Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chris Evans. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chris Evans. Pokaż wszystkie posty
Spektakularne starcie na śmierć i życie, obejmujące cały świat bohaterów Marvel Studios. Avengersi ramię w ramię z superbohaterami muszą być gotowi poświęcić wszystko, jeśli chcą pokonać potężnego Thanosa, zanim jego plan zniszczenia obróci wszechświat w ruiny.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely
czas: 2 godz. 29 min.
muzyka: Alan Silvestri
zdjęcia: Trent Opaloch
rok produkcji: 2018
budżet: 300 milionów $
ocena: 8,7/10



















Marvel Playgroud 2.0


W dzisiejszych czasach nie sposób nie znać komiksowych widowisk. Gdzie by nie spojrzeć, tam atakują nas praktycznie z każdej strony. To zaskakujące biorąc pod uwagę, że 10 lat temu nikt nie przypuszczał takiego scenariusza. Nikt nawet nie ośmielił się tak pomyśleć. Teraz można powiedzieć, że Hollywood trzepie kasę głównie na filmach typu super hero. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że powoli tego rodzaju filmy są już pewnego rodzaju przesytem. A im więcej powstaje, tym bardziej nijakie się stają. Natomiast dostarczenie emocjonującego i dobrze napisanego widowiska okazuje się nie lada wyzwaniem. Szczególnie gdy masz zamiar wykorzystać 20+ postaci oraz rozsiać je po całym uniwersum. Czy niemożliwe jest możliwe? Na to pytanie odpowiadają nam bracia Russo "Wojną bez granic".

Spokojne życie dotychczasowych postaci Marvela zostaje przerwane przez niespodziewany najazd Thanosa, który poszukuje kamieni nieskończoności. Pragnie zdobyć je wszystkie, aby móc zaprowadzić równowagę w kosmosie. W tym celu chcą przeszkodzić mu Avengersi oraz nowo poznani superbohaterowie, którzy łączą siły, by pokonać wspólnego wroga. Jeszcze nigdy stawka nie była tak wysoka, a zagrożenie tak realne. Czy naszym herosom tym razem też uda się zwyciężyć? To bardzo ciekawe pytanie biorąc pod uwagę, że "Wojna bez granic" to tak naprawdę początek końca. Większość bohaterów znajduje się w stadium zakończonych trylogii bądź też praktycznie domkniętych wątków. Trzecia część "Avengersów" jest więc dla nich swoistym pożegnaniem z dotychczasowym uniwersum. Ale czy na pewno? Niczego nie zdradzę, mówiąc, że produkcja swoją akcję zawiązuje zaraz po wydarzeniach z "Ragnaroka" i jest jakby bezpośrednią ich kontynuacją. Oczywiście dla każdej postaci to całkiem odrębny moment w ich życiu, ale bardzo szybko ich plany ulegają zmianie, a nieznani dotąd bohaterowie muszą szybko zawiązać współpracę. Twórcy nie dają nam praktycznie żadnego wytchnienia i bez ogródek i zbędnych wstępów wprowadzają nas w główny wątek obrazu. W końcu nie trzeba już nikogo przedstawiać ani kreślić od początku jego wątku, albowiem wszystkich już dobrze znamy. I to będzie jeden z największych atutów całego obrazu. W końcu wszystkie poprzednie części uniwersum prowadziły właśnie do tego momentu. To widać już od pierwszych scen. Reżyserzy z powodzeniem wprowadzają tak liczną grupkę postaci i potrafią w momencie nawiązać między nimi interakcje. Mają świetne wyczucie stylu każdego z poszczególnych bohaterów, dzięki czemu udaje im się wpakować ich wszystkich do jednego pudełka i tak świetnie poprowadzić. Często przemycają znaki firmowe poszczególnych obrazów, co jednak nie zmienia jednak faktu, że "Wojna bez granic" pozostaje niesamowicie wyjątkowa w sowiej strukturze. Posiada własną tożsamość i nie próbuje naśladować niczego innego. Ponadto opowieść posiada swój styl i grację, co pozwala wszystkim postaciom po prostu robić swoje. Przy premierze filmu da się dostrzec jak bardzo potrzebna była "Wojna bohaterów", aby rozeznać się w sprawie więcej niż trzech bohaterów na ekranie. Ten zabieg się popłacił, albowiem twórcy z powodzeniem zaadaptowali ten schemat, jeszcze bardziej go udoskonalając, co pozwoliło im opowiedzieć losy praktycznie wszystkich obecnych postaci. Braciom Russo należy się uznanie za to, że byli w stanie ogarnąć tak duży nawał materiału oraz tak wiele bohaterów i jeszcze stworzyć z tego świetne widowisko. Udało im się tak rozdzielić czas ekranowy, że praktycznie żaden z superbohaterów nie może czuć się pokrzywdzony. Albowiem każdy z nich dostał wystarczającą ilość czasu. Ponadto twórcy bardzo ciekawie wymieszali ze sobą całą drużynę, dzięki czemu udało im się stworzyć całkiem nowe relacje między dotąd nieznającymi się bohaterami. Super ciekawie i niesamowicie gładko im to wyszło. Sama fabuła obrazu skupia się natomiast na postaci Thanosa oraz jego pragnieniu równowagi we wszechświecie. Każdy superbohater ma jednak inne zadanie, plan bądź pomysł jak go pokonać. Wszyscy działają na różnych frontach i starają się dokonać niemożliwego. Oczywiście niektóre z tych wątków wypadają ciekawiej niż reszta, ale tak naprawdę są to niewielkie różnice, albowiem każdy z nich ma nam coś do zaoferowania. Produkcja nie posiada żadnego wstępu, przez co od razu zabiera się do roboty i uruchamia lawinę zdarzeń. Przez taki obrót spraw praktycznie cały czas na ekranie coś się dzieje. Twórcy tylko czasami pozwalają produkcji na chwilę zwolnić, aby przygotować nas na kolejne niesamowitości. Jest niesłychanie dynamicznie i wciągająco, ale bynajmniej nie kosztem wartości samej opowieści. Ta natomiast nie pozwala nam o sobie zapomnieć nawet podczas krwawej jatki. Tona efektów specjalnych i widowiskowość obrazu nie przytłacza samej opowieści oraz jej moralnych wartości. Oglądając film cały czas mamy w pamięci jak wielka jest stawka tej bitwy. To już nie tylko głupia nawalanka dla uciechy, ale także pełne emocji, napięcia oraz uniesień dzieło, które w zaskakujący sposób jest w stanie wszystkie te elementy połączyć ze sobą w spójną całość. Ponadto twórcom udaje się zachować konsekwencję w narracji, spójność oraz przejrzystość kolejnych zdarzeń, dzięki czemu film ogląda się wręcz fenomenalnie. Tak więc "Wojna bez granic" jest tylko potwierdzeniem tego, że da się osiągnąć i jedno i drugie, ale trzeba się trochę postarać.

Bohaterowie to jedna z najważniejszych cech "Wojny bez granic", albowiem to właśnie oni napędzają akcję obrazu. Są to postacie dobrze już nam znane, które świetnie czują się na ekranie i są w stanie oczarować nas już kilkoma kwestiami. Co więcej, gdy reżyserzy świetnie je poprowadzą, nie pozostaje nam nic innego jak tylko przyjemnie oglądać ich wspólne interakcje. Te natomiast okazują się niesamowicie ciekawe i dynamicznie pomimo tego, że większość z postaci widzi się pierwszy raz. Rewelacyjnie potrafią się zgrać i szybko wypracowują fajną relację, którą niesamowicie dobrze się ogląda. Rozterki poszczególnych bohaterów są wiarygodne, a ich motywacje prawdziwe i szczere. Nie da się ukryć, że brzemię superbohatera jest poniekąd już obowiązkiem. Wszyscy obecni na ekranie zdają sobie z tego sprawę. Jednakże nie da się ukryć, że najnowszym nabytkiem serii jest sam Thanos, o którym niewiele wiemy. Co ciekawe twórcy ukazują nam go od bardzo ciekawej strony. Tyrana, który ma swoje własne problemy i moralne rozterki. Ku mojemu zaskoczeniu Thanos okazał się niezwykle złożoną postacią, która nie jest zła do szpiku kości, bo tak, ale dlatego, że ma ku temu racjonalne powody. Jest rozdarty emocjonalnie pomiędzy przeszłością, swoim przeznaczeniem, a także nieskrywaną sympatią i poniekąd wyrozumiałością do swojej adoptowanej córki. To spore zaskoczenie biorąc pod uwagę to, że Marvel bardzo często miał problem z dobrymi czarnymi charakterami. W obsadzie znaleźli się: Robert Downey Jr., Chris Evans, Benedict Cumberbatch, Scarlett Johansson, Chris Pratt, Chris Hemsworth, Mark Ruffalo, Josh Brolin, Elizabeth Olsen, Zoe Saldana, Sebastian Stan, Paul Bettany, Dave Bautista, Bradley Cooper, Vin Diesel, Benedict Wong, Pom Klementieff, Tom Holland, Danai Gurira, Anthony Mackie, Karen Gillan, Tom Hiddleston, Chadwick Boseman, Don Cheadle, Gwyneth Paltrow, Letitia Wright, Idris Elba oraz Peter Dinklage.

Strona techniczna również ukazuje nam się od jak najlepszej strony. Gigantyczny budżet pozwolił na stworzenie wielkiego i widowiskowego dzieła, które pod względem efektów specjalnych oszałamia. Tak na marginesie taki sam budżet miała "Liga sprawiedliwości", ale tam osiągnięto niestety znacznie gorszy efekt. Dziwne. Tak czy siak, mamy do czynienia ze świetnymi i dynamicznymi zdjęciami, klimatyczną muzyką oraz świetnymi scenografiami. Na plus również kostiumy i charakteryzacja. Zdecydowanie należy wyróżnić niesamowity klimat obrazu, a także napięcie i dramaturgię, jakie płyną z ekranu. Wszystkie te emocje generują przede wszystkim potyczki, ale także postacie, które lubimy i na których nam zależy. Standardowo w filmie pojawia się humor, ale już w znacznie zmienionej formie. To już nie są te same heheszki jak ostatnio, ale bardziej wysublimowane żarciochy, których obecność w filmie jest stosunkowo niewielka do poprzedników. Ponadto wszystkie kąśliwe uwagi i komiczne akcenty nie umniejszają powagi widowiska, które stara się zachować wyjątkowo poważne klimaty. W końcu realna wizja zagłady nikomu nie jest do śmiechu.

Wszystko ma swój początek i koniec. Dziesięć lat kinowego uniwersum Marvela przeleciało szybciej, niż można było się spodziewać. Jednakże ich upór i trud opłacił się. "Avengers: Wojna bez granic" to bezsprzeczny sukces kina typu super hero. Mamy mnóstwo postaci, dużo emocji i frajdy, ale także ujmującą i przekonującą fabułę, która wciąga i nie pozwala wyjść z seansu w trakcie, nawet jeśli mielibyśmy tam umrzeć, bo tak nam się chce do toalety (true story). Jednakże przede wszystkim to potwierdzenie tego, że da się zrobić obraz, który oprócz zabawy dostarczy nam ciekawej fabuły i ujmujących postaci. Jednakże żeby to osiągnąć trzeba się nieźle postarać. Bracia Russo pokazali, że to jest możliwe i chwała im za to. Teraz nie pozostaje nam nic innego jak przeczekać rok, by zobaczyć ostateczny koniec tego rozdziału historii. Wszystko musi mieć swój koniec, a ta historia na takowy zasługuje. 

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Frank to samotny mężczyzna, który wychowuje swą wybitnie uzdolnioną siostrzenicę Mary. Frank pragnie, aby Mary uczyła się w zwykłej szkole, ale jego bogata i wpływowa matka Evelyn ma inne plany – chce wziąć edukację wnuczki w swoje ręce, rozdzielając tym samym Franka i Mary. Evelyn ma po swej stronie całą armię prawników, podczas gdy Frank może liczyć tylko na dwie osoby: życzliwą mu gospodynię, Robertę i nauczycielkę Mary, Bonnie, z którą zaczyna łączyć go uczucie. Wkrótce uświadamia sobie, że podobnie, jak wybitne zdolności są darem losu dla Mary, tak pojawienie się dziewczynki w jego życiu jest darem dla niego samego.

gatunek: Dramat
produkcja: USA

reżyseria: Marc Webb
scenariusz: Tom Flynn
czas: 1 godz. 41 min.
muzyka: Rob Simonsen
zdjęcia: Stuart Dryburgh
rok produkcji: 2017
budżet: 7 milionów $

ocena: 8,0/10














Dar czy przekleństwo?


Wśród ludzi raz na jakiś czas pojawiają się "wyjątkowe" osobniki, które cechują się ponadprzeciętnymi zdolnościami. Dzięki nim są w stanie pokonać bariery, które dotychczas były niedosięgalne. Niestety ta wyjątkowość ma również swoją drugą stronę, która nie jest już taka kolorowa. Bardzo często mówi się, że osoby z ponadprzeciętnymi zdolnościami nie są w stanie wieść normalnego życia. Po prostu się do tego nie nadają. Co w takim razie gdy mamy niesłychanie uzdolnione dziecko, które na etapie podstawówki jest w stanie rozwiązać kłopotliwe zadania matematyczne. Pokierujemy się w stronę ambicji czy może odetniemy się kompletnie od wrodzonej zdolności? Właśnie o tym traktuje najnowszy film Marca Webba pt: "Obdarowani".

Po nieudanej próbie reaktywowania serii o Spider-Manie, która zakończyła się na drugiej części ("Niesamowity Spider-Man 2") Marc Webb powrócił do swoich korzeni. Postawił na format, w którym do tej pory się po prostu dobrze czuł. A więc, zamiast wyprodukować kolejny wielki blockbuster, postanowił opowiedzieć nam dużo bardziej wyciszoną i stonowaną opowieść bez drogich i efektownych fajerwerk w postaci efektów specjalnych. Efektem tego jest film "Obdarowani", który bardzo dosadnie markuje powrót reżysera. Frank Adler to samotny mężczyzna, który wychowuje swoją siostrzenicę. Szybko wychodzi na jaw, że dziewczynka ma niezwykłe zdolności matematyczne. Babcia dziewczynki pragnie wykorzystać jej dar, z kolei Frank pragnie dla Mary normalnego dzieciństwa. Sprawa trafia do sądu, gdzie toczy się walka o prawa rodzicielskie. Jak potoczą się więc losy dziewczynki? Reżyser w swoim najnowszym filmie przedstawia nam historię niesamowicie skomplikowaną, w której żadne z rozwiązań nie jest dobre. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że odpowiedź jest banalnie prosta. Niestety na dłuższą metę wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane. Twórca wyraźnie podkreśla nam zarówno plusy, jak i minusy bycia geniuszem i jednocześnie nie opowiada się po żadnej ze stron. Przypadek pokazany w filmie, każdy z nas może odebrać w sposób bardzo osobisty, a więc tym lepiej, że reżyser nie stara się nas przekonać do jedynej i właściwej decyzji. Pozwala nam postawić się w sytuacji Franka i daje możliwość zastanowienia się, jak my byśmy postąpili w jego sytuacji. Co według nas byłoby dla Mary najlepsze. Wątek ten stanowi główną oś fabuły, która już z samego początku jest niezwykle intrygująca i wciągająca. Obraz poraża nas swoim urokiem, sielanką oraz wyjątkową relacją, jaka łączy dwójkę głównych bohaterów, którzy, choć bezpośrednio nie są ze sobą związani, to jednak nie chcą się ze sobą rozstać. Jednakże pod tą lekką i przyjemną otoczką kryje się prawdziwa historia z krwi i kości, w której główne role odgrywają prawdziwe problemy z potężnym wydźwiękiem. Reżyser nie ukrywa przed nami, że walka toczy się nie tylko o życie małej Mary, ale także o dalszą egzystencję Franka, który nie wyobraża sobie życia bez niej. Podążając tym śladem, raz za razem udowadnia nam wyjątkowość tej relacji poprzez ciągłe wystawianie jej na różnego rodzaju próby. Przetrwanie każdej z nich jest niczym jak kamień milowy, albowiem jedynie umacnia więź i poświęcenie, jakie każda ze stron wkłada w budowanie wspólnej relacji. Najlepszym tego przykładem jest kot Mary – Fred. Wszystko to udowadnia nam, jak wiele można poświęcić oraz na jak bardzo można się ofiarować dla drugiej osoby. Jednakże to nie jedyne zagadnienie poruszone w tej opowieści. Reżyser wprowadza do filmu również wiele wątków pobocznych, które pomimo odgrywania roli "drugich skrzypiec" są szalenie ważne dla pierwszoplanowej historii. Rozpoczynając od zmarłej matki, przechodząc następnie do kwestii rodzinnych, a kończąc na żądzy zapisania się na kartach historii. W opowieści silnie wybrzmiewa również żal po straconych szansach oraz niezdrowa idea dążenia po trupach do celu. Wszystko to idealnie się ze sobą komponuje, dając nam na sam koniec niesłychanie przejmujący i poruszający obraz, w którym fabuła stoi na wysokim poziomie. Główna w tym zasługa szczegółowego scenariusza, który nie pozostawia żadnego elementu samemu sobie. Całość jest niesamowicie przejrzysta i bardzo przyjemna w odbiorze.

Marc Webb dobrze wie, że fundamentem jego opowieści są bohaterowie, dlatego robi wszystko, aby wypadli na ekranie wiarygodnie. Dzięki szczegółowemu scenariuszowi, świetnej charakterystyce bohaterów i rewelacyjnemu aktorstwu efekt końcowy jest wręcz rewelacyjny. Postacie filmowe to sylwetki z krwi i kości, które w konfrontacji z rzeczywistością budują swoją autentyczność. Niczego nam na siłę nie udowadniają ani nie starają się nas do czegokolwiek przekonać. Po prostu są. A przez swoją interakcję z fabułą zyskują na wiarygodności. Dają się polubić już od pierwszej sceny, dzięki czemu nasza więź z nimi podczas trwania filmu przybiera na sile. Od strony aktorskiej jest rewelacyjnie. Chris Evans po raz kolejny udowadnia, że oprócz bycia Kapitanem Ameryką w wielkim blockbusterze potrafi również odnaleźć się w dużo mniejszym, ale dużo potężniejszym filmie. Nawet wychodzi mu to lepiej niż granie herosa od Marvela. Z kolei Mckenna Grace rewelacyjnie wciela się w małą Mary. Jak na dziecko wręcz perfekcyjnie portretuje swoją postać. Jest niesłychanie autentyczna i niesamowicie urocza, przez co wręcz nie sposób jej nie polubić. W obsadzie pojawia się również: Octavia Spencer, Lindsey Duncan i Jenny Slate.

Marc Webb po niezbyt udanym "Niesamowitym Spider-Manie" powrócił do swoich początków. Muszę przyznać, że dobrze zrobił, albowiem "Obdarowani" to niesamowicie klimatyczne dzieło, ze świetną historią, szczegółowym scenariuszem i rewelacyjnym aktorstwem, które bez dwóch zdań potrafi nas ująć za serce. Ponadto porusza bardzo skomplikowany problem i pozwala nam postawić się w roli bohaterów. Seans zdecydowanie godny zobaczenia i polecenia.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

W czasie międzynarodowej akcji z udziałem superbohaterów dochodzi do strat w ludności cywilnej. Rosną więc naciski polityczne, by poddać herosów systemowi nadzoru i monitorować stopień ich zaangażowania w działania militarne. Nowa sytuacja powoduje rozłam w drużynie, w wyniku którego tworzą się dwa obozy. Na czele pierwszego stoi Steve Rogers, który uważa, że Avengers powinni nadal bronić ludzkości bez ingerencji rządu. W drugim prym wiedzie Tony Stark niespodziewanie godzący się na urzędowy nadzór. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowy i groźny przeciwnik.

gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Anthony i Joe Russo
scenariusz: Christopher Markus, Stephen McFeely
czas: 2 godz. 26 min.
muzyka: Henry Jackman
zdjęcia: Trent Opaloch
rok produkcji: 2016
budżet: 250 milionów $
ocena: 8,5/10







 
Bohater kontra bohater

Z definicji bohater to osoba, która odznaczyła się niezwykłymi czynami, męstwem, pomocą i ofiarnością wobec innych ludzi. Bohater to wzór do naśladowania i ulubieniec milionów. Obecnie najczęściej mówi się o bohaterach w kontekście filmów komiksowych opowiadających o ludziach z niezwykłymi zdolnościami, którzy postanawiają ich użyć w celu obrony ludzi przez złem jakie się czai na świecie. I choć z początku nikt nie dostrzega w ich działaniach nieprawidłowości z czasem pojawiają się one i zaczynają  narastać do niewyobrażalnych rozmiarów. I wtedy pojawia się pytanie czy bohaterowie działający dla dobra ludzkości powinni działać na zasadzie "samowolki" czy może lepiej by było gdyby ktoś kontrolował ich akcje? Z tym arcytrudnym pytaniem zmierzyli się Anthony i Joe Russo czyli reżyserzy filmu "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów".

Najnowszy film z kinowego universum Marvela to nie tylko film rozpoczynający trzecią fazę Marvel Cinematic Universe, ale również produkcja, która opowiada o największym rozłamie pośród bohaterów komiksowych w historii. Mamy najsłynniejsze postacie z całego komiksowego świata, dwie strony konfliktu, masę nowych twarzy oraz sporą dawkę tajemnic i zagadek. Jednakże jak to wszystko wyszło w praniu? Fabuła produkcji ukazuje nam konflikt pomiędzy naszymi ulubionymi postaciami jak zarówno stara się wniknąć do psychiki każdego z bohaterów, aby ukazać nam ich motywy oraz przekonania dotyczące nowo powstałej ustawy. Historia jest ona niezwykle intrygująca, a zarazem niesamowicie wciągająca. Oprócz tego pełno w niej akcji, napięcia, dramatu oraz scen wywołujących przyspieszone bicie serca. Tym razem twórcy filmu musieli zmierzyć się z jeszcze większym wyzwaniem niż przy produkcji "Avengers: Czas Ultrona", albowiem historia z samego założenia jest dużo bardziej skomplikowana, a oprócz tego w obrazie pojawia się jeszcze więcej postaci niż przy "Czasie Ultrona". O ile na obu tych polach Joss Whedon i jego ekipa polegli tak bracia Russo wyszli obronną ręką. Pomimo wielu łatwych do zaprzepaszczenia rzeczy stworzyli świetnie napisany oraz zrealizowany obraz, który istotnie ma prawo nazywać się najlepszym filmem komiksowym w historii. Dlaczego? Zacznijmy od samego konfliktu, który został nam ukazany od bardzo wielu różnych stron, kontekstów, opinii i zdań przez co przybrał namacalną postać rozłamu wśród Avengerów. Nie jest to pusty i otoczony domysłami spór jak w "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości", ale stworzony na mocnych fundamentach podział racji wśród znanych nam dobrze bohaterów.  I choć całość sprowadza się do opowiedzenia się po jednej ze stron w efekcie okazuje się, że decyzja ta nie jest wcale taka prosta. Zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy ustawy dysponują sensownymi argumentami przez co jeszcze trudniej jest zdecydować się, kto tak naprawdę ma rację. Kapitan Ameryka, a może Iron Man? Reżyserzy nie decydują za nas, albowiem dają nam prawo wyboru po której ze stron się opowiedzieć. Oni sami pozostają obiektywni na cały ten spór ukazując nam zarówno wady jak i zalety każdej ze stron. Podczas ukazywanej nam potyczki bardzo sprawnie operują całą opowieścią nieustannie budując napięcie, dramaturgię i sprawiając, że serce ma ochotę wyskoczyć z piersi. Wydarzenia ekranowe są zawsze intrygujące nawet wtedy, gdy na ekranie nic się nie dzieje. Wtedy pierwszą rolę odgrywają dobrze napisane dialogi oraz napięcie między postaciami. Akcja obrazu jest wartka ze wzrostową tendencją także im bliżej końca tym lepiej. Niestety zdarzy się kilka przestoi, które stają się niewielką skazą dla całości, aczkolwiek większość uzna to za czepialstwo. Kolejnym elementem zasługującym na uwagę jest niezwykle szczegółowa i bardzo rozbudowana historia, która koncentruje w sobie wątki całego mnóstwa postaci. Opowieść skupia się nie tylko na głównych bohaterach, ale również dużo uwagi poświęca całkiem nowym nieznanym sylwetkom, które jak się później okazuje będą miały znacznie większy udział w universum niż można było z początku przypuszczać. Taką postacią jest np.: Czarna pantera, nowy Spider-Man czy chociażby Baron Zemo. Szczególną uwagę warto zwrócić na Barona, który pomimo braku super mocy czy też zmyślnych gadżetów okazuje się być jednym z najlepszych przeciwników. Ostatecznie podsumowując "Wojna bohaterów" posiada niezwykle szczegółową historię, solidnie ukazany konflikt, dobrze budowane napięcie i wartką akcję, które przekładają się na pasjonującą, pełną niespodziewanych zwrotów akcji, szalonych pościgów i bijatyk opowieść o konflikcie pomiędzy bohaterami.

Pod względem postaci produkcja prezentuje się bardzo dobrze choć co poniektórych może to zdziwić ze względu na ilość bohaterów pojawiających się na ekranie. Na szczęście twórcy w bardzo sprytny i drobiazgowy sposób określili role każdej z sylwetek ukazujących się na ekranie dzięki czemu jedynie w poszczególnych przypadkach jesteśmy odczuć znaczny niedosyt. Jak np. z Crossbonesem czy postacią odgrywaną przez Martina Freemana. Reszta prezentuje się bez zarzutów, a co poniektórzy zostają nawet bardzo dokładnie nakreśleni. Dzieje się tak z postacią Tonyego Starka/Iron Mana, Stevea Rogersa/Kapitana Ameryki czy Buckyiego Barnsa/Zimowego Żołnierza. Dzięki większej części informacji na ich temat jesteśmy w stanie jeszcze głębiej wejść w konflikt narastający pomiędzy tymi postaciami. Role te odegrali: rewelacyjny Robert Downey Jr., całkiem dobry Chris Evans oraz bardzo dobry Sebastian Stan. Na ekranie również pojawiają się: Don Cheadle jako War Machine, Anthony Mackie jako Falcon, Scarlett Johansson jako Czarna Wdowa, Elizabeth Olsen jako Scarlet Witch i Paul Bettany jako Vision oraz zjawiskowa Emily VanCamp jako Sharon Carter/Agentka 13. Swoje niewielkie camea posiadają również Jeremy Renner jako Hawkeye, Paul Rudd jako Ant-Man, oraz wyśmienity Tom Holland jako Spider-Man. Muszę przyznać, że miałem mieszane uczucia co do pojawienia się tej postaci w filmie, ale cofam swoje słowa, albowiem nowy Spider-Man w wykonaniu Hollanda jest rewelacyjny! Nie należy również zapomnieć o świetnym występie Czarnej Pantery w wykonaniu Chadwicka Bosemana, bardzo dobrym Danielu Brühlu jako głównym antagoniście filmu – Baronie Zemo oraz Williamie Hurcie jako Thaddeusie Rossie i niewielkim występie Martina Freemana jako Everetta K. Rossa.

Produkcja wyróżnia się również pod względem technicznym dzięki bardzo dobrym zdjęciom Trenta Opalocha oraz klimatycznej i trzymającej w napięciu muzyce Henryego Jackmana. Bardzo dobre efekty specjalne, rewelacyjnie zaplanowane potyczki bohaterów oraz pełne akcji pościgi sprawiają, że seans to czysta przyjemność dla oka. Warto zwrócić jeszcze uwagę na tym razem nieco mroczniejszy, ale i tak całkiem lekki klimat oraz typowy dla Marvela humor.

Czy bohaterowie powinni mieć nadzór czy nadal działać według własnego uznania? Kto ma rację co do ustawy która podzieliła Avengersów? No i najważniejsze: kto wygra? Drużyna Kapitana czy Iron Mana? Muszę przyznać, że pomimo wcześniejszych zapowiedzi zakończenie całego filmu jest dużo bardziej szokujące i zaskakujące niż można było się tego spodziewać. Albowiem wydarzenia mające miejsce pod koniec produkcji jeszcze bardziej komplikują cały spór co ostatecznie doprowadza do nieoczekiwanego zakończenia i pytania jak całość potoczy się dalej? Nie da się jednak ukryć, że "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów" to bardzo dobry film o superbohaterach z bardzo dobrym i szczegółowym scenariuszem, wciągającą i intrygującą fabułą, pełną napięcia akcją oraz rewelacyjnym wykończeniem. Do tego mamy jeszcze nasze ulubione postacie komiksowe zebrane w jednym filmie i wielką bitwę między nimi. W sumie czego chcieć więcej! :D

 A wy komu kibicujecie? #TeamCap czy #TeamIronMan?

Zapraszamy do lajkowania naszego profilu na facebook'u abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.