Porzucona przez chłopaka trzydziestokilkuletnia Amy z trudem przekonuje swą nadzwyczaj ostrożną matkę, by wyjechała z nią na wycieczkę do Ekwadoru. Na miejscu zostają porwane przez przypadkowo poznanego znajomego i wywiezione do dżungli. Od ich samych – i siły łączących je więzi – zależeć będzie, czy uda im się wyprowadzić w pole porywaczy i wrócić do cywilizacji.
gatunek: Komedia
produkcja: USA
reżyseria: Jonathan Levine
scenariusz: Katie Dippold
czas: 1 godz. 30 min.
muzyka: Theodore Shapiro, Chris Bacon
rok produkcji: 2017
budżet: 42 miliony $
ocena: 3,0/10
Zgaga,
tasiemce i te sprawy...
Zdarzyło wam się kiedyś źle ocenić film? Mówiąc to, mam na myśli sytuację, w której wyczekiwana przez was długo produkcja okazała się starszym rozczarowaniem, jakiego nie mogliście przypuszczać. Mnie taka sytuacja dotknęła tyle razy, że teraz staram się do każdego obrazu podchodzić "na chłodno". Na zwiastuny to już w ogóle patrzę z odpowiednią dozą rezerwy. Jednakże jak bym się nie starał zawsze i tak złapie się na te same chwyty. Tym razem przechytrzyli mnie twórcy "Babskich wakacji".
Z początku się nieco dziwiłem niepochlebnym opiniom na temat wyżej wymiennego tytułu, albowiem zwiastuny prezentowały raczej średniej jakości materiał, czyli nic nadzwyczajnego. Teraz jednak już wiem, skąd one się wzięły. Pierwszego wrażenia nigdy nie należy brać pod uwagę, albowiem niczego konkretnego nam ono nie mówi. W przypadku "Babskich wakacji" podejrzewałem "przeciętniaka", którego trafność żartów będzie oscylowała w skali 5/10. Jednakże nie przypuszczałem, że twórcy porażą mnie swoją "pomysłowością" i "odwagą". Film opowiada o córce, którą przed wyjazdem na wakacje porzucił chłopak. Na wycieczkę więc zabiera mamę, która dawno nie wychodziła z domu. Wszystko potoczyłoby się bezproblemowo, gdyby nie poznany przez córkę chłopak, który porywa obydwie kobiety. Teraz dwie dzielne amerykanki muszą wyrwać się ze szponów kartelu, który wyłudza od ludzi okup za bliskich. Zgaga. Jako że jest to komedia, wiele rzeczy można jej odpuścić, jak na przykład sam fakt, że bohaterki trzykrotnie zbiegły oprawcy. Ok, rozumiem. Jakoś przecież musiała się akcja obrazu toczyć. Niestety, gdyby to był największy minus obrazu, to seans byłby całkiem bezproblemowy. Jak już wspomniałem, fabuła jest, jaka jest. Jej niedorzeczność kilkakrotnie przekracza granicę przyzwoitości, przez co seans staje się bardzo nieprzyjemny. Nie wspominając już o jednej takiej "akcji", której mój mózg po prostu nie wytrzymał. Ale o tym potem. Historia ukazana na ekranie, choć ma początek rozwinięcie i zakończenie, jest konsekwentna i dokładna, jeśli chodzi o prowadzenie akcji, to niestety nie wyróżnia jej już nic innego. Przede wszystkim opowieść jest nudna i mało wciągająca. Wydarzenia ekranowe, choć cały czas serwują nam coś nowego, nie potrafią nas ani w pełni pochłonąć, ani czymkolwiek zaskoczyć. Akcja obrazu, choć całkiem płynna to niestety mało porywająca. Sceny bardzo często strasznie się ciągną i zanudzają na śmierć. Opowieści nie pomaga nawet wątek dramatyczny na linii matka-córka, który (jak można było przypuszczać) koniec końców uporządkuje burzliwą relację między nimi. Wszystko zostało zbudowane na bardzo stereotypowej konstrukcji, która kuje w oczy swoją szablonowością. Nie zapominajmy już o absurdach, jakie pojawiają się w obrazie, albowiem te niekiedy potrafią dosłownie zwalić z fotela. Rzucę jedynie słowo: tasiemiec. W filmie o dziwo pojawia się również kilka wątków pobocznych jako urozmaicenie całej historii. Niestety wątki te zostały wprowadzone do opowieści bezmyślnie, przez co na sam koniec dochodzimy do wniosku, że były kompletnie niepotrzebna. Pomijając już naszą irytację, wynikającą z postaci brata głównej bohaterki. Koniec końców chyba gorzej już być nie mogło. No, chyba że opowieści brakowałoby już przysłowiowych "rąk i nóg" to wtedy owszem.
Od strony aktorskiej "Babskie wakacje" prezentują się zdecydowanie lepiej. Na pierwszym planie mamy dwie aktorki z niesamowitą charyzmą, które wkładają dużo wysiłku w swoje role. Nie są to powalające kreacje, ale zdecydowanie zadowalające. Aktorki w dużej mierze ogranicza również biedny scenariusz, który nie poświęca ich sylwetkom za dużo czasu. Niemniej jednak Amy Shumer i Goldie Hawn dają z siebie wszystko. Ciekawie wypada również jako Ike Barinholtz jako przewrażliwiony i maminsynkowaty Jeffrey.
Przygoda z "Babskimi wakacjami" okazała się totalną porażką. Jest nudno, absurdalnie no i nie śmiesznie. Wyłączenie myślenia również nie pomaga, albowiem gdy się to już zrobi, film nadal nie ma nam nic ciekawego do zaoferowania. A ta akcja z tasiemcem to już w ogóle przebiła wszystko... Wow. Naprawdę długo tego nie zapomnę. Koniec końców film nie jest godny nasze uwagi. Wynudzimy się, powyrywamy kilka włosów z głowy i wyjdziemy z kina zawiedzeni. Po co nam takie tracenie czasu i naszego zdrowia? No ja się pytam?
P.S. Przez tego tasiemca będę autentycznie żyć o kilka lat krócej. ;D