Snippet
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Boczarska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Magdalena Boczarska. Pokaż wszystkie posty
Michalina Wisłocka napisała książkę, która zmieniła wszystko. Ale zanim "Sztuka kochania" podbiła rodzimy rynek księgarski i zrewolucjonizowała seksualność PRL-u, jej autorka musiała przejść długą drogę. Słynna ginekolog poświęciła lata na przełamywanie konserwatywnej obyczajowości i przepychanki z bezduszną cenzurą. Opowieść o powstaniu "Sztuki kochania" Michaliny Wisłockiej to historia rewolucji seksualnej w wersji PRL.

gatunek: Biograficzny, Dramat
produkcja: Polska
reżyser: Maria Sadowska
scenariusz: Krzysztof Rak
czas: 1 godz. 57 min.
muzyka: Radzimir Dębski
zdjęcia: Michał Sobociński
rok produkcji: 2016
budżet: -
ocena: 6,9/10











Osobowość rewolucji


Raz za czasu trafia się taka osoba, która już na pierwszy rzut wyróżnia się spośród tłumu. Czy to z powodu wyglądu? A może sposobu jej ubioru? Nie, tu chodzi o coś zdecydowanie innego. Przede wszystkim taką osobę cechuje inność. Zawsze zmierza w odrębnym kierunku niż reszta tłumu. Zawsze ma swoje niezłomne zdanie i nigdy nie stara się udawać kogoś innego. Zawsze jest sobą i tylko sobą. Nie ważne co się dzieje, ani jakie ma za to ponieść konsekwencje. Przede wszystkim musi żyć w zgodzie ze samym sobą. Pierwsze skojarzenie – dziwak. Jednakże jeśli bliżej jej się przyjrzeć to można dostrzec wyjątkowe cechy, które tak naprawdę czynią z niej osobę wybitną. Tak właśnie było z Michaliną Wisłocką.

Michalina Wisłocka to słynna seksuolog i ginekolog czasów PRL-u, która swoją sławę przede wszystkim zawdzięcza publikacji książki pt: "Szuka kochania", która mówi o tym jak skutecznie okazywać sobie miłość. Jej praca naukowa nie tyle co okazała się istnym bestsellerem, ale również zrewolucjonizowała życie seksualne polaków. Jednakże za kulisami książki kryje się nieznana historia jej autorki, której życiorys jest iście niezwykły. Produkcja powstała na podstawie powieści Violetty Ozminkowskiej pt: "Michalina Wisłocka. Sztuka kochania gorszycielki", w której autorka przybliża nam skomplikowany życiorys naszej bohaterki. Za sam film odpowiadają natomiast producenci hitowego filmu "Bogowie". Jednakże czy w tym przypadku również będzie można mówić o sukcesie? Ciężko stwierdzić, jednakże jedno jest pewne, że film Marii Sadowskiej zdecydowanie zasługuje na uwagę. Albowiem nie opowiada jedynie o historii naszej bohaterki, ale porusza również niezwykle palące kwestie, które nawet dzisiaj są uważane za temat tabu, a nie powinny. W końcu nasza postać tak usilnie o to zabiegała. Niestety jak widać niektóre rzeczy były poza jej zasięgiem i nawet pomimo osiągnięcia ogólnokrajowego sukcesu nie udało jej się zrobić wszystkiego. Trzeba jednak przyznać, że swoim uporem, odwagą oraz determinacją zaszła niesłychanie daleko i to jest tak naprawdę najważniejsze. Jednakże co to byłaby za historia gdyby życie głównej bohaterki nie przyczyniło się do powstania tej słynnej pracy. Niestety dla twórców obrazu udźwignięcie skomplikowanego życiorysu postaci okazało się zbyt trudnym zadaniem. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na sam początek obrazu, który jest niemiłosiernie chaotyczny. Wydarzenia ekranowe ukazują nam kilka rzeczy naraz, a akcja obrazu skacze z kwiatka na kwiatek i nie zatrzymuje się w żadnym miejscu nawet na chwilę. Cały ten zabieg powoduje niemałe zamieszanie w linii fabularnej, która może wprowadzić widzów w niemałą konsternację. Albowiem tak naprawdę nie wiadomo od jakiego wydarzenia rozpoczyna się produkcja, ani jaki jest przebieg całej historii ponieważ twórcy nie mogą się zdecydować od czego zacząć. Co gorsza ciągle skaczą pomiędzy wydarzeniami z całego życia pani Michaliny przez co z samego początku strasznie ciężko nam się odnaleźć w całej opowieści. Wszystko to powoduje, że zaburzona zostaje chronologia zdarzeń i tak naprawdę nie wiadomo co było kiedy, ani jakie zdarzenie było skutkiem kolejnego zajścia. Początek filmu to po prostu jeden wielki chaos. Dopiero później twórcom udaje się odnaleźć złoty środek całej historii, aczkolwiek muszę przyznać, że nie obyło się bez licznych zgrzytów. Niemniej jednak dalsza część obrazu jest już znacznie zgrabniejsza co pozwala nam wreszcie zagłębić się losy naszej bohaterki. Te zaś są niezwykle intrygujące, bardzo wciągające oraz niesamowicie absorbujące. Twórcy ukazują nam, że życie pani Michaliny to seria wzlotów i upadków będących bezpośrednią inspiracją dla jej dzieła. Film ukazuje nam jak wiele przeszła nasza bohaterka oraz jak bardzo poturbowane były jej losy. Albowiem pomimo wielu sukcesów jej życie osobiste było bardzo ubogie oraz nieszczęśliwe. Choć odznaczyła się wyjątkową pomocą dla wielu kobiet, to niestety sama nie potrafiła zastosować tych praktyk dla siebie. To świadczy, że była jedną z niewielu osób, które chcą i są w stanie pomóc innym i zapewnić im szczęśliwe życie, ale same takiego nie są w stanie doznać. Cenimy panią Michalinę za jej odwagę, prostolinijność oraz dobroduszność, ale zapominamy o tym, że w głębi duszy sama potrzebowała pomocy. Tym bardziej szkoda, że twórcy zdecydowali się wybielić naszą bohaterkę na potrzeby obrazu. Życie Wisłockiej jest jeszcze bardziej zakręcone niż można dowiedzieć się z filmu, a sama postać głównej bohaterki jest jeszcze bardziej kontrowersyjna i nieodgadniona niż możemy zobaczyć na ekranie. W obrazie Marii Sadowskiej zdecydowanie obrano taktykę gloryfikacji postaci przez co zapominano o wielu intrygujących kwestiach z jej życiorysu. Stworzono piękną laurkę aniżeli wiarygodną biografię. Albowiem tak naprawdę nasza postać wcale nie była taka wspaniała. Miała wiele wad w postaci przesadnej bezpośredniości czy też niewyparzonego języka, które przysporzyły jej niezliczonej ilości problemów jak i wrogów. Choć odznaczała się wyjątkowym umysłem i posiadała miano wyjątkowego naukowca, to niestety była osobą całkowicie życiowo nieogarniętą oraz nie potrafiła być dobrym rodzicem. Film zaledwie dotyka tego problemu i nie zamierza go jakoś specjalnie rozwijać. To samo tyczy się filmowych losów naszej bohaterki, które również bywają zbytnio uproszczone. Szczególnie jeśli chodzi o wydarzenia z samego początku filmu, które dosłownie przemykają przed naszymi oczami. Wiem, że w dwu godzinnym obrazie ciężko jest wszystko zmieścić, ale to nie znaczy, że my wielu rzeczy mamy się sami domyślić. W "Sztuce kochania" bardzo często tak się właśnie dzieje. Twórcy poprzez liczne uproszczenia sprawiają, że wiele scen może okazać się dla nas niejasnych bądź też ciężkich do zrozumienia. W tym wypadku konieczna okazuje się znajomość życiorysu pani Wisłockiej, co trochę zdaje się przeczyć logice produkcji, albowiem przyszliśmy do kina właśnie po to, aby się czegoś o niej dowiedzieć. Dodatkowo nie przekonuje mnie sam scenariusz obrazu, który tylko na papierze wydaje się taki "genialny". Na ekranie niestety ciężko dostrzec ten geniusz, albowiem do opowieści często wkrada się wspominany już wcześniej chaos, który potrafi nieźle namieszać. I tym razem nie chodzi tylko o sam początek, ale o cały film, który nie potrafi poradzić sobie ze zmiennością akcji. Historia do samego końca niemiłosiernie skacze pomiędzy rozmaitymi rocznikami co bardzo negatywnie wpływa na jego niekorzyść. Albowiem zamiast zdecydować się na tradycyjną chronologię postanowiono nieco poeksperymentować z naprzemienną narracją. Niestety twórcy kompletnie na tym polu polegli co bardzo osłabia ich dzieło. To wszystko wyzbywa produkcję z płynności, lekkości oraz przejrzystości zdarzeń.

Od strony aktorskiej produkcja prezentuje się już znacznie lepiej. Przede wszystkim ze względu na pokaźny zestaw bardzo dobrych aktorów, którzy pojawiają się w filmie. Natomiast jeśli chodzi o charakteryzację postaci, to z tym jest już różnie. Oczywiście postać Michaliny Wisłockiej to bezsprzecznie rewelacyjnie skonstruowana bohaterka, która potrafi nas niesamowicie urzec. Choć twórcy nie ukazują nam jej pełnego potencjału to i tak trzeba przyznać, że jest to oszałamiająco wyjątkowa sylwetka. W roli pani Michaliny mamy fenomenalną Magdalenę Boczarską, która rewelacyjnie oddaje ducha swojej postaci. Na dalszym planie pojawiają się Piotr Adamczyk jako Stanisław Wisłocki – mąż Michaliny oraz Eryk Lubos jako Jurek. Wyróżnić można jeszcze Justynę Wasilewską jako Wandę i Jaśminę Polak jako redaktor Teresę. Reszta natomiast to trzeci plan, który stanowi pewnego rodzaju wykończenie. Tym bardziej dziwi fakt, że obstawiono go plejadą sławnych aktorów jak Danuta Stenka, Karolina Gruszka, Wojciech Macwaldowski, Borys Szyc, Arkadiusz Jakubik, Dorota Kolak, Artur Barciś, Katarzyna Cynke, Sywester Maciejewski czy też sam Tomasz Kot. Czego by jednak nie powiedzieć o decyzji twórców trzeba przyznać, że cała obsada spisała się na medal.

Strona techniczna produkcji natomiast onieśmiela rozmachem oraz niezwykłą dbałością o szczegóły. W szczególności jeśli chodzi o idealne odwzorowanie PRL-owskiego klimatu. Wliczają się w to rewelacyjne kostiumy, genialna charakteryzacja oraz świetne scenografie. Na naszą uwagę zasługują również rewelacyjne zdjęcia Michała Sobocińskiego. Natomiast muzyka Radzimira Dębskiego jest poprawna, ale bez rewelacji tak samo jak dopasowanie utworów muzycznych, które niekiedy są zbyt nachalne i na siłę wrzucone do obrazu.

Gdyby nie pani Michalina Wisłocka nie było by "Sztuki kochania". Nasza bohaterka wyraźnie to podkreśla wypowiadając słowa – "To ja jestem rewolucją seksualną". Trudno się z nią nie zgodzić, albowiem tak naprawdę to ona jest sercem całej książki. Wsparta poprzez swoją bezpośredniość, odwagę i determinację była w stanie otwarcie mówić o "palących" problemach i chwała jej za to. Potrzebujemy takich osób, które zamiast debatować chcą działać przy czym dodatkowo odznaczają się niebywałym poświęceniem dla całej sprawy. Choć jest to kosztem ich własnego życia to i tak się nie poddają, albowiem czują w tym swoje powołanie. "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej" opowiada nam właśnie o tej niezwykłej postaci, która zainspirowała setki polaków do zmiany na lepsze. Niestety nie da się ukryć, że twórcy ewidentnie nie poradzili sobie z bogatym życiorysem tej niesamowitej bohaterki. Scenariusz filmu mógłby być lepszy, reżyseria bardziej konsekwentna, historia mniej skomplikowana, a wydarzenia bardziej przejrzyste. Niemniej jednak pomimo wszystkich wad warto sięgnąć po ten film, albowiem opowiada nie tylko o wyjątkowej sylwetce jaką była pani Michalina, ale również o samej sztuce kochania.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.

Piotr Grodecki, dziennikarz śledczy opiniotwórczego dziennika Kurier, wpada na trop dużej afery finansowej. Okazuje się, że sprawa ma dla niego osobisty wymiar. Mimo sprzeciwu redakcji, Piotrowi udaje się doprowadzić do publikacji, która wzbudza zainteresowanie opinii publicznej. Z pomocą Weroniki, agentki CBŚ, Piotr odkrywa drugie dno tej afery. Kiedy Piotrowi wydaje się, że już wyjaśnił zagadkę, nagle dostaje tajemniczą wiadomość. Sprawa zaczyna się komplikować, zataczając coraz szersze kręgi wśród ludzi polityki i wielkiego biznesu.

twórca: Marek Lechki
oryginalny tytuł: Pakt
na podstawie: serialu "Mammon"
gatunek: Sensacyjny, Thriller
kraj: Polska
czas trwania odcinka: 50 min..
odcinków: 6
sezonów: 1
muzyka: Łukasz Targosz
zdjęcia: Paweł Flis
produkcja: HBO Polska
średnia ocena: 7,6/10 (system oceny seriali wyjaśniam tutaj) 
wiek: dozwolone od 18 lat (wg. KRRiT)







 
Dla dobra sprawy

Niewiele seriali w Polsce ma jakąkolwiek szansę wybić się poza granice naszego kraju. Większość z nich to nie godne uwagi produkcje, które są tworzone dla mas. Stacje telewizyjne w naszym kraju najwyraźniej zapominały, że wśród tłumu ludzi zadowalających się średniej jakości serialami są również osoby, które szukają w produkcjach telewizyjnych czegoś więcej niż schematycznej, głupiej i bezsensownej fabuły, która zalewa ich ze wszystkich stron. W takim wypadku jedynym ratunkiem okazują się zagraniczne produkcje spośród których da się wyegzekwować te naprawdę dobre. Na ratunek polskiej telewizji przychodzą z pomocą platformy telewizyjne, które pokazują, że da się zrobić dobry serial. Tak właśnie można określić najnowszą produkcję HBO Polska o tytule "Pakt".

Po rewelacyjnej "Watasze" stacja zdecydowała się rozpocząć nowy projekt, aniżeli kontynuować bardzo dobrze przyjęty serial o straży granicznej w Bieszczadach. Choć owa decyzja bardzo mnie zasmuciła to niestety nic na to nie poradzę. Na szczęście "Pakt" okazał się zadowalającym następcą. Scenariusz produkcji powstał na podstawie norweskiego serialu o tytule "Układ" ("Mammon") emitowanego w 2014 roku na kanale NRK1. Zaledwie rok później na antenie HBO premierę miał "Pakt", który okazał się niemalże identyczną kopią oryginału. Scenarzyści dosłownie przepisali norweski serial na polskie realia, a następnie bez wyrzutów sumienia nakręcili go i wypuścili do telewizji. Ja rozumiem, że można się inspirować poszczególnymi obrazami, albo tworzyć polskie odpowiedniki zagranicznych hitów, ale nie pojmuje jak można stworzyć niemalże bliźniaczą kopię czegoś co już powstało? To tak jakby Polacy nakręcili naszą wersję "Forresta Gumpa" tyle że zmieniono by lokacje, imiona postaci oraz kilka innych rzeczy, aby wpasować obraz w nasze realia i opowiedzieć tę samą, znaną nam już historię, ale po naszemu. Doprawdy nie jestem w stanie rozgryźć logiki, która kryje się za tym przedsięwzięciem przez co ciężko mi spojrzeć na serię bez żadnych uprzedzeń. Na szczęście twórcy produkcji okazali się całkiem gramotni i nie popełnili błędów przy przepisywaniu skryptu. Serial opowiada o dziennikarzu śledczym, który dzięki anonimowym wiadomościom wpada na trop dużej afery finansowej. Niestety bardzo szybko wychodzi na jaw, że w sprawę zamieszany jest jego brat prowadzący duża firmę. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej gdy wychodzi na jaw, że w aferę zamieszanych jest dużo więcej znanych osobowości. Nasz bohater postanawia odkryć mrożącą krew w żyłach prawdę i zakończyć spisek. Niestety zadanie to okaże się dużo trudniejsze niż początkowo przypuszczał... Produkcja telewizyjna posiada rewelacyjny start, dzięki któremu twórcom udaje się niezwykle szybko oraz bezboleśnie wprowadzić nas w świat głównego bohatera. Premierowy odcinek z przytupem otwiera całą serię i pokazuje nam, że tkwi w nim moc, groza oraz misternie uknuta intryga, czekająca na rozwiązanie. Epizod niezwykle wciąga, intryguje oraz sprawia, że chcemy sięgnąć po więcej. Niestety dalsze wydarzenia nie są już tak emocjonujące jak w pilocie. Przede wszystkim akcja serialu znacząco zwalnia, a fabuła staje się mniej atrakcyjna. Wydarzenia ekranowe serwowane są nam z pewną dozą rezerwy czy też niepewności jakby twórcy nie
do końca wiedzieli co dokładnie chcą nam zdradzić, a co nie. Całe to niezdecydowanie scenarzystów sprawia, że przez pewien okres czasu opowieść staje się strasznie pasywna, rozleziona i bez charakteru. Natomiast śledztwo naszego bohatera przez jakiś czas stoi w miejscu i nie posuwa się ani o milimetr do przodu. Dopiero w połowie produkcja znacząco przyspiesza, a całość zaczyna nabierać rumieńców. Historia zaczyna być coraz bardziej intrygująca, wydarzenia coraz bardziej wciągające, a główna intryga coraz bardziej zawiła i tajemnicza.  W opowieści nie zabraknie również wielu niespodziewanych zwrotów akcji, które wielokrotnie zmienią bieg wydarzeń. Oprócz tego należy podkreślić, że jak na tak niewielki format (6 odcinków) serial posiada bardzo dużo wątków, intryg, tajemnic oraz zdarzeń, które potrafią ze sobą świetnie współgrać. Nie czuć ich natłoku dzięki świetnie dogranemu scenariuszowi, który bardzo dokładnie i szczegółowo nakreśla każdy aspekt serialu. Niestety nie obyło się bez kilku mankamentów, które nieco utrudniają odbiór produkcji. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na cały zamysł serialu, który bazując na norweskim oryginale nie zawsze jest w 100% polski. Niekiedy czuć wylewającą się z ekranu obcość, która sprawia, że seria wydaje się wtedy mniej wiarygodna. Wszystkie te zależności tyczą się właśnie przemianowania produkcji na model polski. Oprócz tego twórcy czasami tak zagłębiają się w intrygę i tak ją komplikują, że niekiedy wręcz potrafi sprawiać wrażenie niezrozumiałej, przekombinowanej i mało przekonującej. Twórcy wpadają wtedy na zastawione przez siebie sidła, albowiem chcąc jeszcze bardziej skomplikować akcję produkcji tak naprawdę przedobrzają sprawę i wychodzi to strasznie nienaturalnie.  Koniec końców "Pakt" ukazuje nam potężną i skrupulatnie opowiedzianą historię, która niestety czasami próbuje przebić samą siebie co nie wychodzi jej na dobre.

Pod względem aktorskim produkcja HBO Polska prezentuje się naprawdę dobrze. Przede wszystkim mamy wiarygodnych, świetnie napisanych oraz prawdziwych bohaterów, dzięki którym opowieść staje się niezwykle przekonująca. Nasze postaci to mieszanka niezwykle ciekawych i rozmaitych osobowości, które świetnie się uzupełniają. Na pierwszym planie mamy oczywiście niestrudzonego dziennikarza śledczego, który stara się rozwikłać tajemnicę kryjącą się za oszustwami finansowymi. W tej roli mamy świetnego Marcina Dorocińskiego. Oprócz niego na pierwszym planie pojawiają się również: Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz, Witold Debicki oraz Anna Radwan. W pozostałych rolach występują: Edward Linde-Lubaszenko, Adam Woronowicz, Marcin Wojciechowski, Magdalena Boczarska, Marcin Perchuć oraz Alicja Dąbrowska. Dzięki doborowej obsadzie produkcja wypada bardzo dobrze pod względem aktorskim.

Od strony technicznej "Pakt" prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Przede wszystkim mamy świetne zdjęcia, rewelacyjną muzykę Łukasza Targosza oraz wyjątkowy klimat produkcji. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na efekty specjalne oraz świetną czołówkę wyjętą niczym z "Detektywa".

Reasumując "Pakt" to bardzo dobrze zrealizowany serial z rewelacyjną obsadą, świetnym wykończeniem oraz ciekawą i wciągającą historią. Niestety nie ustrzegł się błędów, które skutecznie sprawiają, że seria staje się mniej przekonująca i wiarygodna. Czasami twórcy niepotrzebnie komplikują fabułę produkcji, aby jeszcze bardziej ją zagmatwać co tylko wpływa na jej niekorzyść. Jednakże największym przewinieniem serii jest jej zamysł bazujący na norweskim oryginale. Gdyby to była historia wymyślona przez polskich twórców mógłbym przymknąć oko na niektóre rzeczy, ale gdy mam do czynienia z opowieścią w tak dużym stopniu podobną do oryginału to niestety nie mogę tego zrobić. Równie rozczarowujące okazuje się zakończenie serialu, które dosyć niemrawo i bez emocji kończy główny wątek produkcji. Koniec końców "Pakt" to dobry serial, ale nie bardzo dobry.

Zapraszam do polubienia profilu facebook'okwego abyście zawsze byli na bieżąco z recenzjami.