Gold
Kenny Wells ostatnio nie ma szczęścia w interesach i rozpaczliwie potrzebuje przełomu. Wraz z szanowanym podróżnikiem Michaelem Acostą wyrusza do Indonezji, by w sercu tamtejszej dżungli szukać złota. Ryzyko jest ogromne i mało kto wierzy w powodzenie misji. Jednak Wellsowi dopisuje szczęście. W jednej chwili z podupadającego biznesmena staje się milionerem i gwiazdą Wall Street. Ale tam gdzie są wielkie pieniądze, zaczynają się wielkie kłopoty. Chętnych do podziału złotego tortu znajduje się coraz więcej: począwszy od indonezyjskich władz, poprzez różnej maści cwaniaków, a na CIA kończąc. Kenny Wells zamiast cieszyć się luksusem, będzie musiał zmierzyć się z ludźmi, dla których oszustwo to chleb powszedni.
gatunek: Dramat
produkcja: USA
reżyser: Stephen Gaghan
scenariusz: Patrick Massett, John Zinman
czas: 2 godz. 1 min.
muzyka: Daniel Pemberton
zdjęcia: Robert Elswit
rok produkcji: 2017
budżet: 20 milionów $zdjęcia: Robert Elswit
rok produkcji: 2017
ocena: 5,6/10
Nie
wszystko złoto co się świeci
Choć złoto obecnie nie jest najbardziej pożądanym ani kosztownym surowcem to i tak właśnie ono najbardziej zapada nam w pamięć. Ten jaśniejący blask jest uważany nie tylko za prestiż, ale równeiż pewnego rodzaju rangę społeczną. W końcu to złoto czyli minerał, który już w samej nazwie zachwyca nas swoją wielkością. Dobrze wiedzieli to liczni poszukiwacze tegoż materiału. Albowiem odnajdując złoto mogli liczyć nie tylko na bogactwo, ale również niewyobrażalny prestiż wśród społeczeństwa. Najlepiej o tym wie Kenny Wells z filmu "Gold".
Kenny najlepsze dni ma już za sobą. Jego firma odziedziczona po ojcu jest na skraju bankructwa. Pewnego razu przyśniła mu się indonezyjska dżungla ze złotem, które tam na niego czeka. Postawił wszystko na jedną kartę i mu się poszczęściło. Znalazł złoto. Nagle otworzyły się przed nim wszystkie drzwi prowadzące na szczyt kariery. Niestety jak się później okazało proces ten jest dużo trudniejszy niż można było przypuszczać. Film "Gold" powstał na podstawie prawdziwej historii, która miała miejsce w latach 90. Jednakże żeby uniknąć kontrowersji twórcy odcinają się od faktów i zamieniają nazwy miejsc, imiona osób oraz czas akcji produkcji, aby nie narazić się na dużą krytykę. Albowiem za granicą temat ten nadal jest całkiem świeży. Dla nas natomiast może okazać się w ogóle nieznany. Film Stephena Gaghana to pięknie stworzona biografia z najlepszych dostępnych klisz. Albowiem nie pierwszy raz mamy możliwość oglądać bohatera w kompletnej ruinie, którego los nagle się odwraca. W przeciągu jednej chwili nie dość, że jest bogaty to również awansuje społecznie. Jest to również kolejny film, który ukazuje nam zasady działania "amerykańskiego snu". Wiele podobnych filmów przejechało się na takiej stereotypowej formule, ale najwidoczniej Hollywood nie znudziło się jeszcze produkowaniem obrazów tego typu. Najgorsze jednak w tym wszystkim jest to, że pod tą stertą klisz i banałów kryje się naprawdę niecodzienna i wręcz szokująca opowieść. Materiał źródłowy do filmu "Gold" jest tak nieprawdopodobny, że aż ciężko w to uwierzyć. Jeszcze ciekawsze jest to, że historia ta zdarzyła się naprawdę. Pomijając zmianę nazw miejsc, imion oraz czasu to cała reszta jest wierną kopią skandalu z 1997 roku. I nie jest to byle jaki skandal. Niestety żeby opowiedzieć o jakimś wydarzeniu nie wystarczy mieć ciekawą historię. Oprócz tego trzeba ją przekazać w intrygujący oraz wciągający sposób. Tego niestety w "Gold" zabrakło. Fabuła filmu jest niezbyt ciekawa, mało wciągająca oraz mało ujmująca. Szczególnie to widać po początku, który jest zdecydowanie za długi. Zanim przejdziemy do najważniejszych wydarzeń czyli znalezienia złota minie trochę czasu. Nie radzę jednak sobie robić nadziei, że później będzie lepiej. Owszem, akcja obrazu nieco przyspiesza i staje się odrobinę ciekawsza, ale nie jest to zbytnio znacząca zmiana. Całość i tak prezentuje sobą bardzo poprawną i standardową budowę. Przydałoby się, żeby twórcy poszli nieco w stronę "McImperium", które pomimo podobnego typu historii oraz całkiem podobnie wykorzystanych klisz okazało się znacznie lepszym filmem biograficznym. Zdecydowano się nieco poeksperymentować i zaserwować nam wiele rzeczy w całkiem nowej i odświeżonej wersji. Oglądają film Hancocka przynajmniej nie czuć było przytłaczającej aury stereotypów, które zdecydowano się w nim wykorzystać. Tutaj niestety są one pięta Achillesową produkcji. Na szczęście od totalnej porażki film ustrzegą dwa nieoczekiwane i niecodzienne zwroty akcji, które potrafią nieźle namieszać w fabule obrazu. Są to dwa ostatnie filary, które podtrzymują film Gaghana przed całkowitą kapitulacją.
O strony aktorskiej jest nieźle, ale mogłoby być znacznie lepiej. Postacie wykreowane przez twórców są w większości jednowymiarowe i składają się z całej masy klisz bądź też stereotypów. Nie dostrzeżemy w nich żadnych oznak świadczących o inności bądź wyjątkowości. Analogicznie nasi bohaterowie nie odznaczą się niczym niesłychanym bądź budzącym w nas uczucie podziwu. Bardziej wywołają u nas śmiech ze względu na banalność i powtarzalność ich ruchów. Tak czy siak na pierwszym planie bryluje okropny (z wyglądu) Mattchew McConughey. Jego Kenny jest gruby, brzydki, zadziorny, sprośny, a zarazem obleśny. Nigdy nie sadziłem, że to powiem, ale w "Gold" jest brzydki jak noc (jego wystający brzuch robi swoje). Od strony aktorskiej natomiast prezentuje się całkiem nieźle, ale nie jest to rola, która na długo zapadnie nam w pamięci (no może ze względu na jego wygląd). Od pewnego czasu mam wrażenie, że aktor usilnie wybiera poważne i Oscarowe role, aby zgarnąć kolejną statuetkę. Niestety trzeba znać umiar i próbować wszystkiego. Na ekranie całkiem nieźle partneruje mu Edgar Ramírez, który wciela się w Michaela Acostę. Na drugim planie natomiast mamy świetną Bryce Dallas Howard.
Wykończenie filmu zostało wykonane na bardzo dobrym poziomie. Zarówno scenografie, kostiumy, zdjęcia jak i muzyka prezentują sobą naprawdę dobry poziom. To samo można powiedzieć o klimacie, który nieustannie balansuje na granicy powagi, a nieustającej euforii z powodu znalezienia złota. Warto również zwrócić uwagę na humor, który często się w produkcji pojawia.
"Gold" to film, który miał szansę na długo zaistnieć w świecie kinematografii. Jego największą zaletą była sama opowieść. Niestety gdy nieumiejętnie się ją opowie nawet najlepszy materiał może nas zmęczyć. Tak właśnie się stało z filmem Stephena Gaghana. Produkcja ta ani nie zrewolucjonizuje kina, ani nawet nie zapadnie wam jakoś głęboko w pamięci. Prawdę mówiąc jest to obraz typu obejrzyj-zapomnij. Jedyną rzeczą, która nam po nim w głowie pozostanie to świadomość zmarnowanej okazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz