Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 2
Katniss
Everdeen i przywódcy Dystryktu 13 rozpoczynają wielką ofensywą
przeciwko Kapitolowi. Walka toczy się już nie tylko o przetrwanie, ale o
przyszłość całego narodu. Katniss wspierana przez Gale'a, Finnicka oraz
Peetę planuje zamach na prezydenta Snowa. Bezwzględni wrogowie i
moralne wybory, przed którymi stanie Katniss, będą dla niej większym
wyzwaniem niż cokolwiek, co wcześniej przeżyła na arenach Głodowych
Igrzysk.
gatunek: Akcja, Sci-Fi
produkcja: USA
reżyser: Francis Lawrence
scenariusz: Danny Strong,Peter Craig
czas: 2 godz. 25 min.
muzyka: James Newton Howard
zdjęcia: Jo Willemsrok produkcji: 2015
budżet: 160 milionów $
ocena: 4,0/10
Zbyt
długie pożegnanie
W
końcu nadszedł ten czas kiedy po raz ostatni zobaczymy na ekranie
Katniss Everdeen, Peetę Mellark'a, Gale Hawthorne'a, Haymitcha
Abernathy'ego, prezydenta Snowa czy chociażby Primrose Everdeen. Choć
twórcy bardzo sprytnie podzielili ostatnią część książki na dwa odrębne
filmy to i tak musieli się pogodzić z faktem, że wszystko się kiedyś
musi skończyć. To samo tyczy się ich serii filmowej. Stwierdzono więc,
że jak odejść, to z hukiem. I trzeba przyznać, że udało im się.
W poprzedniej części "Kosogłosa" mogliśmy oglądać jak Katniss wraz z pomocą prezydent Almy Coin zagrzewa pozostałe dystrykty do walki z Kapitolem. Obserwowaliśmy polityczne zagrywki, które poprzez propagandę miały na celu doprowadzić do osłabienia pozycji jednej ze stron. Choć akcji w produkcji było niewiele, ta jednak nadrabiała ją ciekawą muzyką, dobrym aktorstwem, świetnym wykończeniem oraz ciekawie poprowadzoną historią, którą dobrze się oglądało. Niestety w przypadku "Kosogłosa. Części 2" to już nie ta sama jakość. Twórcy obiecując nam w licznych zapowiedziach epickie zakończenie sagi narobili nam niewyobrażalnego "apetytu". Na nieszczęście strasznie się przeliczyli dając nam coś zupełnie odwrotnego. Jak do tego doszło? Ciężko dociec w szczególności, że poprzednie filmy z serii były tworzone na bardzo wysokim poziomie. Jednakże tym razem coś poszło nie po ich myśli. Fabuła produkcji jest strasznie nudna, nieciekawa oraz rozciągnięta do granic możliwości. Brak jej napięcia, elementów zaskoczenia czy też jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Film ogląda się z niebywałą obojętnością w stosunku do przedstawianych zdarzeń jak i ukazanych bohaterów. Wszystko jest takie toporne i ciężkie do strawienia. Na dodatek akcji jest jak "na lekarstwo", a sceny walk kompletnie nie "chwytają za gardło". Oczywiście można wyróżnić dwie ciekawe sceny, którymi są: bitwa w kanałach czy scena ze "spadochronami", ale w natłoku innych popadają w niepamięć. Z kolei pomysł mający uczynić z wejścia rebeliantów do Kapitolu kolejną wersję igrzysk zdaje się dobrze prezentować na papierze, ale niestety na ekranie wypada znacznie gorzej. Pułapki przygotowane dla rebeliantów są przekombinowane i zbyt nieprawdopodobne przez co po pewnym czasie zaczynają nas męczyć swoją zmyślnością. Jest tutaj też duża wina reżysera, który popuścił wodze fantazji zamiast w miarę sprawnie zebrać film do kupy, aby stał się chociaż trochę ciekawszy. Nie wiedzieć czemu tak się stało. Czy to zbyt duża presja ciążąca na twórcach, a może wypalenie się reżysera?
Pod względem aktorskim "Kosogłos. Część 2" również nie zachwyca. Główna bohaterka grana przez Jennifer Lawrence jeszcze bardziej straciła na charyzmie przez co wypada strasznie blado. Co ciekawe jest kilka świetnych scen w filmie gdzie widać, że jest w stanie dać od siebie znacznie więcej. Szkoda, że poszła na łatwiznę. Reszta czyli: Woody Harrelson, Phillip Symour Hoffman, Elizabeth Banks, Julianne Moore, Liam Hemswort i Willow Shields prezentują się całkiem dobrze, ale nie ma ich zbyt często na ekranie. W tej części najlepiej prezentują się świetny Josh Hutcherson, który ponownie dostarcza nam intrygującą kreację lekko zwariowanego Peety, bardzo dobry Donald Sutherland, który daje ciekawy popis umiejętności czyniąc jego performance chyba najlepszym z całej serii oraz Sam Claflin jako Finnic Odair oraz Jena Malone jako Johanna Manson.
Seria "Igrzyska śmierci" zawsze prezentowała sobą przyzwoite wykończenie w postaci bardzo dobrej muzyki, ciekawych zdjęć i dobrych efektów. Gdyby w przypadku ostatniej części było podobnie ocena na pewno byłaby chociaż o jeden punkt wyższa. Niestety oprócz dobrych efektów w "Kosogłosie. Części 2" nie znajdziemy już nic godnego uwagi. Zdjęcia są bardzo toporne i źle skadrowane przez co film traci na dynamizmie. Jednakże zdjęcia to jeszcze nie koniec świata. To co James Newton Howard zrobił z muzyką do produkcji to jakaś tragedia. Wygląda to tak jakby kompozytor wyciągną wszystkie znane motywy z całej serii, a następnie posklejał ze sobą i wsadził do filmu. Zero wysiłku, oryginalności i jakiegokolwiek pomysłu. Skutkuje to tym, że soundtrack w ogóle nie współgra z obrazem. Jest nudny, patetyczny i nie potrafi stworzyć napięcia, nie mówiąc już o budowaniu klimatu.
Im wyższy piedestał tym twardszy upadek. Z wielkim hukiem spadła z niego ostatnia część serii – "Kosogłos. Część 2", która miała być przyzwoitym zakończeniem sagi. Zakończeniem, którego się nie powinniśmy spodziewać. Cóż, wygląda na to, że rzeczywiście nie spodziewaliśmy się takiego strasznie nudnego, rozciągniętego do granic możliwości, patetycznego i źle wykończonego zakończenia. Niestety, ale podzielenie ostatniej części książki Suzanne Collins na dwie produkcje to był duży błąd. Gdyby nie chciwość producentów myślących tylko o bajońskich sumach z box-office'u, końcówka tej bardzo dobrej sagi nie okazałaby się totalną klapą. Prawda jest jednak taka, że "Kosogłos. Część 2" to najgorsza część całej serii. Dodatkowo boli fakt, że jest to naprawdę druzgocący upadek.
W poprzedniej części "Kosogłosa" mogliśmy oglądać jak Katniss wraz z pomocą prezydent Almy Coin zagrzewa pozostałe dystrykty do walki z Kapitolem. Obserwowaliśmy polityczne zagrywki, które poprzez propagandę miały na celu doprowadzić do osłabienia pozycji jednej ze stron. Choć akcji w produkcji było niewiele, ta jednak nadrabiała ją ciekawą muzyką, dobrym aktorstwem, świetnym wykończeniem oraz ciekawie poprowadzoną historią, którą dobrze się oglądało. Niestety w przypadku "Kosogłosa. Części 2" to już nie ta sama jakość. Twórcy obiecując nam w licznych zapowiedziach epickie zakończenie sagi narobili nam niewyobrażalnego "apetytu". Na nieszczęście strasznie się przeliczyli dając nam coś zupełnie odwrotnego. Jak do tego doszło? Ciężko dociec w szczególności, że poprzednie filmy z serii były tworzone na bardzo wysokim poziomie. Jednakże tym razem coś poszło nie po ich myśli. Fabuła produkcji jest strasznie nudna, nieciekawa oraz rozciągnięta do granic możliwości. Brak jej napięcia, elementów zaskoczenia czy też jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Film ogląda się z niebywałą obojętnością w stosunku do przedstawianych zdarzeń jak i ukazanych bohaterów. Wszystko jest takie toporne i ciężkie do strawienia. Na dodatek akcji jest jak "na lekarstwo", a sceny walk kompletnie nie "chwytają za gardło". Oczywiście można wyróżnić dwie ciekawe sceny, którymi są: bitwa w kanałach czy scena ze "spadochronami", ale w natłoku innych popadają w niepamięć. Z kolei pomysł mający uczynić z wejścia rebeliantów do Kapitolu kolejną wersję igrzysk zdaje się dobrze prezentować na papierze, ale niestety na ekranie wypada znacznie gorzej. Pułapki przygotowane dla rebeliantów są przekombinowane i zbyt nieprawdopodobne przez co po pewnym czasie zaczynają nas męczyć swoją zmyślnością. Jest tutaj też duża wina reżysera, który popuścił wodze fantazji zamiast w miarę sprawnie zebrać film do kupy, aby stał się chociaż trochę ciekawszy. Nie wiedzieć czemu tak się stało. Czy to zbyt duża presja ciążąca na twórcach, a może wypalenie się reżysera?
Pod względem aktorskim "Kosogłos. Część 2" również nie zachwyca. Główna bohaterka grana przez Jennifer Lawrence jeszcze bardziej straciła na charyzmie przez co wypada strasznie blado. Co ciekawe jest kilka świetnych scen w filmie gdzie widać, że jest w stanie dać od siebie znacznie więcej. Szkoda, że poszła na łatwiznę. Reszta czyli: Woody Harrelson, Phillip Symour Hoffman, Elizabeth Banks, Julianne Moore, Liam Hemswort i Willow Shields prezentują się całkiem dobrze, ale nie ma ich zbyt często na ekranie. W tej części najlepiej prezentują się świetny Josh Hutcherson, który ponownie dostarcza nam intrygującą kreację lekko zwariowanego Peety, bardzo dobry Donald Sutherland, który daje ciekawy popis umiejętności czyniąc jego performance chyba najlepszym z całej serii oraz Sam Claflin jako Finnic Odair oraz Jena Malone jako Johanna Manson.
Seria "Igrzyska śmierci" zawsze prezentowała sobą przyzwoite wykończenie w postaci bardzo dobrej muzyki, ciekawych zdjęć i dobrych efektów. Gdyby w przypadku ostatniej części było podobnie ocena na pewno byłaby chociaż o jeden punkt wyższa. Niestety oprócz dobrych efektów w "Kosogłosie. Części 2" nie znajdziemy już nic godnego uwagi. Zdjęcia są bardzo toporne i źle skadrowane przez co film traci na dynamizmie. Jednakże zdjęcia to jeszcze nie koniec świata. To co James Newton Howard zrobił z muzyką do produkcji to jakaś tragedia. Wygląda to tak jakby kompozytor wyciągną wszystkie znane motywy z całej serii, a następnie posklejał ze sobą i wsadził do filmu. Zero wysiłku, oryginalności i jakiegokolwiek pomysłu. Skutkuje to tym, że soundtrack w ogóle nie współgra z obrazem. Jest nudny, patetyczny i nie potrafi stworzyć napięcia, nie mówiąc już o budowaniu klimatu.
Im wyższy piedestał tym twardszy upadek. Z wielkim hukiem spadła z niego ostatnia część serii – "Kosogłos. Część 2", która miała być przyzwoitym zakończeniem sagi. Zakończeniem, którego się nie powinniśmy spodziewać. Cóż, wygląda na to, że rzeczywiście nie spodziewaliśmy się takiego strasznie nudnego, rozciągniętego do granic możliwości, patetycznego i źle wykończonego zakończenia. Niestety, ale podzielenie ostatniej części książki Suzanne Collins na dwie produkcje to był duży błąd. Gdyby nie chciwość producentów myślących tylko o bajońskich sumach z box-office'u, końcówka tej bardzo dobrej sagi nie okazałaby się totalną klapą. Prawda jest jednak taka, że "Kosogłos. Część 2" to najgorsza część całej serii. Dodatkowo boli fakt, że jest to naprawdę druzgocący upadek.
Nie zgadzam się z Tobą, jednak szanuję Twój punkt widzenia (tak gwoli ścisłości)
OdpowiedzUsuńTo prawda, film nie obfituje w wiele scen z rozlewem krwi, nie ma spektakularnych bitew i wykrzywionych w przerysowanych grymasach twarzy. Myślę, że zamysłem reżysera było przede wszystkim pokazanie tego "teatru kukiełek" w wykonaniu dwóch lalkarzy - Coin i Snowa, tego propagandowego pojedynku. Reszta została zepchnięta na bok. Ogromnie zadowala mnie to, że książkowy trójkąt miłosny nie został wepchnięty w pierwszy plan - chociaż w tej trylogii nie było to aż tak nachalne, jak w książkach innych autorów. Cieszy mnie fakt, że Francis Lawrence tak szczegółowo oddał fabułę powieści, praktycznie nie pomijając żadnego momentu. Kilka scen zupełnie mi nic nie mówiło, ale najwidoczniej muszę odświeżyć sobie trylogię.
Co do gry aktorskiej Jennifer - wydaje mi się, że w tym filmie nie chodziło już o zaprezentowanie brawurowej, charyzmatycznej buntowniczki; Katniss jest zagubiona, nie może się odnaleźć w tej rozgrywce między politycznymi rekinami i powoli zaczyna tracić swoje własne "ja" na rzecz tej na siłę kreowanej przez innych - i ten uczuciowy mętlik - moim zdaniem - udało się odtworzyć aktorce. Donald Sutherland w roli Snowa rewelacyjny, tu się zgadzam. Julianne Moore mu dorównuje, świetnie pokazała pozbawioną skrupułów przywódczynię rebeliantów. No i ten lekki uśmieszek Plutarcha, zaraz po scenie śmierci Coin - coś niesamowitego. Ten film wystaje poza kategorię "dla młodzieży", dotyczy już poważniejszych tematów, przez co staje się wymagający, gorzki. Ja jednak jestem zadowolony z takiego zakończenia serii.
Pozdrawiam!
Gnom.
Co do nazwanego przez ciebie "teatru kukiełek" w wykonaniu Snowa i Coin muszę się zgodzić. Obydwoje stosowali propagandę, aby zyskać większe poparcie. Takie zagrywki polityczne były dobrze ukazane w "Kosogłosie. Części 1" gdzie właściwie cała fabuła polegała na tworzeniu propagandy. W dwójce niestety zepchnięto ten wątek na dalszy plan kosztem scen akcji które wypadły słabo. Jeśli chodzi o trójkąt miłosny to rzeczywiście na plus, że go tak bardzo nie uwypuklono bo byłby to tak naprawdę kolejny minus produkcji. Zgodność z książką dla mnie nie ma akurat w tym i każdym innym przypadku znaczenia ponieważ książka, a film to co innego, ale jeśli miałbym by szczery to nie pamiętam już co tak dokładnie było w ostatniej części powieści. Poza tym była dla mnie najsłabsza z całej serii. Zgodzę się z Tobą, że seria "Igrzyska śmierci" jest ponad kategorię młodzieżową, ale akurat ta ostatnia część jest wśród nich najsłabsza. Poprzednie były zdecydowanie lepsze.
UsuńDzięki za twoje przemyślenia,
Pozdrawiam