Piotruś. Wyprawa do Nibylandii
Piotruś to 12-letni urwis o żywiołowej, nieco buntowniczej naturze. W ponurym sierocińcu w Londynie, w którym chłopiec mieszka od urodzenia, te cechy charakteru nie są tolerowane. Pewnej nocy Piotruś zostaje porwany do magicznej Nibylandii - fantastycznego świata piratów, wojowników i wróżek. Próbując odkryć sekret matki, która porzuciła go wiele lat temu, oraz znaleźć swoje miejsce w tej niezwykłej krainie, chłopiec przeżywa niesamowite przygody i nie raz pojedynkuje się na śmierć i życie. Aby ocalić Nibylandię, wraz z Tygrysią Lilią i nowym przyjacielem Jamesem Hakiem, musi rozprawić się raz na zawsze z bezwzględnym piratem Czarnobrodym, dzięki temu pozna swoje prawdziwe przeznaczenie i już na zawsze zapamiętamy go jako Piotrusia Pana.
gatunek: Fantasy, Przygodowy
produkcja: USA
reżyser: Joe Wright
scenariusz: Jason Fuchs
czas: 1 godz. 51 min.
muzyka: John Powell
zdjęcia: John Mathieson, Seamus McGarveyrok produkcji: 2015
budżet: 150 milionów $
ocena: 4,5/10
Piotruś
Pan Origins
Pewnie każdy z nas chociaż raz w życiu słyszał o Piotrusiu Panie, o Kapitanie Haku czy chociażby o Dzwoneczku. Zapewne większość z was widziała nawet niejeden film o przygodach tego chłopca. Jednakże tym razem Joe Wright znany nam jako reżyser "Dumy i uprzedzenia" wziął na warsztat historię Piotrusia i postanowił opowiedzieć ją po swojemu. Czy twórca podołał nowemu wyzwaniu jakim jest kino familijne?
Na tym polu można by się spierać, ale chyba większość osób przyzna mi rację, że "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" jest niezbyt udanym dziełem. Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że należy je skreślić, ponieważ pomysł na historię był, ale niestety zgubiono go w trakcie tworzenia produkcji. Fabuła filmu w większości jest nijaka, nudna i mało wciągająca. Choć na ekranie stosunkowo dużo się dzieje to tak naprawdę jest to zasługa dobrze zrobionych i widowiskowych efektów specjalnych, które próbują nam tylko mydlić oczy. Niestety oprócz nich produkcja nie ma żadnego punktu zaczepienia. Nawet postacie, których los powinien nas interesować nie starają się nas nim zaintrygować. Z całego filmu tak naprawę najlepiej prezentuje się sam początek, w którym można dostrzec zarys niedopracowanego konceptu. Jednakże "Piotruś" posiada także plusy, które przejawiają się w formie ciekawych i oryginalnych pomysłów na urozmaicenie fabuły. Są nimi sceny np.: porywania dzieci, śpiewania w kopalni czy gry kolorów i cieni.
Jeśli chodzi o skład aktorski to w obsadzie znalazło się parę ciekawych nazwisk, które niestety nie zawsze dają sobie radę na ekranie. Oczywiście jest to spowodowane niechlujnym rozpisaniem postaci, którym zdecydowanie powinno się poświęcić więcej uwagi. Levi Miller jako Piotruś wypada w miarę przekonująco, aczkolwiek nie jest to bohater, który zapadnie nam w pamięć. Garret Hedlund odgrywający Jamesa Haka stara się przedstawić go jako pogodnego i zabawnego człowieka co oczywiście kłóci się z jego oryginalną wersją. Niemniej jednak wypada całkiem przekonująco. Niestety nie można go porównać do Hugh Jackmana, który zaskarbia naszą uwagę. Aktor postawił na karykaturę i komizm, dzięki czemu jego postać wypada niezwykle intrygująco i lekko przez co nieustannie czekamy na każde pojawienie się Czarnobrodego. Najsłabiej ze wszystkich wypadła Ronney Mara, której postać jest tak nijaka, tak bezpłciowa, że aż ciężko w to uwierzyć. Jedyne co robi to biega po ekranie to w jedną to w drugą stronę i mówi parę zdać. Nie ma w niej nic co mogłoby nas zaciekawić. Ciekawie wypada jeszcze Adeel Akhtar jako niezdarny kolega Haka.
Oprócz wcześniej już wspominanych efektów specjalnych w "Piotrusiu" możemy jeszcze natrafić na ciekawe zdjęcia Johna Powell'a. Warto również wspomnieć o dobrym 3D, które nie jest tylko po to, aby wyciągnąć od nas te kilka złotych więcej. Niestety oprócz wymienionych tu rzeczy nie spotkamy już nic godnego uwagi.
Podsumowując "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" to nieudane kino familijne, które stara się mieć zadatki na coś większego. Niestety twórcy polegli przy procesie tworzenia fabuły jak i kształtowania postaci przez co w ich obrazie nie ma żadnego punktu zaczepienia. Jest on nijaki i przeładowany efektami, a zarazem ubogi w treść. Świadczą o tym chociażby zagraniczne recenzje oraz mizerne wyniki z box-office'u. Niemniej jednak dzieci, które były ze mną na seansie wyszły z niego w miarę zadowolone, także wygląda na to, że produkcja spisała się w tej kategorii. W końcu czy nie o to chodziło?
Na tym polu można by się spierać, ale chyba większość osób przyzna mi rację, że "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" jest niezbyt udanym dziełem. Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że należy je skreślić, ponieważ pomysł na historię był, ale niestety zgubiono go w trakcie tworzenia produkcji. Fabuła filmu w większości jest nijaka, nudna i mało wciągająca. Choć na ekranie stosunkowo dużo się dzieje to tak naprawdę jest to zasługa dobrze zrobionych i widowiskowych efektów specjalnych, które próbują nam tylko mydlić oczy. Niestety oprócz nich produkcja nie ma żadnego punktu zaczepienia. Nawet postacie, których los powinien nas interesować nie starają się nas nim zaintrygować. Z całego filmu tak naprawę najlepiej prezentuje się sam początek, w którym można dostrzec zarys niedopracowanego konceptu. Jednakże "Piotruś" posiada także plusy, które przejawiają się w formie ciekawych i oryginalnych pomysłów na urozmaicenie fabuły. Są nimi sceny np.: porywania dzieci, śpiewania w kopalni czy gry kolorów i cieni.
Jeśli chodzi o skład aktorski to w obsadzie znalazło się parę ciekawych nazwisk, które niestety nie zawsze dają sobie radę na ekranie. Oczywiście jest to spowodowane niechlujnym rozpisaniem postaci, którym zdecydowanie powinno się poświęcić więcej uwagi. Levi Miller jako Piotruś wypada w miarę przekonująco, aczkolwiek nie jest to bohater, który zapadnie nam w pamięć. Garret Hedlund odgrywający Jamesa Haka stara się przedstawić go jako pogodnego i zabawnego człowieka co oczywiście kłóci się z jego oryginalną wersją. Niemniej jednak wypada całkiem przekonująco. Niestety nie można go porównać do Hugh Jackmana, który zaskarbia naszą uwagę. Aktor postawił na karykaturę i komizm, dzięki czemu jego postać wypada niezwykle intrygująco i lekko przez co nieustannie czekamy na każde pojawienie się Czarnobrodego. Najsłabiej ze wszystkich wypadła Ronney Mara, której postać jest tak nijaka, tak bezpłciowa, że aż ciężko w to uwierzyć. Jedyne co robi to biega po ekranie to w jedną to w drugą stronę i mówi parę zdać. Nie ma w niej nic co mogłoby nas zaciekawić. Ciekawie wypada jeszcze Adeel Akhtar jako niezdarny kolega Haka.
Oprócz wcześniej już wspominanych efektów specjalnych w "Piotrusiu" możemy jeszcze natrafić na ciekawe zdjęcia Johna Powell'a. Warto również wspomnieć o dobrym 3D, które nie jest tylko po to, aby wyciągnąć od nas te kilka złotych więcej. Niestety oprócz wymienionych tu rzeczy nie spotkamy już nic godnego uwagi.
Podsumowując "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" to nieudane kino familijne, które stara się mieć zadatki na coś większego. Niestety twórcy polegli przy procesie tworzenia fabuły jak i kształtowania postaci przez co w ich obrazie nie ma żadnego punktu zaczepienia. Jest on nijaki i przeładowany efektami, a zarazem ubogi w treść. Świadczą o tym chociażby zagraniczne recenzje oraz mizerne wyniki z box-office'u. Niemniej jednak dzieci, które były ze mną na seansie wyszły z niego w miarę zadowolone, także wygląda na to, że produkcja spisała się w tej kategorii. W końcu czy nie o to chodziło?
Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.
Żenujący komentarz z puentą która mogła by być jego całością.
OdpowiedzUsuń"...człowieka co oczywiście kłuci się z jego oryginalną..." - KŁUCI?! Na prawdę Ty piszesz recenzje? Proponuję zajrzeć do słownika ortograficznego.
OdpowiedzUsuńDzięki za zauważenie błędu ;). Ortografia nie jest moją mocną stroną, więc jak mi program nie podkreśli to mogą zdarzyć się błędy. A dysortografia nie wyklucza możliwości pisana recenzji.
UsuńPozdrawiam ;)