Snippet

Baby Driver

Utalentowanego młodego kierowcę , który zarabia na życie udziałem w napadach, przez życie prowadzi muzyka. To ona pomaga mu być najlepszym w tym, co robi. Kiedy poznaje dziewczynę swych marzeń, postanawia porzucić przestępczą przeszłość i zacząć żyć normalnie. Zmuszony przez bossa mafijnego, dla którego pracuje, do udziału w z góry skazanym na niepowodzenie skoku, ryzykuje utratą wszystkiego, co dla niego najważniejsze – miłości, wolności i muzyki.

gatunek: Komedia, Akcja
produkcja: USA, Wielka Brytania
reżyseria: Edgar Wright

scenariusz: Edgar Wright
czas: 1 godz. 53 min. 
muzyka: Steven Price
zdjęcia: Bill pope
rok produkcji: 2017
budżet: 34 milionów $
ocena: 8,5/10












Dajesz czadu Baby!

W dzisiejszych czasach trudno jest zrobić oryginalny i całkiem świeży film. Bardzo łatwo można wpaść w pułapkę sprawdzonych schematów i niechcianych nawiązań do klasyków gatunku. Niebezpieczeństwo czeka dosłownie na każdym rogiu. A co jeśli udałoby nam się ze sprawdzonych motywów zrobić ciekawy, wciągający i bezkompromisowy film? Proszę państwa oto przepis na dobry film według Edgara Wrighta: 1. Sprawdzone schematy - 50%, 2. 10% - klimatyczna ścieżka dźwiękowa, 3. 10% - unikatowy klimat 4. 30% - świetny scenariusz, który świetnie zespaja ze sobą każdy element obrazu. Voila. Mamy gotowy przebój.

Na pierwszy rzut oka Baby to niegroźny i zamknięty w sobie chłopak, którego zawsze dostrzeżemy ze słuchawkami na uszach. Sprawia wrażenie wycofanego i niezbyt koleżeńskiego. Nic w tym dziwnego. Baby to wyjątkowy chłopak, który za pogodną twarzą skrywa demona kierownicy. Nic więc dziwnego, że jest "kierowcą" rabusiów napadających na banki. Do tej pory wszystko układało się wspaniale. Dopóki na scenę nie wkroczył jeden człowiek, ostatni skok i ukochana głównego bohatera. W filmie Edgara Wrighta jest prawie wszystko. Od elektryzującej dawki emocji za kierownicą, aż po niezwykle zabawne i wręcz komediowe sceny. To zarówno film, akcji, komedia romantyczna, krwawa nawalanka, ale także odrobina kina artystycznego, jak i nieskrępowanej gracji reżysera. To, co twórca robi w tym filmie, jest niesamowicie trudnym i skomplikowanym zadaniem, albowiem wymaga od niego niesamowitej pomysłowości. I nie mówię tutaj o stworzeniu całkiem nowej i świeżej fabuły, ale raczej mam na myśli wykorzystanie sprawdzonych schematów w taki sposób, że wyjdzie z tego całkiem urzekająca i porywająca opowieść. W tym przypadku Wright robi to drugie. Fabuła jego nowego filmu nie odznacza się niczym nadzwyczajnym, czego byśmy już nie widzieli. Historia już na bardzo wczesnym etapie staje się dla nas niczym otwarta księga. Nie sztuką jest przewidzieć kolejny ruch reżysera oraz jego postaci co po raz kolejny sprowadza nas do oczywistego i z góry przewidzianego zakończenia. Jednakże rzecz w tym, że nie to jest w filmie najważniejsze. Najistotniejsze okazują się emocje, jakie towarzyszą nam podczas oglądania obrazu oraz sami bohaterowie, którzy w dużej mierze budują ten film. Historia, choć do bólu przewidywalna jest opowiedziana z taką gracją, z taką lekkością i bezpretensjonalnością, że aż trudno oderwać od niej oczy. "Baby Driver" jest przykładem tego filmu, od którego odrywamy wzrok dopiero na napisach końcowych. To wręcz nieprawdopodobne, że film, który jest tak przewidywalny, potrafi z drugiej strony być również tak niesamowicie intrygujący i wciągający. Produkcja odznacza się niesamowicie lekkim i przyjemnym klimatem, który sprawia, że seans staje się jeszcze bardziej wciągający. Reżyser unika zbędnego patosu i przesadnej powagi, dzięki czemu nie nadyma niepotrzebnie swojego obrazu, aby na siłę przybrał jakąś wyidealizowaną formę. W dużej mierze reżyser ulega pokusom i wielokrotnie eksperymentuje z rozmaitymi gatunkami. Bez przerwy jesteśmy w stanie dostrzec u niego jakiś kontrast. Krwawa sztrzelanka w tanecznym rytmie. Proszę bardzo. Poważna przemowa przerwana z wyzywająco komediowym akcentem. Nic trudnego. W filmie znajdziemy jeszcze mnóstwo przykładów tego typu kontrastu. Reżyser w wyśmienity sposób łączy te dwa odrębne światy, aby tworzyły razem spójną całość. Oczywiście trzeba dać twórcy odrobinę zaufania, albowiem produkcja z założenia jest przerysowana. Da się to dostrzec już w pierwszej scenie, kiedy główny bohater siedzi sam w samochodzie i rusza się w rytm granej na iPodzie muzyki. Wygląda to niemalże jakby świat tańczył, tak jak nasza postać mu zagra. Jest w tym niesamowicie dużo uroku oraz lekkości , które są podwalinami całego obrazu. Natomiast jeśli chodzi o samą muzykę, to mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, jak przyznam, że to ona odgrywa tutaj główną rolę. Życie pierwszoplanowej postaci jest uwarunkowane przez muzykę, jakiej słucha. To ona rządzi obrazem i poniekąd uzależnia naszego bohatera i nas w świecie gdzie wszystko dzieje się w takim rytmie jak nasza piosenka. Najbardziej pamiętna scena z filmu uświadamiająca nam ten fakt to początek drugiego skoku, który nie mógł się rozpocząć, zanim Baby nie przewinął nagrania i nie dał sygnału w odpowiednim momencie. Życie życiem, ale synchronizacja muzyki ze światem rzeczywistym ważniejsza. Nie ma się w sumie co temu dziwić, albowiem muzyka przez wielu z nas uważana jest jako urozmaicenie naszego codziennego życia. Wypełnienia go rytmicznymi dźwiękami, które na chwilę przenoszą nas do całkiem innego miejsca, gdzie życie toczy się w rytmie puszczanego przez nas kawałka. Tak właśnie jest z filmem "Baby Driver" gdzie rzeczywistość kręci się wokół muzyki, a wszystko jest na swój sposób "inne" czyli wyjątkowe. Świat wykreowany przez reżysera należy traktować z przymrużeniem oka, ale kiedy spojrzymy na niego z innej strony, (samych siebie wyobrażających sobie nasze życie w rytmie muzyki) to okaże się, że twórca ma w swoich decyzjach sporo racji. Całość dopełnia rewelacyjny scenariusz, który świetnie precyzuje wszystkie wątki oraz godzi ze sobą nawet największe kontrasty.

Pod względem aktorskim film wymiata. Zarówno jeśli chodzi o role pierwszoplanowe jak i te drugoplanowe. Jednakże kluczem tej oowieści nie są nakreśleni bohaterowi, ale niesamowicie charyzmatyczni aktorzy, którzy wyciągają ze swoich sylwetek, tyle ile się tylko da. Scenariusz nie daje im dużego pola do popisu, jednakże swoim urokiem osobistym są w stanie wynieść swoje postaci na wyżyny. Na pierwszym planie mamy oczywiście Ansela Elgorta, który wyśmienicie sprawdza się jako pozornie zamknięty w sobie i wycofany ze społeczeństwa Baby, który tak naprawdę jest przemiłym facetem. Urokiem nie odstępuje mu rewelacyjna Lily James jako zniewalająco piękna i słodka Debora. Drugi plan natomiast świetnie dopełniają Kevin Spacey jako Doc, Jamie Foxx jako Bats, Eliza González jako Darling oraz Jon Hamm jako Buddy.

Strona techniczna produkcji to kolejna perełka w obrazie Wrighta. Film przede wszystkim jest świetnie nakręcony oraz rewelacyjnie zmontowany, dzięki czemu jego oglądanie to czysta przyjemność. Oprócz tego produkcja ta bardzo ciekawie prezentuje się pod względem wizualnym. Nie należy zapomnieć oczywiście o wyjątkowym klimacie i fenomenalnie dopasowanym, przepraszam zsynchronizowanym utworom muzycznym. Wszystko to przekłada się na niesamowite doznania podczas seansu.

"Baby Driver" jest znakomitym przykładem na to, że da się zrobić ciekawy, wciągający i niesamowicie ujmujący film bazując na wielu sprawdzonych schematach. Film dodatkowo jest bardzo przewidywalny i słabo nakreśla ekranowych bohaterów. Jednakże dzięki sprawnej ręce reżyserskiej Wrighta i niesamowitej chryzmie aktorów są w stanie ominąć obydwa te problemy i zaserwować nam świetny i bezkompromisowy film, którego oglądanie sprawi nam mnóstwo przyjemności. Więcej takich "wakacyjnych" filmów proszę.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

2 komentarze:

  1. IMO muzyka robi 50%
    A film miodzio, zgrzytała mi tylko gra Jamiego Foxa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że muzyka jest tutaj najważniejsza. Jednakże ja bym jej dał nawet 70%, albowiem cała konstrukcja opiera się właśnie na niej. Reszta również prezentuje się nieźle, ale to muzyka gra pierwsze skrzypce. Natomiast gra Jamie'go Foxxa może irytować. Mam również takie wrażenie, że gdzieś wcześniej już zagrał bardzo podobnie (możliwe, że to byli "Szefowie wrogowie"), co nie zmienia faktu, że wypadł naprawdę nieźle.

      Dzięki za komentarz i pozdrawiam ;)

      Usuń