleniem osobowości Winfrieda. Awangardowy, niekonwencjonalny, pełen sprzeczności i specyficznego poczucia humoru. Opowieść ukazuje nam również kontrast pomiędzy "naszym" światem (cokolwiek to znaczy) a wielkim światem Ines, który nie bez powodu jest ukazany w filmie niczym odległa kraina, w której panują zwyczaje całkiem odbiegające od tych dobrze nam znanych.

"Toni Erdmann" królował na rozdaniu Europejskich Nagród Filmowych co nie znaczy jednak, że jest to film idealny. Podejrzewam, że członków komisji przede wszystkim urzekła ideologia oraz przekaz filmu niż cała reszta. Ze mną jest podobnie. Doceniam ciekawy pomysł i dobre wykonanie, ale także całkiem ciekawą i wciągającą fabułę, rewelacyjne aktorstwo oraz klimat obrazu. Niestety produkcja jest za długa, za bardzo rozdrobniona na niepotrzebne sceny, posiada niekiedy zbyt awangardowy styl oraz kreuje głównego bohatera na pewnego rodzaju czubka. Jednakże pomimo tych wszystkich wad dostrzegam w nim przebłysk geniuszu, który szczerze doceniam.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Nagroda Akademii Filmowej – znana jako Oscar  – coroczna nagroda przyznawana przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej w dziedzinie filmu. Została ufundowana w 1927 roku. Nagradzane są wstępnie nominowane filmy, które w poprzedzającym roku kalendarzowym były wyświetlane w amerykańskich kinach. Ceremonia rozdania Oscarów od 2002 roku odbywa się w Teatrze Dolby w Hollywood. Obecnie nagroda ta jest uznawana za najbardziej prestiżową nagrodę filmową, pomimo że dotyczy głównie kinematografii amerykańskiej.


















 
Ocary 2017 - Budujmy mosty

 W nocy z dnia 26 na 27 lutego odbyła się 89. Gala rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Jak co roku towarzyszyły nam wielkie emocje, wielkie zaskoczenia jak i wielkie rozczarowania. Czyli w skrócie mówiąc nic nowego. Jednakże tym razem muszę przyznać, że gala rozdania Oscarów nieco zaburzyła dotychczasową harmonię. Na czym polega problem? Wyjaśniamy poniżej w naszej relacji z gali. ;)

Zeszłoroczna gala Oscarów została zbojkotowana przez niektórych czarnoskórych aktorów, albowiem według nich Oskary były "białe". Całe zamieszanie reklamował slogan #OscarsSoWhite. W tym roku takiego problemu nie było co nie znaczy, że nie obyło się bez kilku skandali. Większość z nich związana jest z prowadzącym show Jimmyem Kimmelem, który bardzo często lubił się odnosić się do polityki i obecnego prezydenta USA Donalda Trumpa. Kulminacją jego żartów było wysłanie tweeta do Donalda Trumpa czy już śpi i czy nie ogląda czasem Oscarów. Udało mu się tym rozbawić widownię w Dolby Theatre. Jednakże pan Kimmel przede wszystkim będzie znany z "suchych żartów" oraz czarnego humoru, którym raczył nas obdarować podczas trwania gali. Jego żarty o Melu Gibsonie czy O.J. Simpsonie są tego potwierdzeniem. Jednakże całość miała bardzo pozytywny wydźwięk, a więc prawdopodobnie nikt się nie powinien obrazić. Głównym elementem gali był również trwający od lat spór Kimmela z Mattem Dimonem. Podczas uroczystości było wiele śmiesznych sytuacji dotyczących sprzeczki tych dwóch postaci i trzeba przyznać, że całkiem nieźle się to sprzedało. Zarówno ja jak i widzowie Dolby Theatre świetnie się bawiliśmy podczas tych momentów. Natomiast jeśli chodzi o samego prowadzącego to uważam, że poradził on sobie znakomicie z prowadzeniem gali. Wypadł lepiej niż Chris Rock i zdecydowanie lepiej niż Neill Patrick Harris dwa lata temu. Był niesłychanie naturalny, pogodny i ewidentnie rozluźniony. Każdy jego komentarz pochodził prosto z serca i być może dlatego nie bał się on mówić wprost o sprawach tak oczywistych, że nikt przeważnie o nich nie mówi. Opatrzył komentarzem galę, jej czas trwania i wiele innych rzeczy. Należy również zwrócić uwagę na jego monolog, który również posiadał komediowy wydźwięk. I choć niekiedy zdarzało się prowadzącemu przekroczyć granicę dobrego smaku to uważam, że w większości przypadków był to przeważnie pozytywny wydźwięk.

Co innego mogę powiedzieć o studiu Canal+, które pojawiało się w przerwach na reklamy. Prowadząca studio pani Grażyna Torbicka nie dość, że wyglądała przepięknie, to jeszcze udało jej się w świetny sposób prowadzić rozmowy z gośćmi pojawiającymi się w studiu. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o co poniektórych gościach pojawiających się w studiu. Skąd wy ich wzięliście? To po prostu jest oburzające. Jak o kinie mogą się wypowiadać osoby z tak prymitywnymi odzywkami, taką masą uprzedzeń oraz niesmacznych i uszczypliwych zwrotów w kierunku aktorów oraz całego wydarzenia. Ja rozumiem, że każdy może wyrażać swoje zdanie na ten temat, ale żeby to uczynić trzeba również znać granice przyzwoitości i dobrego smaku. Niektórym gościom studia tego ewidentnie brakowało przez co powroty do studia Canal+ okazywały się niesłychanie męczące. Proszę organizatorów, aby wzięli sobie to do serca i na następny rok nie zapraszali "krytyków" filmowych takich jak Janusz Wróblewski oraz pani Urszula Śniegowska. Słuchanie ich wypowiedzi to była istna katorga, a każde kolejne spotkanie z nimi pozostawiało jeszcze większy niesmak. Tak na marginesie pan Wróblewski mówi o niedbałości organizatorów Oscarów i mówi o ich wpadce jako o czymś niesłychanie niedopuszczalnym, a mnie na przykład zniesmaczyło, że dzwonił mu telefon na wizji, którego wcześniej nie raczył wyciszyć. To się nazywa brak profesjonalizmu.

Galę rozpoczął występ Justina Timberlakea, który zaśpiewał nominowaną do Oscara piosenkę "Can't Stop The Feeling". Zrobił nie małe show dzięki czemu udało mu się rozruszać widownię Dolby Theatre (świetny wokal). Następnie na scenę wkracza Jimmy Kimmel ze swoim monologiem. Następnie pierwsza nagroda dla aktora drugoplanowego. Odbiera go Mahershala Ali. Jest to zaskoczenie, co nie znaczy, że rola była zła. Niemniej jednak według mnie w gronie nominowanych było więcej ciekawszych osób do obdarowania. No ale bywa. Akademia odkupuje winy za rok poprzedni. Najlepsza charakteryzacja okazała się w "Legionie samobójców", a kostiumy w "Fantastycznych zwierzętach i jak je znaleźć". To już czwarty Oscar dla Colleen Atwood. Pani kostiumolog wychodzi zmieszana na scenę, albowiem sama się nie spodziewała takiego werdyktu. Najlepszy dokument to "O.J. Made in America". Później występ Lin-Manuel Mirandy z filmu "Vaiana: Skarb oceanu" i piosenka "How Far I'll Go". Perfekcyjne wykonanie. Oscar za montaż dźwięku idzie do "Nowego początku", a za najlepszy dźwięk do... uwaga niespodzianka
"Przełęcz ocalonych". Później Viola Davies odbiera zasłużoną statuetkę za rolę drugoplanową kobiecą. Raczy nas jeszcze całkiem długą i poruszającą przemową. Co ciekawe w tym roku bardzo rzadko pośpieszano twórców. Tak jakby chciano dać im się wypowiedzieć. Najlepszy nieanglojęzyczny film to "Klient". Krótki metraż animowany to "Piper", a animacja to oczywiście "Zwierzogród". Pierwszy Oscar dla "La La Land" idzie dla filmu za scenografię. Efekty specjalne to "Księga dżungli", a montaż "Przełęcz ocalonych". Mel Gibson powoli wraca do łask. Następnie film Damiena Chazellea przejmuje Oscary i zgarnia nagrody za piosenkę, muzykę i zdjęcia. Natomiast scenariusz oryginalny to "Manchester by the Sea" (brawo!), a adaptowany "Moonlight" (brawo!). Za reżyserię zasłużoną statuetkę zgarnia Damien Chazelle, a aktor pierwszoplanowy to TAK... Casey AFFLECK! No nareszcie! Wielka rola godna najwyższego wyróżnienia. Najlepsza aktorka to niestety Emma Stone. Należało jej się za "Birdmana" więc uznajmy, że taki był zamysł akademii aby wręczyć jej nagrodę. Najważniejszego Oscara wieczoru wręczają Warren Beatty oraz Faye Dunaway z filmu "Bonnie i Clyde". A Oscara otrzymuje... pewne zamieszanie na scenie, pan Beatty ociąga się z przeczytaniem wyniku. Robi dziwne miny aż pani Dunaway każe mu przestać się wygłupiać. Gdy ten daje jej kartę ona czyta ze zdumieniem, ale ogłasza werdykt. "La La Land"! Machina ruszyła i cała produkcja filmu wychodzi na scenę. Coś jest jednak nie tak. Jakiś dziwny pan techniczny kręci się po scenie. Producent "La La Land" nagle oznajmia, że to pomyłka. Ale zaraz, że CO!? Bez zawahania pokazuje kamerom prawdziwą kartkę z werdyktem gdzie widnieje tytuł "Moonlight"! COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! No tego to ja się nie spodziewałem. Jestem tak samo zamurowany jak twórcy filmu "Moonlight" włączając w to prawie całą widownię Dolby Theatre. Nikt nie wie czy to się dzieje naprawdę czy to jakiś żart (niesmaczny zresztą). Na scenie pojawia się Kimmel i obraca wszystko w żart pytając się "coś ty Warren narobił?". Aktor wyjaśnia skąd pomyłka i zawahanie. W kopercie zamiast nazwy filmu znalazł werdykt "EMMA STONE – "La La Land". Nie wiedział o co chodzi i dlatego tak przedłużał werdykt. Niestety, ale obsługa techniczna wręczająca koperty zawaliła. Produkcja "Moonlight" wdrapuje się na scenę i jest tak samo zmieszana jak prawdopodobnie połowa świata. Całość na szczęście kończy się w miarę szczęśliwie.

A więc jak widzicie 89. Gala rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej była doprawdy niezwykła i zaskakująca. Nie tylko werdykty potrafiły zaskoczyć, ale również prowadzący czy też obsługa techniczna ;). Wszystko to pokazuje, że nawet najlepszym zdarza się wpadka, albowiem koniec końców jesteśmy tylko ludźmi. Oczywiście zła fama poszła i parę głów pewnie za tę wpadkę poleci, ale jedno jest pewne. Gala na długo zapadnie w pamięci. Podsumowując natomiast werdykty muszę przyznać, że niektórych się spodziewałem, niektóre były wręcz oczywiste, niektóre to zaskoczenie, ale koniec końców jestem szczęśliwy z większości przyznanych nagród. Jedynie ta Emma Stone mi gdzieś tam wadzi, ale przeboleje. Natomiast pomimo tego, że typowałem 
"Manchester by the Sea" do najlepszego filmu muszę powiedzieć, że tak samo cieszę się z nagrody dla "Moonlight". To wyjątkowy film i na nagrodę zasłużył. W tym roku była naprawdę duża konkurencja i ciężkie decyzje do podjęcia. Sama gala również stała pod znakiem zapytania, jednakże twórcy jak i prowadzący spisali się na medal. Była ona ciekawa, dobrze poprowadzona oraz zaskakująco przyjemna. Nie ciągnęła się tak jak to miało niekiedy miejsce. Z ciekawszych rzeczy należy na pewno powiedzieć o spadających z sufitu przekąskach (dwa razy), gwiazdach czytających wredne tweety na swój temat, niekończącej się waśni pomiędzy Kimmelem a Damonem, wycieczce turystów, która "nieświadomie" odwiedziła Dolby Theatre, świetną oprawą graficzną oraz ciekawą serią filmów ukazujących nam inspiracje obecnych gwiazd. Było również dużo humoru, który skutecznie rozładowywał napiętą atmosferę. Największym wygranym jest oczywiście "La La Land" z 6 Oscarami na koncie, później mamy "Moonlight" z 3 statuetkami oraz "Manchester by the Sea" i "Przełęcz ocalonych" z dwiema nagrodami. Największymi przegranymi okazali się: "Nowy początek" zgarniając zaledwie jedną statuetkę spośród aż 8 nominacji oraz film "Lion. Droga do domu" posiadający aż 6 nominacji i żadnej nagrody. Tak jak można było przypuszczać.

Jeśli jesteście ciekawi naszych Oscarowych prognoz zapraszamy TUTAJ gdzie znajdziecie nasza listę nominowanych. Większość z tytułów jest opatrzonych linkiem, który prowadzi do osobnych stron z naszymi recenzjami obrazów. Gorąco zapraszamy do zapoznania się z nimi. Poniżej natomiast pełna lista wszystkich zdobywców. To już wszystko. Do zobaczenia z rok. ;)


FILM
 
AKTOR 
Casey Affleck - "Manchester by the Sea

AKTORKA
Emma Stone - "La La Land" 
 
AKTOR DRUGOPLANOWY 
Mahershala Ali - "Moonlight"

AKTORKA DRUGOPLANOWA 
Viola Davis - "Fences" 

REŻYSER
Damien Chazelle - "La La Land"

SCENARIUSZ ADAPTOWANY
"Moonlight" – Barry Jenkins

SCENARIUSZ ORYGINALNY
"Manchester by the Sea – Kenneth Lonergan

FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
"Klient" 

DOKUMENT 
"O.J.: Made in America" 

ANIMACJA
"Zwierzogród" 

MUZYKA 
"La La Land"  – Justin Hurwitz

PIOSENKA
Ryan Gosling "City of Stars" - "La La Land" 

ZDJĘCIA 

MONTAŻ 

EFEKTY SPECJALNE

DŹWIĘK 

MONTAŻ DŹWIĘKU 

SCENOGRAFIA

KOSTIUMY 

CHARAKTERYZACJA

FILM KRÓTKOMETRAŻOWY
"Chór" 

KRÓTKOMETRAŻOWY DOKUMENT
"The White Helmets"

KRÓTKOMETRAŻOWA ANIMACJA 
"Piper"
Nagroda Akademii Filmowej – znana jako Oscar  – coroczna nagroda przyznawana przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej w dziedzinie filmu. Została ufundowana w 1927 roku. Nagradzane są wstępnie nominowane filmy, które w poprzedzającym roku kalendarzowym były wyświetlane w amerykańskich kinach. Ceremonia rozdania Oscarów od 2002 roku odbywa się w Teatrze Dolby w Hollywood. Obecnie nagroda ta jest uznawana za najbardziej prestiżową nagrodę filmową, pomimo że dotyczy głównie kinematografii amerykańskiej.






























Oscary 2017 – Nominacje Silver Screen

Już wkrótce rozpocznie się 89. gala wręczania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Jak co roku wydarzenie to wywołuje skrajne emocje. Trzeba jednak przyznać, że wydarzenie to nie może się równać z żadnym innym. Żadna gala nagród filmowych nie jest tak dobrze rozpoznawalna ani tłumie oglądana jak Oscary. Złota statuetka stała się symbolem prestiżu niemogącego się równać z żadnym innym wyróżnieniem. A skoro uroczystość odbędzie się już jutro czas wytypować naszych kandydatów.

W tym roku postanowiliśmy nieco zmienić zasady gry. Oprócz naszych osobistych kandydatów wymienimy również tych, którzy według nas nagrodę również mogliby dostać. Gotowi? Zacznijmy więc.

FILM 
"Fences" 
"Aż do piekła" 

W najważniejszej kategorii pomimo wielu bardzo dobrze wytypowanych tytułów znalazło się również parę "pomyłek", które nijak nie pasują do całej reszty. Są to "Ukryte działania" i "Lion. Droga do domu". Pierwszy z nich to porządnie stworzony film, który całkiem dobrze się prezentuje, ale przy innych nominowanych wypada miałko. Natomiast nominacja dla filmu "Lion" to jedna wielka pomyłka. Ta produkcja to dużo gorsza wersja "Slumdoga". Nudna i banalna. Nadal próbuję się pozbierać po tej ekstrawaganckiej decyzji akademii. Zdecydowanie lepiej prezentowałaby się całość gdyby na ich miejsach pojawiały się tytuły "20th Century Women" ("Kobiety XX wieku") oraz "Milczenie" Martina Scorsese. Obydwa tytuły na to zasługują i zostały niesłusznie zepchnięte w tył ze względu na poprawność polityczną. Chociażby w przypadku "Ukrytych działań". Natomiast moim typem do najlepszego filmu jest "Manchester by the Sea". Decyzja ta jest bezsprzeczna, albowiem film jest po prostu wyborny. Zasługuje na tą nagrodę i myślę, że ma spore szanse. Powiem więcej, że pokona "La La Land". Wiem, że to głupie, ale prawda jest taka, że prezentuje się znacznie lepiej niż musical Damiena Chazelle.

AKTOR 
Casey Affleck - "Manchester by the Sea
Andrew Garfield - "Przełęcz ocalonych
Ryan Gosling - "La La Land
Viggo Mortensen - "Captain Fantastic" 
Denzel Washington – "Fences"

Ta kategoria jest bardzo dziwna za sprawą jednego aktora. Tak, jest nim Ryan Gosling. Przyznaję, że jego rola w "La La Land" jest bardzo dobra i inna niż wszystkie, ale bądźmy szczerzy. To nie jest rola na miarę Oscara. Przy reszcie prezentuje się zadziwiająco miałko. Zarówno Andrew Garfield jak i Viggo Mortensen ukazują nam niezapomniane kreacje i są one godne przyznanej nominacji. Jednakże według mnie walka potoczy się pomiędzy wybitnymi kreacjami Denzela Washingtona w "Fences" ("Bariery") oraz Casey Afflecka w "Manchester by the Sea". Ja bardziej przychylam się w stronę pana Afflecka, albowiem jego rola jest wprost nieziemska. Zasługuje on na nagrodę i powinien ją otrzymać bez dwóch zdań. Pan Washington nie powinien się obrazić, albowiem na na swoim koncie już dwie złote statuetki.

P.S. Jak Gosling wygra to będę bardzo wkurzony...

AKTORKA 
Isabelle Huppert - "Elle" 
Ruth Negga - "Loving" 
Natalie Portman - "Jackie" 
Emma Stone - "La La Land
Meryl Streep – "Boska Florence" 

Bardzo ciekawa i różnorodna kategoria. Szczególnie jeśli chodzi o wybory takie jak Ruth Negga oraz Isabelle Huppert. Totalne zaskoczenia, ale zasłużone nominacje. Oczywiście na liście jest też nieszczęsna Emma Stone. Taki sam przypadek jak u Goslinga z tym że Stone chcąc nie chcąc gra od niego znacznie lepiej. Nie zmienia to jednak faktu, że jej miejsce powinna zastąpić Annette Bening z "Kobiet XX wieku" ("20th Century Women"). Na statuetkę największe szanse ma Natalie Portman i to na nią oddaję swój głos. Świetna rola. Aczkolwiek muszę przyznać, że Meryl Streep w "Boskiej Florence" po raz kolejny pokazała klasę. Jej rola jest wprost olśniewająca i w 100% zasługiwała na nominację. Nie będę miał więc nic przeciwko jeśli zgarnie w tym roku tę nagrodę.

AKTOR DRUGOPLANOWY 
Mahershala Ali - "Moonlight
Jeff Bridges - "Aż do piekła" 
Lucas Hedges - "Manchester by the Sea
Dev Patel - "Lion. Droga do domu
Michael Shannon - "Zwierzęta nocy"

Kolejna kategoria z jednym niepasującym do całej reszty nazwiskiem. Tak, to Dev Patel i nieszczęsny "Lion". Rola nijaka i wymuszona. W "Slumdogu" zdecydowanie lepszy i bardziej autentyczny. Później mamy świetnego Jeffa Bridgesa w "Aż do piekła", ale nie na tyle dobrego by zasługiwać na tę nominację. Zdecydowanie lepiej tutaj wypada Lucas Hedges i Mahershala Ali. Nagroda natomiast powinna powędrować do Michaela Shannona za rewelacyjną kreację w "Zwierzętach nocy" Toma Forda.

AKTORKA DRUGOPLANOWA 
Viola Davis - "Fences" 
Naomie Harris - "Moonlight" 
Nicole Kidman - "Lion. Droga do domu
Octavia Spencer - "Ukryte działania
Michelle Williams - "Manchester by the Sea

O rety. Kolejna kategoria z tym samym problemem. Co do jasnej cholery robi tutaj Octavia Spencer? Jej rola w "Ukrytych działaniach" jest dobra lub nawet bardzo dobra, ale nie jest to rola Oscarowa! W Porównaniu z całą resztą nominowanych wypada przeciętnie. Już nawet Michelle Williams i Nicole Kidman wypadają lepiej choć nominacje zawdzięczają pojedynczym, ale niesamowicie potężnym scenom, w których pokazują prawdziwą wielkość swojego aktorstwa. Zdecydowanie powinno się ją zastapić Gretą Gerwig z filmu "Kobiety XX wieku" ("20th Century Women"). Na nagrodę zdecydowanie zasługuje Viola Davies i jej niesamowita kreacja w filmie "Bariery" ("Fences"). Nie obraziłbym się jednak gdyby nagrodę przyznano również Naomie Harris, która totalnie mnie zaskoczyła w kreacji z "Moonlight".

REŻYSER 
Denis Villeneuve - "Nowy początek
Mel Gibson - "Przełęcz ocalonych 
Damien Chazelle - "La La Land"" 
Kenneth Lonergan - "Manchester by the Sea
Barry Jenkins - "Moonlight

Są dobre i złe wybory. Do złych na pewno zalicza się Denis Villeneuve, a do tych lepszych Mel Gibson. Nie mniej jednak oni są daleko w tyle za czołową trójką. Barry Jenkins, Kenneth Lonergan i Damien Chazelle powalczą o statuetkę. Zwycięsko z tej bitwy powinien wyjść pan Chazelle, albowiem oglądając "La La Land" da się z łatwością dostrzec fenomenalną pracę reżysera. Udało mu się połączyć ze sobą szereg całkiem odmiennych elementów w niebywale spójną całość, a to jest nie lada sztuka.

SCENARIUSZ ADAPTOWANY 
"Nowy początek" – Eric Heisserer
"Lion. Droga do domu" – Luke Davies
"Ukryte działania" - Allison Schroeder, Theodore Melfi
"Fences" – August Wilson
"Moonlight" – Barry Jenkins

Niepotrzebnie się tak produkuję jak to i tak nic nie daje. Pomińmy od razu "Nowy początek", "Liona. Drogę do domu" i "Ukryte działania", albowiem te nominacje to jakiś żart. Szczególnie jeśli chodzi o dwa pierwsze tytuły. Na statuetkę zasługuje "Moonlight", aczkolwiek jeśli będzie to "Fences" również się nie obrażę. 

SCENARIUSZ ORYGINALNY 
"Aż do piekła" – Taylor Sheridan
"La La Land" – Damien Chazelle
"Lobster" - Yorgos Lanthimos, Efthymis Filippou
"Manchester by the Sea" – Kenneth Lonergan
"20th Century Women" – Mike Mills

Tutaj mamy same perełki. Nadzwyczajne historie opowiedziane za pomocą najprostszych rzeczy. I choć wydawać by się mogło, że decyzja ta będzie ciężka to w rzeczywistości jest całkiem na odwrót. Na statuetkę zasługuje wyłącznie scenariusz do filmu "20th Century Women" ("Kobiety XX wieku"). To wręcz nieziemski produkt, który poraża swoją kreatywnością i lekkością. Jest rewelacyjnie osadzony w kulturze i ukazuje nam kolejną niezwykłą historię wydającą się nam na pozór całkiem normalną. "Manchester by the Sea"  z nagrodą mnie nie zasmuci, ale nie zmienia to faktu, że całe moje serce należy do filmu i scenariusza Mikea Millsa.

FILM NIEANGLOJĘZYCZNY 
"Tanna" 
"Land of Mine" 
"Toni Erdmann" 
"Klient" 
"Mężczyzna imieniem Ove"

Po prostu "Toni Erdmann". Nie miałem szans obejrzeć żadnego innego filmu z tej kategorii, a więc postawię na to co miałem okazję zobaczyć. Jedyne co mogę napisać o samym filmie to fakt, że jest to dobry i świetnie zrobiony film. Zdecydowanie za długi, ale tak czy siak nadal bardzo dobry. (Recenzja wkrótce). W obecnym zestawieniu zdecydowanie brakuje mi filmu Parka Chan Wooka "Służąca".

DOKUMENT 
"Fuocoammare. Ogień na morzu" 
"I Am Not Your Negro" 
"Życie animowane" 
"O.J.: Made in America" 
"13th" 

W tej kategorii nie posiadam faworyta, albowiem nie udało mi się obejrzeć żadnego z nominowanych tytułów. Zaryzykuję jednak "szczęśliwy traf" i typuję dokument "O.J.: Made in America".

ANIMACJA 
"Kubo i dwie struny" 
"Nazywam się Cukinia" 
"Vaiana: Skarb oceanu" 
"Czerwony żółw" 
"Zwierzogród" 

Od razu się przyznam, że nie widziałem "Czerwonego żółwia" i "Nazywam się Cukinia". Natomiast i tak uważam, że Oscara otrzyma "Zwierzogród", który w bardzo ładny sposób mówi o segregacji rasowej. "Kubo i dwie struny" to również ciekawa propozycja. Natomiast obecność animacji "Vaiana: Skarb oceanu" w zestawieniu to jest jakiś żart.

MUZYKA 
"Jackie" – Mica Levi
"La La Land" – Justin Hurwitz
"Lion. Droga do domu" - Dustin O'Halloran, Volker Bertelmann
"Moonlight" – Nicholas Britell
"Pasażerowie" – Thomas Newman

Jedna z najbardziej szokujących kategorii. Szczególnie jeśli chodzi o takie wybory jak "Lion" czy "Pasażerowie". Naminacja dla "La La Land" jest oczywista co nie znaczy, że muzyka jest jakaś specjalnie wyjątkowa. To samo tyczy się ścieżki dźwiękowej do "Jackie", która z jednej strony jest ciekawa, a zaś z drugiej po dłuższy czasie strasznie męcząca. Dla mnie nagroda powinna powędrować do Nicholasa Britella za muzykę do "Moonlight", aczkolwiek statuetkę zgarnie pewnie Justin Hurwitz. Najbardziej jednak boli mnie brak nominacji dla Abla Korzeniowskiego za kompozycje do "Zwierząt nocy", które bezkompromisowo przebijają wszystkie wymienione tutaj tytuły.

PIOSENKA 
Emma Stone "Audition (The Fools Who Dream)" - "La La Land
Justin Timberlake "Can't Stop the Feeling" - "Trolle
Ryan Gosling "City of Stars" - "La La Land
Sting "The Empty Chair" - "Jim" 
Lin-Manuel Miranda "How Far I'll Go" - "Vaiana: Skarb oceanu" 

Czemu to się dzieje najpierw brak nominacji dla Abla, a teraz to! Za co "La La Land" ma dwie nominacje? Te piosenki nie są ani zbytnio szczególne, ani rewelacyjnie zaśpiewane. Do tego dochodzi jeszcze nieszczęsna "Vaiana". Serio? Jedyne sensowne wybory to Justin Timberlake czy Sting. Ten drugi znacznie lepszy. "Can't Stop the Feeling" to może i jest świetna wakacyjna piosenka, ale nic poza tym. Ja się pytam gdzie jest nominacja dla Florence + The Machine za piosenkę do "Osobliwego domu Pani Peregrine" pt: "Wish That You Were Here"? Prezentuje się ona o niebo lepiej niż całe to zestawienie. Z dwojga złego wybieram Stinga, ale mam tę świadomość, że pewnie któryś z niszczęsnych utworów z "La La Land" wygra. Boziu...

ZDJĘCIA 

"La La Land". Piękne, szerokie, długie i dynamiczne kadry czynią z filmu Chazellea wyjątkowe arcydzieło. Nie obrażę się jednak gdy statuetkę otrzyma "Milczenie", albowiem tam również mamy do czynienia z niesamowitymi ujęciami. 

MONTAŻ 
"Aż do piekła" 

Zdecydowanie "Moonlight" bądź ewentualnie "La La Land".

EFEKTY SPECJALNE 
"Żywioł. Deepwater Horizon" 
"Kubo i dwie struny" 

W tej kategorii mamy zarówno olśniewająco efekciarskie efekty z "Doktora Strangea", praktyczne efekty w "Kubo i dwie struny", oszałamiające CGI w "Księdze dżungli", a także "Żywioł. Deepwater Horizon" i "Łotr 1. Gwiezdne Wojny – Historie". Według mnie statuetka powinna powędrować do "Księgi dżungli".

DŹWIĘK 
"13 godzin: Tajna misja w Bengazi" 

MONTAŻ DŹWIĘKU 
"Żywioł. Deepwater Horizon" 
"Sully

SCENOGRAFIA 
"Ave, Cezar!" 
"Pasażerowie" 

W tym przypadku każdy z tytułów ma nad wiele do zaoferowania. Ja celuję w "La La Land", albowiem pojawiające się w nim scenografie to coś niesamowitego. Jednakże muszę przyznać, że zarówno "Pasażerowie" jak i "Nowy początek"  również na tym polu prezentują się niesamowicie.

KOSTIUMY 
"Boska Florence" 
"Jackie

Zdecydowanie "Jackie" i jej nieziemskie kostiumy.

CHARAKTERYZACJA 
"Mężczyzna imieniem Ove" 
"Star Trek: W nieznane" 

Choć wiele rzeczy w "Legionie samobójców" nie zagrało tak jak należy to nie da się ukryć, że charakteryzacja została wykonana brawurowo.

FILM KRÓTKOMETRAŻOWY 
"Ennemis intérieurs" 
"La Femme et le TGV" 
"Silent Nights" 
"Chór" 
"Timecode" 

W tej kategorii nie posiadam faworyta, albowiem nie udało mi się obejrzeć żadnego z nominowanych tytułów. "Szczęśliwy traf" - "Silent Nights".

KRÓTKOMETRAŻOWY DOKUMENT 
"Extremis" 
"4.1 Miles" 
"Joe's Violin" 
"Watani: My Homeland" 
"The White Helmets" 

W tej kategorii nie posiadam faworyta, albowiem nie udało mi się obejrzeć żadnego z nominowanych tytułów. "Szczęśliwy traf" - "Joe's Violin".

KRÓTKOMETRAŻOWA ANIMACJA 
"Blind Vaysha" 
"Borrowed Time" 
"Pear Cider and Cigarettes" 
"Pearl" 
"Piper" 

W tej kategorii nie posiadam faworyta, albowiem nie udało mi się obejrzeć żadnego z nominowanych tytułów. "Szczęśliwy traf" – "Piper".
Niezwykła, nieznana do tej pory prawdziwa historia trzech błyskotliwych kobiet afro-amerykańskiego pochodzenia, które na przełomie lat 50. i 60. XX wieku podjęły pracę dla NASA. Pokonując niewyobrażalne przeszkody społeczne i obyczajowe, pomogły wysłać w kosmos pierwszego Amerykanina, astronautę Johna Glenna, inicjując tym samym kosmiczny wyścig między światowymi mocarstwami.

gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Theodore Melfi
scenariusz: Allison Schroeder, Theodore Melfi
czas: 2 godz. 7 min.
muzyka: Hans Zimmer, Pharrell Williams, Benjamin Wallfisch
zdjęcia: Mandy Walker
rok produkcji: 2016
budżet: 25 milionów $
ocena: 7,4/10













Liczy się każda pomoc


W jaki sposób odróżnić ludzi gorszych od tych lepszych? Wiem, że to pytanie w ogóle nie powinno się tutaj pojawić, ale tak się, akurat składa, że jest sednem omawianego problemu. A więc jak najprościej dokonać takiego podziału? Robiąc testy na inteligencję? Zdecydowanie nie. Najlepiej jest uczepić się najprostszych cech rozpoznawczych, dzięki którym łatwo będzie dało się odróżnić lepszych oraz gorszych. Wystarczy powiedzieć, że ci co pracują są lepsi od tych co nie pracują, podporządkować ludzi pod wyznawców oddzielnych przekonań i nazwać i "lepszym" lub "gorszym" sortem, albo stwierdzić, że osoby o czarnym kolorze skóry nie mogą równać się z tymi posiadającymi biały kolor skóry. Tak właśnie tworzą się kategorie i podkategorie, które prowadzą do podświadomej, ale skutecznej selekcji. Idealnym tego przykładem jest omawiany dzisiaj film "Ukryte działania".

Ameryka na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Wyścig między światowymi mocarstwami trwa w najlepsze. Jednakże teraz przybrał on wręcz kosmiczną formę. Stany Zjednoczone w odpowiedzi na Rosyjskie dokonania próbują wysłać pierwszego Amerykanina w przestrzeń kosmiczną. Niestety nie idzie im to najlepiej. Wybitni naukowcy z NASA borykają się masą problemów, które wydają się nie do pokonania. A przecież liczy na nich prezydent jak i cały kraj. Nadzieją okazują się trzy czarnoskóre kobiety, które są na tyle błyskotliwe by wszystkiemu zaradzić. Ale jak im na to pozwolić jeśli posiadają inny kolor skóry? Ameryka to bardzo specyficzny kraj i niejednokrotnie już nam to udowodniła. Tym bardziej nie powinien nas dziwić fakt, że segregacja rasowa w Stanach Zjednoczonych to był, jest i jeszcze długo będzie duży problem. Wydawać by się mogło, że tak dobrze rozwinięty i potężny kraj potrafi być ponad bezmyślne grupowanie. Niestety prawda jest dużo bardziej smutna. W istocie my Polacy obecnie nie jesteśmy w tej kwestii również lepsi. Wracając jednak do głównego tematu musicie przyznać, że to nie pierwszy film ukazujący ten problem. Mieliśmy "Służące", "Selmę" czy "Zniewolonego". Czym więc "Ukryte działania" są w stanie się wyróżnić na tym polu? Odpowiedź brzmi: nie jedną a aż trzema głównymi bohaterkami. W istocie to one są siłą napędową całego obrazu oraz to ich historia jest tutaj najciekawsza. Co tam podbój kosmosu jak mamy na tapecie tak wspaniałe bohaterki. Każda z nich jest wybitna, krnąbrna, odważna oraz zdeterminowana. Każda walczy o swoje oraz stara się udowodnić innym, że znaczy coś więcej niż kolor jej skóry. Jest to również pierwszoplanowy wydźwięk produkcji pokazujący nam, że tworzenie sztucznych granic nie ma sensu, albowiem prędzej czy później runą same. Wydarzenia ekranowe idealnie obrazują ten stan rzeczy. Szczególnie gdy jest to wyższa konieczność. Wielu z nas godzi się na mnóstwo ustępstw gdy nie znajdujemy już nadziei nigdzie indziej. Tak jest i w tym przypadku. A takie małe rzeczy jak i ustępstwa są powodem wielkich zmian. Fabuła obrazu w bardzo ciekawy i wciągający sposób obrazuje nam ten proces. Prezentuje intrygująca historię podboju kosmosu, która zrewolucjonizuje cały kraj. Zarówno pod względem mentalnym jak i kulturowym. Historia posiada bardzo dobry scenariusz, który w dokładny sposób ukazuje nam zarówno przełom lat 50. i 60. jak zarówno ich obyczajowość. Jest to również niezwykle ciekawa i intrygująca podróż w głąb ośrodka badawczego jakim jest NASA i możliwość przyjrzenia się z bliska panującym tam wtedy obyczajom. Narracji natomiast poprowadzona jest w bardzo solidny sposób dzięki czemu twórcom udaje się stworzyć porządnie prezentujący się film, który zawiera w sobie wszystko to czego dobrej biografii trzeba. Niestety nie do końca udaje się twórcom przydział czasowy dla każdej z bohaterek. Jak już wcześniej wspomniałem jest ich trzy, lub też aż trzy. Tak naprawdę ciężko mi się zdecydować pomiędzy bardziej pozytywną czy negatywną formą tej decyzji, albowiem kiedy zsumujemy plusy i minusy wyjdzie nam 0. Albowiem pod wieloma względami zaprezentowana ilość głównych bohaterek to duża przewaga, ale z drugiej strony niemały kłopot produkcji. Cały szkopuł tkwi w tym, że każda z nich może pochwalić się w takim samym stopniu ciekawą biografią. Każda zasługuje, aby coś więcej o niej powiedzieć. Niestety film boryka się z problemem czasu, którego jest zdecydowanie za mało. W takim przypadku trzy główne postacie nie są już w takim samym stopniu ważne. Jedna wychodząc na prowadzenie zabiera czas tej drugiej, ale druga też jest szalenie ważna, a więc kradnie czas trzeciej. Trzecia nie ma już komu go ukraść, a więc jest najbardziej pokrzywdzona. Mniej więcej tak wygląda rozkład czasowy w "Ukrytych działaniach". W tym tkwi cały problem porządnie zrobionej i świetnie opowiedzianej produkcji. Zastanawiam się czy nie lepiej by było zainteresować się formą miniserialu, która oferując kilka godzin więcej okazałaby się kluczowa w rozwiązaniu tej sprawy. Jednakże mimo wszystko muszę przyznać, że jest to bardzo przystępna, płynna i przejrzysta opowieść, która pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Postacie w "Ukrytych działaniach" to przede wszystkim bardzo dobrze nakreślone oraz zagrane sylwetki, które szalenie łatwo jest nam polubić. Już od pierwszych scen potrafimy zaintrygować się ich losem dzięki czemu bez najmniejszych problemów i z wielkim zaciekawieniem będziemy śledzić ich poczynania. Niestety jak już wcześniej wspomniałem film dzieli czas pomiędzy bohaterki czyniąc ich udział w opowieści mniej lub bardziej ważny. Na sam przód wysuwa się Kathrene G. Johnson, która dzięki swoim umiejętnościom pomaga naukowcom ze Space Task Group wysłać pierwszego Amerykanina w przestrzeń kosmiczną. W roli tej rewelacyjnie prezentuje się Taraji P. Henson. Z kolei Octavia Spencer wciela się w Dorothy Vaughan – specjalistę od programowania, a Janelle Monáe odgrywa rolę Mary Jackson starającą się o pozycję inżyniera. Każda z pań prezentuje się rewelacyjnie ukazując nam wiarygodnie postacie z krwi i kości. Na dalszym planie mamy Kevina Costnera jako Ala Harrisona – dyrektora Space Task Group oraz Kristen Dunst, Jima Parsonsa i Mahershala Ali. Strona aktorska obrazu stoi na wysokim poziomie.

Od strony technicznej obraz również prezentuje się bardzo dobrze. Przede wszystkim zgrabne zdjęcia, stworzone z rozmachem scenografie, ale także kostiumy oraz charakteryzacja. Muzyka Hansa Zimmera, Pharrella Williamsa i Benjamina Wallfischa prezentuje się całkiem przyzwoicie, aczkolwiek momentami zalatuje ścieżką dźwiękową do "Aniołów i demonów". Ciekawie wykorzystano również archiwalne materiały, które bardzo dobrze prezentują się w obrazie. Szalenie ważny jest również klimat oraz spora ilość humoru oraz pozytywnej energii, która płynie z seansu.

"Geniusz nie zna razy. Siła nie zna płci. Odwaga nie zna granic" mówi slogan reklamujący produkcję. Co ciekawe jest to również bardzo dobre podsumowanie całego obrazu oraz lekcji jaka z niego płynie. Albowiem zbyt wiele czasu jak i sił tracimy na bezsensowne grupowanie ludzi, aniżeli na wykorzystanie go do naprawdę palących problemów. I choć nie jest to już pierwszy film o tej tematyce, to jednak trzeba przyznać, że oprócz trzech niesamowicie charakterystycznych bohaterek wyróżnia go również, forma oraz miejsce akcji, którym jest NASA. Kontekst ten okazuje się być jednym z najważniejszych motywów w całej historii. Sama produkcja natomiast to porządnie napisany i nakręcony film z rewelacyjną obsadą i świetnym wykończeniem, który urzeka swoją lekkością oraz charyzmą.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.